1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. System marzeń – Octave, Chario, Siltech, Acrolink

System marzeń – Octave, Chario, Siltech, Acrolink

Opinia 1

Hasło „system marzeń” jest bardzo częstym tematem wielu niezobowiązujących rozmów ze znajomymi, parającymi się podobnym do naszego hobby. Każdy ma jakiś wyimaginowany przez zwoje mózgowe punkt maksymalnego zadowolenia, do którego stara się dążyć. Ów punkt jest oczywiście zależny od statusu życiowego, jaki akurat posiadamy – niestety możliwości wygospodarowania odpowiedniej ilości środków płatniczych są podstawowym elementem postrzegania naszych maksymalnych potrzeb. Ale jak to często bywa, są również marzenia od „czapy”,o których jednak lepiej nie wspominać, gdyż bujna wyobraźnia człowieka jest w stanie wygenerować rzeczy, które cytując za Ferdynandem Kiepskim „nie śniły się nawet fizjonomom”. Dlatego schodząc na „ziemię” pomówmy o urządzeniach audio, oscylujących swoimi cenami w okolicach 50tys. PLN za komponent. To nadal utopia dla wielu audiofilów, ale wiedząc jak obrotnym narodem jesteśmy, wieżę, że jest spora grupa swobodnie żonglująca urządzeniami z tego pułapu cenowego. Mimo to oczywiście zdaję sobie sprawę, iż niezaprzeczalnie wkraczamy w wysoki poziom marzeń.

Ja już jakiś czas temu przekroczyłem ten punkt i proszę mi wierzyć, dalsze wydatki na tę zabawę, pociągają za sobą zdecydowanie zbyt duże środki, w porównaniu do zysków i tylko naprawdę luźnie zasoby pieniężne, lub obsesja na punkcie pogoni za króliczkiem, może usprawiedliwić poniesione koszty. Osobiście na chwilę obecną zakończyłem poszukiwania i czerpię przyjemność z tego co udało mi się skompletować, a przy okazji wielu przeprowadzonych testów utwierdzam się w słuszności dokonanego wyboru. Być może posiadanie obecnego zestawu pozwala dystrybutorom widzieć we mnie człowieka, niemuszącego nic nikomu udowadniać i co jakiś czas w moich skromnych czterech ścianach pojawiają się tytułowe systemy marzeń.

W ramach tytułowego serialu ostatnio opisywanym na łamach Soundrebels systemem był jubileuszowy set Accuphase, który ze względu na ograniczenia lokalowe nie został uzupełniony o idealnie dobrane przez dystrybutora kolumny – i zmuszeni byliśmy korzystać z moich Bravo’ Consequence.  Na szczęście te nie wyróżniające się niczym szczególnym kolumny oprócz wspaniałego wywiązywania się z najważniejszego zadania do jakiego zostały stworzone – dźwięku, pokazują wszystko co najlepsze w podpiętych do nich zestawach, dlatego nikt z dystrybutorów nie neguje ich bytu w nawet najbardziej wysublimowanych kombinacjach. Dopiero dzisiejszy test jest opisem pełnego kompletu skomponowanego przez krakowski Eter Audio. Pretekstem było ukończenie odpowiednio dużego pomieszczenia (ok. 35 mkw. i wysokości 330 cm), z delikatną, niezbyt inwazyjną adaptacją akustyczną, predestynujące ww. lokum do roli audiofilskiej samotni. Cały czas uczę się nowych warunków i mimo kilkutygodniowego pobytu w nowym „rumie” cały czas odkrywam drzemiący w nim potencjał. Niemniej jednak kilku zestawień już słuchałem i wydaje mi się, że mam pewne prawo zabrać głos w ocenie dostarczonej elektroniki. Może wyciągnięte wnioski za kilka miesięcy byłyby nieco inne, ale zawsze przypominam, iż wszystko co napisze jakikolwiek recenzent, należy samemu skonfrontować we własnym pomieszczeniu, gdyż nie ma dwóch miejsc odsłuchowych o takich samych warunkach akustycznych. A że wstawiono mi całkowicie nieznany z bliższego kontaktu set, który mam ocenić w jeszcze dość świeżym pokoju, postaram się opisać, jak ów zestaw gra w wartościach bezwzględnych, mając jako wzorzec moją referencję. Aby zakończyć ten przydługi, ale według mnie niezbędny wstęp, wymienię wygrzewane przez dobry tydzień non stop dzieła niemiecko-austriacko-włoskiej inżynierii. Jako źródło wystąpił austriacki Ayon CD3SX, wzmocnieniem zajęła się niemiecka manufaktura Octave w postaci dzielonej amplifikacji: monobloki RE 220 i preamp liniowy z oddzielnym zasilaniem HP 500, a modułowe kolumny SOVRAN ACADEMY zaprezentował włoski CHARIO. Większość okablowania, pochodziła od holenderskiego Siltecha.

Z uwagi na mnogość urządzeń (elektronika z kolumnami to osiem sporej wielości kartonów) i celu, dla jakiego ten zestaw dotarł do stolicy – jest to test całego systemu, a nie pojedynczych urządzeń, dlatego opis natury wizualnej ograniczę do kilku niezbędnych zdań, rzucających lekkie światło na projekty plastyczne.
AYON-a CD-3SX chyba nikomu, choć trochę zorientowanemu w polskim rynku audio, nie muszę przedstawiać. Konstrukcja obudowy jest tak zunifikowana tak, że większość oferty tej marki korzysta z jednej formatki (poza monstrualnymi monoblokami). Jest to swego rodzaju obniżenie kosztów, które może być spożytkowane w konstrukcji wewnętrznej, ale również nader udany zabieg ugruntowujący rozpoznawalność producenta, co również ma niebagatelne znaczenie marketingowe. Ale z grubsza: trzynastocentymetrowa, prostokątna z mocno zaokrąglonymi narożnikami, wykonana z drapanego aluminium obudowa skrywa odtwarzacz kompaktowy w wersji top loader, oparty o technikę lampową. Front w swej prostocie otrzymał jedynie centralnie umieszczony, pokazujący wszystkie dotyczące odtwarzanego materiału informacje ciemnoczerwony wyświetlacz. Górna płaszczyzna oprócz umieszczonego na środku napędu skrywającego się pod wielkim przykrywającym płytę Cd krążkiem, posiada cztery ażurowe odprowadzające ciepło lamp otwory wentylacyjne. Tylny panel jest konstruktorskim szałem przyłączeniowym. Mnogość wejść i wyjść sprawia, że ten odtwarzacz staje się centrum dowodzenia wszelkimi formatami odczytu danych cyfrowych, czy to ze srebrnego krążka, czy plików. Ja wykorzystałem go wyłącznie jako czytnik kompaktów.
Monobloki Octave RE 220, jak na niemiecką skłonność do techniczności wyglądu, są bardzo stonowane wizualnie. Po zdjęciu kratek zabezpieczających użytkownika przed niebezpiecznymi (według UE) lampami, widzimy typową konstrukcję płaskiej i dość niskiej, w większości aluminiowej obudowy, dźwigającej w przedniej części zestaw lamp, a na tyle skryte pod prostokątną szeroką puszką transformatory. Na górnej płaszczyźnie znajdziemy jeszcze zestaw diod, które są panelem kontrolnym, podczas ustawiania biasu baniek próżniowych i przy zewnętrznych krawędziach ułatwiające życie podczas przenoszenia sprzętu uchwyty. Przedni panel podzielony na trzy płaty, zgrabnie przełamuje monotonię, jednak uciekając od zbędnego przeładowania dodatkami, otrzymał na zewnętrznych flankach dwie duże gałki: lewa selektor wejść, a prawa selektor regulacji prądu do lamp i dwie niebieskie diody: MUTE, POWER. Tył typowo dla monobloków jest siedzibą wejść w dwóch formatach: RCA i XLR, pojedynczych terminali głośnikowych, gniazda IEC, gniazda umożliwiającego podłączenie akumulatorów BLACK BOX, hebelkowy przełącznik fazy i przełącznik oddawanej mocy 140/220W. Włącznik główny znajduje się na lewej ściance bocznej.
Przedwzmacniacz liniowy HP 500, jest dwu-skrzynkowym urządzeniem z wyodrębnionym zasilaczem. Obudowa dość ascetyczna, gdzie płaski i wysoki front zdobi usytuowany w dolnej jego części rząd czterech mniejszych gałek, umożliwiających odpowiednie ustawienia pracy urządzenia i jedno duże, centralnie umieszczone pokrętło głośności. Do kontroli wybranych funkcji, mamy jeszcze obfitą ilość diod informacyjnych. Górna część obudowy w postaci kratki ażurowej zapewnia wentylację zastosowanych wewnątrz lamp i w podobnie do końcówek mocy, na bokach znajdziemy przydatne w procesie logistycznym rączki. Tylny panel obsłuży chyba wszystko, co jest związane z reprodukcją dźwięku, z phonastage’m MM i MC włącznie. Zestaw wejść i wyjść jest bardzo czytelnie rozmieszczony, że nawet laik poradzi sobie z tym bez problemów. Oprócz baterii terminali przyłączeniowych mamy jeszcze wielopinowe łączące z zasilaniem gniazdo, hebelkowy przełącznik filtru subsonicznego, odwracacz fazy i zaciski uziemienia.
Kolumny Chario Sovran Academy są dowodem na nieczęsto ostatnio spotykany kunszt wykonującego je stolarza. Znam człowieka, który co prawda niższy model, ale zakupił podobne kolumny tylko z powodu jakości wykonania obudowy. Ciągłość słojów pomiędzy górnym i dolnym modułem wymaga wielkiej staranności w pracy, a widoczne perfekcyjne łączenia drewnianych klepek w matowym wykończeniu zastosowanego drewna, utwierdza nabywcę w przekonaniu, iż zakupione kolumny spokojnie można zaliczyć do dzieł sztuki stolarskiej. To bardzo duży plus podczas procesu decyzyjnego w negocjacjach z żoną. Lekkie odchylenie bryły kolumn ku tyłowi wskazuje na troskę o spójność w domenie czasu użytych przetworników. Dolna część zajmuje się częstotliwościami niskotonowymi, które swoje ujście mają tuż nad podłogą pod okalającą całość do koła czarną „pończocho-podobną” tkaniną, a górna obsługuje środkowe i wysokie dźwięki. Dolny moduł posiada podwójne terminale podłączeniowe, które spinamy dostarczonymi w komplecie zworami. Niestety jak to bywa w takich jak moje Brav’o kolumnach (monitor z modułem basowym), do zasilenia całości potrzebujemy podwójnego okablowania (dwie skrzynki to dwa głośnikowce), co delikatnie zwiększa koszty rozruchowe zestawu, ale uzyskane dzięki takiej budowie efekty końcowe, najczęściej warte są poniesionych wydatków. Jak wspominałem, obudowy są ucieleśnieniem piękna, jednak dla podniesienia wartości wizualnych, artysta z półwyspu apenińskiego powlekł dodatkowo przednią i tylną ściankę tworzywem w czarnym macie, nadając dodatkowego szyku tym konstrukcjom. Podczas gdy przetwornik niskotonowy jest ukryty, to już średniotonowy i kopułka z powodzeniem swoją aplikacją – midwoofer nad tweeterem – dystyngowanie zdobią przód konstrukcji. Kończąc ten opis wspomnę jeszcze, że na tylnej ściance górnej skrzynki znajdziemy prostokątny wypełniony czymś w rodzaju gąbki bass-refleks. Tak po krótce wyglądają te owoce pracy ludzkich rąk i aby nie zanudzić czytelników drobiazgowymi detalami, nie będę dalej się rozwodził nad resztą smaczków wizualnych. Przypominam, że to jest próba opisania całego zestawu, a nie poszczególnych jego elementów, dlatego wzmianki o komponentach lekko skróciłem z prozaicznego powodu – jeszcze nie doszedłem do opisu dźwięku, a prawdopodobnie wielu potencjalnych czytelników już odczuwa lekkie znużenie niezbyt istotnymi w tym tekście informacjami. Dlatego z czystym sumieniem przechodzę do najważniejszego punktu programu, czyli odsłuchu.

Mnogość urządzeń wchodzących w skład systemu sprawiła, że podczas procesu logistycznego proponowany zestaw dojechał niekompletny tj. bez napędu (CD) i zasilacza do przedwzmacniacza liniowego. To nie stanowiło problemu rozruchowego, gdyż zastosowałem swoje komponenty, ale w kwestii wiarygodności wartości sonicznych proponowanego zestawienia, zaburzało cały projekt. Jednak profesjonalizm dystrybutora zaowocował dostarczeniem brakujących ogniw w ciągu dwóch dni i już spokojnie mogłem przystąpić do wnikliwej analizy, próby zaczarowania mnie generowanym spektaklem muzycznym.

Ocena w wartościach bezwzględnych.
Aby w miarę dokładnie oswoić się z nowym pomieszczeniem i dostarczonym zestawem, zanim zacząłem formować jakieś wnioski, spędziłem z elektroniką ładnych kilkanaście dni, zmieniając odtwarzany repertuar muzyczny. W międzyczasie poznawałem możliwości wpływu wielu ustawień, jakie oferuje ten zestaw – od wzmocnienia sygnału wychodzącego z kompaktu i przedwzmacniacza, przez użycie filtra obrabiającego sygnał w cedeku, po zmniejszenie oddawanej mocy samych końcówek z 220 na 140 Watt. Ta mnogość kalibracji stawia bohaterów na bardzo uprzywilejowanej pozycji, gdyż będąc kameleonem, jest w stanie sprostać bardzo wielu potrzebom potencjalnego nabywcy, co postaram się wyłożyć w dalszej części tekstu. Zacznę jednak od samej, na szczęście trafionej przez dystrybutora synergicznej konfiguracji, co mogłem zaobserwować dzięki chwilowym występom części mojej elektroniki – dzielony odtwarzacz kompaktowy i przedwzmacniacz liniowy. To doświadczenie pokazało, że nawet na tak wysokich pułapach cenowych odpowiednie zgranie komponentów jest niezwykle istotne. Nie da się iść na skróty twierdząc – jak drogie to musi zagrać ze sobą od pierwszego „strzału”, tylko podlega standardowym zasadom. Zestaw Reimyo mimo nastawienia na lekko podkolorowane granie jest bardzo rozdzielczy i stoi raczej po neutralnej stronie, co później powinno zostać uzupełnione firmowym okablowaniem i kolumnami. Niestety w połączeniu z setem testowym mimo zastosowania kilku kabli ze stajni Harmonix’a, wyczuwalne było zdecydowane odchudzenie przekazu muzycznego. Lampowe monobloki Octave, wbrew przyjętym stereotypom związanym ze szklanymi bańkami, to żywo i dynamicznie grające bestie. Do tego dość frywolnie obsługiwane przez kolumny Chario wysokie tony, bez niezbędnego wypełnienia potrafiły czasem zasygnalizować mnogość sybilantów w słuchanej realizacji. Na szczęście dostarczony odtwarzacz Ayon’a sprostał zapotrzebowaniu na masę i dopiero wówczas zacząłem cieszyć się dobiegającą z kolumn muzyką. A jakie atuty pokazał tytułowy zestaw marzeń? Otóż było to tak.

Wciśnięcie przycisku „Play” na pilocie zaprasza słuchacza na bardzo ciekawy spektakl muzyczny. Docelowe, prawie nieograniczone warunkami lokalowymi ustawienie kolumn (odległości od ścian bocznych i tylnej) pozwoliło na wygenerowanie obszernej, zarezerwowanej tylko dla bardzo dobrych konstrukcji wirtualnej rzeczywistości. Napowietrzenie, głębokość i szerokość to górna półka tego aspektu. Oczywiście musiałem powalczyć z dogięciem, co również zaleca producent, ale proces ten nie był szczególnie uciążliwy. Reszta należała do elektroniki. A ta pokazywała, że dobrze dogaduje się z przetwornikami. Próbując opisać poszczególne pasma, to według moich kryteriów bas swą twardością i konturem był niezagrożonym punktem przetargowym. Średnica i góra w wartościach ogólnych również pokazywała, że aspiruje do żądanej półki cenowej. Nic tylko zasiąść w fotelu i słuchać. Każda płyta dawała wiele pozytywnych wrażeń, ale niosła ze sobą również jakieś drobne „piki” o „niedociągnięciach” – przynajmniej w moim odczuciu – pamiętajcie, że jestem fanem barwy. Nie były to bardzo inwazyjne braki, gdyż dobrze zrealizowane płyty takie jak „Monteverdi” w wykonaniu Michela Godarda, czy małe składy jazzowe z wytwórni ECM, bezproblemowo angażowały mnie swymi walorami realizacyjnymi. Płyta Godarda to kwintesencja audiofilskiego postrzegania muzyki. Zgrana na setkę w warunkach klasztornych, czerpała pełnymi garściami z tamtejszej akustyki, precyzyjnie rozplanowując muzyków na prawdziwej podczas rejestracji scenie, co idealnie usłyszałem pomiędzy stojącymi w moim domu kolumnami. Jazz również wypadał bardzo spektakularnie – przypominam o walorach budowania głębi, ale tutaj czasami dawało się wychwycić lekką zwiewność instrumentów opartych o pudło rezonansowe – kontrabas, skrzypce. Niestety krążki z masowych – niezauważających potrzeb audiofila – tłoczni, pokazywały to jeszcze bardziej i wtedy zastosowałem dostępny w menu odtwarzacza filtr obrabiający sygnał. Po zaprzęgnięciu do pracy wspomnianego filtra, ponowna dawka materiału płytowego przebiegała w zdecydowanie lepszej barwie, nawet gdy w napędzie lądowały wymagające podbudowy średnich częstotliwości płyty z wokalistyką. Joun Sun Nah czy Cassandra Wilson. Obie panie bez problemu czarowały swoimi zniewalającymi balladami, nawet, gdy ze względu na bliskość mikrofonu od ust, prezentowały szlachetne migdałki. Przesłuchując kolejne partie srebrnych krążków, próbowałem przywołać uzyskane z referencyjnym Reimyo wzorce i moja niespokojna, ale również marudna dusza nadal miała pewne zarzuty natury barwowej. Jest bardzo dobrze, ale pewnie da się lepiej – myślałem w duchu. Wiedząc o dodatkowych możliwościach wzmocnienia Octave – zmniejszenie oddawanej mocy, spróbowałem zmusić ją do cięższej pracy. Utrata 80 Watt powinna jakoś wpłynąć na synergię wzmacniacz- kolumny, a przekonawszy się w swej drodze audiofila, że spadek mocy skutkuje zwiększeniem nasycenia, spróbowałem tego „myku”. Nie był to pokaz ogólnodostępny dla szerokiego grona marudnych audiofilów, tylko próba znalezienia najlepszych walorów zestawu, więc nic nie traciłem. Muszę się przyznać, że ten ruch podyktowany był reakcją na lekko skrzywioną minę Marcina, podczas jego pierwszego podejścia do odsłuchów. Wcześniej nie wpadłem na ten pomysł, ale człowiek stojąc w obliczu nagłej potrzeby, jest w stanie uczynić niemożliwe. To był rzut na taśmę, ale udało się i tak ustawiony zestaw zostawiłem do końca wizyty u mnie. Tutaj muszę wspomnieć, że wszystkie manewry w kierunku naprężenia muskułów w kierunku nasycenia dźwięku, lekko ingerowały w rysunek źródeł pozornych, zmieniając przybór z dobrze zatemperowanego ołówka na cienki pędzelek, na szczęście bez popadania w nieczytelne plamy, czy rozlanie się basu niczym gorąca lawa wulkaniczna. Było grubiej, ale mieściło się w ogólnie przyjętych normach. Nie wiem czy jeszcze pamiętacie – to koszt przydługiego wstępu, wspominałem o drobnej nonszalancji w traktowaniu górnego zakresu przez kolumny, co na początku zbyt często dawało o sobie znać. Jednak każdorazowe dotknięcie średnicy zmieniało postrzeganie wysokich tonów równoważąc tym korelację wszystkich zakresów. Nie odbywało się to kosztem otwarcia i swobody, tylko ukulturalniało ich jakość, wprowadzając większy spokój w reprodukcji. Na koniec tego fajnego, bo okraszonego kilkoma wcieleniami zestawu z Krakowa wspólnie spędzonego czasu, na czytnik laserowy położyłem kompilację nieżyjącej już niestety Mercedes Sossy z jej „Mszą Kreolską”. Maksymalnie wyżyłowany barwowo austriacko – niemiecko – włoski komplet, dał pełen realizmu koncert. Gradacja planów, wyrazisty głos artystki i świetnie współbrzmiący, stojący sporo za nią chór, pokazały największe zalety testowanej elektroniki. Mimo całkowicie różnych rodowodów, zaproponowany komplet bardzo dobrze współgrał ze sobą, dając wiele radości. Według mnie warto spróbować takiej kombinacji z bardzo prostego powodu. Jakiego? Przecież cały czas starałem się to pokazać, ale jeśli ktoś  potrzebuje przypomnienia, to służę. Od pierwszego momentu – pomijając gościnne występy moich urządzeń, dźwięk był wysokiej próby i tylko fakt mojego codziennego obycia z wyższą półką pozwalał na próbę odkrycia większych pokładów jakości. Nabywca dopiero kroczący ku nirwanie nie będzie miał opisanych problemów, traktując wszystkie dodatkowe funkcje, jako wartość dodaną. Dostarczony zestaw to bardzo ciekawie dobrany, mogący zadowolić wielu melomanów zestaw audio. Dlatego jeśli ktoś jest na etapie wymiany całości toru audio, powinien zakosztować takiego mariażu i jeśli nawet nie nawiąże się pomiędzy Wami nić porozumienia, będziecie tak jak ja bogatsi o nowe doświadczenia.

Spojrzenie subiektywne.
Zdecydowałem się na oddzielenie swoich preferencji od usłyszanego opisu osobnymi akapitami, gdyż już na wstępie wspominałem o sporych kosztach, przy uzyskiwaniu lepszej jakości. A czy można lepiej? Jasne, że można. W jakich dziedzinach? Proszę bardzo. Pierwszym, będącym moim konikiem aspektem są wysokie tony. Tutaj od początku miałem do nich lekkie „ale”, jednak w kontekście jakości do moich Brav’o, gdzie nawet niechcące muśnięcie talerzy mieni się milionem iskierek, czego kopułka Chario nie była w stanie zapewnić – przynajmniej w tej aplikacji. Innym tematem, gdzie widzę odejście od moich oczekiwań, jest konturowość grania przy odpowiednim nasyceniu i dociążeniu średnicy. Solowe popisy kontrabasisty powinny być pełną paletą informacji o zaangażowaniu puda rezonansowego jak i poszczególnych strun w feerię wydawałoby się chaotycznych, ale posiadających swój początek i koniec szarpnięć. To wyższa szkoła jazdy, ale możliwa do osiągnięcia. Myślę, że wystarczy tych przykładów na podniesienie realizmu podczas słuchania muzyki. Czasem jest to przerysowane w stosunku do rzeczywistości, ale we wstępie pisałem o naszych często bardzo wyimaginowanych poziomach jakości, a mój wygląda właśnie tak. Myślę, że zdroworozsądkowo podchodzący do mojego testu dystrybutor przyzna mi rację i nie będzie to ostatni zestaw, jaki zaproponuje, gdyż zapowiedziałem, iż wiąże się to ze sporym przyrostem ceny. Wiem również, że takie spełniające moje oczekiwania perełki posiada w dystrybucji. Choćby zestaw Ayon’a grający na jesiennej wystawie Audio Show. Dlatego może kiedyś i ten wpadnie do mnie na małe co nie co. Kto wie?

Ps. Życie jest jednak przewrotnie, a właściciele salonów audio bardzo dbający o wizerunek swojej marki, dlatego, gdy już wszystko teoretycznie dobiegło końca, zapadła decyzja o uzupełnieniu systemu o źródło pod postacią gramofonu Transrotor ZET 3 z dwoma ramionami SME 9 i 12 cali uzbrojonymi we wkładki Zyxa, oraz ujednoliceniu okablowania, które w pierwszych dniach słuchania było lekkim misz-maszem. Wyliczankę z dużą dozą pewności zrobi Marcin, dlatego ja skupię się tylko na wspomnieniu zmian na plus, po zastosowaniu ZET – trójki, topowych sieciówek Acrolinka, dodatkowej wysokiej głośnikówki Siltecha, listwy zasilającej i firmowego stolika, docelowo zalewanego u klienta olejem. Oczywiście nie były to zmiany w stylu walec drogowy, ale czuć było w całości przekazu zwiększenie namacalności poprzez dociążenie źródeł pozornych i ich gładkości, o które cały czas się czepiałem. Tak tak, czepiałem, gdyż idąc drogą poszukiwacza nirwany do góry, przeskok z dolnego szczebelka, nie pozwoli na jakiekolwiek marudzenie, gdzie tymczasem ja musiałem o ten rzeczony szczebelek zejść niżej. Niemniej jednak, jak to zwykle bywa, drapak bardzo często determinuje postrzeganie całości kompletu grającego, co stało się i tym razem. Doszło do tego, że gdy Marcin pojechał do domu, ja zwiększyłem wzmocnienie do początkowego, gdyż gładkość dźwięku, źródła analogowego, bezproblemowo pozwalała na taki ruch. Tak prawdę powiedziawszy, dzięki tym ostatnim doszlifowującym całość zmianom dostarczone klocki zaprezentowały zdecydowanie inny poziom grania. A może, to tylko moje sfiksowanie na punkcie winylu, tak ukierunkowało postrzeganie drugiego podejścia. Niemniej jednak start od początku ze szlifierką, prawdopodobnie nie pozwoliłby na pokazanie tylu możliwości dopasowywania dźwięku do swoich preferencji, co mogłoby umonotonnić cały test. A tak mamy rasowego wilka w owczej skórze, który dopiero podczas osobistego kontaktu wyłoży kawę na ławę.

Epilog.
Zawsze wspominam o bardzo dużym czynniku ludzkim w postrzeganiu jakości dźwięku. Dlatego na koniec przytoczę anegdotę, będącą faktem autentycznym, a która usprawiedliwi moje notoryczne przypominanie o podstawowych zasadach ograniczonego zaufania do recenzentów. Gdy przez cały czas odsłuchu, razem z Marcinem szukaliśmy złotego środka do uzyskania synergii pomiędzy ilością informacji dobiegających z kolumn, a ich ciężarem barwowym i cały czas coś nam doskwierało, przypomniałem sobie wizytę mojego znajomego, rozpoczynającą cały proces oceny wartości sonicznych. Wizytujący, jako pierwszy moje progi kolega, próbując zebrać w całość swoje myśli po kilkupłytowej serii, stwierdził, że dla niego zbyt mało dzieje się w górze pasma. Ja teoretycznie też stawiam na ilość informacji, jednak nasze całkowicie różne postrzeganie ich natężenia i jakości, starałem się wytłumaczyć poziomem wtajemniczenia, które jest pochodną obcowania na co dzień z odpowiednim zestawem referencyjnym. Jednak przez szacunek dla ludzi, nie negowałem całkowicie jego punktu widzenia, tylko starałem się przedstawić mój sposób postrzegania tego aspektu. Czy skorzystał, zapytam przy najbliższej okazji, ale z takim przekonaniem opowiadał o swoich wrażeniach, że chyba nie. Nic to, mówi się trudno.

Jacek Pazio

Opinia 2

Z pomysłem testu kompletnego systemu skonfigurowanego wyłącznie, bądź w znacznej części z urządzeń i akcesoriów dostępnych w ofercie danego dystrybutora nosiliśmy się już od dawna. Pierwszym impulsem do tego typu odsłuchów był moment dostarczenia jubileuszowego systemu Accuphase, jednak ze względu na dość ograniczone wtenczas warunki lokalowe nie zdecydowaliśmy się do topowej japońskiej elektroniki dobierać odpowiednich kolumn. Całe szczęście będąc osobnikami nad wyraz upartymi cały czas szukaliśmy dróg rozwoju pozwalających osiągnąć wyznaczony cel, co w rezultacie zaowocowało … nowym, dedykowanym wyłącznie celom odsłuchowym pomieszczeniem o powierzchni ok. 35 m2 i wysokości 3,30 m. Gdy tylko uzyskaliśmy zgodę Najwyższej Instancji (gorące podziękowania dla Małżonki Jacka, która do tego lokum miała całkowicie inne plany) reszta poszła niemalże jak z płatka. Skuteczna, acz nieinwazyjna pod względem wizualnym adaptacja akustyczna, poprowadzona prosto z tablicy linia zasilająca i … mogliśmy zaczynać.
Oczywiście, jak to w fazie startowej bywa niektóre „drobiazgi” wychodzą dopiero podczas prozy codziennych obowiązków. Pierwszą rzeczą, której zawczasu nie przygotowaliśmy, był adekwatny do profilu pomieszczenia mebel, co spowodowało, iż pierwsze, wyznaczające dalsze kierunki rozwoju odsłuchy prowadziliśmy na stoliku pochodzącym z dość popularnej (skandynawskiej) sieci. Całe szczęście cały czas prowadziliśmy rozmowy z firmą Audio Philar, która była gotowa potraktować nasze pomieszczenie, jako swoisty poligon doświadczalny dla swoich wyrobów. Tym oto sposobem już kilka dni po pojawieniu się u nas oficjalnie inaugurującego rozpoczęcie działalności OPOSa (Oficjalnego Pokoju Odsłuchowego Soundrebels) systemu dostarczonego przez krakowski Eter Audio mogliśmy całość ustawić na cieszącym oczy i uszy czarno – białym audio-mebelku.

Od razu na początku chciałbym nadmienić, iż jest to jak na razie największy i najpoważniejszy projekt, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Nie chodzi jednak o tak prozaiczne aspekty, jak wagę, czy też cenę, lecz o czasochłonność, ilość kombinacji, prób i pewnie też sprawdzenie własnych, oraz dystrybutora granic wytrzymałości nerwowej. Aby przybliżyć Państwu złożoność tematu napiszę tylko, że wszelkiego rodzaju zmiany konfiguracji, ustawień i finalnej kalibracji całości zajęły nam lekko licząc … blisko dwa miesiące. Przez ten okres system ewoluował na tyle znacząco, że pierwsze, poczynione przez nas obserwacje z perspektywy czasu mogłyby wydawać się mocno nieaktualne, gdyby nie to, iż to właśnie one wyznaczały poziom startowy, od którego cała ta szalona zabawa się zaczęła. W telegraficznym skrócie, dla osób zainteresowanych głównie aspektem czysto sprzętowym a nie brzmieniowym wyglądało to następująco. W pierwszej transzy dotarły do nas:
– lampowy przedwzmacniacz liniowy Octave HP 500SE Limited Edition
– lampowe monobloki Octave MRE 220
– kolumny Chario Academy Sovran
– okablowanie: przewody głośnikowe Siltech 25th Classic Anniversary 770L G7, interkonekt Siltech 25th Classic Anniversary 770i G7, dwa przewody zasilające Siltech 25th Classic Anniversary SPX-800

O walorach natury estetycznej zdążył wypowiedzieć się już całkiem obszernie Jacek, więc ja Państwa tymi detalami zamęczać nie będę nadmieniając tylko, iż kunszt stolarki kolumn Chario w bezpośrednim kontakcie organoleptycznym był po prostu porażający. Nawet gdyby te kolumny, oczywiście czysto hipotetycznie, zagrały jak ostatnie nieszczęście byłbym w stanie zrozumieć osoby, które kupiłyby je wyłącznie ze względu na wygląd.
Jak sami Państwo widzą w powyższym zestawieniu brakowało nie tylko firmowego źródła, ale również paru kabelków, dzięki którym można byłoby to wszystko sensownie spiąć w wydającą jakiekolwiek dźwięki całość. Sięgnęliśmy zatem do naszych zasobów i do sekcji średnio – wysokotonowej Chario poprowadziliśmy sygnał włoskimi przewodami Shinpy Big Bang, jako źródło wykorzystaliśmy dzielony CD Reimyo a brakujące zasilanie i połączenia sygnałowe zapewniły dyżurne Harmonixy. O tymczasowym szwedzkim stoliku wspominałem już wcześniej. Zanim jednak zdążyliśmy wszystko na spokojnie porozstawiać i rozpocząć żmudny proces wygrzewania dotarł do nas Nad wyraz bogato wyposażony we wszelakiej maści wejścia Ayon CD-3SX.
Osiągnięty efekt soniczny niespecjalnie nas porwał, gdyż pierwszy kontakt z poleconym przez krakowskich specjalistów systemem można było określić mianem chłodnej uprzejmości. Niby wszystko było OK, ale umówmy się – na tym poziomie cenowym OK, nie jest powodem do dumy. Dźwięk był zdecydowanie zbyt analityczny i zbyt szorstki jak na moje ucho. Poza tym sporo zastrzeżeń miałem do kultury najwyższych składowych, które zdecydowanie odbiegały od obłędnej szaty wzorniczej Chario. Nasuwało się zatem pytanie gdzie leży problem, bądź jak kto woli gdzie należy szukać winowajcy. Całe szczęście sytuacja wyjaśniła się sama i po kilku godzinach od włączenia urządzeń całość nabrała zdecydowanie bardziej wysublimowanej formy. Dodatkowo swoje trzy grosze dorzucił wybór filtra w Ayonie. Zmiana z defaultowej 1-ki na 2-kę zaowocowała zdecydowaną poprawą barwy, nasycenia i tzw. krągłości. O ile wcześniej przekaz był ukierunkowany na detal i niuanse, to po wygrzaniu i dopieszczeniu systemu nie tylko na Soyce („W Hołdzie Mistrzowi”), ale i mocno osadzonej w rockowych klimatach ścieżce dźwiękowej z pierwszych czterech sezonów „Sons of Anarchy”, zabrzmiał nad wyraz angażująco. Może w najbardziej surowych fragmentach („Slip Kid”) można było jeszcze trochę podciągnąć klimat lampowym dopaleniem średnicy, ale Octave zawsze stawiało na transparentność czarowanie barwą pozostawiając reszcie toru i … Konkurencji. Kolejnym krokiem było zmniejszenie mocy oddawanej przez końcówki. Sovran w końcu nie są aż tak trudne do napędzenia, więc „zaledwie” 140W z kwadry KT120 na kanał okazało się w zupełności wystarczające a dźwięk stracił trochę z ofensywności na rzecz barwy i wypełnienia. Sęk w tym, że my nastawiliśmy się na system marzeń a nie osiąganie akceptowalnych, jak na nasze (wyżyłowane) standardy poziomów jakości.
Podczas przeprowadzonej błyskawicznej burzy mózgów (wbrew panującym opiniom recenzenci audio w takowe narządy są wyposażeni) uznaliśmy z Jackiem, że „koszerność” dystrybucyjna dostarczonego systemu to jedno a zdrowy rozsądek i chęć wyciśnięcia z dostarczonej elektroniki całego, drzemiącego w niej potencjału to drugie. W związku z powyższym głośnikowe Siltechy i Shinpy wróciły do pudełek a ich miejsce zajęły monstrualne Acoustic Zen Double Barrel. Dodatkowo do końcówek prąd poprowadziły Acoustic Zen Gargantua II a ze źródła sygnał przesyłał Acoustic Zen Absolute Copper. W międzyczasie pojawił się również stylowy stolik audio Philar, który z pewnością poprawił nam samopoczucie (o komforcie psychicznym elektroniki nie wspominając), lecz o ile wystarczyłby większości użytkowników, to u nas CD Ayona finalnie wylądował na dodatkowej platformie Audio Philar Double Mode.
W efekcie powyższych zmian dźwięk systemu nabrał rozmachu i wypełnienia nie tracąc zbyt wiele ze wspominanej konturowości oraz selektywności. Wystarczyło posłuchać „Bird on Wire”(„ Songs of Anarchy: Music from Sons of Anarchy Seasons 1–4”), gdzie precyzja zdjęcia perkusji, delikatne „mlaśnięcia” Katey Sagal i łkająca w tle gitara zapewniały równie audiofilskie a przy tym o niebo przyjemniejsze doznania, aniżeli na prosektoryjnie wycyzelowanych realizacjach np. Anny Marii Jopek. Oczywiście uzyskany efekt miał też swoje zdecydowanie mniej łaskawe oblicze i jeśli tylko materiał źródłowy cierpiał na podkreślone sybilanty to słuchacz cierpiał co najmniej tak samo jakby siedział na fotelu dentystycznym a korzystając z pakietu NFZ nie mógł liczyć na znieczulenie. Cudów nie ma – na tym pułapie każde niedociągnięcie, również te popełnione po stronie realizatora, jest słyszalne i już.
Prezentowany system miał ponadto jedną, ponadprzeciętną cechę – porażał przestrzenią. Pogłos, niesamowicie naturalna propagacja dźwięków w pomieszczeniach, w których dokonano nagrań była oddawania z niezwykłą wiernością i jeśli tylko realizator miał taki zamysł potrafiła wysuwać się na pierwszy plan. Dzięki temu precyzja w kreśleniu źródeł pozornych, stabilność sceny i gradacja planów zasługiwały tylko i wyłącznie na superlatywy. Dodając do tego oczywistą wierność w pozycjonowaniu źródeł pod względem ich wysokości temat trójwymiarowości i holografii możemy uznać za kompletny.
Obserwacje dotyczące fenomenalnej ekstrakcji umykających do tej pory detali potwierdził odsłuch „… tales” Jorgosa Skoliasa i Bogdana Hołowni. Na „Little Wing” oprócz niezwykle dokładnego oddania artykulacji fortepianu z łatwością można było usłyszeć ruch samych muzyków i związane z tym szmery, szelest materiału i wszelkiej maści tzw. plankton, którego nie odfiltrowano podczas postprocesu. W porównaniu do wcześniejszej propozycji Etera system brzmiał zdecydowanie bliżej prawdy, nie czarował tak, jak Accuphase’y operując w zupełnie innej estetyce dźwięku.
Zadziwiająco sympatycznie wypadła, nieszczędząca przecież sybilantów Hanna Banaszak („Live – w Studiu Koncertowym im. W. Lutosławskiego”). System oddał realizm koncertowego nagrania na szczęście powstrzymując się od podkreślania wszelkiego rodzaju syknięć i szeleszczeń. Na „The Children of Sanchez” z łatwością można było podziwiać skalę głosu i mistrzostwo w jej posługiwaniu się wokalistki. Za to z natury ciemne „Adagio” Karajana, którego przekaz w pierwszej inkarnacji z elektroniką Octave w roli głównej wypadł zaskakująco zwiewnie i eterycznie, po naszych roszadach kablowych wrócił do normy oferując gęste i homogeniczne niczym wyborny mascarpone cechy. Podobnie było na Griegu – „Aase’s Death”, gdzie wcześniej akcent został położony na wyższe partie smyczków, przez co całość zabrzmiała bardziej płaczliwie a po zmianach minorowy nastrój utworu podkreślała gęsta i niemalże duszna atmosfera średnicy opartej na solidnych basowych fundamentach.
O swojej samowoli i osiągniętym w ten sposób bezdyskusyjnym progresie w stosunku do wersji pierwotnej nie omieszkaliśmy oczywiście poinformować dystrybutora, który naszą (mamy nadzieję) konstruktywną krytykę przyjął z uwagą i stoickim spokojem, po czym poprosił o kilka dni cierpliwości, które zostały nagrodzone dostawą ….:
– phonostage’a Octave Phono Module
– kabli głośnikowych Siltech Royal Signature King
– trzech przewodów zasilających Acrolink 7N-PC9500
– listwy Acoustic Revive RTP-4EU z tzw. “grzechotką”, czyli filtrem Acoustic Revive AC RAS-14 i przewodem Acoustic Revive Power Reference
– stolika Base Audio Base VI.
– podstawek pod kable Acoustic Revive RCI-3H

Prawdę powiedziawszy takiego obrotu sprawy się nie spodziewaliśmy, jednak gdy tylko ochłonęliśmy po pierwszym szoku, wzięliśmy się ostro do roboty a mając na stanie, pochodzący również z krakowskiej dystrybucji i od dłuższego czasu równolegle przeze mnie testowany, dwusilnikowy gramofon Transrotor Zet-3 z dwoma ramionami uzbrojonymi w rewelacyjne wkładki Zyxa (mono i stereo) pożegnaliśmy cyfrowe źródło Ayona zastępując je wspomnianym akrylowym monstrum. Kingi „poszły” na średnicę i górę pasma w Chario, Acrolinki odpowiednio dopieściły dzieloną amplifikację Octave a „budżetowe” Siltechy zatroszczyły się o sekcję basową włoskich kolumn, oraz zasilanie phonostage’a i gramofonu.
Kilkanaście godzin przeznaczonych na „ułożenie się” całości, akomodację dopiero co przybyłych elementów było konieczne, choć muszę przyznać, że szczerze zazdrościłem Jackowi możliwości zaglądania od czasu do czasu do OPOSa. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Kiedy dotarłem do Jacka już po jego minie widziałem, że wreszcie odpuścił mu stres związany z nie do końca spełniającym jego (moje z resztą też) kanony piękna dźwiękiem recenzowanego zestawu, co dobrze wróżyło na najbliższą przyszłość i nie myliłem się. Już pierwsze takty wskazywały na daleko idące ucywilizowanie przekazu. Całość nabrała nieobecnej do tej pory soczystości barw, których głębia po prostu musiała się podobać. Delikatne odstępstwo od laserowej precyzji, z  jaką wcześniej rysowane były źródła pozorne zrekompensowane zostało homogenicznością i gładkością całego pasma. To, co poprzednio mogło wydawać się zbyt wyostrzone, czy nawet w pewnym sensie kanciaste stawało się bardziej ludzkie, organiczne. Chłodna analityczność, uzupełniona krwistą, żywą tkanką dała adekwatny do oczekiwanej za testowany system ceny iście high – endowy dźwięk. Dźwięk na tyle szlachetny, że można go było jedynie rozpatrywać w kategorii podoba się / nie podoba a nie lepszy / gorszy, gdyż wyciągane wnioski opierały się głównie na naszych osobistych preferencjach i przyzwyczajeniach a nie ewentualnych mankamentach omawianego przedmiotu dyskusji. Gradacja, różnicowanie jakości słuchanych nagrań było na bezdyskusyjnie wysokim poziomie, jednak nawet starsze, również monofoniczne albumy czarowały autentycznością i wielopoziomowością zapisanych na nich emocji. Powiem więcej. Dopiero z Kingami wpiętymi w sekcję średnio – wysokotonową Chario mogłem zgodzić się z Carlo Vicenzetto, z którym dane mi było podczas ostatniego High Endu w Monachium rozmawiać ponad godzinę, że zaimplementowany w Sovranach tweeter może pochwalić się ponadprzeciętną detalicznością przy zachowaniu wręcz wzorcowej, krystalicznej czystości. Problem w tym, że aby wspomniany efekt osiągnąć należy wyzbyć się wszelakich myśli o zaoszczędzeniu paru złotych na „prawie” tak dobry przewód jak ten, który może pozwolić przetwornikowi „zabłysnąć”. Po prostu w tym przypadku „prawie” oznacza różnicę w efekcie końcowym podobną do różnicy (sięgając do klasyki rocka) pomiędzy destynacją „Highway to Hell” AC/DC a „Stairway To Heaven” Led Zeppelin.

O ile niejako rozpoczynający serię systemów marzeń set Accuphase zaczarował nas swoją niesamowitą muzykalnością i nieprzyzwoicie przesaturowaną barwą, o tyle niniejszy zestaw pokazał zdecydowanie bardziej wyważone oblicze High-Endu. Oblicze, które poprzez bezkompromisowy dobór okablowania, czy dodatkowych akcesoriów można w całkiem sporym zakresie kształtować, lecz efekt finalny będzie zależał wyłącznie od naszego uporu, posiadanej wiedzy i … zasobności portfela. Dobrą stroną takiej bezkompromisowości jest niezwykła prawdomówność i bezpośredniość, z jaką elektronika Octave potrafi nam zasygnalizować, czy z danej mąki będzie chleb, czy lepiej się nie męczyć i skierować poszukiwania upragnionej audiofilskiej nirwany w innym kierunku. Jeśli tylko jesteście Państwo w stanie podjąć takie wyzwanie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć szczęścia w cichości serca licząc, że choć część opisanych powyżej (subiektywnych) obserwacji okaże się pomocna i skróci drogę ku upragnionej nirwanie.

Marcin Olszewski

Dystrybucja: Nautilus

Ceny:
Ayon CD-3SX: 26 900 PLN; 29 900 PLN – Edycja specjalna na lampach 6H30DR NOS
Octave HP 500SE Limited Edition: 29 900 PLN
Octave MRE 220: 69 000 PLN (para)
Octave Phono Module: 15 900 PLN
Transrotor Zet3: ok. 56 000 PLN (dwa silniki, dwa ramiona, Konstant M2 Reference, etc.)
Chario Academy Sovran: 49 900 PLN
Siltech 25th Classic Anniversary 770 i: 1m – 6 890 PLN; 1,5m – 9 490 PLN; 2m – 12 090 PLN
Siltech 25th Classic Anniversary 770 L: 2m – 15 490 PLN; 2,5m – 18 190 PLN; 3m – 20 790 PLN
Siltech 25th Classic Anniversary SPX-800: 1,5m – 2 890 PLN; 2m – 3 590 zł
Siltech Royal Signature King: 2m – 10 669 €; 2,5m – 13 089 €; 3m – 15 289 €
Listwa Acoustic Revive RTP-4EU – 14 900 PLN
Podstawki pod kable głośnikowe oraz zasilające Acoustic Revive RCI-3H: 790 PLN/szt
Przewód zasilający Acoustic Revive Power Reference: 1,5m – 3 590 PLN; 2m – 4 390 PLN
Filtr sieciowy Acoustic Revive AC RAS-14: 3 490 PLN
Przewód zasilający Acrolink 7N-PC9500: 1,5m – 19 900 PLN

System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX, platforma antywibracyjna Acoustic Revive RST-38H, Audio Philar Double Mode
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”

Pobierz jako PDF