1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Wiktorów Studio

Wiktorów Studio

Opinia 1

Zgodnie z utartymi stereotypami teoretycznie twardo stąpający po ziemi świat pro-audio od swojego bujającego w chmurach audiofilskiego odpowiednika dzieli trudna do przeskoczenia przepaść, ale okazuje się, że jeśli tylko się chce, to można z powodzeniem realizować się na obu wymienionych płaszczyznach. Jako przykład pozwolę sobie wspomnieć fińskiego Amphiona, kanadyjskiego Brystona, czy Trinnov Audio, którego procesory w akcji mogliśmy obserwować podczas wizyty w monachijskim MSM studios. I tak po prawdzie właśnie drugą z ww. marek można winić za to, że razem z Jackiem postanowiliśmy osobiście sprawdzić cóż ciekawego dzieje się po przysłowiowej drugiej stronie lustra i zajrzeliśmy do nowootwartego Wiktorów Studio. Tylko od razu zaznaczam, że jakichkolwiek analogii i podobieństw do Alicji w krainie czarów proszę się nie spodziewać, bo nie chcąc wypowiadać się z a Jacka, ze swojej strony jedynie nadmienię, że aparycją zdecydowanie bliżej mi do Shreka aniżeli do rezolutnej nastolatki i … niech tak zostanie.

Choć dopiero co powołane do życia Wiktorów Studio na koncie nie ma nawet oficjalnego otwarcia, to skoro w sieci zaczęty pojawiać się nie tylko intrygujące zdjęcia z przeprowadzonej przez MJ Audio Lab adaptacji akustycznej i wyposażenia, lecz również zapowiedzi udźwiękowionej przez ekipę ww. przybytku gry „The Purgatory” uznaliśmy, że dobrzy byłoby na własne oczy i uszy przekonać się cóż tam się dzieje. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy i po krótkiej, acz treściwej wymianie korespondencji najpierw z MJ AUDIO LAB a następnie już z samymi zainteresowanymi pojawiliśmy się w przedsionku Puszczy Kampinoskiej – podwarszawskim Wiktorowie.
Pierwsze wrażenie okazało się nad wyraz pozytywne, gdyż choć od stołecznego centrum dzieliło nas jakieś pół godziny leniwej jazdy samochodem, to wszechobecny spokój i cisza kojarzyć się mogły z jakąś zaszytą na odludziu osadą, bądź ośrodkiem agroturystycznym. Tylko my, las i … komary. No dobrze, z tymi komarami trochę przesadziłem, bo podczas kilkugodzinnego spotkania udało mi się namierzyć jedną i to niezbyt napastliwą sztukę. Ale wspominałem o niej, żeby nie było tak cukierkowo. Przejdźmy jednak dalej, bo nie tylko pooddychać pozbawionym spalin powietrzem pojechaliśmy.

Pierwszy poziom dwukondygnacyjnego, wolnostojącego budynku przeznaczony został na dwa pomieszczenia – sale nagrań, z czego jedno cechowała dość niewielka kubatura a drugie zdolne było pomieścić nawet kilkuosobowy skład. Jak widać lwia część ścian, oraz sufity poddane zostały gruntownej adaptacji akustycznej najprzeróżniejszymi panelami Vicoustic. Jeśli jednak ktoś nie rozeznaje się w ofercie tego specjalisty od okiełznywania akustyki wszelakiej maści pomieszczeń służę listą zaaplikowanych specjałów: Multifuser DC2 White, Multifuser Wood 64, Poly Wood Fuser, Omega Wood, MD55, Super Bass Cinema Round, Vari Panel.
Dodatkowo, czego na zdjęciach niestety nie widać, odpowiednio zatroszczono się również o podłogi, które wielowarstwową izolacją „odprzęgnięto” od otaczających je ścian. O takich detalach jak gniazda zasilające z kilkunastominutowym podtrzymaniem (potężne UPSy), czy pełna komunikacja zarówno pomiędzy pomieszczeniami nagraniowymi, jak i „reżyserką” wspominam tylko z reporterskiego obowiązku, bo to raczej oczywista oczywistość i konieczność a nie podyktowany własnym widzimisię kaprys. Od siebie dodam tylko, że choć może na fotografiach efekt finalny może wydawać się na tyle imponujący, że aż przytłaczający a co za tym idzie gdzieś tam w podświadomości budzący zasadne obawy związane z ewentualnym przetłumieniem, to w tym momencie śpieszę z zapewnieniem, iż nic takiego w Wiktorowie nie ma miejsca. Oczywiście pogłos został we właściwy sposób poskromiony, ale żadne ze wspominanych pomieszczeń nie jest akustycznie martwe i tym właśnie różnią się od coraz częściej przez nas spotykanych zagraconych brzydko mówiąc „około boazeryjną” i gąbkową radosną twórczością audiofilskich samotni.

Umowne centrum sterowania wszechświatem, czyli również zaadaptowaną akustycznie reżyserkę z przyległą „dziuplą” lektora ulokowano na piętrze i tak naprawdę to właśnie pojawiające się w sieci zdjęcia tego lokum przykuły naszą uwagę i zmotywowały do podjęcia stosownych działań, których rezultat właśnie macie Państwo przed oczyma. Oprócz bezdyskusyjnie skupiającego na sobie uwagę imponującego stołu Solid State Logic AWS 948 δelta nietaktem byłoby pominięcie jakże uroczych głównych odsłuchów, czyli trójdrożnych PMC IB2S napędzanych … jakiś czas temu testowaną przez nas stereofoniczną końcówką mocy Bryston 4B SST2. Nie zabrakło również aerodynamicznych, pomocniczych Geneleców 8030B. Jeśli jednak powyższy zestaw wydaje się zbyt mało „pro” to już spieszę donieść iż na podorędziu znajdowały się również odpowiednio poważne ustrojstwa jak rodzime kanarkowo żółte LOOPTROTTER.Audio.Engineering – Monster Compressor, Emperor oraz SATurAMP a tuż pod nimi skromnie wpięte w racka zalotnie mrugały trzy cyfrowe interfejsy 24-bit/192 kHz Apollo 16 prdukcji Universal Audio i dwa Behringery Powerplay P16-I.
Dość jednak o zapleczu sprzętowym, które i tak prawdę powiedziawszy pewnie nie raz i nie dwa zostanie rozbudowane i zrekonfigurowane, tym bardziej, że tak jak wspominałem na wstępie Wiktorów Studio jeszcze oficjalnie nie wystartowało a obecna działalność ma charakter czysto rozruchowo – poznawczy. Ot taka znana z naszego ogródka procedura akomodacyjna. Jednak nawet na tym etapie widać nie tylko zapał w trzyosobowym zespole, ale i zdobyte przez lata doświadczenie, że jeśli chce się aby coś zostało zrobione porządnie, to … najlepiej zrobić to samemu.

Oprócz kurtuazyjnych rozmów, mających na celu obustronne wysądowanie co tacy bajkopisarze jak my mogą podpatrzeć w obozie pro-audio i jak twardo stąpający po ziemi zawodowcy odbierają naszą radosną twórczość okazało się, że i po „tamtej stronie lustra” większość rzeczy wcale nie jest tak zerojedynkowa jak mogłaby się wydawać. Krótko mówiąc znane nam prawa rządzące konsumenckim audio znajdują również odzwierciedlenie w studiu, gdzie nie tylko poszczególne mikrofony brzmią różnie, ale i kolumny dobiera się praktycznie jak „u nas” – niemalże na ucho i zgodnie z własnymi upodobaniami. A właśnie, co do uszu. Tuż przed wyjazdem do Wiktorowa, dotarły do mnie na testy topowe japońskie słuchawki Final Sonorous X, więc opuszczając biuro nie omieszkałem zabrać je ze sobą. I kiedy tak sobie miło z ekipą Wiktorów Studio gawędziliśmy niezobowiązująco słuchając najprzeróżniejszych mixów a to z PMC a to z Geneleców od czasu do czasu zerkając na dyżurne Beyerdynamici DT 770 Pro nieśmiało nadmieniłem, że dziwnym trafem mamy w bagażniku ich nieco bardziej wypasiony, audiofilski odpowiednik. W efekcie, bądź jak kto woli w ramach rewanżu – w zamian za uchylenie rąbka „studyjnej tajemnicy” do AWS 948 δelta, tuż obok 770-ek wpięte zostały Sonorusy i … się zaczęło. Tzn. proszę nie spodziewać się, że w tym momencie nastąpi opis jakiejś eskalacji i gwałtownych rozruchów, lecz do głosu doszły dwa jakże oczywiste punkty widzenia. Gospodarze od razu po założeniu Finali na głowę skupili się na ocenie, weryfikacji jakości wykonanego na testowym materiale post-procesu a my, jak to zwykle mamy w zwyczaju odbieraliśmy muzykę poprzez pryzmat brzmieniowy ww. nauszników. Suma summarum wnioski okazały się podobne i jednoznaczne – na japońskich słuchawkach … słychać było więcej, dużo więcej a czy lepiej, to już pozostanie na jakiś czas naszą słodką tajemnicą.

Serdecznie dziękując ekipie Wiktorów Studio za gościnę i MJ AUDIO LAB wstawiennictwo żywimy szczerą nadzieję, że nowy byt na nagraniowo – masteringowej mapie Polski stanie się miejscem, gdzie dogmaty sztuki realizatorskiej przekładać się będą na wywołujące jedynie pozytywne wzruszenia wśród złotouchej braci nagrania. W końcu jeśli jest chęć, zapał i umiejętności a wszystkie powyższe cechy udało nam się zaobserwować a przy tym cały czas w tle przewija się również świadomość jak najwyższej troski związanej z jakością materiału tak źródłowego, jak i finalnego, to sprawa wydaje się przesądzona. Będzie dobrze. My w każdym bądź razie trzymamy kciuki.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Mając świadomość, iż nieuchronnie zbliża się koniec sezonu ogórkowego potocznie zwanego wakacjami, dzięki uprzejmości i pewnego rodzaju uwierzytelnieniu współpracującej z nami od strony czysto testowej firmie MJ Audio Lab z Warszawy, w miniony wtorek udało się nam z Marcinem odwiedzić nowo formujący się nagraniowo – masteringowy przybytek o dumnej nazwie „Wiktorów Studio”. Co ważne, wspomniana ekipa MJ Audio Lab zadbała o wyposażenie sprzętowe i wykorzystującą produkty VICOUSTIC oprawę akustyczną owego studia. Nie, nie googlujcie, sprawa jest na tyle gorąca, że jedynym zapowiadającym całe przedsięwzięcie anonsem jest profil na Facebook-u. W takim razie, po co to całe zamieszanie? Sprawa jest dramatycznie prosta, gdyż z jednej strony możecie spojrzeć od kuchni na proces powstawania tego typu przedsięwzięcia, a z drugiej, Oni – już na starcie, zaistnieją w otchłani Waszych szarych komórek, co w momencie przypływu twórczej „weny” ułatwi Wam wybór miejsca, gdzie ów pomysł zrealizujecie. Oczywiście trochę żartuję, ale znam życie i wiem, że tak naprawdę wszystko może się zdarzyć. Puentując wstępniaka miło mi zaprosić wszystkich na kilka zdań o położonym na zachodnich rubieżach stolicy wspomnianym przed momentem projekcie Wiktorów Studio.

Będąca celem naszej wyprawy firma jest trzyosobowym zespołem, w którym każdy z muzyką mniej bądź bardziej „żywą” związany jest niemalże od zawsze. To co teraz powiem może wydawać się trywialne, ale wspomniani panowie zdobyte przez lata doświadczenie w obsłudze generatorów dźwięku chcą teraz przekuć na osobistą obsługę sesji nagraniowych i dalszy post-proces. Przyznacie, że taka zamiana ról jest ambitnym wyzwaniem, jednak najważniejsze jest to, że nasi gospodarze nie obawiają się z nim zmierzyć. Ba, powiem więcej. W tym wydawałoby się jeszcze w wykończeniowych powijakach studiu udało im się już zrealizować ścieżkę dźwiękową do gry komputerowej, której z przyjemnością posłuchaliśmy na pachnącej jeszcze nowością, zajmującej centralne miejsce w reżyserce analogowej  konsoli. Próbując opisać efekty soniczne zastosowania ustrojów akustycznych w każdym z prezentowanych na fotografiach pomieszczeniu muszę powiedzieć, że po co prawda „paszczowej” weryfikacji wygląda na to, iż wszystko wykonano bardzo dobrze. Brak szkodliwych przytłumień, z wyjątkiem świadomie niemalże bezpogłosowego pokoiku do zgrywania głosów lektorów, pozwalał na swobodne rozchodzenie się dźwięku, ale przez cały czas mając pod kontrolą jego przewidzianą do celów nagraniowych i uwzględnioną w pomiarach propagację. Idźmy dalej. Gdy dokładniej przejrzycie fotki, okaże się, iż całość tego wolno-stojącego studia okablowano w taki sposób, by z każdego, nawet najmniejszego pokoju nagrywany sygnał bez problemu można było wysłać do centrum dowodzenia. Dlatego też, w każdej kubaturze widnieją sygnałowe skrzynki przyłączeniowe. Ważnym aspektem od strony opisywanego przedsięwzięcia jest posiadanie własnego ups-a, który w razie przerw w dostawie prądu pozwala spokojnie dokończyć daną sesję nagraniową i zamknąć wszelkie ważne programy komputerowe. Ja wiem, że to dla wielu może wydawać się zbędnym gadżetem, ale przecież każdy artysta jest przedstawicielem homo sapiens i może nie być w stanie idealnie powtórzyć fajnie zapowiadającego się kawałka, a takie awaryjne zasilanie może uratować niejeden ciekawy riff gitarowy, czy pełną slangu i ekspresji frazę wokalną. Bywacie na koncertach na żywo i z pewnością nie raz słyszeliście coś, czego na płycie nigdy nie udało się uzyskać, a uratowanie tego na poziomie studyjnym właśnie umożliwia owe awaryjne zasilanie.  Jako uzupełnienie podstawowych około-tabelkowych informacji dodam, iż do odsłuchu obrabianego materiału muzycznego w głównej mierze służą kolumny PMC IBS2 zasilane wzmacniaczem Brystona 4BSST2, ale bywa, że swoje trzy grosze wprowadzają również niepozorne mini – monitory Geneleca.

Na koniec mała anegdota. Może w mojej foto-relacji tego nie ma, ale u Marcina z pewnością jest. To był czysty przypadek, ale w odwiedzanym studiu doszło do małego starcia słuchawkowego. W rolach głównych wystąpiły będące na stanie reżyserki Beyerdynamici DT 770 PRO i dostarczone nam do testu topowe japońskie Final Audio Sonorus X. Dla nas sprawa z góry była przesądzona, jednak ciekawie było patrzeć, jak panowie odebrali przepaść jakościową pomiędzy sparing-partnerami. Nie będę opisywał różnic, gdyż nie o to w dzisiejszej relacji chodzi, tym niemniej, w pewnym momencie na jednym przypadkowym, lecącym w tle rozmów utworze padło mniej więcej takie stwierdzenie: „wydaje się, jakby ten mastering był źle zrobiony”. Dla mnie to nie nowina, ale gospodarze byli co najmniej lekko zdumieni, co można usłyszeć na sprzęcie stricte audiofilskim, bez względu na przekonanie o słuszności używania takowego podczas mich pracy. I powiem Wam, takie chwile są bezcenne.
I tym optymistycznym akcentem pragnę zakończyć wizytę w tytułowym studiu. Dziękuję firmie JM Audio Lab za umożliwienie spotkania, a gospodarzom za mile spędzone wtorkowe popołudnie. Jeśli będzie taka możliwość, z przyjemnością piszę się na kolejny wypad do tej podwarszawskiej muzycznej mekki.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF