Opinia 1
Nie chciałbym już na początku wywoływać kontrowersji, lecz bądźmy, niekoniecznie do bólu, szczerzy – większość z Państwa z pewnością pamięta 90-te. Prawda? Nie chodzi mi w tym momencie o wypominanie komukolwiek wieku a jedynie przypomnienie tamtego okresu, który w naszym kraju oznaczał ni mniej więcej, tylko otwarcie na świat i pojawienie się na sklepowych półkach wszelakich ekskluzywnych dóbr doczesnych zarezerwowanych dotychczas jedynie dla nielicznych szczęśliwców. W dodatku zaczęły powstawać pierwsze salony audio i wreszcie można było usłyszeć to, co wcześniej dziesiątki razy rozbudzało wyobraźnię podczas wertowania przywożonych z RFN-u i UK katalogów. Jedną z pierwszych marek, która właśnie wtedy miała okazję zaistnieć w świadomości nadwiślańskich audiofilów był Marantz i stojąca za „poprawionymi” wersjami cywilnych urządzeń legendarna postać, czyli Ken Ishiwata. I w tym właśnie momencie docieramy do zjawiska mogącego wywoływać pewne emocje, czyli tzw. „kultu jednostki”. Tak, tak. Nie przewidziało się Państwu, właśnie o kult jednostki chodzi, gdyż znane mi są przypadki, gdy w salonach posiadaczy sygnowanych inicjałami „KI” odtwarzaczy CD i wzmacniaczy nad kanapą mieli powieszony obrazek z Papieżem a nad „ołtarzykiem” audio oprawiony w ramki odpowiedni certyfikat z autografem Senseja. Nie ma się jednak co śmiać, gdyż po latach obcowania z anonimową masówką nagle można było nabyć coś, za czym stał nie tylko konkretny człowiek, lecz przede wszystkim legenda i jedna z najbardziej wpływowych osobowości branży Hi-Fi. Można się było poczuć wyjątkowo? Można, więc i upust własnego zadowolenia znajdował takie a nie inne ujście.
Jednak choć czas nie stoi w miejscu, zmienia się rynek, a i na panteonie audiofilskich sław pojawiają się nowe nazwiska, to gwiazda Kena Ishiwaty nie tylko nie przygasa, co nadal świeci światłem własnym a nie odbitym, jak to niestety czasem w przypadku jednosezonowych objawień ma miejsce. Tym oto, dość pokrętnym, sposobem dotarliśmy do clue dzisiejszej relacji, czyli do … spotkania z ową żywą legendą – samym Kenem Ishiwatą, który raczył uświetnić swoją obecnością polską premierę urządzeń Marantz 10 SERIES.
Na kameralnym spotkaniu, zorganizowanym wczesnym czwartkowym popołudniem przez dystrybutora – warszawskiego Horna w Salonie Firmowym Marantz mieszczącym się na ul. Poznańskiej 24 pojawili się praktycznie wszyscy przedstawiciele prasy i audiofilskich mediów. Niezobowiązująca atmosfera i serwowane japońskie wino śliwkowe stanowiły bardzo pozytywny kontrast do deszczowej i mocno depresyjnej aury. Rangę całego przedsięwzięcia potwierdzała nie tylko obecność ambasadora marki Marantz – Kena Ishiwaty, lecz również samego … Ambasadora Cesarstwa Japonii Shigeo Matsutomi.
Po krótkim wprowadzeniu i prezentacji demonstracyjnego systemu (odtwarzacz CD/SACD SA-1, wzmacniacz zintegrowany PM-10, kolumny Q Acoustics Concept 500 i okablowanie QED Supremus) przez przedstawiciela Dystrybutora głos zabrał Sensei Ishiwata. Przeplatana przykładami muzycznymi pogadanka przybliżyła zebranym autorskie rozwiązania zaimplementowane w najnowszych flagowcach marki i dała wyobrażenie o doznaniach, jakich można się spodziewać we własnych czterech kątach. My już co nieco w tej materii wiemy, gdyż multiformatowy odtwarzacz Marantz SA-10 zdążyliśmy już zrecenzować a na dniach spodziewamy się dostawy ww. integry.
Serdecznie dziękując Organizatorom za zaproszenie mamy jeszcze jedną, wielce pozytywną wiadomość dla naszych czytelników. Otóż korzystając z okazji Ken Ishiwata oficjalnie potwierdził swoją obecność na listopadowym Audio Video Show, więc jeśli ktoś jeszcze nie miał motywacji do pojawienia się 17-19 listopada w Warszawie, to właśnie ją znalazł.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Jak prawdopodobnie zauważyliście, ostatnie tygodnie obfitują w sporą liczbę związanych z naszym hobby wydarzeń. To z jednej strony dobrze, ale dla pełnej transparentności co dzieje się na rynku muzycznym, jestem zobligowany wspomnieć, iż trochę przytłoczeni ilością propozycji w przeciągu kilkunastu dni przy założeniu zabezpieczania jakości życia w całkowicie innych działach gospodarki z jednego w tym tygodniu musieliśmy zrezygnować. Niemniej jednak te, które odwiedziliśmy warte były każdej poświęconej na nie chwili. I jeśli z ostatnim, czyli poniedziałkowym spotkaniem przy muzyce z jakiś bliżej nieokreślonych powodów nie zdążyliście się jeszcze zapoznać, mam niekłamaną przyjemności zaprosić wszystkich do lektury kilku zdań o kolejnym,którego bohaterem była ikona rynku audio, jakim niewątpliwie jest znany chyba wszystkim kochającym pięknie brzmiącą muzykę ambasador japońskiej marki Marantz Pan Ken Ishiwata.
Oczywistym gospodarzem tego wydarzenia był warszawski dystrybutor Horn, który do roli flagowego punktu wspomnianej przed momentem elektroniki japońskiego brandu desygnował salon przy ulicy Poznańskiej 24 w Warszawie. Co prawda centrum miasta wyraźnie odcisnęło swoje piętno na kubaturze goszczącego nas lokalu, ale sądząc po udokumentowanym fotografiami obłożeniu towarem półek każda wizyta potencjalnego klienta powinna zakończyć się pomyślną puentą zakupową wymarzonego przez lata produktu z kraju kwitnącej wiśni. Ale skupmy się na najważniejszym, czyli przywołanym we wstępniaku posługując się nomenklaturą motoryzacyjną człowiekowi tuningującemu produkty spod znaku Marantza. Gdy doszliśmy do clou tematu, należy wspomnieć o głównej przyczynie odwiedzin Pana Ishiwaty. Chodzi mianowicie o oficjalną prezentację najnowszej, ukrywającej się pod cyfrą 10 linii produktów tej marki, z której razem z Marcinem mieliśmy okazję opisać najnowszy odtwarzacz CD/SACD SA-10. Jeśli ktoś ma życzenie dowiedzieć się, jak wypadł, po pakiet informacji zapraszam do stosownego artykułu. Wracając do samej prezentacji muszę powiedzieć, iż uczestnictwo w niej wyraźnie dało do zrozumienia, że nasz gość muzykę kocha ponad wszystko, a sprzęt bez względu jak jest przez niego dopieszczony, swoim bytem jedynie pozwala zaistnieć jej w eterze. Po czym tak sądzę? Sposób frazowania poszczególnych segmentów wypowiedzi, gestykulacja i odpowiedni dobór muzyki nie pozwalały formować innego odbioru tego prawie godzinnego przedstawienia. Co ciekawe, mimo możliwości zajęcia wygodnego miejsca siedzącego obserwując kunszt wciągania słuchacza w swój świat przez Kena Ishiwatę bez oznak jakiegokolwiek zmęczenia przez cały czas stałem. A chyba sami po swoich doświadczeniach wiecie, że gdy ktoś przynudza, oczy same mimowolnie szukają wolnego miejsca. Tutaj nic takiego się nie wydarzyło. Tego co usłyszałem, nie będę dokładnie przelewał na klawiaturę, gdyż tekst wyszedłby nazbyt długi, ale do jednego chciałbym Was zachęcić. Gdy będący główną atrakcją spotkania przy Poznańskiej 24 w tym roku pojawi się na jesiennej wystawie AVS (a tak zapowiedział), nie zmarnujcie okazji uczestnictwa w jego prelekcji. Naprawdę warto, gdyż tak zakochanych w tym co robią gigantów audio przecież na jakby na to nie patrzeć wielkim świecie zostało już naprawdę niewielu i grzechem śmiertelnym byłoby zaniechać spędzenia z nim kilkudziesięciu minut.
Kończąc naszą pogadankę serdecznie dziękuję gospodarzom za gościnę, a w szczególności za trud sprowadzenia Kena Ishiwaty do tak małego z punktu wyrafinowanego świata audio kraju, jak Polska. To dzięki ich staraniom tak Wy czytelnicy, jak i my „pismaki” mamy możliwość spędzić choć kilka chwil z podobnymi legendami audio. Zatem jeszcze raz, teraz włącznie z czytelnikami dziękuję.
Jacek Pazio