Opinia 1
Z dzisiejszym gościem, któremu poświęcimy niniejszą epistołę było trochę tak, jak z zabawą w głuchy telefon. Ktoś komuś coś powiedział, a jak wiadomość dotarła do nas była najdelikatniej mówiąc niepodobna do czegokolwiek. Tzn. dochodziły nas słuchy, że warto byłoby na owym czymś zawiesić ucho i oko, ale co to dokładnie miałoby być naszym interlokutorom dziwnym zbiegiem okoliczności każdorazowo umykało. Całe szczęście, podczas ostatniej edycji Audio Video Show mieliśmy okazję dotrzeć do źródła, czyli do Jerry’ego Bloomfielda z Falcon Acoustics, który w jednym ze swoich domowych systemów, wraz z LS3/5a używa właśnie, będącej owym czymś, integry Balanced Audio Technology VK-3000 SE a w biurze z HP 80 zdecydowanie bardziej rozbudowanego seta z phonostagem VK-P12SE SuperPak, REX DACiem SuperPak, przedwzmacniaczem REX II i monoblokami VK-655SE i był łaskaw owe specjały w jednym z pokoi Hotelu Radisson Blu Sobieski zaprezentować. Ponadto wraz z debiutującymi streamerami Melco, elektronika BAT-a powróciła na nasz rynek pod skrzydłami 4HIGHEND s.r.o., więc od słowa do słowa jasnym stało się, że tym razem nadarzającej się okazji z rąk nie wypuścimy i czym prędzej przystąpiliśmy do stosownych ustaleń mających na celu rozpoczęcia recenzenckich eksploracji.
Skoro zatem pod koniec marca światło dzienne ujrzała nasza recenzja Melco N1A/2EX, a teraz czytają Państwo niniejsze słowa, to owe fakty niezbicie świadczą o tym, że ww. pertraktacje zakończyły się sukcesem a my mogliśmy przystąpić do standardowej procedury okiełznywania nieznanego, biorąc tym razem na redakcyjny tapet otwierającą ofertę amerykańskiego wytwórcy wspominany wzmacniacz zintegrowany Balanced Audio Technology VK-3000 SE.
Zgodnie z tradycją dotyczącą debiutujących na naszych łamach marek, wypadałoby co nieco o producencie dzisiejszego bohatera wspomnieć. Oczywiście miłośnicy zamorskiego High-Endu z pewnością nie raz i nie dwa, jeśli nawet nie mieli bezpośredniego – nausznego kontaktu, to z pewnością o wyrobach Balanced Audio Technology mogli się naczytać. W końcu założona w 1995 r przez Steve’a Bednarskiego i Victora Khomenkę (obu pracujących wcześniej w Hewlett-Packard) i Geoffa Poora (współzałożyciela Dunlavy Audio Labs), który dołączył do nich nieco później, a więc przez ostatnie ćwierć wieku, marka zdążyła sobie wyrobić odpowiednią renomę i wierne grono nabywców. Począwszy od premierowego przedwzmacniacza VK-5 i końcówki mocy VK-60 oferta firmy stopniowo się rozwijała i warto przy tej okazji wspomnieć, iż to właśnie ona a dokładnie Victor Khomenko jest odpowiedzialny za wprowadzenie na rynek audio w 1999 r. pozyskanych z militarnych, postsowieckich zapasów „super lamp” 6H30 o żywotności wynoszącej 10 000 godzin. Czemu o tym wspominam? Cóż, zgodnie z materiałami promocyjnymi 6H30 przy „zwykłej” 6922 wypada mniej więcej jak „bolid F1 przy rodzinnym sedanie” i zakładam, że autor powyższej metafory nie miał na myśli poprzedniego modelu Williamsa. W 2012 r. właścicielem BAT-a został Jim Davis, posiadający już w swym portfolio Music Direct oraz Mobile Fidelity. Całe szczęście zarówno Steve Bednarski, jak i Victor Khomenko pozostali na swoich stanowiskach a obecny katalog BAT-a obejmuje jeden, będący obiektem niniejszej recenzji wzmacniacz zintegrowany, trzy przedwzmacniacze, trzy i pół (VK-56 występuje w wersji zwykłej i SE) lampowe (wszystkie na „diabełkach”, czyli 6C33C) i dwa tranzystorowe wzmacniacze mocy, przetwornik cyfrowo analogowy i dwa przedwzmacniacze gramofonowe. Jest w czym wybierać.
Jak sami Państwo widzicie VK-3000 SE prezentuje się nad wyraz dostojnie i surowo zarazem. O ile bowiem w czarnym malowaniu jego aparycja całkiem nieźle wtapia się we współczesne kanony piękna, o tyle szczotkowane aluminium przykuwa uwagę swoim nieco laboratoryjno-garażowym nieokrzesaniem. Chodzi bowiem o to, iż masywny płat frontu przecinają zarówno poziome, jak i pionowe, mniej bądź bardziej proste linie i podcięcia początkowo sprawiające nieco chaotyczne wrażenie, dopiero po chwili uwagi tworzące całkiem spójne przebiegi idealnie zgrywające się z ornamentyką ażurowej ściany górnej. Centralną ramkę zajmuje błękitny wyświetlacz VFD informujący o sile wzmocnienia i wybranym wejściu, oraz ulokowany na górze szyld z firmowym, charakterystycznym logotypem i pięcioma przyciskami wyboru źródła poniżej. Po ich lewej stronie wygospodarowano miejsce na włącznik główny z diodą wskazującą na status pracy wzmacniacza, przycisk wyboru funkcji menu i przełącznik fazy, również wyposażony w dedykowaną diodę. Prawa flanka przypadła w udziale przyciskom wyciszenia i aktywacji trybu mono, oraz solidnej, toczonej gałce regulacji siły wzmocnienia. Skraj prawego skrzydła przejął rolę swoistej tabliczki znamionowej informującej zarówno o nazwie modelu, jak i pełnionej przezeń funkcji.
Płyta górna została solidnie ponacinana, dzięki czemu zapewnia całkiem niezłą cyrkulację powietrza w ukrytych pod nią trzewiach. Nie mniej intrygująco prezentuje się ściana tylna oferując pięć wyjść liniowych, z których dwie pary to XLR-y a trzy RCA. Wyjścia na końcówkę również są pod postacią XLR-ów a na zewnętrzny rejestrator RCA. W związku z możliwością opcjonalnej implementacji układu przedwzmacniacza gramofonowego nie zabrakło również odpowiedniego zacisku uziemienia. Stosunkowo skromnie prezentują się pojedyncze, acz złocone terminale głośnikowe, które choć rozmieszczone przy przeciwległych krawędziach usytuowano moim zdaniem zdecydowanie zbyt blisko siebie, przez co montaż ciężkich przewodów wyposażonych w masywne widły najdelikatniej rzecz mówiąc daleki jest od komfortowego. Z dodatków ułatwiających życie warto wspomnieć o solidnym, aluminiowym pilocie i opcja zmniejszenia natężenia iluminacji wyświetlacza, bądź nawet całkowitego jego wyłączenia a miłośników domowej customizacji z pewnością ucieszy możliwość nadania własnych nazw poszczególnym wejściom, ustawienia dla nich odpowiedniego wzmocnienia, czy też odwrócenia fazy i uaktywnienia funkcji tzw. przelotki – bypass umożliwiającej zastosowanie VK-3000SE w roli końcówki mocy z zewnętrznym procesorem.
Zdjęcie górnej pokrywy daje wgląd do wielce urodziwych trzewi, gdzie wzrok przyciąga nie tylko wyspa płytki przedwzmacniacza z firmowymi 6H30 z założonymi pierścieniami antywibracyjnymi i kanarkowymi papierowo-olejowymi kondensatorami, lecz również solidne toroidalne trafo i rozbudowano moduł regulacji głośności. W stopniu wyjściowym pracują zdolne oddać po 150W na kanał MOSFET-y przykręcone do masywnych radiatorów. Zgodnie z nazwą mamy do czynienia z konstrukcją w pełni zbalansowaną, więc zasadną jest zawarta w instrukcji sugestia producenta o przewadze złącz XLR nad RCA.
Przechodząc do części poświęconej walorom brzmieniowym dzisiejszego gościa aż chciałoby się wykorzystać w formie nagłówka „Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate „ -napis widniejący u wejścia do piekła według „Boskiej komedii” Dantego, czyli przekładając z włoskiego na nasze „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy (tu) wchodzicie”. Słowa te powinny być skierowane w pierwszej kolejności do akolitów włoskiej, opartej na romantyzmie i słodyczy, szkoły konstruowania hybryd spod znaku Unison Researcha, lub Pathosa, dla których spotkanie z VK-3000SE może okazać się nie lada szokiem. BAT jest bowiem zaprzeczeniem większości wyznawanych przez jego apenińską konkurencję dogmatów. To szalenie liniowa i transparentna konstrukcja, w której zastosowanie lamp podyktowane zostało przede wszystkim ich parametrami technicznymi i możliwością uproszczenia do niezbędnego minimum ścieżki sygnału a nie „czarowania” odbiorcy bursztynową poświatą i eufoniczną grą. Można w tym podejściu do tematu doszukać się wielu punktów wspólnych z polityką Coplanda, Octave, czy Audio Researcha i będzie w tym sporo prawdy, gdyż żadna z ww. marek również niespecjalnie kojarzy się z typowo lampowym „soundem” a przecież z dobrodziejstw próżniowych baniek korzysta.
Proszę się tylko nie uprzedzać błędnie wnioskując, iż VK-3000SE przejawia jakieś nazbyt analityczne ciągoty, bo takowych nie odnotowałem a cały powyższy wywód miał jedynie na celu uwolnienie Państwa z bagażu stereotypowego postrzegania hybryd i już. Chciałem bowiem uniknąć sytuacji, gdy ktoś nieuświadomiony sięgnie po tytułową integrę, włączy „Effet miroir” Zaz licząc na estetykę wokalną rodem z twórczości Cassandry Wilson a potem będzie się rozbijał „po Internetach” rozpaczając, że go w sklepie źli ludzie wy… znaczy się oszukali. A sprawa wygląda zgoła inaczej, gdyż amerykańska integra gra dokładnie to, co dostanie na wejścia i tak jak zostało ono nagranie, a jej rolą nie jest upiększanie, czy też interpretacja na własną modłę, vide powielanie stereotypów, lecz jedynie amplifikacja, czyli wzmocnienie dążąc przy tym do wzorcowego „drutu ze wzmocnieniem”. Podobne podejście mieliśmy już okazję poznać m.in. podczas testu rodzimego A-klasowego Abyssounda ASX-2000. Wtedy też musieliśmy „pisać drukowanymi”, że A-klasa to nie ciepłe kluchy polane Nutellą.
Jednak ad rem. Oprócz wspomnianej liniowości i braku „lampowej eufonii” VK-3000SE ma jednak czym się pochwalić. Jeśli tylko poszukujemy prawdy w muzyce, to z pewnością z jego pomocą do niej dotrzemy, bowiem wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza otrzymujemy fenomenalny wgląd w nagranie, precyzyjną gradację planów i tak stabilne ogniskowanie źródeł pozornych, że podnosząc się z fotela swobodnie możemy się między nimi przechadzać, bez obawy, że nieopatrznie o coś zaczepimy połami szlafroka. I nie mówię w tym momencie li tylko o małych składach w stylu fenomenalnego „The Women Who Raised Me” Kandace Springs (szczególnej uwadze polecam rozpoczynający „I Put A Spell On You” fragment „Sonaty cis-moll op. 27 nr 2 -Księżycowej” Ludwiga van Beethovena), lecz również o iście epickich spektaklach, jak daleko nie szukając „An Acoustic Night At The Theatre” Within Temptation, gdzie na scenie dzieje się naprawdę sporo. Jednak niezależnie od tego, czy obserwujemy fortepian solo, czy też przez galimatias i zgiełk jaki robi gothic-rock-metalowa kapela próbuje przebić się Red Limo String Quartet BAT z łatwością panował nad porządkiem i kontrolą reprodukowanego pasma. Bas był świetnie trzymany w ryzach, w swych wyższych partiach wręcz chrupki i szalenie daleki od jakichkolwiek oznak poluzowania. Na upartego jedynie w górnych rejestrach można doszukać się właściwej lampom jedwabistej gładkości i rozdzielczości pozbawionej nawet najmniejszych śladów granulacji. Słychać bowiem naprawdę dużo i ww. skraj pasma podany jest nader odważnie, bez prób wycofania, czy też złagodzenia, więc gitarowe riffy mają możliwość wreszcie wybrzmieć do końca. Kolejnym elementem odróżniającym BAT-a od większości popularnych hybryd jest sama prezentacja i kreowanie wirtualnej sceny, której pierwsze plany wcale nie są przybliżane, lecz zaczynają swą egzystencję za linią kolumn a dalszoplanowe instrumentarium jest rozlokowywane odpowiednio głębiej zgodnie z perspektywą, z jakiej obserwujemy rozgrywający się przed nami spektakl.
A tak przy okazji, zwróciliście Państwo uwagę, że przynajmniej do tej pory przykłady płytowe ograniczyłem do twórczości przedstawicielek płci pięknej, które niejako z założenia łakną odrobiny upiększenia i miękkiego, ciepłego światła a nie twardego obiektywizmu? Cóż, to kolejny stereotyp, z którym BAT całkiem zgrabnie sobie radzi, jasno dając do zrozumienia, że kolejne warstwy pudru, bądź kadry uwieczniane „przez pończochę” nie leżą w jego naturze i niczemu dobremu nie służą. Za to każdy akord, w którym może rozwinąć skrzydła i pokazać drzemiącą w nim moc wykorzystuje od pierwszej do ostatniej nuty. Bez zbędnych podchodów, bez brania rozpędu, oddechu, czy „kielicha dla kurażu” działa praktycznie zerojedynkowo i natychmiast. Jak ma być łupnięcie orkiestrowego tutti to jest i to z taką intensywnością, że słuchacz po fakcie zaczyna sprawdzać, czy mu się coś w trzewiach nie poluzowało. Blisko dwuipółgodzinną sesję z „Electric Castle Live And Other Tales” autorstwa ukrywającego się za projektem Ayreon holenderskiego kompozytora i multiinstrumentalisty Arjena Anthony’ego Lucassena spokojnie można było pod względem intensywności doznań porównać do niezwykle zróżnicowanej offroadowej przejażdżki, gdzie spokojne, wypłaszczone, relaksujące fragmenty co i rusz przetykane są karkołomnymi wypiętrzeniami wymagającymi od nas krytycznej uwagi. Wydawać by się mogło, że tego typu – koncertowe realizacje są raczej komercyjnym zapisem chwili dla miłośników gatunku, lecz bogactwo instrumentarium, rozmach i wieloplanowość aranżacji w przypadku Lucassena wraz z żywiołową reakcją publiczności sprawiają, że przy odpowiednio skonfigurowanym systemie wrażenie czynnego uczestnictwa staje się faktem. A takie właśnie okoliczności, dzięki BAT-owi wystąpiły.
Choć tytułowa integra VK-3000SE jest tak naprawdę jedynie wstępem, przedsionkiem tego, na czym Balanced Audio Technology zbudował swoją renomę, jednak nawet w jej przypadku nie tyle widać, co przede wszystkim słychać, że Amerykanie zamiast podążać wydeptanymi ścieżkami, wpisywać się mainstreamowe wyobrażenia, czy wręcz powielać stereotypy, uparcie dążą do prawdy własnymi środkami. Jeśli zatem szukacie Państwo uniwersalnej i mocnej integry, która sprawi, że będziecie w stanie bardziej aniżeli dotychczas wniknąć w strukturę ulubionych nagrań, to VK-3000SE zdecydowanie powinien znaleźć się na Waszej liście.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– DAC: Chord DAVE
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³, Chord Electronics Étude, Chord Electronics Ultima 5, Abyssound ASX-2000
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Cardas Clear Reflection
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Finite Elemente Carbofibre SD & HD
– Stopy antywibracyjne: Finite Elemente Cerabase compact, Cerapuc, Ceraball
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Wireworld Chroma 8 + Starlight 8, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence, Cardas Audio Clear Network
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
Opinia 2
Tytułowej marki Balanced Audio Technology raczej nikomu nie muszę przedstawiać. To od lat bardzo dobrze znana u nas i co ważne, znakomicie oceniana za oferowany dźwięk w każdym segmencie cenowym, amerykańska marka. Niestety jako to w życiu bywa, mimo dobrej passy dostając rykoszetem po dystrybucyjnych przetasowaniach ostatnimi czasy zniknęła z naszego rynku. Naturalnie jedynie z półek sklepowych, a nie z ośrodków zarządzania ciałem, jednak fakt jest faktem, że w Polsce nie było realnych szans na przedzakupowe próby na własnym podwórku z jej ofertą. Na szczęście natura nie znosi próżni i po kilku latach posuchy z przyszedł moment na powrót pod polskie strzechy amerykańskiej elektroniki. Tak tak, to się dzieje naprawdę. Co prawda dystrybutorem okazuje się być czeski 4HIGHEND s.r.o., ale nie zmienia to faktu, że oferta omawianego w tym spotkaniu popularnego BAT-a zagości na półkach naszych salonów, czego realną zapowiedzią jest dzisiejszy test hybrydowego wzmacniacza zintegrowanego BAT VK-3000SE.
W przypadku opiniowanej dzisiaj VK-3000-ki mamy do czynienia z typowych rozmiarów wzmacniaczem zintegrowanym. Jak dowodzą fotografie, obudowę wykonano ze świetnie prezentującego się wizualnie, w odsłonie testowej mieniącego się srebrem szczotkowanego aluminium. Jej nieco szerszy od reszty korpusu, wykorzystujący gruby płat przemysłowej inkarnacji glinu front, w celu uniknięcia monotonii przy pomocy pionowych przefrezowań podzielono na trzy główne, dodatkowo ozdobione mniej zagłębionymi płynnymi nacięciami części. Lewą uzbrojono w trzy, zagłębione w nieckach, czarne przyciski: Standby, Mute, Phase. Środkową zdobi duży, a przez to czytelny z daleka błękitny wyświetlacz, pod nim pięć przycisków wyboru wejść, a nad nim, tuż przy górnej płaszczyźnie wydzielone dodatkowym podcięciem przechodzącym na dach urządzenia, logo marki. Natomiast prawą flankę okupują identycznie osadzone jak na prawej stronie, zagłębione dwa guziki: Mute, Mono i średniej wielkości wielofunkcyjna gałka. Jeśli chodzi o boczne ścianki i górną płaszczyznę, te spełniając zadania odpowiedniego wentylowania wykorzystujących lampy elektronowe wewnętrznych układów elektrycznych zostały wręcz naszpikowane tworzącymi ciekawe wzory blokami podłużnych nacięć. Gdy doszliśmy do pleców, spieszę donieść, iż oferując potencjalnemu użytkownikowi sporą funkcjonalność, mogą pochwalić się pięcioma wejściami liniowymi – 3 RCA i 2 XLR, zaciskiem masy, pojedynczymi zaciskami kolumnowymi, wyjściem XLR na przedwzmacniacz, wyjściem RCA na magnetofon, gniazdem bezpiecznika i zasilania IEC. Miłym akcentem producenta jest niewątpliwie dodawany w komplecie pilot zdalnego sterowania.
Jak wypadło moje spotkanie z marką BAT po latach absencji na naszym rynku? Zważywszy, że mamy do czynienia z przedsionkiem High Endu, bez dwóch zdań mogę napisać, iż bardzo dobrze. Czyli jak? Otóż, dzięki wykorzystywaniu do wzmacniania sygnału lamp próżniowych nie był on ani nazbyt otyły, ani wyrywny. Po prostu oferował energetyczny, ale pozbawiony z jednej strony nadpobudliwości, a z drugiej otyłości przekaz. To dobrze? Dla większości z Was zapewne tak, jednak na mój gust mimo dobrej plastyki mógłby być bardziej soczysty. Ale to nie oznacza odbioru jego oferty brzmieniowej w estetyce anoreksji. Co to to nie. Po prostu osobiście lubię nieco gęstszy, a przez to bardziej emocjonalny sznyt grania, co notabene dzięki kilku kablowym zabiegom udało mi się nieco podkręcić. Oczywiście zadbałem, aby moje ruchy nie powodowały utraty ważnych dla muzyki cech motorycznych, czego wynikiem było osiągnięcie dobrego konsensusu pomiędzy atakiem, jego energią i masą na tle świetnie współgrających z całością, dobrze napowietrzonych wysokich rejestrów. Jeśli miałbym skreślić coś o budowaniu wirtualnej sceny, pierwszym co podczas testu rzuciło mi się w uszy, było lekkie hołubienie bliższych planów. Naturalnie na scenie swoje pełnoprawne miejsce miały wszystkie zapisane na użytych podczas kilkunastu dni zabawy srebrnych krążkach, artystyczne wydarzenia, jednak Amerykanin wydawał się bardziej przyglądać się głównemu bohaterowi, aniżeli towarzyszącemu mu tłu. To źle? Bynajmniej. Osobiście znam co najmniej kilka osób, które za taką prezentację dałoby się pokroić, dlatego też nie podejmuję się oceniać tego zjawiska, tylko o nim wspominając, bezstronnie pozostawiam do osobistej weryfikacji. Co na to konkretna muzyka? Zwyczajnie. Weźmy na początek mocny rock spod znaku „Nevermind” Nirvany. Dobry atak, masa i co ważne energia nie pozostawiały najmniejszego marginesu do narzekań. Czy to zjawiskowe gitary, mocna perkusja, czy ważna dla przekazu swoich myśli wokaliza, wszytko podane zostało nie tylko z niezbędnym drivem, ale również z odpowiednią czytelnością. To natomiast, jak rzadko kiedy pozwalało mi na znaczne podkręcenie gałki głośności i co najważniejsze, pozostawienie takiego poziomu grania nie przez jeden, czy dwa kawałki, tylko prawie całą płytę. Jak to możliwe w przypadku mojego zakochania w muzyce ciszy? Jak wspomniałem, wzmacniacz ma w swoich układach kilka lampek, a to mimo sporej energii słuchanej muzyki na tyle ukulturalniało – nie, nie muliło, tylko nadawało plastyki – przekaz, że bez uczucia bólu spokojnie wytrzymywałem dłuższe serie takich utworów.
Z innej beczki muzycznej spójrzmy na będący jednym z moich koników jazz mistrza tego nurtu Keitha Jarretta. Czy coś mi doskwierało? Nie. Tylko w tym przypadku wyraźnie słychać było przywołane przed momentem stawianie BAT-a w głównej mierze na centrum wydarzenia. Otóż gdy słuchałem kompilacji studyjnych, wszystko odbywało się w typowym dla tego rodzaju realizacji wydaniu, czyli otrzymywałem pełnię informacji na ograniczonej rozmiarem studia nagraniowego wirtualnej scenie. Tymczasem sprawy nabierały nieco innego wymiaru, gdy do napędu odtwarzacza CD włożyłem zapis koncertowy np. trio Keith Jarrett, Gary Peacock, Jack DeJohnette „After The Fall” z 1998r – wydanie w 2018r. Owszem, publiczność nadal była obecna, jednak nie podana z takim rozmachem, jaki daje poczucie realnego bycia podczas danego wydarzenia. Z drugiej strony przywołani artyści zdawali się być nazbyt zjawiskowo dopieszczeni. Nie przerysowani, tylko podani jak gdyby z punktu widzenia słuchacza w pierwszym rzędzie. A przecież rozprawiamy o koncercie, co powinno równo dawkować przypisane tego typu przedsięwzięciom artefakty bez faworyzowania czegokolwiek. Ale bez paniki, to nie była degradacja zapisu, tylko inne, bardziej skupione na artystach spojrzenie na ten sam materiał, które jak wspomniałem, wielu melomanów wręcz uwielbia. Mało tego, ten efekt odczuwałem jedynie przez krótką chwilę w kontrze do codziennego słuchania, co po dosłownie jednym lub dwóch utworach całkowicie ustępowało. Dodatkowo na obronę jankesa należy wziąć pod uwagę prawie dziesięciokrotnie droższy punkt odniesienia, dlatego pozwolę sobie podnieść tezę, iż wielu z Was może tego efektu nawet nie zauważyć i odebrać owe aspekty jako przyjemne w odbiorze zwiększenie wglądu w nagranie.
Przyznam szczerze, że aplikując tytułowy wzmacniacz BAT VK-3000SE w swój tor, mimo wiedzy o wykorzystywaniu w układach elektrycznych szklanych baniek, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Już nie raz spotkałem się z tranzystorowo grającym lampowcem i lampowo brzmiącym tranzystorem, co tylko wzmagało poczucie prognozowej bezradności. Na szczęście Amerykanie umieli połączyć wodę z ogniem, co po umiejętnym dobraniu okablowania przez kilkanaście dni testu pozwoliło mi cieszyć się pięknem muzyki. Oczywiście jak to zwykle bywa, nie ma rzeczy uniwersalnych, dlatego też potencjalny wynik soniczny należy sprawdzić na własnym podwórku. Jakie to powinny być podwórka? Szczerze powiedziawszy, biorąc pod uwagę unikanie siłowego hołubienia przez wzmacniacz granicznych stron specyfiki dźwięku – czytaj zbytniego nasycenia i odchudzenia, zmierzyć się z nim może każdy z nas. Jak to się skończy, nie wiem. Jednak jedno wiem na pewno, będziecie obcować się z fajnym brzmieniem, na które warto poświęcić nawet najtrudniej wygospodarowany wolny czas.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: 4HIGHEND s.r.o.
Cena: 7 990 €
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 150W / 8Ω; 300W / 4Ω
Pasmo przenoszenia: 2Hz – 180kHz
Wejścia: 2 pary XLR + 3 pary RCA
Impedancja wejściowa: 100 kΩ
Wyjścia: para XLR, pętla magnetofonowa – para RCA
Regulacja głośności: 140 kroków po 0.5db
Wykorzystane lampy: 2 x 6H30
Terminale głośnikowe: pojedyncze, złocone, zakręcane
Opcjonalnie: Phono (MM/MC)
Wymiary ( S x W x G): 48,3 x 14,6 x 39,4 cm
Waga: 23 kg