1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Stealth Audio Dream 20-20

Stealth Audio Dream 20-20

Opinia 1

Dziś rozpocznę nietypowo, bowiem od pewnej dotyczącej obszaru naszych zainteresowań sytuacyjnej retrospekcji. Otóż jakiś czas temu braliśmy udział w powystawowej kolacji, podczas której, jak to zwykle w tego typu przypadkach bywa, daleka od formalności atmosfera sprzyjała nader spontanicznej wymianie opinii i dzieleniu się na gorąco poczynionymi obserwacjami. Tym oto sposobem staliśmy się świadkami dyskusji uznanych wytwórców górnopółkowych kolumn i elektroniki konstatujących, iż to, co powstaje w ich zakładach wynika głównie z przywiązania do tradycji i przyzwyczajenia, lecz jeśli mieliby ponownie zaczynać od zera, to tak naprawdę w ciemno startowaliby od … kabli. Żart? Jeśli tak, to niezamierzony, jednak patrząc na audiofilski rynek trudno nie zauważyć prawdziwej klęski urodzaju wszelakiej maści mniej, bądź bardziej profesjonalnych producentów wiadomego asortymentu. Oczywiście żywot takowych bytów w lwiej części nie przekracza jednego, góra dwóch sezonów, czym upodabnia je do Jętek (Ephemeroptera) i jedynie nieliczni mają szansę na zapuszczenie korzeni w świadomości odbiorców budując zapewniający w miarę stabilną egzystencję popyt. Niemniej jednak nie sposób zaprzeczyć, że próg wejścia do gry w przypadku przewodów jest zdecydowanie niższy aniżeli w jakimkolwiek innym segmencie audio, no może z wyjątkiem akcesoriów, choć i tam dostęp do wysokogatunkowych materiałów, obrabiarek CNC i zaawansowanego know-how staje się kluczowy. Warto również mieć na uwadze, że o ile umowne dolna i średnia półka są w stanie zadowolić się poprawnie zakonfekcjonowanymi i przyodzianymi w mniej, bądź bardziej fikuśne koszulki i oploty ogólnodostępnymi przewodami uznanych wytwórców oferujących swe produkty „z (kilo)metra” na potrzeby właśnie takiej – OEM-owej oferty, o tyle High-End wymaga nieco większego „zaangażowania”. Oczywiście nie oznacza to, że każdy mający chrapkę na audiofilski Olimp musi posiadać prywatną hutę, lecz własny wkład intelektualny powinien znacząco wykraczać poza umowny rebranding. I właśnie z przedstawicielem bazującym na własnych i zarazem unikalnych rozwiązaniach dedykowanych najbardziej wymagającym odbiorcom przyszło nam się spotkać, gdyż dzięki uprzejmości łódzkiego Audiofastu trafił do nas przewód zasilający dwukrotnie już u nas goszczącej pewnej amerykańskiej manufaktury. O kim, a raczej o czym mowa? O Stealth Audio Dream 20-20, na którego recenzję serdecznie zapraszamy.

Jeśli mielibyśmy pozycjonować testowane przez nas przewody li tylko przez pryzmat ich zewnętrznej (użyte przewodniki na razie zostawmy w spokoju, choć zaraz do nich wrócimy) średnicy, to pomijając oparte na osobnych przebiegach Argento Audio Flow Master Reference Extreme i nasze rodzime WK Audio The Red tytułowe 20-ki bez większych problemów łapią się na srebro plasując się tuż za mało „komercyjnymi” a zarazem dość problematycznymi aplikacyjnie Bautami, stając na drugim stopniu podium ex aequo z niedawno do nas dostarczonym Signal Projects UltraViolet Power. Mówiąc wprost Dream 20-20 robi piorunujące wrażenie już samym swym wyglądem, który o dziwo nie jest przejawem bądź to kompleksów, bądź megalomanii jego twórcy a jedynie pochodną wręcz obsesyjnej dbałości o swoisty dobrostan ukrytych pod czarno – burgundowym peszlem ułożonych zgodnie z autorską geometrią przewodów. Zacznijmy jednak od tego, co widać gołym okiem. A po wysmyknięciu z firmowych tekstylnych pokrowców widać tyle, że jest na czym oko zawiesić, gdyż poza wielce imponującą średnicą i akcentującym dostojność umaszczeniem mamy fenomenalną, w dodatku autorską konfekcję i nie mniej intrygujący, ruchomy pierścień – tuleję tuningową STEALTH, za pomocą której, przynajmniej zgodnie z zapewnieniami producenta, możemy … modelować brzmienie przewodu. Wspomniane wtyki nie są jednak ogólnodostępnymi modelami z katalogów Furutecha, Oyaide, czy Wattgate’a a własnym opracowaniem ekipy pod wodzą Serguei’a Timacheva. Ich ozdobione firmowym szyldem korpusy wykonano z włókna węglowego (podobne rozwiązanie stosuje Vermöuth Audio w serii Reference) a wtyk IEC dodatkowo wzmocniono czterema teflonowymi wkładkami zapewniającymi optymalne dopasowanie do gniazda. Styki są odlane z litego srebra i w przeciwieństwie do większości dostępnych na rynku już od fabrycznej nowości wyglądają na … nieco sfatygowane. To wszystko z powodu ich natywnej matowości wynikającej z procesu produkcji w trakcie którego najpierw podlegają piaskowaniem tlenkiem glinu a następnie kolejnemu piaskowaniu, lecz tym razem szklanymi mikro-kulkami. Jakby tego było mało bolce uziemiające nie są gładkie a karbowane (żebrowane) przez co uzyskano większą stabilność połączenia w gnieździe ściennym / listwy / kondycjonera (niepotrzebne skreślić).
Same przewody wykonano z miedzianej „skrętki” a dokładnie 220 indywidualnie izolowanych okrągłych przeplecionych przewodników, których wiązki wykonane są w autorskiej (zastrzeżonej) konfiguracji, i tu zacytuję materiały informacyjne „„rozproszonej wiązki LITZ”, która wywiera najmniejszy nacisk na przewody i zapewnia najmniejszą możliwą interakcję elektryczną i elektromagnetyczną między przewodami niż jakiekolwiek inne znane konfiguracje lub geometria. Każda wiązka przewodów jest zamknięta w oddzielnej, hermetycznie zamkniętej rurze para-próżniowej STEALTH (odpowiednik 15-krotnej próżni). Połączenie para-próżni i rozproszonego LITZ jeszcze bardziej zmniejsza wszelkie formy interakcji między wiązkami przewodów, a ponadto – dzięki wyjątkowo niskiej efektywnej stałej dielektrycznej – zapewnia bardzo niskie magazynowanie energii (…)”. Uff… Sami musicie Państwo przyznać, że na zwykły i zaskakująco popularny w branży kablarskiej rebranding / cięcie na odcinki i konfekcjonowanie ogólnodostępnych przewodów ze szpuli to nie wygląda. Powyższe rozwiązania przekładają się nie tylko na walory natury estetycznej – vide pokaźna średnica i zaskakująca wiotkość, lecz również na parametry stricte techniczne. I tak, efektywna grubość miedzianych przewodników wynosi AWG ZERO, co odpowiada litemu miedzianemu drutowi o średnicy powyżej 10 mm (dokładnie 11,684 mm) a ich rezystancja to jedynie 0,3Ω na …1 kilometr(!).

Przejdźmy jednak do sedna, czyli brzmienia, bo może i kwiecista beletrystyka opiewająca technologiczne zawiłości i robiące wrażenie chyba wyłącznie na laboratoryjnych nerd-ach parametry dają jakieś wyobrażenie co pod daną koszulką siedzi, to już właśnie o brzmieniu mówi tyle co nic. A Dream do powiedzenia ma zaskakująco wiele i ani myśli się z tym ukrywać. Co to oznacza? Ano to, że topowy przewód Stealth Audio daleki jest od maskowania swojej obecności tak od strony wizualnej, jak i brzmieniowej, bowiem mówiąc wprost po prostu go równie dobrze widać, co słychać. Już od pierwszych taktów „Into The Purgatory” japońskiej formacji Galneryus wyraźnemu przesunięciu uległy kluczowe akcenty prezentacji. I nie chodzi o to, że nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pozornie znane na pamięć płyty słyszymy i poznajemy na nowo, lecz o spojrzenie na ów, bądź co bądź znany, materiał z nieco innej perspektywy. Zazwyczaj bezpardonowy i obecny w moim systemie dzięki Furutechowi Nanoflux NCF  atak ustąpił pierwszeństwa przestrzenności i głębi sceny. Ponadto kontury z kreślonych twardym zostały poprawione zdecydowanie miększym ołówkiem całe szczęście nic a nic nie tracąc ze swojej definicji. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż zazwyczaj zaokrąglenie brył sprawia, iż rozmywa się ich ogniskowanie a niczego takiego Stealth przemycić nie próbował. Nie dało się jednak nie odnotować faktu, że stanowiąca swoisty egzoszkielet motoryka nieco spuściła z tonu przechodząc w tryb bliższy relaksowi aniżeli wyczynowości. Bynajmniej nie uważam tego za wadę a jedynie inny punkt widzenia pewnych aspektów, które przyzwyczaiłem się odbierać w taki właśnie sposób. Ponadto powyższa transformacja sprawiła, że nawet przy bliskich koncertowym poziomom głośności próżno było szukać utwardzenia, czy też ofensywności na bądź co bądź dalekim od łagodności power metalowym łomocie. I tu kolejna ciekawostka, gdyż powyższa tonizacja i ucywilizowanie nie tylko nie powodowały mokrej pluszowości porównywalnej z zasłonięciem kolumn grubą kotarą i ustawienia ich na mięsistym dywanie, a z zachowaniem pełnej rozdzielczości zadbanie o miłą uchu plastyczność i organiczność odgrywanego repertuaru. W dodatku zachowany został ładunek, potencjał energetyczny materiału, lecz zamiast kąsać co i rusz zmysły słuchaczy uległ kumulacji wewnątrz struktury nagrania i tam groźnie powarkiwał i prężył muskuły. Tym samym nasze, pozbawione cyklicznych szturchnięć zmysły niemalże automatycznie z trybu analizy przechodzą do syntezy a my sami zaczynamy się odprężać i relaksować. Jeśli ktoś w tym momencie wątpi, by taka sensoryczna sjesta była możliwa przy podawanych z prędkością światła ognistych riffach i opętańczych partiach perkusji, to zaręczam, że tak właśnie z Dreamem w torze jest. Od razu jednak zaznaczę, iż nie należy się w owym relaksie doszukiwać post – pavulonowego rozluźnienia i niezborności ruchów, gdyż niczego takiego nie odnajdziecie a jeśli chodzi o doszukiwanie się drugiego dna i ukrytych niejednoznaczności, to też muszę Państwa rozczarować, gdyż finalnie napotkacie jedynie większą swobodę i niewymuszoność. W dodatku intensywność sygnatury tytułowego przewodu można w łatwy sposób stopniować poprzez przesuwanie na jego osi wspomnianej tulei tuningowej Stealth. Nie twierdzę jednak, że jest to kwestia kilku – kilkunastu minut by autorytatywnie stwierdzić, że to jest to, gdyż dostrajanie Dreama to raczej zabawa na długie zimowe wieczory i spokojna ocena obserwowanych zmian. Warto też do tej tulejowej equalizację zaprząc któregoś z domowników, by ewentualne zmiany brzmieniowe obserwować nie ruszając się z dyżurnego miejsca odsłuchowego, tym samym eliminując ewentualne dodatkowe zmienne.
A jak wypada oparty na ciszy i niemalże cyzelowaniu każdej nuty repertuar? Śmiem twierdzić, że jeszcze lepiej, gdyż natywny spokój i oszczędność formy eleganckich jazzowych miniatur na „Ghosts” formacji Michael Wollny Trio okazał się przysłowiową woda na młyn amerykańskiego pytona. To właśnie tu pełne melancholii kompozycje niespiesznie opowiadane przez fortepian lidera, któremu akompaniują Tim Lefebvre na kontrabasie i Eric Schaefer za perkusją zyskują jeśli nie drugą młodość, bo materiał jest dość świeży, to na pewno na atrakcyjności. Zawieszone w aksamitnej czerni dźwięki są niezwykle gładkie, przesycone spokojem i pełne kremowej konsystencji. Patrząc na instrumentarium i estetykę ww., albumu skojarzenia z twórczością „naszego” Leszka Możdżera wydają się nader oczywiste, choć już po pierwszych kilku utworach jasnym powinno się stać, ze Wollny intensywniej romansuje z dźwiękowym minimalizmem grając mniej i oszczędniej. I właśnie ta oszczędność formy pozwala zasmakować wyborności każdego z generowanych przez niewielki skład fraz, które Dream podkreśla, wysyca i poleruje do iście jubilerskiej postaci. Nuda i zbędna egzaltacja? Nic z tych rzeczy. Raczej wyrafinowanie i zdolność ukazania składających się na muzykę dźwięków nie jako pojedynczych elementów a niezwykle koherentnej, idealnie do siebie całości, Scena budowana jest z właściwym dystansem, rozmieszczenie muzyków na niej nie pozostawia miejsca na jakąkolwiek pomyłkę a my wygodnie rozsiadając się w ulubionym fotelu wreszcie mamy ich tylko dla siebie. Czy trzeba lepszej rekomendacji? Zakładam, że niekoniecznie, ale … w tym momencie wkracza na scenę drugi Dream, który Audiofast w tzw. międzyczasie dosłał i który postanowił co nieco wywrócić do góry nogami. Co? Generalnie wszystko, gdyż o ile zakładając z góry po odsłuchu pojedynczego przewodu można byłoby domniemywać iż dwa będą poczynione obserwacje jedynie dublować i intensyfikować, to  tym razem było zupełnie na opak, gdyż zamiast dalszego zmiękczenia i podkreślania plastyczności dubel Dreamów znacząco poprawił swoją konturowość i precyzję w kreśleniu źródeł pozornych przy jednoczesnym zachowaniu koherencji i gładkości przekazu. Cud? Niekoniecznie. Raczej wskazówka, że jeśli pojedynczy, tytułowy przewód przypadnie Państwu do gustu, to dwa ustawią poprzeczkę doznań jeszcze wyżej.

Jak mam cicha nadzieję z powyższego tekstu wynika Stealth Audio Dream 20-20 nie jest przewodem, który można czy to wizualnie, czy to sonicznie w prawidłowo skonfigurowanym systemie ukryć. Jednak, choć znikanie nie jest jego najmocniejszą stroną trudno mieć o to do niego pretensję. Nie dość bowiem, że sama jego obecność, znaczy się widok, budzi zainteresowanie postronnych obserwatorów, to i brzmieniowo pokazuje reprodukowany przez nasz audiofilski ołtarzyk materiał od tej bardziej wyrafinowanej i dojrzałej a tym samym piękniejszej, bardzie atrakcyjnej strony. Ponadto z racji przekroju użytych przewodników aplikować można go zarówno do źródeł, jak i nawet prądożernych końcówek mocy, więc i uniwersalnością nie ma co sobie głowy zaprzątać. Jeśli zatem szukacie Państwo w muzyce piękna, ukojenia i wspomnianej dojrzałości a więc wiecie czego tak naprawdę szukacie, to topowy Dream 20-20 może być dla was końcem owych poszukiwań. Szczególnie, gdy pojawi się w większej ilości. Czego szczerze Wam życzę.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Pewnie nie tylko ja, ale również wielu z Was nie raz spotkało się ze stwierdzeniem typu: „przecież kable audio nie są żadną kosmiczną, technologią dlatego ciężko jest zrozumieć ich stosunkowo częstą wysoką cenę”. Niestety owa maksyma bardzo często ma swoje pełnoprawne uzasadnienie, gdyż wielu producentów najzwyczajniej w świecie ubiera wyprodukowane seryjne przez tuzów tego rynku druty ze szpuli w piękne szaty dorabiając przy okazji do już swoich „wypustów” piękne odezwy do klienta o ponadczasowości zastosowanych rozwiązań. Na szczęście taka sytuacja nie jest standardem, czego idealnym potwierdzeniem okazuje się być mająca na naszych łamach już trzecią odsłonę amerykańska marka Stealth Audio. Naciągam fakty? Bynajmniej, bowiem gdy dojdziemy do zaznaczam, skrótowego opisu zastosowanych firmowych rozwiązań technicznych, przekonacie się, iż to czyste konstrukcyjne szaleństwo. Na tyle ciekawie przekładające się na finalne brzmienie, że gdy łódzki dystrybutor Audiofast po interesującym starciu z interkonektem Śakra V.16 XLR oraz cyfrową sygnałówką Octava AES/EBU zaproponował testowy miting z flagową sieciówką tego brandu, decyzja mogła być tylko jedna – bierzemy na tapet. Takim to sposobem w poniższej opowieści zderzymy się urodziwym wizualnie i gabarytowo referencyjnym kablem sieciowym Stealth Audio Dream 20-20 AC.

Nie oszukujmy się, pierwsze wstępniakowe jaskółki o szaleństwie konstrukcyjnym naszego bohatera znakomicie widać gołym okiem. To oczywiście średnica kabla ledwo mieszczącego się w firmowych wtykach. I nie jest to wynik niegdyś stosowanego ubrania cienkiego drutu w wąż ogrodowy i otulenie go ładnym peszlem – tak tak, kiedyś takie tweeki były praktykowane, tylko finał zastosowania wielu osobno izolowanych i specjalnie plecionych miedzianych żył przewodnika. Co w kwestii budowy zdradza nam producent? Otóż tytułowy Dream może pochwalić się złożoną konstrukcyjnie i grubą ścieżką uziemienia oraz zastosowanymi firmowymi wtykami ze znacznie niższą od konkurencji (na poziomie 16-krotności) rezystancją styków. W swym przekroju posiada 220 cieniutkich, osobno izolowanych, okrągłych i firmowo skręconych przewodników. Poszczególne wiązki wykonano z zastrzeżonej konfiguracji – rozproszonej wiązki LITZ oraz zamknięto w hermetycznej rurze para-próżniowej (odpowiednik 15-krotnej próżni). W temacie wtyków mamy do czynienia ze srebrem jako półprodukt do wykonania „użebrowanych”, czyli jakby po-ząbkowanych na swojej powierzchni, przez to poprawiających jakość połączenia styków oraz z pewnego rodzaju elastycznymi, bo wykorzystującymi w swojej strukturze cztery teflonowe wkładki korpusami. Ale to nie koniec ciekawostek. Chodzi mianowicie o możliwość swoistej korekty brzmienia tego kabla poprzez przesuwanie po jego zewnętrznym obrysie tulejki tuningującej. Nie powiem, to żmudny i działający tylko w pewnym zakresie proces, ale jak daje możliwość maksymalnego dostrojenia kabla do zastanego zestawu, to nie pozostaje nam nic innego, jak przyklasnąć temu pomysłowi. Tak prezentujące się, zaznaczam, że jedynie pokrótce opisane kable w celach utrzymania najlepszej jakości wykonuje się ręcznie, a na koniec testuje na specjalnie do tego skonstruowanej maszynie.

Gdy po garści informacji o technikaliach rzeczonego kabla dotarliśmy do opisu jego ingerencji w tor audio, na początek zaznaczę, że test miał dwa oblicza. Pierwsze w oparciu o jedną sztukę w transporcie CD oraz drugie przy wykorzystaniu podwojonego zestawu w celu zasilenia pełnego źródła, czyli CEC-a TL0 3.0 i przetwornika D/A dCS Vivaldi DAC 2. Dlaczego to takie istotne? Sam jestem zaskoczony, ale podczas wstępu ze zdublowaną ilością Dream-ów w torze przekaz ciekawie ewaluował. O co chodzi? Spokojnie, druga sieciówka w stosunku do wersji singlowej spowodowała li tylko fajny progres dźwięku. Mianowicie gdy jedna znakomicie dociążała i zwiększała energię przekazu bez ograniczeń w swobodzie jego projekcji, drobnym zmianom ulegały również krawędź i atak. Nie było to w najmniejszym stopniu problematyczne, jednak fakt faktem, że wyczuwalne. Muzyka nadal kipiała ochotą do pokazywania radości i spektakularności jej bytu w eterze, jednak feedbackiem wykorzystania pojedynczego kabla było pozwalające na wielogodzinne słuchanie muzyki jej osłodzenie i uplastycznienie. Pełne mocnego uderzenia i natychmiastowości reakcji na odtwarzany materiał, jednak w estetyce większego uprzyjemniania obcowania z nią. To źle? Nic z tych rzeczy, gdyż mimo, iż taki stan z automatu bardzo mocno faworyzował materiał spod znaku muzyki spokojniej i kontemplacyjnej, ta z drugiego bieguna. również sporo na tym zyskiwała. Oczywiście najwięcej na nadawaniu esencjonalności i energii w środku pasma, ale co ciekawe bez specjalnych szkód w oddawaniu bezpośredniości. Łagodniejszej niż czasem byśmy tego oczekiwali, jednak w żadnym wypadku nie przekraczającej dobrego smaku. Co zatem wydarzyło się po aplikacji dwóch Dream-ów?
Sam nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale przy utrzymaniu stanowczości podania muzyki w kwestiach wagi i energii poprawiła się krawędź prezentacji i pewnego rodzaju jej twardość. I o dziwo okazało się, że to była nawet bardzo oczekiwana zmiana, gdyż nie tylko nie zaszkodziła muzyce łatwej lekkiej i przyjemnej, ale odbierałem to jako poważny zastrzyk w jej poprawnym odtworzeniu. Naturalnie mówimy o skutku „owego utwardzenia dźwięku” w stosunku do części testu z jednym kablem, gdyż lepszej czytelności nabrały kontury poszczególnych źródeł pozornych, bez czego obraz choć przyjemny wydaje się być rozmyty, a przez to znacznie miej namacalny. Taki zaś obrót sprawy sprawił, że nie tylko bajkowo wypadał repertuar spod znaku wszelkich odmian jazzu i wokalistyki, ale również bajkowo, tylko w odmianie brutalności okazały się wybrzmiewać popisy formacji z obozu AC/DC, Metallici, czy Black Sabbath. Nagle system zaczął kolokwialnie mówiąc oczekiwanie mną targać energią i wyrazistością zwartego ataku, bez czego wspomniani artyści po krótkim czasie stają się po prostu nudni. A przecież nuda w ich przypadku do gwóźdź do przysłowiowej trumny, do wbicia którego za sprawą zdublowania kabli sieciowych Stealth Audio dla mnie jako wieloletniego wielbiciela tego typu muzy na szczęście nie doszło. Co oznacza tak odmienne oblicze dwóch podejść testowych?
W moim mniemaniu wyjaśnia dwie istotne sprawy. Po pierwsze – powielanie testowanej konstrukcji w torze nie powodowało efektu szkodliwej dominaty estetyki grania danego okablowania w konkretnym systemie. A po drugie – tak jak w moim przypadku dubel ewidentnie pozwalał wycisnąć z niego najlepsze cechy. Owszem, z wnoszonym przez kabel sznytem energetycznego i tajemniczo ciemnawego grania, ale bez nachalnego naginania brzmieniowych cech na swoją modłę. W tym przypadku ze strony testowo skonfigurowanego seta dostałem mocne, odpowiednio ciężkie, ale przy tym zrywne i rytmiczne uderzenie, czyli takie jakie akurat ja uznaję za bardzo dobre.
I gdy wydawałoby się, że tym optymistycznym akcentem zakończę ten test, mam w zanadrzu jeszcze jedną informację. Chodzi oczywiście o podjęcie próby dostrajania dźwięku przy pomocy ruchomych tulei na zewnętrznym obrysie kabla. To było o tyle ciekawe, że przecież miałem do dyspozycji dwa kable, czyli więcej opcji. W efekcie testowej zabawy opisane przed momentem aspekty mogłem lekko podkreślić lub złagodzić, co dodatkowo staje się ewidentną wodą na młyn recenzowanej konstrukcji. Czy gra jest warta świeczki, ocenicie sami. Ważne, że mamy dodatkowy soniczny tweak do wykorzystania w służbie wyciskania z systemu ostatnich soków.

Jak spuentuję powyższy słowotok? Przyznam szczerze, że gdy w przypadku pojedynczego kabla opinia byłaby obciążona drobnymi niuansami natury zaokrąglania ataku dźwięku – oczywiście należy wziąć pod uwagę mój zestaw z jego ograniczeniami i potrzebami, to już przy dwóch sztukach ocena bez jakiegokolwiek naciągania faktów jest jednoznaczna w postaci bezwarunkowo „bardzo dobra”. Bardzo dobra, bo kabel oferuje znakomitą energię dźwięku. Bardzo dobra, bo nie ogranicza swobody jego projekcji. I po raz trzeci bardzo dobra, bo odpowiednio rysuje jego wyrazistość. Czy to oferta dla każdego? Powiem tak. Jak to w życiu bywa prawdopodobnie nie, ale spróbować co najmniej warto. Jeśli jednak z jakiś przyczyn się nie „dogadacie”, to przynajmniej będziecie bogatsi o doświadczenia z fajnie podaną muzyką. A to przecież w naszym hobby jest bezcenne.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Audiofast
Producent: Stealth Audio
Cena: 39 850 PLN / 1,5m, 4 980 PLN za dodatkowe 0,5m

Pobierz jako PDF