Opinia 1
Jeśli do tej pory działania tytułowego polskiego producenta zespołów głośnikowych traktowaliście jako jedynie pewnego rodzaju nie do końca mającą szansę na powodzenie próbę odbudowania znaczenia niegdyś mainstreamowego na naszym rynku brandu, z przyjemnością oznajmiam, byliście w wielkim błędzie. Powód? Już pierwszą jaskółką potwierdzającą poważne działania na tym polu z naszym udziałem był test będących przedstawicielem segmentu High End kolumn Perun 1. Jak unaoczniają zamieszczone w teście fotografie oraz opis brzmienia mimo zajmowania najniższego szczebelka portfolio tej serii kolumn pokazujących pełne zaangażowanie w dotarciu do najbardziej wymagającego klienta. Jednak wiadomym jest, że spokojny byt każdej poważnej marki w dużym stopniu zależy od posiadania szerokiej oferty produktowej. Dlatego chyba nikogo nie dziwi fakt rozszerzenia swojego portfolio o segment dla statystycznego Kowalskiego, czyli ze znacznie bardziej przyswajanymi przez melomanów cenami, przy zachowaniu dobrej jakości brzmienia. I ku naszej niekłamanej uciesze takimi konstrukcjami będziemy zajmować się dziś. Jakiego podmiotu i czym? To zdradza tytuł, czyli kolejny raz świdnicką Diorą Acoustics, która zadbała, aby w naszych progach znalazły się dwa ciekawe modele kolumn z najniższej serii swojej oferty w postaci podstawkowych Chors 1 i podłogowych Chors 5. Pozycje bardzo ciekawe od strony technicznej – typ obudowy zamkniętej i aby pokazać różnice brzmieniowe wynikające z innego zaawansowania technicznego, zamierzenie opisane w jednym artykule.
Z uwagi na pochodzenie z tej samej linii produktowej obydwu konstrukcji ich ogólny wygląd jest bliźniaczy. W telegraficznym skrócie mamy do czynienia ze smukłymi, prostopadłościanami z lekko ściętymi narożnymi krawędziami, których rozmiar w kwestii wysokości determinuje przeznaczenie – monitor lub podłogówka. Co jednak bardzo istotne w tym przypadku, decyzją producenta seria Chors jest wspomnianą konstrukcją zamkniętą. To oznacza, że jesteśmy uwolnieni od często zbędnie podkolorowującego niskie rejestry portu bas-refleks. Tak tak, dla wielu otwór strojący zakres basu jest złem samym w sobie w najczystszej postaci, dlatego w moim odczuciu zaraz po wiedzy jak grają to jest informacja numer dwa w rankingu ważności. Wracając jednak do ogólnej budowy monitor Chors 1, czyli kolumna dedykowana do usadowienia na standach – w tym przypadku dostaliśmy firmowe konstrukcje – na froncie została wyposażona w jeden porcelanowy przetwornik do obsługi zakresu środka i basu oraz porcelanową wysokotonówkę, zaś z tyłu w aluminiowy szyld z zestawem zacisków dla przewodów głośnikowych. Podłogówka natomiast (Chors 5) przy bliźniaczym do monitora wyglądzie pleców – oczywiście o wysokości obudowy stabilizowanej na podłożu zwiększającymi rozstaw punktów podparcia łapami nie wspominając – na przednim panelu oprócz identycznego. gwizdka oferuje klientowi nie jedną, a dwie porcelanowe membrany dla basu i środka. Jednak nie dajcie się zwieźć, multiplikacja głośników nie zmienia specyfikacji pracy kolumny i w obydwu przypadkach mamy do czynienia z konstrukcjami dwudrożnymi o impedancji 4 Ohm z nieco innym zapotrzebowaniem na minimalną moc wzmacniacza. Jeśli chodzi dostępne warianty wizualizacji opisywanych kolumn, producent oferuje naturalne okleiny wykończone na wysoki połysk oraz szeroką paletę lakierów koloryzujących. I gdy wydawałoby się, że temat został wyczerpany, okazuje się, iż mocodawca marki dał klientowi dodatkowy oręż w ozdabianiu swoich zabawek. Chodzi mianowicie o ofertę mocowanych na ukryte w obudowach magnesy nakładek na fronty. Te również występują w szerokiej palecie wykończenia, jednak jak okazało się podczas testu, oprócz walorów designerskich miały swoje trzy grosze w graniu zespołów głośnikowych. Mam na myśli fakt tworzenia przez nie czegoś na kształt lekkich falowodów wokół głośników, co w naturalny sposób wzmacniało propagację generowanych fal dźwiękowych, tym sposobem nieco inaczej budujących realia wirtualnej sceny. Spokojnie, bez wywracania świata do góry nogami, ale wyraźnie czuć było ich progres w kierunku większego skupienia w kwestii ogniskowania dźwięku.
Z uwagi na fakt próby zderzenia ze sobą dwóch dedykowanych do całkowicie innego rodzaju klienta konstrukcji i aby dobrze wychwycić ewentualne różnice w ich brzmieniu, zabawę rozpoczęliśmy od podstawkowców. Efekt? Zaskakująco pozytywny, bowiem mimo zafundowania im z założenia zbyt dużego pomieszczenia spokojnie dawały sobie radę. Chodzi oczywiście o spójne wypełnienie kubatury dźwiękiem dobrze zdefiniowanym w kwestii ilości niskich rejestrów w stosunku do środka pasma oraz jego górnego zakresu. Przekaz od strony wagi epatował solidną, zaś od strony jakości – przypominam o pozbawieniu konstrukcji otworu bass-refleks – wyrafinowaną podstawą basową. W pierwszym przypadku bez problemu zaznaczał byt nawet najmocniejszych pomruków zawartych w materiale muzycznym, a w drugim jeśli już coś takiego się pojawiło, nie szczędził naturalnie występujących w takim wydawałoby się monotonnym bycie informacji o jego rozwibrowaniu i wielobarwności. Podobna sytuacja miała miejsce w zakresie centrum pasma akustycznego. Cechowało je dobre osadzenie w masie i jako feedback zamknięcia obudowy pozbawienie szkodliwych podkolorowań, a przez to oczekiwana rozdzielczość. Jak można się domyślić, w podobnym duchu, czyli także ujmująco wypadał górny zakres. Był dźwięczny i przez to lotny, ale ku mojej uciesze daleki od nadpobudliwości. Żywy, pełen ekspresji, jednak w żadnym wypadku nie przerysowany, za to w pełni podkreślający swobodę prezentacji. A ta z uwagi na wizualizowanie za pomocą konstrukcji monitorowych oferowała zjawiskową rozpiętość w pełnym spektrum wymiarów od szerokości, przez głębokość, po wysokość wirtualnej sceny. Jednym zdaniem było to rasowe podstawkowe granie – w dobrym znaczeniu tego słowa. Bez zadyszki, z rozmachem i z dobrym wynikiem odnośnie ilości i jakości basu naturalnie uwzględniając rozmiar kolumn.
Nieco inaczej od strony estetyki podania muzyki wypadła sesja z kolumnami podłogowymi. Otóż powielenie głośników średnio-niskotonowych poskutkowało nabraniem dostojności prezentacji. Była bardziej dociążona, podobnie do monitorów pełna informacji, jednakże dzięki zwiększeniu body jakby dojrzalsza. Co mam na myśli? Spokojnie, nie chodzi o nic złego. Raczej o spodziewany efekt tchnięcia w muzykę więcej dystynkcji. Kolumny Chors 5 na tle mniejszych Chors 1 po prostu nie tryskały już taką dziecięcą beztroską. To oczywiście naturalna pochodna mocniejszego posadowienia dźwięku od samego dołu, przez średnicę, po nadal pełne otwartości, ale z automatu jakby mniej ekspresyjne wysokie tony, ale całkowicie planowana dla uzyskania znacznie większego w domenie wolumenu i masy, nadal zwinnego, ale przy tym odpowiednio energetycznego spektaklu muzycznego. I gdy bezpośrednie porównanie brzmienia obydwu modeli kolumn jeden po drugim na początku jakby faworyzowało jako fajniejsze granie mniejszych konstrukcji, dogłębne osłuchanie się z ich możliwościami z szerokim zakresem muzyki od wokalnej, przez jazzową, po bezpardonowy w oddziaływaniu na słuchacza rock, pokazało, że jednak duży może nie tylko więcej, ale również przy tym w wielu aspektach lepiej. Nie wszystkich, gdyż znikania z pomieszczenia odsłuchowego monitorów w tak realistyczny sposób kolumny podłogowe nie są w stanie prześcignąć, ale za to gdy trzeba było kolokwialnie mówiąc z dobrą kontrolą i jakością przyłożyć, pełnopasmowa 5-ka bez problemu pokazywała swoje zalety. A nie zapominajcie, że mój pokój również dla modelu Chors 5 nie był idealny rozmiarowo, co moim zdaniem przy tak dobrym pokazaniu się od strony uniwersalności muzycznej dodatkowo potwierdzało znajomość tematu budowy ciekawych kolumn przez sekcję inżynieryjną świdnickiej Diory. I piszę to bez jakiejkolwiek chęci słodzenia rodakom, tylko rewidując wysnute z powyższego testu wnioski. Jak wynika z ogólnego wydźwięku wyartykułowanych opinii pozytywne wnioski. A te dobitnie pokazywały, że oferowana spora ilość basu jak na malutkie monitorki dzięki zamknięciu obudowy pozwala uniknąć sztucznego, a przy tym nudnego jego napompowania. Był wyraźnie odczuwalny, a mimo to zróżnicowany i szybki, co w takich konstrukcjach nie jest oczywiste. Co więcej, nawet znaczne podniesienie udziału w dźwięku tego zakresu w większym modelu w żadnym stopniu nie popsuło odbioru ich jakości. Jak to możliwe? Już wspominałem, wiedza techniczna i odpowiednia decyzja na poziomie projektowania danej konstrukcji, czym pochodząca ze Świdnicy marka w tych modelach kolumn fajnie błysnęła.
U kogo widziałbym nasze bohaterki? To oczywiście w pierwszej kolejności determinuje rozmiar posiadanego pokoju odsłuchowego. Ale gdybym miał być szczerym i to nie do końca. Dla mnie jedne i drugie kolumny bez problemu odnajdą się nawet w 16 – 20 m². Naturalnie pokażą nieco inny sposób na muzykę – małe z większą radością i rozmachem rozmiaru wirtualnej sceny, a duże z mocniejszym akcentem posadowienia muzyki w dolnym i środkowym zakresie pasma akustycznego, ale obydwie zrobią to w dobry jakościowo sposób. Na tyle udany, że nie zdziwię się, gdy jedynym kryterium wyboru będą oczekiwania słuchacza – lżej i jaśniej vs mocniej i minimalnie ciemniej, a nie jakość jako taka. Jak to możliwe? Słowo, a tak naprawdę działanie klucz to decyzja producenta o wykorzystaniu obudowy zamkniętej, której zalety kilka linijek wcześniej w dość infantylny sposób wyjaśniłem. A gdy do tego dodamy jakość wykonania i możliwość zmiany wystroju frontu, bez naciągania faktów kolumny zdają się być ofertą dla praktycznie każdego adepta obcowania z muzyką w niezbyt wielkich i średnich pomieszczeniach.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Opinia 2
Jak z pewnością nasi wierni czytelnicy doskonale pamiętają recenzencką przygodę z Diorą Acoustics zaczęliśmy z wysokiego „C”, czyli od potężnych Perun-ów 1, które niejako miały udowodnić, że świdnicki zakład nie tylko potrafi będąc jeśli nie największym, to jednym z największych producentów obudów kolumn głośnikowych, spełnić najbardziej skomplikowane zachcianki zewnętrznych zleceniodawców, lecz i pod własną banderą z powodzeniem może stawać w szranki z audiofilską wierchuszką. Jak jednak nie od dziś wiadomo flagowce są po to by rozbudzać wyobraźnie, podkręcać emocje i błyszczeć w portfolio a prawdziwy biznes robi się na zdecydowanie bardziej przystępnych cenowo pułapach. Dlatego też po krótkim romansie z rodzimym High-Endem postanowiliśmy wrócić na ziemię i przyjrzeć się dwóm będącym niemalże na wyciągnięcie ręki dla większości zainteresowanych wysokiej klasy dźwiękiem nabywców modelom z serii Chors – podstawkowym 1-kom i mniejszym z podłogówek – 5-kom, na których test serdecznie zapraszamy.
Jak mam cichą nadzieję powyższa sesja zdjęciowa udowadnia oba tytułowe modele prezentują się nad wyraz elegancko. Wykończone na wysoki połysk zamknięte obudowy, wymienne ozdobne panele frontowe i powlekane ceramiką śnieżnobiałe przetworniki jasno dają do zrozumienia, że naprawdę niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek, pozostawiono tu przypadkowi. Mamy zatem pełną unifikację wzorniczą i jasno nakreśloną ścieżkę rozwoju, więc jeśli tylko komuś przyjdzie ochota na przesiadkę z filigranowych podstawkowców na nieco poważniejsze tak pod względem gabarytów, jak i generowanego dźwięku podłogówki, to droga wolna, tym bardziej, że nad tytułowymi 5-kami ulokowano jeszcze trójdrożne 7-ki. Jednak po kolei. Chors 1 wykorzystują klasyczny układ 25mm kopułki i 15 cm nisko-średniotonowca, obu z napyloną powłoką ceramiczną i z tego co mi wiadomo z „metryczką” wystawioną przez SB Acoustics. Skuteczność takiego duetu ustalono na 88 dB, co przy 4 Ω znamionowej impedancji sugeruje zainteresowanie finalnych nabywców niekoniecznie słabowitymi lampowcami. Ścianę tylną zdobi jedynie aluminiowy szyld z pojedynczymi terminalami głośnikowymi a w podstawie znajdziemy nagwintowane otwory ułatwiające przymocowanie kolumn do dedykowanych standów, bądź wkręcenie kolców gdybyśmy postanowili ulokować 1-ki bezpośrednio na jakiejś komodzie / szatce RTV. Z kolei Chors 5 przed ustawieniem należy uzbroić w stosowne cokoły a te z kolei wyposażyć w znajdujące się na wyposażeniu kolce. Jeśli zaś chodzi o zestaw wykorzystywanych przetworników to oprócz znanej z młodszego rodzeństwa kopułki na froncie pyszni się para 17 cm średnio-niskotonowców. Impedancja ww. dwudrożnego układu wynosi również 4 Ω, lecz już skuteczność wzrosła do 90 dB. Zgodnie z rodową tradycją również i 5-ki mają pojedyncze terminale głośnikowe, więc jeden dylemat mamy z głowy i zamiast kombinować z okablowaniem po prostu należy sięgnąć po najlepsze, na jakie w danym momencie możemy sobie pozwolić.
Na kilka słów zasługuje opcjonalna możliwość doposażenia obu modeli w ozdobne, w dodatku wymienne – magnetycznie mocowane panele frontowe, dzięki którym można w tzw. okamgnieniu dostosować wygląd kolumn do naszych estetycznych fanaberii począwszy od asekuracyjnej fortepianowej czerni i bieli poprzez ekstrawagancką czerwień (Ruby Red), na szlachetnych fornirach (Makassar Piano, Zebrano Piano, Ciemny Orzech Piano) skończywszy. Oczywiście można, przynajmniej początkowo, pozostać przy standardowych tekstylnych maskownicach, jednak Chorsy prezentują się na tyle atrakcyjnie, że przesłanianie ich tego typu akcesoriami wskazane jest niemalże wyłącznie w celach ochronnych, gdyż uroku bynajmniej im nie dodaje.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu naszych dzisiejszych gościń na pierwszy ogień pozwoliliśmy sobie wziąć podstawkowe Chors 1, które od pierwszych taktów „The Best of Bublé” Michaela Bublé jasno dały do zrozumienia i zarazem autorytatywnie wyjaśniały dwie kwestie. Pierwszą – rozwiewając ewentualne obawy co do ich zdolności nagłośnienia całkiem sporych kubatur, oraz drugą – dotyczącą reprodukcji najniższych składowych. I tak, zasilane potężnym Apexem 1-ki z powodzeniem poradziły sobie z naszym 38-metrowym OPOS-em, choć dół pasma cechowała może nie tyle wstrzemięźliwość, co przynajmniej z mojego wybitnie subiektywnego punktu widzenia, swoisty, w pełni świadomy wybór stawiania jakości ponad ilością. Czyli nie dość, że najmniejsze Chorsy nie próbowały udawać większych aniżeli są w rzeczywistości, to jeszcze z racji dysponowania mid-wooferem o twardej i lekkiej membranie a jednocześnie czerpiąc pełnymi garściami z zalet obudowy zamkniętej skupiały cię na zróżnicowaniu i niezwykłym timingu wyższego basu aniżeli próbach zapuszczania się w rejony dla nich z oczywistych, wynikających z praw fizyki, niedostępne. Proszę tylko dobrze mnie zrozumieć – powyższy opis nie oznacz, że mamy do czynienia z konstrukcjami basu pozbawionymi, lecz jedynie fakt, iż kolumny zestrojono tak, by jego intensywność łagodnie malała wraz ze zbliżaniem się do cienkiej czerwonej linii, za którą bez sztucznego podbijania i wspomagania np. bas-refleksem jego jakość pozostawiałaby zbyt wiele do życzenia. A tak, towarzyszący na ww. wydawnictwie wokaliście big-band ma właściwą sobie werwę i ekspresję i choć równowaga tonalna jest nieco podniesiona, to szalenie daleko jej do ofensywności, czy wręcz „wagowej” anemii. Spora w tym zasługa świetnej pod względem komunikatywności i wysycenia średnicy, która na tyle skutecznie przykuwa uwagę, że nawet po dość symbolicznym okresie akomodacyjnym praktycznie przestajemy doszukiwać się w reprodukowanym materiale dźwięków znanych ze zdecydowanie większych konstrukcji delektując się w ramach czysto umownej rekompensaty urokami ich całkowitego znikania na scenie. Dzięki czemu bez większych obaw można sięgać z nimi w torze i po nieco cięższy, rockowy repertuar, gdyż i „Atlantis” Soen ma szansę zabrzmieć z odpowiednią werwą i pazurem, tym bardziej, że 1-ki w pełni komfortowo czują się zarówno na wieczorno-nocnych, jak i zdecydowanie bliższym koncertowym realiom poziomach głośności. Oczywiście do pełni szczęścia przy wyższych dawkach decybeli, szczególnie w większych (tak od 18-20m²) warto rozejrzeć się za jakimś subwooferem i to niekoniecznie z tych budżetowych, gdyż nie lada sztuką będzie za tempem narzuconym przez diorowskie monitory nadarzyć.
Jak łatwo można się domyślić, przesiadka na Chors 5 ów sposób prezentacji nie tylko kontynuuje, co jednocześnie o wspomniane najniższe składowe ubogaca, choć robi to niekoniecznie, że tak się wyrażę „liniowo”, albowiem niższe zejście idzie w parze z pewnym złagodzeniem przeciwległego skraju pasma i co z tym związane, zauważalnym uspokojeniem prezentacji. O ile bowiem 1-ki w pełni zasłużenie zapracowały na określenie mianem ekspresyjnych o tyle 5-kom bliżej do iście stoickiego spokoju i wyrafinowania. To taka rzetelna dokładność, gdzie spontaniczność młodszego rodzeństwa dochodzi do głosu tyleż sporadycznie, co dopiero przy wyższych poziomach głośności. Tytułowe podłogówki oferują przy tym bezdyskusyjnie lepsze zszycie od 1-ek z subwooferowym wspomaganiem a i cenowo wydają się zdecydowanie bardziej racjonalną propozycją, tym bardziej, że mając na podorędziu jakiś burczybas nie powinno być problemu, by i z większymi Diorami dało się go zestroić (o ile tylko nie jest to jakaś „komputerowa” wydmuszka Creativa). Wracając do meritum i skupiając się na naszych gościniach warto podkreślić, że na 5-kach wybornie wypada praktycznie każdy repertuar (w tym wielka symfonika i ekstremalne odmiany metalu), więc jedynie jednostki uzależnione od wszelakiej maści szklistości i chropowatości mogą nieco kręcić nosem na ich kremowość i gładkość prezentacji takich perełek jak np. „As Gomorrah Burns” Cryptopsy. A właśnie, owa gładkość może wydawać się pierwszym krokiem ku uśrednianiu przekazu, co akurat w ich przypadku nie do końca jest prawda, iż nagrania – ich jakość, różnicują na wysoce satysfakcjonującym poziomie w krytycznych momentach jedynie spłycając i wypłaszczając scenę przy jednoczesnej redukcji rozdzielczości owocuje spadkiem zaangażowania ze strony słuchaczy. Warto również wspomnieć, iż z racji swej niezbyt imponującej postury również i 5-kom sztuka „znikania” ze sceny udaje się praktycznie za każdym razem, więc wystarczy jedynie poświęcić im chwilę uwagi przy delikatnym dogięciu w kierunku słuchacza a o ich obecności przypominać będziemy sobie jedynie podczas weekendowo-świątecznych porządków ścierając z ich powierzchni nagromadzony kurz.
I jeszcze jeden drobiazg. Otóż aplikacja opcjonalnych paneli frontowych oprócz aspektu natury estetycznej wpływa również na brzmienie, ze szczególnym akcentem na sygnaturę najwyższych składowych i wyższej średnicy, które po założeniu ozdobnych frontów zaczynają przejawiać pewne, właściwe falowodom cechy. Mówią wprost może nie jest to jeszcze typowo „tubowe” granie, ale bez paneli reprodukcja jest bardziej spójna, koherentna i mniej narowista. Wszystko jednak zależy od systemu, pomieszczenia i oczywiście odbiorcy, więc w ostateczności, zawsze na czas odsłuchu ww. panele, podobnie jak standardowe maskownice można zdejmować.
No i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Diora Acoustics swoimi modelami Chors 1 I Chors 5 pokazała, że na sklepowe półki nie trafiła przez przypadek. Nie dość bowiem, że pomimo bardzo wysokiej jakości wykonania bardzo rozsądnie wyceniła obie propozycje, to jeszcze skierowała je do szerokiego grona wymagających odbiorców i to bez grania na sentymentach i emocjach bazujących na PRL-owskich wspomnieniach. Chorsy nie mają bowiem w sobie nic z owych słusznie minionych czasów będąc na wskroś nowoczesnymi a przy tym świetnie grającymi kolumnami.
Marcin Olszewski
—
Dystrybucja/ Producent: Diora Acoustics
Ceny
Diora Acoustics Chors 1: 13 900 PLN / para; 15 400 PLN (Black/White/Ruby Red Piano); 15 700 PLN (Makassar Piano, Zebrano Piano, Ciemny Orzech Piano)
Diora Acoustics Chors 5: 21 900 PLN (para); 24 300 PLN (Black/White/Ruby Red Piano); 24 900 PLN (Makassar Piano, Zebrano Piano, Ciemny Orzech Piano)
Dane techniczne
Diora Acoustics Chors 1
Konstrukcja: 2-drożna, obudowa zamknięta
Przetwornik wysokotonowy: kopułkowy, membrana z powłoką ceramiczną, cewka Ø 25,5 mm
Przetwornik nisko-tonowy: membrana z powłoką ceramiczną, rozmiar Ø 150 mm, cewka Ø 30,5mm, 15 mm wychylenia międzyszczytowego
Impedancja znamionowa: 4 Ω (min.3,9 Ω)
Moc znamionowa: 50 W
Czułość znamionowa: 88 dB (2,83 V, 1 m)
Pasmo przenoszenia: 72 Hz – 22 kHz (-3 dB); 51 Hz – 23 kHz (-6 dB)
Wymiary (W x S x G): 353 x 231 x 256 mm / (ze stendem) 1030 x 279 x 350 mm
Waga: 9,2 kg
Diora Acoustics Chors 5
Konstrukcja: 2-drożna, obudowa zamknięta
Przetwornik wysoko-tonowy: kopułkowy, membrana z powłoką ceramiczną, cewka Ø 25,5 mm
Przetwornik nisko-tonowy: 2 szt., membrana z powłoką ceramiczną, rozmiar Ø 170 mm, cewka Ø35,5 mm, 11 mm wychylenia międzyszczytowego
Impedancja znamionowa: 4 Ω (min.3,7 Ω)
Moc znamionowa: 120 W
Czułość znamionowa: 90 dB (2,83 V, 1 m)
Pasmo przenoszenia: 44 Hz – 22 kHz (-3 dB); 38 Hz – 23 kHz (-6 dB)
Wymiary (W x S x G): 965 x 278,5 x 283,5 mm
Waga: 20,5 kg