Biorąc pod uwagę obecny czas, czyli dla wielu zapracowanych osobników homo sapiens, będący okresem ogórkowym w naszej szerokości geograficznej praktycznie półmetek wakacji, wydaje się, iż jakakolwiek działalność biznesowa jest swoistym łamaniem ogólnie przyjętych przez zdecydowaną większość europejskich społeczeństw egzystencjalnych zasad moralnych. Jednak w myśl delikatnie sparafrazowanego powiedzenia: „Ktoś musi pracować, aby odpoczywać (przy muzyce) mógł ktoś”, mimo pozornego spowolnienia gospodarki wiele w interesującym nas segmencie dóbr kulturalnych się dzieje. Zaciekawieni, kto odpuścił sobie pobyt na piaszczystych plażach Egiptu na rzecz umilania nam potencjalnego wolnego czasu przy dźwiękach ulubionych pozycji płytowych? Otóż wchodząc na naszą stronę z pewnością już jesteście po pierwszym rzucie okiem na głównego bohatera niniejszej relacji, czyli swoistej nowalijki ze stajni Ole Vitusa – wzmacniacza zintegrowanego SIA-30, którego pierwszy egzemplarz można było podziwiać na wiosennej wystawie w Monachium, a po dwóch miesiącach nareszcie trafił na półkę rodzimego dystrybutora – katowickiego RCM-u.
Kreśląc kilka zdań o rzeczonym duńskim wzmacniaczu zintegrowanym nie da się pominąć potwierdzenia, iż ogólna aparycja 30-ki nie różni się od firmowego designu, czyli ubranej w nad wyraz zwartą, jednak ze względu na bardzo bogaty wsad rozwiązań technicznych sporą skrzynkę z rozpoznawalnym od pierwszego kontaktu wzrokowego frontem w postaci okalających z obydwu flanek przez grube płaty aluminium, centralnie umieszczoną, czernioną i dodatkowo oferującą wielofunkcyjny wyświetlacz, akrylową wstawkę. Jednak jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach, bowiem oprócz wspomnianego, pomocnego w codziennym życiu informatora na przednim panelu, dotychczas nigdy nie praktykowaną, a przez to swoistą nowością jest możliwość uzbrojenia tej zintegrowanej konstrukcji, w moduł przetwornika cyfrowo-analogowego i phonostage’a. Zaskoczeni? Biorąc pod uwagę bardzo ortodoksyjne od strony audiofilizmu, uosabiające się w dedykowaniu poszczególnych funkcji toru audio osobnym urządzeniom, podejście Ole Vitusa do zagadnienia audio … osobiście jestem w ciężkim szoku. Jednak patrząc na – z jednej strony pewnego rodzaju zapotrzebowanie rynku na wszystkomające zabawki, a z drugiej ewidentny brak takowych w ofercie marki, z powstaniem ww. wielofunkcyjnego konglomeratu, oczywiście z małym „ale”, całkowicie się zgadzam. Co oznacza wzięta w nawias sugestia? Nic nadzwyczajnego. Po prostu, z autopsji wiem, że upychanie wielu elektronicznych bytów do jednego pudełka, często kończy się dla dźwięku bardzo różnie, a przecież w naszym hobby fonia jest celem nadrzędnym. Jednak wszystkich stawiających podobne do mojego pytania, na podstawie co prawda krótkiego, bo jedynie kilkugodzinnego odsłuchu, na ile to możliwe, już teraz pragnę uspokoić. Co mam na jego dość prewencyjną obronę? Powiem tak. Widniejący na fotografiach, często słuchany podczas poprzednich wizyt, włącznie z testowanymi u siebie kolumnami zestaw znam bardzo dobrze. A to w oparciu o zastany tego dnia, bardzo dobrze napowietrzony, pełen energii, nie tylko w nasyconej średnicy, ale również w mocnym basie, z rozmachem pokazujący wszelkiego rodzaju materiał muzyczny przekaz, pozwala snuć pełne pozytywnych odczuć przypuszczenia sprawdzenia się SIA 30-ki w wielu potencjalnych zestawach. Naturalnie na odpowiedź, czy zasygnalizowane aspekty potwierdzi pełnoprawny test w moim środowisku sprzętowym, jako czytelnicy niestety z racji bycia opisywanego wzmacniacza światową nowością musicie trochę poczekać. Jednak prawdopodobnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby w momencie poszukiwań tego typu konstrukcji już teraz skontaktować się z dystrybutorem i w ten sposób w przypadku pozytywnego wyniku zderzenia własnych oczekiwań z ofertą najmłodszego dziecka ze stajni Vitus Audio zmusić recenzencką brać do oczekiwania na kolejną sztukę. Ze swojej strony obiecuję, że w takim przypadku nie będę nikomu źle życzył. Powiem więcej, będę rad z potwierdzenia moich wstępnej diagnozy.
Wieńcząc tę relację nie mogę przemilczeć kilku ważnych dla nas, czyli miłośników dobrej jakości dźwięku, informacji. Pierwszą jest niekwestionowana, udokumentowana przeze mnie kilkoma fotografiami pozycja RCM-u jako lidera świata analogu. To chyba najlepiej zaopatrzony w tego typu akcesoria od gramofonów, przez ramiona, wkładki, po wszelkiego rodzaju dodatki, salon. Mało tego. RCM jeśli już ma coś w swojej ofercie, to stara się, aby od ręki zaproponować klientowi pełną paletę każdego producenta od modelu podstawowego po szczyt oferty. Co więcej. Tego typu podejście do tematu jest myślą przewodnią każdej posiadanej marki, bez względu na zajmowaną pozycję w zestawie audio (źródła, wzmocnienie, kolumny, okablowanie). Nie wierzycie? Spójrzcie na powyższą serię zdjęć. Każda marka reprezentowana jest przez co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście produktów. Owszem, patrząc na całość z perspektywy kilku innych dystrybutorów nie znajdziecie tu przysłowiowego, z pozoru dającego większy wybór klientowi, przysłowiowego miszmaszu brandowego. Tutaj mamy w pełni przemyślany, a przez to strategicznie ograniczony do ciekawych propozycji, ale w pełnej ofercie każdego z zaproszonych do współpracy producentów, pomysł na fonię. I właśnie takie podejście pozwala na spełnienie nawet najbardziej wyszukanych potrzeb klienta. A przecież o to w nam, miłośnikom muzyki chodzi. Nie sądzicie, bo ja tak.
Jacek Pazio