1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Muzyka
  4. >
  5. Michał Bryła „G. Ph. Telemann – 12 Fantasias for Viola solo”

Michał Bryła „G. Ph. Telemann – 12 Fantasias for Viola solo”

Wykonawca:  Michał Bryła – altówka
Tytuł:  „G. Ph. Telemann - 12 Fantasias for Viola solo”
Gatunek:  Klasyka
Dystrybucja:  Prelude Classics

Opinia 1

Skoro trzecia z rzędu recenzja dotyczy sygnowanej przez rodzimą wytwórnię Prelude Classics klasyki, to śmiało możemy uznać, iż stojący za całym zamieszaniem Michał Bryła za punkt honoru przyjął nie tylko popularyzację muzycznych „skamielin”, co i moją edukację. W dodatku postawione sobie zadanie realizuje z żelazną konsekwencją co i rusz podnosząc poprzeczkę wymagań. Dlatego też po ikonicznych Bachu i Mozarcie przyszła pora na co prawda znanego i rozpoznawalnego wśród melomanów tytana pracy, czyli Georga Philippa Telemanna (1681-1767), jednak śmiem twierdzić, iż dla przeciętnego zjadacza chleba i odbiorcy syntetycznej papki serwowanej przez głównych, komercyjnych nadawców świadomość jego egzystencji niebezpiecznie oscyluje wokół zera. Najwyższa pora jednak ten stan powszechnej niewiedzy zmienić w czym pomóc ma najnowsze wydawnictwo wzbogacające portfolio Prelude Classics – „G. Ph. Telemann – 12 Fantasias for Viola solo”, które dotarło do naszej redakcji w najbogatszej – zawierającej zarówno hybrydowy dysk SACD, jak i złoty „audiofilski” CDR.

Na początek pozwolę sobie na małe doprecyzowanie, bowiem dla niewtajemniczonych tytułowy album nie jest rejestracją materiału dedykowanego altówce, co mogło by ć uznane za drogę na skróty, lecz w oryginale „12 Fantazji” napisane było na sześciostrunową violę da gambę a jak powszechnie (?) wiadomo altówka ma strun cztery. Całe szczęście oba instrumenty są podobnie strojone, więc przynajmniej pod tym względem trudności nie było. Znaczy się czysto teoretycznie, o ile tylko za brak takowych uznamy konieczność przetranskrybowania klucza basowego na altowy. Jednak to nie koniec ciekawostek, bowiem sam materiał nutowy nie należy do kategorii „znanych i lubianych”, ba śmiało możemy wręcz uznać, że to klasyczny NOS, gdyż leżały one w zapomnieniu w Państwowym Archiwum Dolnej Saksonii a światło dzienne ujrzały dopiero w 2015r. Jeśli zaś chodzi o samo nagranie i proces realizacji, to jest to klasyczny jednoosobowy projekt, gdyż pan Michał Bryła nie tylko przetranskrybowany przez siebie materiał zagrał, lecz również nagrał, zmasterował, wydał i zadbał o całą masę pobocznych detali takich jak mi.in. poligrafia. Sam materiał został zarejestrowany w DXD o rozdzielczości 32 bitów i częstotliwości 352,8 kHz na autorskim systemie na systemie Decca Tree z przetwornikiem A/D HAPI MKII Merging Technologies wyposażonym w kartę Premium który dzięki ośmiu przedwzmacniaczom zdolny był obsłużyć sygnały w wysokich rozdzielczościach. Całość realizacji została wykonana w stacji DAW od Merginga Pyramix w wersji Premium. W przeciwieństwie do wcześniej goszczących u nas wydawnictw Prelude Classics „Fantazje” nagrano w kościele św. Kazimierza w Kobyłce. Krążek SACD został wytłoczony w Austrii a CDR wypalono z prędkością x4 na napędzie Plextor-a.

No i o ile powyższe dywagacje natury technicznej nie przysparzały mi większych trudności, to już próba okiełznania zawartego na tytułowych krążkach materiału daleka była od przysłowiowej bułki z masłem. Nie dość bowiem, iż ów (znaczy się materiał) wymagał pełnego skupienia, to zbytnio nie dysponował żadnym punktem zaczepienia. Niby mógłbym na siłę ratować się barokową estetyką, jednak o ile na jeden, góra dwa utwory, taka narracja jeszcze jakoś się broniła, to niestety przy ponad dwugodzinnym maratonie (warstwa SACD + warstwa CD + CDR) takie koło ratunkowe działało równie skutecznie co betonowe buty podczas kąpieli w Wiśle. Krótko mówiąc trzeba było zagryźć zęby, wyciszyć się i dać muzyce robić swoje. Nie powiem, żeby początki były zachęcające, bo zmęczenie materiału / słuchacza następowało równie szybko, jak przy moim pierwszym podejściu do również solowego projektu „J.S.Bach 6 Suit na wiolonczelę solo BWV 1007 -1012” Andrzeja Bauera, z tą tylko różnicą, że jakby nie patrzeć wiolonczela, przynajmniej moim skromnym zdaniem, operuje w nieco przyjaźniejszym spektrum częstotliwości, więc niejako z automatu „wchodzi” łatwiej. Całe szczęście z każdym kolejnym odtworzeniem opór materii malał a jego miejsce zajmowało zainteresowanie i chęć podążania za wirtuozerskimi partiami Michała Bryły, którego obecność w roli „operatora” altówki była okupiona zauważalnie mniejszym wysiłkiem aniżeli w przypadku powyższego przykładu, na którym Bauer potrafił sapać i wzdychać jakby przyszło mu grać podczas wspinaczki po schodach na taras widokowy PKiN-u.  Mojej zmianie nastawienia sprzyjały również niższy strój i większa „gęstość” brzmienia altówki aniżeli w przypadku skrzypiec, więc i po oswojeniu się z tematem można było z pewną nieśmiałością mówić o czymś na kształt eufonii. A gdy z etapu chłodnej analizy i mozolnego uczenia się minimalistycznej formy muzycznej przeszedłem do w pełni komfortowego odsłuchu coś w końcu „pykło” i z głośników zamiast perfekcyjnie podanych wymuskanych, lecz pozbawionych kreującego całość lepiszcza dźwięków popłynęła muzyka przez wielkie „M”. I to bynajmniej nie sztywna, skostniała, czy wręcz „wykrochmalona”, lecz kipiąca emocjami i okraszona bogactwem alikwotów oraz stricte barokowych ozdobników wymagających iście karkołomnych figur wykonawczych a więc w pełni świadomej wirtuozerii.

Od strony realizacyjnej całość brzmi nad wyraz koherentnie i na swój sposób, jak już dążyłem wspomnieć gęsto, lecz nie oznacza to zgaszenia dźwięku, lecz raczej celowe osadzenie go w okolicach niższej średnicy i na takim solidnym fundamencie budowanie całości. Miłą odmianą w stosunku do solowych „samplerowych” nagrań smyków altówka na „Fantazjach” nie próbuje wejść słuchaczowi nie tyle na głowę, co przynajmniej na kolana, więc nie ma problemu z efektem zbytniej ekspansywności przekazu. Za swoisty znak firmowy pana Michała z kolei można uznać fakt, iż aura pogłosowa bądź co bądź sakralnej, a więc odznaczającą się dość żywą, właściwa tego typu budowlom akustyką, jest jedynie delikatnie zaznaczona i zamiast stanowić integralny element budujący klimat nagrania, chociażby poprzez jego „oddech”, pełni tu co najwyżej drugoplanową rolę. Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak przy bratobójczym pojedynku pomiędzy wytłoczonymi warstwami hybrydowego nośnika i wypaloną CDR-a, bowiem różnice są tu na tyle wyraźne, że chyba każdy powinien znaleźć swoja ulubioną. W moim przypadku pierwsze miejsce przypadło ex æquo stereofonicznej warstwie SACD i wypalonej na złotym nośniku ze wskazaniem na … drugą opcję. Może i „gęstą” cechowała lepsza rozdzielczość i precyzja, jednak to CDR zabrzmiał w moim systemie (a dokładnie na Ayonie CD-35 (Preamp + Signature) ) z większą saturacją i organicznością kierującymi moje skojarzenia ku domenie analogowej. Z kolei warstwa CD na nośniku hybrydowym była jak najbardziej akceptowalna i godna uwagi, lecz na tle rodzeństwa brakowało jej przysłowiowej kropki nad „i”, dzięki której mogłaby przykuć na dłuższą metę uwagę słuchacza. Była po prostu „tylko OK”, co bez możliwości bezpośredniego porównania z pozostałymi opcjami byłoby pewnie i tak powodem do samych superlatyw, skoro jednak takowy sparring miał miejsce to mój czysto subiektywny ranking jest taki a nie inny.

Reasumując, jeśli tylko czujecie Państwo potrzebę zgłębienia klasycznych podwalin współczesnej muzyki a perspektywa kolejnego „wykonu” (cóż za koszmarne słowo) „Czterech pór roku”, bądź „Koncertów brandenburskich (BWV 1046–1051)” wywołuje u Was ciężką alergię gorąco zachęcam do zapoznania się z „G. Ph. Telemann – 12 Fantasias for Viola solo” w wykonaniu Michała Bryły. Gwarantuję, że na pewno będzie inaczej – na wskroś minimalistycznie i wręcz intymnie, ale to chyba jeden z najlepszych sposobów na zaznajomienie się z tematem, tym bardziej, że sama jakość nagrania nie przeszkadza a wręcz pomaga w zrozumieniu geniuszu nieco zapomnianego u nas Telemanna.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Mniemam, iż bardziej spostrzegawczy z Was zauważyli ważny aspekt pojawienia się opisu tytułowej płyty na naszym portalu. Oczywiście chodzi fakt dostarczenia do naszej redakcji kolejnego epizodu płytowego familii Bryła. To jest o tyle ciekawa sytuacja, że gdy pierwsze pozycje relacjonowały zarejestrowaną, zremasterowaną i wydaną przez dzisiejszego wykonawcę pełnego spektrum utworów – Michała Bryłę, wirtuozerię przedstawicielek płci pięknej tej familii, to dzisiaj przyjrzymy się pokazowi umiejętności samego pana Michała. Tak, tak, śmiało można powiedzieć, iż tym razem będą to „Przygody Pana Michała”, z tą tylko różnicą, że nie jak w powieści Henryka Sienkiewicza o tematyce wojennej z wirtuozerią władania szablą w dłoni, tylko muzycznej z fenomenalnie brzmiącym instrumentem strunowym w głównej roli. Panie i panowie, oto wykonawca, masteringowiec i producent w jednym, pan Michał Bryła w transkrypcji 12 Fantazji TWV 40:26 – 37 (1735) Georga Philipa Telemanna na altówkę, wydawnictwa Prelude Classics.

Jak sugerują fotografie, za sprawą tytułowego bohatera w nasze progi trafiła wersja tak zwana full wypas, czyli hybrydowy krążek SACD z warstwą CD oraz równie pieczołowicie wydany na złocie CDR. To w moim przypadku jest na tyle istotne, że nie posiadam odtwarzacza gęstego formatu – CEC TL0 3.0 czyta jedynie format 16/44.1, za to mój popularnie zwany CD-ek znakomicie różnicuje jakość brzmienia pomiędzy tłoczonymi płytami CD, a wypalanymi CDR. Czy i jak to możliwe? Nie wiem jak, ale zapewniam, że tak, jednak z uwagi na fakt, iż nie to jest tematem tej epistoły, dlatego zdecydowanym krokiem przejdę do przelania na klawiaturę kilku ciekawych wniosków na temat clou spotkania.

Kreśląc kilka zdań o przedmiocie dzisiejszego spotkania o jednym warto wspomnieć. Otóż mimo mojego zainteresowania tego rodzaju twórczością, zarejestrowana na płycie muzyka jest wymagająca. Znakomita od strony repertuaru i realizacji zamierzeń kompozytora przez artystę, ale aby zrozumieć intencje mające wywołać u nas zaplanowane przez obydwa podmioty emocje – kompozytora i wykonawcy – okazuje się obligować słuchacza do pełnego skupienia Nie tylko z racji potencjalnego przegapienia istotnych aspektów dotyczących kunsztu pana Michała w tematyce gry na tak wyrazistym, jak wspominałem, dla wielu ikonicznym instrumencie, ale również możliwości oddania przez ten ostatni bogactwa barw, odcieni i różnic tempa granej na nim muzyki. To wydawnictwo jest zbiorem solowych, raz spokojnych, innym razem bardziej zróżnicowanych w kwestii tempa, przy okazji niezbyt długich zapisów nutowych, dzięki czemu nie wybacza nawet chwilowego zagapienia się przez odbiorcę. Jednak teoria teorią, a sam dwukrotnie złapałem się na pewnego rodzaju zawieszeniu się moich zmysłów w odbiorze materiału. Ale uspokajam, ów fakt był li tylko wynikiem mimowolnego podejścia do tematu od strony stricte audiofilskiej, czyli ni mniej ni więcej, górę wzięło zakorzenione w duchu drobiazgowe przyglądanie się raz popisom kunsztu grania przez altowiolinisty, by za moment skupić się na barwie, wyrazistości, dźwięczności i ogólnej propagacji dźwięku altówki w moim pokoju. To źle? Bynajmniej, gdyż to nadal było pełne emocjonalne poddanie się pięknej przygodzie, z tą tylko różnicą, że czasem soczewka śledząca wydarzenia na wirtualnej scenie ostrzyła na istotne dla niej detale, a nie na nią jako całość. A zapewniam, dzięki profesjonalnemu podejściu przez producenta do najdrobniejszego aspektu tego wydawnictwa, bardzo łatwo jest popaść w skrupulatną ocenę całości lub poszczególnych składowych tego świetnie zagranego materiału. I choćby dlatego warto nabyć tę pozycję płytową, aby raz na jakiś czas dać się ponieść nieprzewidywalnym stanom swojego umysłu. I to jakim stanom.

Na koniec kilka słów o realizacji. W tym temacie mogę powiedzieć, iż mastering jest fenomenalny. Brak poczucia kompresji, dzięki czemu muzyka wybrzmiewała z pełną swobodą, fajną plastyką i oddechem. Oczywiście naturalnym feedbackiem takiej sytuacji był fakt, że nawet przez moment nie wiało przysłowiową „nudą”. A jak wypadło porównanie warstwy CD vs CDR? Cóż, w dobrym tego słowa znaczeniu kolejny raz okazało się, że wypalanie powoduje poczucie odcięcia tlenu muzyce, przez co staje się mniej dźwięczna. Jakby bardziej skupiona wygładzaniu artystycznego rysunku, jednak gdy skonfrontujemy te dwie opcje na odpowiednio rozdzielczym systemie, okaże się, że przekaz zwyczajnie traci na witalności. Nadal jest fajny, ale w wydaniu CD znakomity. Ale zaznaczam, proszę nie brać tego do siebie, bowiem w obliczu tak zjawiskowego produktu jak tytułowe wydanie interpretacji twórczości Georga Philipa Telemanna, przed momentem wygłoszone teorie tracą jakiekolwiek podstawy do nawet wspominania o nich, a co dopiero udowadniania wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF