Opinia 1
Kiedy testowaliśmy dzielony zestaw pre/power DAC-10H + ST-10 po cichu śmialiśmy się z Jackiem, że jakby ustawić oba elementy obok siebie, to i tak sumarycznie nie przekroczyłyby gabarytów konwencjonalnego komponentu audio. Najwidoczniej z podobnym pomysłem musiał nosić się sam producent, gdyż nawet nie minęły dwa miesiące a dziwnym zbiegiem okoliczności zostaliśmy uszczęśliwieni przez rodzimego dystrybutora marki NuPrime – białostockie Rafko, właśnie taką zintegrowaną „sklejką” w postaci flagowego wzmacniacza zintegrowanego wiadomego producenta o jakże wpadającej w ucho nazwie IDA-16.
Podejrzewam, iż większość z Państwa, słysząc o flagowym, pochodzącym zza oceanu, modelu, spodziewała się czegoś zdecydowanie bardziej spektakularnego i absorbującego tak pod względem gabarytowym, jak i wzorniczym. Tymczasem producenci 16-ki poruszając się po orbicie rozmiarówki zbliżonej do tej zarezerwowanej dla lifestyle’owych naleśników Devialeta bądź Wadii postanowili pewne rzeczy zrobić po swojemu i zamiast konsultacji ze sztabem projektantów sztuki użytkowej posłużyli się sprawdzonymi, przywodzącymi na myśl wybitnie militarne rozwiązania „kanonami piękna”. W związku z powyższym zamiast finezji „ciekłego metalu”, bądź po prostu budzącej zainteresowanie i łapiącej za oko bryły otrzymujemy mocno utylitarny, grubo ciosany monolit, który choć w oczach męskiej części populacji z pewnością znajdzie uznanie ze względu na swoją solidność, to już przedstawicielki płci pięknej raczej nie zatrzymają na nim wzroku dłużej aniżeli będzie to konieczne. Mniejsza jednak z tym. NuPrime jaki jest każdy widzi i to od konkretnego odbiorcy a nie od naszego marudzenia będzie zależało, czy zagości w danym systemie. Jak sami Państwo widzicie na przypominającym przód statku kosmicznego którejś z inkarnacji Lorda Vadera froncie brakuje standardowych i niejako spodziewanych w przypadku wzmacniaczy zintegrowanych pokręteł. Ich funkcje przejęły dwie sekcje (po trzy w każdej) przycisków, z których lewa odpowiada za wybór źródła i włączenie/uśpienie urządzenia a prawa za regulację głośności i wyciszenie. Na dwie części podzielony został również ukryty za perforacją ścianki wyświetlacz, którego lewy moduł przekazuje informacje dotyczące wybranego źródła a prawy o natężeniu siły głosu (każde ze źródeł regulowane jest niezależnie), oraz o parametrach dostarczanych sygnałów cyfrowych.
Równie niekonwencjonalnie potraktowano ścianę tylną, gdzie oprócz standardowego, zintegrowanego z włącznikiem głównym i zaślepką bezpiecznika gniazdem zasilającym IEC wygospodarowano miejsce na złącze RS-232, pojedyncze, dość pośledniej jakości terminale głośnikowe, wyjście analogowe i cyfrowe (bardzo miła niespodzianka), oraz sekcję wejść. I w tym momencie dochodzimy do clue, gdyż interfejsy gotowe przyjąć sygnał audio prezentują się cokolwiek osobliwie. Od razu uprzedzę, że wcale nie chodzi o jakieś egzotyczne gniazda i terminale dedykowane jakimś bliżej nieokreślonym, hermetycznym protokołom, lecz o ich może nie tyle ilość, bo ona papierze możliwość podpięcia sześciu źródeł prezentuje się całkiem normalnie, co równowagę (a raczej jej brak) pomiędzy domeną analogową a cyfrową. Jeśli bowiem nieco uważniej przyjrzymy się sekcji wejściowej okaże się iż wejście analogowe jest tylko jedno a resztę listy szczelnie wypełniają dwa wejścia optyczne, dwa koaksjalne i oczywiście, nieodzowne w dzisiejszych czasach, USB zdolne obsłużyć nie tylko sygnały PCM do 24 bit/384 kHz, lecz i DSD i to do 11,2 MHz). Krótko mówiąc IDA-16 dość jasno definiuje grono swoich docelowych odbiorców – to miłośnicy odmienianej przez wszystkie przypadki cyfry a jeśli już pojawia się w otoczeniu coś z analogu, to para RCA w pełni powinna spełnić ich nader skromne pod tym względzie oczekiwania. W komplecie znajdziemy również stylowy pilot o heksagonalnym przekroju z intuicyjnie rozmieszczonymi na krawędziach przyciskami.
Jeśli zaś chodzi o trzewia, to … zacznijmy od samej obudowy. Jak się okazuje jej pancerny wygląd wcale nie jest li tylko zabiegiem czysto stylistycznym, lecz jej iście czołgowa solidność ma zadanie ochronę przed zakłóceniami EMI/RFI i co ciekawe nie chodzi o ochronę owych trzewi, lecz głównie o nienarażanie na zgubny dla całego otoczenia wpływ ID-y, która źródłem takowych artefaktów niestety jest. Powodem takiego stanu rzeczy, i w tym momencie zabieramy się za właściwą wiwisekcję, jest po pierwsze zasilanie integry oparte w znacznej mierze na zasilaczu impulsowym a po drugie pracujący w klasie D stopień wyjściowy przełączający się przy 600 kHz. Patrząc na interfejsy wyjściowe nie dziwi fakt, iż sercem dzisiejszego gościa jest układ przetwornika cyfrowo-analogowego ESS 9018K2M SABRE32 współpracujący z obsługującym wejścia S/PDIF odbiornikiem AKM AK4113 i dedykowaną dla portu USB kością XMOS. W sekcji analogowej znajdziemy bufor oparty na popularnym układzie Burr-Brown OPA2134, oraz tłumik MUES72320 firmy New Japan Radio.
O ile w przypadku wspominanego wcześniej zestawu z mikrusem ST-10 w roli wzmocnienia zaskoczenie wolumenem i dynamiką generowanego dźwięku można było określić jako totalne, to tym razem oczekiwania jeszcze przed wpięciem 16-ki w tor zapobiegliwie ustawiłem na dość wysokim poziomie. W końcu 25% wzrost mocy i nieco większy budżet powinny przynieś wymierne, a co najważniejsze pozytywne rezultaty. I … przynoszą. Jednak wbrew pozorom niezaprzeczalnie wyższa klasa, finezja generowanego dźwięku nie jest pochodną dalszego wzrostu dynamiki, co mogłoby wypaść już dość karykaturalnie, co skupieniu się na niuansach i pewnym wyrafinowaniu. Do głosu dochodzi bowiem gładkość i słodycz najwyższych rejestrów, której wtóruje przyjemna krągłość średnicy oparta na firmowym, sprężystym i piekielnie nisko schodzącym basie. W rezultacie NuPrime od pierwszych taktów całkiem sugestywnie czaruje swą „analogowością” a jednocześnie dość pobłażliwie traktuje nie do końca referencyjny materiał, jakim go nakarmimy. Przykładowo, nawet składankowo – kinowa kompilacja „Fifty Shades Freed”, niemająca nawet najmniejszych szans na miano audiofilskiej, nie raziła i nie odstręczała swą plastikowością. Uwaga słuchacza skierowana została ku jej pulsującemu rytmowi, chwytliwym (lub jeśli ktoś woli bliższe prawdy, to sugerowałbym określenie „prostym”) melodiom i generalnie bezpiecznej, nieangażującej lekkostrawności. Ot taki niezobowiązujący sposób na wypełnienie wnętrza dźwiękiem.
Wystarczyło jednak sięgnąć po naturalne instrumentarium, piękny kobiecy głos i rola NuPrime’a okazywała się niebagatelna. Na „Carry My Heart” Indry Rios-Moore docenić należy starania amerykańskiej integry do oddania klimatu nagrania, wzajemnych interakcji zachodzących pomiędzy muzykami i trzymaniu się realizmu dotyczącego odwzorowania nasycenia barw. Chodzi bowiem o to, iż znaczna część obecnych na rynku D-klasowych konstrukcji, chcąc możliwie najdalej odejść od stereotypowej, przypisywanej im suchości popada w wyraźną przesadę i zapędza się z saturacją i temperaturą barwową, serwując landrynkowy ulepek. Tymczasem IDA-16 jest pod tym względem jeśli nie zachowawczy, to z pewnością wyważony, lecz jeśli pragniemy nieco go emocjonalnie „podkręcić” nic nie stoi na przeszkodzie, aby takich iście kosmetycznych zmian dokonać za pomocą odpowiednio dobranego okablowania. Równowaga utrzymana jest również pomiędzy konturowością a wypełnieniem muzyczną tkanką źródeł pozornych, przez co kontrabas ma odpowiedni wolumen i jasno określone miejsce na wirtualnej scenie. Jeśli zaś chodzi o niuanse i porównanie z droższymi konstrukcjami, to uczciwie trzeba przyznać, iż na polu rozdzielczości dzisiejszy bohater „nieco” ustępuje np. niedawno przez nas testowanemu Brystonowi 4B³, czy też właśnie wygrzewanej topowej integrze … Accuphase E-650. Powyższych sparingpartnerów podałem jednak nie po to, by zgodnie z naszą narodową tradycją, delikwenta zmieszać z błotem i potem (brudnym) paluchem wytykać jego wady, lecz po to, aby jasno dać do zrozumienia, iż można lepiej, lecz za to lepiej trzeba zapłacić „nieco” więcej aniżeli za NuPrime’a. Dlatego też nad faktem iż wspomniany kontrabas grał z przewagą pudła a sama praca strun osiągała czytelność głównie w wyższych rejestrach wypada uznać za całkiem rozsądny kompromis i przejść nad tym faktem do porządku dziennego.
W dodatku trudno spodziewać się od nabywców tegoż wzmacniacza iż będą dzielili przysłowiowy włos na czworo i wertowali swoją pliko/płyto-tekę w poszukiwaniu takich problematycznych nagrań. Wystarczy bowiem sięgnąć po prog-rockowy, monumentalny repertuar w stylu „Shrine Of New Generation Slaves” Riverside by dać się porwać wartkiemu nurtowi muzycznych wydarzeń. Tutaj nie ma zbyt wiele czasu na kontemplację, za to potężne gitarowe riffy i iście „floydowska” estetyka sprawiają, że aż korci by pokręcić, znaczy się przeklikać, głośność o oczko, bądź dwa wyżej. Dopiero wtedy słychać, że deklarowane przez producenta Waty nie są li tylko … deklarowane, lecz jak najbardziej realne i że prędzej ogłuchniemy, bądź będący w pobliżu patrol służb mundurowych zrobi nam „wjazd na kwadrat”, aniżeli zmusimy wzmacniacz do kapitulacji.
I jeszcze jedno – choć w 16-ce królują wejścia cyfrowe i zaimplementowany DAC oferuje wysoce satysfakcjonującą jakość dźwięku, to pojedyncze wejście analogowe wcale nie zostało dodane jedynie z przyzwoitości, gdyż z odpowiednio wysokiej klasy źródłem nie tylko, używając potocznego żargonu, daje radę, lecz potrafi zaoferować dalszą poprawę efektu finalnego.
Nie da się ukryć, że NuPrime swoim integrowanym flagowcem bardzo wyraźnie puszcza oko do wszystkich posiadaczy obfitujących we wszelakie źródła cyfrowe systemów. Dzięki IDA-16 będą Oni w stanie wreszcie ogarnąć cały ten przysłowiowy bajzel, a możliwość odrębnej regulacji głośności dla każdego z nich (źródeł, nie posiadaczy) tylko ułatwi całą procedurę aplikacyjną. Pod względem brzmieniowym tytułowa integra również nie rozczarowuje i jeśli tylko szukamy relatywnie niedrogiego, a przy tym mocnego wzmacniacza odsłuch NuPrime’a wydaje się nie tyle rozsądny, co wręcz konieczny.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5, Accuphase E-650
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
W dobie wszechogarniającej nas już nie tyle mody, co pewnego rodzaju cywilizacyjnego obowiązku przygotowania każdego osobnika homo sapiens do uznania plików jako pełnoprawnego nośnika sygnału audio, po ostatnio ukazujących się na naszym portalu recenzjach jak na dłoni widać, że nie pozostajemy z tym tematem w tyle. Przykłady? O nie, znalezienie ich to Wasza działka. Ja tylko wspomnę, iż zdecydowana większość urządzeń i nie mam na myśli jedynie źródeł sygnału, ale również komponenty go wzmacniające, ma w swych układach elektrycznych obsługujące pełną gamę protokołów przetworniki cyfrowo-analogowe. A co jest w tym wszystkim znamienne, byt wspomnianych DAC-ów według konstruktorów coraz częściej staje się nieodzowny w coraz droższych konstrukcjach. Nie żebym z tego powodu bardzo narzekał, jednak osobiście lubię, gdy cały intelektualny wkład inżynierów skupionych wokół danego projektu skierowany jest ku idealnemu dopracowaniu każdej funkcji, co w przypadku tak zwanych „wszystkomających kombajnów” często jest mocno uwarunkowane końcową ceną urządzenia. Zatem nasuwa się pytanie typu: „Czy mam z takim stanem rzeczy jakiś problem?”. Naturalnie, że nie, czego ewidentnym potwierdzeniem jest dzisiejsze spotkanie z bardzo mocno idącą drogą nowoczesności konstrukcją (o tym w dalszej części testu), czyli wzmacniaczem zintegrowanym z funkcją wewnętrznego DAC-a IDA-16 amerykańskiej marki NuPrime, o którego wizytę w mojej samotni zadbał białostocki dystrybutor RAFKO.
Akapit przybliżający bohatera dzisiejszego spotkania chciałbym rozpocząć od rozwinięcia informacji na temat jego pozycjonowania w sferze audiofilskiej nowoczesności. O co chodzi? Prawdopodobnie się zdziwicie, ale na chwilę obecną do tego typu określenia według moich i nie tylko standardów nadal zalicza się zaprzęgnięta w tej konstrukcji do zasilania urządzenia cechująca się wysoką wydajnością oparta o zasilacze impulsowe klasa „D”. Dlaczego wysnułem taką teorię? To oczywiste. Mimo wielu zalet wspomniana odmiana zaspokajania urządzeń audio w niezbędny pakiet energii nie jest jeszcze bardzo rozpowszechniona, dlatego też wielu ortodoksyjnych audiofilów uważa ją za rodzaj eksperymentu. Owszem bardzo dobrze rokującego, ale nadal eksperymentu. Ale nie o tym dzisiaj rozprawiamy, dlatego też idąc tropem nowoczesności, a przy tym wymieniając zaimplementowane jej aspekty w tytułowym NuPrime nie możemy również przemilczeć aplikacji obsługującego wszelkie protokoły przesyłu w pełnej palecie gęstości plików cyfrowych z DSD włącznie nowoczesnego przetwornika D/A. To jak wspominałem we wstępniaku, w dzisiejszych czasach, mimo jeszcze wzrastającego trendu, dla wielu potencjalnych użytkowników nieodzowny w komponentach audio standard, dlatego też podobnie do sporej liczby producentów z Europy również nasi Amerykanie nie poskąpili dobra w tej materii. I gdy przeanalizujemy dotychczasowe dane na temat dążenia do wyznaczania szlaków przez IDA-16-kę, okaże się, że aby być do końca konsekwentnym, pomysłodawcy naszego obiektu zainteresowań, w trosce o spójność pomysłu od wyposażenia po wygląd zasięgnęli pomocy designerów i całość skomplikowanej elektroniki spakowali w bardzo skromną, ale za to mówiącą wszystko na temat docelowego klienta, kreśloną ostrymi krawędziami aluminiową obudowę. W kontakcie organoleptycznym zderzamy się ze stosunkowo niską, jednak osiągającą typową dla większości komponentów szerokość audio skrzynką, której front przy pomocy kilku skośnych płaszczyzn przypomina coś na kształt klina. Aby nie łamać pomysłu na spójność prezentacji wzrokowej również umieszczone na jednej z płaszczyzn awersu przyciski funkcyjne są cienkimi, skośnie zaaplikowanymi pręcikami, a wszelkie informacje o stanie urządzenia wyświetlane są za pomocą piktogramowych wyświetlaczy. Zapewne nikt z Was nie będzie specjalnie zdziwiony, gdy powiem, że ów front na tle reszty monolitycznego korpusu jest jedyną wizualną ekstrawagancją, dlatego też szybkim krokiem zbliżając się do końca tego akapitu streszczę ofertę awersu Jankesa. A patrząc od lewej znajdziemy na nim: zintegrowany z gniazdem bezpiecznika i głównym włącznikiem terminal sieciowy, przełącznik wykorzystywanej sieci (110/230V), gniazdo komunikacyjne RS232, dość wąsko rozstawione pojedyncze terminale kolumnowe, wyjście optyczne dla sygnału cyfrowego i RCA dla analogowego, jedno wejście liniowe RCA, po dwa optyczne i SPDIF, a także USB dla sygnału DSD. Przyznacie, że jak na takie maleństwo wzmacniacz został uzbrojony po zęby. Ale to nie wszystko, gdyż w pakiecie startowym producent przewidział wykorzystującego bryłę graniastosłupa designerskiego pilota. I to nazywa się pełne poszanowania podejście do klienta.
Kreśląc bardzo zgrubną opinię na temat prezentowanego przez testowaną integrę NuPrime’a dźwięku bez najmniejszych oporów jestem w stanie stwierdzić, iż żądana za ten bardzo bogato wyposażony wzmacniacz kwota jest w pełni adekwatna do efektu sonicznego. Clou programu jest bardzo energetyczny przekaz, który co prawda w starciu z kilkukrotnie droższym zestawem odniesienia naturalną koleją rzeczy wykazał kilka mankamentów, ale nie oszukujmy się, rozmawiamy o produkcie dla ludzi dopiero wspinających się po audiofilskiej drabince, a nie o szczycie inżynierskich możliwości naszej populacji. A gdyby ktoś nadal raczył narzekać, przypominam, iż na pokładzie znajdziemy godną pozazdroszczenia przez wielu konkurentów w tej cenie ofertę obsługi wszelkiej maści sygnałów cyfrowych. Ok., wystarczy lawirowania wokół tematu, przechodzimy do rzeczy. Jak po doświadczeniach z konstrukcjami tego producenta można było się wstępnie spodziewać, występ Amerykanina zaowocował bardzo zwartym zakresem niskotonowym. Nieco mniej widowiskowym w domenie wielowarstwowości, ale wszelkie obracające się w tym pasmie instrumenty ani razu nie zostały zostawione samopas. Przez cały czas bas brylował w obfitości, ale jednocześnie był w pełni kontrolowany, co chyba jest siłą napędową prac nad wyartykułowanym we wstępniaku jako powiew nowoczesności zasilaniem. Kierując swoje spostrzeżenia ku środkowi pasma również tutaj znalazłem kilka fajnych niuansów, z których jednym z ważniejszych był nadal gładki, ale bardziej doświetlony jej wyższy zakres. Dlaczego będąc wielbicielem gęstego pasma średniotonowego chwalę zjawisko jego rozjaśnienia? Otóż słowem kluczem są delikatnie stonowane wysokie tony. Nie są zgaszone, ale też nie błyszczą jak potrafią robić to konstrukcje oparte o staromodne dla niektórych orędowników nowoczesności transformatory kształtkowe lub toroidalne. Ale uprzedzając marudzenie malkontentów dodam, nie jest to jakaś niewybaczalna wada tylko sznyt grania, gdyż wolę takie postawienie sprawy, czyli przy dobrym operowaniu wzmacniacza w dole pasma i doświetlonej średnicy, spiąć całość gładką górą, niż co prawda bardzo efektowne, ale na dłuższą metę męczące konturowe śrubowanie każdego z podzakresów. Zapewniam, efekt „łał” tak skonfigurowanego systemu zemści się szybciej, niż myślicie, dlatego, zdając sobie z tego sprawę, konstruktorzy zza wielkiej wody woleli postawić na dłuższe przyzwyczajanie się do ich spokojnego pomysłu na dźwięk, niż bezpardonowym ranieniem uszu potencjalnych klientów stracić ich już po kilku godzinach słuchania. Jak zatem wypadła wzmacniana przez NuPrime’a muzyka? A jakże, ciekawie. Jedno jednak jest pewne, oferowane przez naszego bohatera możliwości pokazania świata muzyki raczej faworyzują cięższe gatunki. Oczywistym jest, że produkcje typu muzyka dawna, czy jazz również pokażą się z niezłej strony, ale już free jazz, czy rock we wszystkich odmianach będą tytułowym wzmocnieniem bardziej ukontentowane. Gdzie tkwi clou tematu? Chodzi o prezentację co prawda mocnej, ale niezbyt rozdzielczej podstawy basowej i nieunikającej zbytniego rozpasania wysokich tonów ich lekka stagnacja. W czym problem? Po prostu, gdy projekty młodzieżowego buntu w stylu znanego z wcześniejszych recenzji Percival Schuttenbach „Svantevit” nie potrzebują zbytniego dzielenie włosa na czworo, to już w muzyce sakralnej z jej smaczkami dotyczącymi akustyki klasztorów w połączeniu z wycyzelowaną wokalizą wręcz tego wymagają. Ale jak wspomniałem, biorąc pod uwagę z jakim segmentem audio mamy do czynienia, nie szukałbym w moim raporcie ze sparingu testowego drugiego dna, tylko przyjął wszelkie informacje jako ciekawą, zważywszy na cenę i wyposażenie ofertę. Ok. To co takiego doskwierało mi np. w jazzie? Otóż nie ułatwiając zadania amerykańskiej myśli technicznej w napędzie japońskiego CEC-a wylądował Tomasz Stańko z wykorzystującą ciszę jako główną myśl przewodnią kompilacją „Lontano” . Niby wszystko, co jest zapisane na płycie uwolniło się pomiędzy moimi kolumnami, ale przez cały czas czułem, że zawsze mieniące się milionem odcieni niczym iskierki z ogniska blachy perkusji zbyt szybko gasły. I co tylko to? No nie do końca, gdyż przerzuciwszy obserwacje na sam dół pasma, przy dobrym oddaniu masy bębnów perkusji przywołam nieco bardziej uśrednioną w estetyce wielobarwności pracę kontrabasu. Czepiam się? naturalnie, ale tylko po to, abyście zrozumieli, o co w tym pomyśle na dźwięk chodzi. A samą jego jakość będąc bezstronnym musicie odnieść do swoich systemów, sonicznego wyedukowania i miejsca w szyku pośród potencjalnej konkurencji. A co w takim razie było wodą na młyn gęstszych nurtów muzycznych? To samo, co szkodziło w oddaniu eteryczności poprzednich, czyli masa stopy perkusji plus mocne riffy nisko grających gitar zdawały się wręcz dziękować za panowanie nad konturem przekazu przez wzmacniacz. A jak z wysokimi tonami? Pewnie się zdziwicie, ale te, przy z furią wyśpiewywanych frazach wokalnych nie pozwalając zdominować materiału talerzami bębniarza umożliwiały wybrzmieć każdej wyśpiewanej sentencji. Ktoś jest ciekawy, jak wyglądało budowanie wirtualnego świata? Przyznam, że było dobrze, może nie zanotowałem hektarów głębi, ale to co pokazała płyta Tomka Stańki w kwestii jej rozplanowania w zupełności oddawało zamierzenia masteringowca. Może za sprawą rozjaśnionej średnicy wydarzenia wydawały się odbywać nieco bliżej, ale cały czas z zachowaniem gradacji pomiędzy formacjami, co przy wartości komponentu było bezwzględnym punktem dodatnim.
Jak wierni czytelnicy zdążyli się zapewne zorientować, dzisiejsze spotkanie było kolejnym sparingiem z propozycją amerykańskiego NuPrime’a. To nadal żywe, naładowane pełnymi kontroli niskimi rejestrami z gładkimi wysokimi tonami granie. Naturalnie zaaplikowana w zasilaniu impulsówka i pracujący w klasie „D” stopień wyjściowy odciskają swój sznyt na efekcie finalnym, ale na szczęście robią to w dyskretny sposób, dlatego podczas wspinania się po szczebelkach drabinki zwanej pogonią za króliczkiem tych przysłowiowych trzech groszy w brzmieniu zestawu z NuPrimem prawdopodobnie możecie nie zauważyć. Jednak abstrahując od Waszej znajomości tematu mogę powiedzieć jedno, za taką kasę ciężko będzie znaleźć coś, co zagra zdecydowanie lepiej. A przy ewentualnej konfrontacji nie należy zapominać o wielofunkcyjności urządzenia. Dlaczego? Nie pisałem tego w akapicie merytorycznym, ale jeśli nie do końca przypadłyby Wam do gustu przytoczone przeze mnie aspekty typu skutkująca wstrzemięźliwością przekazu nadmierna gładkość wysokich tonów, wystarczy skorzystać z opartego na kości SABRE wewnętrznego przetwornika, a zapisany na płytach kompaktowych i plikach muzycznych świat dostanie dodatkowego oddechu i świeżości. Oczywiście lekkim kosztem muzykalności, ale jak wiadomo, każdy z nas ma w tym aspekcie swój punkt „G”, dlatego też nie rozsądzam, co jest złe, a co dobre, tylko podaję do wiadomości, że macie wybór. A taka oferta jest chyba wystarczającym bodźcem, aby będąc na etapie zmian w systemie nie przegapić IDA-16-ki NuPrime’a w podczas tworzenia listy potencjalnych konstrukcji do posłuchania.
Jacek Pazio
Dystrybucja: Rafko
Cena: 8 975 PLN
Dane techniczne:
Przetwornik DAC: ESS 9018K2M SABRE32
Wejścia:
Cyfrowe: 1 x USB (24 bit/384 kHz PCM, 11,2 MHz DSD); 2 x Coax S/PDIF (24 bit/192 kHz), 2 x Optyczne S/PDIF (24 bit/192 kHz)
Analogowe: para RCA
Wyjścia: Optyczne (24 bit/192 kHz), para RCA
Moc wyjściowa: 2 x 200 W (8 i 4 Ω)
Moc wyjściowa w szczycie: 400 W
Zniekształcenia THD+N: 0.004%
Pasmo przenoszenia: 10Hz – 80kHz
Wymiary (W x S x G): 6,5 x 43,2 x 38,1 cm
Waga: 7,2 kg
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA