Opinia 1
Poza nielicznymi, wykazującymi niezdrowe parcie na szkło jednostkami, wiadomo nie od dziś, że pieniądze, szczególnie te „duże”, lubią ciszę, a robienie wokół nich i poniekąd również wokół siebie, szumu w wyższych sferach najdelikatniej rzecz ujmując nie jest w dobrym tonie. Czym innym jest bowiem „dyskretny urok elitarności” a czym innym hołdujące ostentacyjnemu konsumpcjonizmowi prężące się w błysku flashy paparazzi oklejone modnymi metkami „słupy ogłoszeniowe”. Dlatego też zainteresowanych niespecjalnie powinien dziwić fakt, iż naszym dzisiejszym bohaterem na swojej stronie nie chwali się ani sam producent, ani reprezentujący markę nasz rodzimy Audiofast. Tzn. wprawne oko w cenniku stosowną pozycję wyłuska, lecz ani zdjęć, ani tym bardziej nawet nie tyle szczegółowych, co wręcz jakichkolwiek informacji o ich budowie się nie uświadczy. Kreowanie wspomnianej elitarności poprzez nimb tajemniczości?
„Złota” Śakra prezentuje się tyleż dyskretnie, co elegancko i na swój sposób zdecydowanie mniej absorbująco wzorniczo od swojego niżej urodzonego rodzeństwa. O ile bowiem granatowe i czerwone carbonowe owijki redukujących tulei i wtyków w 17-ce potrafiły złapać za oko, o tyle tym razem wyszukane połączenie ciepłego złota ze zgaszoną, głęboką zielenią nadaje opalizująco czarnym przebiegom peszli ponadczasowej elegancji. Dodając do tego przyjemną wiotkość przewodów i firmowe, zapinane na zamek błyskawiczny miękkie etui śmiało możemy uznać, że końcowy nabywca może poczuć się odpowiednio dopieszczony.
Jak łatwo się domyślić wspomniana na wstępie enigmatyczność w serwowaniu jakichkolwiek, no może poza nieco studzącą zapał do zmian ceną, informacji znacząco ogranicza możliwości kwiecistych opisów ukrytych pod zewnętrznym, ochronnym oplotem autorskich rozwiązań. Całe szczęście mieliśmy tytułowe przewody na tyle długo przed publikacją niniejszego tekstu, że widząc informacyjną pustkę, czyli de facto nie widząc szans na zwyczajowe wygooglanie powszechnie dostępnych faktów natury anatomicznej od razu rozpoczęliśmy starania o takowych pozyskanie. I tak, jedyne co udało nam się oficjalnymi kanałami uzyskać niejako pokrywało się z tym co widać gołym okiem, czyli wzorem swojego niżej urodzonego rodzeństwa, czyli 16-ki i 17-ki również i Gold może pochwalić się autorską, wielowarstwowa geometrią „STEALTH Distributed LITZ” oraz vari-cross, której pochodną jest różnica średnic przewodów na ich końcach – te od strony źródła mają większą a od strony odbiornika mniejszą średnicę. Dielektrykiem są elastyczne hermetycznie zamknięte para-próżniowe rurki wypełnione helem oraz porowaty teflon. Gdzie zatem tkwią różnice umożliwiające uargumentowanie zauważalną różnicę cenę? W składzie amorficznego (całkowicie pozbawionego struktury krystalicznej) stopu z jakiego wykonano ultra cienkie (0.001″) przewodniki, bowiem w krytycznych miejscach zastosowano złoto o 99.97% czystości. Tajemnicą jednak pozostaje gdzie ów szlachetny kruszec się pojawia i w jakich dawkach. Warto również zwrócić uwagę na opatentowane autorskie wtyki Stealth o śladowej masie całkowitej i litych srebrnych pinach w ultra modyfikowanym PTFE (Teflon®) oraz Kevlarowych korpusach z zewnętrznymi powłokami z carbonowo/tytanowej plecionki. Ponadto zastosowano zaawansowana technikę terminacji zaciskania na zimno zapewniającą płynne przejście – bez udziału czynnika pośredniego (lutu), między przewodnikiem a stykiem.
Uczciwie przyznam, iż przechodząc do części poświęconej brzmieniu tytułowych łączówek miałem dość poważny problem. W dodatku problem o ważkości niemalże fundamentalnej i zarazem dotyczącej dogmatów estetyki do jakiej zdążyły przyzwyczaić nas wcześniejsze spotkania z przewodami sygnowanymi przez Sergueia Timacheva. No bo na miły Bóg ileż razy można stopniować transparentność, głębię i nieskalaność czerni, czy też holografię i niewymuszoność przekazu? Na dobrą sprawę takie wnikanie w niuanse i wspomniane siłowe stopniowanie (budowanie wymuszonej wielością modeli hierarchii) przypomina żmudne i rutynowe procedury testowe spędzające sen z powiek m.in. wytrawnym sommelierom, kiperom, czy też „nosom” (senselierom) najlepszych wytwórców perfum bezbłędnie wychwytujących najdrobniejsze nuty smakowe i zapachowe.
Dlatego też na potrzeby niniejszego testu zaproponuję ułatwiający umieszczenie naszego bohatera na mapie nausznych doznań zabieg. Otóż jako punkt wyjścia sugeruje uznać bazową, kupioną na absolucie czerni 16-kę a następnie ponad nią, na osi dynamiki i swobody artykulacji umiejscowić limitowaną 17-kę. I w tym momencie możemy wreszcie przejść do sedna, czyli Śakra Gold XLR byłaby może nie oczko, bądź dwa od niej wyżej, co lekkim łukiem skierowałaby się ku zaskakującej miękkości i gęstości struktury brył źródeł pozornych. Czemu zaskakującej? Cóż, zazwyczaj zagęszczenie i nadanie miękkości jest równoznaczne z utratą konkretności i ostrości rysunku. Tymczasem w przypadku naszych „złotek” nic takiego się nie dzieje, bowiem owa miękkość i gęstość idzie w parze ze zdolnością oddania misternej struktury łańcuchów DNA. Ot taki muzyczny ekwiwalent średnio/wielkoformatowej makrofotografii dmuchawca, bądź pajęczej sieci łączących wszystkie powyższe pozornie wykluczające się cechy. Weźmy na ten przykład album „Between Us and the Light” dream teamu Leszek Możdżer, Lars Danielsson, Zohar Fresco, gdzie idealnie ze sobą współgrają rozświetlony i dźwięczny fortepian, gęsty, mięsisty i majestatyczny kontrabas wymiennie z nieco bardziej gibką wiolonczelą oraz szorstkie i matowe perkusjonalia. Czyli pozornie klasyczny, lecz rządzący się własnymi prawami minimalistyczny skład zawieszony w absolutnej czerni kreowanego przez niego samego mikrokosmosu. Czyli wydawać by się mogło na tyle wyrafinowana a zarazem asekuracyjna pozycja, by bez większych oporów sięgać po nią chcąc zaprezentować możliwości posiadanego systemu. To jednak tylko zbiór pozorów, pobożnych życzeń i równie życzeniowego myślenia bowiem zbytnia konturowość kastruje ową pozycję z niezwykle intensywnego flow pomiędzy muzykami niespiesznie prowadzącymi swój dialog skupiając się li tylko na aspekcie technicznym nagrania. Z kolei krągłość i pluszowość brył gasi dźwięczność tak fortepianu, jak i perkusjonaliów szczelnie otulając ww. trio przysłowiowym kocem, w dodatku takim obciążeniowym, bądź wręcz gaśniczym. Czyli i tak źle i tak niedobrze. Tymczasem Śakra Gold w jedynie sobie i swojemu twórcy znany sposób nader udanie potrafi połączyć plastykę z rozdzielczością a miękkość z dźwięcznością idealnie trafiając w punkt i perfekcyjną, znaną z natury równowagę. I tu właśnie dochodzimy do kolejnego, wzbudzającego w pełni zrozumiałe emocje zagadnienia, czyli naturalności, bowiem próbując dokonać charakterystyki temperaturowej amerykańskich łączówek nie sposób zdefiniować je jako jednoznacznie, bądź nawet połowicznie romansujących z neutralnością, ochłodzeniem, bądź ociepleniem transmitowanych informacji. Dlatego też posłużyłem się, przynajmniej z mojego punktu widzenia najbliższą prawdzie naturalnością, gdyż tak właśnie obecność topowego Stealtha w moim systemie się objawiła.
A jak na tak onieśmielające wyrafinowanie zareagowały garażowo szorstki, grunge’owy „Covers in Chains” Steve’a Welsha, czy bezkompromisowy „Hymns in Dissonance” Whitechapel? I tu kolejna niespodzianka, gdyż zaskakująco dobrze. Nie dość bowiem, że nic a nic nie straciły ze swego natywnego „zardzewienia”, to dodatkowo zyskały na koherencji i emocjonalności. Precyzja kreowania lokalizacji źródeł pozornych szła w parze ze stricte high-endową rozdzielczością, lecz bez nadmiernej eteryczności, czy też sztucznego dociążenia dołu pasma idącym z utratą jego zróżnicowania. Oczywiście warto mieć na uwagę, iż gulgoczący growling, perkusyjne blasty i brutalne riffy nie każdemu mogą przypaść do gustu, jednak fakt pozostaje faktem, iż topowy stealth nie próbował z tej kakofonicznej młócki zrobić miałkiego muzaka nadającego się do hotelowej windy, bądź poczekalni u stomatologa.
Czymże zatem są tytułowe interkonekty Stealth Audio Śakra Gold XLR? Perfidnym sposobem na bezpardonowy drenaż naszego domowego budżetu li tylko w imię próżności posiadania flagowca, bez znaczącego progresu w stosunku do nieco mniej szalenie wycenionego rodzeństwa? Absolutnie nie. To po prostu ewidentny, choć niewykluczone, że jednak chwilowy (któż wie co przyniesie przyszłość), kres możliwości Sergueia Timacheva wyciśnięcia z autorskich technologii wszystkiego co najlepsze. Mamy zatem niezwykle koherentne zespolenie wszystkich wymaganych w High-Endzie cech, lecz nie zasadzie ich siłowego wtłoczenia i skondensowania a w pełni spójnej kompozycji szalenie niebezpiecznie zbliżającej się do podobno niedoścignionego ideału – „żywej” muzyki. Tylko tyle i aż tyle.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Pamiętacie niedawny test limitowanej wersji okablowania sygnałowego Śakra V17 Limited Edition XLR spod znaku Stealth Audio? Jeśli tak, na jego bazie z pewnością wiecie również, że umiejętnie operując plastyką i energią, nie zapominając przy tym o rozdzielczości prezentacji, świat muzyki może być w dobrym tego słowa znaczeniu zaskakująco angażujący. Na tyle hipnotyzująco, że gdy zasiądziemy do jej słuchania, ciężko jest się od niej oderwać. Wiem, bo chociażby tak jak w przypadku wspomnianej sesji testowej czasem ów stan zaliczam. Po co ten wywód? Naturalnie jako wprowadzenie w dzisiejsze spotkanie. Spotkanie, które ma pokazać, że dosłownie wszystko, nawet najbardziej udany produkt posiadając wiedzę techniczną można udoskonalić. To oczywiście idąc za powiedzeniem: „lepsze jest wrogiem dobrego” często bywa pewnego rodzaju pułapką, ale jak wspomniałem, nabyte przez lata doświadczenie w dojściu do oczekiwanego celu pozwala tego uniknąć. Do czego piję? Otóż gdy kilka tygodni temu wydawało się, że amerykański producent po wypuszczeniu limitowanej serii Śakra V17 przez dłuższy czas może odcinać kupony, ten nie zasypiał gruszek w popiele. Mianowicie poszedł o krok dalej w rozwoju wspomnianej konstrukcji i wprowadzając korekty konstrukcyjne posadowił na szczycie swojej oferty nowego flagowca. Chodzi oczywiście o wymieniony w tytule nietuzinkowo prezentujący się kabel sygnałowy, czyli dostarczony przez łódzki Audiofast Stealth Audio Śakra Gold XLR, nad brzmieniem którego pochylę się w kolejnych akapitach. Zainteresowani? Jeśli tak, zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Jak zbudowany jest nasz bohater? To tak naprawdę rozwinięcie wersji Śakra V17 z tą tylko różnicą, że w głównej mierze w określonych na etapie badań miejscach krytycznych do przewodnika dodano złoto o czystości 99.97%. Reszta konstrukcji jest podobna. To zaś oznacza, iż naszego bohatera cechuje opatentowana geometria przebiegu sygnału – zmienność przekroju poprzecznego na całej długości kabla o nazwie „multi-variable-cross”. Przewodniki wykonane są z ultracienkiego drutu amorficznego o grubości 0.001”. Poszczególne nitki sygnałowe to drut typu Litz w rozproszonej, bezrezonansowej geometrii „vari-cross”. Inne istotne cechy dla tego modelu zaś opiewają na: indywidualne izolowanie żył, zastosowanie bezindukcyjnego izolowania bifilarnego, kontrolę rezonansu elektrycznego oraz mechanicznego, kontrolę impedancji charakterystyki pomiędzy pojemnością, indukcyjnością i rezystancją, a także zastosowanie dielektryka o niskim poziomie energii w postaci „para-próżni”. Całość zabiegów mających na celu maksymalizację jakości brzmienia Sakry Gold wieńczy terminacja kabla technologią spawania na zimno, czyli zaciskania wtyków na drutach za pomocą wysokiego ciśnienia. Finalnie w drodze do klienta nasz bohater pakowany jest w estetyczną torbę w formie zapinanego suwakiem koła i opatrzony certyfikatem oryginalności.
Jak można się spodziewać, będący rozwinięciem poprzednika model Gold z rodziny Stealth Audio Śakra idzie drogą limitowanej V17-ki. Jednak myli się ten, kto sądzi, iż są to zmiany na poziomie kosmetyki. Co to to nie. Owszem, nie jest to wywrócenie stolika do góry nogami w stylu postawienia na szybkość i atak z naturalną po tego typu powściągliwością poziomu soczystości przekazu kosztem muzykalności, ale zapewniam, w temacie zmian sporo się dzieje. A dzieje na poziomie esencjonalności, a przez to jeszcze naturalniej odczuwanej gładkości, jednak przy konsekwentnej kontroli dostarczanych przez system informacji i zebrania się w sobie całości prezentacji w formie zjawiskowo odczuwalnego impulsu. Jednym słowem wspomniana w poprzednim akapicie dodana szczypta złota do przewodniku tchnęła w prezentację dodatkowy pakiet nasycenia, co mimo już wcześniej mocnego poczucia namacalności wizualizowanych w eterze źródeł pozornych, dodatkowo ją podkręciła. Gdy kilka tygodni temu słuchałem V17, myślałem, że przekroczenie tego poziomu plastyki i ilości muzyki w muzyce jest już poziomem granicznym, mocodawca Stealth Audio pokazał, iż się myliłem. Jak to zrobił? Przecież zazwyczaj taka ilość wspomnianego dobra w pewien sposób zabija jej dźwięczność. To czasem może się podobać, bo osobnicy homo sapiens są nieobliczalni w swych wyborach choćby w imię ratowania źle skonfigurowanych systemów, ale w wartościach bezwzględnych mamy do czynienia z lekkim uśrednianiem danego wydarzenia. Otóż słowem kluczem jest konsekwentne utrzymanie istotnych dla danego materiału informacji. W tym konkretnym przypadku aby tego uniknąć chodzi o to, że góra choć w projekcji bliższa złota, aniżeli srebra nadal pokazuje zjawiskowe rozwibrowanie brylujących w niej alikwot, średnica plastyczna i wręcz kapiąca od soczystości ochoczo tryska zapewniającą namacalność rozdzielczością, zaś dolne partie mimo dobrze zaznaczonych krągłości nie tylko nie ciągną się po podłodze, ale dodatkowo prezentują dobrą krawędź uderzającego nas sejsmicznego tąpnięcia. Jak widać, podanie muzyki przez flagową Sakrę idzie drogą mocnych krągłości, jednakże zapewnienie im niezbędnej dla pokazania radości w muzyce transparentności pozwala uniknąć często kończącej się podobnymi zabiegami u konkurencji sonicznej nudy. Dla kochających zwaliste nasycenie i niepoparte wyrazistością rysowania sporych krągłości pewnie na krótką oczekiwanej, ale dla znaczącej populacji audiofreaków na dłuższą zwyczajnej nudy. Oczywiście mocodawca Stealth Audio zdawał sobie z tego sprawę i przy ewidentnym hołubieniu grania mocnym nasyceniem zadbał o rozdzielczość i swobodę prezentacji. Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli, takie postawienie sprawy powoduje, że świadomie wybieramy dobrze rozumiany, bo burzony jedynie przez słuchany materiał muzyczny, a nie pozbawioną racjonalności nadpobudliwość systemu, spokój w budowaniu realiów świata muzyki.
Aby wyjaśnić przedstawioną tezę umiejętnego dozowania wyartykułowanych cech brzmienia kabla oraz pokazać różnice pomiędzy cały czas zderzanymi ze sobą konstrukcjami serii Śakra, posłużę się materiałem z poprzedniego testu. W pierwszej kolejności było to szaleństwo spod znaku ostatniej płyty formacji Metallica „72 Seasons”. Nie będę się rozpisywał na temat najdrobniejszych niuansów, tylko wspomnę, iż wówczas przekaz brylował w estetyce dobrego wypełnienia, ale przy tym nie tracił wigoru podczas obrazowania zjawiskowości pracy perkusisty operującego w thrash-metalowej estetyce. To w moim odczuciu było najważniejsze, gdyż przy fajnym wypełnieniu zakresu środka i dźwięczności góry pasma akustycznego, dodatkowa masa i plastyka może mocno ograniczyć szybkość i zwartość prezentacji zakresu basu. Na szczęście ta kwestia była znakomita, bowiem dół był pełny, ale także zrywny. Może nie narysowany skalpelem, za to odpowiednio do reszty prezentacji zdefiniowany pod względem ostrości krawędzi. Co wydarzyło się zatem po wpięciu w tor Sakry Gold? Jak wynika z moich notatek, wszystkie kwestie nasycenia impulsu zostały ciekawie podkręcone. Na tyle, że mimo wyraźnego zwiększenia estetyki grania esencją dźwięku, nie traciła na tym wyrazistość ataku. Nadal był natychmiastowy, jednak niósł za sobą bardziej esencjonalne uderzenie energią. Krąglejszą, jednak bez rozmycia obrazu muzycznego, dzięki czemu zyskiwała wspominana przeze mnie praca wściekle wykorzystywanej perkusji. Nie wiem, jak konstruktor tego kabla to zrobił, ale finał jest zaskakująco ciekawy.
Drugim krążkiem obrazującym brzmienie naszego bohatera jest materiał tak zwanego dream teamu Leszka Możdżera wespół z Larsem Danielsonem i Zoharem Fresco „The Time”. Jak wypadł ten krążek? Powiem tak. Po tym co pokazała Metallica, wiedziałem że będzie dobrze. Jeśli ostry rock nie stracił na drapieżności, to melancholijny jazz mógł tylko na tym zyskać. I tak też było. A dlatego, że fortepian dostał więcej nadal dźwięcznej krągłości, kontrabas nie gubiąc informacji o współpracy palca ze struną pokazał większą głębię pudła rezonansowego, a bębniarz mocniej akcentując pracę stopy nadal czarował mieniącymi się w estetyce złota różnorakimi perkusjonaliami. Nic, tylko usiąść i odciąć się od zewnętrznego świata, co oczywiście z ochotą wcieliłem w życie.
Gdzie ulokowałbym naszego bohatera? Otóż mimo oferowania sporej dawki esencji w dźwięku jest na tyle otartym w kwestii witalności, że w pierwszej kolejności w przysłowiowych stu procentach powinien sprawdzić się u poszukiwaczy muzyki przez duże „M”. Zrobi co potrzeba, czyli tchnie w przekaz dawkę dobrze kontrolowanej krągłości, dzięki czemu pozwoli nam zapomnieć o Bożym świecie. W drugiej kolejności zaś widziałbym go również w systemach neutralnych. Nie popsuje niczego, a może okazać się, że dotychczasowe zadowolenie z posiadanych zabawek było tylko namiastką emocji, gdyż brakowało im solidnego nasycenia podpartego dźwięcznością, co zazwyczaj przekłada się na zjawiskowo namacalne granie. Wieńcząc ten test dodam jeszcze, iż jedynymi osobnikami, którzy mogą mieć problem z zaakceptowaniem cech Stealth Audio Śakra Gold XLR, to poszukiwacze wrażeń typu szybkość i ostrość rysowania świata muzyki ponad wszystko. Niestety Amerykanin ma inny pomysł w kwestii sprawiania przyjemności w paraniu się naszym hobby, dlatego ostatnia grupa może sobie go odpuścić. Na szczęście ostatnia grupa to pewnego rodzaju margines na poziomie błędu statystycznego, dlatego problemu jako takiego dla marki praktycznie nie ma.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audiofast
Producent: Stealth Audio Cables
Cena: 173 980 PLN / 2 x 1m + 47 910 PLN (dodatkowe 0,5m)