Opinia 1
Zmiana kodu na czwórkę z przodu jest z reguły okazją nie tylko do nad wyraz hucznego świętowania, bądź co bądź okrągłego jubileuszu, lecz również do zdecydowanie bardziej poważnych podsumowań i refleksji. O związanych z obchodami tzw. kosztach reprezentacyjnych nawet nie ma co wspominać, ale jeśli ktoś ma ów moment jeszcze przed sobą, to sugeruję już teraz, od czasu do czasu wrzucić małe co nieco do świnki skarbonki. Okazuje się jednak, że nie wszyscy wychodzą z założenia, że jak szaleć, to na całego – jakby jutra miało nie być, lecz podchodzą do tematu z iście stoickim spokojem. Zamiast utracjuszowskiego „zastaw się, a postaw się” wybierają umiar, rozwagę i pewien, pozbawiony pejoratywnych podtekstów asekurantyzm, czyli podejmowanie decyzji w sposób na tyle odpowiedzialny, by po ich dokonaniu niczego później nie żałować i nie mieć wyrzutów sumienia. O czym mowa? O nie raz i nie dwa, popełnianych pod wpływem irracjonalnego impulsu zakupach, co do których, gdy opadają emocje, już tak nie do końca jesteśmy przekonani, co niewątpliwie potrafi nader skutecznie zepsuć, jeszcze do niedawna, iście szampański nastrój. Pewnie doskonale znacie to Państwo z autopsji, więc nie ma co się rozpisywać. Najwidoczniej z podobnego założenia wyszli znani z pragmatycznego podejścia do życia Skandynawowie, a dokładnie Duńczycy z Dynaudio, i w ramach uświetnienia istnienia wiadomej marki podczas monachijskiej wystawy High End 2017 zaprezentowali jubileuszowy model Special Forty, nad którym to, dzięki uprzejmości krakowsko-warszawskiego Nautilusa – przedstawiciela marki, będziemy się w niniejszej recenzji wspólnie z Jackiem pastwili.
Jak sami Państwo widzicie 40-ki prezentują się nad wyraz elegancko, lecz też, szczególnie biorąc pod uwagę powagę jubileuszu, nad wyraz … skromnie i to zarówno pod względem gabarytowym, jak i, co budzi jeszcze większe zdziwienie, również cenowym. Bądźmy bowiem brutalnie i do bólu szczerzy. Przecież nauczeni doświadczeniem i doskonale pamiętając istne szaleństwo, jakie piętnaście lat wcześniej ogarnęło rynek w momencie wypuszczenia nań, z okazji ćwierćwiecza istnienia, jubileuszowych Special Twenty-Five, spokojnie mogli dokonać zdecydowanie poważniejszego drenażu kont nabywców. Skoro bowiem 25-ki w momencie swojego debiutu kosztowały 16 kPLN, co patrząc na dzisiejsze realia oznaczałoby jakieś 22-25 kPLN (jak nie więcej), to za 40-ki, oczywiście przy odpowiednich zabiegach inżyniersko – marketingowych, można byłoby krzyknąć idealnie dopasowane do ich symbolu … 40 kPLN. A tymczasem Special Forty wyceniono na niemalże budżetowe 12 900 PLN, co z jednej strony szalenie cieszy, lecz z drugiej skłania do daleko posuniętej ostrożności. Skoro bowiem od zarania dziejów wszem i wobec wiadomo, że co jak co, ale jakość musi kosztować, to w takim razie jak należy 40-ki odbierać? Jako gorsze od swoich poprzedniczek? Na to pytanie na razie pozwolę sobie nie odpowiadać, a w ramach rekompensaty skupię się na kilku detalach, które, bądź widać już na pierwszy rzut oka, bądź trzeba je nieco bardziej inwazyjnie wyłuskać.
Do pierwszej grupy z pewnością możemy zaliczyć dość odważną, acz nieprzesadzoną szatę wzorniczą. Otóż dostępne są jedynie dwie, niezbyt standardowe, opcje kolorystyczne – szara i czerwona Brzoza (Grey/Red Birch), co w sposób nad wyraz czytelny ułatwia odbiorcy dokonanie właściwego wyboru. Oczywiście stolarka, jak to w Dynaudio, jest świetna a zarówno proporcje, jak i cały projekt plastyczny dobrane są na tyle idealnie, że samo patrzenie na 40-ki może i sprawia przyjemność. Zgrabne, delikatnie zwężające się ku tyłowi bryły wyposażono w jubileuszowe wersje wyselekcjonowanych przetworników. I tak góra pasma przypadła 28 mm miękkiej, uszlachetnionej sekretną recepturą DSR ( Dynaudio Secret Recipe) kopułce Esotar Forty, a średnica i bas 170 mm, bezkompromisowej wariacji na bazie 17W75. Czym owa bezkompromisowość się objawia, skoro patrząc na mid-woofer widzimy dyżurną membranę z autorskiej mieszanki polimerowo-magnezowej Magnesium Silicate Polymer (MSP)? Między innymi na nowo zaprojektowanym koszem AirFlow Basket zapobiegającym ewentualnym dyfrakcjom generowanego przez tylną część membrany ciśnienia, nowemu zawieszeniu, liniowością pracy cewki napędzanej hybrydowym układem magnetycznym złożonym z umieszczonego wewnątrz cewki magnesu neodymowego i okalającego ją pierścienia ferrytowego. Dodatkowo punkt podziału ustalono na 2000 Hz a sama zwrotnica jest 1 rzędu (6 dB/oktawę). Pozostając jeszcze chwilę przy froncie pragnę podkreślić, że w komplecie są również maskownice, które jak widać do montażu nie wymagają żadnych działań inwazyjnych (vide otwory na kołki), na co pomstowałem przy okazji recenzowania Evidence Master. Można? Można, trzeba tylko chcieć i przynajmniej odrobinę pomyśleć. Brawo!
Na ścianie tylnej, mniej więcej na wysokości tweetera umieszczono pokaźnej średnicy wylot kanału bas refleks a w pobliżu dolnej krawędzi, na ozdobnym jubileuszowym, aluminiowym szyldzie, pojedyncze, szeroko rozstawione terminale. Wraz z kolumnami producent zapobiegliwie dostarcza, pomocne przy nadmiarze niskich tonów, gąbkowe zatyczki a na czas transportu kopułki zabezpieczane są plastikowymi osłonami, które po wypakowaniu 40-ek sugerowałbym zdjąć.
No to najwyższa pora na danie główne, czyli doznania nauszne. Szczerze powiem, że po wysmyknięciu z kartonów, ustawieniu i pierwszym włączeniu tytułowych monitorów byłem autentycznie przerażony, tym co dobiegało do mych uszu, a co ewidentnie nie zasługiwało na miano muzyki. Był to bowiem szary, płaski i nijaki zlepek przypadkowych dźwięków równie przyjemny w odbiorze co odgłos frezowanej przez drogowców nawierzchni. Serio, serio. W związku z zaistniałą sytuacją czym prędzej przystąpiłem do poszukiwania ewentualnych uszkodzeń, błędów w podłączeniach, czyli generalnie przyczyn katastrofy. Gdy audyt nie przyniósł żadnych rezultatów, całkiem poważnie zacząłem się zastanawiać, czy to przypadkiem nie efekt nieświadomego auto-sabotażu Duńczyków i ich nazbyt daleko posuniętej „optymalizacji” kosztów własnych podczas projektowania jubileuszowych kolumienek. Całe szczęście powyższe anomalia wynikały z ewidentnego niewygrzania dostarczonych na testy egzemplarzy i po około czterech dobach rozgrzewki ustąpiły jak ręką odjął. Wspominam jednak o tym z dość oczywistych pobudek. Chodzi bowiem o to, iż jeśli kogokolwiek z Państwa najdzie ochota na odsłuch 40-ek, to warto dysponować rzetelnymi informacjami dotyczącymi ich faktycznego przebiegu.
Patrząc z perspektywy stanu początkowego, wpływ procesu akomodacyjnego można spokojnie porównać co najmniej do cudownego ozdrowienia, jeśli nie zmartwychwstania. Bowiem wygrzane Dynki pod względem brzmieniowym nie tylko dorównują ich wielce urodziwej aparycji, co ją bezpardonowo deklasują. Nie oznacza to jednak, że wyglądowi 40-ek można cokolwiek zarzucić, bo jak sami Państwo widzą takiej możliwości, bez silenia się na złośliwość, nie ma, lecz o de facto zaskakującą, jak na tę cenę klasę brzmienia jako taką. Pierwsze co zwraca uwagę, to otwartość i rozdzielczość góry pasma, co jak na obiegowe, stereotypowe, przypisywane Dynaudio opinie, dla niewtajemniczonych może być pewnym zaskoczeniem. Jednak mając możliwość kontaktu z aktualną ofertą marki z Skandenborga, z uwzględnieniem ich topowych „drapaczy chmur” z serii Evidence, śmiem twierdzić, że to oczywista oczywistość a jubileuszowa limitacja tylko to potwierdza, ustawiając poprzeczkę na zabójczym dla konkurencji pułapie. Zarówno Tarja Turunen na „From Spirits and Ghosts”, jak i Johanna Platow Sadonis (frontmanka Lucifera) na „Lucifer II”, czyli przedstawicielki płci pięknej, które potrafią zapuszczać się w wysokie rejestry i nader często to czynią, dodatkowo lubujące się w ciężkich aranżacjach na 40-kach zabrzmiały iście zjawiskowo. Siła emisji ich głosów została sugestywnie dopalona a jednocześnie na tyle uszlachetniona, że o ile pierwsza z Pań zabrzmiała niczym rasowa operowa diva (co de facto niewiele mija się z prawdą), to operująca w zdecydowanie bardziej garażowo – stonerowych klimatach Johanna weszła na zdecydowanie wyższy poziom namacalności. A to wszystko dopiero początek, gdyż im niżej będziemy schodzili, tym będzie ciekawiej.
Średnica jest równie komunikatywna i rozdzielcza, lecz przy okazji firmowo gęsta. Podana niezwykle energicznie z zadziwiającą, jak na tak niewielkie konstrukcje dynamiką i przy odpowiednio dobranym repertuarze imponuje impetem. Pisząc o odpowiednim wsadzie materiałowym nie miałem jednak na myśli jakiegoś gorącego soulu, czy innych zmysłowo wyginających się przed mikrofonem wokalistek, lecz coś bez porównania bardziej bezpardonowego, wręcz ekstremalnego a zarazem, jak na recenzenckie realia nieoczywistego, czyli jeszcze przedpremierowo odsłuchiwany w Studiu U22 album … „I Loved You at Your Darkest” Behemotha. Przesada? Czyste szaleństwo i zarazem złośliwość z mojej strony? W żadnym, no może z wyjątkiem odrobiny wrodzonego i troskliwie pielęgnowanego szaleństwa, przypadku. Po prostu wychodzę, przynajmniej w moim mniemaniu, ze słusznego założenia, że nie ma taryfy ulgowej i jeśli coś jest po prostu dobre, to co najmniej dobrze powinno poradzić sobie z każdym repertuarem. Tak też było i tym razem. Potępieńczy growl Nergala, już nawet nie ściana dźwięku, a piekielny walec zdolny zmiażdżyć swą potęgą nieprzygotowanego na takie doznania słuchacza, wgniatały w fotel. Jednak wbrew pozorom to nie była obłąkańcza i bezrefleksyjna młócka, gdyż Dynaudio z tej pozornej kakofonii nie dość, że z łatwością potrafiły wyodrębnić partie poszczególnych instrumentów będących na stanie kapeli, co z równą swobodą operowały wśród wykorzystanego w nagraniu składu orkiestrowego, czy chóralnych wstawek małoletniej dzieciarni. Nie twierdzę, że próbowały zbliżać się do koncertowych poziomów głośności, bo tak nie było, ale jak na domowe warunki i nieco ponad dwadzieścia metrów kwadratowych, jakie mogłem 40-kom zaoferować, osiągnięty przez nie rezultat był nad wyraz imponujący.
Tym oto sposobem doszliśmy do basu, który oczywiście, z niewymagających wyjaśnienia powodów, nie był w stanie zapuszczać się w rejony zarezerwowane zdecydowanie większym, wielodrożnym konstrukcjom, lecz również całkiem dziarsko sobie poczynał. O ile jednak na Behemocie operował mniej więcej na stałym pułapie, to już sięgając po „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, bądź zakręcony niczym domek ślimaka „Elephants on Acid” Cypress Hill można było delektować się pulsującym i świetnie kontrolowanymi a zarazem pociągniętymi wyraźną kreską najniższymi syntetycznymi składowymi.
Wszystkie powyższe uwagi dotyczą odsłuchów prowadzonych bez użycia gąbkowych zatyczek, gdyż ustawione jakieś 80 cm od tylnej ściany kolumny z wrodzoną naturalnością utrzymywały równowagę tonalną i dalekie były od prób wspomagania się obecną za nimi powierzchnią. Kreowana przez nie scena dalece wykraczała poza wynoszący dwa metry rozstaw, co do jej głębokości i gradacji poszczególnych planów też nie sposób było się przyczepić, bo i niby jak, skoro już przy pierwszych dźwiękach Dunki po prostu się dematerializowały.
Wypuszczając jubileuszowe Special Forty Dynaudio w pewnym sensie zagrało na nosie konkurencji, stawiając ją w dość kłopotliwej pozycji. Zamiast bowiem wykorzystywać oczywisty w marketingu mechanizm gry na sentymentach i podbijania ceny poprzez jubileuszową limitację zaprezentowało model godnie celebrujący okrągłą rocznicę powstania marki, lecz zarazem wyceniony na tyle rozsądnie, że większość akolitów duńskich kolumn, przynajmniej teoretycznie może sobie na nie pozwolić. W dodatku 40-ki nie tylko świetnie wyglądają, lecz równie wyrafinowanie grają, co wydaje się być okazją, której przegapienie może za nami chodzić przez kolejne dziesięciolecia.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10; Auralic ARIES G1
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Zazwyczaj każda mogąca pochwalić się dekadą, lub choćby okrągłym pięcioleciem bytu na przecież bardzo trudnym rynku audio marka, ten ważny dla siebie jubileusz w jakiś sposób stara się w świadomości swojej grupy docelowej zaznaczyć. Co to oznacza? Nic nadzwyczajnego. Po prosu producent powołuje do życia mającą utrwalić w głowach klientów jego istnienie ekskluzywną konstrukcję. Po co ten cały rocznicowy wywód? Otóż nasz dzisiejszy, pochodzący z Danii punkt zainteresowań (firma Dynaudio) jest właśnie w czasie uświetniania okrągłego, w tym przypadku czterodekadowego, jubileuszu podboju serc miłośników muzyki. Jednak co w tym wszystkim jest bardzo ciekawe, mimo tak dużego stażu na rynku nie wypuścił naznaczonych 40-leciem pozostawania w grze modelu kolumn dedykowanych nielicznym, dopracowanych pod każdym względem, a przez to bardzo drogich flagowców, tylko zaproponował produkt dla zwykłego zjadacza chleba. Co dokładnie? Otóż miło mi jest poinformować wszystkich, że okrągłą czterdziestkę na karku marki Dynaudio decyzją kierownictwa przez długie lata sławić będą maleńkie, ale za to wielkie duchem kolumny podstawkowe DYNAUDIO SPECIAL FORTY (40 ANNIVERSARY), których dystrybucją na naszym rynku zajmuje się krakowsko-warszawski Nautilus.
Jak przystało na coś mającego zwrócić na siebie uwagę od pierwszego kontaktu wzrokowego, tytułowe maluchy ubrane są w ciekawie prezentujący się, wykończony w politurze, wpadający w bordo naturalny fornir. Na ich froncie znajdziemy dwa głośniki i zlokalizowany tuż nad podstawą emblemat z logotypem. Wysokie tony obsługuje jedwabna kopułka Esotar Forty, a dół, uważany za najlepszy w dziejach marki Dynaudio, 17-to centymetrowiec. Co prawda przy tak fantastycznym wykończeniu skrzynek nikt ich nie będzie używał, ale dodam, iż w komplecie z opisywanymi zespołami głośnikowymi dostarczane są nadające dodatkowej wizualnej dystynkcji czarne maskownice. Dokładna analiza fotografii zaowocuje ważną informacją natury konstrukcyjnej, jaka jest zdecydowanie większa szerokość frontu od tylnej ścianki, co oprócz wartości designerskich jest przejawem walki ze szkodliwymi falami stojącymi wewnątrz tak zaprojektowanej obudowy. Patrząc na rewers zgrabnych Dunek gołym okiem widać, że idą z duchem marki, czyli do podłączenia ze wzmacniaczem oferują zaimplementowane na ozdobionej stosownymi jubileuszowymi informacjami czarnej aluminiowej płytce jedynie pojedyncze terminale kolumnowe. To oczywiście nie jest żadną wadą, ale z autopsji wiem, jak wielu miłośników dobrej jakości dźwięku lubi eksperymentować z osobnym okablowaniem dla każdego podzakresu częstotliwościowego, dlatego ortodoksi jak zwykle mogą trochę narzekać. Dalsza analiza tej części obudów zdradza również wykorzystanie przez 40-ki bardzo ważnego w procesie prezentacji dużego jak na tak małe kolumny, podpartego solidnym basem dźwięku istnienie portu bas-refleksu. Będzie buczało? O nie, uwierzcie mi, dzięki takiemu zabiegowi te nieduże konstrukcje są w stanie solidnie zagrać w nawet w przewymiarowanym dla nich pomieszczeniu, ale również nie popadać w monotonną „bułę” w dole pasma w idealnie dobranej do nich kubaturze. Wiem to z własnego, kilkunastodniowego i zdobytego w dwóch pokojach odsłuchowych doświadczenia. Zbliżając się ku końcowi akapitu wizualizacyjnego z niekłamanym zadowoleniem dodam, iż w testowej walce jubilatki wspomagały umożliwiające zasypanie granulatem pionowej nogi firmowe standy. Były to jednonożne, z płaskim blatem na górze i rozstawioną w kształcie litery X podstawą, wykończone w czerni bardzo solidne filary. Ale o dziwo, wspomniane akumulatory stabilizującego konstrukcje sypkiego wsadu (wspomniane nogi) nie były wypełnione po brzegi, tylko wykorzystując jedynie części ich zbiornika poddano je w ten sposób pozytywnie wpływającemu na końcowy wynik soniczny tego tandemu odpowiedniemu strojeniu.
Przybliżanie możliwości wygenerowania bliskiego prawdy świata muzyki przez tytułowe, jubileuszowe monitory z przyjemnością rozpocznę od informacji o zadziwiająco swobodnym oddaniu przez nie, trudnych nawet dla zdecydowanie większych konstrukcji, realiów dźwiękowych w znacznie przekraczających zalecane im rozmiary metrażach. Naturalnie należy wówczas w kwestii niskich rejestrów mierzyć siły na zamiary, jednak na podstawie tej przygody mogę powiedzieć, że może trzęsień ziemi podczas słuchania muzyki elektronicznej nie zanotowałem, ale spokojnie czuć było spory pakiet drzemiącej w maleńkich skrzynkach energii. Zaintrygowani? Jeśli tak, to gdy dorzucę do tego gładką i naładowaną dawką soczystości średnicę, którą wspaniale wspomaga idealnie wpisująca się w ogólnie znaną, jako wyrafinowany spokój, estetykę kolumn Dynaudio jedwabna kopułka, potencjalni zainteresowani z mety powinni wpisać te bądź co bądź ekskluzywne produkty na listę odsłuchową. Jak wspomniane aspekty brzmienia przekładały się na konkretną muzykę? Weźmy na początek krążek Johna Surmana z jego partiami klarnetu basowego w roli głównej. To był spektakl oddający istotę tego instrumentu w estetyce najlepszych konstrukcji. Nie dość, że emanował homogenicznością i soczystością, to bardzo dobrze pokazywał, że wszystko co słyszymy jest skutkiem wibracji drewnianego stroika, czego często zbyt mocno osadzone w gęstości przełomu niskich i średnich rejestrów większe rozmiarowo kolumny nie są w stanie tak dobrze oddać. Ale to nie koniec dobrych wieści, gdyż w sukurs wspomnianemu dęciakowi idzie dostojnie kreowany fortepian i krągły, ale bardzo dźwięczny wibrafon. Jednym słowem wizyta tej pozycji płytowej w moim japońskim napędzie poskutkowała odtworzeniem jej od przysłowiowej dechy do dechy. Jeśli w ten sposób odebrałem występy formacji stricte jazzowej, to w momencie wspomnienia jako drugiej płyty pochodzącej z Korei pani Joun Sun Nah „Lento” aby uzmysłowić sobie wynik kolejnego starcia, wystarczy do wyartykułowanych przed momentem zalet dołączyć pakiet danych na temat czarującego z idealnie oddaną mimiką twarzy głosu artystki. Erotyka lała się z kolumn niczym woda z wodospadu Niagara. Wiem, wiem. Niektórzy odbiorą taki przekaz jako zbyt przerysowany, ale przecież muzyka ma nas czarować i hipnotyzować, co Tytułowe Dynki robią wyśmienicie, a co ja utożsamiając się z naznaczoną romantyzmem z premedytacją całkowicie pochwalam. Niestety, jeśli ktoś chce neutralności ponad wszystko, powinien szukać gdzie indziej, gdyż Duńczycy stawiają na emocje, a nie soniczną walkę. A żeby podkreślić ich tendencyjne dążenie gry na emocjach słuchacza dodam jeszcze, że w tej krucjacie jubilatki posługują się zarezerwowanym dla kolumn monitorowych budowaniem szerokiej i głębokiej wirtualnej sceny. Wystarczy? Dla mnie tak. A jeśli już jesteśmy przy walce. Wręcz znakomitym przykładem może nie wzorcowego, ale biorąc pod uwagę możliwości krwistych Dunek, co najmniej dobrego pokazania się w kilku jej aspektach jest koncertowy krążek „S&M” Metallicy. Owszem godnej rockowego koncertu ściany dźwięku nie odnotowałem, ale ze stoickim spokojem mogę pochwalić producenta za sprostanie wymaganiom podczas odtwarzania gęstych gitarowych riffów, co jest chlebem powszednim tej formacji, dobrze nasyconego, a przez to czytelnie odtworzonego wokalu i świetnych pasaży kilku ważnych dla tego symfonicznego koncertu kontrabasów. Da się? Da. A jeśli ktoś raczy owe plusy potraktować po macoszemu i mimo wszystko ocenić tę rocznicową wersję kolumn na poziomie mierności, oznaczać będzie, że nie ma pojęcia o nabraniu odpowiedniej perspektywy do ocenianej konstrukcji. To są produkty przeznaczone do małych metraży i raczej spokojnej muzyki, a nie do osiągających 50 i więcej metrów salonów i z nurtami buntu, jako myśl przewodnia potencjalnego słuchacza. Dlatego też w mojej ocenie to co usłyszałem podczas kilkudniowego sparingu bez problemu oceniam jaki trafienie konstruktorów w punkt dobrej prezentacji bez uczucia sztucznego wysilenia dźwięku.
Jeśli czytając powyższy tekst komuś z Was przychodzi na myśl zadanie w moim kierunku pytanie typu: „A czy ja, jako potencjalny klient, wybrałbym te kolumny w momencie poszukiwań?”, bez zmrużenia okiem powiedziałbym, że byłyby pierwszymi na liście do ostatecznej decyzji. Są fantastycznie wykonane, generują bliski memu sercu dźwięk i są przecież namaszczone wydaniem rocznicowym, co z perspektywy mijającego czasu wbrew trendom tanienia starszych konstrukcji po latach użytkowania w momencie odsprzedaży może zagwarantować nam jeśli nie zysk, to co najmniej wyjście na zero. Komu rekomenduję nasze bohaterki? Teoretycznie wszystkim. Nawet wielbicielom muzyki metalowej, gdyż ze swojego doświadczenia z okresu młodości wiem, iż każdy człowiek czasem potrzebuje emocjonalnego wytchnienia, co Dynaudio Special Forty oferują wyśmienicie.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Nautilus / Dynaudio
Cena: 12 900 PLN
Dane techniczne
Skuteczność: 86dB (2.83V / 1m)
Moc nominalna: 200W
Impedancja nominalna: 6 Ω
Pasmo przenoszenia (±3dB): 41Hz – 23kHz
Konstrukcja: 2-drożna, Bass-reflex na tylnej ścianie
Częstotliwość podziału: 2000Hz
Zwrotnica: 1-rzedu
Przetwornik średnio-niskotonowy: 17cm MSP
Przetwornik wysokotonowy: 28mm Esotar Forty
Waga: 8.1 kg
Wymiary (SxWxG): 198 x 360 x 307 mm
Wymiary z maskownicami (SxWxG): 198 x 360 x 322mm
Dostępna kolorystyka obudów/maskownic: Szara Brzoza/Czarny, Czerwona Brzoza/Czarny