Opinia 1
Doskonale pamiętam czasy, gdy rozglądając się za swoim pierwszym pełnowymiarowym „Hi-Fi” uwagę kierowałem ku klasycznym, stereofonicznym amplitunerom oferującym nie tylko sekcję wzmocnienia, lecz również konieczny wtenczas tuner a nader często również jakiś podstawowy przedwzmacniacz gramofonowy i wzmacniacz słuchawkowy. Ot taki all in one, do którego wystarczy tylko dokupić odtwarzacz CD (gramofony były wtedy w odwrocie), kolumny i gra muzyka. Niby człowiek miał świadomość istnienia tzw. dzielonek, jednak jeszcze nieskażony audiophilią nervosą z zainteresowaniem graniczącym z podziwem obserwował poczynania bardziej zaawansowanych i co tu dużo mówić majętniejszych znajomych samemu stawiając na wygodę i ergonomię. Minęło trzydzieści lat z okładem i patrząc na współczesny rynek śmiem twierdzić, iż osoby dopiero wkraczające w świat pełnowymiarowych komponentów audio kierują się podobnymi kryteriami. Co prawda poczciwy UKF wyparły rozgłośnie internetowe, srebrne krążki ustąpiły miejsca serwisom streamingowym i graniu ze zgromadzonych na domowych NAS-ach plików, a poczciwe gramofony wróciły do łask, jednak idea pozostała taka sama – kluczem ma być możliwie daleko posunięta integracja przy znaczącym przyroście jakości generowanych dźwięków w porównaniu z systemami mini, micro i niejako będącymi symbolem XXI w. soundbarami. Dlatego też z zainteresowaniem pochyliliśmy się nad dostarczonym przez Sieć Salonów Top HiFi & Video Design już nie amplitunerem a posługując się obowiązującą nomenklaturą strumieniującym wzmacniaczem NAD M33.
Na czarno srebrnym froncie wzrok przyciąga kolorowy 7” ekran dotykowy i dyskretnie ulokowany po jego lewej stronie, otoczony podświetloną aureolką kwadratowy firmowy logotyp informujący o statusie urządzenia. Od razu uprzedzę iż pełni on wyłącznie dekoracyjno-informacyjną rolę, więc przynajmniej na początku trzeba się oduczyć sięgania do niego paluchem skoro włącznik/usypiacz 33-ki zlokalizowano nad ww. wyświetlaczem i to w dodatku na górnej krawędzi frontu. Pod firmowym ekslibrisem przycupnęło 6,3mm gniazdo słuchawkowe a po prawej stronie wyświetlacza znajdziemy pokrętło głośności.
Zarówno płyta górna, jak i ściany boczne są zaskakująco masywne i dodatkowo wyposażone w ułatwiające cyrkulację powietrza wewnątrz korpusu otwory wentylacyjne chronione siatką. Rzut oka na ścianę tylną jasno daje do zrozumienia, że obecnie na topie jest „cyfra” i to właśnie pod jej dyktando projektuje się najnowsze konstrukcje. Patrząc od lewej uwagę zwracają dwie komory na opcjonalne moduły rozszerzeń MDC (Modular Design Construction) za którymi całkiem logicznie rozplanowano nader szeroki wachlarz interfejsów. Do dyspozycji mamy dwa złącza antenowe (WiFi i Bluetooth), porty Ethernet RJ45 i USB, wejście USB, HDMI (ARC), dwa wyjścia na subwoofery, dwa koaksjalne, dwa optyczne i AES/EBU. Z kolei domenę analogowa reprezentuje para XLR-ów, wejście phono (RCA), wejście liniowe (RCA) i wyjście na zewnętrzną końcówkę mocy z sekcji przedwzmacniacza. Z przydatnych dodatków warto wspomnieć o przełączniku aktywującym mostkowanie konstrukcji, gnieździe RS232 odpowiedzialnej za integrację 33-ki z „domową inteligencją” (m.in. Control4, Crestron, LUTRON), wejściu dla zewnętrznego czujnika IR i przelotce triggera. Gniazda głośnikowe są podwójne i dość ciasno ustawione, jednak dzięki kołnierzom zabezpieczającym zapewniają całkiem satysfakcjonującą (szczególnie górne) ergonomię nawet przy zakończonym widłami okablowaniu. Prawą flankę okupuje z kolei włącznik główny i zintegrowane z komorą bezpiecznika gniazdo zasilające IEC a wyliczankę zamyka wciśnięty w prawy dolny narożnik zacisk uziemienia, co dla części dysponujących dość krótkimi przewodami phono może być nieco problematyczne. Dziwić też może nie tyle zachowawcze, co niekonsekwentne podejście do obróbki sygnałów cyfrowych, bowiem z jednej strony NAD chwali się wsparciem dla MQA a z drugiej kończy swoją kompatybilność na 24bit/192 kHz. Co prawda sytuację nieco poprawia opcjonalny moduł MDC USB DSD o … obsługę DSD do DSD256, gdyż obsługa PCM pozostaje bez zmian. Nie ma jednak co rozpaczać, gdyż warto zdawać sobie sprawę, iż lwiej części docelowych użytkowników powyższe parametry w zupełności wystarczą, tym bardziej, że ich uwagę nader skutecznie przyciągnie zdecydowanie bardziej przydatna funkcjonalność, czyli korekcja akustyki pokoju Dirac. Niby samo oprogramowanie odpowiedzialne za stosowne nastawy jest w wersji podstawowej, acz w pełni funkcjonalnej, lecz po pierwsze działa a po drugie przynosi znaczącą poprawę, szczególnie jeśli system ustawiono w niekoniecznie optymalnym miejscu. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by już na własną rękę wykupić pełną, zdecydowanie bardziej zaawansowaną wersję w całkiem akceptowalnej cenie 99$. Sama konfiguracja i pomiary z użyciem znajdującego się na wyposażeniu mikrofonu zajmuje raptem kilkanaście minut i użytkownik prowadzony jest krok po kroku przez dedykowaną aplikację, więc nawet osoby nieobeznane z technikaliami spokojnie sobie z nią poradzą, gdyż tak po prawdzie cała gimnastyka ogranicza się do dokonania kilku pomiarów wokół naszego zwyczajowego miejsca odsłuchowego a resztą zajmą się zaimplementowane w NAD-zie zaawansowane logarytmy. Za streaming odpowiada wbudowany system BluOS oferujący nie tylko obsługę lokalnie zgromadzonych plików muzycznych, lecz również około 20 serwisów, w tym m.in. m.in. Tidal, Deezer, Qobuz, Amazon HD i Music, Spotify, Slacker, TuneIn, nugs.net, etc., lecz również funkcję multiroom. Miłośnicy połączeń bezprzewodowych mogą również skorzystać z komunikacji zarówno po Wi-Fi, jak i Bluetooth ze wsparciem dla aptX® HD a zamiast kręcić gałką i kiziać pilota/smartfon można aktywować asystentów głosowych (Google Assistant, Alexa, bądź Siri) i ograniczyć się do komend głosowych.
Niezaprzeczalnie miłym dodatkiem jest systemowy pilot, który nie dość, że może pochwalić się zaskakującą solidnością, lecz również i podświetleniem, co świetnie sprawdza się podczas wieczorno-nocnych odsłuchów. Jest przy tym dość ciężki, za co w znacznym stopniu odpowiada zestaw czterech baterii AA. Na osobną wzmiankę zasługują również pozornie zwykłe stożkowe nóżki, do których w komplecie dołączono dedykowane podstawki. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zamiast kombinować z precyzyjnym wpasowaniem dzióbka nóżki w centrum podstawki wystarczy zaufać … fizyce i pozwolić, by umieszczone w podstawkach magnesy wespół z wyprofilowaniem powierzchni nośnej same dokonały stosownego wycentrowania. Niby drobiazg, ale szalenie ułatwiający ustawianie wzmacniacza na półce, gdyż aplikacja podstawek robi się praktycznie sama.
Nie zagłębiając się zbytnio w trzewia naszego dzisiejszego bohatera warto jednak wspomnieć, iż reprezentuje on najnowsze pokolenie wzmacniaczy bazujące na technologii HybridDigital Purifi Eigentakt™. W telegraficznym skrócie polega ona na połączeniu klasy D z nowatorskimi algorytmami sprzężenia zwrotnego Eigentakt™. W efekcie osiągnięto skuteczną eliminację zniekształceń harmonicznych i intermodulacyjnych przy jednoczesnym zachowaniu niezależnego od obciążenia niezwykle szerokiego pasma przenoszenia i to ze znikomą impedancją wyjściową.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu i mając na koncie wcześniejszy kontakt z młodszym rodzeństwem M33, czyli kompaktowym M10v2 (w zeszłym roku), oraz już pełnowymiarowym, systemem czterech zmostkowanych M23-ek napędzającym debiutujące podczas tegorocznego monachijskiego High Endu Dali KORE śmiem twierdzić, iż NAD, pomimo przesiadki z klasycznych tranzystorów na moduły D-klasowe, podąża drogą własnej szkoły brzmienia. Chodzi bowiem o nader umiejętne połączenie gładkości z dynamiką i rozdzielczością. Otrzymujemy zatem dźwięk bezsprzecznie „duży” a jednocześnie muzykalny i nieprzesadzony. Pomimo bowiem dość pokaźnej mocy 33-ka nie pręży niepotrzebnie muskułów, nie szuka adrenaliny tam, gdzie jej nie ma i nie próbuje na każdym kroku podkreślać swojej obecności. Dzięki temu nawet marszowo-industrialny „Zeit” Rammsteina zyskuje na spójności a połączenie surowej elektroniki, ostrych riffów i „tyrolskich orkiestracji” („Dicke Titten”) nagle zaczyna się pod względem tak logicznym, jak i estetycznym spinać. Ba, od siebie jeszcze dodam, że i nieco uwierający mnie do tej pory autotune jakoś tym razem niespecjalnie przeszkadzał. I wcale nie chodzi o to, że NAD cokolwiek uśrednia, wygładza i „normalizuje” wyrównując wszystkie górki i dołki, lecz o akcentowanie melodyki, delikatne dopalenie warstwy wokalnej i swoistą „lekkostrawność” reprodukowanego materiału. Oczywiście powyższa jedwabistość i łatwość konsumpcji ma swoje granice, gdyż o ile jeszcze Rammsteina udało się wpasować w proponowane przez M33 ramy, to już „Hate Über Alles” Kreatora, czyli reprezentantów starej gwardii niemieckiego thrashu aż tak podatny na uroki NAD-a nie był. Może i bardziej melodyjne fragmenty jeszcze intensywniej koiły skołatane nerwy po gitarowych galopadach i perkusyjnych nawałnicach, choć po prawdzie akurat one zyskały na body i krągłości zamiast strzelać jak wyschnięty na pieprz chrust, ale agresji i swoistej, natywnej surowości właściwej ostremu łojeniu uładzić się nie dało. I bardzo dobrze, bo to pokazuje, iż tytułowa amplifikacja nie gra wszystkiego na tzw. „jedno kopyto”, tylko delikatnie i z wyczuciem proponuje, sugeruje własny punkt widzenia i pomysł na muzykę. Podobne obserwacje zebrałem podczas eksploracji zdecydowanie mniej agresywnego materiału, gdyż z łatwością można było usłyszeć różnice pomiędzy ogranymi do znudzenia a jednak nieustająco zachwycającymi „The Four Seasons” w wykonaniu Giuliano Carmignoli z Venice Baroque Orchestra a Yehudi Menuhina z Camerata Lysy. W pierwszym przypadku mamy bowiem do czynienia z niezwykłą, niemalże wyczynową maestrią i wyciąganiem na światło dzienne dotychczas ukrytych smaczków, co 33-ce przychodzi bez najmniejszego trudu, by z kolei w drugim otulić słuchacza gęstą i na pozór leniwie płynącą prezentacją, gdzie zamiast ww. ferii informacji serwowany jest nam niezwykle homogeniczny i skupiony na melodii i barwie spektakl, który nigdzie się nie spieszy. Co ciekawe tytułowy wzmacniacz żadnego z tych nagrań nie faworyzuje a jedynie stara się akcentować te aspekty, które niejako wpisują się w jego skupione na eufonii DNA.
Jedyne co, do czego trzeba się przynajmniej na początku przyzwyczaić, o ile przesiadamy się z urządzeń z nieco wyższej półki, to nieco mniejsza, delikatniejsza aniżeli w moim Brystonie ekspozycja głębi sceny i efektów przestrzennych. Oczywiście pies na … „Hunt” Amaroka szczeka tam gdzie powinien, jednak już wygasanie dźwięków kotłujących się pod sklepieniem Opactwa Noirlac na nagraniu „Monteverdi – A Trace of Grace” Michela Godarda mogło by być nieco dłuższe. Proszę jednak wziąć pod uwagę, iż powyższą uwagę formułuję bazując na porównaniu ze zdecydowanie bardziej rozbudowanym i nieporównywalnie droższym setem, więc jeśli po prostu nie szukacie Państwo dziury w całym a jedynie praktycznie bezobsługowego i bogato wyposażonego, wręcz wszystkomającego, kombajnu, to NAD M33 z nawiązką spełni Wasze oczekiwania. A to, że nie zagra na poziomie kilkukrotnie droższych systemów dzielonych, to już inna bajka i oczywista oczywistość, która raczej nie powinna spędzać Wam snu z powiek.
Im dłużej miałem NAD-a M33 w swoim systemie, choć bliższym prawdzie zwrotem byłoby „zastępowałem nim swój system”, tym częściej łapałem się na refleksji, że nie dość, że z oferowanym przez niego dźwiękiem spokojnie mógłbym żyć na co dzień, to przy jego funkcjonalności i intuicyjności cała ta nasza zabawa w audiofilskie dzielonki coraz bardziej zaczyna zakrawać na jakąś trudną do logicznego wytłumaczenia odmianę masochizmu. W końcu 33-ka oferuje praktycznie na każdym wejściu i z każdego wbudowanego modułu – czy to DAC-a, streamera, czy też nawet pracującego w domenie cyfrowej … przedwzmacniacza gramofonowego dźwięk wysokiej próby i to bez nadwyrężania kręgosłupa, plątaniny kabli walki z domownikami o każdy centymetr wysunięcia kolumn. Wystarczy wypakować z pudełka, podłączyć zasilanie, internet i kolumny, zalogować się do ulubionych serwisów streamingowych, ewentualnie podłączyć zewnętrzne źródła (TV też warto) i po kilku pomiarach korekcji akustyki Dirac stwierdzić, że … jest dobrze, czy wręcz bardzo dobrze, jeśli weźmiemy pod uwagę, że z zakupem ustrojów akustycznych, na które Małżonka patrzy z wyraźną dezaprobatą spokojnie możemy się wstrzymać.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VM
Opinia 2
Bez względu na konsekwentną przewagę w naszym środowisku rozbudowanych systemów audio jedno jest pewne, konstrukcje „all in one”, czyli wielozadaniowe jednopudełkowce, stają się produktami tak zwanego pierwszego wyboru. Powodów jest wiele. I choć najważniejszym wydaje się być prozaiczny brak miejsca w centralnym punkcie rodzinnego salonu, to jednak osobiście skłaniam się ku teorii, że po latach upychania obudów przez producentów słabymi jakościowo modułami czy to wzmacniacza, przetwornika cyfrowo/analogowego lub phonostage’a, wreszcie poszli po rozum głowy. Chodzi o zrozumienie, że melomańska gawiedź ma swoje wymagania i owszem, znajdą się chętni nabyć tego typu rozwiązania, jednak z jak najmniejszą stratą jakości dźwięku. I wiecie co? Inżynierowie płci obojga chyba to pojęli, gdyż ostatnimi czasy coraz częściej podczas testów mamy przyjemność przekonania się, że wielozadaniowość bynajmniej nie oznacza drastycznych kompromisów sonicznych. A jednym z przykładów na udowodnienie tego trendu jest dzisiejszy bohater w postaci dostarczonego przez Sieć Salonów Top HiFi Video & Design kanadyjskiego wzmacniacza zintegrowanego z funkcjami przetwornika D/A, przedwzmacniacza gramofonowego i ku uciesze fanów słuchania z plików streamera NAD M33.
Gdy rzeczony piecyk stanął na docelowym miejscu, przyznam szczerze, swoją aparycją bez najmniejszych problemów zwalił mnie z nóg. Nie dość, ze świetnie wykonany, to kładę rękę na pieńku, iż dzięki umiejętnie wdrożonemu w życie nowoczesnemu designowi będzie w stanie wpisać się w dosłownie każdy wystrój docelowego pomieszczenia. Powód tej pewności? Po pierwsze połączenie szczotkowanego aluminium z czernią niektórych części obudowy – na froncie mamy czarną, w centralnej części wyposażoną w dotykowy, kolorowy wyświetlacz, podświetlany kwadratowy logotyp marki oraz wielką czarną gałkę wzmocnienia nakładkę, kolejny motyw czerni to jej górna połać uzbrojona w 8 prostokątnych, obramowanych srebrnym motywem, zaślepionych ażurowymi kratkami otworów wentylacji grawitacyjnej, zaś zwieńczeniem koloru nocy jest solidnie wyposażony tylny panel przyłączeniowy. A po drugie wizualny spokój poprzez zaoblenie narożników awersu. Niby nic szczególnego, jednak ciekawe dobranie proporcji tych zabiegów daje poczucie obcowania z czymś nietuzinkowym. Gdy z grubsza przebrnęliśmy przez temat wyglądu, przyszedł czas na opis technikaliów. O awersie i jego wyświetlaczu, gałce wzmocnienia już wspominałem, dlatego do omówienia zagadnień manualnych pozostał nam rewers. Ten jest nad wyraz bogaty we wszelakiej maści interfejsy i w celach nie tylko wizualnego, ale również pomagającego zrozumieć ideę lokalizacji wejść i wyjść, został podzielony na logiczne sekcje. Takim to sposobem znajdziemy na nim pakiet wejść analogowych i cyfrowych: Optical, AES/EBU, Coaxial, RCA, XLR i gniazda cyfrowego phonostage’a, nad nim serię gniazd typu: LAN, USB, HDMI z dwoma terminalami sygnału wyjścia na subwoofer, obok podłączeń serwisowych, w górnej części dwie antenki dla połączeń bezprzewodowych, a na prawej flance dwa komplety zacisków głośnikowych, główny włącznik i zintegrowane z bezpiecznikiem terminal zasilania. W komplecie startowym znajdziemy oczywiście jeszcze ubrany w czerń i srebro systemowy pilot zdalnego sterowania. Kończąc tę część testu, przy okazji zdroworozsądkowo unikając zbędnego rozwadniania tekstu, po dokładną wiedzę o obsługiwanych przez naszego bohatera formatach zapraszam do zamieszczonej zwykle pod naszymi relacjami z odsłuchów tabeli.
Co zaproponowała M33-ka? Zanim odpowiem na to pytanie, istotną jest informacja, że nasz wielozadaniowy piecyk dzięki korzystaniu z wydajnej i zazwyczaj oferującej spory zapas mocy klasy D, bez najmniejszych problemów radził sobie z dwumetrowymi wieżami Gaudera. To nie są przelewki, gdyż wzmacniacz ma do ogarnięcia aż cztery głośniki basowe na każdy kanał i niestety cherlawe konstrukcje czasem ledwo dyszą. Na szczęście nasz bohater nie miał z tym żadnego problemu. To zaś pozwoliło mu na pokazanie wielkiej swobody w kreowaniu swobodnego spektaklu muzycznego. Z jednej strony pełnego energii i agresji, a z drugiej bez popadania w nadpobudliwość. Co to oznacza? Chodzi o fakt gania mocnym dołem, gęstym i plastycznym środkiem i unikającymi krzykliwości, ewidentnie wspierającymi całość prezentacji bez nieplanowanych wyskoków w bok wysokimi tonami. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze, cała drzemiąca w tej bestii moc skierowana była w celu pokazania ilości muzyki w muzyce, jednak dzięki wspomnianej przed momentem zadziorności prezentacji bez przekraczania cienkiej linii nudy. A gdy do tego dodamy wysokiej próby w kwestii szerokości i głębokości wirtualna scenę, wypisz wymaluj mamy przepis na coś, co nie tylko jest uniwersalne od strony obsługiwanych formatów przesyłu danych muzycznych, ale również potrafiące napędzić prawie każde kolumny i przy okazji muzykalne.
Pierwszym z brzegu dowodem na muzykalność jest najnowszy krążek Melody Gardot „Entre eux deux”. Dobra barwa wokalizy, melodyjność podania całości materiału i mimo pewnego rodzaju ogłady zaskakujące bogactwo informacji pozwoliły mi na spokojne oderwanie się codziennej rzeczywistości. A nie oszukujmy się, dla wspomnianej artystki doprowadzenie nas do takiego stanu ducha jest jednym z najprzyjemniejszych dla niej scenicznym feedbacków.
Innym materiałem pokazującym pakiet dobrze zawieszonych w eterze in formacji było ostatnie dziecko spod znaku Tord Gustavsen Trio „Opening”. Co ciekawe, wynik starcia z tym krążkiem wypadł dobrze mimo, w moim odczuciu, w porównaniu z jego wcześniejszymi nagraniami słabszej realizacji i masteringu. Mam na myśli to, że mimo pewnego realizacyjnego zgaszenia blach perkusji i braku odpowiedniej krawędzi wirtualnych bytów, nasz bohater hołubiąc dążeniu do sprawiana nam przyjemności soczystym przekazem nie popadł w stan po zażyciu pavulonu, tylko będąc wyczuwalnie plastycznym nadal kreował w moim pokoju fajną jazzową opowieść. Pełną spokojnych emocji, ale konsekwentnie – na ile pozwalał materiał, w estetyce wyraźnie pokazanego raportu ze spotkania trzech muzyków.
Na koniec mocne uderzenie. Naturalnie bez dobrej kontroli kolumn skazanego na porażkę. Chodzi o ścieżkę muzyczną z filmu „Blade Runner 2049”. To w znakomitej większości są mniejsze lub większe sejsmiczne pomruki, bez których muzyka nie oddałaby zamierzeń filmu. Jednak jak wiadomo, pomruk pomrukowi nierówny, dlatego byłem bardzo rad, że wzmacniacz zadbał nie tylko o pełnię ich energii, ale nie zapomniał pokazać ich inicjacji. Z jednej strony nagłej, a z drugiej mocnej. Muza wyginała ściany mojego pokoju, a ja jak rzadko przeciw temu nie oponowałem.
Na koniec sesji testowej pozwoliłem sobie na sprawdzenie możliwości wewnętrznego streamera. Ten z naturalnych przyczyn pochodzenia z innej ligi cenowej niż mój CEC TL 0 3.0 wypadał bardziej stonowanie, jednak nie było to zabicie prezentacji, tylko skierowanie jej na nieco plastyczniejsze, minimalnie mniej konturowe tory. Nadal z pełnią energii, a jedynie z mniejszym zaangażowaniem w wyciskanie z niej ostatnich audiofilskich soków. Ale zaznaczam, nadal wszystko podane było z dobrym konsensusem pomiędzy atakiem, krawędzią i energią. Na tyle umiejętnie doprawionym, że dosłownie po kilku utworach traciłem z pola widzenia początkową sesję odsłuchową. To zaś pokazuje, że moja ocena implementowania do wielozadaniowych urządzeń coraz lepszych komponentów nie jest wyssanym z palca pobożnym życzeniem, tylko realnym działaniem braci producenckiej.
Gdy przyszedł czas na kilka wieńczących to starcie słów, jestem wręcz zobligowany przypomnieć o zaletach NAD-a M33. I nie jednej, czy dwóch, ale kilku. Po pierwsze – jest bardzo atrakcyjny wizualnie. Po drugie – to pozwalający zagrać nawet z trudnymi do wysterowania kolumnami prądowy mocarz. Po trzecie – nie tylko wzmacnia sygnał, ale go streamuje i w dwóch formatach przyjmuje od innego dawcy – cyfrowy i analogowy. Po czwarte – jest bardzo muzykalny. Po piąte – dzięki wewnętrznemu – co prawda cyfrowemu, ale jednak – phonostage’owi pozwala obsłużyć tak modny w obecnych czasach gramofon. A po szóste – pozwala skompensować niedostatki akustyczne posiadanego lokum. Czego chcieć więcej? Teoretycznie niczego. A dlaczego teoretycznie? Otóż zdając sobie sprawę, że gusta dźwiękowe są różne, jestem w stanie wyobrazić sobie poszukiwaczy pokracznej prezentacji na bazie rysowanych skalpelem i stawiających na atak ponad wszystko bytów scenicznych. Dlatego padło słowo teoretycznie. Po prostu NAD na to nie pójdzie, tylko każdą włączoną płytę pokaże z jej muzykalnej, ale oczywiście również gdy wymaga tego materiał, pełnej werwy strony. Jeśli zatem stoicie po tej stronie barykady, w razie poszukiwań czegoś ciekawego nasz bohater może zamknąć temat na długie lata.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo, Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Producent: NAD Electronics
Cena: 19 999 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 200 W/8Ω; 2 x 380W/4Ω; >700W/8Ω (po zmostkowaniu)
Obsługiwane formaty audio: MP3, AAC, WMA, OGG, WMA-L, ALAC, OPUS, FLAC, MQA, WAV, AIFF
Obsługiwane sygnały cyfrowe: 16-24bit/192 kHz
Czułość wejściowa: 865 mV
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 60 kHz +- 3dB
Stosunek sygnał/szum: >102dB (line); >92dB (MM); >76dB (MC)
Zniekształcenia THD: <0.003 %
Impedancja wejściowa: 47kΩ (line); 56kΩ (MM); 100 Ω (MC)
Czułość wejściowa: 280mV (line), 1,2mV (MM), 100 µV (MC)
Pobór mocy: <0.5W (standby); <40W (bez sygnału)
Wymiary (S x W x G): 435 x 133 x 396 mm
Waga: 9.7 kg