Jeśli sam Hans-Ole Vitus uznał, że dzięki ‘Reference Series’ zdoła podzielić się magią swoich produktów ze zdecydowanie szerszym gronem miłośników wybornego dźwięku niż ma to miejsce w przypadku wyższych serii, kimże jestem, ja skromny recenzent, by to negować. Jednak… skromność skromnością i pokora pokorą, lecz człowiek to takie wredne zwierzę, że jeśli czegoś nie dotknie, nie pomaca a w przypadku Hi-Fi nie posłucha to nie uwierzy. Dodatkowo do głosu dochodzą nabyte z upływem lat (w tym fachu) doświadczenia wskazujące, iż wytwórcy specjalizujący się w amplifikacjach i pracy na sygnałach analogowych nie zawsze utrzymują ten sam, wysoki poziom, wkraczając w domenę cyfrową i na odwrót – specjaliści od bitów i jitterów nie raz i nie dwa wykładali się na tak, wydawałoby się prozaicznym urządzeniu jak wzmacniacz.
Z produktami Vitus Audio w pewnym sensie było podobnie – ilekroć miałem okazję słuchać przedstawicieli ‘Signature’, bądź ‘MasterPiece Series’, niemalże za każdym razem pierwsze skrzypce grały zestawy pre/power a źródła bardzo często pochodziły od firm trzecich, szczególnie, że w większości systemów królowały gramofony. Traf jednak chciał, że niemalże przedpremierowo zagościła u mnie wiosenna nowalijka ze słynącej z klocków Lego, malowniczej Danii – przetwornik cyfrowo-analogowy Vitus RD-100. O klockach wspomniałem nie bez kozery, ale temat pozwolę sobie rozwinąć w części dotyczącej wnętrza, a na razie skupię się na dostarczonym przez dystrybutora urządzeniu, jako takim. Powód jest dość prozaiczny, gdyż określenie RD-100 jedynie mianem DACa jest daleko idącym uproszczeniem i w pewnym sensie półprawdą, ze względu na to, że oprócz niezwykle szerokiego wachlarza wejść cyfrowych oferuje również wejścia analogowe a sygnał wyjściowy może, choć wcale nie musi, być regulowany. Krótko mówiąc jest to pewnego rodzaju combo łączące w sobie DACa z wysokiej klasy przedwzmacniaczem analogowym, dzięki czemu w przypadku, gdy jedynymi źródłami analogowymi w systemie są gramofon (z dedykowanym phonostage’m) i np. tuner, bądź magnetofon szpulowy (wraca na nie moda) spokojnie można uznać, że do pełni szczęścia brakuje tylko końcówki mocy i kolumn. Temat kabli litościwie pominę, choć jedynie wspomnę, że Vitus potrafi się odwdzięczyć w przypadku irracjonalnie nieprzyzwoitych nakładów finansowych na odpowiednią „biżuterię”.
RD-100 wygląda i waży tak, jak na pełnokrwistego członka rodziny Vitusa przystało. Choć należy do najniższej serii trudno doszukać się w jego designie oszczędności. Obudowa jest solidna i jak na DACa zastanawiająco ciężka. Front wykonano z dwóch masywnych płatów anodowanego na czarno (dostępna jest również wersja srebrna) aluminium, pomiędzy którymi, w zgrabnym wgłębieniu ulokowano jednowierszowy, bursztynowy wyświetlacz, czujnik IR i dyskretnie podświetlone, również bursztynową diodą logo producenta. Po obu stronach tego skromnego interfejsu, umożliwiającego komunikację urządzenia ze światem zewnętrznym, rozmieszczono po trzy przyciski – nawigacyjne po lewej i funkcyjne, sterujące siłą głosu/wyciszeniem po prawej. Nie zapomniano również o takim drobiazgu jak pilot zdalnego sterowania, który nie dość, że jest w zestawie, to zamiast wybierać mało estetyczny, plastikowy azjatycki OEM zdecydowano się na o niebo bardziej pasujący klasą i jakością wykonania do testowanego urządzenia – uniwersalny sterownik Mac’a.
Nawet pobieżny rzut oka na ścianę tylną RD-100 momentalnie rozwiewa obawy dotyczące, wynikające z reprezentowanej rangi w katalogu tego duńskiego producenta. Sześć (!) wejść cyfrowych w postaci zdublowanych koaksjalnych, również występujących w duecie AES/EBU, pojedynczego Toslinka i asynchronicznego USB to szczyt marzeń większości audiofilów. Jednak to nie koniec atrakcji. Nie można przecież pominąć wejść analogowych dostępnych zarówno w standardzie RCA, jak i XLR, które idealnie komponują się z podobnym zestawem, dla ułatwienia montażu otoczonych błękitnymi polami, wyjść analogowych. Całości dopełniają zacisk uziemienia i solidne, trójbolcowe, zintegrowane z bezpiecznikiem gniazdo sieciowe w standardzie IEC.
Wnętrze RD-100, choć zachwyca porządkiem i estetyką nie odkrywa zbyt wiele tajemnic przed oczami ciekawskich. Zgodnie z typową, dla Vitusa modułowa topologią każdej sekcji odpowiada konkretny, dedykowany „klocuszek” ozdobiony firmowym emblematem. Jedynie płytka odpowiedzialna za obsługę sygnału z wejścia USB nie doczekała się własnej puszki, choć znając już parametry sygnału akceptowalnego przez to złącze widok kości X-MOS (XILINX) pracującej w roli odbiornika USB nie powinien nikogo dziwić. Oczywiście sterowniki wymagane przez komputery oparte na systemach Windows znajdują się w komplecie i nawet bez dostępu do internetu można całkowicie bezproblemowo wykorzystać możliwości, jakie daje asynchroniczny tryb pracy.
Oprócz wspomnianego „nagiego” modułu odbiornika USB na pokładzie RD-100 wśród ośmiu zamaskowanych braci po opisach płytek drukowanych można zlokalizować moduły: odbiornik SPDIF, odpowiedzialny za obsługę wejść, i występujące parami (po jednym na kanał) moduły DACa konwertera I/V i analogowych stopni wyjściowych. Taka modularność sprawia, iż urządzenie bardzo łatwo można w przyszłości poddać upgradowi zastępując przestarzały technologicznie element nowszym i doskonalszym „klockiem”.
Dla uspokojenia purystów dodam tylko, że regulacja głośności odbywa się w domenie analogowej. W dodatku w momencie wyboru wejść analogowych cała sekcja cyfrowa zostaje odłączana w celu wyeliminowania cyfrowego szumu mogącego wpływać na sygnał analogowy.
Co prawda opis szaty wzorniczej i krótka wiwisekcja trzewi daje pewne wyobrażenie o klasie urządzenia, lecz ich przełożenie na brzmienie nie zawsze jest wprost proporcjonalne. Przecież gdyby tak było, wystarczyłoby odpowiednio zasobne konto, mniej lub bardziej skomplikowany program komputerowy a czasem jedynie mail i telefon do którejś z azjatyckich fabryk oferujących swoje moce przerobowe oraz know-how w ramach usług OEM. W przypadku Vitusa od razu można wykluczyć przynajmniej ostatnią opcję – całość jest wykonywana w Danii a biorąc pod uwagę nader restrykcyjną politykę Skandynawów to nie zdziwiłbym się, gdyby Hans-Ole musiał się sporo tłumaczyć, czemu chce sygnować swoje produkty duńską flagą, skoro wykorzystane układy scalone wykonano w okolicach Morza Żółtego. Jednak pozwolę sobie skończyć te dywagacje i nie trzymać dłużej Państwa w niepewności.
RD-100 gra dokładnie tak, jak zdążyły przyzwyczaić do siebie wzmacniacze sygnowane znaczkiem Vitusa. Jest to połączenie niewymuszonej swobody i 100% świadomości własnej klasy. W jego brzmieniu nie ma miejsca na niepewność, zawahanie czy dany dźwięk powinien zostać odtworzony w ten, bądź inny sposób i gdzie powinien w przestrzeni zostać ulokowany. Proces decyzyjny przebiega błyskawicznie a przed uszami słuchacza rozpościera się jedynie wzorowo uporządkowana scena z gradacją planów zależną tylko i wyłącznie od fantazji i umiejętności ekipy za konsoletą. Wspomniany porządek nie jest jednak celem samym w sobie, co mogłoby sprowokować zarzuty dotyczące bezdusznej technicyzacji przekazu, lecz jest formą, narzędziem, dzięki którym przetwornik całkowicie panuje nad sygnałem, wyczarowując z niego muzykę. Z premedytacja piszę „muzykę” a nie dźwięki, gdyż urządzeń potrafiących z sygnału cyfrowego, bądź analogowego wyekstrahować niewyobrażalną ilość zupełnie ze sobą niezespolonych dźwięków na rynku jest multum. Za to do grupy tych, które pomimo wybitnej rozdzielczości nie przekraczają granicy hiperdetaliczności i które cały czas zasługują na miano muzykalnych jest jak na lekarstwo. Z radością, zatem informuję, że RD-100 również do niej należy i prawdę powiedziawszy w tym tkwi sekret jego (spodziewanego) sukcesu rynkowego a zarazem przekleństwo dla recenzenta, gdyż zamiast skupić się na poszczególnych składowych, detalach i niuansach zdecydowanie częściej oddawałem się czysto hedonistycznej przyjemności odsłuchiwania swoich ulubionych nagrań, jako takich, a nie jako materiału badawczego, z pomocą którego mógłbym dokonać jakiejś rzeczowej analizy. Krótko mówiąc ideał dla melomana, przekleństwo dla „branży”. Proszę mnie jednak błędnie nie zrozumieć, osobiście takie właśnie urządzenia cenię najbardziej, lecz poprzez takie idealne wpasowanie w moje gusta potrafię czasami zapomnieć o dystansie, jaki powinien nas dzielić. Cóż jednak począć, skoro muzyka to właśnie emocje i to nimi głównie kierujemy się podczas zakupów sprzętu grającego. A Vitus gra, oj gra, i to niezależnie od repertuaru, jakim go nakarmimy. Poczynając od prog-metalowych ekwilibrystyk uprawianych przez Dream Theater na dostępnym w wersji 24bit/96kHz albumie „A Dramatic Turn Of Events” po do bólu klasyczne i ograne „Bad” Michael’a Jacksona, które dzięki wersji 24bit/48kHz odzyskało swoją drugą młodość RD-100 nie wybrzydzał, nie grymasił, lecz po prostu robił swoje. Pokazując różnice w wieku i sposobie realizacji nie dokonywał osądu, pozostawiając go słuchaczowi -prowadząc go po krętych i zawiłych liniach melodycznych Dreamów, bądź nierozerwalnie kojarzonych z naszą młodością lirycznej „Liberian Girl”, czy zadziornej i pomimo nowego masteringu, nadal szorstkiej „Dirty Diany”. O takich detalach jak szybkość narastania i wybrzmiewania transjentów wspomnę tylko z obowiązku, choć słuchając Leszka Możdżera grającego przepiękny motyw „The Law and The Fist” z albumu „Komeda” płynność i swobodę artykulacji pianisty uznawało się za rzecz zupełnie oczywistą i naturalną, by przy powrocie do urządzeń niższej klasy zrozumieć jak iluzoryczny i niczym nieuzasadniony był nasz optymizm. To, co na Vitusie lśniło i skrzyło się tysiącem barw nagle zaczynało irytować matowym nalotem i brakiem szlachetności. Podobnie sprawa miała się z japońskimi bębnami na Tataku „Best of Kodo II 1994-1999” – ich gradacja wielkości, skali i potęgi brzmienia były całkowicie realne i tożsame z tym, co można od czasu do czasu, nawet w Polsce, usłyszeć na żywo podczas tego typu prezentacji. Oczywiście ze względu na ograniczoną kubaturę pomieszczenia odsłuchowego, a co za tym idzie koniecznością dopasowania do niego wielkości kolumn byłem skazany na pewne przeskalowanie spektaklu, to jednak wrodzona lekkość połączona z wiernością oryginałowi były po prostu obecne.
Dla osób poważnie myślących nad stworzeniem systemu audio opartego na komputerze w roli źródła mam dwie wiadomości dobrą i … lepszą, ale może nie wiadomość, a sugestię. Zacznę jednak od tej dobrej. Nawet z rozsądnej klasy laptopa z zainstalowanym Windowsem 7 i JRiverem Media Center 18 pliki wysokiej rozdzielczości Vitus gra dobrze i dobrze z plusem, gdy przestaniemy i oszukiwać własne uszy twierdząc, że jakość przewodu USB nie ma znaczenia, bo ma! Jednak porównanie transportu CD z PC na plikach SD nadal wykazuje przewagę srebrnego krążka. Jest jednak mały, acz niekoniecznie tani „tweak”, czyli ww. sugestia – wystarczy bowiem zaopatrzyć się w wysokiej jakości konwerter USB (np. Berkeley Audio Design Alpha USB), by i ze zwykłych zgrywek zapisanych w formacie 16bit/44.1kHz cieszyć się iście analogowym feelingiem. A jak jeszcze w przypływie dobrego humoru zepniemy BADę z Vitusem np. Argento Serenity AES/EBU, to spokój z okablowaniem toru cyfrowego będziemy mieli na długie lata.
To jednak nie koniec, gdyż mając świadomość ograniczeń własnego systemu dane mi było sprawdzić jak testowany przetwornik wypada w zdecydowanie bardziej wysublimowanym towarzystwie, którego niekwestionowana gwiazdą była lampowa końcówka mocy Kondo Souga sterowana z przedwzmacniacza liniowego Modwright LS100, napędzająca najnowszą wersję kolumn Ardento Alter. Jako punkt odniesienia, przynajmniej, jeśli chodzi o źródła cyfrowe przyjęliśmy dzielony zestaw Reimyo CDT-777 + DAP-999EX, z którego transport na zmianę pracował zarówno z dedykowanym, jak i duńskim DACiem. W tak zacnym gronie RD-100 nie tylko nie nabawił się tremy, lecz rozwinął skrzydła pokazując jak transparentnym elementem i o jak czystym dźwięku być potrafi. Do głosu doszła niewzruszona stabilność sceny połączona z łatwością czarowania niuansami. Drżenie chłopięcego głosu na „Hoist The Colours” (Hans Zimmer – “Pirates of the Caribbean: At World’s End”), dzwon w tle niesamowicie sugestywnie budowały nastrój pirackiej opowieści. W porównaniu do przetwornika Reimyo średnica nie była tak faworyzowana a przez to całość można było uznać za bardziej neutralną, co nie znaczy, że japoński konkurent na tym polu dopuszczał się jakiś niestosownych uchybień od normy. Jednak sparring tych dwóch urządzeń pozwalał uzmysłowić sobie jak wiele jest pomysłów na dźwięk idealny i jak delikatną nieraz jest granica między neutralnością a subiektywną naturalnością. Subiektywną, gdyż każdy z nas próbuje nagiąć pewne wzorce do własnych preferencji, co bardzo często prowadzi do zażartych dyskusji nt., czyja biel jest bielsza a naturalność bardziej naturalna.
Całe szczęście dysponując wolną wolą i odpowiednią kwotą możemy z radością oddać się własnej pasji udowadniając otoczeniu (sobie przecież nie musimy), że Hi-Fi i High-End nie są celem samym w sobie, a jedynie sposobem na osiągnięcie stanu czy to tej rzeczywistej, czy tylko wyimaginowanej audiofilskiej nirwany. Vitus RD-100 daje nam taką możliwość, gdyż Hans-Ole Vitus szczodrze obdarzył go firmową magią.
Tekst: Marcin Olszewski
Zdjęcia: RCM – wnętrze, Marcin Olszewski
Dystrybucja: RCM
Cena: 8500 EUR
Dane techniczne:
Częstotliwość próbkowania/rozdzielczość: 32-192 kHz/24 bit
Master Clock: 24.576 MHz
Wejścia digital: 2 x RCA, 2 x XLR, 1 x USB, 1 x Tos;ink
Wejścia analog: 1 para RCA, 1 para XLR
Wyjścia analog: 1 para RCA, 1 para XLR (regulowane)
Wymiary: 100 x 435 x 377 mm
Waga: 9 kg.
Pilot: standard
System wykorzystany w teście:
CD/DAC: Ayon 1sc
DAC: Eximus DP1; YBA Design DAC WD202
Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center; Moon 180 MiND; YBA Heritage Media Streamer MP100
Wzmacniacz: Electrocompaniet ECI 5; Ayon Spirit 3; Peachtree Audio Decco 65
Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80
IC RCA: Antipodes Audio Katipo
IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120
Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; GigaWatt LC-1mk2
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2
Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Przewody ethernet: Neyton CAT7+
Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Highend Novum PMR Premium