Opinia 1
Prawdopodobnie wielu z Was patrząc na swoje pewnego rodzaju odosobnienie pośród znajomych w odmiennym podejściu do słuchania muzyk wróży naszemu hobby i związaną z nim branżą pewny upadek. Młodzież słucha na byle czym bez większych emocji materiału o bardzo niskiej jakości, zatem jedyny wniosek jaki się nasuwa jest dla nas dramatyczny. Tymczasem chciałbym pocieszyć najbardziej zdruzgotanych taką sytuacją moich pobratymców, bowiem tak naprawdę nie jest wcale źle. A dowodem takiego stanu rzeczy jest konsekwentny wzrost liczby podmiotów tak dystrybucyjnych, jak i producenckich. Skąd to wiem? Z doświadczenia, którego pierwszym z brzegu potwierdzeniem niezłej kondycji interesującego nas segmentu zaawansowanego audio jest niedawno zaistniały na naszym rynku dystrybutor. Czego? Spokojnie, choć sporo na ten temat wiem, dzisiaj nie zdradzę wszystkiego, a jedynie temat naszego spotkania, aby poniższą sesją testową zasiać w zainteresowanych ziarno ciekawości. Nad czym się pochylimy? Otóż miło jest mi zaprosić Was na kilka strof o dostarczonym do zaopiniowania przez warszawskiego dystrybutora SoundAlchemy https://soundalchemy.pl/ analogowym kablu sygnałowym stawiającej na naszym rynku swoje pierwsze kroki, pochodzącej z Włoch marki HiDiamond Signal Top Silver RCA. Zaintrygowani nowym graczem na rynku? Jeśli tak, to zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Co wiemy o budowie naszego bohatera? Po pierwsze użyty przewodnik jest najwyższej czystości miedzią UP-4VRC (Ultra Pure Crystal Cooper). A to nie koniec jego zalet, gdyż, to odmiana tak mocno wychwalanej przez użytkowników podobnych konstrukcji miedzi monokrystalicznej, co finalnie skutkuje technologicznym skrótem UP-SCC 4VRC. Jej użycie według producenta ma oferować redukcję szkodliwej indukcyjności, pojemności i rezystancji, dzięki czemu docierający do słuchacza dźwięk jest w najlepszej dostępnej czystości, a przez to naturalnej formie. Jeśli chodzi o użyty izolator, ten także jest wyszukaną pozycją. A jest nim 100-krotnie trwalszy od zazwyczaj używanego teflonu XLPE, który zastosowano z uwagi na minimalizowanie zakłóceń i zapewnienie pełnej liniowości sygnału. Kwestie zaterminowania tytułowych kabli producent zrealizował przy pomocy uznawanych na świecie wtyków specjalisty w tej materii WBT w wersji srebrnej. Tak wykonany przewód może pochwalić się średnicą zewnętrzną na poziomie 7 mm, a w drogę do klienta pakowany jest w czarne pudełko wyściełanie jasnym odcieniem aksamitu i w celach ochrony nabywcy przed zakupem ostatnio brutalnie zaśmiecających rynek podróbek opatrzony certyfikatem oryginalności.
Jakim wynikiem brzmieniowym zakończyły się starania producenta zapewnienia sygnałowi jak najłatwiejszego przebrnięcia przez opisywany kabel RCA? Otóż bez problemu jestem w stanie zgodzić się, że muzyka brzmiała swobodnie i z rozmachem. Gdybym miał opisać to szczegół po szczególe, wyglądało to tak. Ogólnie przekaz oferował dobrą wagę dźwięku. Może nie było to przysłowiowe przestawianie ścian, ale bas był dobrze osadzony w masie, a za sprawą kolejnych zabiegów konstrukcyjnych – o tym za moment – był sprężysty i szybki. Co miałem na myśli pisząc o zabiegach konstrukcyjnych? Chodzi o pewnego rodzaju doświetlenie środka pasma. Nie w sposób bolesny, czy natarczywy, ale ewidentnie nadający muzyce fajnego luzu i ekspresji, co w ciekawy sposób przekładało się na wzmocnienie efektu odczuwalnego drive’u słuchanego materiału. Ale też nie szalonej pogoni za narastaniem sygnału ponad wszystko, co zazwyczaj kończy się sztuczną technicznością podania muzyki, tylko jakby tchnięcia w nią nuty witalności. Naturalnie to odbiło się nieco na jej esencjonalności, jednak nadal centrum pasma dawało niezbędną do utrzymania równowagi tonalnej dawkę energii. A co z górnym pasmem? W oczywisty sposób jako feedback ekspresyjności średnicy nieco korygowało działanie podpierającego go niższego pasma w kwestii wyrazistości, dając jedynie efekt witalności, a nie nachalnej dźwięczności umiejętnie zapobiegał efektowi krzykliwości rozgrywanych na wirtualnej scenie wydarzeń. W efekcie przywołanych działań całościowo muzyka była nie tylko dobrze i czytelnie rozrysowana na szerokiej i głębokiej scenie, ale także rysowana z ulubiona przeze mnie estetyką ostrości. Spokojnie, w żadnym wypadku nie skalpelem, bo mogłoby to wypaść sztucznie i na dłuższą metę męcząco, ale dobrze naostrzonym rysikiem. I co bardzo ważne, bez efektu utwardzania kreowanych źródeł. Jak zatem wypadała konkretna, ta nieciekawie i ta znakomicie zrealizowana muzyka?
Na początek zespół znany z przez cały okres swojej zabawy w pakowanie heavy-metalu w dla laika w bliźniacze okładki Iron Maiden z płytą „The Number of the Beast” . Znawcy twórczości tej grupy wiedzą o czym mówię, a ktoś nie kojarzy, wbicie nazwy tej formacji w wyszukiwarkę dobitnie sprawę wyjaśni, że płyty spod tego znaku nie da się z niczym pomylić. Ale nie okładkach, a brzmieniu muzyki z udziałem włoskiego kabla miałem rozprawiać. Jak zatem wypadł mariaż przewodu Wocha z moją elektroniką od Duńczyków? Tak jak się spodziewałem, metalowy zespół zagrał szybko i z niezbędną werwą oraz energią. Jednak co ciekawe, mimo podniesienia tonacji w środku pasma przekaz nie podryfował w stronę bólu narządów słuchu lub niechcianych zniekształceń, tylko raczej dosadności ataku, ale ku mojemu zaskoczeniu udanie podpartego uderzeniem odczuwalnego impulsu. Ogólnie powyżej niskiego środka więcej działo się niż mam na co dzień i na samym początku obawiałem się efektu zmęczenia materiału w rozumieniu wyłączenia muzyki spowodowanego natarczywością jej projekcji, ale finalnie okazało się to obawą bez pokrycia, gdyż bez problemu zaaplikowałem sobie cały krążek od dechy do dechy. Było ostro, ale ze smakiem, a jedyną różnicą od codziennych przyzwyczajeń okazała się być nadal bez problemu dobre wypadająca waga muzyki.
Z drugiej strony muzycznych opowieści wziąłem na tapet czarującą Dianę Krall z jej miłosną pozycją „The Look Of Love”. To materiał z puli łatwych i przyjemnych, jednak wbrew pozorom dzięki dobrej, czasem nawet balansującej na krawędzi przerysowania realizacji często stwarzający problem zestawom grającym zbyt otwarcie – czytaj jasno. A jak wspominałem, włoski kabel w tym zakresie miał coś do powiedzenia. Na szczęście wspominałem również o unikaniu przezeń utwardzenia przekazu, co w przypadku wyczuwalnego podniesienia emocji wokalizy Diany w środku pasma nie wyrządziło żadnych szkód, tylko jakby ją delikatnie odmłodziło. Ale w ocenie ostatniego określenia proszę o szczyptę wyrozumienia, napisałem o odmłodzeniu w sensie pokazania wokalu jakby bardziej lotnego, co wielu z Was może odebrać jako duży plus. Ja przeszedłem nad nim bez większych emocji, jednak chcąc jasno pokazać efekt wpięcia HiDiamond-a w mój tor, pozwoliłem sobie na nutę luzu w wygłaszaniu opinii. Reasumując, w tym przypadku nic nie przyspieszyło i nie zrobiło się nieprzyjemnie ostre, a jedynie pokazało się z lżejszej, jednakże nadal płynnej i czarującej strony.
Komu zasugerowałbym próby dogadania się z włoskim kablem HiDiamond Signal Top Silver RCA? Tak naprawdę jedyną grupą, jaka może mieć problemy adaptacyjne, to posiadacze systemów już bardzo mocno wyśrubowanych w kwestii wyrazistości kreowania muzyki. Tutaj dodatkowy zastrzyk emocji w wyższej średnicy może wypaść różnie. Co ciekawe, nie zawsze źle, a czasem za sprawą unikania utwardzania dźwięku w dobrym znaczeniu tego słowa dla „ekstremistów” nawet oczekiwanie, ale raczej w tym przypadku bym uważał. Reszta populacji melomanów w moim odczuciu ma zielone światło. Czy zostanie soczyście zielonym, czy zmieni odcień na nieco jaśniejszy, naturalnie zależeć będzie od zastanych warunków. Jedno jednak jest pewne, jeśli nie należycie do pierwszej przywołanej przez mnie grupy, są bardzo duże szanse na ożenek z Włochem na lata. Lekko odświeży przekaz, ale nie spowoduje efektu anoreksji, co może okazać się kropką nad „i” w konfiguracji Waszej zbieraniny.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD: Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Commander
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC, ZenSati Angel
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna: Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne: Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon: SME 60
– wkładka: My Sonic Lab Signature Diamond
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty: Omicron Luxury Clamp
– przyrząd do centrowania płyty: DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy: Studer A80
Opinia 2
Bez większego krygowania się i pozornej skromności z powodzeniem możemy stwierdzić, iż podstawą dobrego samopoczucia bardzo często jest przekonanie o własnej za…ści, znaczy się wyjątkowości. Skoro bowiem jesteśmy tacy piękni i mądrzy, to de facto świat mamy u stóp i to właśnie my mamy pełne prawo czuć się zwycięzcami. I coś czuję w kościach, iż właśnie takie mniemanie o sobie może mieć Salvatore Filippelli – były dyrektor włoskiego oddziału Nextream a zarazem ojciec założyciel, powstałej w listopadzie 2000 r., w malowniczym Anzio, manufaktury HiDiamond. Wystarczy bowiem zerknąć w dostępne na stronie internetowej bio owego bytu, by dowiedzieć się, iż mamy do czynienia z „nowym standardem w świecie Hi-Fi” ponadto „HiDiamond jest czymś więcej niż tylko producentem kabli Hi-Fi; jest pionierem w dziedzinie innowacji i jakości dźwięku. Dzięki niezachwianemu dążeniu do perfekcji, nadal przesuwa granice tego, co jest możliwe w świecie audio Hi-Fi” a „dzięki obecności na całym świecie, firma stała się synonimem doskonałości i innowacji w branży audio”. Prawdę powiedziawszy, choć „w branży” siedzę trzecią dekadę i staram się cały czas trzymać rękę na pulsie, to szczerze powiedziawszy, pomimo świadomości istnienia tytułowej marki przez myśl nie przeszłoby uznanie jej za rozdającego karty i to w skali światowej gracza. Czyżby zatem ktoś zbyt mocno wziął sobie do serca tytuł powieści „Rzym to ja” Santiago Posteguillo? Niekoniecznie, gdyż nikogo „skażonego” audiophilią nervosą chyba nie muszę przekonywać, iż audio to pasja, jak i że najważniejsza w życiu jest wiara w to co się robi, szczególnie, gdy w grę w chodzi jakiś proces twórczy, a za taki produkcję okablowania audio z pewnością można uznać. Dlatego też w ramach dzisiejszego spotkania z lekkim przymrużeniem oka, jak i autentycznym zaciekawieniem, dzięki debiutującemu na naszych łamach stołecznemu dystrybutorowi SoundAlchemy możemy pochylić nad również mającymi swój debiut nad Wisłą włoskimi przewodami HiDiamond a dokładnie interkonektami Top Silver RCA, na których test serdecznie zapraszam.
Pod względem aparycji mamy pełną spójność pomiędzy nazwą serii, do której należą tytułowe łączówki, a tym co widzimy gołym okiem. Znaczy się Top Silver RCA pokrywa srebrzysta plecionka zewnętrzna, pojedyncze przebiegi zakonfekcjonowano solidnymi, zakręcanymi i jakże by miało być inaczej … srebrnymi WBT-ami. Na każdy z przewodów nanizano również wykonaną z czarnego tworzywa sztucznego tuleję przyozdobioną firmowym logotypem, nazwą serii i oznaczeniem kierunkowości. Czy ich rola wykracza poza domenę intormacyjno-dekoracyjną nie wiadomo, choć gdyby wzorem chociażby tuningowych pierścieni stosowanych przez Stealth Audio miałyby pełnić rolę elementu strojącego powinny być jakoś stabilniej na przewodach osadzone a nie swobodnie się po nich przesuwać.
Niestety z ogólnodostępnych materiałów promocyjnych serwowanych tak przez samego producenta, jak i rodzimego dystrybutora nie dowiemy się jak wygląda geometria, czy też nawet budowa samych wiązek przewodzących, o szczegółowym przekroju jaki zwyczajowo serwuje np. Furutech nawet nie wspominając. Co ciekawe, ową lakoniczność rekompensują wartości dotyczące pojemności i rezystancji, co powinno uszczęśliwić wszystkich tych, którzy właśnie na ich podstawie oceniają … brzmienie. Do puli metalurgicznych niuansów warto dodać, iż pomimo sugerującej bazowanie na srebrze nomenklatury serii do produkcji łączówek Top Silver RCA użyto ultra-czystej miedzi monokrystalicznej – Ultra Pure Single Crystal Copper© (UP-SCC) poddawanej procesowi 4VRC – „czterokrotnej rekrystalizacji miedzi w próżni” (Four Times Vacuum Re‑Crystallization) a w roli izolatora podobno 100 razy lepszego od „zwykłego” teflonu XLPE, czyli … usieciowanego polietylenu. Dla niewtajemniczonych to termoutwardzalny polimer w którym pod wpływem ciepła powstają omnipolarne wiązania tworzące trójwymiarową matrycę.
Tyle luźnych dygresji i dywagacji nt. tego co widać, czy też nie gołym okiem, a zatem nie pozostaje mi nic innego jak tylko przejść do części poświęconej brzmieniu włoskich łączówek. I tu z jednej strony niespodzianka a z drugiej przejaw celowości i spójności działań tak konstrukcyjnych, jak i nomenklaturowych, bowiem opierając się li tylko na stereotypowym postrzeganiu „srebrnych” przewodników śmiało można uznać, iż tytułowe interkonekty grają niejako tożsamo ze swoją nazwą, jak i wyglądem. Oferują bowiem rześką i rozdzielczą, dobrze doświetloną formę prezentacji stawiając na timing, bezpośredniość i swoistą chrupkość przekazu. Szukając motoryzacyjnych analogii i zarazem biorąc pod uwagę wyznawaną przez ich (przewodów znaczy się) twórcę ideologię sukcesu pół żartem, pół serio można byłoby Top Silver-y uznać za odpowiedniki bolidów F1, bądź przemykających malowniczymi drogami „cywilnych” – dopuszczonych do ruchu Ferrari, które lubią wysokie obroty, więc zamiast wzorem amerykańskich muscle-carów złowrogo gulgotać raczej operują w nieco wyższej tonacji. Dlatego też, niejako chcąc rozpocząć testy od repertuaru w którym „włoskie sreberka” mogłyby rozwinąć skrzydła, złapać wiatr w żagle i zrobić możliwie najlepsze pierwsze wrażenie, które jak wiadomo można zrobić tylko raz a zarazem takie „otwarcie” odciśnie piętno na dalszych obserwacjach, sięgnąłem po wyśmienity album „’Round M: Monteverdi Meets Jazz” Roberty Mameli. I powiem szczerze, że była to bardzo dobra decyzja, gdyż dawno nie słyszałem ww. Divy w tak ekspresyjnym i zarazem perlistym wydaniu. Jej sopran brzmiał z krystaliczną czystością i mocą poważnie zagrażającą drżącym o swój byt rodowym szkłom za każdym razem gdy tylko zapuszczała się w najwyższe rejestry. Z niezwykłą precyzją i pietyzmem zostało również oddane pozycjonowanie oraz definicja towarzyszącego jej instrumentarium. HiDiamond prowadził wprawną ręką krawędzie brył cienką i twardą kreską, więc ich separacja od otaczającego je tła była najwyższych lotów, co nie przeszkadzało w oddawaniu pełnej synergii panującej wewnątrz aparatu wykonawczego. Równie pozytywne obserwacje poczyniłem podczas odsłuchu „Live ad Alcatraz” Fausto Mesolelli, gdzie pogłos towarzyszący partiom gitarowym niósł się hen wysoko a namacalność obu gitar (Mesolelli towarzyszy grający na elektrycznej gitarze hawajskiej (ang. pedal steel guitar) Ferdinando Ghidelli) uświadamia nam jak bardzo można zbliżyć się do dźwięku „na żywo”. Warto jednak mieć na uwadze, iż przysłowiowe pierwsze skrzypce grają tu struny a wsparcie pudła pełni tu rolę może nie tyle służebną, co uzupełniającą. Podobnie z resztą jak na „9 Dead Alive” Rodrigo y Gabriela, gdzie można już mówić o delikatnie sygnalizowanym może nie tyle podniesieniu równowagi tonalnej, co właśnie akcentowaniu pasma powyżej niższej średnicy. Charakterystyczne „oklepywanie” gitar przez meksykański duet ma tutaj świetny timing, lecz zarazem nie niesie ze sobą takiej energii w dole pasma do jakiej przyzwyczaiło mnie moje dyżurne okablowanie.
Jak łatwo się domyślić taki sposób narracji ma swoje dalsze następstwa, czyli m.in. na niedawno wydanym „Ascension” Paradise Lost nieco brakowało mi znanej z systemu odniesienia majestatyczności i iście apokaliptycznych spiętrzeń właściwych ciężkiemu łojeniu perkusyjnych kanonad, czy też szarpiących trzewia partii basu. Nie oznacza to bynajmniej, że ekipa „raju utraconego” postanowiła dorównać swą jazgotliwością metalurgom z Annihilatora („Alice In Hell”), lecz jedynie brak tendencji do intensyfikowania basowych pomruków, stawiania na spektakularność przekazu i chęci eksploracji najgłębszych zakamarków Hadesu. Jeśli zatem chcielibyście Państwo utemperować nazbyt obfity i lekko ospały dół pasma serwowany przez Wasz system, to jak najbardziej właściwy kierunek, lecz jeśli już teraz oscylujecie na granicy lekkiej anemii, to do Top Silverów podchodziłbym ze wzmożoną ostrożnością.
Reasumując HiDiamond Top Silver RCA są przewodami skierowanymi do słuchaczy poszukujących odważnej, całe szczęście jeszcze nie ofensywnej, ekspresyjnej prezentacji ze świetnie oddanym timingiem i nie mniej angażującą rozdzielczością a zarazem iście zamordystyczną kontrolą najniższych składowych. Krótko mówiąc jeśli ktoś potrzebuje nieco bardziej znanych punktów zaczepienia i odniesienia, to mówiąc wprost tytułowe włoskie łączówki operują w estetyce bardziej zbliżonej do obozu Nordosta aniżeli Cardasa, co mam cichą nadzieję będzie dla Państwa stanowiło jakąś wskazówkę co do ich zgodności z Waszymi osobistymi preferencjami.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance + zwory ZenSati Angel
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Furutech Evolution II Power; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: SoundAlchemy
Producent: HiDiamond
Cena: 3 799 PLN / 1m kpl.
Dane techniczne
Zewnętrzna średnica przewodów: 7 mm;
Liczba przewodników: 2
Przewodniki: Ultra Pure Single Crystal Copper (UP-SCC 4VRC)
Max. pojemność: 105 pF/km
Rezystancja przewodników: 50 Ω/km
Rezystancja ekranu: 27 Ω/km