Opinia 1
Pomimo pełni lata i rozleniwiającego ciepełka zarówno za oknem, jak i wewnątrz naszych domostw (szczęśliwi Ci, co w klimatyzację zainwestowali), postanowiliśmy tematykę przenośno – akcesoryjną odstawić na boczny tor i zająć się głównym nurtem audiofilskich westchnień kierując naszą uwagę ku budzącej jednoznacznie pozytywne skojarzenia Japonii. Kraj Kwitnącej Wiśni od dawien dawna uznawany jest bowiem za jeśli nie kolebkę, to przynajmniej Mekkę większości legendarnych konstrukcji lampowych i ich wiernych akolitów a jak wiadomo lampy to swojego rodzaju esencja i wyższy stopień wtajemniczenia naszego hobby. Urządzenia z choćby śladowym poziomem ulampowienia nie dość, że wyglądają co najmniej intrygująco – poprzez stosowne wyeksponowanie rozżarzonej bańki, to w dodatku potrafią zagrać zdecydowanie bardziej „organicznie” od swoich czysto krzemowych pobratymców. Nie twierdzę, że jest to sprawdzająca się zawsze i wszędzie reguła, ale ujmując rzecz czysto statystycznie szanse na to, że urządzenie lampowe zagra bardziej „lampowo” od tranzystorowego są dość spore i tej wersji się trzymajmy. Pojawia się zatem pytanie, gdzie owe lampy sprawdzą się najlepiej. W stopniu wyjściowym, wejściowym, w końcówce mocy a może tylko w przedwzmacniaczu. Aby się o tym przekonać nie ma jednak co gdybać, tylko trzeba samemu posłuchać, dlatego też tym razem mamy niewątpliwą przyjemność zaprezentować jedną z powyższych opcji w wersji ekstremalnej, czyli nie dość, że dzielonej, to w dodatku opartej na lampach od samego początku do samiuteńkiego końca. Panie i Panowie oto pochodzący z Osaki dzielony zestaw wzmacniający znanej manufaktury Air Tight, czyli przedwzmacniacz ATC-2 i stereofoniczna końcówka mocy ATM-2.
Jak to zwykle w przypadku Air Tighta bywa po raz kolejny, wcześniej cieszyliśmy oczy i uszy potężnymi ATM-211, mamy do czynienia z nader udanym połączeniem minimalistycznego wzornictwa przemysłowego z iście zegarmistrzowską precyzją i typowo japońskim poczuciem smaku. Otrzymujemy zatem zwarte, nieabsorbujące tak wizualnie, jak i gabarytowo bryły, które z powodzeniem sprawdzą się zarówno w nowoczesnych, jak i klasycznie rustykalnych wnętrzach. I tak, idąc zgodnie z kierunkiem przepływu sygnałów pierwszeństwo w opisie przypada przedwzmacniaczowi ATC-2, który swą aparycją niespecjalnie wpisuje się w ekshibicjonistyczne tendencje standardowych lampowców, gdyż oprócz niewielkiego napisu na froncie informującego o szklarni ukrytej w jego trzewiach nic na jego przynależność do czerpiącej z dobrodziejstwa żarzących się w próżni drucików rodziny nie wskazuje. Niby zarówno sam korpus, jak i płyta czołowa mają całkiem sporą wysokość, ale nie od dziś producenci stosują takie zabiegi mające na celu podniesienie pozornej powagi swoich wyrobów serwując nam – odbiorcom masy tzw. „audiofilskiego powietrza”. Skupiając się jednak na razie na froncie warto od razu zaznaczyć, że wszystkich nastaw i regulacji dokonujemy jedynie z jego poziomu i na pilota zdalnego sterowania nie mamy co liczyć. Mamy za to wyraźne rozgraniczenie pomiędzy częścią nastawczą a nazwijmy ją umownie dekoracyjną. I tak mniej więcej 3/4 szerokości przeznaczone zostało na pięć gałek – wyboru źródła, wejścia, przełączania źródła nagrywania, odsłuchu po taśmie, regulacji głośności i balansu, oraz dwa hebelkowe przełączniki – trybu pracy (mono/stereo) i wyciszenia. Nie zabrakło też niewielkiej diody informującej o gotowości urządzenia do pracy, gdy ustabilizują się parametry lamp po włączeniu. Pozostałą ćwiartkę zdobi pozłacana płytka z logotypem producenta, oraz włącznik główny z dedykowaną diodą.
Na ścianie tylnej znajdziemy baterię interfejsów (wszystkie RCA) w takim bogactwie, że nawet wielokanałowe amplitunery mogą czuć się w towarzystwie Air Tighta nieco zakłopotane. Oprócz pięciu par wejść liniowych do dyspozycji mamy dwie pary wyjść i dwie pętle magnetofonowe. Dodatkowo, jak to Japończycy mają w zwyczaju, nie zabrakło zacisku uziemienia. Za ciekawostkę można uznać również trzy amerykańskie gniazda zasilające i wielopinowy terminal zasilający do zewnętrznego modułu phonostage’a – ATE-1 (również lampowy „bibelot” za drobne 14 000 PLN). Podobne rozwiązanie widzieliśmy już w ultra high-endowych Audio Tekne TFA 9501 i TEA 9501.
Po zdjęciu pokrywy i rzucie okiem do wnętrza okaże się, że gdyby nie pionowo umieszczone, uzbrojone w cylindryczne nakładki ekranujące lampy, czyli pracujące w ścieżce sygnału pojedyncza 12AX7 (ECC83) i dwie 12AU7 (ECC82), oraz w zasilaniu – prostownicza 6X4 całość z powodzeniem mogłaby być nieco niższa a i przy nieco innym układzie komponentów redukcji ulec by mogła i tak już niewielka głębokość preampu. Prawą część wnętrza przydzielono zasilaniu z solidnym transformatorem w roli głównej a lewą dwóm niewielkim płytkom drukowanych i selektorowi źródeł połączonemu z dedykowaną gałką długim prętem.
W przypadku gabarytowo zbliżonej do ww. przedwzmacniacza stereofonicznej końcówki mocy ATM-2 żarty kończą się w momencie próby jej podniesienia. Okazuje się bowiem, że ten nad wyraz kompaktowy maluch jest zaskakująco ciężki a jego 32 kg wyraźnie wskazują na brak ingerencji księgowości w jakość zastosowanych traf. A są to trafa nie byle jakie, bo pochodzące od Tamury. Oczywiście występują one w ilości trzech sztuk, z czego dwa są wyjściowe i dostarczone właśnie przez Tamura Seisakusho a jedno zasilające. Skoro jednak zaczęliśmy od technikaliów a nie od opisu aparycji to od razu nadmienię, że moc wyjściową wzmacniacza określono na 2×80 W, co dobrze wróży jeśli o kompatybilność z dostępnymi na rynku kolumnami. Warto również rzucić nieco światła na historię tytułowej końcówki, gdyż kiedy w portfolio Air Tighta zagościł ATM-2 na lampowym rynku trwało całkiem spore zamieszanie związane z pojawieniem się i dynamiczną ekspansją nowej generacji lamp z rodziny KT, czyli 120-ek. Czas jednak płynie nieubłaganie i właśnie przez jego pryzmat i z jego perspektywy patrząc, śmiało można powiedzieć iż był to równie nagły, co krótkotrwały przewrót stanowiący jedynie podwaliny i przygotowujący przedpole do mającego wkrótce nadejść i trwającego do dnia dzisiejszego okresu świetności pisankopodobnych KT150. Czemu o tym wspominam? Cóż, powód jest dość oczywisty, gdyż uzbrojony w cztery KT88 ATM-2 na tle współczesnych konstrukcji może dla postronnego widza wydawać się równie archaiczną konstrukcją, jak nie szukając zbyt daleko klasyczny McIntosh MC275. Wspomniane 88-ki sterowane są przez parę podwójnych triod 12BH7 a na wejściu znajdziemy parę 12AX7, oraz w roli odwracaczy fazy kolejną parę 12AU7. Przy okazji warto zwrócić uwagę, iż 12AX7 zaimplementowane zostały na specjalnych cokołach a wokół nich pozostawiono na tyle miejsca, aby można było dopieścić je poprzez założenie specjalnych, metalowych – ekranujących płaszczy. A skoro jesteśmy przy ekranowaniu, to … płytę spodnią wykonano z miedziowanej blachy stalowej, dzięki czemu zadbano o eliminację zarówno pól elektrostatycznych, jak i zakłóceń wysokoczęstotliwościowych.
Ponieważ ATM-2 nie został wyposażony w układy autobiasu regulacji prądów spoczynkowych lamp dokonujemy manualnie – za pomocą śrubokręta „kręcąc” dostępnymi tuż za lampami wyjściowymi japońskimi potencjometrami Cosmos i w tzw. międzyczasie zerkając na znajdujący się na froncie okrągły, podświetlony na bursztynowo bulaj wskazujący poziom biasu.
Skoro opis natury technicznej mamy już za sobą możemy wreszcie poświęcić chwilkę na kontemplację aparycji tytułowej końcówki a jest na czym oko zawiesić, bowiem w przeciwieństwie do dedykowanego przedwzmacniacza ATM-2 nie tylko swojej proweniencji nie ukrywa, co czyni z niej niezaprzeczalny wabik i atut. Ponadto na utrzymanym w zielono-tytanowej tonacji froncie oprócz wspomnianego bursztynowego oczka z dedykowany przełącznikiem pomiaru lamp i oczywistego włącznika głównego znajdziemy nie tylko złotą tabliczkę znamionową, lecz również … parę wejść liniowych RCA, selektor źródeł (druga para jest na ścianie tylnej) i dwa potencjometry odpowiedzialne za regulację głośności – osobno dla lewego i prawego kanału. Dzięki temu drobiazgowi można, po kilku dniach treningu całkiem sprawnie tytułową końcówkę da się użytkować jako standardową integrę. Jak już zdążyłem nadmienić parę wejść liniowych znajdziemy również na panelu tylnym, gdzie starczyło jeszcze miejsca na zacisk uziemienia i terminale głośnikowe z odrębnymi odczepami dla 8 i 4 Ω obciążenia, nakrętkę bezpiecznika i trójbolcowe gniazdo zasilające EIC.
No dobrze. Trochę podywagowałem nad budową i aparycją tytułowej parki, lecz audiofile to taki dziwny odłam populacji Homo Sapiens, dla którego wygląd i to co siedzi w środku mają znaczenie co najwyżej drugorzędne za to pierwszeństwo zawsze i wszędzie ma brzmienie a dokładnie jego jakość generowana przez konkretny komponent. W przypadku Air Tightów do powyższego zagadnienia można podejść w dwójnasób – traktować jako nierozerwalną całość, bądź jako dwa niezależne komponenty. Dlatego też pozwolę sobie obie opcje pokrótce opisać. Zanim jednak do tego przejdę pragnę od razu Państwa uprzedzić, że jeśli poszukujecie karmelowej słodyczy i nieprzyzwoicie więc rozgrzanej, wybitnie stereotypowo „lampowej” średnicy, to … nie tym razem. Bardzo mi przykro, ale proszę nie liczyć na cuda i umowną „muzykalność” z lamp, które niejako genetycznie takowych cech nie posiadają a właśnie pracujące w stopniu wyjściowym KT88 do takowych należą. Oczywiście jest to moje, wybitnie subiektywne zdanie, ale z rodziny KT jedynie 150ki potrafią ową muzykalnością i słodyczą czarować. Całe szczęście przesaturowanie przekazu i wycofanie względem średnicy skrajów pasma nie jest wyznacznikiem sukcesu i jedyną drogą do audiofilskiej nirwany, więc nie ma co rozpaczać, tylko pogodzić się z faktami i po prosu zacząć słuchać.
W duecie Japończycy stawiają bowiem na zaskakującą równowagę tonalną oraz umiar tak we wspomnianym czarowaniu własną lampowością, jak i rozleniwiającą eufonią. To raczej konkretne i koherentne, rzetelne granie, w którym każdy, najmniejszy element pasuje do misternej układanki i zna swoje miejsce w szeregu. O dziwo szorstkie, rockowe albumy w stylu „Is This The Life We Really Want?” Rogera Watersa i „Spirit” Depeche Mode wcale przez to stonowanie nie tylko nie straciły pazura, co wręcz nabrały odpowiedniej surowości i autentyczności. Jeśli dodamy do tego fenomenalny wgląd w głąb tak nagrania, oraz kreowanej przez lampowce sceny okaże się, że z Air Tightami nie wiadomo kiedy i jakim sposobem znaleźliśmy się bliżej prawdy i nieco studyjnej estetyki niżbyśmy mogli się na wstępie tego spotkania spodziewać. Powiem więcej – nawet taki garażowy staroć, jak „Heartbreak Station” Cinderelli wcale nie został napiętnowany i zmieszany z błotem, lecz całkiem nieźle sobie radził. Co prawda i tym razem cud się nie zdarzył i głębia sceny bardzo niechętnie dawała pole do popisu dla naszych zmysłów, no może z wyjątkiem kilku symfonicznych wstawek, ale słuchało się tego na niesamowitym luzie i bez zbędnych wygórowanych oczekiwań. Na brak powietrza, trójwymiarowości i informującego o panujących podczas warunkach akustycznych pogłosu nie można było natomiast narzekać przy odsłuchu albumu „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda, gdzie gardłowy śpiew na „L’Abbesse” potrafił wywołać u słuchaczy gęsią skórkę.
Wypięcie z toru ATC-2 i ograniczenie amplifikacji do samej końcówki przynajmniej w moim systemie okazało się krokiem w dobrą stronę, gdyż posiadana przeze mnie wersja Preamp + Signature Ayona CD-35 w regulowany stopień wyjściowy została wyposażona, jak i dysponuje w pełni satysfakcjonującą baterią wejść liniowych, więc po prawdzie dodatkowy przedwzmacniacz niespecjalnie jest mi do szczęścia potrzebny. Jednak ad rem. Otóż bezpośrednio dostarczany z 35-ki sygnał dostał przysłowiowego kopa, zniknęła wspominana lekka zachowawczość a i sama przestrzeń zyskała na swobodzie. Bardzo możliwe, że akurat w moim przypadku obecność lamp w źródle, pre i końcówce spowodowała przekroczenie cienkiej czerwonej linii i krytycznej zawartości cukru w cukrze, ale nie podlega dyskusji fakt, iż eliminując ATC-2 efekt finalny bardziej przypadł mi do gustu. Jak się okazało ATM-2 wcale nie potrzebował tonizacji i ucywilizowania, jakie był mu w stanie zaoferować dedykowany preamp a jedynie możliwie czystego i dynamicznego sygnału, by w miarę sprzyjających warunkach rozwinąć skrzydła. Dodatkowo nie straszne okazały się nawet trudne do prawidłowego wysterowania Gaudery a proszę wierzyć, że nawet przez myśl mi nie przeszło stosowanie względem niego jakiejkolwiek taryfy ulgowej, więc niemalże codziennie musiał mierzyć się z wyzwaniami w stylu „S&M” Metallicy, czy „The Fat Of The Land” The Prodigy i to właśnie na drugim z powyższych albumów pokazał swoje mniej cywilizowane, bardziej męskie oblicze trzymając syntetyczny bas w stalowym uścisku i nawet na milimetr nie pozwalając mu na samowolę. Jak na „tylko” 80W można nieźle się zdziwić.
Choć Air Tight ATC-2 i ATM-2 niespecjalnie wpisują się w stereotypowe, lampowe granie trudno nie docenić ich fenomenalnej jakości wykonania, nienachalnego designu i niezwykłej uniwersalności. Oba urządzenia nie próbują na siłę przypodobać się swoim potencjalnym nabywcom, lecz stawiają silniejszy akcent na prawdomówność i transparentność aniżeli odciskanie własnego piętna na reprodukowanym materiale. Dzięki temu szanse na to, że znudzą się nam, lub zaczną irytować za miesiąc, rok, czy dwa uznaję za bliskie zeru a to dobrze wróży na przyszłość i pozwala ze spokojem przejść do poszukiwań dalszych elementów składowych naszego systemu marzeń.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Micromega M-One 100
– Przedwzmacniacz liniowy: Gato Audio PRD-3S
– Wzmacniacze mocy: Gato Audio PWR-222
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Bawiąc się od dobrych kilku lat w recenzowanie komponentów audio znakomicie zdaję sobie sprawę, jak typowemu przedstawicielowi obozu audiofilów z dziecinną łatwością podnieść ciśnienie (w dobrym tego słowa znaczeniu) krążącej w jego żyłach krwi. I nie chodzi tutaj o wychwalanie w tekście przypadkowo posiadanych przez niego urządzeń. Zatem, o co takiego? Dla zwykłego Kowalskiego sprawa wydaje się być banalna, ale dla wspomnianych adeptów dobrej jakości dźwięku zazwyczaj wystarcza, aby w dziale zapowiedzi ukazała się wzmianka, iż na tapetę trafia znany produkt rodem z Japonii. Mało tego, śmiem twierdzić, iż reakcje przyspieszonego bicia serca wywołuje u nich prawie każdy pochodzący z kraju kwitnącej wiśni brand, dlatego chyba nikogo nie muszę uświadamiać, jak blisko palpitacji serca są miłośnicy wywołanej do tablicy, jednej z bardziej rozpoznawalnych na naszym rynku samurajskich marek. Skąd to wiem? Zwykłe prześledzenie ilości odsłon tego newsa natychmiast dało nam z Marcinem do zrozumienia, że czeka nas dość trudne, bo bardzo niecierpliwie wyczekiwane zadanie opisania przysłowiowego obiektu kultu. Przesadzam? Nie sądzę, a jako dowód unikania sztucznego nadmuchiwania recenzenckiej bańki, zdradzę personalia naszego bohatera. którym będzie nie kto inny, tylko japoński producent Air Tight ze swoim zestawem pre-power ATC-2 i ATM-2. Puentując wstępniak z przyjemnością informuję, iż wizytę owego tandemu w naszych progach zawdzięczamy warszawskiemu dystrybutorowi Sound Club.
Nie będę zbyt oryginalny, gdy przypomnę, że produkty z Japonii swoim wyglądem już przy pierwszym kontakcie wzrokowym potrafią nas zauroczyć, ale również całkowicie do siebie zniechęcić. Co prawda wszyscy zdajemy sobie sprawę z zerowego wpływu wyglądu urządzenia na generowany przez nie dźwięk, jednak przyznacie, fajnie jest mieć coś ładnego na swoim audiofilskim ołtarzyku. I tutaj mam dobrą informację, gdyż prezentowany duet przez zdecydowaną większość moich rozmówców postrzegany jest jako coś nietuzinkowego, a dla niektórych wręcz fantastycznego. A co ciekawe, obydwa komponenty mimo wykorzystywania w swoich układach elektrycznych lamp elektronowych do opakowania całości elektroniki wykorzystują całkowicie różny typ obudowy. Jaki? Oczywiście japońscy projektanci koła po raz kolejny nie wymyślili, ale to co zaproponowali pod względem wizerunkowym, według mnie jest istnym majstersztykiem. Aby to w miarę strawnie pokazać rozpocznijmy od końcówki mocy. Ta idąc tropem typowego ”lampiaka” jest niczym innym jak płaską platformą dla usadowienia w jej przedniej części dwóch rzędów szklanych baniek i na zapleczu trzech przyjemnie dla oka ubranych transformatorów. Spoglądając na panel przedni zauważamy przebiegający przez całą szerokość, łamiący odczucie monotonii niezbyt szeroki frez, a pod nim dość bogatą ofertę manipulatorów i przyłączy. Zanim przejdę do wyliczanki, dla niektórych może być to zaskoczeniem, ale dobrą informacją wydaje się być możliwość pracy naszego w założeniach sterowanego przedwzmacniaczem liniowym dawcy mocy jako wzmacniacz zintegrowany. I tak rozpoczynając recytację oferowanych dóbr od lewej flanki znajdziemy: przełącznik wyboru znajdującego się obok, skracającego ścieżkę sygnału wejścia liniowego, dwa pokrętła (osobne dla każdego kanału w opcji integry) VOLUME, a na prawej: okrągły wskaźnik kontroli prądów podkładu dla lamp mocy, selektor wejść i główny włącznik. Ostatnim dotknięciem projektanta tej części obudowy jest centralnie umieszczona złota tabliczka z logo marki i oznaczeniem modelu. Krótki spacer po plecach ATM-2-ki powiadamia nas o aplikacji terminali kolumnowych dla 4 i 8 Ohm, jednego wejścia liniowego RCA, zacisku uziemienia , gniazda zasilającego i gniazda bezpiecznika. Jeśli ktoś nie znając tego producenta zapyta: „Co według mnie w tej zbieraninie blachy i szkła jest takie ładne?” , ja natychmiast ripostuję, że prym w odbiorze wizualnym wiedzie kolorystyka. Kolorystyka, która w owym prozaicznym zderzeniu metalu ze szkłem wykorzystuje odcienie zgniłej, wpadającej czasem w niebieski zieleni kubków transformatorów i panelu frontowego, połyskującej czerni głównej platformy nośnej i boków, srebra manipulatorów i złota firmowego exlibrisu. Misz masz? Bynajmniej. Dla mnie jest to mistrzostwo świata i kropka. Pozostawiając końcówkę mocy w spokoju przejdźmy do przedwzmacniacza liniowego, który tym razem jako domek dla elektroniki wybrał klasyczną skrzynkę. Trochę wydaje się to dziwne, gdyż podobnie do piecyka wykorzystuje lampy, ale w procesie projektowym konstruktor zabezpieczył dla nich na tyle dużo miejsca, że spokojnie mógł je skryć pod dachem. Ogólny rzut okiem na ten komponent podobnie do poprzednika uświadamia nam znaczenie kolorystyki w procesie przyciągania zakochanych w japońskich produktach melomanów. Odcienie przedwzmacniacza współgrają z współpracującym piecykiem, co powoduje, że stojąc obok siebie urządzenia nie rażą designerską odmiennością. Relacja z analizy oferty panelu przedniego donosi, że jedną trzecią część jego prawej strony odcięto pionową bruzdą, a w tak utworzoną parcelę wkomponowano wzorowaną na wzmacniaczu złotą tabliczkę i tuż pod nią włącznik główny z diodą sygnalizującą pracę urządzenia. Przyglądając się pozostałej części awersu zauważamy cztery okrągłe gałki funkcyjne: INPUT SELEKTOR, COPY, MONITOR, VOLUME, BALANCE , dwa przełączniki hebelkowe: MODE, MUTE i diodę sygnalizującą wybraną opcję użytkowania przedwzmacniacza (OPERATE). Rzut oka na tył liniówki z lewej strony górnej jego części ukazuje wielopinowe wejście dla dodatkowego zasilania, a w dolnej gniazdo zasilania, gniazdo bezpiecznikowe, zestaw wejść i wyjść w standardzie RCA i typowy dla zabawek z Japonii zacisk uziemienia. Przyznacie, iż na tle wzmacniacza nie otrzymujemy już takiej ferii zabiegów upiększających, ale jak wspomniałem, nie można powiedzieć, że pre zostało potraktowane po macoszemu. To są nieco inaczej ubrane dwa produkty lampowe, ale jestem dziwnie spokojny o bardzo pozytywny odbiór każdego z nich nawet przez zatwardziałych malkontentów.
Zanim przystąpiłem do opisywania przygody z tytułową japońską szkołą wzmacniania sygnału audio, dość długo zastanawiałem się, jak ugryźć temat, aby w miarę strawnie przybliżyć Wam jego możliwości soniczne. Już zastosowane w końcówce mocy lampy KT88 wielu użytkownikom podobnych urządzeń jasno daje do zrozumienia, że przy całej otoczce uroku szklanych baniek bardzo mocno stawiamy na ilość oddawanych watów. Powód jest prosty. Przy eufonii jaką oferują pojemniki na wolne elektrony, dla producenta ważnym było zaproponowanie komponentu mogącego wysterować sporą paletę kolumn. Niestety, nadeszły czasy, w których cherlawe wzmacniacze schodzą na margines zainteresowań i często nie ma znaczenia, że są przedstawicielami przez wielu uważanych za dawców emocji. Dlatego też zespół Air Tighta zdecydował się na ciekawy ruch. Jaki? To jest chyba najważniejszy punkt tego tekstu. Chodzi bowiem o przynajmniej zaistniałe w moim systemie wyraźne podzielenie ról poszczególnych komponentów. Pracująca jako samodzielny wzmacniacz zintegrowany ATM-2-ka jest szybka, energiczna i jak na lampę trochę zbyt mało „dogrzana”, natomiast ATC-2-ka oprócz dodatkowej oferty wejść liniowych torpem założeń wielu konstruktorów nadaje tandemowi odpowiedni lampowy sznyt. Czyżbyśmy mieli rasowe leczenie dżumy cholerą? Niestety nie, gdyż zdecydowana większość audiofilów jest zdania, iż sterujące wzmakiem pre liniowe ma nadawać całości odpowiedni rys brzmieniowy i właśnie to idealnie realizują opisywani dzisiaj elektroniczni samurajowie. To oczywiście stawia nas przed decyzją, czy chcemy dźwięk z niewielką nutką magii (sama końcówka), czy pełen pakiet sprawiających na przyjemność ze słuchania muzyki artefaktów dobrej lamy, ale chyba zawsze lepiej jest mieć wybór, niż zdawać się na czyjeś widzimisię. Ja podczas testu w zdecydowanej większości słuchałem pełnego mariażu Air Tigh’ta, ale przyznam, że w kilku newralgicznych momentach pozwalałem sobie sprawdzić, co byłoby gdyby…. i minimalizując tor wypinałem przedwzmacniacz. Jakieś przykłady płytowe? Proszę bardzo. Na początek bardzo czarująca cyzelowaniem każdej nuty koreańska artystka Youn Sun Nach z materiałem „Same Girl”. Efekt? Od pierwszych fraz tego albumu wiedziałem, że próba studzenia emocjonalnych poczynań wokalnych wspomnianej divy poprzez rezygnację z przedwzmacniacza będzie ewidentnym strzałem w stopę. Co więcej, ta myśl nie przyszła mi do głowy nawet podczas słuchania autorskiej interpretacji znanego utworu zespołu Metalica „Enter Sandman”. To jest co prawda bardzo powoli rozwijający się utwór, ale w końcowych fragmentach ociera się o szaleństwo śpiewania z pełnych płuc, a mimo to ani razu nie pomyślałem o jakiś ruchach skracających tor audio. Nasycenie, energia i magia bez dwóch zdań pokazywały ten krążek z jak najlepszej strony, dlatego też na drugi ogień poszedł free jazz spod znaku Petera Brotzmanna w trio z Wiliamem Parkerem i Hamidem Drake i ich kompilacja „Never Too Late But Always Too Early”. Jak wypadło to wydarzenie? Powiem szczerze, również w tym przypadku wysycenie testowanego seta powodujące zwiększenie energii grania saksofonu bardzo mi odpowiadało i na dłuższą metę spokojnie mógłbym z tym żyć. Jednak znając tę płytę z innych odtworzeń postanowiłem odpiąć ATC-2-kę (pre) i nausznie przekonać się, co z tego wyniknie. W efekcie sytuacja na scenie nabrała nieco rozpędu i chyba zrobiło się nieco bliżej oferowanej przez ten nurt muzyczny prawdy. Jednak trochę broniąc opisywanej konfiguracji zalecam wziąć pod uwagę fakt bardzo gęstego grania moich kolumn, co już na starcie muzykalnemu połączeniu pre-power Air Tight’a rzucało spore kody pod nogi, a i tak w obydwu odsłonach przekaz miał dużo punktów za i symboliczną ilość przeciw. To zaś tylko potwierdza bardzo umiejętne dozowanie mocy, energii i świeżości przez samą końcówkę i pakietu pełnej czaru średnicy przy wykorzystaniu obydwu dzisiejszych bohaterów na raz. Zbliżając się ku końcowi naszego spotkania gdybym na tle wspomnianych krążków miał przyjrzeć się sposobowi budowania wirtualnej sceny, przyznam, że bez względu na ciężar i szybkość grania oferowała bardzo dobry wgląd w nagranie z godną naśladowania jej szerokością i głębokością. Wpięcie lub wypięcie przedwzmacniacza oprócz zmiany punktu przecięcia wykresu nasycenia dźwięku nie powodowało anomalii w jej odwzorowaniu, co tylko potwierdza kunszt konstruktora. I gdybym nawet miał na siłę się do czegoś przyczepić, to w najgorszym przypadku nie powiedziałbym, że przekaz nosił znamiona ociężałości. O nie. Raczej powiedziałbym, że w każdym kawałku z nadmiarem pakietu barwy i wysycenia muzyka nabierała większej dostojności, a to w tak trudnym, bo już mającym w swoim kodzie DNA barwę systemie jest pewnego rodzaju rekomendacją.
Gdy bywając u dystrybutora pytałem o sparing testowy z końcówką mocy ATM-2, zawsze otrzymywałem odpowiedź, że tylko w komplecie z przedwzmacniaczem ATC-2, co z racji częstych występów u potencjalnych klientów tego ostatniego kilkukrotnie oddalało planowany test. Cóż, nie wiedząc dlaczego podejmująca decyzję instancja tak się upiera, zwieszałem nos na kwintę i grzecznie czekałem. I gdy nadeszła wiekopomna chwila, proces testowy jak na dłoni pokazał mi, dlaczego ten dość długi czas oczekiwania nie był czasem straconym. Analizując zaistniałe przypadki nausznie przekonałem się, że komplet pod względem oczekiwanych przeze mnie i wielu potencjalnych nabywców potrafił wprowadzić do dźwięku coś, bez czego system oparty o szklane bańki byłby może nie jedynie namiastką, gdyż sama końcówka przy delikatnym przeniesieniu ciężaru i szybkości dźwięku o oczko wyżej również oferowała w fonii szczyptę czaru lampy, ale dalekim od oczekiwanego punktem „G”. Owszem, zdaję sobie sprawę, że efekt soniczny ze szczuplejszymi kolumnami wypadłyby lepiej, jednak wbrew oczekiwaniom rezygnacja z grającego ciepłem lamp przedwzmacniacza powodowała natychmiastowy powrót do pełnego seta, gdyż pozorne zyski w jednym aspekcie przynosiły zbyt wiele strat w odbiorze całości. Prezentowane komponenty w założeniach mają się uzupełniać i stwierdzam z całą stanowczością, że to robią. A to, że gdzieś po drodze zagrały inaczej niż mam ze swojego systemu na co dzień, jest ewidentną winą testowej przypadkowości. Dlatego za podjętą z przeciwnościami losu walkę i nie oddanie pola przeciwnikowi zestawowi ATC-2/ATM-2 należą się brawa.
Jacek Pazio
Dystrybucja: Sound Club
Ceny:
Air Tight ATC-2: 35 000 PLN
Air Tight ATM-2: 54 000 PLN
Dane techniczne:
Air Tight ATC-2
Lampy: 12AX7 (ECC83) x 1, 12AU7 (ECC82) x 2
Napięcie wyjściowe: rated 2V, max. 15V
Impedancja wyjściowa: 200 Ω
Zniekształcenia THD: < 0.01%
Czułość wejściowa: 110mV (przy 1V)
S/N: 90dB
Wymiary (S x G x W): 410 x 337 x 156 mm
Waga: 12 kg
Air Tight ATM-2
Lampy: KT88 × 4, 12AX7A × 2, 12AU7A × 2, 12BH7A × 2
Moc wyjściowa: 80W + 80W (8 Ω); 160W + 160W (8 Ω) jako monobloki
Impedancja wejścia: 100 kΩ
Wejścia: 2 pary RCA (jedna z tyłu, jedna z przodu)
Wymiary: 415(W) × 380(D) × 223(H)mm
Waga: 32kg
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA