Myślę, że bez względu na kilkuletni gramofonowy bum zdecydowana większość użytkowników, nawet jeśli ma nieco większe, aniżeli zwyczajowe położenie płyty na talerzu i opuszczenie ramienia, pojęcie o związanych z ich użytkowaniem peryferiach, to ich wiedza ogranicza się do znajomości jedynie dwóch rodzajów wkładek gramofonowych MM i MC. Skąd takie przekonanie? Oczywiście z autopsji, czyli wielu kontaktów z miłośnikami czarnego krążka, którzy co prawda kochają analog, ale nie zagłębiają się w meandry jego perfekcyjnej aplikacji. Po prostu wytypowali cel, zaskarbił ich duszę i raz postawiony na szafce gra do momentu wymiany wkładki na nową. Czy to źle? Naturalnie, że nie. Jednak czasem nie zaszkodzi spróbować nieco poeksperymentować. Co mam na myśli? Nic specjalnego. Otóż w dzisiejszym odcinku spróbuję namówić Was na zaskakująco okazjonalnie stosowany i to nawet przez zaawansowanych audiofilów, sposób wykorzystania niskopoziomowej wkładki MC. Jaki? Otóż clou programu będzie dopasowujący niski, a przez to trudny do obróbki, sygnał wkładki MC do standardu MM Step-Up, eliminujący swoją obecnością konieczność posiadania współpracującego z delikatnymi prądami, wyspecjalizowanego, a przez to często bardzo drogiego phonostage’a. Jakiego producenta? I tutaj Was zaskoczę, bowiem nie będzie to żaden z wieloletnich światowych tuzów tego segmentu audio, tylko stosunkowo młoda, jednak od kilku lat, dzięki świetnym występom testowym produktów z zakresu wzmacniania sygnału audio, znakomicie rozpoznawalna bułgarska marka Thrax Audio ze swoim najnowszym dzieckiem, czyli debiutującym na tegorocznej wystawie w Monachium Step-up’em Trajan, której ofertą w naszym kraju zajmuje się katowicki RCM.
Analiza aparycji tytułowego „adaptera” sygnałów MC do poziomu MM nie będzie specjalnie rozbudowana, bowiem trzewia konstrukcji najzwyczajniej w swiecie objęte są tajemnicą, co z automatu sprawia, że o dokładnych technikaliach będzie niewiele. Jednak bez odkrywania tajemnicy poliszynela wiadomym jest, iż będące sercem konstrukcji trafa schowano w ciekawie prezentującym się, bo ozdobionym wklęsłymi podfrezowaniami, ciężkim nie tylko z racji sporej ilości drutu w uzwojeniach owych transformatorów, ale również użycia grubego bloku aluminium do wykonania korpusu dla przywołanej elektroniki, sporej średnicy walcem. Tak spakowane trzewia w ramach dbałości o jak najwyższą jakość dźwięku, czyli w celu wygaszania szkodliwych drgań od podłoża posadowiono na okrągłym, gumowym ringu. Ale to nie jedyne ważne informacje na temat Trajana. Co mam na myśli? Otóż tytułowy Bułgar nad sporą grupą konkurencji ma jedną bardzo dużą przewagę. Jaką? Mianowicie, gdy zdecydowana większość światowej oferty proponuje jedno, czyli bardzo spersonalizowane przełożenie wzmacniania sygnału pod konkretny rylec MC, to nasz punkt zapalny spotkania idzie w sukurs melomanom dysponującym większą paletą narzędzi skrawających czarną płytę i poprzez umieszczone na górnej płaszczyźnie dwa wejścia RCA (10-cio i 20-to krotne wzmocnienie) wraz z kilkupozycyjnym przełącznikiem oferuje kilka nastaw swojej pracy. Tak więc, kupując jedno urządzenie jesteśmy wstanie sprostać wyzwaniu całej kolekcji wkładek, a nawet kompletnych gramofonów, co w moim odczuciu, w momencie chęci nabycia takiego komponentu jest nie do przecenienia.
Jakie opcje i w jakich konfiguracjach są dostępne, z racji serii załączonych do testu dokładnych fotografii nie będę wyliczał, jednak po tych kilkunastu tygodniach zabawy twierdzę jednoznacznie, iż nie spotkałem wkładki, której nie byłby w stanie obsłużyć Trajan. Oczywiści, gdy się uprzemy, z pewnością w zasobach szeroko rozumianego analogowego świata znajdziemy model poza możliwościami Bułgara, ale jak wiadomo, jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził i nic z tym nie zrobimy. Ważne, że nasz bohater stara się choć trochę temu sprostać. Jak mu to wychodzi sonicznie? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w kolejnym akapicie.
Aby unaocznić Wam wynik obróbki sygnału z wkładki przez testowany Step-up, najpierw opiszę w kilku słowach sposób grania mojego rylca. Ten wykorzystując jako wspornik drzazgę chronionego prawem, bo występującego na obszarze parku narodowego jednego z wulkanicznych wzgórz Japonii bambusa, przy fantastycznej rozdzielczości w swej estetyce mocno stawia na wysycenie i barwę. To na tle podobnej cenowo konkurencji można określić, jako granie lekkimi plamami. Naturalnie na potrzeby zrozumienia o co mi chodzi nieco przerysowuję obraz, ale mniej więcej tak można go interpretować. To oczywiście jest zamierzonym działaniem, bowiem spełnia oczekiwania podobnej do mnie w kwestii odbioru muzyki grupy docelowej. Lubię, gdy dźwięk z kolumn prawie kapie i szlus. Oczywistym jest, że w wyniku zmian gustu z czasem tę prezentację zapragnąłem nieco zebrać w sobie, jednak ewentualne próby po ciekawej odmianie w kwestii oddechu zazwyczaj wiązały się z korektą drogiego okablowania. Czyli typowe coś za coś. Tymczasem po wpięciu w tor Trajana, dotychczasowe malowanie świata muzyki grubszą kreską zmieniło się na zdecydowanie precyzyjniejszy kontur, ale o dziwo nie skutkując przy tym odchudzeniem przekazu, tylko transformacją owej, nie do końca zdefiniowanej plamy w niezbędny do nadania wigoru muzyce zastrzyk nasyconej energii. Jak to możliwe, nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, jednak fakt jest faktem, że przy pomocy przybysza z Bałkanów zamierzony cel osiągnąłem nawet nie w 100, ale 110 procentach. Muzyka nie tylko przyspieszyła, ale wybrzmiewała z większą swobodą, rysując przy tym znacznie czytelniejszą i dobrze poukładaną we wszystkich wymiarach wirtualną scenę. Nagle w mój system ktoś tchnął szczyptę świeżości, ale jak wspominałem, bez majstrowania przy poziomie jej punktu ciężkości, co zazwyczaj niestety ma miejsce. Jak to wypadło w zderzeniu z muzyką? Teraz będzie najlepsze. Bez względu na repertuar, czyli obojętnie, czy na talerzu gramofonu położyłem królową popu Madonnę z jej tłoczonym z cyfry czarnym krążkiem „Ray Of Light”, czy bardzo wymagającego od systemu audio, wydanego w czasach świetności analogu Gary Burtona z Chickiem Corea ze wspaniałym wibrafonem tego pierwszego („Crystal Silence 73r.), czy choćby również zapisanego na winylu w epoce rozkwitu drapaków szaleństwo Ornette’a Colemana „Live At Prince Street”, zestaw zadziwiał mnie uderzeniem świetnie wyciętego z tła, nadal hołdującego barwności, ale również gdy wymagał tego materiał, pełnego eufonii dźwięku. To zawsze była feeria wyrafinowanie podanych, z jednaj strony wielobarwnych, a z drugiej ostrych jak żyletka, jednak zdecydowanie bliższych prawdzie (nie twierdzę oczywiście, że złapałem króliczka, bo to niemożliwe ) niż kiedykolwiek informacji, o której od jakiegoś czasu gdzieś podprogowo myślałem. I co najciekawsze, a zarazem potwierdzające klasę tytułowego produktu, mimo, że od momentu pierwszego kontaktu z omawianym „dopasowywaczem” poziomu sygnału do standardu MM minęło już dwa i pół miesiąca, nie wiem, w którym momencie rzuciłem na kościelną tacę odpowiednią sumę, bowiem przez ten czas ani na moment nie przyszła mi do głowy refleksja, iż usłyszane zmiany były tylko typowym efektem „łał”, który na początku mamiąc nasze zmysły, po kilku dniach swoim wszędobylstwem nie daje nam spokoju. Niemożliwe? Bynajmniej, czego przykładem jest zdecydowanie częstsze słuchanie gramofonu niż jeszcze kilka miesięcy temu – oczywiście w przerwach sesji testowych źródeł cyfrowych.
Zdaję sobie sprawę z faktu, iż powyższy tekst jest swoistą lurką. Jednak na potwierdzenie mojej, w pełni udokumentowanej, fascynacji wprowadzonymi zmianami niech będzie fakt zwrotnej informacji do dystrybutora, iż testowanej sztuki Trajana marki Thrax Audio już nie ma, gdyż nie jestem emocjonalnie przygotowany na ponowne zderzenie z jeszcze niedawno posiadanym, wydawałoby się równie wyśmienitym, jednak obecnie zbyt mało angażującym dźwiękiem. Czy konstrukcja Rumena Artarskiego – konstruktora i właściciela marki Thrax – jest dla wszystkich? Może ręki nie dam sobie obciąć, jednak sposób w jaki ewaluował mój system jestem w stanie postawić skrzynkę bananów przeciw skrzynce jabłek, że trudno będzie o tak źle skonfigurowany analogowy konglomerat, by nie znaleźć w omawianej konstrukcji nic ciekawego. Naturalnie, dopuszczam wersję zbyt małych zmian w stosunku do oczekiwań. Jednak zrzuciłbym to na karb zbyt mało rozdzielczego docelowego zestawu, a nie braku ciekawej oferty sonicznej ze strony przybysza z Bałkanów. Zatem jeśli swój analogowy zestaw uważacie za co najmniej ciekawy, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zmierzyć się z tym, jak wspominałem we wstępniaku, stosunkowo rzadkim sposobem obróbki, z założenia delikatnych prądów wkładki MC. Naprawdę zachęcam.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy DCS VIVALDI DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15, Boulder 1110
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777, Boulder 1160
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: RCM
Cena: 3 600 €
Dane techniczne
Wejścia: dwie niezależne pary RCA
Pasmo przenoszenia: 15Hz-80kHz (-1db)
Wzmocnienie (gain):20/26dB
Impedancja wejściowa: 15Ω/30Ω/60Ω/120Ω /240Ω/470Ω
Obciążenie:> 47KΩ
Wymiary (W x Średnica):65 x 125 mm
Waga: 2kg