1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Telos Platinum Reference

Telos Platinum Reference

Kable, kable, kable. To z pozoru kolokwialnie mówiąc – dość śliski temat, jednak jak do tej pory nie miałem problemów z określeniem ich wpływu na posiadany system. Po części jest to pochodną dogłębnego osłuchania, ale także niewątpliwego występowania owych ingerencji w torze audio. Raz było lepiej, raz gorzej, ale zawsze coś się działo, w co nie wszyscy są w stanie uwierzyć. Nie mam za to do nikogo pretensji i raczej trochę im zazdroszczę, że mogą zaoszczędzone w ten sposób „dudki” przeznaczyć na inne cele. Ja jakiekolwiek ruchy zakupowe związane z tematyką emitowania i odbioru dźwięku, traktuję jako zabawę przy pochłaniającym połowę mojego życia hobby. Żona o wszystkim wie, jest zadowolona, że nie stoję pod budką z piwem z kolegami, których łatwo sobie zaskarbić, mając trochę wolnej gotówki, a ja napawam się tym, czego pragnąłem w całym młodzieńczym życiu – przerzucam i słucham tony sprzętu do odtwarzania muzyki. Na swoim przykładzie mam książkowe potwierdzenie znanej wszystkim prawdy życiowej, że marzenia się spełniają. Ale wracając do dzisiejszego spotkania z ważnymi akcesoriami toru odsłuchowego, jakim są produkty z działu kabli, przedstawiam nowowprowadzaną na rynek polski markę TELOS AUDIO z Taiwanu. Od jakiegoś czasu zbierają pochlebne opinie na świecie, aż wreszcie, jako nowy cel międzynarodowej ekspansji wybrali rynek polski. Bohaterowie testu, są tylko wycinkiem oferty tej marki, gdyż oprócz okablowania, w swoim port folio firma TELOS AUDIO posiada kilka innych gadżetów jak: zaślepki do nieużywanych wejść i wyjść z komponentów audio , bezpieczniki topikowe, adaptery RCA-XLR, dystrybutor energii i kwantowy dyfuzor akustyczny – co by to nie oznaczało, jest ciekawym pomysłem. Do celów testowych polski dystrybutor Audio Engineering z Gniewkowa dostarczył zestaw kabli głośnikowych i interkonektów w topowym wydaniu Platinum Reference Series.

 

Przybysze z Taiwanu to bardzo widowiskowo ubrane w białą, bawełnianą, plecioną koszulkę druty. Wszystkie akcesoria konfekcyjne (widły, wtyki RCA) i zastosowane na przewodach tuleje konstrukcyjne, są oznaczone logo producenta i dzięki wykończeniu na wysoki połysk wyglądają fenomenalnie – po prostu przyciągają wzrok. Już na zdjęciach można poczuć bijącą od nich jakość wykonania, a kontakt organoleptyczny tylko zwielokrotni ten efekt. Kolorystyka: biel bawełny i błyszczące srebro wspomnianej biżuterii jest majstersztykiem, za którym nawet żona będzie głosować podczas przedzakupowej narady rodzinnej. To jest mocny punkt przetargowy dla melomana, a wiadomo, że różnie z tym bywa. Kable głośnikowe to grube dwucentymetrowe anakondy, które na ok. 20 centymetrów przed zakończeniem rozchodzą się na dwa cieńsze, zakonfekcjonowane widełkami odcinki. Miejsce podziału schowane jest we wspomnianych tulejach. Czy coś jest wewnątrz nich nie wiem, nie znalazłem w materiałach informacyjnych, ale jedno wiem na pewno, dzięki tym ciężarkom produkt nabiera Hi End-owej wagi jak przystało na zajmowaną półkę cenową. Interkonekty tak jak głosnikówki są grubaśne i w podobnie do tamtych końcowy 20-to centymetrowy odcinek, został zwężony o połowę. Jak można się domyślić, nie mieszczą się w wadze piórkowej takich wyrobów, jednak co ważne i patrząc na nie trudno to sobie wyobrazić, przy takich gabarytach bez oporów współpracują z nabywcą podczas implementowania ich w zawsze mocno zagospodarowanej przestrzeni ‘zasprzętowej’, co w dobie niekończącej się ilości połączeń dzielonych zestawów jest sporą zaletą. Do transportu, wszystkie kable i dodatki tulejowo – końcówkowe były pieczołowicie zabezpieczone plastikowymi siatkami i podłużnymi workami foliowymi. Usunąwszy kuriero-odporne ochronne bibeloty, wpiąłem ten smakowicie wyglądający set w swój tor. Miałem cichą nadzieję, że choć trochę swoimi umiejętnościami zbliżą się do przyciągającego wzrok wyglądu. Oczywiście mimochodem rzucone przez dystrybutora zapewnienia o wybitności owych produktów, przyjąłem z należytym szacunkiem i małżeństwu moich Japończyków z Tajwańczykami zapewniłem niezbędną dwugodzinną rozgrzewkę zapoznawczą. Zanim się pogryzą na moich oczach, a raczej uszach, dobrze byłoby przedstawić ich sobie trochę bliżej. Liczyłem, że to będzie test z rodzaju – muszę przestać słuchać i zacząć analizować, bo nic nie napiszę. A jak to się skończyło, spieszę opowiedzieć jak na spowiedzi.

Z uwagi na fakt wpięcia dwóch rodzajów kabli w tor i chcąc dogłębnie sprawdzić, co mają do powiedzenia podczas rewizji osobistej, procedurę przesłuchania rozpocząłem od łatwiejszych w aplikacji łączówek RCA. Posiadając kilka wyjść z przedwzmacniacza, swobodnie podpinam dwie konkurujące ze sobą pary i proces przełączania trwa kilka sekund, eliminując dodatkowy test na pamięć. Oczywiście znam swoje zestawienie od podszewki, ale czasem zmiany wnoszone przez gości są symboliczne i jeśli można, lepiej skrócić okres podmianki do minimum. Kilka referencyjnych utworów z różnych gatunków muzycznych i wszystko było jasne. Nawet zdecydowanie dłuższe przepinanie przewodów głośnikowych, nie było w stanie zatrzeć wrażeń, jakie niosą ze sobą wpięte tajwańskie druty. Ta część testu pokazała podobny wpływ na mój system i dalszy opis będzie wypadkową pełnego okablowania. Barwa, barwa i jeszcze raz barwa. Nasycenie zwiększające namacalność do granic przyzwoitości, to główne cecha produktów Telos Audio. Nawet moje Harmonix’y nie są w stanie tak dociążyć dźwięku. Oczywiście jest to trochę okupione pogrubieniem linii rysującej źródła pozorne, ale jest dalekim od powstania nieczytelnych plam na scenie muśnięciem. Takie napompowanie dźwięku w wyższy bas i niższą średnicę, daje odczucie, jakby muzycy o pół kroku zbliżyli się do linii kolumn, nie zaburzając przy tym gradacji dalszych planów. Aspekt rozmiarów sceny oprócz przybliżenia nie uległ większej manipulacji, pozostając na wysokim poziomie. Najlepsze jest to, że taka dawka środka pasma, nie wzbudzała u mnie fal stojących (potocznej buły), pozwalając rozkoszować się kolorytem wokalistyki i kochającymi podobne zabiegi wieloma instrumentami – saksofon, gitara. To był miód na moje uszy. Trochę gęstszy niż ten, który mam na co dzień, ale nadal bardzo angażujący i zmuszający do chłonięcia całości przekazu artystów. Ciężko było – nie że się nie dało, tylko nie chciało – zmusić się do szukania jakiś konsekwencji takich fajerwerków brzmieniowych.


Jedną z płyt, jaka wylądowała w napędzie CD był krążek  wydany przez znaną wytwórnię Harmonia Mundi z angielską muzyką barokową. Niby dobra oficyna, ale jakoś nie przekonywała mnie strona realizatorska tej kompilacji (dość zwiewnie barwowo) i raczej omijałem ją w procesach odsłuchowych. Gdy popłynęły pierwsze partie chóralne, wiedziałem, że wydłubanie jej z rzadko używanej otchłani półkowej, było dobrym ruchem. Dotychczasowy brak pierwiastków angażujących, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Głosy ludzkie dostały niezbędnej dawki balsamu i energii, a instrumenty smyczkowe przestały jazgotliwie brzmieć. Wiem, że skrzypce są po to, żeby skrzypieć, ale lubię jak ten podstawowy w tamtych czasach instrument, daje coś od siebie z pudła rezonansowego. Nie po to konstruktorzy implementują weń umiejscowioną w odpowiednim miejscu duszę, by wydawały dźwięki podobne do nienasmarowanych drzwi wejściowych. Należy uważać też, aby ze skrzypiec nie zrobiły się altówki, ale w przypadku mariażu japońsko-tajwańskiego, takiego efektu nie było. Był za to przepięknie kolorowy pokaz umiejętności artystów prezentujących swoje pieczołowicie wykonane utwory. Dla ugruntowania zaobserwowanych zmian przesiadłem się na zestaw analogowy i zaserwowałem mocno podbudowaną basem elektronikę z pod szyldu Massive Attack. Było masowanie wnętrzności, ale nadal w czytelnym i pożądanym zakresie percepcji. Trochę obawiałem się spotkania ze sztucznie generowaną muzyką, ale szybko przekonałem się, iż był to fałszywy alarm.
Natchniony samymi zaletami kilkudniowego obcowania z propozycją firmy TELOS, sięgnąłem na półkę po palec Boży dla wszystkich goszczących w moich progach produktów, jakimi są dokonania Tomasza Stańki i Bobo Stensona. Panowie wiedzą jak umiejętnie przeszyć panującą w ich utworach absolutną ciszę, hipnotyzującym współgrającym z nią dźwiękiem swoich instrumentów. Dopiera ta konfrontacja pokazała, czym okupiony jest sposób na granie tajwańskiej manufaktury. Barwa, barwą, ale co z dołem i górą pasma. W przypadku dołu nie tracimy zbyt wiele, może trochę na konturowości, ale jak wspominałem, dźwięk nie popada w zlaną masę i jest nadal bardzo czytelny. Natomiast górne pasmo minimalnie traci tak ukochane, niekłujące w uszy, ale niezbędne przy odtwarzaniu atrybutów perkusisty, jakimi są talerze blask i zwiewność. To dla mnie priorytet, ale powtarzam – dla mnie. Jestem pod tym kątem przeczulony, gdyż zanim wykonałem ostatni obnażający wszelkie niuanse brzmieniowe test, spokojnie delektowałem się tym, co płynęło z głośników. To naprawdę bardzo dobrze ułożone kable, z którymi nie mając Harmonixów mógłbym spokojnie żyć. W tym momencie dodam, że mój system jest sam w sobie ukierunkowany w stronę nasycenia (czyli lekko podbarwiony – piszę o tym wprost, gdyż w niezobowiązującej rozmowie z ludźmi z branży, usłyszałem stwierdzenie, że czytelnicy nie wiedzą iż „skierowany na środek pasma” jest synonimem „podkolorowania” w dobrym tego słowa znaczeniu), a mimo to kable nowo pojawiającej się na naszym rynku marki, bezproblemowo radziły sobie podczas tego spotkania. Z perspektywy tego mile spędzonego czasu myślę, że zmniejszenie iskry w górnych rejestrach może być zamierzonym ruchem ze strony konstruktora, gdyż taka spektakularność w wyższym basie i środku, podkręcona jeszcze nadmiernie angażującą górą pasma, sprowadziłaby efekt finalny na poziom efekciarstwa rodem z car audio, gdzie muzyka musi przebijać się przez ogólnie panujący hałas w samochodzie. A prawdziwemu melomanowi raczej zależy na odbieraniu emocji z muzyki, niż zbędnym drażnieniu narządu słuchu. I tutaj dostajemy taką właśnie receptę na przyjemny przykuwający uwagę słuchacza spektakl.

Jeśli miałbym polecić komuś ten nowy na naszym rynku produkt, to szczególną uwagę powinni zwrócić audiofile, których systemy cierpią na zbytnią lekkość grania. Umiejętnie zaaplikowana dawka barwy i wypełnienia, na długi czas wyleczy Ich z poszukiwań lepszych rozwiązań. Biorąc pod uwagę moją przygodę, już neutralny zestaw audio prawdopodobnie bardzo skorzysta na mariażu z gośćmi z Tajwanu – marką Telos Audio. Gdy w moim nastawionym na gęstość przekazu secie, wypadały bardzo dobrze, to musi być naprawdę mocno „przysadzisty” zestaw, w którym wystąpią niechciane efekty przebasowienia i utraty czytelności średnicy. Dlatego zachęcam do posłuchania, bo warto, ale przestrzegam przed zakupem w ciemno, gdyż samo pomieszczenie podbijając niektóre składowe pasma, może na starcie eliminować poszukiwanie zabiegów dążących w stronę nasycenia koloru.

Tekst:Jacek Pazio
Zdjęcia: Jacek Pazio, Marcin Olszewski

Dystrybucja: Audio Engineering
Ceny:
– Przewody głośnikowe Telos Platinum Reference: 2,0m – 10 860PLN;2,5m – 13 550PLN; 3,0m – 16 295PLN
– Interconnekty Telos Platinum Reference XLR/RCA: 1,0m – 10 860PLN; 1,5m – 13 570PLN

System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX, platforma antywibracyjna ACOUSTIC REVIVE RST-38H
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”

Pobierz jako PDF