Opinia 1
Po ponad dwóch latach od pojawienia się na naszych łamach recenzji VK-3000SE będącej swoistym zwiastunem powrotu na polski rynek amerykańskiej marki Balanced Audio Technology nie tylko w formie pozycji cennikowych, lecz fizycznej obecności urządzeń na sklepowych półkach, przyszła pora na spotkanie z następcą ww. hybrydowej integry, czyli powstałym w ramach świętowania 25-lecia istnienia BAT-a modelem VK-3500. Oczywiście w tzw. międzyczasie udało nam się pozyskać na redakcyjne odsłuchy jeszcze małe co nieco, czyli pyszniące się diabełkami VK-80i i VK-90T z VK-80, jednak to właśnie możliwość porównania protoplasty i następnego pokolenia konkretnego modelu w większości przypadków daje odpowiedź na pytanie w jakim kierunku zmierza firmowa szkoła brzmienia, o ile tylko takową dana marka może się pochwalić, jakie aspekty projektanci wzięli tym razem pod lupę i co chyba najważniejsze pozwala rozwiać wątpliwości posiadaczy starszych wersji co do tego, czy ewentualny upgrade ma sens. Jeśli zatem interesują Państwa tego typu dywagacje nie pozostaje nam nic innego niż zaprosić Was na jak to zwykle u nas bywa, obejmujące dwa punkty widzenia spotkanie z dostarczonym przez ekipę Electronic International Commerce, czyli EIC hybrydowym wzmacniaczem zintegrowanym Balanced Audio Technology VK-3500.
Po części dla ułatwienia odróżnienia wersji a po części dla odmiany, skoro VK-3000SE opisywaliśmy w srebrnym wykończeniu szczotkowanego aluminium, to VK-3500 udało nam się pozyskać w czarnej anodzie i nie wiem jakie jest Państwa zdanie w tym temacie, jednak na moje oko w czerni amerykańskim wzmacniaczom zdecydowanie do twarzy. Z jednej strony podkreśla ich zazwyczaj nader absorbujące gabaryty, choć podobno to właśnie ciemne barwy wyszczuplają, czego patrząc na swoje – ponad 100kg cielsko właśnie w czerń przyobleczone, pomimo najszczerszych chęci powiedzieć nie mogę, a z drugiej pozwalają uniknąć zarzutów dotyczących zbytniej sterylności i swoistego chłodu pozornie „surowego” metalu. Mniejsza jednak o kolorystykę, gdyż nawet podczas pobieżnego porównania aparycji VK-3000SE i VK-3500 wyraźnie widać, że tytułowy BAT mówiąc wprost wypiękniał. Poczynając od seksownego taliowania korpusu poprzez delikatny, acz nadający większego wyrafinowania lifting masywnej płyty czołowej wszystko sprawia zdecydowanie przyjemniejsze wrażenie. Co ciekawe układ frontu, oczywiście poza przeniesieniem szyldu informującego o model z prawego na lewy bok i aktualizacji firmowego logotypu, pozostał praktycznie bez zmian, jednak zmniejszenie przycisków i rezygnacja z okalających je podfrezowań na rzecz zwiększenia gałki głośności pozwoliły uzyskać większy spokój. Nadal centralnie umieszczony jednowierszowy błękitny wyświetlacz podkreślony jest rządkiem pięciu przycisków wyboru źródła, patrząc od lewej znajdziemy przycisk standby i parę umożliwiającą dostęp do menu i odwrócenie fazy a po prawej bliźniaczy duet odpowiedzialny za wyciszenie i aktywację trybu monofonicznego. Tak jak zdążyłem już wspomnieć gałka pokrętła głośności nieco urosła i dodatkowo „obrysowano” ją okalającymi delikatną falą cienkimi liniami podłużnych nacięć.
Płytę górną zdobi gęsta sieć otworów wentylacyjnych ułożonych w tzw. „jodełkę” w których podstawie zgrabnie wkomponowano kolejny firmowy logotyp. Lekko wklęsłe ściany boczne również nie umknęły ostrzu frezarki, więc i one mogą pochwalić się licznymi prześwitami poprawiającymi cyrkulację powietrza wewnątrz korpusu. Rzut oka na ścianę tylną również nie przynosi większych zmian. Do dyspozycji mamy bowiem okupujące skraje pojedyncze i niestety niezmiennie dość blisko siebie umieszczone pojedyncze zakręcane terminale głośnikowe o mocno dyskusyjnej ergonomii, zbalansowaną parę wyjść z sekcji przedwzmacniacza, wyjście RCA na zewnętrzny rejestrator, trzy pary wejść RCA (w tym jedno phono MM/MC) i dwie pary XLR. I tutaj właśnie można zauważyć drobną różnicę, gdyż w VK-3000SE zacisk uziemienia dla gramofonu umieszczony był pomiędzy wejściami 4 i 5 a w VK-3500 jest pomiędzy 3 i 4. W pobliżu okupującego prawy dolny narożnik gniazda zasilającego IEC umieszczono również komorę bezpiecznika, więc bez rozbebeszania urządzenia mamy możliwość zastąpienia fabrycznie zamontowanego „cywilnego” rurkowca czymś bardziej adekwatnym do klasy wzmacniacza.
Jeśli zaś chodzi o trzewia, to tak jak już zdążyło się kilkukrotnie w tekście przewinąć mamy do czynienia z konstrukcją hybrydową, czyli lampowym, opartym na dwóch „super lampach” (SuperTube) 6H30 i tranzystorowym (bipolarnym) symetrycznym stopniu wyjściowym zdolnym oddać po 150 W przy8 Ω i 300 W przy 4 Ω obciążeniu na kanał. W przedwzmacniaczu nie zabrakło również kondensatorów olejowych drugiej generacji, których aplikacja zgodnie z zapewnieniami producenta ma zapobiegać m.in. dzwonieniu a tym samym zbytniej ostrości reprodukowanego dźwięku.
A teraz najważniejsze, czyli brzmienie, które zachowując część walorów VK-3000SE jest w sposób oczywisty i bezapelacyjny od niego … różne. Po pierwsze VK-3500 zachowując rozdzielczość protoplasty zdecydowanie odważniej korzysta z dobrodziejstw zaimplementowanych w jego wnętrznościach lamp, więc właśnie wspomniana rozdzielczość i moc pochodząca z tranzystorowych stopni mocy zostaje suto okraszona bursztynową poświatą i miodową słodyczą. Nie oznacza to bynajmniej, że współczesny BAT to upraszczając i spłycając sprawę zamulony ulepek, lecz, że nowemu pokoleniu zdecydowanie bliżej do klasycznych, opartych wyłącznie o lampy konstrukcji pod względem wysycenia i gładkości aniżeli jego pierwowzorowi. Po drugie drzemiąca w nim moc jest jakby lepiej wyczuwalna – nie trzeba go wcale tak mocno „kręcić” by uzyskać nie tylko odpowiednią głośność, lecz również oczekiwaną dynamikę. Nawet niezwykle eklektyczny i praktycznie wymykający się wszelkim próbom zaszufladkowania album „Spirituality and Distortion” formacji Igorrr wypadł wręcz zjawiskowo, co biorąc pod uwagę jego niezwykłą różnorodność wcale nie jest takie oczywiste. Wystarczy wspomnieć, iż Gautier Serre będący pomysłodawcą całego przedsięwzięcia niezwykle odważnie miesza tu między sobą m.in. death/black metal, trip hop, barokowe trele i folkową muzykę bałkańską. Krótko mówiąc niektóre fragmenty mogą przywodzić na myśl sytuację, gdy podczas prób jakiejś pierwszoligowej gwiazdy death metalu nieostrożni technicy zrzuciliby ze schodów klawesyn, który finalnie przygniótłby będącego pod wpływem środków psychoaktywnych kataryniarza a obserwujący cały ten galimatias bałkańscy ziomkowie Trebuniów-Tutków postanowiliby dorzucić do tego swoje trzy grosze. Krótko mówiąc psychodelia najwyższych lotów i zarazem istne pole minowe dla muszącej się z takim repertuarem zmagać elektroniki. Tymczasem BAT przeszedł przez tę jakże miłą mym uszom kakofonię niczym atomowy lodołamacz przez centymetrową krę na Zalewie Zegrzyńskim miażdżąc słuchaczy przepotężnym basem, którego nie powstydziłaby się moja dyżurna 300W końcówka Brystona. Nie da się w tym momencie ukryć, iż o ile w brzmieniu VK-3000SE zwracałem uwagę na kontrolę i precyzję, to tym razem pierwsze skrzypce ewidentnie gra typowo amerykańska dynamika. Dynamika i rozmach, bo dźwięk tytułowego BAT-a jest po prostu duży i przy tym cholernie atrakcyjny. To nie jest bezsensowna gigantomania i sztuczne rozdmuchiwanie źródeł pozornych, lecz w pełni adekwatne do zawartego w materiale źródłowym ładunku energetycznego proporcjonalne budowanie sceny. O ile bowiem na Igorrr-ze wszystkiego było pełno, wszystkiego dużo i owe wszystko też było duże, to już po przesiadce na zdecydowanie spokojniejszy album „Waterfall: Music of Joe Zawinul” Oleś Brothers i Piotra Orzechowskiego wszystko wracało do normy a dynamika z trybu makro przełączała się na mikro. Przy okazji wyszło na jaw, że VK-3500 lubi równowagę tonalną przesunąć nieco ku dołowi, dzięki czemu brzmi może i ciemniej, lecz przede wszystkim bardziej zmysłowo od czasu do czasu mrucząc jak rasowa V8-ka. Proszę tylko wsłuchać się w partie kontrabasu, czy perkusji, gdzie dołu nikomu brakować nie powinno, jednak nawet najbardziej karkołomne zejście będzie miało świetną kontrolę i definicję. Ich przeciwieństwem będą oczywiście górne rejestry fortepianu i niezwykle dźwięczne blachy. Ileż tam powietrza, przestrzeni i swobody. Ileż delikatności, o którą słuchając wcześniejszego łomotu amerykańskiej integry podejrzewać było nie sposób. I to bez kombinowania, zmiany trybu pracy, jak to czasem w standardowych lampowcach trzeba uskutecznić, czy też zabawy filtrami. Po prostu włączamy ulubioną pytę a już BAT-a w tym głowa by zagrać ją tak, jak nie tylko wymarzył to sobie sam artysta, lecz również w sposób nader skutecznie przykuwający słuchacza do zajmowanego miejsca.
Niejako na deser zostawiłem kwestię wokali, gdyż, to właśnie one najczęściej decydują, czy dany krążek zagości na naszej playliście dłużej aniżeli na pojedynczy odsłuch. Dlatego też w ramach pewnej przewrotności, mając na uwadze tendencje VK-3500 do delikatnego obniżania tonacji sięgnąłem po „Voodoo Cello” Imany, czyli niski, kobiecy wokal, z którego Imany zrobiła swój znak firmowy, osadzony w instrumentarium złożonym wyłącznie z ośmiu wiolonczeli. Ciężkostrawny materiał? Dla nieobeznanych z tematem bardzo możliwe, lecz biorąc pod uwagę fakt, iż na trackliście znalazły się same covery największych światowych hitów nie taki diabeł straszny jak go malują. Pikanterii dodaje jednak świadomość że, powyższe wydawnictwo zostało „zaśpiewane”, zaaranżowane, zarejestrowane i wyprodukowane osobiście przez Imany, co nieco ułatwia ocenę, bo jeśli coś nie „pyknie” wiadomo kogo obarczyć winą za porażkę. Całe szczęście BAT okazał się na tyle uniwersalną amplifikacją, by wiedzieć kiedy powiedzieć pas i już nie obniżać i tak niskiej tonacji. Dzięki temu wokal miał wystarczająco dużo powietrza wokół siebie a wspomniane wiolonczele bynajmniej nie grały wszystkiego na jedno kopyto. Niezwykle miło mi również oznajmić, że przerośnięte skrzypce nie straciły nic ze swojej natywnej chropowatości, co bardzo często zdarza się w przypadku „romantycznych” lampowców, gdy bezgraniczna, stereotypowa muzykalność stawiana jest ponad zdrowym rozsądkiem i prawda o nagraniu.
Pół żartem pół serio można byłoby uznać, iż Balanced Audio Technology VK-3500 jest chlubnym wyjątkiem potwierdzającym złośliwe twierdzenie mówiące, że wzmacniacze hybrydowe łączą w sobie wady obu wykorzystywanych przez siebie technologii. Powodem takiego stanu rzeczy jest bowiem nad wyraz udane zespolenie w niezwykle koherentną całość … zalet tak lamp, jak i tranzystorów. Z pierwszych ekipa BAT-a wzięła gładkość, słodycz i soczystość, która oparła na krzemowym tranzystorowym egzoszkielecie, nieskrępowanej dynamice i zaraźliwym timingu. Czy komuś takie brzmienie może się nie podobać? Cóż, historia zna takie przypadki, więc jeśli ktoś gustuje w iście prosektoryjnej, odartej z emocji i barw analityczności, to na VK-3500 będzie kręcił nosem. Reszta populacji mając możliwość pozostawienia go w swoim systemie raczej nie powinna mieć nie powodów do marudzenia, co argumentów do dalszych poszukiwań docelowej amplifikacji.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Gdybym miał wymienić kilka ciekawych marek wykorzystujących w swoich trzewiach szklane bańki, bez namysłu jako przykład polskiej inżynierii wymieniłbym Audio Reveala, zaś z szerokiego portfolio wielkiego świata Audio Reseracha, Ayona … i mocarnego BAT-a. Co próbuję przekazać określeniem „mocarny”? Jestem przekonany, że bardzo się zdziwicie, bowiem przewrotnie nie mam na myśli brzmienia jego komponentów, zaawansowania technicznego, czy znakomitej wizualizacji produktów – z tego doskonale zdają sobie sprawę wszyscy, a raczej solidność konstrukcji. Chodzi o fakt z życia wzięty, gdy lata temu końcówka mocy mojego znajomego – modelu nie pomnę – wskutek przeciążenia podczas napędzania bardzo trudnych kolumn na solidnym poziomie głośności w dosłownym tego słowa znaczeniu stanęła żywym ogniem. Bubel? Bynajmniej, to było ewidentne przekroczenie zdrowego rozsądku i finał był jaki był. Jednak najciekawsze w tym wszystkim było, że ów piecyk nie zrażając się całą sytuacją, czyli radośnie płonąc bez najmniejszych oznak utraty jakości dźwięku grał do samego końca jak muzycy na Titanicu. Przypadek? Nic z tych rzeczy, po prostu produkt z solidnej stajni Balanced Audio Technology, z której portfolio za sprawą warszawskiego dystrybutora EIC udało się nam pozyskać do testu nie do końca lampowy, gdyż dwie niewielkie lampki trafiły jedynie do sekcji przedwzmacniacza, hybrydowy wzmacniacz zintegrowany o symbolu VK-3500.
Jak unaoczniają fotografie, w przypadku tego modelu mimo obecności w układach elektrycznych pary lamp elektronowych SuperTube 6H30 mamy do czynienia z obudową zamkniętą. To oczywiście wiąże się z koniecznością dobrej wentylacji wnętrza, jednak jak to u BAT-a bywa, dzięki zastosowaniu nadających wizualnego smaku obudowie szeregu otworów wentylacyjnych nie mieli z tym tematem najmniejszego problemu. Sama bryła również nie jest bezmyślnym powieleniem nudnego, bo standardowego prostopadłościanu, tylko jego wariacją ze szerokim frontem i płynnie zbiegającymi się ku węższemu tyłowi, skośnie naciętymi otworami wentylacyjnymi bocznymi ściankami. Jeśli chodzi o awers, ten jako gruby płat szczotkowanego aluminium stał się ostoją dla centralnie umieszczonego wyświetlacza, z jego prawej strony gałki głośności i tuż obok przycisku Mute, pod mieniącym się błękitnymi informacjami okienkiem pięciu przycisków wyboru wejść liniowych, zaś z lewej strony trzech przycisków: wyboru funkcji wyświetlacza, zmiany fazy i wprowadzania urządzenia w stan spoczynku. Naturalną koleją rzeczy górna powierzchnia obudowy jest feerią bardzo ważnych od strony chłodzenia, a przy okazji zmyślnie poprowadzonych otworów grawitacyjnej wentylacji urządzenia. Natomiast w przypadku tylnego panelu producent zaproponował nam rozrzucone na boki pojedyncze zaciski kolumnowe, pomiędzy nimi pięć wejść liniowych 3xRCA i 2xXLR, po jednym wyjściu liniowym RCA/XRL oraz gniazdo zasilania i bezpiecznika. Wyposażenie rzeczonego piecyka wieńczy zgrabny, bo nieprzeładowany funkcyjnie, dlatego prosty w obsłudze pilot zdalnego sterowania.
Gdy biorę na warsztat coś z puli wzmacniania sygnału audio bankami próżniowymi, jestem bardzo ciekawy, czy w trosce o przypodobanie się całej populacji melomanów, co notabene jest utopią, zagoniwszy się w kozi róg producent nie przekroczy dobrego smaku. Chodzi oczywiście o uniknięcie zbytniego przegrzania prezentacji, co owszem zawsze znajdzie swoich piewców, jednak znaczną większość potencjalnych zainteresowanych tego typu wzmocnieniem zniechęci. Owszem ma być barwnie, przyjemnie krągławo i plastycznie, mimo to nie należy zapominać o zachowaniu dobrego drive’u i swobodzie wizualizowania wydarzeń scenicznych. To nie mogą być ciepłe kluski, tylko przyjemnie, acz z energią podany świat dźwięku. Bez tego słuchany materiał staje się zwyczajnie nudny. Gdy muzyka ma nas kopnąć, system nie powinien nic markować, tylko to realizować. Gdy ma być miło i przyjemnie, również ma tak być, z tą tylko istotną kwestią, że bez popadania w nadmierne lukrowanie. Jednym słowem we wszystkim mam być umiar. Naturalnie mieszczący się w pewnych widełkach, jednakże nie za szerokich, w których w moim odczuciu nasz hybrydowy bohater idealnie się odnajduje. Co to oznacza?
Gdybym miał opisać zalety 3500-ki, bez wahania powiedziałbym, że jest gęsta w dolnym pasmie, soczysta w średnicy i lotna, acz zarazem złotawa na górze. Jednak co w tym wszystkim jest najistotniejsze, jest na tyle dobrze zbilansowana energetycznie, że przy wspomnianej dobrej masie dźwięk nie nosi cech spowolnienia, czy otyłości. Owszem, jest magia i plastyka, jednak idące w sukurs dobre zbieranie się dźwięku w domenie kontroli i mimo odczuwalnego ciepła nośne wysokie tony sprawiają, że na wirtualnej scenie zawsze coś się dzieje. A dzieje się dlatego, że dzięki będącej pokłosiem lamp elektronowych magii wspomniana scena nie tylko jest szeroka, ale naturalnie głęboka i nie szczędząca wizualizacji w specyfice 3D. To są niby banały, jednak zapewniam, często są jedynie pobożnymi życzeniami konstruktora, a nie zastanymi realiami, z realizacją czego nasz bohater nie miał najmniejszych problemów.
Idealnym przykładem na obronę powyższej tezy jest japońska kompilacja Blu-spec CD2 arii z opery „Wesele Figaro” pod Teodorem Currentzis-em. Naturalność oddania nie tylko wokalnej wirtuozerii artystów z najdrobniejszymi smaczkami mimiki ich twarzy, ale również rozmiaru sceny, jej odgłosów podczas przemieszczania się śpiewaków oraz odległości pomiędzy nimi po zamknięciu oczy okazywały się być bliskie tym jakie miałem okazję zaliczyć na scenie Opery Narodowej w Warszawie. Bez wysiłku wracania do tamtych realiów, tylko podświadome wizualizowanie podobnych realiów z udziałem własnym. A to dopiero preludium, gdyż do tego pakietu ciekawych informacji na temat przywoływanego widowiska dochodziła jeszcze przyjemna barwa prezentacji i namacalność jego podania. Zatem chyba nikogo nie zaskoczę, gdy przyznam się do wielokrotnych powtórek niektórych, oczywiście tych najbardziej lubianych arii, co z ręka na sercu jest u mnie stosunkową rzadkością.
Inny dobrze wypadający materiał również jest realizacją koncertową. Jednak tym razem z tak zwanego drugiego bieguna. Chodzi o free jazz spod znaku Johna Zorna i jego projektu Masada „Live In Sevilla 2000”. Nie będę owijał w bawełnę, tylko zdradzę, iż to jest ogień w najczystszej postaci. Owszem, z uwagi na niezbędny czas do odpoczynku pomiędzy mocnymi kawałkami na płycie znajdzie się kilka ballad, jednak w założeniu jest szaleństwo kilku dęciaków i perkusji. Bezpardonowe ataki energią, kopanie stopą perkusji oraz krzyk spierających się ze sobą trąbki z saksofonem są na porządku dziennym, a mimo to ta amerykańska hybryda bez najmniejszej zadyszki prowadziła dwumetrowe Niemki (Gaudery Berlina RC-11 Black Edition) niczym potulne owieczki na pastwisko. Bylem pozytywnie zaskoczony, że mimo tak szybko zmieniającej się sytuacji scenicznej przekaz nadal nie skąpił fajnej barwy i wypełnienia, przy umiejętnym dotrzymywaniu kroku niezbędnemu drive’owi. Nie powiem, bardzo pouczające doświadczenie.
Na koniec coś z pogranicza psychodelii z lat 90-tych, czyli Nine Inch Nails „Pretty Hate Machine”. Niby bez ładu i składu. Ba dla wielu moich znajomych materiał jeszcze mniej stawny niż przed chwilą wspomniany John Zorn, a mimo to system nie zapomniał o energii, barwie i niezłym rytmie, co udowodniło jedno, jednak co BAT to BAT i nie ma bata, żeby nie zagrał z jakąś muzą.
Czy nasz bohater jest dla każdego? Dla mnie, jeśli nie jesteście skażeni poszukiwaniem szybkości i transparentności w muzyce ponad wszystko, jak najbardziej tak. Powiem więcej. Wystarczy w tym poszukiwaniu zachować zdrowy rozsądek by tytułowy BAT VK-3500 miał bardzo duże szanse na zaskarbienie sobie nawet wywołanych do tablicy ortodoksów. A jeśli tak, to chyba nikogo nie zdziwi moje dedykacja testowanego Amerykanina dosłownie każdemu poszukiwaczowi fajnie zawieszonej w eterze muzyki. I to nie konkretnego nurtu, tylko szerokiego jej spektrum.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: EIC
Producent: Balanced Audio Technology
Cena (na dzień publikacji): 64 999 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 150 W/8 Ω, 2 x 300 W/4 Ω
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 180 kHz
Wejścia analogowe: 2 x XLR + 3 x RCA (w tym jedno wejście gramofonowe)
Wyjście: pre out (XLR), tape (RCA)
Sprzężenie zwrotne: brak
Sekcja przedwzmacniacza gramofonowego MM/MC: wzmocnienie 44/58 dB
Regulacja głośności: zakres 140 dB w 0,5 dB krokach
Impedancja wejściowa: 100 kΩ
Lampy w przedwzmacniaczu: 2 x 6H30
Wzmacniacz mocy: Konstrukcja unistage z jednym blokiem wzmocnienia i brakiem kondensatorów w ścieżce sygnału
Wymiary (S x W x G): 440 x 145 x 390 mm
Waga: ok. 22 kg