1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Tellurium Q Silver Diamond (Speaker + XLR)

Tellurium Q Silver Diamond (Speaker + XLR)

Gdyby ktoś z naszych wiernych czytelników podczas lektury niniejszego testu odczuwał lekkie déjà vu, na starcie uspokajam, że w swej pasji nie doszedł jeszcze do momentu obowiązkowego pojawienia się u lekarza pierwszego kontaktu, tylko najzwyczajniej w świecie po raz kolejny zapoznaje się z moimi ponownymi przemyśleniami na temat rzeczonej angielskiej marki kablarskiej.  Dlaczego? To proste. Co prawda tak w tym, jak i w poprzednim starciu otrzymałem do zaopiniowania pełny tytułowy set, ale z racji dość nietypowych terminali w moich kolumnach, niepozwalających podłączyć mocno rozbudowanych gabarytowo bananowych wtyków głośnikowych pierwsze podejście było połowiczne, gdyż zmuszony niezależnymi ode mnie czynnikami na warsztat wziąłem jedynie sygnałówki. Jednak wzmożona moim pozytywnym odbiorem łączówek XLR determinacja producenta była na tyle owocna, że po kilku miesiącach moje skromne progi po raz kolejny odwiedził dawny komplecik, z tą tylko różnicą, że tym razem kable kolumnowe specjalnie dla mnie zaterminowano widłmi  i dobrze wygrzano. Jest to idealny przykład na to, że jeśli ma się choćby odrobinę chęci, można wszystko, za co producentowi z Wysp Brytyjskich bez względu na wynik obecnego spotkania należą się podziękowania. Nie przedłużając zatem sztucznie wstępniaka zapraszam wszystkich na drugą odsłonę walki o jak najlepsze przekazanie sygnału audio pomiędzy stacjonującym u mnie na co dzień japońskim Harmonix’em a angielskim Tellurium Q Silver Diamond. W uzupełnieniu informacji dodam, iż dystrybucją tytułowego brandu na naszym rynku zajmuje się wrocławski Hifi Elements.

Patrząc na fotografie produktów Tellurium nie sposób doszukać się w nich jakichkolwiek fajerwerków wizualnych. Mimo to, dzięki bogato wyglądającym wtykom i usytuowanymi tuż za nimi białym koszulkom nie otrzymujemy trącającego grobowcem produktu. A gdy dodamy do tego fakt ubrania nośników informacji w czarną, delikatnie opalizującą plecionkę, dla wielu okaże się, że wygląd angielskiego produktu nawet w starciu z tuzami tego świata spokojnie się broni. Jeśli chodzi o dalszy pakiet danych należy wspomnieć, iż przewodnikiem jest srebrzona miedź, a jedynymi różnicami pomiędzy poszczególnymi kablami są determinowane średnicą przewodnika i jego izolacji gabaryty zewnętrzne. I gdy sygnałowe wydają się być dość cienkie, to już głośnikowe przybrały posturę szerokiej, sztywnej, ale dość łatwo dającej się formować taśmy. Czytając w sieci nasączone historią powstania tego produktu  słowo od producenta dowiemy się, iż wszelkie sygnałówki są kierunkowe (włącznie z cyfrówką). I gdy XLR-y już z rozdzielnika wymuszają kierunek podłączania swoją konfekcją, to przy wtykach RCA informują nas o tym oznaczenia na znajdujących się tuż przed konfekcją koszulkach. Sprawa z przewodami głośnikowymi mimo występowania strzałki przy wyjściu sygnału ze wzmacniacza ma się jednak zgoła inaczej, gdyż byt piktogramu kierunkowości ma całkowicie inny cel. Powiem szczerze, o to według mnie zbędne oznaczenie toczyłem mailowy bój z konstruktorem, ale po konsultacjach okazało się, iż ów drogowskaz ma przypominać użytkownikowi, jak dotychczas były podłączone i jeśli zapragnie odwrócić ich podłączenie o 180 stopni, musi liczyć się z kilkudniowym ponownym formowaniem przewodnika ku dawnemu fantastycznemu dźwiękowi. I powiem szczerze, że dla recenzenta takie rozwiązanie jest jak znalazł, gdyż żonglerka kablami podczas testów jest na porządku dziennym i taka, nawet skromna informacja, ma sens. Tak w telegraficznym skrócie prezentują się angielskie kable, a na kilka strof o tym, jak swoją flagową maksymę ”walki ze zniekształceniami fazowymi” przeniosą na grunt japońsko-austriackiego zestawu, zapraszam do lektury dalszej części tekstu.

To nie będzie bardzo rozbudowany tekst. Dlaczego? Raz, choćby z racji niedawnej pierwszej odsłony opisu Tellurium Q, a dwa, z uwagi na brak diametralnych, wywracających do góry nogami uzyskane dotychczas efektów dźwiękowych. To po co całe zamieszanie? Wbrew pozorom sprawa jest dość ważna, gdyż nieraz słyszałem niezbyt ciekawe skutki okablowania całego zestawienia jedną linią produktową. To nie jest regułą, ale gdy po roszadzie w naszej układance jakiś pojedynczy element wnosi do niej swój bardzo interesujący nas sznyt grania, przy powielaniu jego właściwości ostateczny mariaż może być nie do przyjęcia. Bredzę? Bynajmniej, gdyż w swej zabawie w ocenianie sprzętu i wszelkich dodatków podobną, niezbyt oczekiwaną reakcję zanotowałem kilkukrotnie. Co zatem stało się, gdy w ubrany dawniej w łączówki XLR tor dodatkowo wpiąłem kable kolumnowe? Zanim to zdradzę, przypomnę tylko, iż ten model angielskich kabli zaskarbił moje serce wprowadzeniem świeżości w górnych rejestrach, bez sztucznego pompowania ich ilości a także przy odczuwalnym zwiększeniu energii niskich rejestrów ich zaskakująco dobre wykonturowanie. Ciekawostką jest fakt, że opisywane druty nie dotykały u mnie środka pasma, co wprowadzało efekt wyrównania spójności przekazu, czyli kolokwialnie mówiąc odczuwalne lekkie cofnięcie się stawiającego na milusią średnicę zbytnie zagęszczenie tego zakresu. Ktoś powie: „Tracisz na namacalności”. A ja bez zastanowienia oświadczam, że w imię tak ważnej dla mnie muzyki nagrywanej w kościołach mam z czego i mogę co nieco oddać. Zestaw Reimyo plus Trenner&Friedl jest ostoją gęstego, papierowego, naładowanego energią średnicy grania, dlatego nawet gdy  moje postrzeganie jakości dźwięku nieco ewoluuje, bez najmniejszego uszczerbku dla szeroko pojętej wokalistyki nawet w ostatecznym lekkim uszczupleniu przekazu jestem w stanie zmieścić się w kanonach muzykalności przez duże „M”. I to uniknięcie wyostrzeń przy dużym otwarciu się sceny muzycznej było tym, czego od momentu zmiany kolumn chyba poszukiwałem. Oczywiście zanim do tego doszedłem, musiałem zrozumieć swoje potrzeby, a gdy wiedziałem w czym rzecz, dopiero testowana dzisiaj marka dostarczyła mi odpowiedzi na pytanie, jak to zrobić. Jak zdążyłem napomknąć, największy przypływ dobrego, podczas ożenku z Tellurium zanotowałem w muzyce dawnej. Nie, żeby w innych gatunkach ten efekt nie występował, ale akurat w przypadku, gdy w grę wchodzi przenikanie ludzkiego głosu przez czeluści kubatury klasztornej, każda odrobina światła – nie rozjaśnienie, tylko nutka przejrzystości – jest na miarę skoku o kilka rzędów bliżej sceny w domenie czytelności danego wydarzenia muzycznego, przy założeniu siedzenia w tym samym miejscu. To oczywiście nie oznacza sukcesów okablowania angielskiej marki na wszystkich dla niej frontach (patrz pierwszy występ w klubie „KAIM” w poprzednim  teście), ale sądząc po recenzji Marcina i kilku opiniach moich kolegów, sprawa wydaje się być co najmniej ciekawa do przetestowania przez większość zainteresowanych. OK., ględzę i ględzę, a nie informuję co się takiego się stało. Zatem przechodząc do konkretów i powoli zbliżając się ku końcowi dzisiejszego uzupełnienia informacji na temat linii Silver Diamond Tellurium Q wszystkich chyba uspokoję, że wpinając okablowanie kolumnowe otrzymałem delikatne podkreślenie tego, co stało się po użyciu łączówek, czyli dodatkowe otwarcie się czytelności przekazu. Co jednak bardzo istotne, owe tchnięcie pakietu napowietrzenia nie przybrało oznak przejaskrawienia. Góra i dół zostały nietknięte, a jedyną, przyznam szczerze, cały czas poszukiwaną zmianą (oczywiście bez strat masy dźwięku) było dodatkowe, wręcz odczuwalne jako lifting, uwolninie pokładów witalności generowanej z posiadanego zestawienia muzyki. Dla jednych może to być zbyt mało, a dla mnie na chwilę obecną jest czymś bardzo kuszącym. Ale po raz kolejny powtórzę, że chyba najważniejszym jest to, że drugie podejście do drutów TQ pokazało unikanie przez nie szkodliwej kumulacji wnoszonych właściwości przy zastosowaniu pełnego kompletu. Niby drobnostka, ale w konsekwencji dążenia do pełnej synergii zestawu bardzo interesująca, a jestem w stanie powiedzieć, że bardzo ważna.

Puentując swój comeback do produktów z Anglii jeszcze raz zaznaczę, że uzupełnienie testowanej konfekcji kablowej o przewody głośnikowe zakończyło się jedynie postawieniem kropki nad „i” tego mariażu. Bez siłowego szukania fajerwerków, tylko praca tam, gdzie są niewykorzystane rezerwy sprzętowe. Na wstępie wspominałem, iż to nie było takie oczywiste, jednak unikająca przysłowiowego „łał” druga  próba pokazała TQ w zaskakująco pozytywnym świetle. Nie wiem, jak pełne okablowanie wypadnie u Was, ale jeśli szukacie nienachalnego doświetlenia waszej sceny muzycznej i Anglik nie do końca Wam w tym pomoże, problemów szukałbym w zestawie, a nie u niego. Owszem, pierwszy set kabli może wiele zmienić, jednak dalsza walka z ociężałością prawdopodobnie nie przyniesie zamierzonych skutków. Niestety, to nie jest propozycja liftingu polegającego na rozjaśnianiu i odchudzaniu słonia morskiego, tylko przykład pracy nad wyrazistością już rozdzielczego rysunku, bez prób jego liposukcji.

Ps. W celu pełnego zrozumienia powyższego tekstu, wszystkich zainteresowanych odsyłam do będącej dwoma spojrzeniami na dzisiejszy temat części pierwszej.

Jacek Pazio

Dystrybucja: HiFi Elements
Ceny:
Silver Diamond Speaker Cable: 4 650 PLN (cena za metr mono)
Zworki Silver Diamond: 2 800 PLN
Silver Diamond XLR: 13 250 PLN (1 m), każde dodatkowe 0,5m stereo + 1 300 PLN

System wykorzystywany w teście:
– Odtwarzacz CD: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX Limited
– Przedwzmacniacz liniowy Robert Koda Takumi K-15
– Końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
– Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
– Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
– IC RCA: Hiriji „Milion”
– IC cyfrowy: Harmonix HS 102
– Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
– Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF