Opinia 1
Kolejne, szóste spotkanie w ramach wrocławskiego Audiofila A.D. 2014 już przed rozpoczęciem zapowiadało się wielce intrygująco. Po pierwsze, ze względów niezależnych od organizatorów nastąpiła zmiana lokalizacji i zamiast „dyżurnego” w tym sezonie Hotelu Radisson Blu na zdecydowanie bardziej kameralny, usytuowany na zabytkowym Ostrowie Tumskim, tuż przy założonym w 1811r. Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Wrocławskiego, Hotel im. Jana Pawła II. Po drugie, będące oczywiście następstwem pierwszego, do dyspozycji zarówno nazwijmy umownie „wystawców”, jak i gości oddana została nowa sala charakteryzująca się całkowicie inną akustyką. A po trzecie, oprócz obowiązkowej podczas takich spotkań audiofilskiej aparatury, o czym za chwilę, dwudniowe odsłuchy miał uświetnić właściciel i główny konstruktor prezentowanych we Wrocławiu urządzeń Pan Nic Poulson.
Krótką notkę biograficzną o założycielu debiutujących na naszym rynku marek ISOL-8, oraz Trilogy Audio pozwoliłem sobie popełnić podczas recenzowania filtra MiniSub Axis, więc tym razem nie będę się powtarzał. Jednak o ile z tematyką usuwania „śmieci z sieci” spotykamy się niemalże na co dzień, to jednak w ciągu wrocławskich spotkań jest to chyba drugi przypadek (poprzednio była to wizyta pana Piotra Kwiatkowskiego z Audiothlon), kiedy wszelakiej maści filtry i kondycjonery, a raczej rola, jaka odgrywają, stawiana jest na równi z prezentowaną elektroniką pracującą już z sygnałami audio.
To jednak nie koniec niespodzianek. Z austriackimi kolumnami Trenner & Friedl mogli się Państwo zapoznać zarówno podczas zeszłorocznego Audio Show, jak i podczas Audiofilskiej Majówki, jednak to właśnie ostatni weekend września i przedostatnie spotkanie w ramach tegorocznej edycji Audiofila wrocławskie Moje Audio postanowiło wyznaczyć na polską premierę potężnych, trójdrożnych modeli ISIS.
Wyliczankę poszczególnych składowych prezentowanego systemu pozwolę sobie jednak oficjalnie rozpocząć od najmniejszego w brytyjskim secie phonostage’a Trilogy Audio 907. Oczywiście pozory mylą, bo oprócz filigranowej jednostki centralnej wzmacniającej sygnał audio wypadałoby choćby wspomnieć o zdecydowanie poważniejszym, szczególnie wagowo zewnętrznym module zasilającym opartym na dwóch toroidalnych trafach. Jednak w tym przypadku to nie rozmiar ma znaczenie. Sam układ jest zgrabnym przykładem topologii dual mono pracującym bez sprzężenia zwrotnego w klasie A. Oczywiście zapewnia on bezproblemową współpracę z wkładkami MM i MC w zakresie 70Ω – 47kΩ (9 stopniowa regulacja).
Przedwzmacniacz liniowy Trilogy Audio 908 to lampowa, oparta na podwójnej triodzie ECC88 konstrukcja pracująca w układzie single ended. Pomimo nad wyraz kompaktowych rozmiarów projektantom udało się zachować pełną funkcjonalność właściwą pełnowymiarowej konkurencji – sześć wejść liniowych (wyłącznie RCA) i dwie pary wyjść (o stałym i zmiennym napięciu) pozwalają obsłużyć nawet bardzo rozbudowane systemy. Jako ciekawostkę można uznać możliwość zamówienia (oczywiście za dopłatą) 908-ki nie tylko w standardowym – eleganckim kolorze srebrnej anody, ale również w pięciu innych lakierach, wśród których czerwony 8C i śródziemnomorski błękit wydają się niezwykle atrakcyjnymi propozycjami dla osób chcących zerwać z mainstreamowymi kanonami, a jeśli powyższe opcje wydadzą się niewystarczające zawsze można wypłynąć na szerokie wody własnej kreatywności i indywidualności czerpiąc inspiracje z możliwości, jakie oferuje Chameleon Colour System.
Końcówki mocy Trilogy Audio 992 – podobnie jak w przypadku przedwzmacniacza niepozorne obudowy kryją w sobie pracującą w A klasie na wejściu podwójną triodę 6922 a stopień wyjściowy oparto na technologii FET uzyskując moc 100W dla 8Ω i 160W dla 4Ω. Na uwagę zasługują pojedyncze, lecz niezwykle solidne i co najważniejsze akceptujące nawet monstrualnych wymiarów widły zaciski głośnikowe. Oczywiście obudowy mogą być dopasowane pod względem kolorystycznym do wymagań odbiorcy końcowego.
Kolejną premierową propozycją wrocławskiego Moje Audio były potężne, trójdrożne kolumny Trenner & Friedl ISIS, skrywające pod skromnymi maskownicami papierowe przetworniki 15” i 8” odpowiedzialne za reprodukcję niskich i średnich tonów, oraz 1,75” drajwer wysokotonowy wspomagany sporych rozmiarów tubką. Budzące respekt obudowy wykonano zgodnie ze złotymi proporcjami a jako budulca użyto nie wszechobecnego MDFu a grubej sklejki pokrytej szlachetną orzechową okleiną.
Reszta toru audio była już z pewnością lepiej znana przybyłym słuchaczom. Uzbrojony we wkładkę ZYX 100 gramofon The Funk Firm LSD i streamer Lumin A1 współpracujący z dedykowanym serwerem plików L1 dzielnie wspierał odtwarzacz AMR-CD77.1.
Przejdźmy jednak dalej, czyli do zasilania i tzw. kabelkologii. Recenzowany przez nas w ostatnim czasie filtr Isol-8 MiniSub Axis zasilał Lumina A1 i L1, natomiast reszta toru czerpała krystalicznie czysty prąd z Isol-8 SubStation LC i HC. Wszystkie powyższe prądouzdatniacze do hotelowych gniazdek zostały podłączone firmowymi przewodami, jednak już z nich życiodajna energia płynęła japońskimi Harmonixami. I tak, monosy 992 podpięto modelami XDC-2, do przedwzmacniacza 908 i phonostage’a 907 na drodze wielogodzinnych odsłuchów dobrano X-DC350M2R. Również przewody sygnałowe i głośnikowe pochodziły z Kraju Kwitnącej Wiśni – jako łączówki wykorzystano topowe HS101-GP a w roli głoskowych wystąpiły Harmonixy HS 101-SLC. Jedynie AMR przez cały sobotni odsłuch pracował na firmowym kablu zasilającym a Lumin A1 przez pierwsze 2-3 godz. wygrzewał się z IsoLink 2 w zasilaczu.
Powyższa lista nie byłaby kompletna bez stolików i platform warszawskiej manufaktury Audio Philar, na których ustawiono prezentowany system. Bartek Górka, właściciel, projektant i wykonawca w jednej osobie, do Wrocławia przywiózł lwią część swojej oferty i z entuzjazmem nie tylko opowiadał o własnych audio-meblach, ale i z dumą prezentował techniczne rozwiązania nie zawsze widoczne na pierwszy rzut oka.
Nie muszę chyba nikogo, zarówno ze stałych, jak i okazjonalnych bywalców wrocławskich imprez przekonywać, że Audiofil nie byłby tym Audiofilem co jest bez postaci samego organizatora i niesamowicie błyskotliwego aranżera – Piotra Guzka. Tym razem Piotr również sypał anegdotami, co i rusz zadając Nicowi mniej lub bardziej zaskakujące pytania, zgrabnie moderując przebiegiem całego odsłuchu.
Warto jednak pamiętać, że celem i sensem Audiofila nie jest mniej, bądź bardziej zawoalowana autopromocja, lecz przede wszystkim kontakt z muzyką i to w jak najlepszej jakości a prezentowana aparatura ma za zadanie właśnie takie, jak najbardziej wysublimowane doznania zapewnić.
Po użytym w ramach rozgrzewki, granym z Lumina najnowszym albumie Daft Punk „Random Access Memories” przyszła pora na prawdziwego dinozaura rock’n’rolla – Paula McCartneya i jego niezwykle liryczne wydawnictwo „Kisses on the bottom”. Dźwięk gęsty, namacalny i przede wszystkim naturalny pełen był analogowej magii. Później również było wybornie, gdyż na przyozdobionym purpurową Acgromatą szklanym talerzu Funka LSD lądowały kolejno takie rarytasy, jak Oscar Peterson Trio “We Get Requests”, Laurindo Almeida & Ray Brown “Moonlight Serenade”, czy ostatnio zremasterowana na nowo „2-ka” Led Zeppelin, z której zabrzmiało “Whole Lotta Love” i właśnie Zeppelini stali się pretekstem, by sięgnąć w jeszcze mocniejsze rockowe zakamarki i dopuścić do głosu niesfornego Ozzy’ego Osbourne’a z kompanami z Black Sabbath i trochę połomotać z fenomenalnej „13-ki”. Tym razem nacisk położony został na potęgę, mięsistość i pewną dostojność opartą na spektakularności najniższych składowych, soczystości średnicy i wysublimowaniu, nie przewidziało się Państwu, właśnie wysublimowaniu najwyższych składowych. Płaczliwym a zarazem zadziornym riffom towarzyszyły skrzące się partie blach. Nawet Ozzy na prezentowanym systemie zdołał pokazać swoje bardziej liryczne oblicze.
Potem, za sprawą jedynego w swoim rodzaju duetu -Ella Fitzgerald and Louis Armstrong „Ella & Louis” wróciliśmy do krainy łagodności. W tym zestawieniu Louis wydawał się bardziej uprzywilejowany, z bliżej ustawionych mikrofonem, bardziej namacalnym, holograficznym sposobem prezentacji. Ella czarowała jedwabistą delikatnością, jednak wyraźnie było słuchać, że jest tylko drobną kobietą, przy której każdy mężczyzna ma prawo poczuć się jak rasowy samiec Alfa.
Po Antonio Forcione przyszła pora na pliki. Ray Charles z Norą Jones pokazał bardzo nieofensywnie i ze smakiem, że pliki też mogą czarować, a jeśli tylko nakarmi się Lumina materiałem DSD 2.8 to uśmiech na twarzach słuchaczy możemy uznać za pewnik.
Płyta CD/SACD z Rubinsteinem grającym 1 i 2 koncert Chopina , wypadła przynajmniej w moim, subiektywnym mniemaniu dość mało przekonująco. Pomimo fenomenalnej interpretacji brakowało w przekazie nieco blasku i namacalności. Lang Lang (Rachmaninov) z hybrydowego krążka też nie poraził i dopiero powrót do winyla i zarejestrowana na tym archaicznym nośniku Patricia Barber sprawiły, że do przekazu wróciło życie, swoboda i realizm nieosiągalny dla srebrnego krążka.
Na LP „Absence” Melody Gardot jasnym stało się, że współgranie systemu audio i sali w pewien sposób pomaga damskim wokalom faworyzując, dopalając przełom średnicy i sopranów, przez co zyskują one większą zmysłowość. Podobną estetykę brzmienia można zaobserwować w produktach Zingali, Harbetha, czy klasycznych konstrukcjach Spendora.
Złą passę formatu CD udało się dopiero odczarować wydanemu na złocie samplerowi Ushera „Be there”. Otwartość, czystość i namacalność przy jedwabistej gładkości robiły bardzo pozytywne wrażenie. Na „De Main Ganche”Sybilanty były precyzyjnie i bez zawoalowania podane a jednocześnie nie forsowały zbytnio słuchaczy. Późniejsze Kodo – „Soul of the Great”, nad wyraz sugestywnie zatrzęsło posadami hotelu.
W międzyczasie nastąpił drobny tuning systemu i wymianie uległy początkowo przydzielone Luminowi przewody zasilające i interkonekty, o czym wspominałem przy omawianiu całej użytej w systemie plątaniny kabli. Dystans pomiędzy plikami a analogiem uległ zauważalnemu skróceniu, o czym można się było o tym przekonać podczas sparringu z udziałem samego „Króla”, gdyż materiałem testowym było „Fever” Elvisa Presleya grane najpierw z pliku DSD a następnie z czarnej płyty. Co prawda z LP namacalność i realizm sporej części słuchaczy podobał się znacznie bardziej niż gładkość i techniczna perfekcja wersji zdigitalizowanej, lecz nie tyło mowy o jakiś kolosalnych różnicach w klasie samego dźwięku.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Nowa, 120 metrowa, stylowa sala i przynajmniej optycznie w niej znikające potężne ISISy napędzane niepozorną a jednak świetnie się sprawdzającą amplifikacją Trilogy Audio sprawiły, że blisko 20 godzin spędzonych we Wrocławiu minęło na tyle niepostrzeżenie, że ze szczerym żalem opuszczaliśmy stolicę Dolnego Śląska. Całe szczęście ekipa Mojego Audio zapewniła nas, że prezentowany w ramach Audiofila system już za miesiąc z niewielkim okładem zawita do Warszawy, by odwiedzający Audio Show złotousi mogli poznać te audiofilskie specjały. W ramach zachęty dodam tylko od siebie, że to, co pokazało w ostatni weekend Moje Audio z pewnością zasługiwało na wyróżnienie, gdyż patrząc z perspektywy czasu niezwykle mało pokazów wśród tych, w których dane nam było uczestniczyć z Jackiem podczas bieżącej i poprzednich edycji wrocławskich spotkań z muzyką pozostawiło po sobie tak pozytywne wspomnienia. Właśnie dla takich konfiguracji warto przemierzać Polskę w szerz i wzdłuż.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Kolejne, niestety będące już historią spotkanie z cyklu „Audiofil” we Wrocławiu, zrodzone z pomysłu znanego w świecie muzycznym Dolnego Śląska Piotra Guzka, to prezentacja stacjonującego we wspomnianej stolicy tego regionu, znanego chyba wszystkim audio maniakom dystrybutora, swą nazwą mocno oddającego nasze pragnienia w tym temacie, czyli Moje Audio. Bohater tej odsłony z przyczyn niezależnych od organizatora w zmienionej lokalizacji zaprosił nas na spotkanie z dwoma debiutującymi na naszym rynku angielskimi markami ISOL-8 i Trilogy, uzupełnionymi o mocno ugruntowane firmy: austriacką Trenner & Friedl, chińską Lumin, oraz angielskimi Tellurium Q, The Funk Firm i AMR, a całość posadowiono na meblach naszego rodzimego wytwórcy Audio Philar. Nowa całkowicie nieznana sala prezentacyjna rodziła wiele niewiadomych: począwszy od zdecydowanie większej kubatury, jak i całkowicie innego podejścia do wystroju, determinując tymi aspektami odpowiedź akustyki, na wydobywające się z przygotowanego zestawu audio dźwięki. Tak się złożyło, że tym razem z Marcinem na spotkanie przybyliśmy dzień wcześniej i dzięki temu zaliczyliśmy cały proces ustawiania, przez spinanie całości sprzętu, po mocno modelującą efekt brzmieniowy ekwilibrystykę kablarską, umożliwiającą uzyskanie możliwie najlepszych efektów sonicznych tej dwudniowej imprezy. I chyba nie muszę nikogo uświadamiać, że łatwo nie było. W swych tekstach zawsze wspominam o pojawiającej się niezliczonej ilości zmiennych w zależności od zastosowanej elektroniki, użytych do podłączenia kabli, jak i lokalu, w jakim to wszystko ma się rozegrać. Czyli nic innego jak wizyta jakiegokolwiek urządzenia w całkowicie różnych „środowiskach” potencjalnych klientów, tylko na zdecydowanie większą skalę, z niby małą, ale diametralną zmieniającą ważność konsekwencji różnicą, że porażkę usłyszy kilkaset osób, a nie zawiedziony kupiec. Tak więc bez spoglądania na zegarek wszyscy uwijali się jak w ukropie, aż zastała nas godzina pierwsza w nocy, co z perspektywy czasu uważam za słuszne posunięcie, dające sporo satysfakcji podczas obserwacji zadowolonych min przybyłych następnego dnia gości, a w sobotę naprawdę było ich sporo.
Starych wyjadaczy naszego rynku wspomnę tylko zdawkowo, dla niezbędnego rozpoznania tematu przez czytelników, a nowych na miarę znanych mi informacji i odbioru organoleptycznego nieco przybliżę. Tak po prawdzie znani już wcześniej producenci zajęli się głównie czytaniem informacji z trzech formatów, mocno walczących ostatnimi czasy o prym w temacie źródła: pliki – Lumin, płyta CD – AMR i płyta winylowa The Funk Firm, by resztę zadań – zasilanie i wzmocnienie sygnału – scedować na debiutantów, którzy swoją „pracę” przesyłali do austriackich zestawów głośnikowych Trenner & Friedl wysoko pozycjonowanego w ich port folio modelu ISIS. I to właśnie debiutanci – ISOL-8 i TRILOGY na czele z ich pomysłodawcą i właścicielem Nicem Poulsonem byli najważniejszym punktem tej sobotnio niedzielnej przygody we wrocławskim Hotelu im. J.P II. Nie wiem czy to początek innego podejścia do tej imprezy, ale chyba pierwszy raz zaproszono właściciela wystawianej marki, by umożliwić przybyłym gościom zadanie nawet najbardziej prozaicznych pytań typu: „Co oznacza cyferka w nazwie firmy”. Wydaje się banalne, ale z doświadczenia tego popołudnia wiem, że bardzo rozluźnia atmosferę, omijając wszelkie nadęcia pomiędzy wszystkowiedzącym konstruktorem, a pragnącym również wszystko wiedzieć słuchaczem. Głównym nurtem działalności Nica jest szeroko rozumiane zagadnienie dostarczania prądu do urządzeń domowych i to nie tylko stricte audio, ale również video, co w miarę wyczerpująco opowiedział w kilkuminutowym wykładzie. Widać to również bardzo dokładnie w katalogu wyrobów, gdzie oprócz kilku rodzajów – w zależności od zaawansowania systemu – filtrów, znajdziemy listwy sieciowe ze stosownymi wyselekcjonowanymi gniazdami dla urządzeń związanych z dźwiękiem jak i obrazem. Czy takie drobiazgowe podejście jest warte świeczki, należy sprawdzić samemu, ale po bardzo pozytywnie zaskakującym mnie w odbiorze teście MiniSub’a Axis jestem w stanie w to uwierzyć. Drugim działem Jego zabawy w audio jest będącym hobby projekt o nazwie Trilogy (elektronika), który owego dnia wystąpił jako dzielona amplifikacja i phonostage gramofonowy. Patrząc na ogólnie wysoki jakościowy poziom grania podczas tego spotkania, nie wiem jaki procentowy udział w tym pokazie miały poszczególne elementy gościa z nad Tamizy, ale jedno wiem na pewno, wizualizacja i wykonanie wszystkich komponentów są perfekcyjne. Ale wracajmy do spotkania. Jak wspomniałem na początku tego akapitu, przez całe dwa dni może nie ścigały się, ale na pewno lekko walczyły ze sobą trzy formaty –pliki, płyta Cd i winyl. Chyba nie muszę nikogo uświadamiać, co sprawiało mi największą frajdę, nie tylko z uwagi na sposób czytania sygnału, ale i jakości jego odtworzenia przez kolumny. No dobrze, żeby nie było, że jestem tajemniczy, nie odkrywając Ameryki, zdradzę, to czarne krążki według mnie i sporej części sali dawały poczucie lepszej namacalności i dynamiki dobiegających do słuchaczy dźwięków. By to pokazać udało mi się sprowokować mały pojedynek, pomiędzy ostatnio mocno boksującymi się czytnikami – streamer i gramofon, na materiale amerykańskiego króla rockandrolla – Elvisa Presleya z utworem „Fever”. Osobiście odebrałem to jako utwierdzenie się, że jeszcze nie czas na grające komputery, ale nie będę kruszył kopii w namawianiu do inno-wierności, jeśli ktoś wybierze ładnie obudowanego „peceta”. Jeśli miałbym ogólnie określić jakość oferowanego na tej prezentacji dźwięku, bez większych oporów zaliczyłbym ją do czołówki, a biorąc pod uwagę ilość moich wizyt w stolicy Górnego Śląska, rzekłbym, że bez problemów stanęła na pudle, a rozdanie poszczególnych miejsc pozostawiam wiernym, o dziwo często rozpoznającym moją osobę słuchaczom. Oczywiście nie mogę zapomnieć o rodzimym bohaterze tej dwudniówki, dzięki któremu całość elektroniki mogła pokazać się w pełnej krasie. A piję tutaj do warszawskiego producenta stolików i platform antywibracyjnych – Audio Philar, które oprócz głównego ołtarzyka można było obejrzeć w zorganizowanej z boku galerii. Z uwagi na różnorodność zastosowanych rozwiązań konstrukcyjnych jak i materiałów użytych do budowy, właściciel Bartosz Górek, podobnie jak gość z Anglii został poproszony o kilka zdań na temat swojej oferty, by na koniec udzielić odpowiedzi na zadawane z sali pytania natury technicznej. Niestety pięknie brzmiąca muzyka dramatycznie przyspiesza ruch wskazówek zegara i nie wiadomo kiedy wybiła godzina 18.30, co ze smutkiem muszę stwierdzić, było dla nas z Marcinem godziną „zero” wrześniowej edycji „Audiofila”.
Nie wiem jak odbierają takie spotkania autochtoni – Wrocławianie, ale ja jadąc przez pół Polski, zawsze liczę na co najmniej dobrą prezentację. Różnie to bywa, ale z radością pozytywnie odnotowuję w pamięci datę tej odsłony, gdyż spotkanie z bardzo ciekawymi urządzeniami, które dobrze poradziły sobie z nie do końca sprzyjającymi warunkami odsłuchowymi, zrodziło kilka pomysłów na testy. Od wspaniale wglądających i rokujących równie wyrafinowane doznania organoleptyczne w domowym zaciszu kolumn, przez nieznaną jeszcze elektronikę, po topowy, dzielony, będący szczytem możliwości marki ISOL-8 filtr sieciowy. Ile z tych planów da się zrealizować, nie wiem, ale niezobowiązująco słyszałem, że Nic Poulson dowiedziawszy się w jakim secie testowałem jego prawie najtańszy filtr, stanowczo przyznał, że to był teoretycznie lincz, a ja w swych wnioskach stwierdzam z całą stanowczością, że wspaniale się obronił i z dużym bagażem doświadczeń pierwszego spotkania czekam na clou Jego wiedzy konstruktorskiej. Posłuchamy, napiszemy.
Jacek Pazio