Opinia 1
Zaledwie w sierpniu, w ramach recenzji wielce udanej integry Circle Audio A200, pół żartem, pół serio po raz kolejny wspomniałem, iż przynajmniej do niedawna można było odnieść wrażenie, że lwia część rodzimej myśli technicznej skupiła się na produkcji okablowania. Co ciekawe, największą popularnością cieszyły się przewody zasilające, choć z drugiej strony akurat w większości przypadków przepis może nie tyle na sukces, co na zaistnienie, oczywiście w dużym uproszczeniu, był podobny – chwila na zastanowienie co wybrać spośród sprzedawanych na metry przewodów Furutecha, Neotecha, DH Labs, Supry, bądź nawet poczciwego Lappa, mniej bądź bardziej biżuteryjnych wtyczek, co bardziej łapiących za oko tekstylnych peszli i voilà. Zdecydowanie spokojniej było i nadal jest w segmencie okablowania sygnałowego, czyli interkonektów i głośnikowych, gdzie tak na dobrą sprawę karty rozdają bydgoskie Albedo i gorlicka Audiomica Laboratory, przy czym obaj wytwórcy już dawno przestali się łudzić i zamiast bazować li tylko na naszym lokalnym rynku produkują głównie na eksport. Dlatego też miłym zaskoczeniem był dla nas kontakt ze strony działającej do tej pory w obszarze DIY i grup zakręconych pasjonatów wrocławskiej manufaktury Next Level Tech. Śledząc jej losy, czy jak kto woli „ścieżkę kariery”, można śmiało mówić o klasyce gatunku. Ot, najpierw „zabawa” na własne potrzeby, potem „uszczęśliwianie” bliższych i dalszych znajomych, ich znajomych a koniec końców skomercjalizowanie swojej radosnej twórczości, czyli próba zaistnienia w świadomości szerszego grona odbiorców. I właśnie w ramach niniejszej epistoły zajmiemy się ostatnim etapem ww. biznes planu, czyli przybliżeniem Państwu walorów użytkowo – brzmieniowych dwóch interkonektów Next Level Tech – NxLT XLR Water i XLR Air.
Od razu na wstępie pragnąłbym zaznaczyć, iż tak naprawdę obie widoczne na powyższych zdjęciach łączówki różnią się jedynie konfekcją. Przewodnik, geometria, etc. są dokładnie identyczne a odróżniają je zastosowane wtyki. Wersja NxLT XLR Water posiada rodowane Furutechy CF-601M(R)/CF-602F (R) a NxLT XLR Air równie ekskluzywne i nie mniej biżuteryjne – do oznaczenia kanałów użyto szafirowych i rubinowych kryształków Swarowskiego, o pokrywanych srebrem (1.5μ) i Rodem (0.4μ) Oyaide FOCUS 1. Zewnętrzne czarno-czerwono-szare plecione koszulki to na moje oko VIABLUE Sleeve Red. Mniej więcej w połowie każdego przewodu umieszczono czarne opaski z firmowym logotypem i rządkiem trójkątów wskazujących na kierunkowość. Oczywiście w przypadku XLR-ów konia z rzędem temu, komu uda się podłączyć je wbrew powyższym zaleceniom, ale już przy wersjach RCA takie wskazówki są wielce przydatne. Same przewody są nad wyraz wiotkie, więc nie ma najmniejszych problemów z ich aplikacja nawet przy dość ograniczonym miejscu.
Miłym ukłonem w kierunku nabywców jest niemalże pełne wygrzanie oferowanych przewodów, które do osiągnięcia pełni swoich możliwości sonicznych w docelowym systemie potrzebują zaledwie dwóch dni.
Żyły sygnałowe wykonano z niemalże dwudziestoletniej, niezwykle „miękkiej” miedzi o charakterystycznym, czerwonym umaszczeniu. Również proces konfekcji przeprowadzono według drobiazgowo opracowanej procedury wymagającej przed lutowaniem cyną NOS doprowadzenie przewodników do bardzo wysokich temperatur i z użyciem fluidów poprawiających przewodność i zabezpieczających połączenia. Co do szczegółów dotyczących tak budowy, jak i geometrii producent ze zrozumiałych względów okazał się nad wyraz małomówny zdradzając jedynie, iż tytułowe łączówki posiadają poczwórne ekranowanie a widoczne na zdjęciach „wąsy”, czyli wyprowadzenie czwartego ekranu na zewnątrz oferowane jest za dodatkową opłatą (150 PLN).
Pomijając fakt niewiary co poniektórych jednostek we wpływ okablowania na finalne brzmienie systemów audio a priori, w niniejszym podejściu do wiadomego tematu skupimy się jednak nie tylko na próbie charakterystyki tytułowych łączówek, co tak naprawdę unaocznieniu różnic wynikających li tylko z samej ich konfekcji. Mówiąc wprost serwujemy Państwu i sobie swoistą powtórkę z rozrywki, jaką zapewniły nam testy porównawcze dwóch identycznych odcinków przewodu Furutech FP-3TS762 uzbrojonych w standardowe wtyki FI-28R / FI-E38R i topowe Fi-50 NCF(R), czy też Acrolinków 7N-PC6700 Anniversario w konfekcji CBN i PCB.
Odnosząc się do rekomendacji producenta twierdzącego, iż zakonfekcjonowany wtykami Furutecha NxLT XLR Water dedykowany jest systemom o neutralnym brzmieniu a Oyaide NxLT XLR Air tym dźwiękowo „ciemnym” i „bogatym”, śmiem twierdzić, iż powyższa deskrypcja okazała się zaskakująco bliska prawdzie, czyli … moim osobistym obserwacjom. W końcu parafrazując klasyka „moja racja jest najmojsza”. Znaczy się przyznałem rację, że nie posiadam ani „ciemnego”, ani tym bardziej „bogatego” systemu gdyż czego by nie mówić o moim dyżurnym Brystonie 4B³ tego, że jest ciemny powiedzieć nie sposób. Krótko mówiąc zdecydowanie lepiej wkomponował się w mój system Water. Niemniej jednak oba przewody reprezentowały dość zbliżoną szkołę brzmienia stawiając na rozdzielczość, szybkość i wyrazistość przekazu z nieskrępowaną dynamiką i solidnym, acz nieprzesadzonym fundamentem basowym. Różnice między nimi dotyczyły głównie intensywności doznań operujących na przełomie średnicy i góry pasma, odwzorowania efektów przestrzennych i konturowości basu. Z racji oczywistej konieczności dokonywania możliwie bezpośrednich porównań niniejszy test upłynął mi w równej mierze zarówno na słuchaniu, jak i wędrowaniu w te i z powrotem – z fotela do systemu i od systemu na fotel, oraz przepinaniu tytułowych przewodów umieszczonych pomiędzy pełniącym rolę odtwarzacza, DAC-a i przedwzmacniacza Ayonem CD-35 a ww. 300W kanadyjską końcówką mocy. Niby ruch to zdrowie, jednak o ile raz na kilkanaście / kilkadziesiąt minut przy winylu jeszcze nie powoduje zbytniej irytacji, to konieczne tym razem wędrówki, jakie uskuteczniałem po każdym utworze praktycznie wykluczały jakiekolwiek próby bieżącego dokonywania bardziej kwiecistych notatek, budząc przy tym trudne do ukrycia rozbawienie domowników.
Stoner rockowy, suto podlany bluesowym sosem „Red Hands Black Deeds” formacji Shaman’s Harvest niewinnie rozpoczynający się orientalnymi dzwoneczkami i przeszkadzajkami niespecjalnie wskazuje na ciężar i dynamikę, z jaką przyjdzie się nam zmierzyć już za moment. Jednak odpowiedzialny za produkcję Keith Armstrong, mający już na swoim koncie maczanie palców (mixowanie) w albumach takich tuzów jak Chris Cornell („Chris Cornell”), Green Day („Greatest Hits: God’s Favorite Band”), czy Deftones („The Studio Album Collection”) wiedział, jak po mistrzowsku oddać organiczne, nieco oldschoolowe brzmienie analogowych efektów gitarowych i starych „pieców”. Proszę tylko zwrócić uwagę na jakże autentyczny brud gitarowych przesterów, kopiący, potężny bas (Matt Fisher), czy ekstatyczne partie perkusji błyskawicznie przechodzącej od obłąkańczych blach poprzez „strzały” werbla po bezpardonowe uderzenia stopy (Adam Zemanek). NxLT Water świetnie oddał impet i ładunek energetyczny albumu zachowując świetną równowagę między garażową estetyką a ofensywnością przekazu. Z kolei NxLT Air podkreślił granulację i szorstkość brzmienia oraz kontury instrumentów, przez co osiągnął efekt większej undergroundowości i offowości albumu. Z kolei na prog-rockowym „Le Grand Voyage” Klone uzbrojony w Oyaide interkonekt nawet nie próbował maskować sybilantów wokalisty, na co jego odziane w Furutechy rodzeństwo nie zwracało aż tak bacznej uwagi.
Na zdecydowanie bardziej minimalistycznym i „wymuskanym”, niespiesznym „Open Waters” Jacoba Karlzona Air fenomenalnie oddawał pracę miotełek Rasmusa Kihlberga na blachach i perkusji, które wyszły z cienia leadera. Natomiast Water wolał oddać energię basu Mortena Ramsbøla i dostojność fortepianu Karlzona. Proszę tylko pamiętać, iż powyższe różnice na potrzeby niniejszej recenzji pozwoliłem sobie odpowiednio wyolbrzymić i podkreślić, czyli cały czas operujemy z obrębie pewnej autorskiej estetyki a zmiana konfekcji jedynie przenosi akcentowanie z jednego aspektu dźwięku na inny.
Mam cichą nadzieję, iż z powyższej epistoły nader jasno wynika fakt podążania przewodów Next Level Tech drogą rozdzielczości i dynamiki. Nie da się też uznać tak NxLT XLR Water, jak i XLR Air za wymarzony sposób na zamaskowanie niedomagań własnego systemu. Są to bowiem łączówki, które nic nie zostawiają dla siebie i nawet nie próbują „naprawiać ekosystemów” w jakich przyjdzie im grać. Oferują za to świetny wgląd w nagranie i pełnię pokładów energii w nich drzemiącej. Jeśli zatem czujecie Państwo, że przydałoby się może nie tyle Wam, co Waszym systemom udrożnienie krwioobiegu, to chociażby z ciekawości sięgnijcie po wrocławskie Next Level Tech i przekonajcie się na własne uszy, co te interkonekty potrafią.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Kondycjoner: Keces BP-5000 + Shunyata Research Alpha v2 NR
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Dzisiejszy test w odniesieniu do naszych dotychczasowych działań bez dwóch zdań będzie nosił znamiona bezprecedensowości. Otóż dotychczas w jednym starciu nie raz mierzyliśmy się z kilkoma różnymi komponentami. To jest pewnego rodzaju sól wszelkich porównań bez względu na fakt zderzania produktów jednego lub kilku różnych producentów. Jednak czym innym jest opiniowanie całkowicie inaczej zaprojektowanej elektroniki lub akcesoriów audio, a czym innym dzisiejsze, jak wspominałem, będące swoistą premierą przyglądanie się dwóm identycznym kablom z jedną zmienną w postaci wtyków od różnych producentów. Tak tak, tym pokrętnym wstępem przygotowuję Was do informacji, iż dzięki logistycznym staraniom wchodzącego na rynek wrocławskiego producenta okablowania audio Next Level Tech Audio, w poniższej epistole przyjrzymy się dwóm odsłonom tego samego przewodnika, jednak zaterminowanym różnymi wtykami w standardzie XLR.
Temat technikaliów nie będzie zbytnio rozbudowany. Powodów jest kilka. Najważniejszym i na nim poprzestanę, to ochrona know how dopiero stawiającej pierwsze kroki na trudnym rynku i do tego maleńkiej manufaktury, przed domorosłymi dłubakami rodem z warszawskiego Wolumenu. Dlatego też idąc za kilkoma informacjami otrzymanymi od pomysłodawcy projektu pod nazwą Next Level Tech Audio w tym przypadku mamy do czynienia z wiekową, bo osiągającą 20 lat leżakowania na tym ziemskim padole, bardzo miękką, prawdopodobnie przez to zbliżającą się swoim kolorem do odcienia czerwieni miedzią. Ta naturalnie po ułożeniu względem siebie odpowiednich przebiegów żył otrzymała stosowne ekranowanie i izolację, by jako zewnętrznym oplotem móc pochwalić się czarno-bodrowo-białą wariacją dwóch biegnących skośnie obok siebie (czarna i bordo) i jedną krzyżującą się z nimi (biała), szerszych i węższych nitek. Tak przyjemnie dla oka prezentujące się kable przy użyciu dość długo dobieranego pod kątem jakości połączeń fluidu, zaterminowano biżuterią dwóch rozdających karty w tej dziedzinie na świecie, japońskich producentów. Jeden to ostatnio robiący furorę technologią NCF Furutech, zaś drugim jest również znany od strony konsekwentnego podążania za rozwojem technologii Oyaide. Wieńcząc dzieło przybliżania naszych bohaterów dodam jedynie, iż widoczne od strony końcówki mocy, zakończone widełkami, cienkie kable są dodatkową, uzgadnianą z klientem opcją uziemienia. Powód? Prosty. Purystyczni Japończycy stosują to praktycznie zawsze. Natomiast dla przykładu w Europie często uważa się to za zbędną, zbierającą skutki promieniowania transformatorów w elektronice, antenę. Dlatego ten aspekt ustalany jest w fazie zamawiania produktu.
Opisując brzmienie rzeczonych kabli trzeba powiedzieć, iż obydwa są dobrze osadzone w barwie. Jednak to ich jedyna wspólna cecha, bowiem być może dla wielu z Was będzie to lekkim szokiem, ale zastosowanie wspominanych w poprzednim akapicie wtyków różnych producentów wpływa na ich diametralnie różny odbiór w domenie wypełnienia. To aż ociera się o sferę audio woodoo, jednak nie wyrzeknę się przez lata wyrobionego słuchu w wyłapywaniu różnic pomiędzy komponentami audio li tylko dla poprawności politycznej z tropicielami tego typu zagadnień i jako mocne otwarcie testu z całą odpowiedzialnością oznajmiam, iż każda z przedstawionych wersji łączówki XLR brzmi inaczej.
Rozpoczynając opis od wykorzystujących wtyki Oyaide NxLT XLR Air przyznam, iż to jest swoisty killer. Jednak w odpowiedniej konfiguracji, killer w dobrym tego słowa znaczeniu, gdyż fenomenalnie rysuje kreowane w przestrzeni wydarzenia. Dźwięk danej układanki audio po jego zastosowaniu zostaje zebrany w sobie, staje się fenomenalnie napowietrzony i przepięknie kreujący najwyższe rejestry. Muzyka natychmiast jest ostrzej rysowana na krawędziach, bas idealnie trafiający w punkt, a wysokie tony wydają się nie gasnąć. To jest na tyle spektakularne, że wszelkiego rodzaju muzyka jazzowa w stylu trio Paula Bley’a i Bobo Stensona i im podobnych nie pozwala zakończyć odsłuchu w połowie płyty, tylko swoją zjawiskowością prezentacji zmuszała słuchacza do mówiąc kolokwialnie, odbębnienia płyty od deski do deski, co notabene kilkukrotnie, dodam, że bezwiednie, ale posłusznie zaliczyłem. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że na takiej prezentacji nie cierpiał żaden gatunek muzyczny z rockiem włącznie, a elektroniką jako kolejnym dużym beneficjantem. Nic, tylko wkładamy płytę do odtwarzacza i zanim się obejrzymy, nie wiedząc kiedy soczewka lasera wraca do pozycji zero. Zapewniam, przy krótkich odsłuchach nie da się wywołać innego zachowania słuchacza. To jest orgia przez duże „O”.
Nieco inaczej, ale według wielu już zadowolonych klientów i co ważne również moich obserwacji – choć w moim mocno wyrazistym w niesione dobra przez drugą wersję kabla, systemie nie aż tak spektakularnie, by w dwóch innych u znajomych już zjawiskowo, wypadła wersja z topowymi wtykami Furutecha NxLT XLR Water. Otóż ten swoisty kameleon do całej feerii znakomicie odbieranych akcentów poprzednika dodał muzyce body. Jednak nie w stylu zagęszczania wydarzeń w efekcie powodującego utratę transparentności przekazu, tylko zwiększenia jego tym razem niosącej większą dawkę masy, tętniącej życiem energii. Nadal wszystko okazywało się być pod dobrą kontrolą, tylko w tej odsłonie czuć było mocniejszą i co ważne świetnie odbieraną pulsację, o dziwo pełniejszych dźwięków. Cuda? Nic z tych rzeczy. Zwyczajna konsekwencja zastosowania innej biżuterii. Jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że straciła na tym spektakularność słuchanych po raz kolejny tych samych płyt. To trochę dziwne, bo zmiany okazały się być nawet niezbędne, gdyż w tym podejściu testowym zbyt mocno nakreślone krawędzie, bez względu na ich fenomenalność wybrzmiewania, na dłuższą metę w równo skonfigurowanym systemie mogą być meczące. Dlatego pod koniec poprzedniego opisu przywołałem ważny dla odbierania jako zjawisko czasookres przyswajania muzyki z poprzednią łączówką. I chyba przedłużenie dobrego odbioru muzyki było celem samym w sobie w konstruowaniu XLR-a na bazie Furutecha. Te same płyty brzmiały pełniej, a przez to słuchałem ich z większym zaangażowaniem, gdyż nie rzucające się trochę na siłę smaczki teraz okazały się być dopełnieniem całości prezentacji, a nie zjawiskiem jako takim. I mówię w tym momencie o jazzie, rocku i oczywiście elektronice. Jak to możliwe, nie wiem. Wiem jednak, co słyszałem w kilku konfiguracjach. Czyli esencjonalne, z dobrą krawędzią dźwięku i pełne powietrza granie. Jakie dokładnie w odniesieniu do poszczególnych płyt? Z uwagi na opis wpływu okablowania sygnałowego na system odniesienia, a nie elektroniki nie będę rozwadniał idealnie punktującego zalety każdej z łączówek testu, gdyż nic nowego by to nie wniosło. Chętni i tak muszą zmierzyć się z obydwoma wersjami rzeczonych XLR-ów sami i wierzę, że któryś z nich spełni pokładane oczekiwania. Krótko mówiąc druga odsłona testowa idealnie wpisywała się w odpowiednie wyważenie masy i blasku słuchanej muzyki, pokazując tym sposobem wiedzę producenta na temat równowagi tonalnej generowanych w naszych samotniach wydarzeń muzycznych.
Puentując to spotkanie wszystkich potencjalnych zainteresowanych chcę poinformować, iż obydwa kable bez najmniejszych problemów znajdą swoje miejsce w różnych konfiguracji. NxLT XLR Air, który z pozoru wydaje się być nadwrażliwym, będzie dobrą duszą już w systemach lekko ociężałych, a wręcz ratunkiem na wszelkie zło dla tak zwanych ulepków. Przyspieszy im puls, a przy tym pokaże, nie boję się tego powiedzieć, rzeczy dotychczas nieosiagalne, czyli jak wyglądają dobrze zdefiniowane w kwestii nie tylko krawędzi, ale również kreowania w eterze, dźwięki instrumentów. Co do NxLT XLR Water w całej rozciągłości jestem bezapelacyjnie spokojny. Nawet mimo mniejszego wpływu u mnie aniżeli w wielu innych odwiedzanych zestawach. Nadal używa dobrej kreski do rysowania wydarzeń na wirtualnej scenie, ale jako bonus niesie ze sobą niezbędne wypełnienie każdego dźwięku, co ku mojemu zaskoczeniu nie gasi transparentności przekazu. Co dla Was będzie lepsze? Na to pytanie wykonanym testem na własnym podwórku, musicie odpowiedzieć sobie sami. Ja powyższym testem otworzyłem jedynie, z dużą dozą pewności ciekawą dla wielu z Was, swoistą „puszkę Pandory”.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Producent: Next Level Tech
Ceny
NxLT XLR Water (Furutech): 5 166 PLN / 1,5m (każde dodatkowe 0,5m + 800 PLN)
NxLT XLR Air (Oyaide): 4 456 PLN / 1,5m (każde dodatkowe 0,5m + 800 PLN)