Opinia 1
Odbywające się od lat i prowadzone przez Piotra Metza muzyczne spotkania w Studiu Polskiego Radia im. A. Osieckiej obrosły w pełni zasłużoną legendarną otoczką. To właśnie podczas nich dochodzi zwykle do mariażu High-Endu z prawdziwymi kamieniami milowymi światowego Rocka. W takich właśnie okolicznościach zagrały remaster „The Wall” Pink Floyd na Isophonach Berlina RC 11, oraz niemalże od nowa wyekstrahowane z taśm matek trzy pierwsze albumy Led Zeppelin na systemie Ardento/Linnart /Zontek. Tym razem miało być podobnie – najnowsza inkarnacja fenomenalnego „Physical Graffiti” Zeppelinów i system złożony z elementów marek dystrybuowanych przez Cieszyńskiego Voice’a. Czyli teoretycznie wszystko w normie, nieprawdaż? Teoretycznie tak, ale …. I w tym momencie dochodzimy do clue prezentacji, gdyż o ile same nazwy jak Cabasse, Cardas, Chord, czy Pro-Ject (kolejność alfabetyczna) gwarantują niejako z założenia co najmniej wysoko zawieszoną poprzeczkę, to mało kto, włącznie z samym Piotrem Metzem spodziewał się tego, z czym pan Milan Weber raczył był się na Myśliwieckiej 3/5/7 pojawić.
Zanim jednak przejdziemy do możliwie najbardziej lakonicznego opisu grającego w poniedziałkowy wieczór systemu ewidentną nieuprzejmością i przejawem braku choćby podstaw dobrego wychowania byłoby pominięcie dwóch zaproszonych przez Organizatorów gości – panów Christophe’a Cabasse’a z Cabasse i Heinza Lichteneggera z Pro-Jecta, którzy na całkowitym luzie opowiadali … nie, nie o swoich produktach, lecz głownie o muzyce, która najbardziej przypada im do gustu.
I jeszcze jedna mała dygresja a zarazem chronologiczna roszada, gdyż korzystając z nadarzającej się okazji przybyliśmy do „Trójki” z odpowiednim wyprzedzeniem, więc dane nam było w zupełnie niezobowiązujących okolicznościach, jeszcze przed mającą odbyć się prezentacją, a więc dopiero w trakcie budowania napięcia zamienić kilka zdań z Christophem Cabasse. Bardzo szybko okazało się, że zamiast wnikliwie wertować francuski katalog i brać pod lupę każdy z modeli lepiej rozmawiało nam się generalnie o filozofii dźwięku reprezentowanej przez tego producenta. Mając wielowiekowe muzyczne tradycje rodzinne pan Christophe, sam będąc perkusistą, doskonale potrafi wyczuć granicę oddzielającą inwencję kreacji od wierności reprodukcji. Niby drobiazg, lecz jakże istotny w zrozumieniu idei High-Endu, gdzie system ma być jedynie medium, sposobem do maksymalnego zbliżenia się do tego, co zostało zapisane w materiale źródłowym a jeszcze lepiej tego, co docierało do mikrofonów. Utopia? Na chwilę obecną trochę tak, lecz patrząc na dynamikę rozwoju technologii za rok, dwa już niekoniecznie. Z podobną swadą i swobodą opowiadał o przywiezionych ze sobą zjawiskowych kolumnach La Sphère łączących w sobie najbardziej wyśrubowane rozwiązania mechaniczne z wieloletnią wiedzą z zakresu analogowego audio i najnowszymi zdobyczami współczesnych dokonań z domeny cyfrowej. Co ważne wielokrotnie podkreślał coś, co dla zatwardziałych, skostniałych inżynierów, oraz wojującej frakcji zwalczającej audiofilskie pseudo voodoo z reguły jest niemożliwym do pojęcia. Chodzi bowiem o to, by z pokorą przyjąć do wiadomości, pogodzić się z tym a przede wszystkim nauczyć się z tego korzystać, że istnieją dwa, pozornie przeciwne sobie stany. Pierwszy, w którym słyszymy coś a raczej pochodną czegoś, czego, przynajmniej na razie zmierzyć nie potrafimy i drugi, w którym nie słyszymy czegoś, co ewidentnie na pomiarach wychodzi. Dodatkowo jest jeszcze ewidentny paradoks, gdy stan pomiarowo idealny i wzorcowy jest częstokroć całkowicie nieakceptowalny brzmieniowo. Coś to Państwu przypomina? Ano właśnie, przecież tak samo jest podczas gotowania. Jedynie prawdziwy mistrz kuchni potrafi z ogólnodostępnych składników wyczarować prawdziwą, niebiańską rozkosz podniebienia.
Dlatego też La Sphère są tym, czym są, wyglądają, jak wyglądają i grają tak jak grają. Futurystyczna kulista forma kryje czterodrożny układ koaksjalny rozpoczynający się 28 mm polietylenowym tweeterem i kończący 55 cm (!!!) wooferem. Aby takie możliwie najbardziej zbliżone do punktowego źródło dźwięku miało szansę zagrać na poziomie oczekiwań swoich nad wyraz ambitnych twórców potrzeba ten cały galimatias najoględniej rzecz mówiąc ogarnąć. W tym celu wykorzystana została dedykowana jednostka łącząca w sobie cechy procesora DSP i aktywnej zwrotnicy.
Podobną rozmowę odbyliśmy również z panem Heinz Lichtennegger, lecz tym razem skupiliśmy się na zagadnieniach technicznych dotyczących detali oferowanych przez Niego gramofonów. Na pierwszy ogień poszły zatem magnetyczne nóżki i takież samo, magnetyczne zawieszenie talerzy w wyższych modelach Pro-Jectów. Chodzi bowiem o to, że części naszych czytelników sen z powiek spędzały wątpliwości czy generowane przez owe neodymowe magnesy pola mogą wpływać na pracę czułych i eterycznych wkładek. Okazało się jednak, że owe obawy są całkiem nieuzasadnione, gdyż producent z wielką pieczołowitością zadbał o odpowiednie ogniskowanie pól magnetycznych, więc akurat o tę kwestię użytkownicy Pro-Jectów mogą spać spokojnie. Podobnie sprawy mają się z firmowymi ramionami. Nikt nikogo w tym momencie nie próbował czarować i pan Heinz otwarcie mówił, że są one możliwie najrozsądniejszym kompromisem pomiędzy jakością i ceną, gdyż jego priorytetem jest oferowanie produktów o jak najwyższej klasie brzmienia dla jak najszerszego spektrum odbiorców.
Wbrew pozorom i zamkniętemu charakterowi spotkania, co jak zwykle zostało odpowiednio zaakcentowane przez czujną ochronę obiektu, na sali miejsca zajmowali nie tylko goście VIP, lokalni współpracownicy 3-ki i Voice’a, prasa etc., lecz również a może przede wszystkim prawdziwi fani muzyki, melomani i słuchacze „Listy osobistej”. Tutaj nie chodziło o epatowanie technicznymi detalami, konstrukcyjnymi zawiłościami i przyprawiającymi o stan przedzawałowy kwotami. Jak kilkukrotnie powtarzał Piotr Metz wszyscy spotkaliśmy się na Myśliwieckiej w jednym celu – aby poczuć emocje drzemiące w „Physical Graffiti”, czyli albumie, który teoretycznie nigdy miał nie powstać. Całe szczęście i tym razem teoria nie odnalazła odzwierciedlenia w praktyce i od czterdziestu lat cała zainteresowana tematem część naszej populacji ma szczęście egzystować przy dźwiękach takich perełek jak „Houses Of The Holy”, „In My Time of Dying” czy „Kashmir”.
Ustawiony na zazwyczaj zajmowanej przez muzyków scenie system składający się z ww. kolumn Cabasse La Sphère, wzmacniaczy Chord Electronics, gramofonu Pro-Ject Xtension 10 uzbrojonego we wkładkę Ortofon Cadenza, oraz pełnego okablowania Cardas Audio w sposób bezdyskusyjnie spektakularny przejął we władanie 256 m2 salę o kubaturze 1500 m3. O ile korzystając ze wspomnianych kilku przedprogramowych kwadransów mogliśmy na początku w niemalże całkowicie pustym pomieszczeniu zdolności prezentowanego seta na zdecydowanie bardziej wysublimowanym repertuarze (m.in. Antonio Forcione), to prawdziwą potęgę, klarowność i niezwykłą namacalność dźwięku poczuć mogliśmy właśnie na „Physical Graffiti”. Dwupłytowe wydawnictwo okazało się prawdziwą ucztą zarówno dla obecnych na sali audiofilów, jak i typowych fanów rocka, niejednokrotnie doskonale pamiętających ubiegłowieczną premierę ww. albumu. Tym razem nie trzeba było w żaden sposób dawek generowanych przez kolumny decybeli, więc i miłośnicy niemalże koncertowych poziomów głośności nie byli rozczarowani. Aspektem, który od pierwszych taktów przykuwał uwagę była swoboda, natychmiastowość i przede wszystkim wolumen idący w parze z konturem ataku najniższych składowych. Uderzenia stopy odczuwalne były chyba we wszystkich rzędach a gitarowe riffy z łatwością cięły imponującą kubaturę Studia 3-ki. Koncertowy nastrój i typowa w takich okolicznościach żywiołowość udzieliły się z resztą nie tylko mi, o czym najlepiej świadczyły oklaski i inne „paszczowe” aktywności zgromadzonej publiczności przy każdorazowej zmianie strony. Co ciekawie ciągłe podrygiwanie, wybijanie rytmu kończynami, czy nawet nucenie co lepiej znanych fragmentów dotyczyło pełnego przekroju wiekowego i całkowicie uniezależnione było od płci podrygiwaczy. Ewidentnie czuć było magię, bo nie sposób mówić w tym momencie o statycznym odsłuchu, skoro jeszcze moment a na scenę poleciałyby elementy damskiej garderoby a proszę mi wierzyć na słowo, że płeć piękna była reprezentowana całkiem licznie.
Choć podczas kuluarowych, przed imprezowych rozmów można było wyczuć z głosu Organizatorów pewną obawę jak przez publiczność zostanie odebrana ta jakże daleka od audiofilskich standardów płyta, to już po pierwszej stronie oblicza zarówno ekipy Voice’a, jak i obu Szacownych Gości przedstawiały się zdecydowanie radośniej. Nie dość, że sami podrygiwali w rytm muzyki, to również i im udzielił się panujący na sali wybitnie koncertowy nastrój. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro stojący na scenie system nader dosadnie dał wszystkim zgromadzonym do zrozumienia, że daleko mu do snobistycznego ołtarzyka samplerowego trzypłytowca, lecz można go rozpatrywać jedynie w kategoriach prawdziwego wehikułu czasu przenoszącego słuchaczy w świat i czasy ich ukochanych nagrań, wróć, nie nagrań – muzyki.
Nie pozostaje mi zatem nic innego jak gorąco podziękować Organizatorom za zaproszenie i całkowicie subiektywnie określić poniedziałkowe spotkanie mianem spektakularnego sukcesu.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Ostatni poniedziałek (05.10.2015r.) był dla nas z Marcinem dniem obfitującym w nader pozytywne doznania odsłuchowe. I nie miało specjalnie znaczenia, że głównym bohaterem opisywanego dzisiaj kolejnego spotkania w Studiu Polskiego Radia im. A. Osieckiej był zremasterowany dwupłytowy winylowy album „Physical Graffiti” Led Zeppelin. Dlaczego? To proste, bowiem system jaki prezentował najnowsze wcielenie wspomnianego krążka składał się z nowości w ofercie znanego wszystkim cieszyńskiego VOICE’a, czyli specjalnie przybyłych zza oceanu czterodrożnych flagowych sfer Cabasse wraz z firmową aktywną zwrotnicą, elektroniki Chorda, okablowania Cardas’a i wiodącego producenta w dziedzinie analogu czeskiego Pro Ject’a. Co ciekawe, całą imprezę uświetnili właściciele dwóch ze wspomnianych czterech marek, którzy w rozpoczynającym całość imprezy krótkim ogniu pytań przed samym pokazem opowiadali o swoich przeżyciach związanych z muzyką, by po zakończeniu sesji odsłuchowej oddać się w ręce, a raczej gąszcz dodatkowych zapytań tłumnie przybyłych tego wieczora wiernych radiosłuchaczy.
Będąc już kilkukrotnie w studiu na ulicy Myśliwieckiej przy okazji innych prezentacji, mam pewien pozwalający mi lekko pozycjonować jakościowo każde kolejne zaliczone spotkanie pakiet doświadczeń i muszę z przyjemnością stwierdzić, że takiego dobrego oddania stopy perkusji nie zaznałem dotychczas ani razu. Wszyscy wiemy, że muzyka Led Zeppelin nie jest majstersztykiem realizacyjnym nawet po kolejnym masteringu i gdy zasiadałem we w miarę reprezentatywnym jakościowo miejscu, nie sądziłem, że zaliczę tak miłą niespodziankę. Powiem więcej, muzyka dzięki francusko-angielsko-amerykańsko-czeskiemu mariażowi była na tyle angażująca jakościowo, że gdyby nie konieczność zmiany stron czarnych płyt, ten rozbudowany rockowy przecież album przemknął mi przez ośrodki słuchu jak dobrze nagrany „jazzik”, a tego nawet w najwspanialszych snach bym się nie spodziewał. Sądzę, że głównym sprawcą tego aspektu były nie podbarwiające muzyki dudnieniem basu posiadające aż 55-cio centymetrowy głośnik basowy kolumny, ale nie zapominajmy też o umożliwiającej panowanie nad takimi monstrami elektronice i dobrej jakości źródle. Nie będę teraz roztrząsał dźwięku na czynniki pierwsze, gdyż to zawsze jest obarczony sporymi niewiadomymi pokaz, ale jedno mogę powiedzieć na pewno, po wizycie testowej w moim sanktuarium audiofila największej końcówki mocy z występującej tego dnia sekcji wzmacniającej byłem spokojny o możliwości prądowe zespołu wzmacniaczy.
Kończąc tę relację, chciałbym podziękować organizatorom – Polskie Radio Trójka i firma VOICE – za zaproszenie i co chyba ważniejsze, umożliwienie bliższego poznania możliwości tak rzadko spotykanego w Polsce zestawienia audio. To nie lada wyczyn sprowadzić wszystko w jednym czasie i miejscu, a dodatkowo okrasić to rozmową z właścicielami prezentowanych firm. Jak wszyscy miłośnicy wysublimowanego audio wiedzą, pozostał już tylko miesiąc do naszego święta, dlatego już teraz zapraszam wszystkich w imieniu organizującego wspomniany pokaz w Trójce cieszyńskiego Voice’a na jesienną wystawę Audio Show, gdzie i Wy będziecie mogli skosztować dźwięku pod tytułem Chord, Cabasse, Cardas i Pro Ject.
Jacek Pazio