Opinia 1
Dzisiejszy test jest niezbitym dowodem na to, że zawsze warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte, które wraz z pewną dość nieszkodliwą obsesją śledzenia większości pojawiających się w sieci relacji z najprzeróżniejszych wystaw i eventów audio owocuje czasem nader ciekawymi znaleziskami. Tak też było i tym razem, gdy przeglądając nader obszerny fotoreportaż z CES przygotowany przez bezkonkurencyjną ekipę MY-HiEND natrafiłam na zdjęcie z dość mocno rzucającym się w oczy, niewielkim zwojem wściekle różowego przewodu. Chwila konsternacji, szybka weryfikacja katalogu pewnego producenta i pomimo dość późnej pory … automatyczna zaczepka na FB polskiego dystrybutora marki. Jak się okazało ten idealnie pasujący do image’u fanów Barbie, My Little Pony i niezliczonego mnóstwa innych „dziewczyńskich” gadgetów kabelek był elektryzującą, choć nieco „przemycaną” wśród innych wystawowych atrakcji nowością, która choć pokazana w wersji sauté finalnie dostępna (przynajmniej w Polsce) jest wyłącznie w konfekcji i to nie byle jakiej bo z użyciem topowych 50-ek (FI-E50 NCF (R) / FI-50 NCF (R)). Panie i Panowie, oto Furutech DPS-4.
Jak widać na powyższych zdjęciach i nadrukach utrzymanej w kolorach koszulki lidera Giro d’Italia zewnętrznej izolacji DPS-4 to efekt współpracy Furutecha z metalurgicznym odziałem Mitsubishi a w roli przewodnika wykorzystano miedź (Alpha) OCC-DUCC. Zagłębiając się nieco bardziej w detale mamy do czynienia z autorską mieszanką ultra krystalizowanej miedzi o wysokiej czystości DUCC (Dia Ultra Crystallized Copper) i klasycznej „furutechowskiej” Pure Transmission (Alpha) OCC. Pikanterii całej sprawie dodaje też fakt, że Mitsubishi jest również dostawcą przewodników DUCC dla … będącego bezpośrednim i w dodatku lokalnym konkurentem Furutecha … Acrolinka (np. do modelu 7N-PC5500). Wróćmy jednak do bohatera niniejszej recenzji. W wyniku przeprowadzonych badań okazało się, że pierwszy typ przewodnika, czyli produkt Mitsubishi Materials Industries charakteryzuje się zdecydowanie mniejszą kierunkowością aniżeli OCC. Oczywiście całość poddawana jest procesom kriogenizacji i demagnetyzacji w ramach procesu Alpha Super. Jeśli zaś chodzi o samą geometrię i o to, co w naszej różowej landrynce siedzi to tak jak już wspominałem w roli przewodników użyto miedzi Alpha-OCC i DUCC o czystości 7N. Każda żyła składa się z koncentrycznie ułożonych wiązek przewodów i tak patrząc od środka mamy 79 drucików OCC o średnicy 0.18 mm każdy skręconych w prawo, kolejną warstwę stanowi wiązka 37 żył o przekroju 0.18 mm z DUCC skręconych w lewo a zewnętrzna to kolejne 42 druciki, również o średnicy 0.18 mm z miedzi DUCC skręcone w prawo. Tym oto sposobem mamy trzy żyły o średnicy 2.75 mm (11AWG / 4.02 mm kwadratowego) w izolacji FEP (Fluoropolymer), na które z kolei nasunięto warstwę P.E. Tak przygotowane przewody są następnie ze sobą skręcane i przedzielane bawełnianymi dystansami a następnie owijane warstwą tkaniny na którą nasuwany jest czarny peszel PVC wzbogacony nano cząsteczkami porcelany i karbonu. W roli ekranu wykorzystano zarówno miedzianą folię, jak i klasyczną miedzianą plecionkę OFC, na którą z kolei powędrowała warstwa papieru a ta z kolei stała się podkładem do zewnętrznej powłoki PVC w kolorze Rose Red. W rezultacie otrzymano wściekle różowe kabliszcze o średnicy 17 mm.
O ile ze względu na kolor zewnętrznej otuliny 4-kę można byłoby uznać za produkt mocno niepoważny, to już skupiając się na brzmieniu taka klasyfikacja okazuje się nie tylko całkowicie bezpodstawna. W momencie wpięcia DPS-a w system i włączeniu muzyki w niebyt zapomnienia odsuwana jest jego szata wzornicza, gdyż już od pierwszych taktów słychać, że mamy do czynienia z przewodem tyle wybitnym, co bezkompromisowym i co równie istotnie wywołującym dość silną polaryzację doznań u swoich odbiorców. Są bowiem tacy, którzy pokochają go miłością bezgraniczną, lecz pewnie i nie zabraknie osób dostających na jego widok ataków szału i silnych reakcji alergicznych. O co chodzi? O właściwą implementację w torze a przede wszystkim o miejsce, w jakim go wepniemy i towarzystwo z jakim przyjdzie mu współpracować. Dziwne? Dla laików i jednostek uparcie negujących wpływ okablowania zarówno sygnałowego, jak i zasilającego na finalne brzmienie systemów może i tak, lecz dla tych którzy nie tylko usłyszeli i uwierzyli, lecz mają na koncie dziesiątki, jeśli nie setki kablowych i sprzętowych roszad to praktycznie chleb powszedni i oczywista oczywistość. W końcu obszar audio wcale tak bardzo nie różni się np. od świata kulinariów, gdzie musztarda Dijon świetnie sprawdza się z wołowiną a nieco „gryzie się” z tortem bezowym, do którego zdecydowanie lepiej pasuje ajerkoniak niekoniecznie komponujący się z kolei z wołowiną. I tak samo jest z Furutechem, którego na początek najlepiej umieścić na samym końcu toru a następnie sukcesywnie przesuwać w kierunku źródła. Powód takiej metodologii leży w natywnej, atawistycznej naturze tytułowego przewodu, który oferuje tak niewyobrażalną rozdzielczość, że po prostu z reguły „przytyka” kolejne, znajdujące się za nim ogniwa. Z jednej strony trzeba zatem zadbać o odpowiednie zasilanie pozostałych komponentów a z drugiej o same urządzenia bezpośrednio z sygnałem audio pracujące, by ustrzec się umownego „przepełnienia bufora”. Można też pójść na przysłowiowe skróty i zgodnie z zasadą raz a dobrze … cały system okablować ww. przewodami.
Wróćmy jednak do wspomnianej bezkompromisowości i w tym momencie proszę mnie tylko źle nie zrozumieć – DPS-4 nie dodaje, nie multiplikuje informacji, brzydko mówiąc nie majstruje też w sygnale a jedynie eliminuje wąskie gardła i pozwala podpiętym nim urządzeniom grać na maksimum swoich możliwości. Tu nie chodzi o efekciarską hiper-detaliczność i epatowanie wyciągniętymi z dalszych planów niuansami a o referencyjną wręcz rozdzielczość. Słyszymy bowiem więcej, lecz z zachowaniem reguł gradacji planów i przyporządkowanych im miejsc poszczególnych źródeł pozornych. Dodatkowo efekt ten uzyskujemy nie poprzez rozświetlenie sceny a poprzez … zwiększenie naszych zdolności percepcyjnych – wyostrzenie zmysłów. To, co do tej pory zdawało się być ukryte nie tylko w półcieniach, co wręcz w mroku jesteśmy w stanie z łatwością dostrzec i precyzyjnie zdefiniować z fakturą, oraz wszelkimi zawiłościami konstrukcyjnymi włącznie.
Co ciekawe efekt ten daje się zaobserwować nie tylko na materiale typowo akustycznym i zrealizowanym w iście ortodoksyjnie audiofilskich warunkach, jak dajmy na to „TARTINI secondo natura” tria w składzie Sigurd Imsen, Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, gdzie grają nie tylko muzycy, lecz i cisza pomiędzy frazami, co i na zdecydowanie bardziej syntetycznych pozycjach. Przykładowo dość świeża ścieżka dźwiękowa do filmu „John Wick: Chapter 2” może pozornie wydawać się dość niewdzięcznym i zarazem zbyt niskich lotów materiałem demonstracyjnym, lecz pojawienie się w torze DPS-4 sprawia, że cała powierzchowna sztuczność i plastikowość ustępuje miejsca trójwymiarowym, mrocznym instalacjom na których odzywają się wygenerowane syntetycznie dźwięki a od czasu do czasu niepokojąco potępieńczy wokal Nostalghii. Niesamowite wrażenie robi bas, który od snujących się tuż przy ziemi subsonicznych i pozbawionych realnych kształtów pomruków potrafi z tzw. nienacka zaatakować konturowym, twardym i monolitycznym ciosem a następnie rozpaść się na atomy i zdematerializować w cyfrowym szumie. Jeśli dodamy do tego typowo ambientową – bezkresną przestrzeń, to bardzo szybko okaże się, że staliśmy się zagorzałymi fanami gatunków muzycznych, które do tej pory traktowaliśmy z lekkim przymrużeniem oka, bądź jedynie jako dodatek do akurat oglądanych filmów.
Jeśli zaś chodzi o samą precyzję, kreowanie nastroju i wspominaną już grę ciszą, to pozwoliłem sobie sięgnąć po nieprzeciętnej urody album „Elegy” Æon Trio, podczas realizacji którego użyto okablowania … oczywiście Furutecha. Minimalistyczne formy, całkiem miła, nawet dla niewprawionego ucha, melodyka a przede wszystkim zaskakująca na tym poziomie holograficzna namacalność sprawiają, że trudno oderwać się od słuchania. Warto mieć jednak na uwadze fakt, że każdorazowe włączenie muzyki spowoduje automatyczne wyłączenie nas z codziennego harmonogramu standardowych obowiązków a planowana chwila może przeciągnąć się w bliżej nieograniczony ramami czasowymi maraton. Sporo frajdy daje przy okazji umiejętność nie tyko różnicowania, co naprawdę wiernego odwzorowywania akustyki i gabarytów pomieszczeń w jakich dokonywano poszczególnych nagrań. Dzięki temu pogłos sali w Beauforthuis zarejestrowany na „Elegy” daleki jest od ciasnych studyjnych pomieszczeń a jednocześnie zdecydowanie mniej „rozedrgany” od niemalże mistycznych wnętrz Opactwa Noirlac, gdzie nagrał będący naszą dyżurną referencją album „Monteverdi – A Trace of Grace” Michel Godard.
Furutech DPS-4 t przewód pod każdym względem wybitny, żeby nie powiedzieć wyczynowy. Nie dość, że uwalnia potencjał drzemiący w podłączonej do niego elektronice, to w bezpardonowy sposób potrafi wskazać elementy naszego toru, nad którymi warto byłoby popracować. Jednak zamiast piętnować ewentualne anomalie jasno daje do zrozumienia, gdzie warto go użyć a wraz z kolejnymi upgrade’ami uzupełniać o kolejne egzemplarze. Wydaje się też być świetnym uzupełnieniem do stojącego nieco wyżej w firmowej hierarchii NanoFluxa-NCF z którym w duecie może stworzyć prawdziwy dream – team oferując zarówno ponadprzeciętną rozdzielczość, jak i wybitnie uzależniającą muzykalność.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Accuphase DP-410; Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Plato Lite
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201; Electrocompaniet ECG 1 + Lyra Delos
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Devialet Expert 440 Pro
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Thixar Silence Plus
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Rozprawianie na temat okablowania przy uwzględnieniu wszelkich związanych z tym tematem za i przeciw z jednej strony naraża nas (opiniodawców) na najzacieklejszy internetowy hejt, z drugiej zaś, dla większości populacji audiofilów jest czymś, bez czego nie wyobrażają sobie wstępnego planowania synergicznego zestawienia generującego dźwięk systemu. I gdy większość recenzentów zakładając fakt pisania dla tych zainteresowanych, swój wstępniak opiera najczęściej o historię i osiągnięcia danego brandu, ja wiedząc, iż tytułowa marka jest swoistą ikoną wszelkiego rodzaju okablowania i akcesoriów związanych z szeroko pojętym tematem audio, na będący dzisiejszym bohaterem ubrany w peszel splot „drutów” spojrzę od całkowicie innej strony. O co chodzi? O nic nadzwyczajnego, tylko jego bardzo mocny kontrast kolorystyki zewnętrznej powłoki utrzymanej w tonacji nie dającego przejść do porządku dziennego wściekłego różu z będącymi konsekwencją jego zastosowania wartościami. Nie wierzycie? Zatem zapraszam do lektury tekstu, który już po zapoznaniu się z serią fotografii uzmysłowi Wam, iż w temacie wyglądu nie rzucam słów na wiatr. Powiem szczerze, gdy kilka lat temu twórca lwiej części mojego systemu (Pan Kazuo Kiuchi) wypuścił linię sieciówek mocno przypominających jadowitą, żółto-czarno-czerwoną żmiję, myślałem, iż bardziej ekstrawagancko się nie da. Z perspektywy czasu i dzisiaj opisywanego doświadczenia wiem, iż było to błędne założenie, gdyż tym razem, również z Japonii, zawitało w moje progi coś, co nawet mnie, bardzo otwartego na wszelkie szaleństwa wizualne przedstawiciela homo sapiens, swą nonszalancją barwową z łatwością strąciło z pantałyku. I tutaj dochodzimy do clou rozpoczynającego nasze spotkanie akapitu. Gdy wspomniany trójkolorowy Harmonix swoim ubarwieniem ma się nijak do tego, co wnosi do dźwięku (przy szaleństwie barwowym ogólnie mówiąc skupia się na uplastycznieniu i dociążeniu średnicy), obiekt dzisiejszej rozprawy wyraźnie udowadnia, iż leżące u podstaw jego powstania założenia soniczne (o tym w dalszej części tekstu) są pewnego rodzaju odzwierciedleniem wyglądu zewnętrznego. Ok., nie będę więcej kluczył. Mam przyjemność przedstawić znaną wszystkim czytelnikom japońską markę Furutech, która w ostatnim czasie wprowadziła do swojego portfolio wyprodukowany z pomocą Mitsubishi ukrywający się pod nazwą DPS-4 kabel zasilający. Ale to nie koniec związanego z ową nowością pakietu informacyjnego. Z uwagi na fakt iż DPS-4 jest produktem „ze szpuli”, dystrybutor marki – katowicki RCM, postanowił zaterminować go najnowszą linią wtyków z serii FI-50 NCF(R). Przyznacie, że zapowiada się ciekawie, zatem zapraszam do zapoznania się z niezbyt długim, ale jakże brzemiennym w pozytywne odczucia testem.
Akapit obrazujący, z czym mamy do czynienia, nie będzie zbyt długi. Raz, to jedynie kabel sieciowy i z reguły jest odporny (choć nie zawsze) na większą ekwilibrystykę wizualną, a dwa, już we wstępniaku zaznaczyłem, iż jest obłędnie różowy i nawet po dokładniejszym obejrzeniu nie znajdziemy na nim jakiejkolwiek ekstrawagancji w postaci eksponującej jego okazałość plecionki, tylko gładką, okraszoną stosownymi informacjami kto i dla kogo go wykonał połyskującą otulinę. Jednym słowem koszmar wizualny dla przykładających wielką wagę do spójności kolorystyki w przestrzeni za sprzętowej melomanów wzrokowców. Mało tego. Na dobicie pacjenta los w swej nieprzewidywalności zmusił sonicznie dystrybutora do zastosowania nijak mających się w temacie wizerunkowej kompozycji całości wtyków z połyskującego metalu i srebrzonego włókna. I wiecie co? Wydaje się, że to jest poza granicami możliwości jakiejkolwiek akceptacji. Jednak osobiście po kilku tygodniach używania tego kolorystycznego miszmaszu z pełną świadomością estetycznej kontrowersji produktu, bez problemu łykam to jak pelikan. I nie li tylko z racji jego pozytywnego wpływu dźwiękowego na posiadany zestaw, ale również wzbudzania w mojej świadomości graniczącej z panicznym śmiechem wewnętrznej radości z posiadania takiego odmieńca w swojej samotni. Naprawdę, to działa. Spróbujcie sami, a przekonacie się, że coś w tym jest. Albo go znienawidzisz, albo pokochasz.
Dobrze, koniec żartów. Nie będę owijał w bawełnę, gdyż to jednak tylko kabel zasilający. Gdy wpinałem ów drut w mój system, byłem już po wstępnych odsłuchach w siedzibie dystrybutora, gdzie muszę przyznać, wypadł bardzo dobrze. Jednak wiedząc z doświadczenia iż wyjazdowe zderzenia z możliwościami jakiegokolwiek produktu często mają się nijak do tego, co udaje się uzyskać u siebie, nie miałem wielkiej napinki na sukces w moich okowach. Ot zaliczyłem zwykłe, a rzekłbym nawet, beznamiętne rozważania: zagra to dobrze, a jak nie, to drugie dobrze. Tymczasem tytułowy przewód zasilający sprawił mi bardzo dużą, pozytywną niespodziankę. Raz, że dodatkowo otworzył witalnie już dotychczas naładowany sporym pakietem informacji dźwięk, przez co otrzymałem zwiększenie rozdzielczości środka pasma i zaskakująco gładkie doświetlenie górnych rejestrów, a dwa, przy minimalnym wzroście udziału wyższego zakresu niskich rejestrów mocniej chwycił je za przysłowiowe gardło. Bawiłem się tym kablem dobrych kilkanaście dni, mimo przesłuchania sporej ilości krążków nadal ciężko mi jest określić pełny zakres jego ingerencji, gdyż wszystko robi w tak szlachetny, czytaj wyrafinowany sposób, że postawienie końcowej kropki nad „i” wymaga pełnego poznania, a na to potrzeba więcej czasu. Ale jedno jest pewne, dotąd celebrująca każdą nutę, użytkowana przeze mnie na co dzień japońsko-austriacka układanka po wpięciu DPS-4 pokazała nowe pokłady rozdzielczości i muzykalności przy sporym zwiększeniu ich świeżości. Nie chcę się zbytnio rozpisywać, gdyż odbierzecie to jako recenzencki bełkot, ale zapewniam, tak ciekawe efekty zarezerwowane są tylko dla najlepszych. Jednak sęk w tym, że to co robi najnowszy kabel Furutecha zdarza się w przewodach za kilkadziesiąt tysięcy, a my rozmawiamy o drucie za niecałą ósemkę, a to już daje sporo do myślenia. Zamierzenie unikając opisów przy użyciu konkretnych płyt powiem tylko, że w przykładowej muzyce dawnej uzyskałem zwiększenie informacji o ataku strun instrumentów szarpanych, namacalności bytu wokalistów przy fantastycznie wyważonym wysyceniu każdego z wirtualnych źródeł pozornych. Dla mnie był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę, gdyż od dawna trochę mozolnie starałem się (unikam szybkich, często szkodzących w ogólnym rozrachunku ruchów) delikatnie otworzyć dla wielu moich znajomych i tak już fantastyczny dźwięk, a po tym teście wydaje mi się, że chyba doszedłem do założonej gdzieś w zakamarkach moich oczekiwań przysłowiowej ściany. Na chwilę obecną do końca nie wiem jeszcze, czy to jest apogeum moich oczekiwań, dlatego przed ostatecznym werdyktem w takiej konfiguracji muszę pożyć kilka tygodni. Jednak bez względu na przyszłe wybory cieszę się, że opisywany przedstawiciel działu zasilania nie powoduje groźnego na dłuższą metę „łał”, tylko fantastycznie, bo bardzo zrównoważenie realizuje moje oczekiwania, co dla wiedzących o czym piszę jest bardzo ważną wskazówką. Oczywistą sprawą jest fakt podobnego oddziaływania kabla na inne nurty muzyczne, gdyż opisany efekt identycznie wypadał tak w spokojnym, jak i szaleńczym free jazzie, nie zapominając również o gatunkach manifestujących bunt przeciwko światu ich potencjalnego wielbiciela. To jest identycznie wypadający we wszelkich zapisach nutowych schemat pozytywnego ożywienia dźwięku, dlatego jestem dziwnie spokojny o Wasze doświadczenia. Aby coś poszło nie tak, musielibyście mocno ocierać się o skraje równowagi tonalnej, czyli przesadną ociężałość lub analityczności, a to ewidentnie świadczyłoby o braku znajomości tematu synergicznego dobierania zestawu audio, o co w najmniejszym stopniu Was nie podejrzewam.
Tak jak zdążyłem wspomnieć, pierwszy kontakt był dla mnie sporym wyzwaniem dla wzrokowej akceptacji i jedynym ratunkiem dla DPS-4 ki był efekt dźwiękowy. Jednak przysłuchując się skutkom wpięcia japońskiego przewodu w mój tor owa potwierdzona ochotą do kreowania witalnego spektaklu muzycznego nonszalancja barwowa z łatwością odchodziła na całkowicie pomijalny margines decyzyjny, by po kilkudniowym użytkowaniu całkowicie stracić na znaczeniu i nastał czas delektowania się dźwiękiem. Gdzie polecałbym naszego bohatera? Szczerze? Wszędzie. Jest tylko jedno ale. Po nim nie może być gorszego jakościowo drutu, gdyż cała jego moc sprawcza spali na panewce. Dzisiejszy bohater powinien być ostatni przed urządzeniem lub mieć po sobie godnego współpartnera. Wiem, bo sam kilkukrotnie sprawdzałem. Zatem nie pozostaje Wam nic innego, jak najpierw przekonać się do koloru (zapewniam, że się da), a potem martwić się o swój portfel. Ale lojalnie ostrzegam, Furutech DPS-4 nie bierze jeńców. Ja poległem.
Jacek Pazio
Dystrybucja: RCM
Cena: 7950 PLN (2m)
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA