1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Next Level Tech NxLT Flame XLR

Next Level Tech NxLT Flame XLR

Opinia 1

Tak jak nigdy nie ukrywaliśmy naszej sympatii i chęci wspierania lokalnych inicjatyw, tak również nawet przez myśl nam nie przyszło kamuflowanie przed kimkolwiek smutnych realiów, w których jedynie niewielki ułamek liczących na sukces przedsięwzięć ma szanse na przetrwanie dłużej niż chwilowa euforia wynikająca z zaistnienie w szerszej aniżeli li tylko najbliższych znajomych świadomości. Dlatego też trzymając kciuki za wszelakiej maści przejawy rodzimej twórczości, staramy się być realistami, przez co każdorazowy news o utrzymywaniu się na powierzchni i sukcesywnym poszerzaniu portfolio odbieramy jako może nie tyle miłą niespodziankę, co niejako dowód właściwie dokonywanych przez konkretnego wytwórcę wyborów, jasno sprecyzowanych, realnych planów a przede wszystkim produktów, które potrafią się obronić nie tylko ceną, co przede wszystkim jakością (w tym również brzmienia). I właśnie z przedstawicielem tegoż niezwykle elitarnego, biorąc pod uwagę iście morderczą konkurencję, grona przyszło nam po raz drugi na naszych łamach się spotkać, gdyż po niezwykle miło wspominanych i z tego co nam wiadomo cieszących się niesłabnącym zainteresowaniem, łączówkach XLR Water & XLR Air na redakcyjny tapet trafił wyższy, sygnowany przez wrocławską manufakturę Next Level Tech NxLT model – Flame.

Niby nie szata zdobi człowieka i nie ocenia się książki po okładce, to już wybór wina li tylko po etykiecie nader często okazuje się trafny a i w audio przy mniej, bądź bardziej planowanych zakupach pierwsze wrażenie ma kolosalne znaczenie. Dlatego też producenci dwoją się i troją, by już na półce wyróżnić się wśród konkurencji. I coś czuję w kościach, że z podobnego założenia wyszedł Robert Słowiński – konstruktor i właściciel Next Level Tech, gdyż oprócz eleganckiego, choć zupełnie obojętnego wzorniczo, czarnego kartonowego pudełka dostarcza Flame-y w eleganckim srebrnym kuferku, który po wyłuskaniu zawartości z powodzeniem może pełnić rolę domowego zasobnika z wszelakiej maści akcesoriami, wtykami, przejściówkami, czy czego tylko dusza zapragnie. Same zaś przewody wydają się być zgrabnym połączeniem kolorystyki ich opakowania, gdyż pokryto je tekstylnym, czarnym oplotem i zakonfekcjonowano iście biżuteryjnymi (warto zwrócić na rubinowe i szmaragdowe kryształki Swarowskiego) pokrywanymi srebrem (1.5μ) i Rodem (0.4μ) wtykami Oyaide FOCUS 1. Ponadto, podobnie jak miało to miejsce w przypadki młodszego rodzeństwa, mniej więcej w połowie każdego przewodu umieszczono czarne opaski z firmowym logotypem i rządkiem trójkątnych piktogramów wskazujących kierunkowość, co przy XLR-ach wydaje się zbędne, lecz biorąc pod uwagę unifikację szaty wzorniczej i przemyślane gospodarowanie zasobami materiałowymi i finansowymi rozsądniej jest stosować uniwersalne rozwiązania. Ponadto w tym wypadku warto pamiętać, iż takie same oznaczenia trafiają również do łączówek RCA, a tam o pomyłkę zdecydowanie łatwiej.
Choć jak to ostatnimi czasy staje się tradycją rodzimy producent nie był skory do zdradzania co, gdzie i jak zastosował, to jednak udało nam się uzyskać informacje, które na upartego można uznać za wystarczające. O wtykach już napisałem, więc w kolejce czekają same żyły, które są autorską kombinacją srebrnych i miedzianych solid core’ów w podwójnym ekranie, z których jeden jest całkowicie niezależny i niweluje zakłócenia RFI. Całe szczęście zarówno wewnętrzna topologia, jak i wspomniane ekranowanie nie wpływają znacząco na sztywność tytułowych łączówek, które śmiało możemy uznać za jedne z bardziej wiotkich na rynku.
Z miłych drobiazgów warto wspomnieć, iż do finalnych odbiorców przewody dostarczane są już po wstępnym wygrzaniu, choć producent zaleca przynajmniej 2-3 doby na ułożenie łączówek w docelowym systemie, co wydaje się całkiem rozsądnym podejściem do tematu. Nie dość bowiem, że i same druty będą miały czas na akomodację, to i ich nabywcom przyda się chwila na opanowanie ekscytacji i ostudzenie głowy.

O ile Water i Air jasno dawały do zrozumienia, że kluczowymi dla nich aspektami prezentacji są rozdzielczość i dynamika, to Flame, zachowując walory swojego niżej urodzonego rodzeństwa, okrasza wspomniane cechy trudną do pominięcia dawką wyrafinowania i szlachetności. Co prawda trudno uznać, iż wcześniejsze spotkanie z wyrobami Next Level Tech dedykowane było jedynie miłośnikom Grunge’u i Stoner-rocka, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy audiofil i meloman ma ochotę na nie zawsze pięknie odzianą i umalowaną prawdę tak o własnym systemie, jak i reprodukowanym materiale. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. Bynajmniej nie chodzi o to, że tytułowe interkonekty cokolwiek maskują, asekuracyjnie łagodzą i dosładzają, lecz bazując na zaletach poprzedniego pokolenia na drodze w pełni logicznej ewolucji nabierają większej szlachetności. Jest to o tyle istotne, że dzięki takiej polityce przesiadając się z niższych modeli na wyższe nie tylko mamy zachowaną spójność ideologiczną – w ramach jasno zdefiniowanej firmowej szkoły brzmienia, lecz również bardzo łatwy do uchwycenia progres jakościowy. Unikamy tym samym nie zawsze miłych niespodzianek wynikających z umownych skoków w bok, nie do końca łatwych do zrozumienia wolt i w efekcie niejako uczenia się swojego systemu na nowo.
Niezaprzeczalnie zyskują na takim punkcie widzenia bazujące na naturalnym instrumentarium tzw. cywilizowane gatunki muzyczne jak daleko nie szukając klasyka i jazz. Proszę tylko sięgnąć po fenomenalnie zagraną i nagraną „John Williams: The Berlin Concert” Berliner Philharmoniker pod batutą samego Johna Williamsa. Wielki aparat wykonawczy, potęga brzmienia i dynamika zdolna kruszyć mury to dość wymagający materiał, jednak z Flame’ami w torze mamy gwarancję nie tylko pełni możliwości dynamicznych naszego systemu, lecz również właściwą Berlińczykom finezję i opartą na fenomenalnym zgraniu koherencję, co wcale nie wyklucza pełnego dostępu do partii poszczególnych instrumentów. Uderzenia, wspomaganego waltorniami kotła śmiało możemy uznać za iście epickie a jednocześnie utrzymane w ryzach, dzięki czemu harfa, czy dęciaki nie muszą walczyć o uwagę słuchaczy. Scena budowana jest bardzo naturalnie – adekwatnie do liczebności składu i choć bardzo często przy tego typu wydawnictwach aż kusi, by nieco, na hollywoodzką modłę, ją rozdmuchać, to NxLT stawiają nawet nie tyle na umiar, co zgodny ze stanem faktycznym realizm tak pod względem szerokości i głębokości. Wrocławskie przewody nie wykazują również tendencji do przybliżania pierwszego planu, przez co przy symfonice z łatwością jesteśmy w stanie objąć zmysłami cały aparat wykonawczy a przy mniejszych składach w stylu „Tartini Secondo Natura” tria Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen nie musimy nerwowo zabierać talerzyków z tortem makowym, w obawie przed ich strąceniem ze stolika kawowego przez wychodzących przed linię kolumn solistów. I choć wydawać by się mogło, że takie trzymanie słuchacza na dystans może powodować pewien niedosyt i brak namacalności, poczucia uczestnictwa, oczywiście w roli widza, w muzycznym spektaklu wystarczy odsłuch „Jump” projektu Juliety Eugenio, Matta Dwonszyka i Jonathana Barbera, by wyzbyć się wszelkich obaw. Chodzi bowiem o to, iż ów dystans w NxLT-owym wydaniu nie oznacza bynajmniej odsuwania muzyków od słuchaczy a jedynie możliwie wierne odwzorowanie w pełni naturalnej odległości pomiędzy sceną a pierwszymi rzędami, w jakich publikę usadzono. Ponadto kiedy do „ogarnięcia” mamy zaledwie trzy instrumenty wierność ich naturalnych gabarytów i barw staje się kluczowa a Flame’y z owego zadania wywiązują się celująco. Saksofon ma właściwą sobie głębię i „pikantną słodycz”, dzięki czemu potrafi czarować wysyceniem środka a jednocześnie, gdy wymagają tego okoliczności, kąsać górą. Kontrabas zachowuje zdroworozsądkową równowagę pomiędzy udziałem strun i pudła a i zestawowi perkusyjnemu wraz z przeszkadzajkami niczego nie brakowało, gdyż zarówno werbel miał właściwą sobie szybkość, kontur i masę a i blachy lśniły złotym blaskiem.

Tak jak większość z nas z wiekiem mądrzeje i nabiera zdroworozsądkowego dystansu do otaczającego nas świata, tak Flame – nowszy i zarazem wyższy model wrocławskiej manufaktury Next Level Tech kusi świetną rozdzielczością i wyrafinowaniem nie zapominając przy tym o dynamice i żywiołowości młodszego rodzeństwa. Jeśli zatem rozglądacie się Państwo za interkonektami zdolnymi w pełni oddać potencjał Waszej high-endowej elektroniki a jednocześnie operującymi na w pełni akceptowalnym pułapie cenowym, to właśnie Flame powinien stanowić punkt wyjścia, a coś czuję w kościach, że dla części z miłośników audiofilskich delicji również koniec poszukiwań, gdyż konia z rzędem temu, kto w podobnej, nieprzekraczającej 10 kPLN cenie będzie w stanie zaoferować tyle, co potrafią wrocławskie łączówki.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1; Tellurium Q Blue
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Nie wiem, jak Wy, ale ja uważam, iż dla polskich pasjonatów audio nastały fajne czasy. I nie mam w tym momencie na myśli rządowych działań socjalnych w stylu przeznaczanych na zabawę z elektroniką generującą dźwięk zasiłków 500+, czy kilku kolejnych tarczy antykryzysowych, tylko mocno stąpających po audiofilskiej ziemi rodzimych producentów. Jak pokazują wszelkiego rodzaju periodyki branżowe, jest ich na tyle dużo, że nawet najbardziej wymagający meloman jest w stanie coś ciekawego dla siebie wybrać. Niestety jak wiadomo, każdy kij ma dwa końce i podczas podejmowania decyzji trzeba być czujnym, żeby nie dać omamić się jakiemuś samozwańczemu szarlatanowi. Dlatego też, wiadomym jest, iż pierwszym krokiem do uniknięcia wtopy jest skorzystanie z naszych podpowiedzi. Oczywiście w żadnym wypadku niewiążących, jednak na tle wieloletniego obycia z naszym punktem widzenia tego świata w miarę reprezentatywnych. I mam nadzieję, że taką reprezentacyjną propozycją będzie również dzisiejszy bohater. Co istotne, parafrazując klasyka nie „bohater jednej akcji”, tylko producent mający na naszych łamach swoją, może niezbyt długą, ale jednak historię testową – kable sygnałowe XLR WATER i AIR. Mowa oczywiście o stacjonującym we Wrocławiu producencie Next Level Tech, który tym razem własnym sumptem dostarczył do redakcji swój najnowszy przewód sygnałowy NxLT Flame XLR.

Jeśli chodzi o technikalia, te z naturalnych powodów ochrony biznesowych „niejawnych” informacji nie będą czymś na kształt twórczości Elizy Orzeszkowej. To w dzisiejszych czasach nachalnego podrabiania wszystkiego co się da, naturalny i dla mnie zrozumiały odruch naturalny. Niemniej jednak co nieco udało nam się dowiedzieć. Jeśli chodzi o zastosowany przewodnik, mamy do czynienia autorską kombinacją splotu srebrnego Solid Core’a z miedzią OFC. W kwestii ekranowania producent oparł się o podwojenie tego procesu, z czego jeden jest izolacją sygnału od zakłóceń RFI. Zastosowane wtyki pochodzą od japońskiego producenta Oyaide, a ich terminacja odbywa się przy pomocy spawania i wieńczona jest nakładaniem powłoki srebra i złota. Bardzo dobrą informacją jest również fakt gwarantującego najwyższą jakość produktu ręcznego wykonywania każdej sztuki kabla.
I gdy dotarliśmy do końca listy uzyskanych informacji, pozostało mi jeszcze spełnienie prośby konstruktora. Mianowicie chodzi o fakt akomodacji naszego bohatera w nowym środowisku. Co prawda sam kabel zostaje wstępnie wygrzany przy pomocy specjalnego urządzenia, jednak z niewiadomych przyczyn pełnię swoich możliwości pokazuje dopiero po 2-3 dobach od wpięcia w nowy system. Co jest tego przyczyną, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że po kilku spalonych podejściach u potencjalnych klientów, zastosowanie zaproponowanego procesu układania się przewodu podczas drugiej próby kończyło się pełnym sukcesem. Chodzi oczywiście o potwierdzoną świetnymi wynikami sonicznymi decyzję zakupową.

Gdybym miał odnieść opiniowany dzisiaj kabel do poprzedników, z pełną świadomością tego czynu oświadczam, iż jest znacznie dojrzalszy. Co to oznacza? Nie pręży muskułów w żadnym aspekcie, tylko na pierwszy rzut ucha będąc jakby nieśmiałym stawia na znakomitą rozdzielczość. Jednak nie mylnie odbierane rozjaśnienie, tylko zastrzyk zwiększających namacalność muzyki informacji. I co jest najistotniejsze, nie w górnym rejestrze – ten przez moment wydaje się być nawet wycofanym, tylko w średnim i najniższym zakresie, wyraźnie zwiększając wielobarwność tych częstotliwości. To zaś sprawia, że z automatu poprawia się namacalność i znacznie wierniejsza w estetyce 3D projekcja pochłanianej muzyki.
Wyśmienitym przykładem znakomitej pracy testowanej sygnałówki była często goszcząca w ostwarzaczu płyta Adama Bałdycha „Sacrum Profanum”. Chodzi oczywiście o dwie sprawy. W pierwszej kolejności wielki bęben, zaś w drugiej skrzypcową wirtuozerię frontmena. W temacie kotła na szczególną uwagę zasługiwała znakomicie prezentowana praca membrany – chodzi nie tylko o jej wielkość i zejście, ale również długie, naszpikowane modulacją wybrzmiewanie. Natomiast przywołując skrzypce miałem na myśli ich dźwięczność, która mimo wspomnianego cofnięcia się najwyraźniejszych iskierek nic a nic nie traciła z bogatego pakietu informacji wywoływanych darciem końskim włosiem po jelitowych strunach. Informacji, które w tym przypadku zbędną świetlistość zamieniły w energię prezentacji.
Innym, fajnie wypadającym krążkiem po ożenku mojej konfiguracji z kablem NxLT był duet Anity Lipnickiej i Johna Portera „Nieprzyzwoite Piosenki”. Spokojnie, nie chodzi o głos artystki, który mimo wydobywania się z dziewczęcych płuc nie niósł ze sobą potencjału intymności na poziomie Cassandry Wilson – oczywiście nic pani Anicie nie ujmując, tylko o interesująco prezentowane gitarowe pasaże Johna Portera. Może nie były to wirtuozerskie popisy w stylu solowej płyty Pata Metheny’ego na gitarach akustycznych, ale nie mogę nie wspomnieć o świetnym odebraniu odpowiednio osadzonych w masie i ciekawie akcentowanych w kwestii krawędzi, wtórujących śpiewowi Anity, „około-wiosłowych” zabawach Johna. Wszystko pokazane było z drive-m, niezbędną esencją i fajnie zbilansowaną lotnością. Nic, tylko wcisnąć przycisk Play i zatopić się w muzyce.
Na koniec mocne uderzenie formacji Johna Zorna „Masada Live In Sevilla 2000”. Do odpowiedniego oddania zamierzeń artystów tej formacji potrzeba nie lada umiejętności systemu audio. I nie chodzi o możliwość wykreowania jedynie dużej ściany dźwięku, tylko również idącą z nią w parze, pozwalającą zawiesić czytelnie w eterze każdy instrument rozdzielczość prezentacji. Wystarczy zaburzyć choć jeden z przywołanych aspektów i mamy spektakularną, bliżej nieokreśloną kakofonię. A zapewniam, mimo pozornego szaleństwa, ten materiał muzyczny niesie ze sobą konkretny przekaz emocjonalny. Być może nie dla każdego, jednak dla wielu podobnych do mnie osobników homo sapiens z kontrolowanym syndromem ADHD jest to co jakiś czas niezbędna woda na pozwalający przetrwać na tym ziemskim padole, młyn.

Nie zdziwię się, gdy wielu z Was odbierze ten test jako pewnego rodzaju podprogowe promowanie rodzimej myśli technicznej, bowiem tak mniej więcej w istocie jest. Jednak na swoje usprawiedliwienie dodam, iż dzieje się tak tylko dlatego, że to naprawdę jest bardzo dobry, spokojnie mogący stawać w szranki z zachodnią konkurencją produkt. Czy sprawdzi się u każdego, zależeć będzie od wielu czynników, z których najważniejszymi są Wasza wiedza o dobrej prezentacji muzyki i co najmniej przyzwoita rozdzielczość potencjalnego systemu. Niestety w momencie poszukiwania efektownego „łał” lub czyniąc przez lata wiele prostych błędów, skleciliście zbyt otyłą układankę, wpięciem tytułowego kabla być może zawiedziecie się z kretesem. Jednak zapewniam Was, wina z pewnością nie będzie leżeć po jego stronie. Jest zbyt równy i rozdzielczy.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Producent: Next Level Tech
Ceny
Next Level Tech NxLT Flame XLR: 9 348 PLN /1,5 m + 760 PLN / 0,25m
Next Level Tech NxLT Flame RCA: 8 348 PLN / 1,5 m +550 PLN / 0,25m

Pobierz jako PDF