W dobie internetu, for dyskusyjnych i coraz popularniejszych blogów, oraz serwisów społecznościowych niektórym jednostkom o niezbyt rozwiniętym poczuciu własnej wartości i delikatnie mówiąc obyciu towarzyskim powoli zaciera się granica między tym, co wypada a tym, czego robić nie należy i to niezależnie, czy mówimy o świecie rzeczywistym, czy tylko wirtualnym. Karmieni syntetyczną papką uwierzyli, że „mogą wszystko” a od tego tylko krok do największej plagi nękającej sieć – do frustratów, którzy siadając do komputera włączają tryb „God Mode”, czyli stają się nieśmiertelnymi, bogami. Pierwsze symptomy ww. zjawiska zacząłem obserwować w momencie, gdy kilkanaście lat temu dostęp do internetu powoli zaczął stawać się w Polsce powszechny a do klawiatur dorwały się tzw. „dzieci Neostrady”. Jednak sytuacja, z jaką mamy do czynienia obecnie jest bez porównania gorsza. Jednostki wegetujące od „hejta” do „hejta”, bądź od „lajka” do „lajka” powoli przestają stanowić margines, stając się … normą. W takiej oto rzeczywistości instytucja prawdziwego, inteligentnego a zarazem nad wyraz irytującego trolla nabiera znamion wytworności i odróżnia taką jednostkę od reszty ciemnej masy. Ba, jawi się niczym Stańczyk wśród wiejskich głupków. Stosując zamiast prostackiej obelgi zdecydowanie wyższych lotów sarkazm i ironię liczy na równie ciętą ripostę interlokutora potrafiącego nadążyć intelektualnie. Niestety coraz trudniej zarówno o inteligentnego trolla, jak i potrafiących podjąć rzuconą rękawicę rozmówców.
Jednak jeśli się dobrze poszuka można natrafić na dorodne okazy żerujące w rezerwatach będących tematycznymi forami i portalami audio. Na największym tego typu wirtualnym zbiorowisku osób pozytywnie zakręconych na punkcie audio urzęduje Piotr lepiej znany szerszemu gronu, jako Stary Audiofil. Tak, tak, nie mylą się Ci, co na tamtym (nazwy nie podam, bo tak się dziwnie składa, że nasza nazwa jest tam całkowicie zabroniona, więc oko za oko) forum bywają – Wróg Publiczny Nr.1 i sól w oku tamtejszej moderacji.
Dla nas, którzy nijakiego forum nie mieli, nie mają i mieć nie będą to, co robi Piotrek „po godzinach” niespecjalnie interesuje. Za to jak, gdzie i na czym słucha jak najbardziej. Przyjmując nadrzędną zasadę, że krytykuje się to, co się słyszało można się z kimś nie zgadzać, ale mając za sobą odsłuch, rozmówcy opierają się na takich samych faktach a różnić się mogą na poziomie ich interpretacji. Dlatego też, w momencie, gdy tylko nadarzyła się sprzyjająca okoliczność dokonaliśmy z Jackiem rekonesansu u Piotra chcąc na własne uszy przekonać się jakiż to High-End u Niego stoi i czy ma jakiekolwiek podstawy do ferowania swoich nie zawsze przychylnych sądów i opinii.
W dość symbolicznie zaadaptowanym akustycznie salonie, na honorowym miejscu pysznił się kompletny system McIntosha zasilający topowe Thiele CS 3.7. Na okablowaniu też nie oszczędzano, bo po podłodze i za elektroniką kłębiły się zaopatrzone w monstrualne puchy Transparenty Reference MM2. W skład tego emitującego, jakże charakterystyczną zieloną poświatę ołtarzyka wchodziły:
– transport MCD 1000 ustawiony na Cerabase Classic
– przetwornik MDA 1000
– dwuelementowy przedwzmacniacz C500 w wersji lampowej
– monobloki MC601, które ze względu na swoje gabaryty rezydowały na platformach Finite Elemente Pagode Edition HD09.
Jeśli chodzi o okablowanie to:
– pomiędzy transportem i DACiem używane były interkonekty XLR Fadel Coherence 100 Ohm i Transparent Reference XL SPDIF 75 Ohm z serii MM
– pomiędzy DACiem i pre XLR Transparent Reference XL z serii MM
– pomiędzy pre a monoblokami – XLR MIT CV Terminator 350 Reference
– widoczna w tle Shunyata Hydra V-RAY podłączona była do sieci 20 A Transparentem Reference MM, a cała elektronika już standardowymi Transparentami Reference MM, jedynie do przedwzmacniacza wykorzystano Transparenta Reference XL.
Krótko mówiąc nie każdemu taki zestaw może się spodobać, ale logiki i konsekwencji w jego budowaniu Gospodarzowi odmówić nie sposób. Spotkaliśmy się u Piotra jednak nie po to by poklepywać się po plecach, lecz zweryfikować na własne uszy potencjał widocznego na załączonych zdjęciach zestawu.
Kiedy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki musieliśmy mieć z Jackiem dziwne miny, bo Piotr, który do tej pory wykazywał lekką nerwowość zapadł się w swoim fotelu i ze stoickim spokojem obserwował nasze zachowanie. To co dobiegło naszych uszu zupełnie nie przystawało do tego, do czego zdążyły nas przyzwyczaić prezentacje organizowane przez dystrybutora ww. marek z okazji Audio Show, bądź nawet wcześniejsze odsłuchy u Gospodarza. Zero podświadomie spodziewanego „blaszanego” nalotu, zero napastliwości i podbitych skrajów pasma. Po prostu pełna kultura idąca w parze z dalece posuniętą zachowawczością, mogącą uchodzić za szlachetną powściągliwość sfer wyższych. Kurcze, to nie było granie powalające na kolana w ciągu pierwszych minut, ale właśnie przez swój spokój i kulturę wróżące spore szanse na długi a zarazem stonowany emocjonalnie związek.
Nie bez przyczyny wspomniałem o spokoju i stonowaniu, gdyż im dłużej słuchałem przywiezionych ze sobą płyt, tym bardziej czytelna stawała się ułożona przez Piotra audiofilska mozaika. Poczynając od lekkiego niedosytu, jeśli chodzi o atak i zejście najniższych składowych na „Throw Down Your Arms” Sinead O’Connor poprzez niezwykłą gładkość i homogeniczność „W Hołdzie Mistrzowi” Stanisława Soyki na szerokiej i zaskakująco głębokiej scenie „Kristin Lavransdatter” Arild Andersena z bardzo precyzyjnie zlokalizowanym saksofonem czułem, że jest jakieś „ale”. I je znalazłem. Jednak w tej wszechobecnej kulturze, gładkości i płynności gdzieś po drodze zgubiła się spontaniczność i pierwotna soczystość muzyki. To tak jakby doszukiwać się południowej ognistości wymieszanej z całkiem sporą dawką szaleństwa Rodrigo y Gabrieli w równie biegłym od strony technicznej, ale zdecydowanie bardziej zachowawczym repertuarze California Guitar Trio. Niby i tu i tu są gitary, ale jednak ładunek emocjonalny różni się zasadniczo. Trzeba jednak uznać, że taki sposób prezentacji może okazać się wybawieniem dla posiadaczy zbyt mocno podbijających basowe pomruki pomieszczeń, choć z drugiej strony trochę dziwi niezwykła delikatność 600W monobloków. Zdaję sobie sprawę, że w „puchach” Transparentów może zostawać trochę prądu, ale parą MC601 można spawać i takie Thiele CS 3.7 powinny niemalże fruwać po pokoju. A u Piotra zamiast koncertowego czadu i opętańczego pogo prędzej można było usłyszeć barokowe trele i podrygi w rytm menueta.
Patrząc na temperament Piotra można uznać, że wybór opisywanego zestawu był dla Niego formą znalezienia wewnętrznego spokoju, bądź … małżeństwem z rozsądku. Czy taki związek przetrwa kolejny atak audiophilia nervosa trudno mi wyrokować, ale możliwość odwiedzin i wspólny odsłuch rozpatruję jedynie w pozytywnym świetle. Obyśmy na swojej drodze spotykali więcej takich szaleńców jak Piotr, nawet z takim niewyparzonym językiem, jak jego.
ps. W ramach zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone jednostkom o zbyt niskim poziomie asertywności Piotr postanowił dokonać rytualnego audiofilskiego samookaleczenia, złapał za piłę i … ;-)
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski
—
Każdy człowiek posiadający jakąś pasję, prędzej czy później trafia na tematyczne forum internetowe, zgodne ze swoimi zainteresowaniami. Po pewnym czasie zauważa, że jest wiele odmian userów. Od rzadko zabierających głos (chyba, że mają coś ciekawego do napisania), przez codziennie brylujących w upodobanych sobie zakładkach, po „krzykaczy” wiedzących wszystko najlepiej. Ta ostatnia grupa dzieli się na podgrupy. Dwie najistotniejsze to: wszechwiedzący po okazjonalnych odsłuchach tu i tam, a drudzy mogący swoje doświadczenie udokumentować zapraszając do siebie. Jest też trzecia, osób tylko oczytanych, ale równie głośno zaznaczających swój byt. Będąc uczestnikiem największego forum audio w kraju, bezproblemowo sypałbym z rękawa „nickami” przynależnymi do różnych „Klubów wzajemnej adoracji”. Oczywiście najbardziej nielubianymi i często uważanymi za „trole” są właśnie „krzykacze”.Niestety internet stanowi barierę, która nie pozwala zweryfikować osobowości tych osób. Jest to możliwe tylko przy realnym kontakcie. A, że jestem szurnięty i często potrafię przejechać pół Polski na spotkania przy muzyce, znam sporo ludzi wszelakiej maści, oraz ich systemy. Od tych spokojnych po nosicieli ADHD. I naprawdę, w bezpośrednim kontakcie wszyscy są pozytywnie audiofilsko zakręceni. Dla potrzeb tej relacji nie musiałem daleko się wybierać, bo mam pod ręką samo-mianowanego speca w każdej dziedzinie audio, uważanego w śród braci formowej (jak w tytule) za „wroga publicznego nr. 1”. Już sam „nick” daje sporo do myślenia. Mowa o „Starym Audiofilu” w realnym świecie zwanym Piotrkiem.
Podczas umawiania się na owe spotkanie, padła propozycja napisania kilku słów o gospodarzu i Jego systemie. A że to człowiek chomik, więc posiada klika zestawów mogących niejednego zawstydzić. Jednak miał wybrać jeden grający komplet, który następnie zostanie poddany ocenie podczas naszej wizyty. Na wstępie zaznaczyłem, że nie będzie owijania w bawełnę i Piotrek chętnie na to przystał. To twardy,kuty na cztery kopyta gość. Do odsłuchu przygotował ostatnio skompletowany zestaw, oparty na elektronice McIntosha i kolumnach Thiel 3.7. Choć znał moje zdanie o poszczególnych elementach (bez szału), to mimo wszystko podniósł rękawicę. Nie zdradził jednak, że takiego zestawienia jeszcze nie słyszałem. I tu mnie podszedł.
I tak, pewnego czwartkowego wieczora nawiedziliśmy z Marcinem naszego mąciciela. Od progu zaskoczyły mnie zmiany sprzętowe, jaki i ogólnoustrojowe. Do niedawna twardo walczący na forum z przymusową adaptacją akustyczną, sam zakupił cztery panele, rozstawiając je w odpowiednio wyznaczonych miejscach. Muszę powiedzieć, że prezentacja sceny zyskała na tym bardzo. Koszt wizualny niestety jest spory, bo z ogólnodostępnego salonu zrobiła się audiofilska twierdza. Na szczęście, to jest Jego, jak to ujął garsoniera i może w tej materii poszaleć. Drugą niespodzianką były monobloki „601” Mac-a, wieńczące komplet tej firmy.
Znając Piotra i jego muzyczne upodobania, tj. dużo starego rocka i to głośno (jak gość marudzi, że nie ma ataku i dynamiki to podkręca gałkę volume ), zaczęliśmy od swoich płyt. W tym momencie nastąpiło wspomniane zaskoczenie. Te dotąd natarczywe jak dla mnie kolumny, wydające podszyte blachą dźwięki (wszystkie głośniki to aluminium), zaczęły emitować cywilizowane pomruki. Nie jestem ich wrogiem, tylko nie przemawia do mnie teoria o ciepłej i nasyconej średnicy z „blaszanych” przetworników. Na szczęście każdy ma prawo mieć swoje zdanie i nikt mnie nie zmusi do innego. Tymczasem gładkie pastelowe z pięknie ułożoną sceną granie, zachwiało mój światopogląd na ten temat, pokazując światełko w tunelu. Muzycy zajęli swoje optymalne miejsca w wirtualnej przestrzeni (adaptacja akustyczna), a perkusjonalia (potocznie blaszki) nabierając namacalności nie kły w uszy. Prawdopodobnie nowo nabyte końcówki, ustawione na platformach antywibracyjnych Finite Elemente tak ucywilizowały przekaz. Zmiana repertuaru potwierdzała, pierwsze wrażenia o wysokiej próbie dźwięku. I tak można by przejść do puenty spotkania. Ale nie mogłem tego tak zostawić. Stary Audiofil jako złośliwiec na forum, powinien dostać ripostę. Miałem gościa na widelcu. Inaczej utwierdzi się w mniemaniu o swojej nieomylności i zamęczy współ-czytelników.
Słuchając zaproponowanego zestawienia, szukałem dziury w całym. Obiecałem to na początku. Potrzeba potencjalnego punktu zaczepienia zmusiła mnie do analizy poszczególnych zakresów pasma. Niby bardzo dobre granie, ale ten pułap cenowy znacząco podnosi oczekiwania od sprzętu. Początkowa błogość towarzysząca odbiorowi, po dłuższym odsłuchu zaczynała nużyć. Czegoś brakowało. Niby jest szybki i kontrolowany bas, miodna średnica i nie kłująca góra, ale trochę bez wypełnienia, masy i przysłowiowego pazura. I tutaj był pies pogrzebany. Przesłuchaliśmy dodatkowo kilku płyt, pod kątem tychże aspektów. W końcu odkryliśmy, gdzie jest ukryty myk. Stało się jasne, że wcześniej drażniąca mnie napastliwość, została poskromiona przez konstruktorów, kosztem barwy i lekkiego utemperowania górnego zakresu. Mimo wszystko to bardzo smakowita muzyczna uczta, jednak zawsze jest jakieś „ale”. Wniosek nie jest tak złośliwie i na siłę wytknięty jak planowałem, gdyż z perspektywy czasu, od początku spotkania coś mi nie dawało w tym przekazie spokoju. Takie mocne smoki (601-ki) napędzające bezpardonowo (z mojego doświadczenia z nimi) grające paczki (Thiel-e 3.7), a tu „cieplusio i gładkusio”. Razem z Marcinem z uśmiechem na twarzach wytoczyliśmy ciężkie działa. Że trochę chudo, mało kolorowo i jakoś tak… Tymczasem Stary jak to Stary, bez namysłu sięgnął po odwody z amplifikacji lampowej i ….
Puentując nie zdradzę ( przynajmniej ja) co podłączył, ale powiem, że można lepiej, barwniej i swobodniej. Skubany miał asa w rękawie. A to przecież była tylko bezduszna cyfra. Na analog przyjdzie jeszcze czas na następnym spotkaniu, powiedział. Piotrek vel. Stary Audiofil to wichrzyciel forumowy, ale o dźwięku ma Gość pojęcie. Do tego może to udowodnić. Szkoda, bo szczerze chciałem Mu dowalić.
Mimo, że zaproponowany zestaw grał bardzo dobrze, to nie do końca we wszystkim dla mnie satysfakcjonująco. Jednak pocieszę gospodarza cytując uwielbiane przez Niego słowa: „System ma potencjał”.
Ps. Panie Piotrze, uprzedzając następną wizytę, (jeśli takowa dojdzie do skutku) oświadczam: moje zamiłowanie do analogu, nie oznacza, że nie będę szukał doskwierających problemów.
Pozdrawiam Jacek Pazio.