1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Lifestyle
  6. >
  7. V Ogólnopolski Salon Win i Alkoholi M&P

V Ogólnopolski Salon Win i Alkoholi M&P

Opinia 1

O tym, że człowiek nie wielbłąd i pić musi uczą nas już od maleńkości. Kakao do śniadania, potem jakiś sok, kompot do obiadu, herbata z cytryną do kolacji to przecież i tak za mało, by poprawnie funkcjonować. Co i rusz przecież słyszymy, że 1,5l wody dziennie to minimum. Jednak Homo sapiens od pozostałych zwierząt wyróżnia to, że pije, bo musi, ale również dla tego, że lubi. O odosobnionych przypadkach picia, gdy już dawno się nie powinno pozwolę sobie nie wspominać. Mniejsza z tym. Skupmy się na konsumpcji z czysto hedonistycznych pobudek, czyli dla zwykłej przyjemności i co najważniejsze z zachowaniem dobrego smaku, oraz umiaru. W tym momencie dochodzimy do meritum, czyli powodu, dla którego kilka kolejnych akapitów postanowiłem napisać – do V Ogólnopolskiego Salonu Win i Alkoholi M&P.

Od zeszłego roku tytułową imprezę wpisaliśmy z Jackiem na stałe do naszego kalendarza i tak jak od kilkunastu lat listopad jednoznacznie kojarzymy z Audio Show a maj z monachijskim High Endem, tak październik stanowi dla nas świetną okazję do poszerzania horyzontów i nowych doznań natury smakowej. Oczywiście cały czas pozostając w kontakcie z załogą M&P co i rusz jesteśmy kuszeni nowościami pojawiającymi się w ich ofercie, to prawdę powiedziawszy najłatwiejszą a zarazem najszybszą sposobnością do wyłuskania z nieprzebranych odmian i gatunków szlachetnych trunków tego, co nam najbardziej pasuje, idealnie wpasowuje się w nasze gusta jest właśnie Ogólnopolski Salon Win i Alkoholi. Jest to niebywała okazja, by pod jednym dachem w ciągu liku, niezwykle miło spędzonych godzin samemu ocenić przydatność, oraz trafność opisów dostępnych na stronach dystrybutora, czy producentów i jeśli tylko odpowiednio się przygotujemy to również i okazja do polemiki będzie doskonała. Wspominam o tym z nad wyraz, przynajmniej z naszego punktu widzenia, istotnej przyczyny – poznając producentów, ludzi stojących za danymi produktami i nie ważne, czy mówimy w tym momencie o winie, kolumnach czy wzmacniaczach mamy kontakt z twórcą, człowiekiem z krwi i kości. Poznajemy jego sposób myślenia, pasje a więc pryzmat, przez jaki postrzega rzeczywistość. Zgadzać się z nim nie musimy, ale mając już wiedzę nt. jego charakteru, poglądów etc. łatwiej nam jest zrozumieć, dla czego dana rzecz zrobiona została tak a nie inaczej. Wracając jednak do meritum wypadałoby obrać jakąś rozsądną strategię.
Wiedząc, że organizatorzy zapewniają w ramach odświeżenia wodę i bagietki warto zawczasu wiedzieć po co się przychodzi, bo popadając w zbytni entuzjazm i sumiennie chcąc dogłębnie poznać ofertę każdej z winnic, czy destylarni bardzo szybko poczujemy wszechogarniającą błogość a tym samym polegniemy niemalże na starcie. Dla tego też zamiast degustować i smakować wszystko, co trafiło na stoiska ograniczyłem się głównie do zdjęć kosztując jedynie te trunki, które bądź to od dłuższego czasu figurowały na mojej liście w rubryce „do weryfikacji”, bądź te, które w jakiś sposób przykuły moja uwagę.

W ramach odpowiednio intensywnego „wejścia” i ustawienia poprzeczki dla dalszej degustacji rozpocząłem od totalnej egzotyki zapuszczając się w pola trzciny cukrowej porastającej Dominikanę i przystąpiłem do degustacji … rumu Ron Barcelo Imperial. Jeśli komuś w tym momencie na twarzy pojawił się grymas, to proszę o chwilę uwagi i zweryfikowanie swych spaczonych wyrobami naftopochodnymi doświadczeń. To, co oferuje Ron Barcelo nie sposób porównać z niczym dostępnym w wielkopowierzchniowych marketach i nabywanych przez gospodynie domowe do ciast. Imperial swoją szlachetnością niebezpiecznie zbliża się bowiem do poziomu 10-12 letnich szkockich single maltów ze Speyside. Jest gładki, pozornie słodki, ale jednocześnie jedwabiście lekko pikantny. Miłośnicy Benriacha 12 Yo Sherry Wood powinni zwrócić na niego baczną uwagę.

Kontynuując wędrówkę pomiędzy wysokoprocentowymi alkoholami skusiłem się na pominiętego w zeszłym roku Bourbona Blanton’s. Kontakt z tym uznawanym przez whisky’owych ortodoksów za dość pośledni trunkiem postanowiłem potraktować bez taryfy ulgowej wprowadzając do organizmu 66% Blanton`s Straight From The Barrel. Wbrew wcześniejszym obawom dość zauważalna moc nie pozbawiła bursztynowej ambrozji finezji i intensywnych cynamonowo – karmelowych nut doprawionych odrobiną pikantnych przypraw i tytoniowego dymu. Oczywiście osoby mniej wprawione w bojach (mam słabość do specyfików z Islay) mogą początkowo czuć się lekko oszołomione, lecz po prostu wystarczyć zmniejszyć dawkę a jakość przedłożyć nad ilość. Zdecydowanie łagodniejsze, pogodniejsze oblicze ma za to otwierający stawkę „młodzieżowy” – 40% Blanton`s Special Reserve, w którym nuty wanilii i karmelu dominują nad orzechową wytrawnością. Dodając do tego pogodny, rodzynkowy finisz spokojnie możemy rozważać Special Reserve w kategoriach deserowych.

Oczywi scie zabrakło naszego „redakcyjnego – dyżurnego” Kilchomana i japońskich Whisky, którymi zajęcie cały czas odkładamy na później.

A teraz czas na coś zdecydowanie łagodniejszego i stanowiącego clou całej imprezy – wina. O ile w czasach antycznych trunek ten cieszył się niezwykłą popularnością a Grecy i Rzymianie sztukę jego wytwarzania (o degustacji nie wspomnę) opanowali do perfekcji, to nawet w mrocznych latach średniowiecza o winie nie zapomniano. Świadczy o tym świetnie oddający klimat aforyzm anonimowego autora – „Jest pięć przyczyn picia wina: przybycie gościa, pragnienie obecne i przyszłe, sama dobroć wina i jakakolwiek inna przyczyna”. Jak widać, jeśli tylko ktoś miał ochotę zawsze znalazł okazję do poprawienia swojego samopoczucia a pamiętając o tym jak podłe warunki sanitarne panowały w tamtych czasach picie wina zamiast wody wydawało się nie tylko rozsądne, co konieczne. W dzisiejszych czasach z wodą, przynajmniej w cywilizowanych częściach świata jest bez porównania lepiej, lecz mając do wyboru wodę i wino wybieram wino.
Nie chcąc wprowadzać zbytniego zamętu i szumu informacyjnego pozwoliłem sobie wytypować cztery europejskie wina, które najbardziej przypadły mi do gustu a jednocześnie ich zakup nie jest związany ze zbyt dużymi kosztami. A oto one:

Austria
Heiderer Gruner Veltliner Wagramer – świetne austriackie mineralno-cytrusowe wino o zaskakującej lekkości i kulturze. Dalekie od nowoświatowej kompotowatości. Skromne etykiety w pełni rekompensuje orzeźwiająca natura tego trunku. Trzeba będzie zapamiętać i zamówić późną wiosną.

Hiszpania
Piedemonte Reserva – to prawdziwy hit tegorocznego salonu. Przeuroczy producenci i fenomenalny trunek w pełni zasługują na same superlatywy. Kompozycja szczepów Merlot, Tempranillo i Cabernet Sauvignon w proporcjach 33%, 34% i 33% dojrzewa 18 miesięcy w beczkach z francuskiego i amerykańskiego dębu. Dzięki temu konturowość i pewna wodnistość Tempranillo, za która prawdę powiedziawszy nie przepadam została wzbogacona głębią Merlota i intensywnością klasycznego Cabernet Sauvignon.

Niemcy
Weinbiet Mussbacher Riesling Kabinet – klasyczny, mocno wytrawny Riesling idealnie łączący owocowe aromaty z mineralnością, przy akceptowalnej przez szerokie grono kwasowości. Ledwie niewielka próbka tego wina poskutkowała całkiem pokaźnym zamówieniem tegoż trunku na przyszłość, gdyż nie dość, ze świetnie będzie pasował np. do królika, czy przegryzając żółtym serem, to z chęcią sączyć będę go sauté w słoneczne zimowe poranki.

Włochy
Arduini Valpolicella Classico Ripasso – uważam, że miłośnicy Amarone powinni z uwagą przyjrzeć się temu dość rozsądnie wycenionemu winu. Klasyczny dla regionu Veneto kupaż odmian Corvina ( 60%), Corvinone i Rondinella leżakuje 12 miesięcy w beczkach z francuskiego dębu a następnie pół roku w butelce. Efekt okazuje się wielce intrygujący, gdyż otrzymujemy świetnie zbudowane a jednocześnie niezwykle gładkie wino o głębokim, owocowym aromacie i intensywnym, długim, delikatnie migdałowym finiszu. Dystrybutor zaleca otwierać butelkę godzinę przed podaniem, jednak osobiście sugerowałbym powyższy czas co najmniej podwoić – powinna zintensyfikować się krągłość i spójność.

Oczywiście to nie jedyne trunki, jakimi zostałem uraczony podczas czwartkowego popołudnia spędzonego w Fortecy, lecz to właśnie one najbardziej zapadły mi w pamięć. Dla tego też serdecznie zapraszam do rzucenia okiem na poniższą fotorelację, gdyż może się okazać, że nawet na podstawie etykiet znajdą Państwo coś na tyle intrygującego, by zamówić stosowną próbkę i w zaciszu domowego ogniska ukoić skołatane nerwy z lampką rubinowego/bursztynowego w dłoni.

Załodze M&P serdecznie dziękuję za zaproszenie i gratuluję zmysłu organizacyjnego, gdyż biorąc pod uwagę specyfikę imprezy zapanowanie nad taką masą ludzi nie należy do najłatwiejszych.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Z uwagi na moją już trzecią wizytę na Ogólnopolskim Salonie Win i Alkoholi M&P nie będę kolejny raz powielał zasłużonych pochwał za wyśmienitą organizację i dbałość o pełną satysfakcję przybyłych gości, gdyż jest to standardem wszystkich edycji. Jeśli chodzi o frekwencję muszę stwierdzić, że będąc z Marcinem dość wcześnie, bo jakąś godzinę po otwarciu, wspomnianych smakoszy wytwarzanych z winorośli trunków było na tyle dużo, że mieliśmy spore problemy w udokumentowaniu tejże imprezy stosownymi, odpowiadającymi naszym wysokim wymaganiom jakościowym fotografiami. W jednej z moich relacji zaznaczyłem, iż nie jestem jakimś wyspecjalizowanym miłośnikiem będącego bohaterem tego spotkania napitku, dlatego jakiekolwiek uniesienia na ten temat z mojej strony byłyby sporym naciąganiem faktów. Pozostawiając tę działkę relacji Marcinowi, skupiłem się raczej na wyszukaniu znajomych prowadzących mnie po świecie trunków pracowników z festiwalu alkoholi luksusowych, jak również wydobycia na światło dzienne architektury zaadaptowanego na potrzebę owej imprezy budynku. Oczywiście kilka ciekawych próbek winnych wytypowanych przez współ-odwiedzającego ze mną wspólnika zasmakowałem, co w życiu codziennym pozwoli mi na swobodne poruszanie się po ofercie salonów podczas poszukiwań czy to obiadowych, czy też bardziej oficjalnych uroczystości, ale traktuję je jako dającą pewien bagaż doświadczeń wartość dodaną. Tak więc proponuję kilka zdjęć z najpiękniejszą częścią imprezy – miłe panie (przepraszam że nie wszystkie przedstawicielki tego dnia, ale zbyt duży tłok nie pozwolił na wyczerpującą sesję zdjęciową), jak również kilku przedstawicieli idąc za klasykiem filmowym „Seksmisja” zaliczanych do „rodzaju drugiego”, pośród których znajdziemy rodowitego Szkota, prezentującego ofertę swojej rodzinnej destylarni. Ale dla przyszłych klientów salonów M&P spieszę dodać, że na każdej z takich imprez jest ich może nie w strojach „ludowych”, ale spora grupa, co umożliwiając nam bezpośrednią rozmowę z najbardziej kompetentnymi ludźmi danego brandu, zawsze jest czymś mocno pozostającym w pamięci. Czas w tak wspaniałej atmosferze niestety mija zdecydowanie za szybko, dlatego z niecierpliwością już czekam na kolejną edycję festiwalu winnego.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF