Opinia 1
Choć biorąc pod uwagę istny bezlik dostępnych na rynku, skierowanych do miłośników grania z plików, zarówno zintegrowanych streamerów, jak i ogołoconych z sekcji analogowej wyspecjalizowanych transportów, można byłoby z całkiem trafnie stwierdzić, że raczej nie ma szans na jakieś spektakularne wywrócenie przysłowiowego stolika, gdyż każdy z chętnych na własny kawałek cyfrowego tortu kurczowo trzyma się jego (stolika, nie tortu) rantu. Jak się jednak okazuje ów osąd jest obarczony pewnym błędem. Błędem nieuwzględnienia zmiennej w postaci zupełnie od niedawna mającej swojego polskiego reprezentanta – w postaci krakowskiego Nautilusa, japońskiej marki Sforzato. Marki, o której, z racji wykonywania pewnych rzeczy „po swojemu” robi się coraz głośniej. Dlatego też po bardzo miłym i obiecującym „wieczorku zapoznawczym” w ramach testu podstawowego modelu DSP-09EX czym prędzej wyraziliśmy gotowość przyjęcia pod swe dachy szlachetniej urodzone „wytwory” z Kraju Kwitnącej Wiśni. Tym oto sposobem, dzięki uprzejmości ekipy dopiero co wspomnianego Nautilusa, raptem miesiąc po publikacji naszych wrażeń dotyczących „podstawki”, możemy się z Państwem podzielić obserwacjami dotyczącymi reprezentującego oczko wyższą półkę modelu Sforzato DSP-07EX.
Zgodnie z firmową, wyznawaną przez Pana Omata Kyoshi – ojca założyciela, głównego projektanta i tak na dobrą sprawę jedyną osobę stojącą za tytułową marką, będącą … jednoosobową działalnością gospodarczą, logiką wraz ze zmniejszaniem się numeracji rośnie ranga danego urządzenia. W dodatku spadek z 9-ki na 7-kę w przypadku sprawcy dzisiejszego zamieszania poskutkował również wyraźnym przyrostem gabarytów, więc na tle wcześniejszej rozmiarówki właściwej segmentowi „mini”, mogącego się pochwalić płytą czołową o szerokości 390 mm DSP-07EX śmiało można uznać za reprezentanta „midi” (dla przypomnienia pełnowymiarowe urządzenia mają zazwyczaj szerokość 17” – 430mm a przeznaczone do montażu w rackach 19” – ok. 483mm). Ponadto ów front na względem tańszego modelu wyraźnie wyładniał, gdyż zamiast srebrnej płaskiej tafli satynowego aluminium zdecydowano się na nadające całości większej dynamiki i finezji biegnące wzdłuż dolnej krawędzi faliste podftrezowanie z logicznym wybrzuszeniem na znany z tańszego modelu niebiesko-zielony wyświetlacz dot-matrix. Klawiszologia pozostała również bez zmian – lewym przyciskiem wybieramy wejście, prawym odwracamy fazę, a włącznik główny należy wymacać na płycie dolnej w okolicach ww. wyświetlacza. A właśnie, ekran niby jest, lecz równie dobrze mogło by go nie być, gdyż nadal informuje jedynie o wejściu i częstotliwości reprodukowanego sygnału, po wszelkie pozostałe dane odsyłając do tabletu/smartfonu z zainstalowaną, dostępną zarówno na Androida, jak i iOS-a aplikacją Taktina. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by „wyręczyć” się nieco rozszerzającym funkcjonalność (chociażby o internetowe rozgłośnie radiowe) Roona, choć nadal na obsługę Tidal/Spotify connecta i TuneIn nie ma co liczyć.
Rzut oka na plecy 7-ki dość szybko ujawnia, że poza zastąpieniem klasycznego portu Ethernetowego RJ-45 światłowodowym złączem SFP (adapter znajduje w zestawie), wszystko jest (prawie) po staremu. Do dyspozycji, patrząc od lewej, mamy bowiem zintegrowane z komora bezpiecznika gniazdo zasilające IEC, port USB do update’u firmware’u, wspomniane gniazdo Ethernetowe, zegarowe (10 MHz) gniazdo BNC z portem zasilania oraz zestaw wyjść analogowych w standardzie RCA i XLR. Jak z pewnością wprawne oko zauważyło owo „prawie” dotyczyło właśnie sekcji zegarowej, która tym razem została wyekspediowana na zewnątrz i przybrała postać osobnego modułu zamkniętego w niewielkim aluminiowym korpusie. Jak łatwo się domyślić zasadnym wydaje się zainteresowanie się wyższej klasy rozwiązaniem, gdzie z pomocą spieszy samo Sforzato kusząc zaskakująco szerokim wachlarzem „własnych wypieków” w postaci trzech zegarów – PMC-07EX, PMC-05EX i PMC-03EX. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by sięgnąć po rozwiązania firm trzecich, jak chociażby ofertę Mutec-a.
Jeśli chodzi o „cyfrowe serce” naszego gościa, to tym razem zamiast pojedynczej kości Sabre ESS ES9038Pro, jak to miało miejsce w 9-ce wykorzystano dwa ww. układy – po jednym na kanał, pracujące w układzie dual mono. Co ciekawe sekcje przetwornika i pracującego pod kontrolą własnego oprogramowania transportu plików są od siebie odseparowane i połączone firmową magistralą ZERO Link. Z kolei w zasilaniu, sytuacja w porównaniu z niżej urodzonym braciszkiem, wygląda zgoła inaczej, gdyż zamiast trzech transformatorów zdecydowano się na zastosowanie dwóch przewymiarowanych toroidów – jednego przeznaczonego do zasilania sekcji cyfrowej i drugiego – analogowej. W czasie pracy trzewia odtwarzacza generują całkiem zauważalne ilości ciepła, więc warto zapewnić im komfort termiczny i nie zasłaniać perforacji tak dolnej, jak i wierzchniej płyty korpusu.
Mając już merytoryczny podkład, czyli bagaż doświadczeń zdobytych w trakcie „przesłuchań” 9-ki mniej więcej domyślałem się czego powinienem się po naszym dzisiejszym gościu spodziewać. Co innego jednak przypuszczenia i prognozy a co innego bynajmniej nie szara rzeczywistość. Jak się bowiem okazało Sforzato DSP-07EX reprezentował nie tylko zdecydowanie większą rozmiarówkę, ale i pod względem brzmieniowym sytuował się na bezsprzecznie wyższym pułapie wyrafinowania i rozdzielczości. Oprócz znanych z tańszego modelu organicznej gęstości i zaskakującej analogowej gładkości przekazywał zdecydowanie więcej informacji dotyczących aury pogłosowej i wymiaru wysokości kreowanej sceny a przy tym nie tyle pokręcał tempo, co potrafił zaskoczyć natychmiastowością skoków dynamiki. W rezultacie nadal mieliśmy do czynienia ze swoistą soczystą gęstością i aksamitnym zaczernieniem tła, lecz poprzez wyraźniejsze zaakcentowanie pierwiastka eteryczności efekt swoistego winietowania – spadku gęstości i rozdzielczości w „narożnikach kadru” ulega eliminacji, więc może nie otrzymujemy, bo one cały czas tam są, co de facto dostrzegamy więcej informacji. Przykładowo, na pełnym gęstych aranżacji, krążącym wokół estetyki rock-opery „Sanguivore” Creeper rozmach prezentacji śmiało można było określić mianem epickiego a jednocześnie cały czas utrzymywany był niczym nieskrępowany wgląd w wieloplanowość nagrania. Coś jakbyśmy obserwowali skomplikowany mechanizm zegarowy w stylu zawieszonego w przestrzeni Ulysse Nardin Classic Skeleton Tourbillona w rozmiarze XXL, czyli nie w swej natywnej – naręcznej formie a co najmniej naściennej bądź wręcz dedykowanej górującej nad naszymi włościami wieży zegarowej. Co ciekawe, owa precyzja przybiera w tym wydaniu nie aptekarską (antyseptyczną) a właśnie zegarmistrzowską, ocierająca się o geniusz, postać oznaczająca w pełni naturalną rozdzielczość, gdzie każdy, najmniejszy detal jest częścią większej całości i ma swoją, szalenie istotna rolę. Zamiast jednak wyrywać się przed szereg i wzorem osła ze Shreka dopominać się atencji po prostu robi swoje dążąc w swej perfekcji do ideału – dźwięku na żywo. Nie mniej cieszy mnie również fakt, iż oprócz niezwykłej wierności oryginałowi, czyli materiału źródłowemu „środkowy” Sforzato (nad nim w rodzimej hierarchii stoi przecież dwuelementowy DSP-05EX) w swym różnicowaniu jakości nagrań nie tylko nie popada w surową mentorską przesadę deprecjonując, bądź wręcz eliminując gatunki jego szlachetnemu urodzeniu niegodne, lecz wyciska z nich wszystko co najlepsze. Dlatego też bez większych obaw, oprócz wymuskanych, audiofilskich realizacji („Tomba Sonora” Stemmeklang, Kristin Bolstad ) można sięgać po pozycje operujące zdecydowanie bardziej bezkompromisowymi środkami artystycznego wyrazu, jak daleko nie szukając „Call The Devil” Mushroomhead, czy niewinnie rozpoczynający się „Doom Crew Inc.” Black Label Society. Za każdym razem dostaniemy zarówno to, co już znamy, bądź raczej myśleliśmy, że znamy, jak i to czego istnienia do tej pory mogliśmy się co najwyżej domyślać. Jest to też brzmienie, dźwięk, wzorem XACT-a S1, bądź 432 EVO Master, wymykający się prostej kategoryzacji na analogowy / cyfrowy, gdyż jego pochodzenie, domena, w której / z której powstaje okazuje się zupełnie pomijalna i obojętna. Operujemy bowiem na takim poziomie wyrafinowania i realizmu, że pod ocenę zazwyczaj poddajemy samo zarejestrowane wykonanie danego zapisu nutowego i ewentualną interpretację natury wykonawczej a nie trafność i sygnaturę urządzenia owe sygnały dekodującego i transmitującego. Można więc, chociażby na potrzeby niniejszego spotkania stwierdzić, iż DSP-07EX jest zauważalnie bardziej transparentny, odciska wyraźnie mniej intensywne piętno aniżeli DSP-09EX a jednocześnie owa transparentność sprawia, że otwarcie dźwięku jest wyraźniejsze a intensywność prezentacji wzrasta. Nielogiczne? Przynajmniej na papierze, lecz wystarczy wpiąć 7-kę w tor, by od razu zrozumieć o co jej twórcy chodzi. Podobnie przecież jest z jej „konsystencją”, którą na wstępie pozwoliłem sobie określić mianem zarówno gęstej oraz soczystej, jak i eterycznej, co przynajmniej w teorii powinno się wykluczać a w tym przypadku idealnie ze sobą koresponduje wzajemnie się uzupełniając.
Po raz kolejny, tym razem za sprawą DSP-07EX, Sforzato udowodniło, iż pomimo egzystencji w postaci jednoosobowego bytu jest w stanie z powodzeniem konkurować ze zdecydowanie bardziej licznymi, a tym samym posiadającymi większe zaplecze markami. Jak się bowiem okazuje nie zawsze liczy się skala produkcji, czy też obszerność portfolio, lecz sam pomysł tak na siebie, wierność własnej filozofię dźwięku, czy też ergonomii oferowanych urządzeń. A w przypadku Sforzato sznyt / szkołę grania śmiało można określić mianem firmowego, ergonomię w pełni powtarzalnej, więc w rezultacie, o ile tylko jedno i drugie wpisze się w nasze gusta i oczekiwania w raz obranym kierunku prowadzić nas będzie jedna droga i tylko od nas zależeć będzie na jakim poziomie intensywności przyjdzie nam ją pokonać.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance + zwory ZenSati Angel
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Furutech Evolution II Power; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jeśli nie pamiętacie, to z przyjemnością przypomnę, iż tytułowy, zajmujący się streamowaniem plików Japończyk w dzisiejszym spotkaniu pokazuje już drugi swój produkt z co prawda niezbyt dużego, ale za to pokrywającą jakością liczącego 3 modele portfolio. Niedawno zajmowaliśmy się rozpoczynającym ofertę DSP-09EX, który zagrał na tyle fajnym, bo soczystym ale z ciekawym drive-m dźwiękiem, że gdy przyszedł moment na jego powrót do dystrybutora, podczas ustalania terminu działań logistycznych od razu zasygnalizowaliśmy, że mamy chrapkę na oczko wyżej pozycjonowany model. Na szczęście opiekuna marki nie trzeba było zbyt długo przekonywać, w konsekwencji czego dzięki zaangażowaniu krakowskiego Nautilusa do redakcji trafił zajmujący środkową pozycję w cenniku, streamer Sforzato DSP-07EX. Czy rozwinie interesująco rozpostarte przez poprzednika plikowe skrzydła? A może jego brzmienie podryfuje w inną stronę? To chyba jasne jak słońce, że odpowiedź na te pytania zawarta jest w poniższych akapitach, do lektury których serdecznie zapraszam.
Tym razem rzeczony odtwarzacz plików może pochwalić się znacznie solidniejszą i bardziej atrakcyjną wizualnie posturą. Mianowicie chodzi o to, że gdy poprzednik był dość wąskim, stosunkowo głębokim, ale jednak niedużym urządzeniem, będący bohaterem niniejszego testu starszy brat w tych zagadnieniach to inna liga. Naturalnie z uwagi na bycie dawcą sygnału na bazie pochodzących ze streamingu, a nie płyty CD zer i jedynek, a więc braku wymagających rozbudowania wertykalnego trzewi nadal jest stosunkowo niski, jednak jego szerokość oraz głębokość bez problemu osiągają wymiary typowego urządzenia audio. A to nie koniec różnić in plus, gdyż obecnie awers nie jest już banalną sztabką jedynie zaoblonego na rogach glinu, tylko wykonanym z aluminium, panelem z wyfrezowanym w jego dolnej części wycinkiem fali. Wizualnie sytuacja jest znacznie bardziej przyjaźniej dla oka, co w połączeniu z podobnym do poprzednika miksem wyświetlacza oraz zorientowanymi na jego flankach guzikami funkcyjnymi sprawia, że na tej już sporej połaci coś się dzieje. Nienachalnego, acz pozwalającego cieszyć się ciekawą feerią połączenia płynnego łuku z kontrastującym z nim czarno-błękitnym wyświetlaczem otoczonym okrągłymi przyciskami. Niby banał, ale gdy spojrzycie na sesje zdjęciowe obu ww. urządzeń, przekonacie się, iż nawet drobne zmiany finalnie dają fajny efekt wizualny, z czym podczas słuchania muzyki chciał nie chciał będziemy mieli kontakt wzrokowy. Dla mnie to dobry ruch. Co proponuje nam nasz bohater od strony panelu przyłączeniowego? Naturalnie poza wejściem na moduł zewnętrznego zegara wzorcowego 10 MHz wraz z gniazdem zasilającym, który jest w komplecie z urządzeniem, to samo co poprzednik. Czyli zestaw wejść cyfrowych USB – jako port do upgeade’u konstrukcji, USB B i LAN w służbie przyjmowania sygnału cyfrowego, pakiet wyjść analogowych – po jednym RCA i XLR, zaś całość wyposażenia wieńczy niezbędny do dostarczenia konstrukcji energii elektrycznej terminal sieciowy IEC. Ciekawostką jest fakt posadowienia Sforzato DSP-07EX na trzech antywibracyjnych stopach, co wyraźnie pokazuje pełną dbałość Japończyków o szczegóły wpływające na dźwięk urządzenia. Jeśli chodzi o garść informacji o obsługiwanych protokołach i ich częstotliwościach próbkowania, dostajemy możliwość pracy materiałem PCM: 44.1 kHz – 768 kHz oraz DSD: 64 – 512. Na koniec przypomnienie, iż podobnie do tańszego brata w przypadku modelu DSP-07EX nie mamy pilota zdalnego sterowania, bowiem całość zagadnienia z powodzeniem i bez problemu załatwia dedykowana aplikacja sterująca.
Co w kwestii brzmienia zaproponował zajmujący środkową pozycję w dorobku firmy streamer? Otóż w moim odczuciu same delicje. Grał w oparciu o dobrą podstawę basową, nie szczędził nasycenia w środku pasma, A całość okraszał dobrym pakietem blasku górnego zakresu. Ktoś powie, że to wypisz wymaluj model 09EX, to co jest w nim takiego, że został powołany do życia i to za większe pieniądze? Już odpowiadam, chodzi o poprawę jakościową każdego z wymienionych aspektów. W jaki sposób? Najważniejszymi działaniami jest poprawa rozdzielczości i lekka korekta body dźwięku. To przyniosło natychmiastową poprawę tak w namacalności tego co działo się na wirtualnej scenie, jak i urealniło szybkość reakcji systemu na zmieniające się w każdej sekundzie zamierzenia artystów. Niezbyt zrozumiale się wyraziłem? Już tłumaczę. Otóż przekładając powyższą opinię z polskiego na nasze po pierwsze wszelkie źródła pozorne były znacznie czytelniejsze i bardziej punktowo w domenie szerokości i głębokości usytuowane pomiędzy kolumnami. Zaś po drugie muzykę cechował lepszy atak, a dzięki temu nieprzewidywalność następujących po sobie fraz, co automatycznie poprawiało ekspresję zawartej w muzyce radości. To jak wiadomo, są bardzo istotne rzeczy, które już z nieco mniejszym wyrafinowaniem w poprzednim modelu powodowały, że z naszym bohaterem chciałem zaliczać wielogodzinne sesje odsłuchowe, a teraz zostały kolokwialnie mówiąc podkręcone jakościowo. Aby to dobrze wyjaśnić, posłużę się przykładami płytowymi z testu tańszego modelu.
Tak jak wówczas najpierw zajmijmy się mocnym uderzeniem formacji Megadeth „The Sick, the Dying… and The Dead”. Podczas poprzedniego występu wspominałem, że muzyka tego podmiotu brzmiała z dobrą wagą, co jest zazwyczaj pozytywnie odbierane w tego typu twórczości, jednak jedynie na tyle udanie zaaplikowaną, aby nie zabić jej ducha. A co zrobił nasz bohater? Jak można się spodziewać, za sprawą poprawy rozdzielczości prezentacji podpartej będącym feedbackiem lekkiego odchudzenia przekazu przyspieszeniem dźwięku popisy muzyków bardzo zbliżyły się do nadal dobrze dobieranej, ale jednak zapisanej w nutach i sposobie ich wyrażania przez muzyków szorstkości i drapieżności. Zrobiło się mniej komfortowo aniżeli z 9-ką, tylko w tym przypadku owa „utrata” komfortu szła z duchem tego rodzaju artystycznej zabawy. Utrata, czyli de facto poprawa, bo było i szybciej i przez to z werwą, a dodatkowo i co bardzo istotne, nie tylko z mieszczącą się w normie fajnego przyswajania, ale wręcz oczekiwaną detalicznością w rozumieniu rozdzielczości. Jednym słowem panowie zaczęli bardziej przypominać, że są w komitywie z zawartą w nazwie zespołu śmiercią, a nie błogim życiem. A objawami tego stanu rzeczy były przywoływana bliższa prawdy szybkość i transparentność prezentacji, co przy dobrej wadze przekazu powodowało mające być nieodzownym towarzyszem słuchacza – czyli to czego ja również oczekuję, przyspieszenie bicia jego serca. Reasumując, opisywany streamer tym razem wzniecił we mnie większy od poprzednika, zapisany w kodzie DNA tej muzyki ogień.
A jak z popisami Jana Garbarka wespół ze znakomitą formacją chóralną jako interpretacja zapisów sakralnych wykonywanych w kubaturach kościelnych „Officium”? Wówczas pisałem, że były porażające w rozumieniu pozytywnym. Kłamałem? Nic z tych rzeczy, gdyż tak było. Jednak jak się teraz okazało, po drobnych korektach brzmienia źródła – wspominałem o tym na samym początku tego akapitu – przy konsekwentnym zachowaniu kolorystyki prezentacji i mimo zmniejszenia, ale nadal zachowania dobrej wagi dźwięku oraz większej rozdzielczości podania całości dostałem lepszy wgląd w nagranie. Wszystkiego w dobrym znaczeniu słowa było więcej. Więcej informacji o pracy saksofonu, więcej smaczków wokalnych kwartetu, co znakomicie podkreślało teraz bogatsze w artefakty jako odbicia od ścian wszechobecne echo. Nagle zrobiło się bardziej dźwięcznie i swobodnie, co tylko podnosiło uczucie przebywania w czasie rejestracji sesji nagraniowej.
Wieńcząc dzisiejszą sesję testową jestem Wam winien odpowiedzi na co najmniej dwa podstawowe pytania. Pierwsze dotyka tematu, czy tytułowe źródło plikowe obroniło się w odniesieniu do decyzji podniesienia ceny w stosunku do modelu podstawowego. Natomiast drugie zmusza mnie, aby z grubsza określić docelowe miejsce naszego bohatera. I wiecie co? Powiem tak. Oba bez problemu połączę i powiem, iż różnice in plus na korzyść Sforzato DESP-07EX nie dość, że w pełni usprawiedliwiają wzrost ceny, to przy okazji będąc ewidentną poprawą, a nie dryfowaniem jedynie w innym kierunku brzmieniowym naturalną koleją rzeczy zwiększają docelową grupę potencjalnych nabywców. W tej ostatniej kwestii chodzi o to, że gdy poprzednik czasem mógł nie dogadać się z mocno osadzonymi w masie systemami, to dawka luzu w dzisiaj opisywanej konstrukcji ówczesne obawy całkowicie eliminuje. To zaś sprawia, że głównym problemem zaiskrzenia pomiędzy Wami a Sforzato mogą być tylko indywidualne, często naprawdę na siłę wyszukiwane preferencje. Niestety to ludzka natura i nic na to nie poradzę. Jednak bez względu na wszystko, jeśli zastanawiacie się nad fajnym dawcą plików, warto przyjrzeć się na poważnie tytułowemu Japończykowi. Jak wspominałem, nie dość, że to jakościowy progres w stosunku do młodszego brata, to dzięki umiejętnemu wdrażaniu w życie pakietu swobody grania bardzo uniwersalny sonicznie.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Commander
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC, ZenSati Angel
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Nautilus
Producent: Sforzato Corp.
Cena: 29 900 PLN (regularna 33 900 PLN)
Dane techniczne
Wyjścia analogowe: RCA, XLR, ok. 2 Vrms
Wejścia: LAN SFP (adapter w zestawie), USB typu B, 10 MHz BNC (zegar)
Obsługa plików: AIFF, WAV, FLAC, ALAC, dsf, diff
Obsługiwane częstotliwości: 44,1 kHz – 768 kHz / 16-32 bit (PCM); 2,8 – 22,5 MHz (64-512) DSD
Obsługiwane protokoły: Roon Ready, UPnP, DLNA
Obsługiwane serwisy streamingowe: Amazon HD, TIDAL, Qobuz
Wymiary (S x G x W): 390 x 327 x 85 mm