Opinia 1
Po ekstremalnie high-endowym, ultra purystycznym a zarazem nawiązującym swoją estetyką do nurtu apokaliptyczno – militarnego topowym systemie Audio Tekne przyszła pora na lekkie rozprężenie i skierowaną do zdecydowanie szerszego grona propozycję. Zamiast jednak uderzyć w tzw. konsumencki mainstream postanowiliśmy zajrzeć do coraz dynamiczniej rozwijającej się gałęzi audio określanej mianem lifestyle’u, czyli produktów z Hi-Fi, bądź wręcz High-End przyobleczonych w możliwie wyszukane i atrakcyjne pod względem wizualnym formy. Powyższe kryteria w 100% spełnia nasz dzisiejszy bohater – wszystkomający i zaprojektowany tak, by cieszyć nie tylko uszy, ale i oczy wzmacniacz zintegrowany Wadia Intuition 01 PowerDac posiadający zgodnie ze swoją pełną nazwą nad wyraz rozbudowaną sekcję cyfrową. Jeśli ciekawi są Państwo, co do zaoferowania ma pierwsza integra w katalogu specjalizującego się do tej pory w obróbce sygnałów cyfrowych amerykańskiego koncernu, to niepotrzebnie nie nadwyrężając Waszej cierpliwości serdecznie zapraszamy do lektury naszych obserwacji.
Tytułowa Wadia swoim kształtem oscyluje gdzieś pomiędzy futurystyczną płaszczką a statkiem kosmicznym podpatrzonym na planie kolejnej części „Gwiezdnych wojen”. Jest na wskroś nowoczesna, w pewnym, pozytywnym znaczeniu tego słowa, tajemnicza a przede wszystkim po prostu ładna. Ma w sobie coś z sandwicha, którym pomiędzy dwoma satynowymi płatami elegancko piaskowanego aluminium umieszczono otulone ażurowymi maskownicami elektroniczne nadzienie. Tak, tak. Nie przewidziało się Państwu – w Intuition zarówno front, jak i ściany boczne cofnięte względem krawędzi urządzenia pokrywają mocowane na niewielkie magnesy tekstylne maskownice zapewniające swobodną cyrkulację powietrza wewnątrz z niezwykłą inwencją, biorąc pod uwagę śladową wręcz ilość miejsca, rozplanowanych trzewi.
Wbrew pozorom Wadia nie jest przedstawicielem rodziny bezdotykowców, gdyż oprócz dopasowanego pod względem wzornictwa do niej pilota oferuje również oprócz zajmującego prawie całą szerokość i wysokość płyty przedniej biało-błękitnego wyświetlacza dot-matrix cztery przyciski umieszczone parami po jego lewej i prawej stronie. Lewa para odpowiada za wybór źródła a prawa za regulację głośności. Z ich odnalezieniem nie powinniśmy mieć najmniejszego problemu, gdyż ich położenie wyznaczają stosowne diody. Sam display informuje nie tylko o poziomie głośności (skala 0-100), lecz również o aktywnym wejściu i parametrach otrzymywanego w danym momencie sygnału, o ile oczywiście dociera on do któregoś z wejść cyfrowych.
Opadającą w rogach niczym na obrazach Salvadora Dali płytę górną zdobi centralnie umieszczony, iluminowany logotyp producenta przywodzący podobny zabieg stosowany przez jednego z producentów sprzętu komputerowego z nadgryzionym jabłkiem w herbie.
Niewielka przestrzeń ściany tylnej zagospodarowano z godną pochwały przejrzystością. Lewą część zajmuje sekcja siedmiu wejść cyfrowych, z których, przynajmniej na chwilę obecną z powodzeniem można wykorzystać pięć, czyli USB, optyczne, AES/EBU i parę coaxiali, za to dwa porty HDMI określane jako WadiaLink i wspierające protokół I2S czekają na przyszłe, jeszcze niezdefiniowane źródła Wadii. Za wyjątkiem asynchronicznego USB mogącego poradzić sobie z ultra gęstymi strumieniami 32bit/384kHz i DSD64, oraz DSD128 pozostałe interfejsy cyfrowe zdolne sa obsłużyć solidne 24bity/192kHz. Nie zabrakło również dwóch par wejść analogowych RCA i pojedynczych terminali głośnikowych, choć w przypadku tych ostatnich zalecam wzmożoną czujność i zapobiegliwe zaopatrzenie się w stosowne przejściówki, bądź nową konfekcję/nowe przewody głośnikowe uzbrojone we wtyki BFA. Innych końcówek w będące wymysłem UE otwory niestety nie wsadzimy. Dlatego też nie chcąc zbytnio dewastować znajdującego się na naszym wyposażeniu dyżurnego okablowania z radością przyjęliśmy ofertę dystrybutora (warszawskiego Horna) dostarczenia „płaszczki” wraz z sugerowanym podczas zakupu okablowaniem pod postacią fabrycznie zakończonych właśnie wtykami BFA przewodów QED Revelation.
Również zintegrowane z włącznikiem głównym gniazdo zasilające najdelikatniej rzecz mówiąc nie przepada za pełnowymiarowymi, czyli standardowymi (vide pełnowymiarowymi) wtykami preferując zdecydowanie mniej entuzjastycznie przyjmowane przez złotouchą brać fabryczne – „komputerowe” wtyczki IEC. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby audiofilsko zakonfekcjonowany przewód zasilający tamże zaimplementować, bo spokojnie się mieści (w przeciwieństwie np. do Klimaxów Linna), jednak w tym momencie na tyle drastycznie ograniczamy sobie dostęp do włącznika głównego, że skazujemy się na jego obsługę za pomocą … np. karty kredytowej.
Wychodząc z bardzo słusznego założenia, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, więc przydałoby się, żeby było ono możliwie pozytywne Wadia zadbała praktycznie o każdy szczegół nie wyłączając z tego samego opakowania. Zamiast standardowego, dalekiego od nawet umownej estetyki szaro-brązowej tektury Intuition zapakowano w niemalże butikowe, eleganckie a przy tym możliwie płaskie pudełko z błyszczącego kartonu, któremu z kolei nadano formę eleganckiej torby. Całość wyposażono w spokojnie dające sobie radę z zaledwie 6 kg ładunkiem uszy. To jednak dopiero początek atrakcji, gdyż wewnątrz poczucie luksusu i ekskluzywności ulega dalszemu zintensyfikowaniu. Zarówno jednostka główna, jak i konieczne dodatki poumieszczano w stosownie wyprofilowanych wgłębieniach a zaglądając do nich odkryjemy tak przydatne akcesoria jak bawełniane rękawiczki, miękkie szmatki, specjalny płyn do czyszczenia obudowy i … stosowny pokrowiec zapobiegający kurzeniu się nieużywanego wzmacniacza. Nie wiem jak Państwo, ale ja poczułem się nie tyle dopieszczony, co nieprzyzwoicie wręcz rozpieszczony. Słowem rewelacja.
A teraz krótka wycieczka do wnętrza. Pomimo pozornie standardowych wejść analogowych tytułowa Wadia to urządzenie niemalże na wskroś cyfrowe, dlatego też sygnały analogowe od razu trafiają do wewnętrznych przetworników A/D (ADC) pod postacią kości Wolfson WM8786konwertujących je do 24-Bit/192kHz. W takiej postaci, wraz sygnałami z wejść cyfrowych poddawany jest on dalszej obróbce w układach Delta-SigMaster dokonujących upsamplowania do 1,536 MHz, czyli do wewnętrznej i obowiązującej w całej sekcji cyfrowej częstotliwości roboczej. Dopiero po takim uszlachetnieniu sygnał wędruje do kości przetwornika ESS Sabre 9018. Stopień wyjściowy oparto na wyposażonych we własne zasilacze impulsowe, pracujących w klasie D (tryb PWM) końcówkach mocy D-CELL504 PowerSoft Audio o zaskakująco wysokiej jak na wagę i gabaryty mocy 2 x 350W/4 Ω. Miłym zaskoczeniem jest toroidalne trafo zasilające sekcję przedwzmacniacza.
Najwyższy czas na opis brzmienia. Nie wiem, czy to tylko podświadoma (auto)sugestia, czy rzeczywiste profity płynące z konwencjonalnego zasilania sekcji pre, ale już od pierwszych dźwięków słychać, że konstruktorzy Wadii nie poszli na łatwiznę i zamiast powielać bolączki konkurencji wznieśli się w swoim fachu na zdecydowanie wyższy poziom. Zacznijmy jednak od tego, co dla D-klasowych wzmaków oczywiste, czyli basu. Mając w pamięci niebagatelną moc i klasę pracy stopni wyjściowych świetna kontrola i drajw nie powinny dziwić i nie dziwią. Próby z idealnie nadającym się do tego materiałem, czyli albumami „Khmer” Nilsa Pettera Molværa i „BBNG2” formacji BadBadNotGood pokazały nad wyraz sprężystą i świetnie kontrolowaną naturę basu generowanego przez amerykańskiego pancake’a. Może same kontury syntetycznych i operujących niemalże w okolicach infradźwięków źródeł pozornych nie były kreślone tak cienką i precyzyjną kreską jak w niemalże dwukrotnie droższej integrze Passa INT-250, ale żeby to zauważyć trzeba mieć takie porównanie a biorąc pod uwagę diametralnie różny target obu wzmacniaczy powyższa uwaga ma charakter czysto informacyjny i bynajmniej nie należy jej traktować jako przytyk, lub piętnowanie niedoskonałości opisywanej konstrukcji. W dodatku dobierając równie atrakcyjne pod względem wizualnym kolumny, czyli raczej coś smukłego i mało absorbującego gabarytowo, więc z oczywistych względów wyposażonego w kilka mniejszych średnio-niskotonowców aniżeli 30-40 cm woofer takie delikatne zaokrąglenie może okazać się wręcz zbawienne nadając całości odpowiedniego dociążenia i wypełnienia. W dodatku nie sposób zarzucić Wadii nawet śladowe próby ujednolicenia i wygładzenie faktury najniższych tonów. Bez trudu bowiem możemy definiować wszelakie niuanse dziejące się pomiędzy uderzeniem rozpoczynającym dźwięk a ostatnimi mikrosekundami jego wybrzmiewania. A właśnie – wybrzmienia. Obserwowane zarówno na dole, jak i pozostałych podzakresach pasma czas wybrzmień i uchwycony podczas nagrań pogłos pomieszczeń, w których dokonano rejestracji są obecne, lecz w pewnym sensie odrobinę skrócone i osłabione. Nie ma jednak, co rwać szat, gdyż prawdę powiedziawszy na chwilę obecną nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnej D-klasowej konstrukcji bazującej na zasilaczach impulsowych pozbawionej tejże maniery. Tzn. połowicznie spełniający powyższe kryteria, czyli bazujący na impulsówkach dzielony zestaw Jeff Rowland Corus + 625 nader skutecznie sobie w tej kwestii poczynał, ale warto przy tym mieć na uwadze, że jego cena „nieco” przekraczała 100 000 PLN. Ot taki drobiazg. Pytanie tylko, czy warto w ogóle zawracać sobie tym zagadnieniem głowę. Śmiem twierdzić, że przy zdroworozsądkowym podejściu do tematu niekoniecznie. Nosiciele wirusa Audiophilia Nervosa raczej i tak rozglądać się będą za czymś zdecydowanie mniej zintegrowanym, umożliwiającym m.in. zabawę kabelkami, a dla normalnych użytkowników stawiających na możliwie najlepszą funkcjonalność i uniwersalność poziom oferowany przez Intuition będzie w 99,9% przypadków szczytem szczęścia. Prawdę powiedziawszy po około tygodniu zabawy Wadią sam przestałem szukać dziury w całym czerpiąc radość z gęstego, gładkiego brzmienia pozwalającego w możliwie krótkim czasie ukoić zszargane codzienną gonitwą nerwy. Ba, nawet tak wymagające nagrania jak „Misa Criolla” Ariela Ramireza w wykonaniu Mercedes Sosy wypadło wielce przekonująco. Co prawda scena nie oszałamiała swoją głębokością a pogłos nie sprawiał, że jak to się ładnie mówi „czuć było przestrzeń”, ale patrząc na cenę tytułowego urządzenia trudno byłoby skompletować system złożony z równie muskularnej integry i przetwornika mający coś więcej do powiedzenia w tejże materii.
Co innego barwy, które z powodzeniem możemy określić mianem pastelowych i dobrze nasyconych, dzięki czemu namacalność sędziwej wokalistki nie pozostawiała niedosytu. W tym miejscu wypadałoby jednak wspomnieć o dwóch obliczach testowanego urządzenia. Choć sygnał analogowy praktycznie od razu po wejściu ulega digitalizacji, to dokonując porównania pomiędzy wejściami analogowymi i cyfrowymi korzystając z tego samego źródła można dojść do nader ciekawych wniosków. Otóż dysponując źródłami z budżetowego i średniego pułapu cenowego wejścia cyfrowe Wadii są niezaprzeczalną i wręcz oczywistą szansą na zasmakowanie audiofilskiej nirwany poprzez ewidentną poprawę ich brzmienia. Całość zyskuje na masie, wolumenie i namacalności a co najważniejsze przestaje irytować cyfrową kanciastością i nerwowością. Pojawia się spokój i tak pożądana homogeniczność przekazu. Jednak przesiadka na odtwarzacze z pułapu 15-20 kPLN nie jest już tak jednoznaczna, gdyż wykorzystując złącza cyfrowe uzyskujemy w brzmienie będące w przeważającej większości pochodną sygnatury Wadii. Dopiero przesiadka na analogową transmisję sygnału pozwala w pewnym i przede wszystkim zauważalnym stopniu zaistnieć charakterowi źródła. O dziwo owo wspominane odfiltrowanie aury pogłosowej nie jest już tak oczywiste a i nasycenie źródeł pozornych staje się bardziej namacalne. Wyjątkiem od powyższej reguły jest złącze USB, które akceptując ultragęste pliki 32bit/384kHz oraz DSD128 wyraźnie wskazuje kierunek, w którym zmierza tzw. elektronika użytkowa. To, co wydawało się przy „standardowym” materiale o maksymalnych parametrach 24bit/192 kHz piętnem użytej technologii odchodzi w niepamięć a do głosu dochodzą swoboda i rozmach idące w parze z jakże pożądanym blaskiem i soczystością. Żeby było jeszcze ciekawiej próby z upsamplingiem w źródle i karmienie Wadii tak „stuningowanym” materiałem przynoszą podobne rezultaty. Dlatego też jeśli głównym źródłem ma być komputer warto we własnym systemie i własnym repertuarze sprawdzić, czy tego typu, dodajmy że zupełnie „bezbolesny”, ot raptem kilka kliknięć np. w J-Riverze, zabieg nie okaże się tzw. lekiem na całe zło.
Wadia Intuition 01 PowerDac jest pełnokrwistym przedstawicielem wszystkomających a zarazem lifestylowych kombajnów, które do pełni szczęścia potrzebują dowolnego cyfrowego źródła sygnału z komputerem włącznie a może nawet, biorąc pod uwagę zakończenie poprzedniego akapitu, przede wszystkim. Wysoka moc i zdolność napędzenia nawet poważnych kolumn głośnikowych pozwala na praktycznie całkowitą dowolność w kompletowaniu systemu a gładkie i kremowe brzmienie zapewni dobre samopoczucie słuchaczom nawet przy niezbyt wyrafinowanym repertuarze. I jeszcze jedno – patrząc na projekt plastyczny, użyte materiały i jakość wykonania trudno sobie wyobrażać, żeby jakiś projektant wnętrz patrząc na Wadię zaczął kręcić nosem a to idealna okazja, aby urządzając pod dyktando Pani domu salon przemycić pod designerskim płaszczykiem trzewia mogące zapewnić nam wielce komfortowe obcowanie z naszą ulubioną muzyką. Będzie to oczywiście jakiś kompromis, ale daj Bóg, żebyśmy tylko na takie kompromisy kompletując nasze systemu marzeń musieli się godzić.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Bluesound NODE2
– Wzmacniacz/streamer: Lumin M1
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Accuphase E-470
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Audiovector SR3 Signature
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra; QED Revelation
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; 聖Hijiri Nagomi
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Moja przygoda z dzisiejszą znakomicie rozpoznawalną przez szeroki audiofilski świat marką w dziwny i tylko sobie znany sposób ogranicza się do zasłyszanej lub przeczytanej wiedzy różnych jej użytkowników. Przyczyną takiego stanu rzeczy z dużą dozą prawdopodobieństwa jest ograniczony dostęp ze strony wcześniejszych dystrybutorów. Na szczęście świat biznesu, aby przynosić określone dochody nie znosi stagnacji, dlatego korzystając z powstałych ostatnimi czasy zawirowań na poziomie dystrybucyjnym udało nam się zorganizować idący z duchem czasu produkt tytułowego brandu. Dlaczego padła fraza „z duchem czasu”? Niestety będące pochodną oczekiwań nabywców tendencje spychają poczciwy odtwarzacz kompaktowy na margines produkcyjny –podobno naprawdę wymaga tego rynek, by w zamian zaproponować potencjalnym klientom jeśli nawet nie odtwarzacze plików, to przynajmniej bardzo bogato wyposażone wzmacniacze zintegrowane. I myliłby się ten, kto sądzi, że chodzi o ilość przyłączy liniowych, pętli do nagrywania czy zestawów terminali głośnikowych. To niestety powoli odchodzi w przeszłość, gdyż w obecnych czasach dla wielu producentów chyba najważniejszym wydaje się być, ile i jakie protokoły cyfrowe dana integra potrafi asymilować. Oczywiście nie mam nic przeciwko takiemu postawieniu sprawy przez niektóre firmy, dlatego z dużą, powodowaną czystą ciekawością jak to wypadło w dziedzinie jakości dźwięku chęcią zaaprobowałem zapytanie o ocenę posiadającego na pokładzie baterię przyłączy cyfrowych wzmacniacza zintegrowanego dużego amerykańskiego gracza. Tak więc, zapraszam wszystkich na test integry marki Wadia model INTUITION, której dystrybucją zajmuje się stacjonujący w Warszawie Horn.
Projekt plastyczny prezentującej swe walory Wadii w prostej linii zaczerpnięto z filmów science fiction. Gdy spojrzycie na załączone fotografie, nie zobaczycie nic innego, jak kwadratowe szczytowe wycinki dużej średnicy kuli zbliżone do siebie na odległość kilku centymetrów. Muszę przyznać, że zamierzony mocno zapadający w pamięć wzrokową efekt przynajmniej w moim przypadku został zrealizowany. Przyglądając się nieco bliżej naszemu statkowi „obcych” zauważymy, że powstałe po takim zbliżeniu krawędzie dolne i górne obudowy, patrząc od frontu tworzą coś na kształt owalnych, zbiegających się przy zewnętrznych krawędziach płaszczyzn, z których front i tył wykorzystano do uzbrojenia produktu w niezbędne do pracy komponenty. Fajnym zabiegiem designerskim jest nałożenie na trzy boki – oprócz płaszczyzny tylnej – zaczerpniętych z kolumn głośnikowych maskownic z cieniej kolokwialnie mówiąc czarnej „pończochy”. Może się zdziwicie, ale nie przeszkadzało to projektantom zaimplementować pod wspomnianymi osłonami niezbędnych do manualnej nawigacji podczas pracy urządzenia mechanicznych manipulatorów i wyświetlacza informującego o wybranym źródle i poziomie głośności. Dla podkręcenia walorów postrzegania całości produktu na dachu z dużym sukcesem w odbiorze wzrokowym wkomponowano mieniące się bielą logo marki. Kończąc akapit wyglądu dochodzimy do tylnego panelu przyłączeniowego, gdzie znajdziemy niestety uniemożliwiające podłączenie widełek otwory akceptujące wyłącznie zakończone wtykami BFA kable kolumnowe, gniazdo zasilania, główny włącznik, zestaw wejść liniowych w standardzie RCA i baterię cyfrówek: optyczną, HDMI, AES/EBU, USB i SPDiF. Jak widać, decydując się prezentowany dzisiaj wzmacniacz jesteśmy przygotowani na wszelkie możliwe kombinacje z resztą posiadanych przez nas zabawek audio. Można? Można.
Nasza, wyposażona w co się tylko da z punktu widzenia ortodoksyjnego audiofila „zabawka” swój początek testowy miała w znanym Wam z moich tekstów warszawskim klubie KAiM. Patrząc na taki proces z boku wydaje się on nieco upierdliwy, ale z punktu widzenia dodatkowych doświadczeń w całkowicie innym środowisku sprzętowym daje sporo ważnych w końcowych rozważaniach informacji, które bardzo ułatwiają mi snucie wiążących tez. Nie rozpisując się zbytnio na temat klubowego spotkania zdradzę, iż głównym wnioskiem tego wieczoru było wychwycenie wyraźniej przewagi w dziedzinie generowania dźwięku wejść analogowych nad cyfrowymi. Nie jest to oczywiście bardzo dramatyczna zmiana, ale wewnętrzny przetwornik bardzo wyraźnie pogłębiał skutki i tak mającej swoje trzy grosze w generowaniu dźwięku zasilającej urządzenie klasy D. Jakie to skutki? Osłuchani przedstawiciele naszego gatunku zderzający się z takim zasilaniem prawie natychmiast są w stanie poczuć pewien niestety na chwilę obecną wyczuwalny w większości tak karmionych prądem urządzeń nalot. To nie jest oczywiście degradacja dźwięku, ale dość wyraźnie można uchwycić lekki zanik oddechu generowanej muzyki, co wprost proporcjonalnie przekłada się na zmniejszenie namacalności źródeł pozornych. Ja wiem, że nie wszyscy, a w szczególności użytkownicy podobnych produktów nie zgodzą się ze mną w tej materii, ale proszę mi wierzyć, da się to wyraźnie zdefiniować. Jednak, jak wspomniałem, to jest pewna estetyka soniczna, którą jedni prawdopodobnie z braku innego punktu doniesienia, a przez to nie zwracając na nią uwagi akceptują, a inni tak jak ja bez jakiś ukrytych głębszych podtekstów, jedynie najzwyczajniej w świcie chcąc być wiarygodnym opiniodawcą w kolejnych tekstach muszą o niej wspomnieć.
Gdy testowany wzmacniacz wylądował na dedykowanym dla niego miejscu odsłuchowym, jako pierwsza do oceny posłużyła mi konfiguracja z wewnętrznym przedwzmacniaczem liniowym. Tutaj muszę stwierdzić, że gdy czasami popisy klubowe różnych urządzeń sporo różnią się od moich bywa, że mozolnie konfigurowanych z tego co mam na półce zestawień – przecież należy pokazać dobre strony urządzenia, a nie poniewierać bez dania szansy, tak w tym przypadku linia obrony Wadii nie miała żadnych przemawiających przeciwko temu co usłyszałem na wyjeździe argumentów. Przepuszczony przez opisywaną integrę sygnał dźwiękowy stracił nieco świeżości i lekko zmienił ostrość krawędzi basu. To były delikatne, ale jednak słyszalne zmiany. Studząc wszelką krytykę pod moim adresem nie obruszałbym się takim obrotem sprawy, gdyż jak na sądząc po wyglądzie lifestyle’owy produkt usłyszany przekaz według mnie bronił się dobrze. Powiem więcej, takie postawienie sprawy miało swoje pozytywne strony w muzyce ogólnie mówiąc popowej, elektronicznej, a nawet tak lubiącej masakrować uszy metalowej. Może wydać Wam się śmieszne, ale jeśli tylko jakaś płyta cierpiała na niedouczenie realizatora lub oferowała przenikliwie penetrujące małżowiny uszne dźwięki, owa maniera studzenia górnych rejestrów pozwalała przyjrzeć się krążkowi nieco głębiej, czasem ku mojemu zdziwieniu nawet pozwalając dobrnąć do końca płyty. Przykłady? Na początek weźmy krążek Cassandry Wilson „Blue Light 'Til Dawn”. Kompozycja trochę podkręcona w domenie ciężaru, ale oszczędna na szczytach pasma po zmianie wzmocnienia na gościa z Ameryki traciła wprowadzany aurą zaciemniania tła czar. Utrata kilu mających swój udział w czytelnym konturowaniu dźwięków informacji w dolnych partiach pasma częstotliwościowego plus muśniecie matem głosu artystki skazały tytuł na przyzwoite, ale nic pyzatym odtworzenie. Oczywiście przy założeniu, że potencjalny słuchacz ma wystarczająco ugruntowaną wiedzę, jak powinien zabrzmieć ten krążek na trafiającym w punkt jakości systemie. W przeciwnym wypadku moje wynurzenia można uważać za wierutne bajki. Jako dowód takiego splotu wydarzeń znając z autopsji proces dorastania do jakości dźwięku, bez problemu jestem w stanie stwierdzić, iż każde przeskoczenie o oczko wyżej powodowane jest poprawą soniczną zestawu, dlatego nie demonizowałbym moich dzisiejszych słów, gdyż ja prawie z definicji w większości przypadków schodzę w dół i jest mi zdecydowanie łatwiej takie sprawy wychwycić. Ale zostawmy ten wątek do weryfikacji potencjalnym nabywcom. Zmieniając front na przykłady pozytywne przywołam nieszczęsnego, bo pastwiącego się nad dzieckiem w drugim kawałku płyty „Svantevit” formacji Percival Schuttenbach. Ostre, mocno osadzone w basie riffy gitarowe wespół z wręcz krzyczącym wokalem front mena dzięki porządkującej całość dźwięku manierze ugładzania sybilantów sprawiały wrażenie zdecydowane czytelniejszych. Może to zabrzmi dziwnie, ale właśnie ów sznyt grania po raz kolejny pozwolił mi przeanalizować ten może niezbyt melancholijny, ale jakże znamienny dla popisującego się trupią czaszką na okładce płyty ciężkiego metalu tekst. I gdy skonfrontujemy oba te przypadki, konia z rzędem temu, kto całkowicie skreśli Wadię z listy do posłuchania. Kolejną ważną informacją tego testu powinna być wzmianka o budowaniu sceny muzycznej, która może nie osiąga rozmiarów boiska piłkarskiego, ale dość dobrze pozycjonując muzyków wpisuje się w zajmowany pułap cenowy. Oczywiście zawsze można lepiej – nawet od mojego zestawu dyżurnego, ale każdy produkt jest pewnym konsensusem pomiędzy ceną, a wyposażeniem, dlatego patrząc na dobre osadzenie muzyków na scenie w domenie szerokości i bardzo przyzwoitej głębokości, nie szukałbym tutaj punktów ujemnych. Jeśli jednak w potencjalnym zestawieniu coś całkowicie nie „wypali”, problemu szukałbym raczej braku synergii całości, niż ułomności Wadii, która w zdecydowanie przewyższającym swoje możliwości torze pokazała się z mającej swój nalot, ale dobrej strony.
Ostatnim recenzenckim ruchem było przejście na wewnętrznego DAC-a. Niestety jak zdążyłem zaanonsować, w tym przypadku sprawy jakości dźwięku konsekwentnie brnęły ku dalszemu osłabieniu witalności, ale również zwiększeniu masy muzyki. To oczywiście może się podobać, jednak z racji rzetelnego podejścia do zabawy w recenzenta znowu muszę poinformować, iż w wartościach bezwzględnych było nieco gorzej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że może być to pochodną oscylowania słuchanych w klubie i w domu napędów w domenie ciepła, co przy zdecydowanie bardziej szczupłym sygnale może ulec zmianie, dlatego przed ostatecznym werdyktem za i przeciw każdego z WAS proszę o osobistą konfrontację. Pamiętajcie, ja jestem tylko małym trybikiem w procesie dobierania systemu, a nie wyrocznią.
Gdybym miał określić docelowego klienta dzisiejszego bardzo bogato wyposażonego wzmacniacza zintegrowanego, nieszczególne widzę w tym zbiorze rasowego, często szukającego dziury w całym audiofila. Wzmak Wadii pokazał pewną kłującą nieszczęsnego ortodoksa manierę, ale natychmiast uspokajam, nie był to na tyle deprymujący sznyt grania, aby skreślać go z listy odsłuchowej. Wspomniana przed momentem nacja już tak ma i nie walczmy z nimi w bratobójczych sporach co jest dobre, a co złe, tylko zweryfikujmy to sami. Nie będę roztrząsał już tematu potrzeb każdego z potencjalnych systemów. Przecież anorektyczne zestawy aż pieją do przywołanych w tej recenzji manier. Problem widzę raczej w tym, czy Wy wiecie, co tak naprawdę pozwoli Wam przejść kolejny szczebel wtajemniczenia w odbiorze piękna muzyki, a to generuje wstępne typy do posłuchania, w których zbiorze może znaleźć Amerykanin. Osobnym bezspornym, przemawiającym za gościem zza wielkiej wody tematem jest wygląd. Jeśli tylko nie gustujecie „rokokowej” estetyce wystroju wnętrz, nie ma takiego stylu designerskiego, w którym INTUITION by się nie odnalazł. Spróbujcie pobawić się tym statkiem kosmicznym, a być może splot wszystkich opisanych wrażeń plus bogate wyposażenie na tyle zaskarbią Wasze serca, że Intuition na stałe wyląduje na tak czczonym przez każdego melomana miejscu, jakim jest dedykowany zabawkom stolik audio.
Jacek Pazio
Dystrybucja: Horn
Cena: 29 999 PLN
Parametry techniczne:
Moc wyjściowa: 2 x 350W / 4 Ω (1% THD EIAJ); 2 x 190W / 8 Ω (1% THD EIAJ)
Częstotliwość próbkowania: 1.536 MHz Wadia Algorytm Delta-SigMaster zwiększanie próbkowania do 32 bit
Przetwornik D/A: 32bit ESS 9018
Pasmo przenoszenia: 3 Hz – 45kHz (-3dB) dla 1W / 8 Ω
Stosunek S/N: 113dBA (20-20k Hz ważone)
Jitter: < 1ps RMS
Zniekształcenia: <0,005% (THD, DIM, SMPTE)
Wejścia analogowe: 2 x RCA
Wejścia cyfrowe: 1 x USB, 1 x TOSLINK, 2 x WadiaLink (I2S), 1 x AES/EBU, 2 x koaksjalne S/PDIF (RCA)
Wymiary SxGxW: 380 mm x 380 mm x 60 mm
Waga: 6 kg
Dostępne wersje kolorystyczne: czarny, srebrny
System wykorzystywany w teście:
– CD/DAC: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy Reimyo: KAP – 777
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA