1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Piega Premium 701 Wireless

Piega Premium 701 Wireless

Link do zapowiedzi: Piega Premium 701 Wireless

Opinia 1

Myślę, że nawet najbardziej zatwardziali orędownicy konserwatywnego podejścia do audio już wiedzą, że idzie nowe. I nie mam w tym momencie na myśli od wielu lat będącego pełnoprawnym materiałem do odtwarzania muzyki streamowania plików, ale coraz częściej rozpychające się, potrafiące obyć się bez większości okablowania – to zależy od konkretnego rozwiązania – zestawy audio. Tak tak, co prawda ten temat jest obecny na rynku od kilku lat, jednak patrząc na jego przebijanie przysłowiowej ściany mentalnego nastawienia melomanów do w pełni okablowanego systemu generującego dźwięk, dopiero obecnie w tej materii widać bardzo szybki postęp. Jakiś przykład? Proszę bardzo. Weźmy na tapet choćby dzisiejszego bohatera w postaci szwajcarskiej marki produkującej kolumny głośnikowe Piega, która spełniając częste założenia naszych kochanych żon w kwestii minimalizacji połączeń stacjonujących zwykle w centralnym miejscu salonu zestawów audio, zaproponowała dostarczony dzisiaj do testu przez warszawskiego dystrybutora FNCE, w hardcore’owej konfiguracji do pełni szczęścia potrzebujące jedynie dostęp do sieci elektrycznej 230V kolumny podłogowe Piega Premium 701 Wireless.

Tytułowe Szwajcarki to smukłe, osiągające nieco ponad metr wysokości, ubrane w szczotkowane aluminium panny. W celach nie tylko designerskich, ale również jako aktywna walka ze szkodliwymi falami stojącymi wewnątrz obudowy począwszy od płaskiego frontu ich płynnie schodzące się ku tyłowi boki wieńczy również półokrągły, jednak o znacznie mniejszym promieniu owal pleców. Temat technikaliów opiewa na trzy głośniki pracujące w układzie 2.5 drożnym – wstęgowy tweeter, średnio-niskotonowiec i basowiec, zorientowany na froncie port bass-reflex, oraz zaimplementowana tuż przy podłodze na awersie za pewnego rodzaju tablicą rozdzielczą z serią przyłączy, pozwalająca na trzy rodzaje konfiguracji rzeczonych kolumn elektronika. Wariant pierwszy za pomocą okablowania RCA daje możliwość sterowania kolumnami bezpośrednio z regulowanego wyjścia ze źródła dźwięku typu DAC lub zintegrowane CD. Druga we wspomniany tor pozwala zaaplikować firmowy moduł jako odbiornik muzyki po kablu, by potem z pomocą również okablowania sygnałowego dostarczyć z niego sygnał do kolumn. Zaś trzeci daje nam pełnię swobody i jedynie podłączając zespoły głośnikowe do sieci elektrycznej poprzez bezprzewodowe połączenie ze wspomnianym modułem karmić je muzyką w trybie wireless. Ciekawe, nie sądzicie? Oczywiście nasze bohaterki w trosce o dobrą stabilizację na podłodze zostały wyposażone w zwiększające ich punkty podparcia łapy z kolcami. Zaś wieńczącym łatwość aplikacji kolumn w docelowym miejscu bez względu na potencjalny sposób ich skonfigurowania, producent w standardzie wyposaża je w stosowne okablowanie sieciowe oraz sterującą nimi centralkę. Ta zaś jest niewielkim, płaskim pudełkiem z diodą informującą o stanie pracy na froncie, kilkoma podstawowymi przyciskami na górnej płaszczyźnie obudowy i sporą liczbą wejść, wyjść i przełączników kilku trybów pracy na plecach.

Zanim rozpocznę przelewanie na klawiaturę wrażeń testowych na temat naszych bohaterek, zdradzę tajemnicę, iż z racji uzyskania najlepszego dźwięku w konfiguracji pełnego okablowania, poniższe wnioski oparłem o taki konglomerat. Naturalnie to nie oznacza totalnej degradacji sonicznej reszty możliwości wykorzystania 701-ek, jednak z uwagi na zwyczajowe próby wyciśnięcia podczas testu maksimum możliwości potencjalnego pretendenta do laurów poszedłem drogą, która mnie najbardziej satysfakcjonowała.
Co były w stanie zaoferować smukłe Szwajcarki? Może nie uwierzycie, ale przyjemnie ciemnawy, dobrze osadzony w barwie i masie dźwięk. Niemożliwe patrząc na często pojawiające się obiegowe opinie o kolumnach Piega typu: z uwagi na wstęgę na zbyt mocno ożywiają górne rejestry? Powiem szczerze, że również byłem pozytywnie zaskoczony. Co prawda mając u siebie na testach flagową konstrukcję tego producenta Piega Master Line Source 2, niczego takiego nie zaliczyłem, ale przyznam szczerze, iż wielokrotnie doszły mnie słuchy o zbyt mocnej propagacji górnego pasma przez tańsze modele, co przekładało się na zbytnią lekkość środka i oderwanie wysokich tonów od rzeczywistości. W tym przypadku było zgoła inaczej. Od samego dołu czuć było solidną podstawę najniższych składowych, które umiejętnie, bo bez specjalnego przesytu doprawiały kolorystykę centrum pasma. A gdy do tego wspomnę o bardzo skrupulatnym dozowaniu witalności dźwięku przez znienawidzoną przez wielu melomanów wstęgę, temat obcowania z naszymi bohaterkami jawi się jako fajna, bo owocna w dobrze dobraną barwę, umiejętnie dozowaną masę i odpowiednio podaną informacyjność, przygoda z ukochaną muzyką. Jaka konkretnie przygoda?
Weźmy na tapet dwa bardzo mocno polaryzujące swoich słuchaczy krążki. Jeden to melancholijne trio jazzowe Marcina Wasilewskiego z Joe Lovano jako gość w kompilacji „Arctic Riff”. Zaś drugi wiecznie nienawidząca panujący na świecie układ sił Metallica z materiałem „Kill’Em All”. Jaki jest cel konfrontacji tak przeciwstawnych sobie nurtów? Bardzo istotny, bowiem próbujący pokazać, iż omawiane dzisiaj srebrne panny potrafią nie tylko nakarmić mocnym uderzeniem i nasyceniem słabo zrealizowaną twórczość rockową, ale również zaprezentować, jak ważny dla oddania ducha znacznie bardziej lotnej muzyki jest fajnie ustawiany przez nie balans pomiędzy kolorystyką przekazu, a jego witalnością. Zaznaczam przy tym, że wszystko odbywało się we wspomnianym wcześniej ciemnawym, jednak niepozbawionym swobody wypełniania mojego pokoju wydaniu. Oczywiście patrząc na ten sparing z perspektywy minimalizującej przymykanie oka na finalny wynik soniczny, panowie rockmeni z dobra niesionego przez omawiane, samowystarczalne kolumny czerpali znacznie więcej, gdyż otrzymali solidny zastrzyk tak potrzebnej w ich graniu wagi i soczystości instrumentów z wokalizą włącznie. Jednak co jest w tym istotne, owo działanie ani razu nie przekroczyło dobrego smaku, czyli przekładając na gwarę audiofilską, muzyka nie była ani przebasowiona, ani zbyt powolna, co jest bardzo częstym wynikiem niepanowania danego systemu nad zbyt mocnym zagęszczaniu muzyki. Po prostu testowany system zdawał się z jednej strony obdarzać ją świetnym nasyceniem i energią, ale z drugiej czuwał, aby w swym działaniu przez przypadek nie przedobrzyć.
Inaczej było z formacją jazzową. Ta owszem, w kwestii oddania natury świata audio również opierała się na ciekawej barwie, jednak przy tym bardzo istotnym był aspekt umiejętnego uniknięcia tak zwanej otyłości przekazu. Ni mniej ni więcej chodzi mi o instrumenty takie jak fortepian, czy kontrabas, które będąc solidne w domenie swojej wagi, były również dźwięczne – fortepian i oferowały niezbędny pakiet informacji o strunie i pudle – kontrabas. Naturalnie w tej wyliczance nie możemy pominąć atrybutu gościa – myślę o trąbce Joe Lovano. gdyż brzmiąc raz nosowo, a innym razem rozwibrowanie, wypadła również bardzo dobrze. Nie wybitnie, bo to nie ta liga jakościowa, ale jak na paczki za około 25 tys zł. było ok. I właśnie o pokazanie zapisanego w kodzie DNA umiaru w narzucaniu swojego stylu grania przez kolumny całemu zestawieniu chodziło w tej z pozoru pozbawionej sensownych wniosków konfrontacji. I tu i tu jak wspomniałem ze wskazaniem na cięższą muzę, skonfigurowany testowo system wyszedł z zarezerwowaną dla swoich możliwości brzmieniowych tarczą.

Do kogo w mojej opinii kierowany jest tytułowy, śmiało można powiedzieć minimalistyczny, bo minimalistyczny, ale jednak poza źródłem, pełnoprawny zestaw audio? Dla ortodoksyjnego audiofila raczej tylko jako odskocznia od poszukiwania cukru w cukrze. Ale już dla osobnika szukającego przyjemności w słuchaniu muzyki bez dzielenia włosa na czworo jak najbardziej. Natomiast dla poszukiwacza zestawów iście symbolicznych konfiguracyjnie, moim zdaniem jest to oferta typu must have.

Jacek Pazio

Opinia 2

Dawno, dawno temu, kiedy przynajmniej nad Wisłą Internet dopiero raczkował a za pełnię szczęścia można było uznać wdzwonienie się modemem w dedykowany numer dostępowy krajowego operatora, odpowiedź na pytanie o „aluminiowe kolumny” mogła być tylko jedna – Piega. Oczywiście powyższa formuła paść mogła jedynie z ust zorientowanego w temacie audiofila, dla którego cykl życia wyznaczały szalenie nieregularnie i w dodatku z tzw. nienacka pojawiające się li tylko w zlokalizowanych w przedszkolnych podziemiach i innych mało reprezentacyjnych suterenach zalążkach współczesnych salonów audio numery „magazynu hi-fi”. Ot szara rzeczywistość na gruncie której nowego pomysłu na siebie, z resztą całkiem udaną serią LS, szukał Radmor, powstawały takie byty jak GLD (Gdańskie Laboratorium Dźwięku), QBA, Nuda Veritas, czy nadal działające RLS i ESA. Jednak już wtedy Szwajcarzy wytwarzali obudowy swoich kolumn z lotniczego aluminium, z którym obecnie kojarzone są tak high-endowe marki jak Magico, czy YG Acoustics. Lata jednak mijają, wymagania rynku się zmieniają, konkurencja nie śpi, więc i rozwiązania, które kiedyś wydawały się futurystyczne wymagają aktualizacji i swoistego uwspółcześnienia. Dlatego też nie powinien dziwić fakt, iż obecna od ponad trzech lat seria Premium, została wzbogacona o modele mogące pochwalić się … bezprzewodowością. I tym oto sposobem niepostrzeżenie dotarliśmy do sedna, czyli będących tzw. bohaterem zbiorowym niniejszej epistoły kolumn Piega Premium 701 Wireless, które dotarły do naszej redakcji dzięki uprzejmości dystrybutora marki – stołecznego FNCE.

Sięgając po ludowe mądrości i porzekadła zwykło się mawiać „Francja elegancja”, tymczasem już nawet pobieżny rzut oka na Piegi dość jasno daje do zrozumienia, że i Szwajcarzy nie mają się czego wstydzić. Tym bardziej, że oprócz dostarczonej na testy wersji w naturalnym srebrze dostępne są również opcje w czarnej anodzie i niewychodzącej z mody bieli, które w połączeniu z niezwykle akceptowalnymi gabarytami i generalnie niezaprzeczalną filigranowością pozwalają śmiało zaliczyć Piegi do grona stricte lifestyle’owych propozycji. Jakby tego było mało warto mieć świadomość, iż mimo swego mało budżetowego (Szwajcaria nie należy do najtańszych miejsc na naszym globie pod względem kosztów tak produkcji, jak i utrzymania) pochodzenia, oraz użycia niezaprzeczalnie ekskluzywnego budulca zaledwie zbliżymy się do pułapu 25 kPLN, co jak nawet na nie tyle nasze – redakcyjne, ale i rynkowe realia wydaje się zaskakująco zdroworozsądkowo skalkulowaną ceną.
Precyzja wykonania i spasowania poszczególnych elementów monolitycznych zaślepionych na swych krańcach ścianą górną, oraz dolną podstawą z przykręcanym, uzbrojonymi w kolce, cokołami, liropodobnych korpusów nie pozwalają nawet na podyktowaną li tylko czystą złośliwością krytykę. O obsesyjnej dbałości o detale niech zaświadczy fakt, iż firmowo założone maskownice są co prawda zdejmowane, jednak Szwajcarzy zastosowali tak mocne przytrzymujące je magnesy i z taką precyzją spasowali je z frontami, iż po kilku (jak widać na zdjęciach nieudanych) próbach daliśmy sobie spokój z ich demontażem. Niby można się szarpać, pytanie tylko po co, jeśli w ferworze walki ucierpi sama kolumna. Proszę zatem wierzyć nam za słowo, znaleźć stosowne zdjęcia w Internecie, albo na własną odpowiedzialność – już na własnej parce, zaspokoić wrodzoną ciekawość. Od siebie mogę dodać jedynie tyle, że pomocna przy pracach rozbiórkowych może okazać się stara/nieaktywna karta płatnicza/kredytowa (aktywnej pod żadnym pozorem nie używać, gdyż pole magnetyczne zrobi z niej co najwyżej zakładkę do książek). Wracając jednak do meritum na froncie tych 2,5 drożnych konstrukcji znajdziemy firmową wstęgę LDR 3056 i parę 14 cm mid-wooferów MDS wspomaganych niewielkiej średnicy ujściem układu bas refleks. W trzewiach każdej z kolumn zaimplementowano nie tylko po 200W, pracującym w klasie D wzmacniaczu i przetworniku (znaczy się DAC-u), lecz również układy DSP odpowiedzialne za kompensację warunków lokalowych w jakich przyjdzie Piegom pracować, oraz sprawujące pieczę nad pracą mid-wooferów i zabezpieczając je przed przeciążeniem a tym samym skróceniem żywotności. Miłym zaskoczeniem jest również fakt zastosowania dodatkowych, zwiększająca sztywność konstrukcji wewnętrznych wzmocnień obudowy, które już zamiast z aluminium wykonano z MDF-u.
Na obłej ścianie tylnej, tuż przy podstawie, ulokowano w owalnym wycięciu tabliczkę ze stosownymi regulatorami i interfejsami. Do dyspozycji mamy wybór grupy w jakiej nasze kolumny mają pracować, wybierak kompensacji ustawienia (neutralna, przy ścianie i w rogu), podobny określający reprodukowany kanał (lewy, mono, prawy), wejście liniowe RCA, serwisowy port USB i gniazdo zasilające. Niestety zamiast klasycznego – „komputerowego” IEC C14 wybór producenta padł na tzw. ósemkę, co nieco ogranicza możliwość zastosowania wyższej aniżeli firmowe, klasy okablowania. Całe szczęście m.in. w ofercie czy to Furutecha (G-320Ag-18F8), czy Nordosta (Purple Flare IEC C7) takowe sieciówki można zdobyć, do czego gorąco zachęcam.

Wraz z parką 701-ek otrzymaliśmy również dedykowany serii Wireless moduł – centralkę Connect stanowiącą swoisty interfejs pomiędzy posiadanymi przez nas urządzeniami a tytułowymi kolumnami. Jak z pewnością zdążyliście już Państwo zauważyć swą nad wyraz skromną aparycją nawet nie próbuje nawiązać jakichkolwiek relacji ze współpracującymi kolumnami. Ot wykonany z czarnego tworzywa korpus ozdobiony na froncie firmowym logotypem i błękitną diodą informujący o stanie pracy urządzenia, lekko zaokrąglone narożniki i zupełny brak aspiracji do bycia zauważonym. Jeśli jednak będziemy planowali z jego użyciem kontrolować głośność szwajcarskich kolumn, to lepiej zostawić go gdzieś na podorędziu, gdyż stosowne przyciski, oraz włącznik komunikacji po Bluetooth wylądowały na górnej ściance, więc upchnięcie Connecta w jakąś niską półkę lepiej sobie odpuścić.
Zdecydowanie więcej dzieje się na ścianie tylnej, gdzie znajdziemy, patrząc od lewej wybierak trybu pracy, czyli z lub bez regulacji głośności, następnie aktywator wejść – analogowych (para RCA) i cyfrowych (optyczne i koaksjalne), selektor grupy kolumn, częstotliwości pasma komunikacji (A: 5,2 GHz, B: 5,8 GHz, C: 2,4 GHz) i parę wyjść analogowych. Co ciekawe można z nich skorzystać podpinając nie tylko kolumny, lecz również wzmacniacz lub aktywny subwoofer, co oznacza, że możemy używać Connecta zarówno w roli DAC-a, jak i interfejsu Bluetooth. Listę przyłączy zamykają porty USB – jeden serwisowy a drugi pełniący rolę gniazda zasilania dla zewnętrznej, wtyczkowej „ładowarki”. Łączność bezprzewodowa Connect – kolumny odbywa się po całkowicie niezależnej od domowego Wi-Fi sieci KleerNet.
I w tym momencie pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż przy podłączeniu analogowym – klasycznymi interkonektami RCA, wbudowane w kolumny przetworniki dokonują digitalizacji sygnału do postaci PCM 24/192kHz, co jest o tyle istotne, że bezprzewodowa transmisja KleerNet oferuje jedynie konwersję (dokonywaną w Connect box-ie) 24 Bit/48 kHz (dla grup białej niebieskiej) oraz 24 Bit/96 kHz dla czerwonej. Ponadto regulacja głośności w ww. centralce odbywa się w domenie cyfrowej, więc jeśli chcemy wycisnąć z Pieg wszystko co najlepsze, to … warto postarać się o źródło z wyższej klasy regulowanym wyjściem cyfrowym, gdyż w ten sposób zaoszczędzimy sygnałowi dodatkowej konwersji. Jest jeszcze jedna opcja, ale o niej dosłownie za chwilę.

Całe szczęście atrakcyjna aparycja w niczym nie przeszkadzała producentowi w solidnym podejściu do tematu i dbałości o czysto audiofilskie walory soniczne. Z oczywistych, znaczy się przede wszystkim finansowych względów, nawet nie spodziewałem się, że 701-ki chociażby zbliżą się do poziomu vice-flagowców, czyli jakiś czas temu przez nas recenzowanych Master Line Source 2, jednak gdzieś tam podświadomie liczyłem na jakąś „część wspólną” – brzmieniowe powinowactwo i … się nie przeliczyłem. Oczywiście chodzi o pasmo reprodukowane przez firmową wstęgę, czyli niezwykle udane połączenie rozdzielczości z otwartością i gładkością sprawiającymi, że niejako od pierwszych taktów na naszych twarzach pojawia się uśmiech zadowolenia i o ile tylko nie wrzucimy na playlistę jakiegoś realizacyjnego bubla, to szanse na to, by sam z siebie zszedł będą nader niewielkie. Kolejny aspekt który pozwala Piegom uniknąć zaszufladkowania jako li tylko ładnych kolumienek, gdzie wygląd miałby rekompensować niedostatki soniczne to wolumen generowanych przez nie dźwięków. Mówiąc wprost 701-ki grają skalą zupełnie nieadekwatną do swoich gabarytów. Bas jest mocny, dobrze kontrolowany i charakteryzuje się zaraźliwym timingiem. Ponadto szwajcarskie kolumny nie idą w kierunku sztucznego rozdmuchiwania sceny i źródeł pozornych, lecz urealnianiają poszczególne byty na niej egzystujące. Dzięki temu unikamy zjawiska przeskalowania a otrzymujemy przekaz 1:1 względem tego, co znalazło się przed mikrofonem. Jednak zamiast kontemplacji kameralnych plumkań w stylu „Concierto de Aranjuez” Muñoz Coca & Santi Pavón, pozwoliłem sobie od razu przejść do konkretów i włączyłem stary dobry „Mirage” Camela. Po co komu takie powoli dobijające pięćdziesiątki starocie drugoligowej kapeli? Cóż, najwidoczniej mamy inne gusta, ale akurat progresywny rock w ich wydaniu wchodzi mi równie dobrze co limitowane edycje Kilchomana. Trudno mi bowiem pozostać obojętnym na wciągającą bardziej aniżeli chodzenie po bagnach wielowątkowość okraszoną quasi – orkiestrowymi partiami i całkiem odważnie zapuszczającymi się w jazzowe klimaty improwizacjami. Niby jakość realizacji nie poraża, ale to jeden z tych przypadków, gdzie sam wsad muzyczny jest w stanie takie niedogodności zrekompensować. W dodatku Piegi mają to do siebie, że raczej starają się reprodukowanym przez siebie nagraniom pomagać a nie szkodzić, więc dodanie tu i ówdzie soczystości i swobody sprawia, że przestajemy się czepiać a zaczynamy delektować. Scena jest obszerna, czyli prezentuje się nader realistycznie we wszystkich wymiarach, w tym również wysokości znakomicie, gdyż szwajcarskie kolumny nie mają najmniejszych problemów z umiejscawianiem źródeł dźwięku również w orientacji pionowej. Proszę tylko zwrócić uwagę na realizm pogłosu na otwierającym album „Wasteland”  Riverside utworze „The Day After”, czy też ogrom różnorodności wokalistów na „Čudna Noč” Perpetuum Jazzile.
Skoro w tzw. międzyczasie zahaczyłem o temat samej jakości dźwięku warto również wspomnieć o fakcie, iż i na tym polu da się co nieco pokombinować. Mowa bowiem o tym, że tak naprawdę z 701-ek można grać na cztery sposoby. Pierwszy, najwygodniejszy a zarazem najniższych lotów to Bluetooth + bezprzewodowo, czyli wystarczy dowolny smartfon/tablet/komputer i gra muzyka. Niestety jak to w życiu bywa coś za coś, więc grać można, tylko pomimo aptX dość zauważalnie spada dynamika i rozdzielczość przekazu a scena mówiąc najogólniej się wypłaszcza. Znaczną poprawę daje użycie jakiegoś źródła z prawdziwego zdarzenia i wpięcia go w Connecta, najlepiej po cyfrze, bo eliminujemy jedną konwersję. Czyli mamy już trzy sposoby z głowy i nie zapominajmy o zwolnieniu centralki z funkcji regulatora głośności, co dodatkowo poprawi nie tylko nasze samopoczucie, co i walory brzmieniowe. Jest jednak jeszcze jedna, nieco bardziej konwencjonalna opcja, którą pozwoliliśmy sobie przetestować na własnym podwórku. Chociaż tak po prawdzie to są dwie opcje, ale druga nie dość, że radykalna, to jeszcze może wydać się tak producentowi, jak i dystrybutorowi nie w smak. Ją jednak zostawię na koniec. Jaka to opcja? Otóż wystarczy sięgnąć po odpowiedniej długości interkonekt i spiąć Connect z kolumnami. W rezultacie dźwięk nabierze nieco „body” nie tracąc nic a niż z motoryki i wspomnianej rozdzielczości. Poprawie ulegnie również spoistość, homogeniczność przekazu, co na wspomnianym Camelu może nie będzie takie oczywiste, jednak na koncertowym „20 Years Live” Tomka Pauszka jest dość łatwo zauważalny, ot chociażby po większej „analogowości” używanego przez niego na scenie instrumentarium i lepszej definicji basu.
A co z tą nieortodoksyjną i niepoprawną politycznie opcją? Cóż, kierowani wrodzoną ciekawością koniec końców wyeliminowaliśmy z toru centralkę Connect, co okazało się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, bo mówiąc wprost Piegi w takiej konfiguracji zagrały po prostu najlepiej niejako kumulując i wzmacniając wszystkie ww. pozytywne aspekty swojego brzmienia.

Chciałbym jednak w tym momencie, poniekąd w ramach swoistej puenty, podkreślić, że decydując się na zakup ww. zestawu nawet przez myśl nie przeszłoby mi z owego niepozornego pudełka rezygnować, gdyż na co dzień jego uniwersalność i zapewnienie możliwości grania z różnych źródeł jest nieoceniona. Jednak jeśli zasiadałbym do krytycznego – dedykowanego moim prywatnym hedonistycznym zachciankom zblazowanego tetryka, odsłuchu to wybierałbym granie bezpośrednio z możliwie najwyższej klasy źródła o regulowanym stopniu wyjściowym. Co Państwo z powyższa wiedzą zrobią i jak ją spożytkują, to już nie mój problem, ale biorąc się za kompletowanie systemu w granicach 40-50 kPLN w pierwszej kolejności wziąłbym na testy właśnie Piegi Premium 701 Wireless i jakiś ciekawy streamer. Jaki? Cóż … pewnie popełnię kolejne faux pas, ale tak pod względem designu, jak i funkcjonalności a przede wszystkim brzmienia spróbowałbym mariażu 701-ek z Rose RS150 a całość spiął jakimiś muzykalnym okablowaniem, którego na rynku jest w bród począwszy od duńskiego Organica, poprzez amerykańskiego Cardasa, japońskiego Hijiri, na egzotycznym Vermöuth Audio skończywszy. A mówią, że z aktywnymi, w dodatku bezprzewodowymi kolumnami nie ma zabawy, bo wystarczy je tylko podpiąć do prądu. Cóż, co kto lubi, jednak my, biorąc się za testy staramy się wycisnąć z recenzowanych urządzeń maksimum a to wymaga i czasu i nieraz nieco niekonwencjonalnego podejścia, którego próbką właśnie się z Państwem podzieliliśmy.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Darc 140
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: FNCE
Ceny
Piega Premium 701 Wireless: 23 998 PLN (para)
Piega Connect: 1 999 PLN

Dane techniczne
Piega Premium 701 Wireless
– Typ konstrukcji: 2,5-drożny
– Głośniki: 1 x LDR 3056 wstęga, 2 x 140 mm MDS
– Moc wzmacniacza: 200 W
– Rozdzielczość wejścia analogowego: 24 Bit/192 kHz
– Pobór mocy w trybie czuwania RCA/bezprzewodowym: 500 mW/1 W
– Pasmo przenoszenia: 34 Hz – 35 kHz
– Wymiary (W x S x G): 1060 x 180 x 230 mm
– Waga: 28 kg

Piega Connect
– Wejście analogowe: wejście liniowe (RCA)
– Wejścia cyfrowe: optyczne / koncentryczne (S/PDIF)
– Wyjście analogowe: wyjście liniowe (RCA)
– Rozdzielczość wejścia analogowego: 24 Bit/96 kHz
– Rozdzielczość wyjścia analogowego: 24 Bit/96 kHz
– Bluetooth: aptX, A2DP, AVRCP
– Częstotliwości bezprzewodowe:
A: 5,2 GHz,
B: 5,8 GHz,
C: 2,4 GHz
– Bezprzewodowa transmisja danych: grupa biała/niebieska: 24 Bit/48 kHz, grupa czerwona: 24 Bit/96 kHz
– Wymiary: 162 x 33 x 167 mm
– Waga: 0,65 kg

Pobierz jako PDF