Opinia 1
Po ponad dwudniowym, szaleńczym maratonie związanym z Audio Show powinien nastąpić czas odpoczynku i wyciszenia. Powinien, lecz w związku z inauguracją cyklu spotkań pod wszystko mówiącym tytułem „Wieczór z Czarną płytą w Studio U22” uznaliśmy z Jackiem, że zregenerujemy się w bliżej nieokreślonej przyszłości a okazji spotkania ze starymi i nowymi przyjaciółmi nie przegapimy. Tym bardziej, że to nie miały być tylko zwykłe pogaduchy przy szklaneczce potrójnie filtrowanej bursztynowej cieczy a prawdziwie audiofilska uczta z pierwszą od dwudziestu lat studyjną płytą Pink Floyd „The Endless River” w roli głównej. Dodając do tego już dwukrotnie przez nas opisywany system Ardento/Zontek/SoundBox nie byliśmy w stanie powiedzieć nie i nie pojechać. Jeśli ktoś w tym momencie westchnął i uznał, że próbujemy nachalnie lobbować i promować znaną sobie „grupę trzymająca władzę”, czy też inną klikę, proszę o chwilę cierpliwości i uwagi. Oczywiście fakt, że z Jarkiem Torbiczem (Ardento) i Pawłem Zontkiem (Zontek) się znamy jest rzeczą oczywistą, bo umówmy się – polskie środowisko audio jest dość hermetycznym i na tyle niewielkim bytem, że siedząc w nim od ładnych kilkunastu lat znamy się z większością przedstawicieli branży, prasy, mniej lub bardziej ortodoksyjnych audiofilów i szeroko rozumianego DIY, jeśli nie z widzenia, to przynajmniej ze słyszenia. Jednak do tej pory odsłuchy ww. systemu miały charakter bądź to wybitnie lifestyle’owy – w Atelier Architektury, bądź niemalże koncertowy – w Muzycznym Studio Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej. Tym razem miało i uprzedzając fakty od razu napiszę, że było najnormalniej, najbardziej kameralnie, niemalże po domowemu, czyli tak, jak zestawów Hi-Fi/High-End słuchać należy. Bez zbytniego zadęcia, patosu i pozerstwa – około dwudziestu osób dzielących wspólną pasję i fenomenalna, ponadczasowa muzyka Pink Floyd.
Z umiarem zaadoptowany akustycznie przez SoundBox, ok. 40 metrowy pokój w starej warszawskiej kamienicy nie tylko zapewniał wystarczającą ilość miejsca dla słuchaczy, ale również dla dość absorbującego pod względem gabarytowym systemu składającego się z kolumn Ardento Alter 2 napędzanych lampową integrą Dual, do której sygnał dostarczał (również lampowy) phonostage LINNART karmiony przez najnowszą – kruczoczarną wersję gramofonu Zontek uzbrojonego w firmowe 14,5”ramię zakończone wkładką … Ortofon Windfeld. Nie sposób nie wspomnieć o dostarczycielu treści muzycznych, czyli Warner Music Poland, który nie tylko zapewnił na odsłuch dwupłytowe wydanie albumu, lecz również przygotował niezwykle miłą niespodziankę w postaci zestawów promocyjnych stanowiących nagrody w przeprowadzonym wśród uczestników spotkania losowaniu.
Jak to zwykle, przy tego typu spotkaniach bywa kilka, ale dosłownie kilka (po ostatniej prezentacji Audio Tekne jestem dość przewrażliwiony na tym punkcie) słów wygłosili gospodarz – Pan Piotr Welc, oraz Jarek i Paweł pokrótce opisujący stworzone przez siebie urządzenia. Potem światło przygasło i rozpoczęła się właściwa część spotkania – odsłuch.
Najnowszy album Floydów od strony emocjonalnej jest hołdem dla zmarłego w 2008 r. klawiszowca – Richarda Wrighta złożonym przez pozostałych członków zespołu. Jednak nieco pikanterii dodaje fakt, iż praktycznie cały wykorzystany materiał powstał w latach 1993–1994, podczas sesji nagraniowych do „The Division Bell” a obecnie dostępną formę osiągnięto jedynie poprzez dogranie niezbędnych partii i ponowny mastering. Biorąc jeszcze pod uwagę dziwny zbieg okoliczności, czyli równoległe wprowadzenie na rynek „Queen Forever” Queen jednostki rozedrgane emocjonalnie mogą do woli snuć teorie spiskowe a u pozostałej (normalniejszej – mniej nienormalnej) części populacji z pewnością pojawiły się obawy, że mamy do czynienia ze zwykłym skokiem na kasę i odcinaniem kuponów od dawnej świetności. Mniejsza z tym. Niezależnie od pobudek natury ekonomicznej najważniejsza była, jest i mam nadzieję, że jeszcze długo będzie muzyka, a tę dzielę jedynie na taką, która i mi się podoba i taką … której słuchać nie muszę. Najnowszy album Pink Floyd zdecydowanie zaliczam do pierwszej grupy. Potęga, rozmach i fenomenalna trójwymiarowa holograficzność przekazu idą bowiem w parze z muzykalnością, spójnością i rześkością dźwięku. Szczerze powiem, że gdzieś podświadomie oczekiwałem wokalu Watersa, ale równocześnie zdawałem sobie sprawę, że być go podczas nagrania nie mogło a próba wmiksowania go do „wysezonowanego” 20-to letniego materiału pomimo opadnięcia emocji i swoistego paktu o nieagresji między panami byłaby już, przynajmniej dla mnie, zbyt daleko idącą grą pod publiczkę bądź nawet zwykłą, ordynarną profanacją. A tak mamy godzinę najprawdziwszych, 100% Floydów zgrabnie balansujących pomiędzy niemalże stadionowym rozmachem a wydumaną pretensjonalnością. Od pierwszych taktów słychać, że „zapomniany” na dwie dekady materiał nie jest li tylko wstydliwymi odpadami z produkcji przypudrowanymi na potrzeby oficjalnie zapowiedzianego jako ostatnie wydawnictwo supergrupy albumu, lecz efektem ponadprzeciętnej weny i umiejętności twórców. Jest to muzyka może mniej przebojowa, trochę zbaczająca z głównego rockowego nurtu, lecz właśnie przez to bardziej złożona a zarazem bardziej wymagająca od słuchacza. Tutaj nie ma mowy o ślizganiu się jedynie po wierzchniej warstwie, włączenia „The Endless River” jako tła do codziennych obowiązków, czy melodyjki w komórce. Trzeba się na godzinę zatrzymać, wyciszyć, usiąść wygodnie w fotelu i dać ponieść falom niekończącej się rzeki a zaprezentowany w Studio U22 system właśnie taką podróż zapewnił.
Jeśli zastanawiają się Państwo czemu nie rozpisałem się bardziej o brzmieniu użytego podczas prezentacji systemu to … proszę się nie martwić, Na to jeszcze przyjdzie pora. Inaugurujący cykl spotkań „Wieczór z Czarną płytą w Studio U22” odsłuch był na razie naszą „pierwszą randką” w nader sprzyjających okolicznościach przyrody a jak wiadomo porządne dziewczyny „lepiej poznaje się” na mniej więcej trzeciej, więc jeszcze trochę przed nami. Okazji do takich spotkań nie powinno zabraknąć, gdyż organizatorzy i gospodarze pomysłów na kolejne odsłuchy mają w bród, co daje spore szanse na wpisanie czwartkowych „Wieczorów z Czarną płytą w Studio U22” na stałe do kulturalno – audiofilskiego kalendarza stolicy. Ciekawe, czy zalążkiem powołania do życia powyższej inicjatywy były XVIII w. czwartkowe obiady u Stanisława Augusta, lecz lokalizacja tuż przy Trakcie Królewskim i spora zbieżność przyświecających tego typu spotkaniom idei wydaje się świetnie korelować pomiędzy historią a współczesnością.
Serdecznie dziękując za zaproszenie z niecierpliwością czekamy na kolejne odsłony, a z zasłyszanych w kuluarach rozmów wiemy, że przygotowywany program będzie na tyle zróżnicowany, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Do zobaczenia.
Marcin Olszewski
Opinia 2
W pierwszy powystawowy (Audio Show) listopadowy czwartek – 13.11.2014r. – odbyło się kolejne spotkanie ze znanymi chyba wszystkim interesującym się dobrze odtworzoną muzyką krajowymi producentami komponentów szeroko rozumianego audio. Dobierając się w prężnie działającą grupę, każdy z jej członków zajmuje się innym kawałkiem tortu zwanego: „synergicznie dobrany zestaw generujący dźwięk”, gdzie początek toru z racji bycia źródłem zarezerwowany był dla marki „Zontek”, w następnym etapie, jako nieodzowny do wydobycia informacji z płyty winylowej wspaniale spisywał się phonostage warszawskiego LINNART-a, a zakończeniem całej układanki ze swoim wzmocnieniem i kolumnami zajęła się firma ARDENTO. Nie można oczywiście zapomnieć o trzecim bardzo ważnym członku owego stowarzyszenia pod wezwaniem Studio 22 – tak ochrzcili tę oazę muzyczną pomysłodawcy projektu, jakim była produkująca wszelakiego rodzaju absorbery, stoliki antywibracyjne, jak i panele akustyczne manufaktura SOUND BOX.
Wracając pamięcią do poprzedniego, podobnego w założeniach spotkania w znajdującym się na warszawskim Żoliborzu Atelier Architektury, w konfrontacji z nowym, nastawionym bardziej na delektowanie się płynącą z głośników muzyką, niż słuchanie jej w tle, cieszę się, że Panowie poszli tą drogą. Gdy tamto wydarzenie było raczej występami przy okazji większego bankietu – co oczywiście podnosiło rangę bytu grającego zestawu, obecna formuła sfokusowana jest raczej na spotkania cykliczne, związane z sukcesywnym wprowadzaniem na rynek muzyczny nowo zremasterowanych lub całkowicie świeżych tytułów zarejestrowanych na czarnym krążku. Rangę przedsięwzięcia podnosi wyszukana lokalizacja na Trakcie Królewskim – pewnie niewielu wie, że jest to historyczna nazwa drogi z Zamku Królewskiego do Wilanowa, gdzie swe siedziby ma większość zarejestrowanych w stolicy zagranicznych ambasad. W tak dystyngowanym otoczeniu, w centrum Warszawy, mieliśmy z Marcinem przyjemność zakosztować świeżutkiego wydawnictwa zespołu Pink Floyd, co przy pomocy zdobywającego uznanie na krajowych i zagranicznych wystawach wspomnianego we wstępniaku sprzętu, było dużą przyjemnością. Nie podejmuję się wnikliwej oceny brzmienia tej układanki, gdyż całkowicie nowa kubatura, nieznany materiał i brak możliwości siedzenia w sweet-spocie były zbyt dużym bagażem niewiadomych, aby być wiarygodnym w tej materii. Niemniej jednak to, co dane było mi usłyszeć, jest zbiorem nader pozytywnych odczuć, od potwierdzenia dobrego skompletowania systemu, przez chyba najlepsze do tegoż seta pomieszczenie pod względem kubatury do nagłośnienia, po wyczerpanie mych preferencji w odtwarzaniu muzyki, czyli gramofon jako napęd. I mimo tylko dwugodzinnej gościny w zlokalizowanym w Alejach Ujazdowskich „Studiu 22”, jestem prawie pewien, że jeśli ów pomysł będzie miał swoją ciągłość, odbije się szerokim echem pośród braci audiofilskiej, która gdy tylko nadarzy się okazja, z przyjemnością skorzysta z zaproszenia na tak wyszukaną promocję sprzętu i płyt winylowych.
Kończąc, chciałbym podziękować za zaproszenie na coś jeszcze rzadko spotykanego w naszym kraju – mam nadzieję, że do czasu – i życzę pomysłodawcom sukcesów tak w biznesie, jak i w propagowaniu obycia z tą trudną materią, jakim jest zestaw analogowy. Niestety droga na skróty teoretycznie nie istnieje, a jeśli ktoś tego spróbował i nie daj Bóg ponosząc porażkę jakościową się wyłożył, to biorąc udział w podobnym przedsięwzięciu, będzie miał ponowną szansę zapałania miłością do czarnego krążka. Z rozmów z inicjatorami imprezy wynikało, iż mają sporo pomysłów na kolejne spotkania, z których na ciekawsze, jeśli tylko dostanę zielone światło, z wielką chęcią przybędę.
Jacek Pazio