Opinia 1
O ile do tej pory wszelakiej maści akcesoria z serii Booster Furutecha swe działanie opierały na możliwie bezinwazyjnym dotyku, to tym razem Japończycy poszli o krok dalej i postanowili jednak małe co nieco w dostępne w okolicach naszych systemów dziurki powtykać. Co ciekawe zamiast operować w torze sygnałowym skupili się na optymalizacji zasilania i wzorem ponad sześć lat temu goszczących na naszych łamach Nordostów QK1 i Qv2 ich najnowsze akcesorium o kształcie karbonowego naboju a tak po prawdzie nasadzonej na firmowy wtyk tulei z włókna węglowego, należy wpiąć w listwę/gniazdo, z którego zasilamy nasz system audio. Wystarczy mieć zatem jeden wolny slot w terminalu zasilającym/ścianie by zgodnie z zapewnieniami producenta doświadczyć oczywistej poprawy wszystkiego, co dobiegać będzie naszych uszu. Ponieważ jednak, pomimo najszczerszych chęci i wieloletnich starań, nie osiągnęliśmy z Jackiem poziomu wtajemniczenia pozwalającego na wyciąganie jakichkolwiek wniosków li tylko na podstawie materiału zdjęciowego dostarczonego wraz ze standardowymi notkami natury promocyjnej, chcąc cokolwiek wiążącego na temat tytułowej nowości w portfolio Furutecha, czyli „optymalizatora sieci” NCF Clear Line powiedzieć byliśmy skazani na doświadczenia natury empirycznej. Czyli odsłuchy i to bynajmniej nie w ramach coraz popularniejszych sesji online na Teamsach i YouTube a nieco starodawnych – prowadzonych przez nas samych, w naszych dyżurnych systemach, przy użyciu nader namacalnych egzemplarzy o które zadbał dystrybutor marki – katowicki RCM.
Od strony technicznej widać dość bliskie powinowactwo z również pasywnym ww. Nordostem QK1 wykorzystującym m.in. technologię LRC (Load Resonating Coil). Chodzi bowiem o to, iż w NCF Clear Line znajdziemy dwie cewki powietrzne wykonane z emaliowanej miedzi α(Alpha)-OCC, których długość/ilość zwojów została dobrana na etapie żmudnego procesu testów odsłuchowych i porównań. Tak przynajmniej stoi w instrukcji.
Jak już zdążył przyzwyczaić nas Furutech wszystkie metalowe części poddawane są dwuetapowemu procesowi Alpha, w którym najpierw fundowana jest im kriogenizacja w temperaturach oscylujących w granicach od -250 do -196 °C a następnie demagnetyzacja. Z kolei sam korpus, choć oficjalnie będący oczywistą mieszanką włókien nylonowych z węglowymi suto podsypanymi ceramicznymi nanocząsteczkami i pyłem węglowym, czyli mającą właściwości antywibracyjne i anty-zakłóceniowe miksturą NCF (Nano Crystal² Formula) tak naprawdę ma zdecydowanie bardziej skomplikowaną, czterowarstwową budowę. Na zewnątrz mamy specjalnie utwardzaną transparentną powłokę, pod którą znajduje się warstwa NCF i specjalna tekstura z włókien węglowych. Następnie docieramy do kolejnej warstwy plecionki NCF i carbonu a na samym końcu, czyli w roli „wyściółki” wnętrza uszczelnionych ciśnieniowo komór powietrznych wykorzystano izolację z żywicy nylonowej i NCF. Bolce wtyku są oczywiście rodowane, całość skręcono specjalnymi śrubami T10 ze stali nierdzewnej z precyzyjnie dobraną siłą a pozornie stanowiący li tylko ozdobę – łapiący za oko firmowym logotypem dekielek również wykonano z żywicy NCF aby zapewnić nie tylko jak najlepsze tłumienie układu, lecz również jego zbawienny wpływ na równowagę tonalną i pasmo przenoszenia. A to wszystko właśnie dzięki eliminacji szkodliwych ładunków elektrostatycznych na drodze generowania jonów ujemnych i zamiany rezonansów mechanicznych w daleką podczerwień.
Tyle teorii, a jak owe piękne formułki sprawdzają się w praktyce? Po pierwsze fakt pojawienia się Furutecha NCF Clear Line w torze zasilającym jest wyraźnie słyszalny, czyli pierwsze wątpliwości, co do jego działania, bądź (nie)działania mamy z głowy. Problem w tym, iż przynajmniej w naszym przypadku sam fakt „robienia czegoś przez coś” nie jest celem samym w sobie, lecz jedynie punktem wyjścia do określenia, czy owe „coś” danemu systemowi „robi dobrze”, czy wręcz przeciwnie. Jeśli efekt jest pozytywny tematem się zajmujemy, jeśli nie … ustrojstwo wraca do dystrybutora / producenta a my nie tracimy więcej czasu na samoumartwianie z czymś, co ewidentnie nam nie leży. Skoro jednak czytają Państwo niniejsza epistołę, to znak, że jednak Furutech coś dobrego musiał zrobić. I tak też jest w rzeczywistości, gdyż NCF Clear Line w sposób zauważalny robi coś, co wydawać się może na pierwszy rzut oka i ucha wręcz sprzeczne. Mowa bowiem o jednoczesnym przyciemnieniu przekazu z jednoczesną poprawą jego rozdzielczości. Ot taki audiofilski, pozorny przejaw logiki parakonsystentnej. Pozorny? Tak, gdyż owo przyciemnienie jest przyciemnieniem tylko … pozornym a tak naprawdę oznacza eliminację wysokoczęstotliwościowych szumów i szkodliwych artefaktów z jednej strony kierujących uwagę słuchacza ku górnym rejestrom a z drugiej operujące na owych pułapach instrumenty zmazujące i pokrywające szorstką „korozją”. Furutech owe anomalia usuwa, dzięki czemu nie musimy już tak angażować własnych zmysłów do ich filtracji i skupiać na nich uwagi, więc automatycznie dostrzegamy szerszy, bardziej stabilny obraz. Kontury poszczególnych instrumentów i muzyków/wokalistów przestają kłuć w oczy i przyjmują zdecydowanie bardziej adekwatną do rzeczywistości postać. Zamiast atakować nas swoją kanciastością dostajemy wszelakie informacje o ich gabarytach i „fizycznej postaci” a jednocześnie nie operujemy na poziomie męczącego na dłuższą metę hiperrealizmu. Proszę się jednak nie obawiać zbytniej słodyczy przez którą Barb Jungr zabrzmi jak Diana Krall a Youn Sun Nah jak Queen Latifah. Nic z tych rzeczy, ww. Panie pozostaną w 100% sobą a ich charakterystyczne walory wokalne nie ulegną złagodzeniu i polukrowaniu, lecz wreszcie będziemy mogli usłyszeć je takimi, jakimi w rzeczywistości są a nie przez pryzmat pewnej „mory” przekłamującej ich obraz.
Jednak w roli przykładu nie posłużę się reprodukcja głosu przedstawicielki płci pięknej, a sięgnę po prog-rockowe klimaty rodem z Południowej Walii w postaci zadziornego albumu „Inescapable” formacji Godsticks. Znacie? Jeśli nie, to gorąco polecam, jednak od razu uprzedzam, iż uzewnętrzniający się do mikrofonu Darran Charles sybilantów nie szczędzi a i sama realizacja niespecjalnie próbuje owe zapędy tonizować. Dochodzi wręcz do tego, że wokal staje się bardziej kąśliwy niż nomen, omen całkiem brudne i mroczne gitarowe riffy, co poniekąd powinno dać Państwu wyobrażenie o skali zjawiska. Nie brzmi to zbyt zachęcająco? Cóż, mi taka lekka ofensywność czasem przydaje się na rozbudzenie, jednak aplikacja tytułowego Furutecha sprawiała, że efekt finalny ulegał niezaprzeczalnemu ucywilizowaniu, jednak nie poprzez przykrycie wszystkiego ciężkim gaśniczym kocem a pracę u podstaw – począwszy od lepszego mikrofonu dla frontmana, na bardziej „troskliwym” masteringu skończywszy. Dzięki temu ładunek emocjonalny został nie tyle nienaruszony, co wręcz wzmocniony a jednocześnie element mogący powodować zmęczenie materiału zyskał na jakości i wyrafinowaniu.
A co z pozycjami, w których poprawiać za bardzo nie ma czego i po co? Dajmy na to „Tomba sonora” Stemmeklang/Kristin Bolstad. Okazuje się, że owa pewność, iż wszystko z nimi jest OK jest tylko ułudą, gdyż z Furutechami czerń tła jest jeszcze bardziej aksamitna, postaci wokalistek jeszcze bardziej namacalne a jedyne co nie wszystkim może w pierwszej chwili przypaść do gustu to pozornie krótszy czas wygasania poszczególnych dźwięków. Jednak jeśli uważniej się wsłuchamy w to, co dobiega naszych uszu z głośników z i bez NCF Clear Line, to bez trudu powinniśmy odkryć, iż to co pozornie było ostatkami dźwięków krążących pod sklepieniem jest li tylko pasożytniczymi artefaktami zaburzającymi półmrok kamiennych katakumb. Krótko mówiąc mamy sygnał źródłowy bez zbędnego bagażu pochodzącego z sieci brudu generowanego przez zasilacze impulsowe i inne ustrojstwa o których obecności w pobliżu systemów Hi-Fi i High-End lepiej nie wspominać.
Proszę się jednak nie łudzić i nie wierzyć w bajki, iż zakup Furutecha NCF Clear Line w jakiś dramatyczny sposób zrewolucjonizuje brzmienie Państwa systemów i wyniesie je ponad po wielokroć droższą konkurencję. Co prawda tytułowe akcesorium poprawia i uszlachetnia brzmienie, lecz zapewne zdają sobie Państwo sprawę z faktu, że aby uwolnić drzemiący w czymś potencjał musimy go tam mieć, gdyż z próżnego to i Salomon nie naleje. Dlatego też zamiast traktować NCF Clear Line jako przysłowiowe koło ratunkowe i próbę leczenia dżumy cholerą, sugeruję sięgać po niego na sam koniec. Ot taki audiofilski „detailing” sprawiający, iż to, co do tej pory cieszyło oczy i uszy zaprezentuje się jeszcze atrakcyjniej i czyściej.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Wzmacniacz zintegrowany: Boulder 866 Integrated, Yamaha A-S3200
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R); Atlas Eos Modular 4.0 3F3U & Eos 4dd
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Obserwując rynek audio, śmiało można stwierdzić, iż dożyliśmy czasów, w których każdy, choćby minimalnie zorientowany w meandrach dochodzenia do jak najlepszego dźwięku posiadanego systemu audiofil lub meloman zdaje sobie sprawę z wpływu dosłownie każdego związanego z jego egzystencją elementu. Jednak nie mam na myśli jedynie determinujących jakiekolwiek szanse wydania fonii komponentów typu źródło, wzmocnienie i kolumny głośnikowe, ale również wszelkie peryferia od zasilania przez połączenia sygnałowe z równoprawnym uwzględnieniem nawet najdrobniejszych akcesoriów. Jaki cel ma wyartykułowanie aż tak dokładnej listy związanych z naszą zabawą tweaków? Bardzo istotny, gdyż dzisiaj przyjrzymy się znanemu od lat w ofercie wielu firm, tak zwanemu czyścicielowi energii elektrycznej. Realizujące podobne założenia produkty znamy dobrze choćby z naszego recenzenckiego portfolio takich marek jak Harmonix, czy Nordost i wielu innych, jednak jak wiadomo, w teorii robiąc to samo, w praktyce poszczególne systemy czasem reagują na nie diametralnie odmiennie. Dlatego też, gdy pojawia się okazja, bo pozyskać z tej puli coś jeszcze nam nieznanego, bez ociągania bierzemy ową nowość na recenzencki warsztat. Taki też zaczyn miał dzisiejszy test, w którym będziemy mieli okazję przyjrzeć się kolejnemu, stosowanemu w jednym z wolnych gniazdek sieciowych naszych listew zasilających system audio, optymalizatorowi prądu. Po raz kolejny spod ręki japońskich inżynierów, jednak tym razem pochodzącego od znanego doskonale wszystkim Furutecha oznaczonego handlowymi nazwą NCF Clear Line, dostarczonego do naszej redakcji przez katowicki RCM.
O budowie naszego czyściciela prądu w gniazdku z uwagi na dokładne wyartykułowanie najdrobniejszego aspektu budowy nie tylko serca układu, czyli głównej części roboczej, co zazwyczaj zdecydowana większość producentów skrzętnie ukrywa, ale również dość skomplikowanego korpusu, nie będę się nadmiernie rozpisywał. Wspomnę jedynie, iż słowem kluczem całości projektu jest „tłumienie”. Wszelkiego typu zabiegi maksymalnego skomplikowania konstrukcji obudowy, jej poszczególne komponenty, ilość i kolejność następujących po sobie warstw, poszczególne materiały od włókna szklanego, przez nylon, po kompozyty węglowe i wiele innych półproduktów mają jedno zadanie, na ile to jest możliwe, maksymalnie skutecznie zamienić szkodliwe wibracje w ciepło, likwidując w ten sposób wszelkiego typu zakłócenia i szumy znajdującej się tuż obok naszego bohatera, sieci elektrycznej. Ale to nie wszystkie ciekawostki, gdyż w trzewiach uzbrojonego w dwa bolce z uziemieniem tupu Schuko niedużego wałka, sekcja czynna nie opiera się o jakiekolwiek kondensatory, tudzież mniej lub bardziej skomplikowane układy elektryczne, tylko dwie, według producenta dzięki pokryciu specjalną emalią tłumiące rezonans magnetyczny, pasywne cewki. Oczywiście wszystkie przed momentem wymienione komponenty obudowy i same spiralne druty zostały poddane znanej od kilku lat obróbce Alpha. Jak całość wygląda w naturze, możecie prześledzić na stronie dystrybutora. Przyznam szczerze, że opierając się na samym tekście, wszystko brzmi skomplikowanie, jednak po dodatkowym zapoznaniu się z łatwymi do przyswojenia przekrojami spokojnie jesteśmy w stanie co nieco zrozumieć. Czy przekazane w opisie producenta teorie zaakceptujecie, czy nie, to już inna historia. Dla mnie, bez względu na wszelkie potencjalne za i przeciw, najważniejszy jest fakt testowego potwierdzenia bezapelacyjnego działania tych ustrojstw. Jeśli w tym ostatnim aspekcie się ze mną zgadzacie i chcielibyście co nieco o tym się dowiedzieć, zapraszam na kilka poniższych zdań o efektach aplikacji Furutech NCF Clear Line w mój tor audio.
Rzeczonego Furutecha sprawdziłem w dwóch systemach. W moim, zasilanym dobrym, bo odbieranym z dość blisko zlokalizowanego głównego transformatora i w co piątek odwiedzanym klubie sympatyków zabawy w zaawansowane audio, w starym pokomunistycznym biurowcu. W jakim celu tak rozdrabniam ten test? Otóż w pewnych aspektach zastosowanie Clear Line’a dało dwa różne wyniki. W pewnych, bowiem będący nadrzędnym celem zastosowania takich ustrojów prądowych, główny motyw uspokojenia i nadania przyjemnej gładkości przekazowi pojawił się i u mnie i na wyjeździe. Jednak co ciekawe, gdy w soundrebelsowej, jak wspominałem karmionej niezłą energią elektryczną z dedykowanej linii na osobnym bezpieczniku, samotni nic specjalnego więcej się nie wydarzyło, to już w klubie pojawił się dodatkowy, zaskakujący zgromadzonych tego wieczora aspekt. Mianowicie bardzo wyraźnie została doświetlenia średnica i ku zaskoczeniu wszystkich bywalców tego audio-soboru, znaczniej poprawie w domenie głębokości uległa wirtualna scena muzyczna. Naturalnie to miało swoje konsekwencje w zależności od słuchanego materiału. Wszystkie wydarzenia muzyczne, oprócz nieco innej swobody wybrzmiewania ich środka pasma, budowane były na rozleglejszej scenie, jak gdybyśmy usiedli kilka rzędów dalej. Ogólnie rzecz biorąc, to było bardzo fajne uczucie, gdyż muzyka stała się lotniejsza. Niestety wiadomym jest, że zawsze jest coś za coś. W tym przypadku nie, żeby niechcianą, ale różnie przez poszczególnych słuchaczy odbieraną manierą było dodatkowe pogłębienie, już na starcie dobrze skorelowanej w tej kwestii przez system, przestrzeni dla muzyków. To nie było w żaden sposób męczące, jednak każda płyta, nawet studyjna, jakby zapraszała nas na notoryczny koncert. Naturalną koleją rzeczy po akomodacji słuchu temat nieco odszedł na boczny tor, jednak fakt jest faktem, muzyka za każdym razem nabierała ogólnego rozmachu.
Po co aż tak to gloryfikuję? Chodzi o to, że być może kilku z Was ze swoimi systemami aby dobrze oddać realia świata muzyki, właśnie takiego oddalenia od siebie wydarzeń muzycznych bezskutecznie poszukuje, czemu ten niepozorny japoński dynks ma szansę zaradzić. Oczywiście rodzi się pytanie, czy na pewno? Niestety już początek tego akapitu nie daje szans na pełną gwarancję uzyskania podobnych wyników, gdyż spełniając standardy audio co system to inny wynik, u mnie tego tematu nie zanotowałem. Przyczyna? Być może inne poziomy jakości dźwięku obydwu systemów audio lub sama jakość prądu ze szczególnym uwzględnieniem samych przewodników w ścianie – w klubie ma chyba z 60 lat, Pewności nie mam. Za to mam ją w kwestii usłyszanego wpływu na dwa różne byty audio.
Po zapoznaniu się z powyższym tekstem, jednego możecie być pewni, tytułowy Furutech NCF Clear Line za każdym razem wniesie do Waszego zestawu szczyptę spokoju. To naturalnie wpłynie na ilość i jakość wysokich tonów, bowiem pozornie będzie ich mniej, ale za to będą szlachetniejsze, dzięki czemu nie będą atakować pochodną tętnień lub szumu sieci elektrycznej, odbieraną jako nieprzyjemne zniekształcenia. Taki feedback otrzymacie nawet w przypadku dysponowania z pozoru dobrym zasilaniem – piję do sparingu u mnie. Jednak biorąc przykład aplikacji Japończyka w systemie klubowym, sprawy mogą potoczyć się w jeszcze lepszym kierunku. Mam na myśli sytuację, gdy mieszkacie w wielorodzinnym bloku lub nawet przemierzając codzienne życie w jednorodzinnym domu, jesteście podpięci na końcu lokalnej, z reguły mocno obciążonej, a przez to „zaśmieconej” linii sieci energetycznej. Co się wydarzy podczas Waszego podejścia? Jest tylko jedna możliwość, aby się przekonać. Spróbować samemu. Z pewnością nie zaszkodzi, a może okazać się ostatnim szlifem posiadanego zestawu.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0 , Melco N1Z/2EX-H60
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: RCM
Cena: 1 095 PLN / szt.
Dane techniczne
Wymiary (D x S): 88,4 x 39,5 mm
Waga: 69 g
Sugerowany czas wygrzewania: 24 h