1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Extraudio XP5 & XP-A1500

Extraudio XP5 & XP-A1500

Link do zapowiedzi: Extraudio XP5 & XP-A1500

Opinia 1

Choć bieżący rok (dla potomnych mowa o 2023) jeszcze na dobre się nie rozkręcił, to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że na co jak na co, ale na nudę i marudzenie o tym, że znowu to samo nie ma co liczyć. Skąd takie przypuszczenia? A stąd, iż dopiero co gościliśmy duet Tone Winner a (nie)cierpliwie na swoją kolej czekają 15-ki Finala, wszystkomający kombajn Lindenmanna i … jeszcze sporo równie intrygujących ciekawostek, których na razie nie zdradzimy. Generalnie obok starych wyjadaczy pojawiają się na naszym rynku nowi gracze, więc oprócz znanych i nie ma co się oszukiwać opatrzonych twarzy do gry o własny kawałek audiofilskiego tortu dołączają nowi i głodni sukcesu. Tym oto sposobem dotarliśmy do bohaterów niniejszego spotkania, czyli reprezentowaną przez przedwzmacniacz liniowy XP5 i końcówkę mocy XP-A1500, debiutującą na naszym rynku niderlandzką markę Extraudio, nad którą dystrybucyjną opiekę na rodzimym rynku roztoczyła znana już z recenzji Peak Consult El Diablo chełmżyńska Quality Audio.

W ramach niezobowiązującego wprowadzenia pozwolę sobie tylko wspomnieć, iż obie, sygnowane przez dumnie i świadomie określającą się mianem butikowej markę „pomarańczki” (na kolorystyce skupimy się dosłownie za chwilę) należą do topowej serii Origin, poniżej której jest jeszcze Discovery. Obie serie nie są zbyt rozbudowane i zawierają po jednym DAC-u, integrze, przedwzmacniaczu i stereofonicznej końcówce mocy. W niderlandzkim portfolio znajdziemy również firmowe okablowanie, wraz z minimalistycznymi podstawkami i dedykowany preampom oraz integrom opcjonalny moduł phono MM/MC.
Jak zatem, zgodnie z butikową deklaracją, widać na powyższych zdjęciach, dzięki uprzejmości i operatywności Quality Audio dotarły do nas egzemplarze w dalece bardziej atrakcyjnym umaszczeniu aniżeli standardowa czerń, szarość i biel. Co ciekawe oprócz energetycznej pomarańczy dostępne są, oczywiście na zamówienie, nie mniej miłe oczom m.in. wykończenia z lakierowanej i zabezpieczonej przed rysowaniem utwardzaną powłoką epoksydową miedzi. O ile jednak gęsto perforowane korpusy łapią za oko, to już masywne, wykonane z grubych płatów lotniczego aluminium fronty jawią się jako oaza spokoju i zdroworozsądkowego minimalizmu. Zgodnie z obowiązującymi standardami w końcówce ograniczenie wszelakiej maści manipulatorów sprowadzono do li tylko samotnego otoczonego błękitną aureolą biszkoptopodobnego włącznika głównego, za to o ile w przedwzmacniaczach czasem jest za co złapać, co wcisnąć i czym pokręcić a tymczasem XP5 ma tylko to, co niezbędne. Lewą flankę zajmuje chromowana gałka selektora wejść, prawą jej bliźniaczka odpowiedzialna za regulację głośności a pomiędzy nimi umiejscowiono sześć diod wskazujących aktywność któregoś z wejść, poniżej których przycupnął identyczny jak w XP-A1500 włącznik. Rzut oka na ściany tylne również nie wywołuje żadnych kontrowersji. Przedwzmacniacz może pochwalić się czterema wejściami liniowymi w standardzie RCA i pojedynczą parą XLR-ów wzbogaconymi kompletem RCA i XLR dla zewnętrznego procesora (bypass), oraz zaciskiem uziemienia. Wyjścia również obejmują oba standardy, co znajduje z kolei odzwierciedlenie w interfejsach wejściowych końcówki mocy, która może się jeszcze pochwalić pojedynczymi, acz wielce porządnymi terminalami głośnikowymi WBT z serii NextGen™ i przelotką triggera. Miłym dodatkiem do przedwzmacniacza jest zasilany akumulatorowo i ładowany poprzez port USB chromowany pilot zdalnego sterowania o zasięgu … osiemdziesięciu metrów.
Od strony konstrukcyjnej mamy do czynienia z nader ciekawym przykładem, iż wykorzystane technologie się są celem samym w sobie a jedynie sposobem do osiągnięcia założonego celu. Dlatego też pracujący w klasie A przedwzmacniacz oparto na stopniu wzmocnienia wykorzystującym … parę podwójnych triod 6922. Dodatkowo na wejściu zaimplementowano obwód tłumienia zakłóceń, obwód ochrony bufora oraz filtr wejściowy AC do blokowania zakłóceń EMI i RFI. Z nie mniejszym pietyzmem potraktowano zasilanie wykorzystujące autorski, mocno filtrowany , stabilizowany i regulowany zasilacz wysokiego napięcia, a sekcja analogowa jest zasilana z transformatora piaskowego klasy medycznej bez oscylacji. Z kolei końcówka jest konstrukcją pracującą w klasie … AD. Oznacza to, że bufor wejściowy oparto na pracujących w klasie A tranzystorach bipolarnych (BJT) a w stopniu wyjściowym znajdziemy 1500W D-klasowe moduły EPAM o maksymalnym prądzie 90A. Z racji nad wyraz akceptowalnych tak wagi, jak i gabarytów zasilanie zamiast na klasycznych trafach oparto o zasilacz impulsowy o mocy chwilowej 1500W.

Przechodząc do części poświęconej brzmieniu z pewnością część z Państwa zachodzi w głowę po co w warunkach domowych 1,5kW mocy na kanał, skoro do odsłuchu wykorzystuje się bądź co bądź konwencjonalne zespoły głośnikowe a nie dajmy na to … stół bilardowy, lub stadionowe systemy PA. Pierwszą i chyba najbardziej oczywistą odpowiedzią jest „bo można”, jednak o ile na niższych pułapach wyścig na ilość wodotrysków i właśnie moc może robić na nieobeznanych z tematem nuworyszach jeszcze jakieś wrażenie, to już w High Endzie o jakiekolwiek związane z tym emocje będzie niezwykle trudno. Okazuje się bowiem, że parametry sobie a rzeczywistość sobie, więc jeśli tylko impedancja naszych kolumn jest, jak to zwykł mawiać dr. Roland Gauder, „akceptowalna” a skuteczność „wystarczająca”, to tak naprawdę liczy się wzajemna synergia poszczególnych komponentów i to niezależnie od ich proweniencji, koloru, czy technologii z jakiej przyszło im korzystać. Są to bowiem jedynie elementy składające się na całość i spójność projektu a nie determinanty świadczące o ich niezwykle wąskiej specjalizacji, których należy się trzymać niczym ortodoksyjny akolita głoszonych mu prawd objawionych. Ba, śmiem wręcz twierdzić, że wszelakiej maści technikaliami warto zaprzątać sobie głowę bądź to w sytuacji, gdy poszczególne komponenty niespecjalnie chcą się ze sobą dogadać, bądź, co przynajmniej w naszym przypadku zdarza się zdecydowanie częściej, trzeba … coś wpisać w tabelkę pod naszą radosną twórczością, namiarami na wytwórcę/dystrybutora i ceną.
Czemu o tym wspominam? Z nader prozaicznego powodu. Otóż słuchając tytułowego duetu zupełnie obojętnym staje się to, co siedzi w jego trzewiach skoro słucha się go z niekłamaną przyjemnością i wszystko gra jak należy. Od razu uprzedzę, iż jednostki spodziewające się każdorazowego urywania tej części ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, przy nawet najdelikatniejszym muśnięciu pokrętła głośności mogą początkowo poczuć się srodze zawiedzione, gdyż deklarowanej przez producenta oszałamiającej mocy najzwyczajniej w świecie nie czuć. Ot tak – po prostu. Jakby pod maską XP-A1500 nie siedziało 1500 a 15 Watów, jak np. w Lebenie CS-300f. Reprodukowany materiał prezentowany jest bowiem nadspodziewanie gładko, spokojnie i gęsto – bez jakichkolwiek oznak nawet podskórnej nerwowości, czy też tendencji do zupełnie niepotrzebnego prężenia muskułów i iście hollywoodzkiej spektakularności tam, gdzie akurat artści postanowili zagrać … ciszą. Proszę mnie tyko źle nie zrozumieć – moc cały czas jest – na wyciągnięcie ręki, na żądanie, na już, ale tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Przykładowo na „Jacob’s Ladder”  Brada Mehldau wydawać by się mogło, że po otwierającym album coverze Rush „Maybe As His Skies Are Wide” dalej będzie równie miło zwiewnie i przyjemnie, i poniekąd jest (vide kolejna interpretacja klasyk – suita „Heaven”, tym razem formacji Yes) jednak jazzowe spojrzenie na fascynacje lidera rockiem progresywnym pociągają za sobą nad wyraz karkołomne formy muzyczne i zamiast spodziewanego kameralnego składu nagle okazuje się, że na scenie pojawia się nagle szesnastu wykonawców. Oczywiście solowe partie fortepianu zawieszone są w absolutnej czerni – dzielonka zachwyca kulturą pracy i absolutną ciszą w głośnikach nawet przy odważnym ustawieniu poziomu głośności, a sam król instrumentów może dumnie prezentować swój potencjał i trudny do przeoczenia gabaryt, który pomimo podkreślenia całe szczęście nie jest przesadzony, więc zostawia na senie wystarczającą ilość miejsca, by nie przeszkadzać pozostałym instrumentalistom. Co ciekawe pojawiające się na „(Entr’acte) Glam Perfume” trzaski Extraudio oddały z taką wiernością, że w pierwszym momencie odruchowo zerknąłem w kierunku systemu, czy przypadkiem, bądź odruchowo zamiast Lumina nie uruchomiłem swojej Kuzmy zapominając przy tym przejechać winyla szczoteczką. To się nazywa realizm. Również na „Death, Where Is Your Sting” Avatarium początek jest niewinnie lekki i skupiony na partiach wokalnych niesamowitej Jennie-Ann Smith i tutaj wystarczy dynamika w skali mikro, jednak gdy do głosu dochodzą gitary a aranżacja gęstnieje trzymany na podorędziu zapas mocy okazuje się jak znalazł tworząc wielce przekonującą ścianę dźwięków. Może nie jest to ten sam ciężar gatunkowy co to, co Leif Edling wyczynia w Candlemass (np. na świetnym „Sweet Evil Sun”), ale nawet już takie zabarwione doomową estetyką rockowe granie pozwala zauważyć drzemiący w niderlandzkich pomarańczkach potencjał. A właśnie, skoro wspomniałem o ostatnim krążku Candlemass to warto podczas jego odsłuchu nieco zaszaleć z głośnością i dać się wciągnąć ichniejszym bogom („Scandinavian Gods”) w głąb skandynawskiej otchłani pełnej mroku, jęków potępionych i wszechobecnej rozpaczy. Przy odpowiednim poziomie decybeli efekt wydaje się porównywalny do jazdy ognistym dragsterem przez najmroczniejsze zaułki piekieł. Wściekle kąsające gitarowe riffy, bezlitośnie bijący po trzewiach bas i chropowaty jak tym strukturalny wokal dopełniają obrazu zniszczenia. Co ciekawe, pomimo wspomnianego, iście stoickiego spokoju perkusja nie została pogrubiona, więc werbel miał właściwą sobie kruchość i dopiero stopa potrafiła zabrzmieć z właściwym sobie dociążeniem i mocą.
Jednak im dłużej Extraudio u mnie gościły, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że niezależnie od muzycznej strawy jaką im zaserwuję każdorazowo słyszę ich firmową sygnaturę, która co nieco finalne brzmienie modeluje. O ile jednak trudno było uznać ową cechę za przysłowiowe granie wszystkiego na jedno kopyto, to pewne zaokrąglenie konturów i nieco stereotypowa „D-klasowa analogowość”, lecz bez uszczerbku na głębi sceny i jej napowietrzeniu, wydawały się na stałe wpisane w ich DNA. Jak się jednak miało okazać wystarczyło odseparować cytrusowe rodzeństwo i wyszło szydło z worka, bowiem za ową grubszą kreskę w lwiej części odpowiadał XP-A1500 a XP5 jawił się jako praktycznie całkowicie transparentny i krystalicznie przejrzysty komponent, który w torze pełni rolę li tylko funkcjonalnego interfejsu przekazując pełen pakiet informacji o tym co przed nim i akomodując to pod względem elektrycznym na potrzeby optymalnego wysterowania końcówki mocy.
Wróćmy jednak do muzyki, bowiem najwyższa pora na szalony i niezwykle trudny do jakiegokolwiek zaszufladkowania materiał jakim bez wątpienia jest „Hellfire” Black Midi, na którym większość, nawet stricte high-endowych systemów najdelikatniej rzecz ujmując rzuca ręcznik na ring i ze spuszczoną głową podąża w kierunku szatni. Fakt ten przestaje dziwić w momencie, gdy odkrywamy, że na przestrzeni raptem niespełna 39 minut zostajemy porażeni nieprzewidywalnym zlepkiem psychodelicznego jazzu, metalu, noise’u, art-rocka, współczechy, punka i … flamenco. To tak jakby to, co zapoczątkował Frank Zappa zostało przemielone, suto doprawione substancjami psychoaktywnymi i ulepione na nowo. Ot muzyczne szaleństwo w najczystszej a zarazem ekstremalnej formie, gdzie za połamanymi liniami melodycznymi nie sposób nadążyć, każdy utwór przypomina narkotyczne wizje podczas jazdy na rollercoasterze a ogromem serwowanych przez głośniki informacji spokojnie można by obdzielić nie jeden a ze trzy albumy. I wiecie Państwo co? O ile zazwyczaj po takiej kuracji muszę chwilę odzipnąć, to tytułowy duet sprawił, że żadna przerwa regeneracyjna nie była tym razem konieczna, gdyż całość została na tyle ucywilizowana i uporządkowana, że może straciła odrobinę ze swojej bezpardonowej zaczepności, lecz finalnie było to z korzyścią zarówno dla niej, jak i zmysłów słuchaczy. Oczywiście zastąpienie XO-A1500 moim równie transparentnym co XP5 i zarazem bezlitosnym Brystonem dało bardziej prawdziwy obraz sytuacji, to blisko trzy kwadranse z taką prawdą są wstanie znieść jedynie najwięksi miłośnicy ekstremalnych doznań nausznych i … ekipa w studiu nagraniowym, bo właśnie 4B³ między innymi do tego ma właśnie służyć a czego by o końcówce Extraudio nie mówić, to pełnokrwisty lew salonowy i mile mruczący kanapowiec.

Extraudio XP5 & XP-A1500 to zestaw ze wszech miar high-endowy, lecz zarazem daleki brzmieniowo od laboratoryjnej analityczności a pod względem estetycznym nader śmiało puszczający oko w kierunku designerskiego lifestyle’u. Oferuje bowiem niemalże nieograniczoną moc, świetną ergonomię i miły uchu dźwięk poniekąd przeczący stereotypom mówiącym, o tym, że im wyższej klasy system posiadamy, tym mniej płyt daje się na nim słuchać.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak w obecnych czasach podzielony jest segment tranzystorowego wzmacniania sygnału audio, wszyscy dobrze wiemy. To bezwarunkowa dominacja klasy AB, niestety ilościowo pozostająca sporo w tyle, za to konsekwentnie trzymająca liczbowy fason klasa A oraz ostatnimi czasy mocno dobijająca się do miana zasłużonego członka panteonu klasa D. Oczywiście każda z nich to inny sposób na prezentację muzyki. Jednak co ciekawe, gdy dwie pierwsze z racji wieloletniego rozwoju swoich możliwości bezproblemowo znajdują swoich zagorzałych fanów, najmłodszy, można by rzec awangardowy sposób amplifikacji (klasa D) nadal konsekwentnie walczy o choćby podobny ilościowo, nie wspominając nawet o pewnego rodzaju postrzeganiu jako kultu, status do choćby uważanego za królewskie wzmocnienia A. Na szczęście owa walka coraz częściej ma swój ciekawy finał soniczny, czego bardzo dobrym przykładem jest dystrybuowany przez chełmżyńskiego dystrybutora Quality Audio intrygujący konstrukcyjnie zestaw pre-power holenderskiej marki Extraudio, z portfolio której udało nam się pozyskać wykorzystujący w trzewiach lampy elektronowe, pracujący w klasie A przedwzmacniacz liniowy XP5 oraz mogącą pochwalić się stopniem wejściowym w klasie A, finalnie pracującą w klasie D, monstrualną mocowo (1500W/8 Ohm) końcówkę mocy XP-A1500.

Pewnie nie tylko dla mnie, ale również dla wielu z Was jest jasne, iż to co odwiedziło nasze progi, w kwestii wyglądu rozbiło przysłowiowy bank. Powiem więcej, bez oglądania się na poprawność polityczną jestem w stanie wygłosić tezę, że we wspomnianym aspekcie pozostawiało w tyle większość konkurencji. To w kilku żołnierskich słowach są znakomicie prezentujące się, średnie rozmiarowo dla elektroniki audio, zaoblone na narożnikach, zunifikowane dla obydwu produktów, z pozoru skromne, ale jakże wymowne w wyglądzie prostopadłościenne skrzynki. Ich fronty i tylne panele wykonano z bardzo twardych, dzięki temu tłumiących szkodliwe rezonanse, grubych płatów lotniczego aluminium, zaś boczne ścianki oraz górne w celach wietrzenia układów elektrycznych mocno wentylowane otworami w kształcie logotypu marki – coś na kształt poziomo zorientowanego biszkopta, górne płaszczyzny pomalowano na fenomenalnie odbieraną wizualnie soczystą pomarańczę. To jest w dobrym tego słowna znaczeniu tak diabolicznie wyraziste, że choć widziałem na własne oczy, nie wiem, czy jest w stanie zostać przebite nawet przez wykończenie w wykonywanej za dopłatą polerowanej miedzi. Przywołując kilka informacji na temat pre liniowego w temacie awersu nie mogę przemilczeć znakomitego wizualnie rozlokowania na zewnętrznych rubieżach dwóch chromowanych gałek funkcyjnych – lewa wybór wejść, prawa wzmocnienie sygnału, a w osi pomiędzy nimi diody sygnalizujące wybór jednego z nich i tuż pod nimi obrysowo podświetlany „biszkoptowy” włącznik z nadrukowaną nazwą marki. Jeśli chodzi o rewers, ten w XP5 oferuje użytkownikowi cztery wejścia liniowe RCA z opcjonalnym phonostagem włącznie, zacisk uziemienia, jedno wejście XLR, po jednym wyjściu RCA/XLR, taki sam zestaw terminali wejścia na procesor oraz gniazdo zasilania. Gdy przyszedł czas na w pełni symetryczny piec XP-A1500, w kwestii wyposażenia w manipulatory z naturalnych przyczyn wykonywania prostego zadania wzmacniania sygnału audio nie ma miejsca na zbędne fanaberie, dlatego na przednim panelu mamy do dyspozycji jedynie z bliźniaczy do pre włącznik z nazwa brandu, natomiast na tylnym symboliczne wejścia sygnału w wersji RCA/XLR, zaciski kolumnowe WBT oraz gniazdo IEC. Całość opisanego zestawu wieńczy metalowy, zgrabny w użytkowaniu, wyposażony jedynie w 4 najważniejsze funkcje, dodawany do przedwzmacniacza pilot zdalnego sterowania.

Co prawda nie zawsze, ale jeśli coś niesie ze sobą ciekawe wnioski, staram się sprawdzić, co w tego typu testowych zestawach wnosi każdy z komponentów. To oprócz wiedzy w odniesieniu do całości testowanego konglomeratu pozwala mi wysnuć ostateczne wnioski co do grupy docelowej podczas puentowania danego wydarzenia odsłuchowego. Dlatego rozpoczynając opisywanie usłyszanych wyników z niekłamanym zadowoleniem informuję, iż nasi bohaterowie znakomicie się uzupełniają. Mianowicie chodzi o to, że końcówka ze swoją niebagatelną mocą nie tylko utrzymywała w ryzach moje znaczne rozmiarowo niemieckie kolumny, ale przy okazji finalnemu brzmieniu nadawała znakomitej, bo kontrolowanej, zjawiskowo pulsującej energii oraz posmaku fajnej plastyki. To naturalnie skutkowało lekkim, lecz dalekim od uśredniania zaokrągleniem krawędzi kreowanych na szerokiej i głębokiej wirtualnej scenie źródeł pozornych, jednak było całkowicie zrekompensowane oddaniem nieprzewidywalnością muzyki w domenie natężenia impulsu jej wybrzmiewania. I gdy po takim obrocie sprawy wydawałoby się, że musimy iść na co prawda nieduże, ale jednak kompromisy, z odsieczą przyszedł przedwzmacniacz liniowy. Pełen iskry, witalności, rozmachu w prezentacji, a przy okazji dzięki pracy w klasie A zjawiskowej namacalności, dzięki czemu razem stworzyli coś, czego nie powstydziłby się żaden, nawet najdroższy zestaw audio. Czego dokładnie? Połączenia mocy, a dzięki temu panowania nad kolumnami z dobrym odpowiednim oddaniem cech każdego nurtu muzycznego od agresji, po pewnego rodzaju nostalgię.
Rozpoczynając opis od udowadniania dobrego pokazania agresji słuchanej muzyki przytoczę ostatnią produkcję Ozzy’ego Osbourne’a „Patient Number 9”. To niezbyt dobrze zrealizowany materiał i gdy teoretycznie już samo dobro wnoszone przez końcówkę mocy w postaci plastyki i nasycania przekazu bardzo mu pomogło przyjaźniej wybrzmieć, to w pakiecie oferta przedwzmacniacza jawiąca się jako powiew świeżości i transparentności nadając muzyce lotności i otwartości dobitnie pomagała przekonać się, z jak zmasakrowanym, bo skompresowanym materiałem miałem do czynienia. Z jednej strony przekaz nabrał kultury, a z drugiej nadal był nacechowany delikatnym pokazaniem jego prawdziwego ja, czyli tłumacząc na nasze dał się słuchać i zarazem nie stał się nudnym ulepkiem. Ozzy i jego kompania dzięki dawce nasycenia znacznie lepiej wypadli w swoich teraz gęstszych i lepszych barwowo popisach, a przy okazji pokazywali zawartą w tym szaleństwie wyrazistość każdej nuty.
W może nie w identycznym, bo kolejnym przykładem płytowym będzie znakomicie nagrany materiał, ale równie ciekawie pokazującym zalety zestawu Extraudio tonie będzie występ braci Oleś z Christopherem Dellem „Górecki Ahead”. I nie chodzi jedynie o lepsze oddanie równowagi pomiędzy ilością w dźwięku pudła kontrabasu i ostrości szarpanych strun, czy esencją i energią stopy perkusji wspomnianego rodzeństwa, ale również znakomite wybrzmiewanie soczystego, krągłego i rewelacyjnie dźwięcznie zawieszonego w eterze wibrafonu. Jego wielobarwność i nośność były na znakomitym, taki jak lubię poziomie, co po początkowym przesłuchaniu samej końcówki mocy lub pojedynczego występu pre nie było takie oczywiste. Końcówka nie pokazałaby tej świeżości, a przedwzmacniacz nasycenia tego instrumentu, dlatego na wstępie zaznaczyłem, że opisywany tandem jest dla siebie wręcz stworzony. To połączenie płynności i rozsądnej ostrości w jednym, za co należą się konstruktorom brawa.

Doszedłszy do finału dzisiejszego spotkania, jestem Wam winien sprecyzowanie zalet i ewentualnych wad oraz grupę docelową dla przybyłych z Niderlandów konstrukcji. Jeśli chodzi o zalety, te opiewają na swobodę prowadzenia nawet najbardziej wymagających kolumn w estetyce odpowiednio zbilansowanej wagi, dobrego impulsu i swobody zawieszania namacalnych bytów na wirtualnej scenie. Niestety z wyartykułowaniem potencjalnych wad będę miał problem, gdyż takowe – jeśli przesuwanie brzmienia systemu w jedną ze stron kosztem innej jak zwyczajowo robi to znacząca większość konkurencji, podczas solowych występów obydwu urządzeń można zakwalifikować jako wadę, w moim odczuciu w dosłownym tego słowa znaczeniu nie występują. Gdzie zatem bazując na tym wywodzie widziałbym tandem pre-power Extraudio? Szczerze powiedziawszy wszędzie bez względu na potencjalny docelowy zestaw. To jest na tyle uniwersalne granie, że powinno poradzić sobie nawet z nieco zmanierowanymi układankami. Naturalnie jeśli ktoś mocno przekroczy linię dobrego smaku, może być różnie. Jednak i w takich przypadkach jeśli nie oferowana przez końcówkę moc, to być może otwartość prezentacji przedwzmacniacza sprawią, że mogący pochwalić się taką wtopą osobnik zrozumie, gdzie popełnił błąd i nawet jeśli nie komplet, to zostawi sobie jeden z prezentowanej dwójki. Utopia? Bynajmniej. To naprawdę jest bardzo możliwe.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Extraudio
Ceny
Extraudio XP5: 117 000 PLN
Extraudio XP-A1500: 105 000 PLN

Dane techniczne
Extraudio XP5
Wejścia: 4 pary RCA, para XLR, para RCA i XLR Processor
Wyjścia: para RCA; para XLR
Zastosowane lampy: 2 x 6922
Pasmo przenoszenia: 10Hz – >250kHz +0dB;1Hz +0db – 1MHz -1dB
Max. napięcie wejściowe: 20V rms (XLR)/ 10V rms (RCA)
Max. napięcie wyjściowe:16V rms (XLR)/ 8V rms(RCA)
Zniekształcenia THD:0.0027%
Odstęp sygnał/szum:> -102dB
Dynamika:> -102dB
Wzmocnienie: 16db (XLR)/ 8db (RCA)
Impedancja wejściowa: 120kΩ (XLR)/ 60kΩ (RCA)
Pobór mocy: 20W; 0,5W standby
Wymiary (S x W x G): 44 x 12 x 40 cm
Waga: 18 kg

Extraudio XP-A1500
Wejścia: Para RCA, para XLR
Pasmo przenoszenia: 2Hz – 110kHz +0dB
Szum własny: -160dB
Dynamika: > 120dBA
THD+N (1kHz @ 1W): 0.003 %
Prąd chwilowy: 2 x 90A
Wzmocnienie: 28dB
Współczynnik tłumienia: >1000 (8 Ω, 1 kHz)
Moc wyjściowa: 2 x 2400W @ 4Ω / 2 x 1500W @ 8Ω
Impedancja wejściowa: 7k2 Ω (XLR) / RCA SE 3K6 Ω (RCA)
Pobór mocy: 19W bez sygnału; 0.5W standby
Wymiary (S x W x G): 44 x 12 x 40 cm
Waga: 18 kg

Pobierz jako PDF