Opinia 1
Niby tzw. „nowe technologie” w branży muzyczno – fonograficznej są obecne od lat a dopiero teraz udało nam się dostać do testowego odsłuchu album dostępny w trzech równolegle ze sobą funkcjonujących formatach, czyli klasycznym CD, przeżywającym niekończący się renesans LP i oczywiście wszechobecnych plikach a dokładnie „audiofilskim” streamingu TIDAL HIFI. Jeśli myślicie Państwo, że taki „wypas” był w stanie zaoferować jakiś pochodzący ze stajni któregoś z „majorsów” gigant z pierwszych miejsc radiowych rankingów, to … jesteście w błędzie. Nic z tych rzeczy, gdyż tym razem tak szeroką paletę możliwości kontaktu z własną twórczością zaoferował praktycznie debiutujący na rodzimej scenie muzycznej, wywodzący się z Knurowa zespół Di Pamp. Formację tę w 2014 roku powołał do życia Paweł Pindur, czyli były członek znanej mi zaledwie ze słyszenia kabaretowej grupy Łowcy.B. Jeśli zaś chodzi o dostępną dyskografię, to do tej pory udało Di Pamp się wydać jedną EP-kę z utworami „Czas” i „Matematyka”. Nic Państwu ani nazwa, ani tytuły nie mówią? Cóż, do niedawna my również żyliśmy w błogiej nieświadomości chociaż z Romanem Odojem – gitarzystą ww. formacji spotykaliśmy się m.in. z okazji Audio Video Show na … kawie, w której parzeniu jest niekwestionowanym mistrzem. Jednak ad rem.
No dobrze, nie ma się co czarować i próbować zaklinać rzeczywistości, gdyż tak naprawdę „Di Pamp” też jest EP-ką, jednak biorąc pod uwagę znaczący progres, przynajmniej jeśli chodzi o zawartość materiałową, jak najbardziej uzasadnionym będzie posługiwanie się w stosunku do niego zwrotem (mini)album. I od razu uwaga natury technicznej – na LP znajdziemy jedynie cztery utwory a na CD i w sieci sześć a raczej pięć, gdyż otwierający album utwór „Gubię Się I Odnajduję” występuje w dwóch wersjach. W dodatku jego stylistyka może nieco wprowadzać w błąd, gdyż partie kwartetu smyczkowego w pierwszej chwili kierują nasze skojarzenia ku klimatom zbliżonym do tego, co na swych krążkach umieszcza Nils Petter Molvær, czy inni skandynawscy spece od łączenia brzmień elektronicznych z klasycznym instrumentarium. To jednak, jak wspomniałem jedynie niewinna „podpucha”, gdyż dalej jest nieco bardziej popowo i elektronicznie. Słychać inspiracje Robertem Milesem, Trentemøllerem, czy St Germain wymieszane z tym, czym przez ostatnie lata raczył nasz m.in. Smolik. Całe szczęście trudno zarzucić tytułowemu albumowi ewidentną plastikowość, czy wtórność wszechobecną w promowanych w meainstreamowych mediach „przebojach”, choć uczciwie trzeba przyznać, że udział naturalnego instrumentarium ulega pewnej marginalizacji. Jednak na „Iluzji” partie fortepianu zagrane przez gościnnie pojawiającego się na płycie Krzysztofa Herdzina nad wyraz zgrabnie wplatają się w syntetyczne sample i wokal Marty Kirkowskiej. A właśnie, warstwa wokalna – najogólniej rzecz biorąc „daje radę”. Nie dość, że teksty są po polsku i przy tym daleko im do banalności, to i warsztatowo jest co najmniej OK. To podobnie, lekko beznamiętna maniera co u naszej rodzimej Ani Dąbrowskiej, czy światowej modzie jaką ekshumowała jakiś czas temu Lana Del Rey. Emocje są zatem trzymane na wodzy i próżno tu szukać zapuszczania się w jakieś wymykające się kontroli ekstrema. Jest za to „bezpiecznie” i to właśnie powoduje, że nasze zmysły są przez muzykę proponowaną przez Di Pamp delikatnie stymulowane a nie gwałtownie szarpane.
Tak jak już zdążyłem nadmienić otrzymaliśmy trzy (no dobrze, dwa, bo Tidal jest „wszędzie”) różne „nośniki”, więc zanim wyrobiliśmy sobie zdanie o każdym z nich na koncie mieliśmy przynajmniej kilkanaście przesłuchań całego materiału. I teraz niespodzianka – wbrew naszym wstępnym prognozom nacięty na 45RPM winyl wcale nie zdeklasował swojego cyfrowego rodzeństwa. Co prawda mój pierwszy kontakt z ww. wydawnictwem wypadł nad wyraz intrygująco, gdyż zupełnie nie znając zawartego na nim materiału i nie odnalazłszy żadnych wskazówek co do zalecanych obrotów na dzień dobry puściłem go na 33RPMy i … całość zabrzmiała w jakże miłej memu sercu doomowej estetyce rodem z dokonań Cathedral. No dobrze żarty na bok. Przechodząc na właściwą prędkość i porównując 1:1 z wersjami cyfrowymi okazuje się, że to właśnie LP można przypisać więcej cech właściwych zerojedynkowemu zapisowi a poczciwe LP wypada najbardziej spójnie, z najstabilniejszą przestrzenią i precyzyjnie kreślonymi źródłami pozornymi. Również góra z CD brzmi najsłodziej i jest najgładsza. Z Tidala też nie jest źle, ale słychać pewien ubytek informacji tak o aurze pogłosowej, jak i mikrodetalach – szczególnie w górnych rejestrach.
Jednak patrząc na sugerowane, podawane na Bandcampie ceny (25 PLN CD, 45 PLN LP + download MP3/FLAC) wypada się tylko cieszyć, że wreszcie można polską (bez pejoratywnych skojarzeń proszę) nagraną i zagraną na światowym poziomie muzykę kupić za naprawdę rozsądne pieniądze. Tym bardziej, że porównując tytułowy album do tego, co okupuje sklepowe półki i radowe listy przebojów nie ma się czego wstydzić a że POP brzmi jak POP a nie barokowe trele po audiofilsku i dla audiofilów nagrywane przez Jordi Savalla to raczej nikogo nie powinno dziwić.
Moim skromnym zdaniem całkiem udany debiut.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Będąca dzisiejszym daniem głównym grupa Di Pamp idąc za doniesieniami samych artystów jest stosunkowo młodą, bo zawiązaną w 2014 roku formacją muzyczną. W jej skład wchodzą: Paulina Obstój (wiolonczela), Marta Kirkowska (wokal), Jakub Mokrzysiak (syntezatory i produkcja), Roman Odoj (gitara) i Paweł Pindur (produkcja, syntezatory i wokal). Co ciekawe, próbując sprostać stawiającym na szybkość przepływu informacji w Internecie światowym nurtom, swoje pierwsze kroki w dziedzinie tworów dźwiękowych w postaci dwóch singli (pt. Czas i Matematyka) wymieniona garstka artystów w 2016 roku zaprezentowała jedynie w formie plikowego bytu w sieci. Nie znam tych produkcji, jednak sądzę, że był to pewnego rodzaju sukces, gdyż jeszcze w tym samym roku powstał materiał na będącą clou naszego spotkania płytę. Oczywiście życie jak kot zawsze chadza własnymi ścieżkami i swoim widzimisię zadecydowało, że przywołana kompilacja dopiero w tym roku (2017) ujrzała światło dzienne. Nie znam perypetii opóźniających wydanie debiutanckiego krążka, ale jedno mogę powiedzieć na pewno, grupa poszła na całość i wydała materiał na nośniku cyfrowym – w postaci płyty CD i analogowym jako będący obecnie w natarciu czarny placek, a tytuł swojej kompilacji zaczerpnęła z nazwy zespołu, czyli „Di Pamp”.
Próbując określić ideę powstania tego albumu należy powiedzieć, iż artyści zaproponowali nam swoisty eksperyment, czyli ostatnimi czasy zyskujący aprobatę coraz większej grupy miłośników muzyki mix bardzo odległych od siebie nurtów muzycznych. Jakich? Prawdopodobnie nie uwierzycie, ale zapoznając się z materiałem tej produkcji okaże się, iż grupa postawiła na połączenie stawiającej na odbiorców masowych muzyki popowej z przez wielu uważaną za elitarną muzyką kwartetów smyczkowych, a wszystko to okrasiła elektronicznymi samplami. Efekt? Przyznam szczerze, gdy magiczne słowo „pop” lekko ostudziło moje emocjonalne przed-odsłuchowe nastawienie do krążka, to po zapoznaniu się z zawartością muszę powiedzieć, iż według mnie muzycy unieśli ciężar, jaki stawiał ten karkołomny pomysł. Płyta w zawartości merytorycznej jest dość równa, jednak jeśli miałbym wskazać swojego konika, byłby kawałek rozpoczynający, czyli „Gubię się i odnajduję”. Gdy spojrzycie na listę tytułów, okaże się, iż ostatni utwór jest nieco inną inkarnacją chwalonej przeze mnie jedynki, jednak to już jest całkowicie inna bajka. Starter na tle reszty numerów jest najbardziej wymowny. Początek za sprawą elektronicznych subsonicznych pomruków sprawia wrażenie półmroku. Ale to dopiero trzymająca nas w niepewności gra wstępna, gdyż ten efekt fantastycznie wzmacnia grająca bardzo wolnym tempem na niskich rejestrach formacja kwartetu smyczkowego. W konsekwencji współpracy oba nurty soniczne zaczynają się przenikać, by po kilku taktach powrotu do świata żywych przygotować podłoże dla partii wokalnej. Powiem tak, nawet najbardziej emocjonalny opis nie odda tego, co udało się osiągnąć artystom, dlatego zachęcam do prób osobistych, tym bardziej, że jak wspominałem, będący podstawą do powstania tej płyty nurt popowy jest jedynie platformą nośną do eksperymentów, a nie najważniejszym bytem. I chyba to jest największą wartością zaproponowanej przez grupę Di Pamp muzy.
Na koniec kilka zdań o samej realizacji. Tutaj troszkę się zaskoczyłem. Mianowicie, gdy wydanie na srebrnym krążku, jak na tak młodą grupę brzmi dobrze, to podczas masteringu na płytę winylową ktoś zbyt ochoczo popracował suwakami. Nie, to nie jest niestrawny pakiet fraz muzycznych, ale gdzieś pomiędzy nutami w porównaniu do CD mój set gramofonowy zdradzał zbytnią nadpobudliwość. Jakby zwiększona kompresja, czy zbyt ochoczo podkręcony przełom środka z zakresem wysokotonowym. Nie wiem i nie będę tego roztrząsał, gdyż niewielu potencjalnych słuchaczy posiada zestaw analogowy za cenę kawalerki w Warszawie i prawdopodobnie tego nie usłyszy. To po co o tym wspominam? Nie, żebym był złośliwy, ale jako opiniodawca sprzętowy podczas recenzowania płyt mam w zwyczaju ocenić również jakość post-produkcji i dlatego wtrąciłem o tym temacie kilka uwag. Nic więcej. A sądzę również, że i panom producentom ta wskazówka może w przyszłości trochę pomóc.
Po próbie połączenia muzyki klasycznej z elektroniczną przez opisywaną jakiś czas temu na naszych łamach Katarzynę Borek za sprawą grupy Di Pamp miałem niekłamaną przyjemność spróbować jeszcze bardziej niekonwencjonalnego ruchu muzycznego. Owszem, wstępna, jak się potem okazało, nieuprawniona niepewność była, ale w całościowym odbiorze efekt końcowy pozytywnie mnie zaskoczył. I wiecie co? Sadzę, że to nie jest ostatnie słowo tych i im podobnych muzyków. Dlaczego? Otóż, gdy wspomnianej Pani Kasi Borek w produkcji drugiego krążka swoim kunsztem muzycznym pomagał Leszek Możdżer, tak dzisiejszej, będącej punktem zapalnym naszego spotkania grupie wsparcia w postaci nagrania partii fortepianu w utworze „Iluzja” udzielił znany chyba wszystkim melomanom muzyk jazzowy Krzysztof Herdzin. Jakieś pytania? Ja nie mam i według mnie lepszej rekomendacji nie ma.
Jacek Pazio
Skład:
Wokal: Marta Kirkowska
Wiolonczela: Paulina Obstrój
Gitara: Roman Odoj
Syntezatory & Produkcja: Paweł Pindur
Syntezatory & Produkcja: Jakub Mokrzysiak
Miks: Adam Celiński – Studio Radioaktywni
Mastering: Paweł „Bemol” Ładniak
Wydawca:Azymut
Lista utworów:
1. Gubię się i odnajduję 05:42
2. Za albo przed feat. Cara 05:03
3. Zostań tam 07:24
4. Iluzja feat. Krzysztof Herdzin 05:10
5. Czas (Bonus Track) 04:16
6. Gubię się i odnajduję (Radio Edit) 03:39
Album w wersji elektronicznej dostępny na:
– Bandcamp
– Tidal