1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Muzyka
  4. >
  5. Roman Odoj „Fiasco”

Roman Odoj „Fiasco”

Wykonawca:  Roman Odoj
Tytuł:  „Fiasco”
Gatunek:  Pop-Rock
Dystrybucja:  https://www.lynxmusic.pl/

Szczerze przyznam, że z większością rodzimych formacji mam jeden problem i to problem całkowicie niezależny od gatunku muzycznego w jakim dani artyści się poruszają. Chodzi bowiem nawet nie tyle o warstwę tekstową i ewentualną jej miałkość, bądź zachwycający artyzm, co dysonans jaki odczuwam, gdy zamiast języka ojczystego sięgają po angielski. Nie wiedzieć czemu, większość takich prób brzmi jak kultowe „pasendżer Stanisław Paluch”, bądź wypowiedzi rezydującego drugą kadencję na Krakowskim Przedmieściu jegomościa. Oczywiście są wyjątki potwierdzające powyższą regułę, jak daleko nie szukając Riverside, jednak najdelikatniej rzecz ujmując sytuacja nie napawa optymizmem. Co powyższe wynurzenia mają wspólnego z dzisiejszą recenzją albumu „Fiasco” Romana Odoja? Okazuje się, że całkiem sporo. Jednak po kolei.

Jeśli wydaje się Państwu, że o Romanie Odoju słyszycie po raz pierwszy, to macie Państwo 100% rację. Wydaje się Wam, gdyż ponad dwa lata temu wspominaliśmy o Nim, przy okazji recenzji mini albumu „Di Pamp” formacji o takiej samej nazwie, w której Roman raczył był odpowiadać za partie gitary. Jak jednak widać na załączonym obrazku przyszła pora na krążek firmowany własnymi personaliami i na nim się dzisiaj skupimy. Zamiast jednak podzielić niniejszą epistołę na część poświęconą walorom artystycznym i tę dedykowaną audiofilsko zorientowanym odbiorcom, pozwolę sobie na drobną niesubordynację i po prostu postaram się pokrótce możliwie szczerze, a przy tym wybitnie subiektywnie, przyjrzeć się zamieszczonym na tytułowym krążku dziewięciu kompozycjom.

Cóż zatem znajdziemy na tym koncept albumie opartym na motywach powieści „Fiasko” Stanisława Lema? Przewrotnie powiem, że materiał na tyle zróżnicowany i wymykający się zaszufladkowaniu, iż w zależności od utworu spokojnie można byłoby zrobić sobie spacer od reggae i muzyki ilustracyjnej poprzez klasyczny Rock a skończyć gdzieś w przedsionku prog-metalu. Dość jednak kurtuazji i zabawy w konwenanse, trzeba zakasać rękawy, założyć gumowany fartuch, grube rękawice i przystąpić do wiwisekcji.
Otwierający album „Titan” ma wielce obiecujący, lekko postapokaliptyczny wstęp a „pustynny” (?) wiatr przywodzi na myśl klimat rodem z „Wasteland” Riverside. Potem wchodzą jednak mocno zaszumione i skompresowane instrumenty, przez co cały czar pryska jak bańka mydlana. Niby całość nieco odtyka się pod względem rozdzielczości i dynamiki przy partiach wokalnych Jędrzeja Skiby i zyskuje na blues-rockowej motoryce, jednak nie wiedzieć czemu, warstwie wokalnej brakuje energii, siły emisji, przez co nie sposób mówić o namacalności a wszystko jest na dystans. Powyższa uwaga dotyczy również mających niezaprzeczalnie prog-rockowy potencjał gitar a lepiej – mocniej i bliżej brzmią od nich w kilku miejscach nawet klawisze. Ponadto partie lidera cierpią na dziwną matowość i zubożenie aury, czego, biorąc pod uwagę ich potencjał zrozumieć za bardzo nie mogę, choć mniej więcej czwartej minuty następuje zauważalna poprawa sytuacji – bardziej namacalnie odzywają się klawisze i ktoś wreszcie zdjął koc z gitary. Czyżby zaproszona na sesję ekipa, bądź odpowiedzialny za mastering Paweł „Bemol” Ładniak musieli się rozgrzać? Zobaczymy, co będzie dalej.
2-ka, czyli „One of You” wita się ze słuchaczami odświeżającym rozmachem , no i wokal (ponownie Jędrzej Skiba) całkiem nieźle materializuje się na pierwszym planie, co można byłoby uznać za plus, gdyby nie to, że całość jakoś zupełnie mi nie leży. Brakuje jej właściwej językowi angielskiemu śpiewności. Całe szczęście warstwa instrumentalna z saxem i skrzypcami nader skutecznie rekompensuje powyższe mankamenty.
3-ka –„Castaway” – smyczki na starcie zapowiadają coś ciekawego, jednak potem wchodzi mocno kanciasty (głównie poprzez strasznie sztuczną manierę – obniżanie głosu powoduje zburzenie melodyki i nieprawidłowe akcentowanie) i nie wiedzieć czemu drastycznie odseparowany od reszty instrumentarium wokal Łukasza Szuby. I nie owijając w bawełnę, ten dubowo – reggae’owy utwór mógł być przebojem tegorocznego lata, jednak Szuba wydaje się być z zupełnie innej bajki i koncertowo go położył.
4-ka – „Deux”, to klasyczna powtórka z rozrywki – fenomenalna, intrygująca warstwa instrumentalna co i rusz zaburzana przez brzmiącego jakby pierwszy raz widział tekst na oczy Łukasza Szubę i ktoś go nieopatrznie nagrał. I bynajmniej nie przemawia przeze mnie złośliwość, tylko po prostu tak jest, gdyż od mniej więcej 4:20 wokal już jest co najmniej OK, jakby wreszcie załapał o co w tym wszystkim chodzi.
5-ka – „Eurydice”. Dla tego utworu warto posłuchać i nawet zakupić „Fiasco”. To jest prawdziwa perełka, gdzie praktycznie całą robotę robi gitara okraszona elektronicznym „planktonem”. Cud, miód i orzeszki.
6-ka – „Human Cartoon” to totalne, w dodatku w pełni pozytywne zaskoczenie. Świetny, śpiewający w stylu Tanity Tikaram … Jędrzej Skiba. Wreszcie wszystko jest na miejscu. Generalnie ten kawałek brzmi jakby został inaczej/przez kogoś innego zmiksowany / zmasterowny. Może wokal i jest cofnięty, ale całość jest przez to bardziej homogeniczna. Klawisze lśnią, saksofon czaruje gładkością, co świetnie kontrastuje ze zmysłową matowością wokalu.
7-ka – „Annuciation”. Coś niepokojącego dzieje się z partią basu – traci rozdzielczość i kontur, przez co zlewa się w niekontrolowaną, pulsującą bułę. Co ciekawe przy wejściu pierwszy akord jest ok., jednak potem jakby ktoś koc nałożył – wygląda mi to na jakieś problemy przy nagraniu/masterze. Podobne uwagi mam do partii perkusji. A może taki był „zamysł artystyczny”? W każdym bądź razie przydałoby się nieco więcej definicji i konturu. Za to wrażenia przestrzenne są całkiem, całkiem.
8-ka – „Fiasco”. Początkowo wokal (znowu Łukasz Szuba) psuje cały klimat, pomijam fakt, że jego ustawienie pływa – im wyżej i mocniej wchodzi, tym bardziej się oddala. Z kolei „Dorsowe” organy świetne, blachy spaprane – jakby ktoś wziął je z jakiejś budżetowej biblioteki sampli – brzmią tępo i zbyt szybko „gasną” (tylko w refrenie są OK). Są też całe szczęście pozytywy, gdyż bas Arkadiusza Suchary wreszcie wrócił do formy (zamiast gumowych wreszcie dostał porządne struny?) i można go zdefiniować. Morrisonowy wokal Szuby w samej końcówce wreszcie brzmi jak należy. Wygląda na to, że … „rozkręca się” dopiero od 4-5 minuty.
Album zamyka 9 –ka, czyli „Quintans” https://tidal.com/browse/track/139286589 i … mamy kolejną perełkę. Kopiąca stopa, energetyczny bas, iście „Riverside’owe” gitary i klimat, który wciąga bardziej niż chodzenie po bagnach. Powiem więcej, nawet blachom ktoś wreszcie „poluzował łańcuch” i pozwolił na nieco więcej swobody na górze. A jeśli chodzi o szukanie porównań i inspiracji, to klawisze śmiało można osadzić gdzieś pomiędzy Komendarkiem a Tomkiem Pauszkiem, co przynajmniej w moim mniemaniu śmiało można za komplement.

Wniosek? Jeśli można, to poproszę alternatywną „wersję instrumentalną” tytułowego albumu z pełną aranżacją jedynie „Human cartoon” w roli bonus tracka. A tak już zupełnie na serio. Potencjał od strony kompozytorsko-wykonawczej Roman Odoj i spółka mają przeogromny potencjał a jedyne czego można byłoby im życzyć, to większego szczęścia w doborze wokalistów, za co trzymam kciuki.

Marcin Olszewski

Lista utworów
1.Titan 5:44
2.One of you 5:55
3.Castaway 4:24
4.Deux 5:11
5. Eurydice 3:27
6. Human Cartoon 4:10
7. Annunciation 3:24
8. Fiasco 6:28
9. Quintans 6:50

Skład:
Roman Odoj – guitars
Łukasz Szuba, Jędrek Skiba – voc
Arkadiusz Suchara – bass guitar
Darek Gola – drums
Maciej Caputa, Robert Gajgier, Adam Kozubek – keyboard
Paulina Obstój – cello
Marcin Skaba – violin
Jan Swaton, Łukasz Zgoda – saxophone
Jakub Mokrzysiak – mix,production and electronics
Paweł „Bemol” Ładniak – mastering

Pobierz jako PDF