1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Melodika Brown Sugar BSSC95xx

Melodika Brown Sugar BSSC95xx

Opinia 1

Kiedy na półmetku 2016 r. testowaliśmy protoplastę naszego dzisiejszego bohatera pozwoliliśmy sobie na niewinne żarty zarówno jeśli chodzi o samą nomenklaturę, jak i opakowanie, lecz już o walorach brzmieniowych wyrażaliśmy się całkiem pozytywnie. Jak się jednak miało okazać ówczesna inkarnacja nie była jednak li tylko wypadkiem przy pracy, czy też popularnym jednostrzałowcem, lecz początkiem przemyślanej strategii i sukcesywnego budowania spójnej i zarazem niezwykle zróżnicowanej oferty skierowanej do bardziej wymagających odbiorców. Mowa o rodzimej Melodice i jej topowej serii okablowania Brown Sugar, z której to ponad sześć lat temu mielimy okazję przesłuchać model 4530 a dzięki uprzejmości białostockiego Rafko w niniejszym odcinku zmierzymy się z flagowym BSSC95xx, na którego test serdecznie zapraszamy.

Nie da się ukryć, że z biegiem lat Melodice nie tylko przybyło „kilka kilogramów”, co również zauważalnie wypiękniała, czy to jeśli chodzi o konfekcję, która zamiast standardowych „portek” z termokurczki ewoluowała do ręcznie szytego odzienia wykonanego z najprawdziwszej włoskiej skóry zakończonego zaciskanymi (Solid Grip Technology) wtykami bananowymi, czy samo opakowanie, gdzie zamiast foliowego worka w jakim zazwyczaj sprzedaje się pieczony na ruszcie drób pojawiło się standardowe, kartonowe pudełko a wraz z nim wielofunkcyjny płócienny, czarny plecako-worek, który z powodzeniem, po wyłuskaniu zawartości, można wykorzystywać do dowolnych, cywilnych celów. O przyroście masy wspomniałem nie bez przyczyny, gdyż o ile nasz pierwszy kontakt z białostockimi „twardymi używkami” dotyczył wersji splecionej z żył o przekroju 4,5 mm², to już obecny wypust może pochwalić się bazującymi na dostępnym na metry BSC2950 „tętnicami” o 9,5 mm² przekroju. Całe szczęście ewolucja nie pociągnęła za sobą jakiś dramatycznych zmian natury aparycyjnej, gdyż wygląd Brown Sugar poza wspomnianymi zmianami konfekcji pozostał praktycznie bez zmian. Nadal mamy do czynienia z dwoma biało – czekoladowymi wzajemnie ze sobą skręconymi warkoczami cieńszych przewodów z miedzi 6N (o czystości 99.9999%) otulonymi zewnętrzną, ochronną i z racji swojej transparentności dającą świetny wgląd w trzewia koszulką PVC. Warto zwrócić uwagę na znajdujące się na niej nadruki dostarczające informacje nie tylko o wytwórcy, modelu i podstawowych danych technicznych przewodu, lecz również o jego kierunkowości. Co ciekawe owych warkoczy bynajmniej nie zapleciono z jednakowych przewodników, lecz z autorskiej kombinacji wiązek osobno izolowanych spienionym polietylenem i skręcanych w technologii Spiral Litz. I tak najgrubsze, odpowiedzialne za reprodukcję najniższego basu mają przekrój 1,3 mm², selektywność i kontrolę najniższych składowych powierzono żyłom o łącznym przekroju 1,3 mm² a kolejne, wyższe rejestry obsługują wiązki średnich żył o łącznym przekroju 2,1 mm². Takim samym sumarycznym przekrojem mogą pochwalić się średnio-cieńsze żyły a najwyższym częstotliwościom dedykowano najcieńsze żyły o sumarycznym przekroju 2,7 mm². Jak jednak przyszło nam na własnej skórze się przekonać tak przyrost masy, jak i przekroju niespecjalnie przełożył się na podatność Brown Sugara na układanie, więc nadal mamy do czynienia z dość wdzięcznymi, acz zauważalnie ciężkimi i nieco bardziej sprężynującym aniżeli poprzednio przewodami, więc o ile przy podłogówkach i porządnych „piecach” obecność Melodiki będzie zupełnie nieabsorbująca, to D-klasowe wydmuszki i filigranowe podstawkowce mogą wymagać pewnych, stabilizujących ich pozycję działań. Od siebie, czyli całkowicie subiektywnie chciałbym jedynie zasugerować, że przy takiej klasy i masy przewodach wielce pożądana byłaby dostępność wersji zakończonych widełkami, choć znając życie, jeśli nie ma jej teraz, to nie można wykluczyć, że takowa lada moment się nie pojawi.

Wpinając BSSC95xx a dokładnie BSSC9530, gdyż właśnie takie oznaczenie posiadają trzymetrowe, fabrycznie zakonfekcjonowane odcinki, w swój dyżurny system zastanawiałem się ile zostało w nich z pierwszej odsłony wiadomego przeboju Stonesów a ile doszło wraz z doświadczeniem ich wytwórców i mniej bądź bardziej oczywistych modyfikacji. I… I śmiem twierdzić, iż zmiany choć niewątpliwie zauważalne, nie zerwały więzów z przeszłością a jedynie bazując na nich wypchnęły BSSC9530 oczko, bądź nawet dwa wyżej w skali intensywności serwowanych doznań. Tytułowa Melodika gra bowiem dźwiękiem obszernym, dużym i aż chce się napisać, że typowo „amerykańskim” – w dobrym tego słowa znaczeniu. Mowa bowiem o niezwykłej potędze brzmienia, lecz potędze o globalnej sile rażenia a nie li tylko lokalnych działaniach polegających na pompowaniu samych źródeł pozornych, które w pewnym momencie po prostu przestają mieścić się na zarezerwowanej dla nich scenie. Tutaj wszystko jest duże, zazwyczaj wręcz potężne, jednak względem siebie cały czas proporcjonalne. Odsłuchy pozwoliłem sobie rozpocząć od dalekiego od referencji „Superunknown” Soundgarden, gdyż coś czułem w kościach, że mogą do siebie pasować i jak się okazało miałem rację. Amerykański wygar Melodiki z jednym z najbardziej znanych krążków końcówki epoki grunge’u polubiły się od pierwszych taktów a przyjemnie, acz nieprzesadnie faworyzowany dół pasma białostockich drutów ewidentnie pomógł dość sucho i nieco zbyt lekko nagranemu materiałowi dociążając go i dodając energii wszędzie tam, gdzie zapomniał o niej sam realizator. Czy była to prezentacja ortodoksyjnie zgodna z oryginałem? Z pewnością nie, chyba, że dziwnym zbiegiem okoliczności zarówno dostępne na Tidalu, jak i sklepowych półkach wypusty ktoś perfidnie z najniższych składowych i właściwego, oczekiwanego tamże wykopu pozbawił. Jest zatem nie do końca wiernie, ale za to, przynajmniej na moje ucho, lepiej i prawdziwiej. Nielogiczne? A skądże, po prostu weźcie Państwo pod uwagę, że praktycznie zawsze, na dowolnym rockowym koncercie czego jak czego, ale basu i dynamiki nie brakuje a tymczasem na zastanawiającej puli komercyjnych nagrań można owych składowych ze świecą szukać, jak na sztandarowym przykładzie, czyli „…And Justice for All” Metallici. A z Melodiką w torze owe mniej bądź bardziej natywne upośledzenia może nie tyle całkowicie są rehabilitowane, co w znacznym stopniu korygowane sprawiając, iż całość brzmi po prostu lepiej.
Całe szczęście serwowane przez tytułowe głośnikowce turbodoładowanie nie ma charakteru permanentnego, czyli nie oznacza grania wszystkiego na jedno kopyto, bo o ile fanom rocka taki status quo raczej by nie przeszkadzał, to już mocniej zakorzenieni w jazzie, czy barokowej kameralistyce melomani mogliby poczuć się nieco skonfundowani. Tymczasem zmieniając repertuar na niemalże wykopu pozbawiony, czyli nastrojowy „Soul Box” Grovera Washingtona, Jr., wszystko jest w jak najlepszym porządku. Basik jest, ale niezbyt wyrywny, taki milusi – pluszowy, w wersji soft i choć przekaz nadal pozostaje po nieco ciemniejszej stronie mocy, to nie traci nic a nic ze swobody i oddechu koniecznego do oddania flow misternych orkiestracji serwowanych przez jednego z ojców smooth jazzu. A właśnie, nie sposób przeoczyć (bo z tego co mi wiadomo zwrotu przeuszyć jakoś nikt nie używa) niezwykle przyjemnego dopalenia emocjonalnego i dosaturowania saksofonu leadera, który tutaj wychodząc nieco przed szereg, do czego z resztą ma pełne prawo, robi własne show, akompaniament zostawiając nieco za sobą. Wbrew pozorom zabieg ten nie powoduje redukcji głębi ostrości z jaką obserwujemy cały spektakl, lecz jedynie podkreśla gradację planów i wręcz pogłębia samą wieloplanowość, gdyż nic a nic nie tracimy z ostrości a jedynie Grovera Washingtona mamy nieco bliżej niż zazwyczaj, czyli jakbyśmy w dobrym klubie jazzowym załapali się na lepszy stolik. Mała rzecz a cieszy.
Na koniec zostawiłem klasykę a z jej odmętów wyłowiłem „Dalla biblioteca di Vivaldi?” w wykonaniu Sue-Ying Koang, Diany Vinagre, Parsivala Castro i Vincenta Bernhardta, gdzie z racji użytego instrumentarium najniższe składowe, są niemalże jedynie sygnalizowane a większość informacji dociera do nas na średnicy i górze pasma, których komunikatywności z rodzimego okablowania nie tylko nie brakuje, lecz mogą pochwalić się wielce satysfakcjonującą rozdzielczością. Oczywiście z racji wrodzonej koherencji najwyższe nuty utrzymywane są we wpadającej w złoto promieni zachodzącego słońca tonacji, jednak nie uznałbym ich za zbytnio zaokrąglone, czy wycofane. Po prostu bardziej koją aniżeli drażnią skołatane codzienną harówką nerwy dając jednocześnie pełen pakiet informacji o chropowatości smyków a jednocześnie nie stroniąc od ich słodyczy. Melodika nie zapomina też o właściwym podtrzymywaniu długości wybrzmień, więc doskonale słychać, iż powyższy album nie jest studyjnym wytworem, lecz nagrań dokonano w zdecydowanie żywszej akustycznie przestrzeni (kościele protestanckim w szwajcarskiej miejscowości Belmont-sur-Lausanne. Może nie jest to jeszcze poziom na którym będziemy w stanie określić wysokość i rodzaj sklepienia od jakiego odbijają się dźwięki, ale biorąc pod uwagę nader niewygórowaną cenę tytułowych przewodów nie widzę podstaw by uznać to za powód do krytyki.

Jeśli po lekturze powyższych wynurzeń nadal zastanawiacie się Państwo, czy zgodnie z zapewnieniami producenta Melodikę Brown Sugar BSSC95xx można zaliczyć do grona stricte high-endowych przewodów głośnikowych, to bazując na ponad ćwierćwiecznym doświadczeniu w tej materii śmiało mogę stwierdzić, że przy odrobinie dobrej woli jak najbardziej. Oferuję one bowiem ponadprzeciętną muzykalność a jednocześnie cechuje je nader pożądana cecha wyciągania nie do końca referencyjnych nagrań za przysłowiowe uszy, co poniekąd z jednej strony kłóci się ze stereotypem mówiącym, że im lepszy sprzęt, tym mniej nagrań sprawiających przyjemność, a z drugiej właśnie daje nam dostęp do albumów, po które przy bardziej „bezwzględnym” okablowaniu byśmy nie sięgnęli. Jednak o tym czy jest to krok w dobrą stronę musicie Państwo zdecydować sami, gdyż znam, poniekąd kliniczne, przypadki idące w zaparte, że im gorzej coś brzmi, tym lepiej, bo właśnie taka jest prawda i esencja piętnującego nawet najmniejsze potknięcia i to nie tylko realizacyjne, lecz również konfiguracyjne, High-Endu. Jeśli jednak zamiast owej „nienachalnej urody” i nagiej prawdy szukacie Państwo w muzyce piękna, emocji i zdolnej was zregenerować pozytywnej energii, to właśnie tytułową Melodiką powinniście się zainteresować.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Nie wiem, ilu z Was śledzi nasze poczynania w tematyce testów okablowania, ale jeśli ktoś po przeczytaniu tytułu dzisiejszej batalii zaliczył swoiste déjà vu, natychmiast uspokajam, iż to tylko pozory. Owszem, z podobnie nazwanym i równie bliźniaczo wyglądającym głośnikowcem mieliśmy okazję się już zapoznać, jednak tym razem na tapet trafiła najwyższa inkarnacja tej serii z oznaczeniem Melodika Brown Sugar BSSC95xx. Powód? Banalny, czyli skutek konsekwentnego rozwijania portfolio o nowe, potencjalnie lepsze brzmieniowo produkty. Czy tak w realnie jest? Na to pytanie dzięki zaangażowaniu białostockiego Rafko postaram się odpowiedzieć w kolejnych akapitach tej epistoły.

Nasz bohater podobnie jak poprzednik został wykonany ze stosunkowo czystej miedzi OFC 99.9999% (6N), jednak może pochwalić się większym przekrojem 2 x 9,5 mm2. Co jest istotne, każda z żył składa się z kilku różnej średnicy drucików – specyfikacja Multi-Gauge Core, splecionych w technologii Spiral Litz – każdy przewodnik osobno izolowany i skręcony. Jeśli chodzi o geometrię przebiegu żył głównych, te w celu eliminacji własnych interferencji ostały ze sobą skręcone w 2 warkocze, następnie ubrane w potrójna niskopojemnościową izolację dielektryczną na bazie spienionego polietylenu LDPE. Ważną informacją dla użytkownika jest również fakt kierunkowości kabla oraz zaterminowanie go zaciskanymi bananami.

Co zaoferował opiniowany kabel na tle poprzednika? Po pierwsze większe zwarcie, spokój i czystość przekazu, dzięki czemu odbierałem go jako znacznie mniej limitowany w domenie ostrości ilustrowania odbywających się w moim pokoju wydarzeń sonicznych. Przekaz ciekawie, bo nienachalnie, ale zyskał na dosadności. Dostałem bardziej zwarte uderzenie na dole, nieco więcej informacji w środku oraz dodatkowe pokłady oddechu. Wszystko pokazane było dobitniej, co często kończy się łatwym przekroczeniem linii dobrego smaku, jednak w sobie tylko znany sposób Melodika takim energicznym i wyraźnie wyciętym światem dźwięku umiejętnie mnie czarowała. A czarowała dlatego, że przy wspomnianych zmianach nie „majstrowała” przy wadze dźwięku. Osobiście lubię mocny akcent krawędzi i energiczne kopnięcie, jednak nie może się to odbywać kosztem jego masy, z czym tytułowe okablowanie znakomicie sobie poradziło.
Pierwszym z brzegu potwierdzającym to krążkiem była jazzowa kompilacja „Opening” Tord Gustavsen Trio. Dla mnie ECM ostatnio błądzi. Co druga produkcja jakościowo jest nijaka. Albo bez oddechu, albo rozmyta lub płaska dynamicznie w odbiorze. Uwielbiam tę oficynę, jednak coraz częściej trafienie na dobrą realizację staje się loterią. A jeśli tak, chyba nie dziwnym jest, że zalety opisywanego głośnikowca były swoistym remedium na wspomniane bolączki, gdyż dzięki ostremu rysunkowi, dawce oddechu i przy zachowaniu masy dosłownie każdego z instrumentów dotychczas nijaka opowieść muzyczna zyskała nowe, jakże oczekiwane życie. Nagle kontrabas pokazał więcej palca na strunie i energii dźwięku wydobywającego się z pudła rezonansowego, fortepian potrafił tąpnąć na dole, a także znacznie dłużej zawiesić czyste nuty na górze, zaś perkusista wreszcie miał szansę pokazać, że nie potrafi tylko walić w bębny, ale w idealnej synergii wspomóc kolegów w nadaniu całości nagrania nutki romantyzmu znakomicie wybrzmiewającymi przeszkadzajkami. Jak wspominałem, Melodika to co robiła, robiła z umiarem, który w tym przypadku był wodą na młyn przywołanej pozycji obecnych jazzowych tuzów.
Z innej, tym razem rockowej beczki napiszę o efektach działania Melodiki podczas słuchania rodzimej grupy Riverside „Wasteland”. To jak wiadomo mocna muza. A to zobowiązuje. Tylko co z tego, gdy system, a przecież okablowanie jest jego bardzo ważnym elementem, nie daje rady. Raz szczędząc nam dobrego określenia konturów poszczególnych wirtualnych bytów, czasem będąc zbyt ospałym w oddaniu ilości energii, by czasem udusić przekaz przykryciem go czapką pozbawionych swobody wysokich tonów. Na szczęście takie problemy naszego bohatera się nie imały i Mariusz Duda ze swoją formacją nie tylko dobrze mnie „kopali” sonicznymi kaskadami, ale równie znakomicie pokazali, na czym polega gitarowe granie. Z wyraźnym akcentowaniem inicjacji pracy struny, jej masą w zależności od rodzaju przysłowiowego „wiosła” i w konsekwencji oczekiwaną drapieżnością.
Na koniec kilka słów o materiale koncertowym Melody Gardot „Live In Europe”. Cel? Pokazanie, iż dobrze rozumiana wyrazistość krawędzi, mocna dawka masy popartej energią nie są w stanie zaburzyć dobrego spektaklu. Czyli? Po naszemu, chciałem sprawdzić, czy pewnego rodzaju brak rozdrabniania włosa na czworo – Melodika jest w pewien sposób delikatna, ale jednak konkretna w każdym calu – nie spowoduje poczucia zbytniego utwardzenie przecież uwodzicielskiego głosu M. Gardot. Efekt? Owszem, muzyka zyskała dodatkowy pakiet energii i twardości, na szczęście było to jedynie inne spojrzenie na ten sam materiał, ale bez skutku zniszczenia jego emocjonalności. Być może ktoś ów efekt odbierze jako nadinterpretację, ale raczej nie jak błąd w oddaniu zamierzeń realizatora. A jeśli nawet, będzie to oznaczać, iż sam ma już dość „ostrawo” grający set i z Melodika zwyczajnie mu nie po drodze. Ze swojej strony mogę zapewnić, iż mimo znakomicie rysowanego obrazu wirtualnej sceny już przed testem, po wpięciu pretendenta do laurów nie miałem z tym jakiegokolwiek problemu.

Gdy dotarliśmy do momentu zebrania powyższych spostrzeżeń w jedną całość, chcę jasno zaznaczyć, że Melodika Brown Sugar BSSC95xx jest kablem dla znakomitej większości populacji melomanów. Owszem, jest wyrazista, bo stawia na mocną krawędź i otwartość przekazu, a przez to pokazuje materiał jak na dłoni, ale dla mnie lepiej tak, niż odwrotnie, bo nie jest nudna. Co mi po okablowaniu studzącym emocje zawarte w muzyce. Przecież to ma nas radować, a radość daje pokazanie jej wigoru. I nie chodzi tylko o soniczną agresję w mocnym rockowym łojeniu, ale również w z pozoru majestatycznym jazzie. Dlatego jedynymi odbiorcami narażonymi na brak chemii z tytułowym produktem są nieliczni właściciele zestawów nazbyt oszczędnych w masę i barwę. A i oni po starciu na własnym podwórku raczej stwierdzą, że ewentualna porażka to nie wina omawianego okablowania, tylko skutek wcześniejszych wyborów.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition, Klipsch Horn AK6 75 TH Anniversary
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Rafko
Producent: Melodika
Cena: 599 PLN/m

Pobierz jako PDF