Opinia 1
Raczej nie zdradzę żadnej tajemnicy poliszynela, gdy stwierdzę, że środowiska pro-audio i audiofilskie traktują się nawzajem może nie tyle chłodno, co z lekko asekuranckim dystansem. Niby jedni u drugich co i rusz coś podpatrują i sprawdzają na własnym terenie, ale generalnie śmiało można uznać, iż przedstawiciele obu stron wiedzą swoje i wszystko robią po swojemu. Oczywiście są wyjątki potwierdzające powyższą regułę jak np. Amphion i rodzimy, pamiętany z nieodżałowanych spotkań w Studiu U22 Sveda Audio, czy daleko nie szukając Bryston ewidentnie mający tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę ewentualne animozje, produkujący swoje urządzenia dokładnie tak samo na oba rynki -dając nabywcom jedynie wybór, czy chcą „cywilny” czy „profesjonalny” – rackowy, wyposażony w uchwyty front. Niemniej jednak „zapożyczenia” i przenoszenia „obcych kultur” na własne podwórko się zdarzają, co potwierdza m.in. obecność 800-ek Bowers & Wilkins w Abbey Road Studios, czy też popularność zegarów i re-clockerów Muteca w cywilnych systemach wyrafinowanych audiofilów. Trudno się z resztą takiemu stanowi rzeczy dziwić, skoro sytuacja, gdy słuchamy za pomocą urządzeń, których użyto w procesie realizacji konkretnych nagrań, śmiało zasługuje na miano idealnej. W końcu mamy szansę usłyszeć to i tak samo, co i jak człowiek za dane nagranie odpowiedzialny. Idąc tym tropem z mało ukrywanym entuzjazmem przystaliśmy na propozycję gliwickiego 4HiFi przetestowania kolumn niejako oba światy, czyli pro-audio i cywilnego Hi-Fi/High-Endu łączących. Mowa o indonezyjskich Vermöuth Audio Studio Monitor, czyli wyrobie marki, która większości odbiorców kojarzyć się może przede wszystkim z audiofilskim okablowaniem, lecz jak widać na załączonym przykładzie Hendry Ramli w tzw. międzyczasie nie próżnował i poszerzył firmowe portfolio właśnie o kolumny, na spotkanie z którymi serdecznie zapraszamy.
Już uwieczniony w ramach sesji unboxingowej proces aplikacji Vermöuthów w naszym redakcyjnym systemie jasno dawał do zrozumienia, że balijska manufaktura nader poważnie podchodzi do tematu dbałości o swoje wyroby, gdyż każda z kolumn pakowana jest w solidną drewnianą skrzynię i dodatkowo zabezpieczana piankowymi profilami i tekstylnymi pokrowcami. Same kolumny prezentują się nader elegancko. Ponadczasowa fortepianowa czerń i smukłość brył mówiąc najoględniej robią swoje. Podobnie jak „taliowane” i lekko wklęsłe fronty pyszniące się zestawem trzech przetworników w układzie d’Appolito. A właśnie, o ile bowiem samych kolumn trudno nie uznać z racji samego pochodzenia za wybitnie egzotyczne, to i wybór wykorzystanych w nich przetworników również nie jest do końca taki oczywisty. Co prawda ceramicznych Accutonów C173 raczej nie trzeba nikomu przedstawiać, to już usytuowana pomiędzy nimi wstęga daleka jest od mainstreamu. Jest to bowiem … Serbski przetwornik RAAL 70-20XR AM. Nie mniej intrygująco rozwiązano kwestię wentylacji umieszczając prostokątne porty na wewnętrznych ścianach bocznych, co niejako z automatu ustala która z kolumn jest lewa a która prawa. Skąd taki pomysł? Z prozy życia. Okazało się bowiem, że nader często w studiach nagraniowych i masteringowych, z racji ograniczonej przestrzeni nie ma szans na zapewnienie właściwej odległości kolumn od tylnej ściany a obecność portów na frontach najdelikatniej rzecz ujmując nie dodaje im urody, więc chciał nie chciał ulokowano je po bokach. Z kolei znaczną część ściany tylnej zajmuje pokaźnych rozmiarów metalowa płyta z autorskimi, wykonanymi z rodowanej miedzi tellurycznej pojedynczymi terminalami głośnikowymi. Co ciekawe kryjąca się za nią potężna zwrotnica, która może występować w jednym z czterech poziomów zaawansowania i jak widać na opisie skrzyń do nas dotarł wersja reprezentująca poziom „Upgrade 2” wyposażona w wyższej aniżeli podstawowa klasy kondensatory w sekcji wysokotonowej, oczko wyżej pojawiają się już legendarne Duelundy, a w topowej zwrotnice nie dość, że są zalewane, to w dodatku lądują już poza korpusami, dzięki czemu całkowicie eliminowane są ewentualne drgania mogące wpływać na ich pracę. Częstotliwość podziału ustalono na 1.75KHz, więc mamy do czynienia z układem dwudrożnym o w pełni wystarczającej skuteczności 89dB i przyjaznej 8Ω impedancji z 6.2Ω minimum, co raczej nie powinno wywoływać niepokoju nawet wśród posiadaczy konstrukcji lampowych, choć warto mieć na uwadze rekomendacje producenta zalecającego używanie amplifikacji nie słabszych aniżeli 50W.
Ponadto, biorąc pod uwagę ich studyjno – cywilną naturę VASM (Vermöuth Audio Studio Monitor) dostępne są zarówno w wersji aktywnej, jak i pasywnej, z którą to przyszło nam się zmierzyć. Wykonane z MDF-u obudowy posiadają liczne wewnętrzne wzmocnienia, choć same skrzynie wykonano nad wyraz solidnie. Fronty mają 50mm, ściany boczne 25 a pozostałe i wewnętrzne usztywnienia 18mm. Jakby tego było mało nie zapomniano o osobnej komorze dla zwrotnicy / wzmacniacza. Co ciekawe w sieci (chodzi oczywiście o Internet a nie stanowiący tubę propagandową obecnej „Władzi” tygodnik) bez trudu można znaleźć szczegółowo zwymiarowane schematy obudów, więc jeśli tylko ktoś czuje się na siłach i chciałby własnym sumptem takowe w ramach kopii bezpieczeństwa wykonać, to nic nie stoi na przeszkodzie.
A jak VASM grają? Przewrotnie napiszę, że w sposób zaskakująco zbliżony do tego, co reprezentuje topowa linia Reference balijskich przewodów. Jest to bowiem niezwykle udane i zarazem naturalne – w sensie organicznym, pozbawionym sztuczności i wysilenia, połączenie zmysłowego przyciemnienia z wysoką rozdzielczością. Nie oznacza to jednak, że Vermöuthy grają w sposób ciemny, czy wręcz wycofany, lecz, że dostarczają pełen pakiet informacji bez jakichkolwiek prób forsowania wysokich tonów, czy wręcz ich podbijania w celu uzyskania pozornego wzrostu wolumenu przekazywanych informacji a tak naprawdę zaakcentowania detaliczności i krawędzi a tym samym obniżenia komfortu odsłuchu. A komfort obcowania z VASM jest ponadprzeciętny. Dla lepszego zobrazowania powyżej zasygnalizowanej, pozornie niewielkiej, różnicy posłużę się lektorskim przykładem. Proszę sobie wyobrazić tę samą kwestię wypowiadaną, ten sam tekst czytany przez dajmy na to Małgorzatę Kożuchowską i Krystynę Czubównę, bądź Tomasza Karolaka i Krzysztofa Gosztyłę. Za każdym razem balijskie monitory reprezentować będą drugi obóz, gdzie z jednej strony forma nie przesłania treści, lecz zarazem samo wyrafinowanie przekazu dostarcza nie tylko pełnię informacji, lecz również potężną dawkę endorfin. Wracając jednak na nasze – audiofilskie podwórko podobną kulturą charakteryzowały się obecne swojego czasu na naszym rynku a aktualnie z tego co mi wiadomo nieposiadające polskiego dystrybutora estońskie Estelony. Dlatego też czując się w obowiązku zweryfikować jak owa eufoniczność wpływa na repertuar i dźwięki niekoniecznie się z nią kojarzące sięgnąłem po blues-rockowy krążek „Signs” Jonny’ego Langa, gdzie elektronicznie przetworzona, niemalże garażowo „brudna” gitara i oscylujący w okolicach krzyku, matowo chrapliwy wokal, któremu poniekąd z racji wieku zdecydowanie bliżej do młodego Bryana Adamsa aniżeli Toma Waitsa lub Keitha Richardsa, tworzą dość szorstką mieszankę. A przecież dochodzi do tego jeszcze krągły, tłusty bas, dość oldschoolowe klawisze i potrafiąca uderzyć stopą perkusja, gdzie blachy też nie są oszczędzane. Taką to wielce urozmaiconą mieszankę Vermöuthy od pierwszych taktów osadzają na mile zaskakującym zejściem i kontrolą basowym fundamencie, stabilizują świetnie dosaturowaną średnicą i pozwalają lśnić ozłoconą górą. Zbyt romantycznie i cukierkowo? Tylko pozornie, bowiem nie jest to mdły ulepek, lecz pewne, dyskretne stonowanie zbytnio ofensywnych akcentów na rzecz koherencji całości. W dodatku z zachowaniem wspomnianej szorstkości, która w tym wydaniu jest potwierdzeniem pełnego obrazu faktury poszczególnych dźwięków, lecz bez sztucznego, siłowego wręcz epatowania samą ziarnistością, która de facto niczemu poza fatygą słuchacza nie służy.
Zasadnym w tym momencie wydaje się pytanie, czy taka, bądź co bądź niezwykle zbliżona do serii Reference sygnatura kolumn ma szansę współgrać z ww. firmowym okablowaniem. I w tym momencie, kierując się wyłącznie subiektywnymi odczuciami, śmiem twierdzić, iż o ile części słuchaczy takie połączenie może się spodobać, szczególnie z nazbyt entuzjastycznie serwującymi sybilanty i zbyt analitycznym podejściem do reprodukowanego materiału systemami, to w bardziej zrównoważonym środowisku przysłowiowa ilość cukru w cukrze może przekroczyć wartość graniczną. Dlatego też osobiście, zamiast Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable lwią część odsłuchów prowadziłem przy użyciu koreańskich przewodów Hemingway Z-core Σ. Okazało się bowiem, iż ich fenomenalna dynamika i zdolność różnicowania nawet najmniejszych niuansów w połączeniu z balijskimi kolumnami stworzyły efekt na tyle synergiczny, że dalsze poszukiwania i gonienie przysłowiowego króliczka uznałem za co najmniej bezsensowne.
Wracając jednak do muzyki, czyli do reprezentującego bardziej liryczne oblicze prog-metalu „Resident Human” Wheel, oraz klasyki gatunku – „Lateralus” TOOL nader wyraźnie słychać, że wspominane przyciemnienie nawet w najgęstszych aranżacjach nie powoduje utraty detali i możności wglądu w strukturę nagrania. I nieważne, czy mowa o niezwykle gęsto tkanych gitarowych riffach, czy polirytmicznych partiach wspomaganej ekstatycznymi szarpnięciami basu perkusji Vermöuthy z iście benedyktyńską pieczołowitością układały misterne mozaiki z poszczególnych dźwięków w pierwszej kolejności dając odbiorcy szansę zaznajomienia się z całością jako taką a następnie, wraz z sukcesywnym zagłębianiem się w nagranie dyskretnie podsuwając kolejne smaczki i niuanse. W dodatku próżno było doszukiwać się w tych bądź co bądź dość karkołomnych i momentami niemalże ocierających się o kakofonię (przynajmniej dla osób nieprzywykłych do takich klimatów) kompozycjach jakiejś ponadnormatywnej agresji, czy też ofensywności. Ot energii przekazu było tyle ile być powinno, ale bez zapędów do sztucznego podkręcania tempa. A jak z klasyką i pozostałymi cywilizowanymi gatunkami muzycznymi? Na pewno nie gorzej a coś czuję w kościach, że większość potencjalnych nabywców może uznać, że wręcz lepiej, gdyż to właśnie na operowych ariach („Antonio Vivaldi” Cecilii Bartoli) i w mikro-ekosystemach kameralnych składów („Just the Two of Us” Cæcilie Norby i Lars Danielsson)Studio Monitor mogły niespiesznie snuć swe opowieści co i rusz podsuwając pod nos melomanów co smakowitsze kąski wydobywające się z ich przetworników.
I w tym momencie docieramy do sedna, czyli wielce krzywdzących i mówiąc wprost wynikających z nieumiejętnej aplikacji stereotypów o matowości porcelanowych drajwerów, bądź krzykliwości wstęg, którym Vermöuthy zadają kłam, gdyż porównując je z „prawilną” – dajmy na to papierowo/tekstylną konkurencją balijskie monitory stawiają ją zazwyczaj mocno kłopotliwej sytuacji. Dlatego też abstrahując od faktu aplikacji Accutonów i wstęgi RAAL śmiało możemy uznać Vermöuth Audio Studio Monitor za ucieleśnienie wyrafinowanej muzykalności i wysoce satysfakcjonujących rozdzielczości oraz dynamiki a tym samym propozycję wprost idealną dla wszystkich tych z Państwa, którzy w muzyce szukają emocji i przyjemności a nie dzielenia przysłowiowego włosa na czworo.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Nie od dzisiaj wiadomo, że każdy producent jakiegokolwiek akcesorium audio podejmując próbę zaistnienia na rynku konsumenckim ma w głowie swój wzorzec dźwięku. Teoretycznie wszyscy dążą do oddania brzmienia muzyki na żywo, jednak wiadomym jest, że co osobnik homo sapiens, to po pierwsze – nieco inne spojrzenie na ten sam temat, a po drugie – inne środki prowadzące do wykonania zadania. Do czego – piję? Oczywiście do czasem jedno, a czasem wielotorowości działalności danego podmiotu gospodarczego. Gro producentów skupia się na jednym wycinku zaspokajania potrzeb melomanów typu kable, elektronika lub kolumny, jednak nie oszukujmy się, spora grupa ich pobratymców próbuje swoich sił na kilku frontach. I z takim organem będziemy mieli przyjemność dzisiaj się spotkać. Chodzi mianowicie o znakomicie znanego Wam z naszych łamów producenta z Bali, który dzięki gliwickiemu dystrybutorowi 4Hifi po serii testów wszelkiej maści okablowania, tym razem wystawił do oceny podstawkowe kolumny głośnikowe Vermöuth Audio Studio Monitor.
Jak obrazuje seria fotografii, tytułowe kolumny są monitorami, jednak na tle przeznaczonych do niewielkich pokoików zwyczajowych pchełek mogą pochwalić się sporymi gabarytami. To oczywiście pokłosie prób wygenerowania przez nie swobodnego, co istotne, na ile to możliwe pozbawionego zniekształceń dźwięku. Dlatego też przy stosunkowo wąskiej, uzbrojonej w trzy przetworniki w układzie d’Appolito, w celu przeciwdziałaniu szkodliwej dyfrakcji fal odpowiednio wyprofilowanej przedniej ściance – dwa średnio-niskotonowe ceramiki Accutona okalają wysokotnową wstęgę RAAL, są jak rzadko wysokie i w celu uzyskania odpowiednio dobrego, nisko schodzącego basu głębokie. Ciekawostką tej konstrukcji jest nietypowe, bo na wewnętrznej ściance, umiejscowienie prostokątnego portu bass-reflex. Jeśli chodzi o tylny panel przyłączeniowy, bez większego szaleństwa został opatrzony pojedynczym zestawem terminali dla kabli głośnikowych i stosownym logo z nazwą marki i modelu. Wieńcząc dzieło akapitu o technikaliach nie mogę nie wspomnieć jeszcze o fakcie bycia tytułowych monitorów konstrukcją dwudrożną, deklarowanej obsłudze pasma od 44 Hz do 55 kHz przy spadku +/- 3 dB i skuteczności na poziomie 89 dB. Tak prezentujące się balijskie piękności na czas logistyki po ubraniu z bawełniane pokrowce pakowane są w wyściełane profilowaną pianką drewniane skrzynie.
Zwartym krokiem przechodząc do meritum sprawy, czyli opisu sposobu na muzykę według Vermöuth Audio, pierwsze co mam do zakomunikowania, to fakt całkowitego zaprzeczenia obiegowej opinii, iż przetworniki ceramiczne brzmią agresywnie lub są wyprane z barwy. Owszem, jeśli ktoś nie umie ich zaaplikować, finał może okazać się potwierdzeniem przed momentem przywołanych, niezbyt pochlebnych cech. Na szczecie czerpiąc wiedzę z doświadczeń produkcji okablowania audio właściciel tego podmiotu gospodarczego wiedział, że dobre granie, to granie barwne, ale przy tym pełne nienachalnego blasku, a przez to pełne emocji. I taki stan znakomicie udało mu się osiągnąć. Muzyka nigdy nie przekraczała dobrego smaku w domenie wyrazistości, za to cechowała ją fajna plastyka, zarezerwowany dla konstrukcji monitorowych rozmach prezentacji wirtualnej sceny we wszystkich wektorach, a dzięki odpowiedniemu poziomowi nasycenia bez najmniejszych problemów realizowała zaskakująco namacalny spektakl. Co bardzo istotne w tego typu kolumnach, mimo solidnej dawki basu jak na niewielkie zespoły głośnikowe, ten nigdy nie wiódł prymu w wyświetlanych w moim pokoju wydarzeniach scenicznych. Owszem, na tle pełnopasmowych Gauderów słychać było pracę nad wytworzeniem odpowiedniej jego ilości, jednak bez oznak nie tylko jakiejkolwiek zadyszki, ale również męczącego pompowania. W moim odczuciu trafiał w dobry punkt konsensusu pomiędzy pakietem niezbędnym, a możliwym do wygenerowania bez szkód dla pokazania radości zawartej w danym materiale. To niestety nie takie proste nawet dla dużych paczek, dlatego tym bardziej należą się brawa za uniknięcie niskotonowej wpadki.
Na potwierdzenie tego stanu rzeczy wspomnę chociażby o ciężkiej do zaprezentowania płycie Antimatter „Black Market Enlightenment”. To dobrze zrealizowane rockowe szaleństwo, które podobnie do prezentacji na moich wielkich kolumnach, również na opisywanych monitorach zostało pokazane z odpowiednim rozmachem, oddechem, energią i co ważne drive-m. Naturalnie identycznego zejścia na dole nie było, ale w przykładowym pierwszym kawałku tytułowe kolumny Studio Monitor znakomicie budowały narastające napięcie, by na koniec pokazać pełen energii, dobrze osadzony w niskich tonach finał. A w tym wszystkim fajne było to, że nawet na wysokich poziomach głośności nie odczuwałem żadnej walki o przetrwanie. Ba, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu przekaz mimo niebagatelnego pakietu informacji ze stoickim spokojem zachowywał stosowną kulturę. Był wyrazisty i oczekiwanie agresywny, jednak nie męczący, co przy źle zestrojonych Accutonach nie jest takie oczywiste.
Innym, pochodzącym z całkowicie przeciwległego bieguna przykładem dobrej projekcji muzyki była czarująca Cassandra Wilson ze materiałem „Another Country”. To jak zwykle u tej artystki bywa, jest mocno dopracowana realizacja, co oznacza, że bas jest kontrolowany, ale obfity, górny zakres dobitny, a mimo to niekrzykliwy, a ukazujący pełnię walorów wokalnych Cassandry środek nasycony. To zaś sprawia, że jakiekolwiek braki kontroli nie tylko w dolnym pasmie, ale także niedomagania rozdzielczości w średnicy, czy pozostawienie wysokich rejestrów samym sobie z automatu skazuje odtworzenie tej płyty na porażkę. Jednak również w tym przypadku konstruktor znalazł konsensus w oddaniu nie tylko wielobarwności głosu śpiewaczki, ale także pracy instrumentarium ze szczególnym uwzględnieniem różnej maści bębnów i wdzięcznej gitary. Dlaczego o nich wspominam? Przypominam, że mamy do czynienia z monitorami, a w takich kolumnach niskie tony są często piętą achillesową, na którą na ile to możliwe w tym modelu znaleziono złoty środek w postaci sporej wielkości skrzynek. Ich pojemność pozwoliła powalczyć o fajne pomruki oraz wielobarwne tąpnięcia, co bez efektu przysłowiowej „pompki” umożliwiło swobodne oddanie pakietu informacji na temat wibrujących membran atrybutów perkusisty i mocne, acz również dobrze zaakcentowane i esencjonalne szarpnięcia strun akustycznego wiosła. A jeśli tak, to chyba nikogo nie zaskoczy fakt mojego kolokwialnie mówiąc odbębnienia płyty od początku do końca z tak zwanym bananem na twarzy.
Mam nadzieję, że dość dobitnie udało mi się pokazać, iż w tym przypadku mamy do czynienia z całkowitym zadaniem kłamu obiegowej opinii o braku muzykalności kolumn opartych o przetworniki ceramiczne. Vermöuth Audio Studio Monitor pokazały, jak dobrze nagrany, do tego agresywny rock potrafi wybrzmieć bez ranienia uszu, a damska wokalistyka czarować w stylu najlepszych miękkich membran. Czy to możliwe? Oczywiście. Wszystko opiera się o wiedzę, której wieloletnie nabywanie – w tym przypadku podczas konstruowania okablowania – zostało przekute na świetnie brzmiące monitory. Czy to jest oferta dla każdego? Powiem tak. Jeśli ogranicza Was wielkość pomieszczenia lub najzwyczajniej w świecie lubicie monitorowy, a przez to „fizycznie” alienujący kolumny z pokoju przekaz, tytułowe kolumny powinny być jednymi z pierwszych na potencjalnej liście odsłuchowej. Innej opcji nie widzę.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermöuth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermöuth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: 4HiFi
Producent: Vermöuth Audio
Cena: 45 900 PLN
Dane techniczne
Skuteczność: 89dB @ 1W/1m/1 KHz
Impedancja: 8Ω (nominalna), 6.2Ω (minimum @140Hz)
Pasmo przenoszenia: 44Hz-50KHz +/-3dB
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 1.75KHz
Zastosowane przetworniki:
– wysokotonowy: RAAL 70-20XR AM
– nisko/średniotonowy: 2 x ceramiczny Accuton C173 6.5″
Min. zalecana moc wzmacniacza: 50W
Wymiary (S x G x W): 206 x 512 x 600 mm
Waga brutto: 78 kg/para