Opinia 1
Ponieważ zarówno V-1-ka, jak i Pure Power 6 już gościły w naszych systemach i na łamach SoundRebels mogłoby zachodzić podejrzenie, iż powtórne ich pojawienie się w naszych skromnych progach jest li tylko nieudolną próbą ponownego zwrócenia na nie uwagi. To jednak tylko pozory, gdyż po pierwsze PP6 (Pure Power 6) mieliśmy okazję eksploatować ponad osiem lat temu, po drugie była to jego pierwsza a więc sprzed wprowadzenia technologii NCF odsłona i po trzecie … chociaż nie, trzeci argument wymaga nieco dłuższego rozwinięcia. W tym celu posłużę się około-kulinarną metaforyką, gdyż zapewne nie raz i nie dwa w swoich konsumpcyjnych eksploracjach spotkaliście się Państwo z sytuacją, gdy najpierw zostaliście uraczeni jakimś wybornym trunkiem a za czas jakiś sprawiającą rozkosz podniebieniu potrawą i gdzieś tam, z tyłu głowy zaczęła kiełkować myśl jakby tak połączyć ze sobą owe elementy, które zamiast ze sobą konkurować będą się wzajemnie nie tylko uzupełniały, co intensyfikowały swoje zalety sprawiając, iż intensywność doznań przezeń dostarczanych osiągnie nowy, zdecydowanie wyższy poziom. I właśnie taka chęć praktycznej weryfikacji iście królewskiego połączenia zrodziła się tuż po tym, jak tylko uporaliśmy się z testem topowego przewodu zasilającego Furutech PROJECT-V1. Nie dość bowiem, że owe kabliszcze z racji pełnionej funkcji wymaga zarówno źródła, jak i odbiorcy transmitowanej, życiodajnej energii, to z oczywistych względów kluczowym staje się dylemat nie tylko co przed, ale i za nim w torze znaleźć się powinno. Krótko mówiąc jeśli zastanawiacie się Państwo cóż z owego połączenia wynikło nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do dalszej lektury.
Zanim przejdziemy do części poświęconej kwestiom najważniejszym, czyli brzmieniu gwoli przypomnienia pozwolę sobie nieco odświeżyć garść informacji o PP6, który co prawda od swojego powstania wizualnie niewiele się zmienił, to konstrukcyjnie co nieco w nim zmodyfikowano. I tak, ze zmian widocznych od razu gołym okiem z pewnością warto wspomnieć o nowym firmowym szyldzie umieszczonym na płycie górnej tytułowej listwy zasilającej, na którym z oczywistych względów pojawił się dopisek NCF a już z mniej oczywistych dotychczasowy złożony z nieco wypukłych gumowych liter logotyp producenta został zastąpiony bardziej standardowym i zarazem pozbawionym trójwymiarowej postaci nadrukiem. Kolejnym novum są oczywiście zastosowane gniazda i to zarówno pojedyncze wejściowe – rodowane FI-09 NCF (R), jak i sześć, również wykonanych z pokrytej rodem miedzi wyjściowych FI-E30 NCF (R) w standardzie Schuko. Jeśli zaś chodzi o pozostałe kwestie, to gabaryty (szerokość 250mm x głębokość 250mm x wysokość 95mm) oraz waga (10 kg) pozostały niezmienne. Trudno się temu dziwić, skoro wykonany na obrabiarkach CNC korpus ze szczotkowanego bloku aluminium lotniczego jest nadal taki sam. Warto jednak przypomnieć, zwrócić uwagę na pewien dość istotny drobiazg natury użytkowej. Otóż jak sami Państwo widzicie PP6 uzbrojony jest w kolumnowe, zakończone ostrymi stożkami narożniki, więc już na etapie jego wstępnej aplikacji sugeruję wzmożoną czujność i zawczasu przygotować znajdujące się w zestawie dedykowane podkładki, gdyż nawet chwilowe ustawienie „nieobutej” w nie listwy na większości powierzchni pozostawi trwałe ślady swej obecności w postaci czterech wyraźnych wgłębień.
Jednak skupiając się na meritum wypadałoby kilka zdań o brzmieniu tytułowego duetu napisać i tu zaczynają się schody. O ile bowiem zwykło się uważać, że do listwy/kondycjonera prąd z przysłowiowej ściany wystarczy doprowadzić przewodem o możliwie dużym przekroju, to już jego klasa i wyrafinowanie może spokojnie nieco ustępować klasie przewodów z ww. rozgałęziacza wychodzących. W końcu kluczowa jest właśnie „ostatnia mila” i to ona w determinuje, odciska swe piętno na efekcie finalnym. I tak też traktowaliśmy podczas poprzedniego spotkania V-1-kę wpinając ją bądź to bezpośrednio pomiędzy końcówkę mocy a ścianę, bądź pomiędzy moją dyżurną listwę a Ayona. Tymczasem w ramach niniejszej epistoły konfiguracja testowa uległa pewnej roszadzie, gdyż V-1-ka finalnie wylądowała między podwójnym gniazdem ściennym Furutech FT-SWS-D (R) NCF a właśnie PP6-ką i z pewną niechęcią wynikającą ze świadomości nieuchronności kolejnych wydatków musiałem przyznać, że i przed rozgałęziaczem jakość okablowania daleka jest od pomijalnej, czy też pozwalającej na niefrasobliwe traktowanie tego obszaru. Mówiąc wprost pojawienie się japońskiej Pary Królewskiej (choć pamiętając o obowiązującym w Kraju Kwitnącej Wiśni ustroju powinienem raczej operować zwrotem cesarskiej) na tyle dramatycznie wpłynęło na brzmienie zasilanych przezeń urządzeń, że chyba tylko jednostki obarczone poważnymi problemami natury audiologicznej mogłyby je zanegować.
Duet Furutechów wprowadził bowiem niezwykle udane połączenie dynamiki i rozmachu z rozdzielczością i wszechobecnym spokojem. Nie chodzi jednak o spokój tożsamy ze spowolnieniem przekazu, zwolnieniem obrotów i hamowaniem emocji a jedynie wyeliminowaniem wszelakich oznak nerwowości i nadpobudliwości. Tutaj mamy bowiem do czynienia z siłą spokoju, gdzie owa siła oznacza właśnie ponadprzeciętne zdolności dynamiczne, z oczywistych względów o jakiejkolwiek limitacji motoryki nie wspominam, gdyż takowy zarzut w przypadku PP6 byłby ewidentną, mijającą się z prawdą złośliwością, czy wręcz faux pas stawiającą w niekorzystnym świetle nie oceniane akcesorium, co samego oceniającego. Przykładowo nagrany w przydomowym studiu, w dodatku w pojedynkę, pozornie pozbawiony chwytliwych przebojów „Both Sides” Phila Collinsa otwiera przed słuchaczami niezwykle nastrojowy, pełen oszczędnych dźwięków, intymny świat kojarzonego z wielkimi hitami artysty. I gdy wydawać by się mogło, że takie kojące skołatane nerwy rytmy niczym nas zaskoczyć nie mogą, bo gdzieś tam w tle odzywa się bas, oniryczne klawisze a w sekcji rytmicznej najwięcej do powiedzenia ma … tamburyn, to pojawia się taka perełka jak „We Fly So Close” z urzekająco nieporadną partią gitary i autentyczność, szczerość kompozycji staje się tak oczywista, że bardziej już być nie może. I właśnie owa autentyczność, szczerość w wydaniu Furutechów jest porażająca. Pozostając jeszcze chwilę przy ww. utworze warto zwrócić uwagę na to, co właśnie dzieje się w tle, czyli na odgłos przechodzącej burzy, która na mniej rozdzielczych systemach może być jedynie niezidentyfikowanymi tętnieniami a tymczasem z goszczącym u nas duetem wolumen przekazywanych a co najważniejsze czytelnych dla słuchaczy szczegółów jest pełen.
Oczywiście nie ma co się czarować, że „komercyjne” i bądź co bądź mainstreamowe wydawnictwo pozwoli nam ocenić pełnię możliwości Furutechów, bo niczego nie ujmując Collinsowi to jeszcze nie ten poziom wyrafinowania, jednak już przy referencyjnym wydaniu 2L „Magnificat” Nidarosdomens Jentekor i TrondheimSolistene ilość audiofilskich smaczków i tzw. planktonu osiąga iście krytyczny poziom. Jest to o tyle istotne, że akurat na tym albumie praktycznie każdy dźwięk rodzi się i wyłania z absolutnej czerni, gdzie jakiekolwiek przybrudzenie i wynikające z sieciowych anomalii interferencje zamazują polifoniczny przekaz. A tu dostajemy iście anielskie pienia o krystalicznej czystości umożliwiające pełen wgląd w nagranie, gdzie wyłuskanie i wskazanie poszczególnego wokalisty jest równie proste jakbyśmy zamiast słuchem musieli kierować się wzrokiem mając przed sobą zdjęcie wykonane nawet ni uzbrojonym w 102MPx sensor FujiFilm GFX 100S a Hasselbladem X2D 100C. Jednak owa łatwość selekcji nie wynika bynajmniej z iście HDR-owego przekontrastowienia a jedynie natywnej rozdzielczości i pozostając w fotograficznej metaforyce braku wynikającego z niedoskonałości czy to matrycy, czy optyki „mydła”. Ponadto kadr jest ostry od brzegu do brzegu a jednocześnie średnioformatowa plastyka nadaje całości iście filmowego klimatu.
Uniżenie proszę o wybaczenie braku konkretów w powyższych wynurzeniach, jednak niezwykle trudno opisać coś, co będąc osiągnięciem poziomu realizmu zbliżonego do tego, czego możemy doświadczyć jedynie podczas uczestnictwa w wydarzeniu muzycznym live zazwyczaj dramatycznie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiło nas klasyczne Hi-Fi a wypaczył High-End. Nie ma bowiem co się oszukiwać – niestety większość „audiofilskich” systemów reprodukowany materiał wypacza, tworzy z niego swoistą karykaturę i kieruje uwagę słuchaczy na elementy drugo, bądź trzeciorzędne a nie na to, co tak naprawdę na scenie się rozgrywa. Natomiast duet Furutecha nie ingeruje w materiał źródłowy, nie interpretuje go a jedynie nie limituje drzemiącej w systemie dynamiki jednocześnie dbając o to, by wraz z życiodajną energią do naszej drogocennej elektroniki nie dotarły żadne niepożądane śmieci. Tylko tyle i aż tyle, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż tak naprawdę mamy do czynienia jednie z pozbawionym jakiejkolwiek aktywnej filtracji rozgałęziaczem i pozornie najzwyklejszym w świecie przewodem. Diabeł jednak jak to zwykle ma w zwyczaju tkwi w szczegółach a w tym wypadku po prostu minimalizm a zarazem bezkompromisowość obu konstrukcji sprawiają, że Furutech PROJECT-V1 i Pure Power 6 NCF stają się klasą same dla siebie a nam pozostaje jedynie życzyć sobie tego, by któregoś pięknego dnia móc właśnie na nich oprzeć zasilanie naszych systemów. Czego z resztą i Państwu szczerze życzę.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones; Accuphase P-7500
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak sugerują zawarte w tytule tego spotkania nazwy komponentów, będziemy obracać się w tak zwanym ekstremalnym High End-zie. Jednak w moim odczuciu ten przypadek w temacie wydźwięku kompetencji wbrew pozorom jest dość szczególny. Co mam na myśli? Chodzi o to, że ostatnimi czasy ten dział stał się areną dla swoistych igrzysk pojawiających się jak grzyby po deszczu, nikomu bliżej nieznanych, pozycjonowanych jedynie ceną, ba, często bazujących na osiągnięciach naszych bohaterów tak zwanych firm widm. Oczywiście będąc szczerym muszę przyznać, że raz lepszych, a innym razem gorszych, jednak to tylko potwierdza fakt, iż trzeba być bardzo czujnym, by w momencie poruszania się na tym pułapie jakości i ceny pod płaszczykiem pozornego złapania Pana Boga za nogi nie dać się nabić w przysłowiową butelkę. Jakaś rada? Jasne, choćby w myśl tego rozdania testowego, stąpanie podczas wyborów po jakościowo twardym gruncie. I co ciekawe, nie z uwagi na cenę – choć dzisiejsze konstrukcje ze szczytów oferty dla portfela są bardzo wymagające, tylko jako feedback pochylenia się nad wynikiem wielu lat owocnej pracy tego brandu. O kim i o czym mowa? Znacie, znacie, o dystrybuowanej przez katowicki RCM japońskiej marce Furutech, która tym razem poprosiła nas o skreślenie kilku zdań o fuzji ich flagowych wyrobów sekcji zasilania w postaci listwy sieciowej Pure Power 6 NCF i kabla sieciowego Project V-1.
Zwyczajowo w tym miejscu na ile jest to możliwe i nosi znamiona większego sensu, staramy się przybliżyć ogólną aparycję i budowę testowanych produktów. Jednak jak wspomniałem, tak postępujemy w normalnej procedurze testowej. Tymczasem wielu z Was pewnie orientuje się, iż bohaterowie tego mitingu stosunkowo niedawno mieli swoje pełnoprawne odsłony jako pojedyncze komponenty. A jeśli tak, myślę, że nie tylko ja, ale również wielu z Was uważa, iż przywoływanie dzisiaj dogłębnych kwestii technicznych byłoby zwyczajnym przepisywaniem poprzednich informacji. Dlatego też jeśli ktoś przegapił wspomniane wydarzenia lub zwyczajnie chciałby je sobie przypomnieć, celem wnikliwego zapoznania się z technikaliami z premedytacją odsyłam zainteresowanych do rzeczonych testów kabla Furutech Project V-1 i listwy Pure Power 6 (w wersji sprzed NCF). Dzisiaj tylko wspominając, iż w przypadku terminala prądowego mamy do czynienia z przyjemnie dla oka uformowanym, wyposażonym w pasywną filtrację, płaskim prostopadłościanem z litego aluminium, a kabla V-1 z najbardziej skomplikowanym technicznie w historii marki splotem miedzianych przewodników, jako zwieńczenie akapitu z niekłamaną przyjemnością zapraszam wszystkich do zapoznania się z kilkoma spostrzeżeniami na temat wyniku sonicznego tytułowego tandemu (w moim przypadku nawet swoistego trio) spod znaku Furutecha w zderzeniu z bardzo wymagającym systemem redakcyjnym.
Jak obrazują fotografie, w swoim dorobku sprzętowym mam już jeden kabel sieciowy V-1. Niestety po ostatnim teście nie miałem serca zwracać go do dystrybutora i został jako dawca energii do transportu CD CEC TLO 3.0. Jak się pewnie domyślacie, już ten ruch mocno podniósł poprzeczką brzmienia mojego zestawu, dlatego byłem bardzo ciekawy, co się wydarzy po aplikacji tytułowego zestawu, czyli topowego kabla z topową listwą. Jak obydwa komponenty działały w solowych popisach znakomicie się orientowałem – przypominam o nieplanowanym zakupie sieciówki, dlatego przedtestowy wzrost ciśnienia obwodowego tym razem miał dwie przyczyny. Naturalnie oprócz tej typowo poznawczej jako pokłosie zabawy w recenzenta, tą niebezpieczniejszą – przynajmniej dla mojego budżetu – było ponowne rozkochanie mnie w sobie w teorii przecież jedynie testowo skonfigurowanego zestawu. Obawa była na tyle brzemienna w skutkach, że celowo opóźniałem ten proces. Niestety jak to zwykle w takich przypadkach bywa, czas strzelił jak z bicza i chcąc nie chcąc musiałem podnieść rękawicę. Efekt?
Pozwolicie, że grzecznościowo przemilczę – w pozytywnym tego zwrotu znaczeniu – cisnący się na usta, dozwolony do publikacji po godzinie 22.00 słowotok i dyplomatycznie powiem, że piorunujący. Dotychczas myślałem, że moja zbieranina zabawek audio jest pozbawiona jakichkolwiek ograniczeń w oddaniu energii wydarzeń muzycznych. Tymczasem proces testowy brutalnie pokazał mi, iż owszem, jest nieźle, jednak bez problemu da się lepiej. I zapewniam, nie rozprawiamy o jakimkolwiek skoku w bok, tylko ewidentnym progresie. A o progresie dlatego, że system podczas testu nie ewaluował brzmieniowo, tylko uwalniał z siebie dotychczas nieosiągalne poziomy, zjawiskowo aplikowanego, bo zebranego w sobie body, dzięki temu namacalności i równie intrygującego pulsu. I co bardzo ważne, nie tylko w zakresie średnicy, ale również pełnym zakresie znakomicie kontrolowanego basu. Nadal podkreślał dobry timing i rozmach prezentacji każdego podzakresu, jednak po wpięciu japońskich zabawek wszystko grało jakby swobodniej. Na tyle zjawiskowo, że poprzednią konfigurację zacząłem odbierać jako w pewien sposób ograniczaną. Oczywiście gdy nie wiedziałem, co można z niej wycisnąć, byłem w siódmym niebie, jednak po skosztowaniu innego wymiaru odczuwania zwartej w muzyce energii – odbieranej jako pewnego rodzaju zwiększenie esencjonalności grania bez skutków ubocznych typu jego spowolnienie lub zmiękczenie – nie było już mi tak do śmiechu. Muzyka żyła innym wymiarem. I zapewniam, dosłownie każda muzyka, bez jakiegokolwiek wyjątku. A to dlatego, że system został jedynie pozbawiony jakichkolwiek ograniczeń w poborze energii elektrycznej, dzięki czemu oferował wyczynową rozdzielczość i dynamikę, co bez najmniejszego uszczerbku na zastanej estetyce brzmienia przekładało się na znacznie prawdziwszą, bo pełną zaskakujących, wcześniej ukrytych gdzieś w mgiełce najdrobniejszych artefaktów, prezentację muzyki. Nie wyskakujących jako przysłowiowe pierwsze skrzypce przed szereg, tylko nadal skromnych w sygnalizowaniu swojego bytu, jednak przecież pełnoprawnych, dlatego bardzo ważnych niuansów sonicznych. A jeśli tak, to chyba nikogo nie zdziwi fakt świetnego występu nie tylko muzyki nostalgicznej typu kontemplacyjny jazz, romantycznej w postaci zniewalającej damskiej wokalizy, energetycznego rocka – dzięki działaniu zestawu prądowego Furutecha teraz nawet tego słabo zrealizowanego, ale także bezdusznej elektroniki. Ta pierwsza (jazz) wybuchła feerią tak oczekiwanych od niej najdrobniejszych smaczków. Druga oprócz podkręcenia intymności śpiewu div, karmiła mnie jeszcze bardziej namacalną pikanterią mimiki ich twarzy. Trzecia wreszcie pokazywała zarezerwowany dla rocka buntowniczy pazur. Zaś czwarta (elektronika) przy już fajnych wynikach w przedtestowej konfiguracji, po zmianie części toru zasilania zdawała się przekraczać jakiekolwiek dotychczas stawiane bariery możliwości systemu w kwestii energii sejsmicznych pomruków przeplatanych zjawiskowymi przesterami. Efekt był taki, że czego nie włożyłem do napędu, grało całkowicie inaczej. Tylko tym razem inaczej nie w sensie poszukiwania innego „ja” posiadanego systemu, a wykrzesaniu z niego maksimum skrytych wcześniej walorów. Niby niewiele, bo to praktycznie oferuje każdy producent zasilania. Niestety na tle testowanej japońskiej myśli technicznej zazwyczaj są to li tylko pobożne życzenia, co znakomicie pokazał mi przed momentem opisany proces testowy.
Czy opisane przed momentem komponenty sieciowe Furutech Project V-1 & Pure Power 6 NCF są bezpieczną propozycją dla każdego? Jak nigdy bez ogródek powiem, że tak. Bez tak zjawiskowego podejścia do tematu kreowania wirtualnej sceny nie ma mowy o zabawie w ekstremalny High End. Niestety nie zawsze człowiek ma szansę tego spróbować, ale jak się z tym zderzy, życie miłośnika muzyki w dobrej jakości odtworzenia nigdy nie będzie już takie samo. Gdzie jest haczyk? Cóż, nasz byt na tym ziemskim padole jest brutalny i wszelkie zapędy może tonować cena naszych bohaterów. Jednak jeśli Wasz status życiowy pozwala na odrobinę wydatkowej nonszalancji, nie widzę innej możliwości, jak choćby testowe spotkanie z japońskimi produktami. Tylko ostrzegam. Jeśli podczas wypożyczania ich do domu w temacie swobody poruszania się po ofercie ekstremalnego High End-u mówicie prawdę, tak jak ja – na szczęście jestem w trakcie przebudowy toru analogowego, bo miałbym spory problem – zrobicie sobie kuku. Jednak ku pokrzepieniu serc zdradzę, iż tym razem jak rzadko kiedy w życiu o pozytywnym wydźwięku.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: Solid Tech Hybrid
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: RCM
Producent: Furutech
Ceny:
Furutech PROJECT-V1: 46 500 PLN / 1,8m
Furutech Pure Power 6 NCF: 47 850 PLN