1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Wilson Audio Alexx V

Wilson Audio Alexx V

Opinia 1

Co bardziej spostrzegawczy z Was obejrzawszy poniższą serię fotografii, mogą podnieść tezę, że z uwagi na kolokwialnie mówiąc, pandemiczne wywrócenie świata do góry kołami, prawdopodobnie mamy pewnego rodzaju problem z pozyskaniem komponentów audio do typowego procesu testowego i pod płaszczykiem troski o Wasz stan ducha emitujemy tak zwane zapchaj-dziury. Do czego piję? Już wyjaśniam. Otóż powodem takich domysłów naturalną koleją rzeczy ma prawo być stosunkowo częste – w tym tygodniu już drugie – pojawianie się na naszych łamach relacji z wizyt w rozrzuconych po całym kraju salonach audio. Jednak już w zarodku dusząc tak absurdalne teorie, zapewniam wietrzących nasze jakiekolwiek problemy w temacie testowego zatowarowania, iż nic z tych rzeczy, bowiem dzisiaj przybliżany, kolejny wyjazdowy audio-miting wydarzył się w oparciu o bardzo elektryzujące w ostatnim czasie audiofilski świat słowo klucz. Jakie? Wilson Audio Alexx V. Zaskoczeni? Jeśli tak, zatem zapraszam zainteresowanych na kilka zapamiętanych myśli z ostatniej wizyty w siedzibie łódzkiego Audiofastu, której celem było premierowe, oczywiście z uwagi na nieznajomość warunków lokalowych, wstępne zapoznanie się z ofertą brzmieniową przywołanej przed momentem, gorącej nowości amerykańskiej myśli technicznej.

Jak wynika ze wstępniaka, naszym głównym celem było posłuchanie pachnącej jeszcze transportową folią nowości jednego ze światowych tuzów rynku zespołów głośnikowych – amerykańskiego producenta Wilson Audio. Oczywiście chodzi o w moim odczuciu, przypominające naszą rodzimą Husarię – mam na myśli pojawiające się w górnej części konstrukcji jako stelaż dla sekcji średnio-wysokotonowej, w tym przypadku pochylone do przodu, wzorowane na skrzydłach przywołanej formacji bojowej designerskie akcenty, dostojnie prezentujące się kolumny Alexx V. Dlaczego aż tak mocno gloryfikuję wygląd naszych bohaterek? Nie oszukujmy się, przy wadze około 200 kg, sporym litrażu skrzynki sekcji basowej i do tego niebagatelnej jak na kolumny wysokości, ciężko jest sprawić, aby pewnego rodzaju mniej lub bardziej ozdobiony, do tego pionowy klocek nie sprawiał wrażenia zbyt przysadzistego lub nawet przytłaczającego. Tymczasem może zdjęcia tego nie oddają, ale zderzenie organoleptyczne z clou tej relacji nawet przez moment nie zbliża się do wspomnianych akcentów. Powiem więcej, bryła wydaje się być zaskakująco lekka, a przez to – oczywiście w oderwaniu od rzeczywistych potrzeb kubatury nagłaśnianego pomieszczenia – potrafiąca wpisać się w nawet w tak zwane „japońskie budki dla chomików”. Oczywiście lekko koloryzuję wrażenia, ale zapewniam, iż spotkanie oko w oko oraz głośnik vs ucho ze wspomnianym modelem Alexx V, w praktycznie każdym aspekcie stawia je w bardzo pozytywnym świetle. Świetle, które w bardzo łatwy sposób, nie tylko przy użyciu znajdujących się na plecach obudów zworek, ale również wespół z wręcz jubilerską aplikacją głośników średniego i górnego zakresu pracy w stosunku do miejsca odsłuchowego oraz doborem okablowania bardzo łatwo jesteśmy w stanie skonfigurować na swoją modłę. Skąd to wiem? Naturalnie jako wstępna aplikacja dwa pierwsze punkty przed naszą wizytą wykonał dystrybutor. Jednak jaki to zwykle bywa, w ferworze odsłuchowym nie obyło się bez dodatkowych, idących z oczekiwaniami słuchaczy korekt okablowania od sieciowego do przedwzmacniacza począwszy, a na łączówce LAN w torze plikowym skończywszy. Jak przygotowany zestaw zabrzmiał?

Co prawda na końcu pojawi się dokładna wyliczanka sprzętowa, ale na początek trzeba zaznaczyć, iż łódzki dystrybutor znakomicie zadbał o towarzystwo dla Amerykanów podczas tego odsłuchu. Do dyspozycji mieliśmy dwa źródła oparte na tym samym przetworniku. Pierwszym był odtwarzacz CD Gryphon Ethos. Zaś drugim odtwarzacz plików Taiko z mocno rozbudowanym zapleczem zasilania dostarczający sygnał do wewnętrznego DAC-a Gryphona. Jako przedwzmacniacz liniowy pracował duński Gryphon Essence. Jeśli chodzi o kocówki mocy, ten temat ogarniały piecyki D’Agostino Progresion Mono. Dzieło sesji odsłuchowej w głównej mierze wieńczyło wysokiej półki okablowanie spod znaku Synergistic Research oraz Shunyata.

Efekt takiej konfiguracji był zaskakująco lepszy od jakieś dwa lata temu odsłuchiwanego poprzedniego modelu Alexx -ów. Swoboda w średnicy i wysokich tonach. Mocny i do tego zróżnicowany bas. Ale chyba największym pozytywnym zaskoczeniem okazała się znakomita rozdzielczość, a przez to pozwalająca realistycznie zawiesić dźwięk w estetyce 3D, witalność górnego zakresu. Co ważne, zestaw znakomicie różnicował materiał w zależności od słuchanych nurtów. Nie było uśredniania przekazu, co z jednej strony ratowałoby ten słabej jakości, a z drugiej wpływało na odejście od naturalnej transparentności dobrze dobranego zestawu. Oczywiście dobrze dobranego w danej estetyce, którą w tym przypadku nieco formowały końcówki D’Agostino. Spokojnie, było zjawiskowo, jednak z autopsji wiem, że zastosowanie w tym przypadku posiadanego przeze mnie na co dzień Gryphona Mephisto, bez najmniejszej szkody dla lotności dźwięku, delikatnie inaczej zdefiniowałoby percepcję środka pasma. Nadal wszystko byłoby podane z animuszem i zarezerwowaną dla najlepszych otwartością prezentacji, tylko z inną temperaturą w centrum pasma. Jednak proszę o spokój, bowiem w tym momencie rozprawiam o tym, co akurat mnie bardziej przypadłoby do gustu, a nie o tym co byłoby lepsze.
Jak wspominałem, przygotowany zestaw był najwyższej próby. Mało tego, próby pokazującej, że źródło plikowe może śmiało konkurować, a nawet pod pewnymi aspektami bardziej wpasowując się w dany gust, przeskoczyć odtwarzacz płyt kompaktowych. Oczywiście będąc w pełni profesjonalnym, trzeba wspomnieć o korzystaniu przez ocierający się z wszelkimi peryferiami za prawie 200 tys złotych plikograja z wewnętrznego DAC-a/CD-ka, co przy cenie tego ostatniego na poziomie ok 160 tys jasno pokazuje proporcje kwotowe każdego z dawców zero-jedynkowego sygnału. Jednak niezaprzeczalnym jest fakt, że dla osobnika chcącego zbudować bezkompromisowy tor plikowy ewidentnie nawet nie pojawiło się, ale już niczym halogenowa lampa, jasno świeci niegdyś symboliczne światełko w tunelu. Jak oceniłbym główne różnice pomiędzy obydwoma dawcami sygnału? Z plików w zależności od kabla USB było jakby energiczniej i esencjonalniej. Z tą tylko uwagą, że wielu z Was mogłoby to odbierać jako pewnego rodzaju brak flow – jakby lekkie napompowanie dźwięku, czyli mimowolnego narzucania się prezentacji. Ale zaznaczam, to z uwagi na nieznajomość systemu było wychwytywalne jedynie w momencie zmiany jednego źródła na drugie. Bez tego, z braku zapisanego w pamięci wzorca po kilku kawałkach temat ulegał akomodacji jako coś naturalnego. Na tyle ciekawego, że cedując potencjalnie stracony na słuchanie zjawiskowo podanej muzyki, czas, proces bratobójczej walki czytników zapisanych na różnych nośnikach zer i jedynek, ograniczyliśmy do minimum.

Puentując opisywane spotkanie z amerykańską nowością, mogę powiedzieć jedno – było zaskakująco i zarazem świetnie brzmieniowo. Oczywiście jak wspomniałem, zastosowałbym inną elektronikę wzmacniającą sygnał. Ale zapewniam, tylko dlatego, że wiem, co dodatkowo mógłbym zrobić w kierunku swoich preferencji. Jednak gdybym nie posiadał obecnych doświadczeń, prawdopodobnie temat zamknąłby już przygotowany na ten pokaz zestaw. Jak grają same kolumny? Niestety z uwagi na wiele zmiennych mogę przypomnieć jedynie wygłoszoną wcześniej opinię o znacznie lepszej rozdzielczości najwyższych rejestrów, mocniejszym, ale pod pełną kontrolą podaniu basu i mimo osobistego poszukiwania większej krągłości, to na tle poprzedniego spotkania ze starymi Alexx -ami, uzyskaniu nieco gęstszej średnicy. Czyli jakby nie liczyć, na każdym polu walki Amerykanie już podczas niezobowiązującego odsłuchu pokazali się z lepszej strony, za co należy się szacun. Na ile lepszej w wartościach bezwzględnych, to niestety może pokazać jedynie próba na znanym sobie podwórku, do czego być może kiedyś dojdzie.

Jacek Pazio

Opinia 2

Niby wiedza o bezsensowności wynajdywania koła na nowo i wyważania już otwartych drzwi wydaje się powszechna i o ile w życiu codziennym sprawdza się lepiej niż dobrze, o tyle w audio, a szczególnie w High-Endzie śmiało możemy uznać, iż najdelikatniej rzecz ujmując jest mało przydatna. Dziwne? Bynajmniej, bowiem gdyby było inaczej od lat panowałby w leżącym w kręgu naszych zainteresowań obszarze ludzkiej działalności totalny marazm i bezruch. Raz stworzona referencja pozostawałaby takową przez dziesięciolecia a jej ewentualne modyfikacje dotyczyłyby zapewne szaty wzorniczej i ewentualnych, wynikających z postępu funkcjonalności. Ale zaraz, jakiego postępu? Przecież jeśli coś raz zrobione uznawano by za spełnienie wszelkich marzeń osobników homo sapiens, to wprowadzenie owego czegoś do obiegu byłoby zarazem końcem jego rozwoju. Szach-mat. Tymczasem na brak nowości i rozwój technologii wszelakich narzekać nie możemy, więc jednak są wśród nas jednostki, którym zastane status quo jest może nie tyle nie w smak, co zamiast stanowić koniec poszukiwań jest li tylko punktem wyjścia do stworzenia zdecydowanie doskonalszej inkarnacji. I tak właśnie jest w przypadku bohaterek niniejszej, wyjazdowej relacji, podczas której, korzystając z gościnności łódzkiego Audiofastu mieliśmy okazję wstępnie zapoznać się z możliwościami najnowszej odsłony amerykańskiej myśli technicznej, czyli zjawiskowymi i budzącymi respekt swą nader potężną posturą kolumn Wilson Audio Alexx V.

Pierwszy rzut oka i … kolumny jak kolumny, w dodatku bliźniaczo podobne do pierwszej, zaprezentowanej w 2016 r. wersji Alexx®-ów, jednak jak to w High-Endzie, i nie tylko, bywa pozory mylą, gdyż zgodnie z materiałami promocyjnymi „każda część i każdy komponent, z których zbudowano kolumny Alexx V zostały zaprojektowane na nowo i znacząco ulepszone.” Jednym słowem rewolucja, lecz rewolucja wewnętrzna, gdyż z zewnątrz zmiany śmiało można określić mianem kosmetycznych. Ot Alexx V™ urosły o jeden cel i o taką samą wartość uległy pogłębieniu, co przełożyło się m.in. na 20% zwiększenie pojemności obudowy basowej. Z rzeczy oczywistych na pewno warto wspomnieć o zastąpieniu pełnych bocznych paneli ramy sekcji średnio-wysokotonowej ich zdecydowanie bardziej ażurowymi a tym samym lżejszymi optycznie odpowiednikami z najnowszej wersji materiału X. Poprawiono również precyzję systemu ustawiania pozycji głośników. Natomiast z niuansów, które aż tak w oczy się nie rzucają, o ile tylko nie dysponujemy na podorędziu protoplastami, należy wspomnieć o nowym, opracowanym pierwotnie dla XVX, 7” średniotonowcu z układem magnetycznym Alnico QuadraMag®, jak i będącym novum, wyposażonym w tylną komorę drukowaną w technice 3D z wykorzystaniem włókien węglowych, 1” przetworniku wysokotonowym Convergent Synergy® Carbon [CSC]. Mniejszy drajwer średniotonowy, czyli górną jednostkę 5.75” pozostawiono w spokoju.
Lista mniej, bądź wręcz niewidocznych bez gruntownej wiwisekcji modyfikacji naszych bohaterek objęła również redukcję ilości elementów w zwrotnicach i użycie większej ilości złota w płytkach i połączeniach, oraz nowe kondensatory AudioCapX®, co przełożyło się na większą (92 dB vs 91 dB) skuteczność i nieco mniej mordercze minimum (2,0 Ω vs 1,5 Ω) impedancji. Zaimplementowano również nowy system prowadzenia okablowania, stopki Acoustic Diode i terminale głośnikowe o zwiększonej powierzchni styku.

Zanim przejdę do mocno niezobowiązującego, gdyż wynikającego z wyjazdowego charakteru odsłuchu, a więc trudnej do zignorowania kumulacji zmiennych począwszy od samego nieznanego mi pomieszczenia na samym systemie skończywszy, opisu brzmienia pozwolę sobie na wylistowanie pozostałych elementów przygotowanego przez ekipę Audiofastu seta. I tak, startując od źródła do dyspozycji mieliśmy futurystyczny odtwarzacz pracujący również w roli DACa Gryphon Ethos, gdy zamiast srebrnych krążków sięgaliśmy po pliki serwowane przez Taiko Audio SGM Extreme (przewód zasilający Shunyata Sigma NR V2). W roli przedwzmacniacza wystąpił Gryphon Essence Pre a amplifikacja przypadła w udziale zjawiskowym końcówkom mocy Dan D’Agostino Progression Mono. Nie mniej ambitnie potraktowano okablowanie, gdzie zauważyć można było pomiędzy zasilanym Synergistic Research SRX Ethosem a Pre interkonekty Synergistic Research Galileo SX, biegnące do zasilanych Synergistic Galileo SX końcówek Shunyata Sigma V2 XLR. Na zapleczu nie zabrakło również recenzowanego przez nas switcha Telegärtner M12 SWITCH GOLD z zasilaczem Keces P8 mono i Shunyatą Sigma V2 NR. Uff …

No to najwyższa pora na najważniejszy i główny powód naszej sobotniej eskapady, czyli brzmienie, które jak się miało okazać warte było pobudki bladym świtem i drogi w gęstej niczym 36% śmietana mgle. Aby jednak zasłużyć na komplementy należało spełnić przynajmniej jeden kluczowy warunek – ustawić odpowiedni poziom głośności, gdyż przy cichym, stanowiącym li tylko tło rozmów graniu Wilsony nie zdradzały nawet ułamka drzemiącego w nich potencjału. Dopiero osiągnięcie „roboczego”, bynajmniej dalekiego od męczącego, natężenia dźwięku pozwoliło im w pełni rozwinąć skrzydła. Uwagę zwracała niezwykła precyzja i rozdzielczość z jaką prezentowane były na imponującej pod względem rozmiaru scenie poszczególne instrumenty. Choć salonowe pomieszczenie nie należało do najmniejszych, to niezależnie od repertuaru zarówno rozstaw kolumn, jak i same zaadaptowane akustycznie ściany nie stanowiły dla niej najmniejszego ograniczenia. Ponadto mające nieco ponad dwutygodniowy przebieg Alexxy z każdą godziną nabierały coraz większej krągłości i wysycenia średnicy idealnie wpisującej się w potężny, acz świetnie kontrolowany i zróżnicowany bas, oraz odważną i zarazem krystalicznie czystą górę.
Na „Convergence” ciepły, niski i głęboki wokal Malii świetnie odcinał się od elektronicznych „fajerwerków” autorstwa Borisa Blanka. Syntetyczny dół pasma był iście apokaliptyczny, jednak cały czas kolumny nie popadały w zbytnią euforię, więc jego kontrola i zróżnicowanie nie pozostawiały niedosytu. Świetnie wypadały również momenty, gdy ciemną soczystość wokalu przełamywały smagające nasze uszy elektroniczne, pojawiające się znikąd transjenty, nader namacalnie ukazując zdolności amerykańskich kolumn pod względem swobody w operowaniu jakże różną estetyką przekazu. Kipiąca radosną energią blues-rockowa „Made Up Mind” Tedeschi Trucks Band, gdzie klimat południowej, małomiasteczkowej potańcówki ujęty został w nieco bardziej wyrafinowane studyjne ramy pokazała kolejne, zgoła odmienne oblicze Wilsonów. Nie oznacza to bynajmniej utraty natywnej szorstkości wokalu Susan Tedeschi, czy spontanicznej niewymuszoności bodajże jedenastoosobowego składu. I to właśnie było najlepsze, gdyż patrząc na „listę płac” można byłoby spodziewać się tłoku na scenie, tymczasem każdy z muzyków miał swoje własne, precyzyjnie określone miejsce i nikt nikomu na plecy wchodził. Żeby jednak nie było tak różowo za namową Jacka (nie poznaję Kolegi !!!) włączyliśmy „Highway to Hell” AC/DC i pojęcie ściany dźwięku nabrało zupełnie innego wymiaru. Brzmienie było ewidentnie … złe, jednak wbrew logice, to dobrze, gdyż właśnie tak to powinno brzmieć – płasko i ofensywnie, bo tak zostało zarejestrowane. Wilsony nawet przez chwilę nie próbowały uładzić i ucywilizować bezdyskusyjnie jazgotliwego przekazu dostarczając pełen pakiet informacji o iście garażowym podejściu do melodyki i finezji środków artystycznego wyrazu.

Niby kilka godzin w towarzystwie Wilson Audio Alexx V to zbyt mało, by cokolwiek sensownego o nich powiedzieć, jednak nawet takie krótkie i poniekąd obarczone potężnym marginesem błędu sobotnie tête-à-tête pokazało, że najnowsza odsłona amerykańskich kolumn idzie nie tyle o krok, co dalece powyżej tego, co prezentowały ich pierwotne wersje. Choć ich cena dość drastycznie ogranicza grono docelowych odbiorców, jednak bądźmy szczerzy – mówimy o ekstremalnym High-Endzie a ten nigdy nie był, nie jest i śmiem twierdzić, że nigdy nie będzie z samego założenia ogólnodostępny, więc nam – zwykłym śmiertelnikom pozostaje jedynie cieszyć się z wybitnie okazjonalnego z nim obcowania a nielicznym szczęśliwcom wypada pozazdrościć możliwości posiadania ich na stałe. Jeśli zatem należycie Państwo do grona szczęśliwców mogących sobie na tytułowe kolumny pozwolić, to szczerze zachęcam do ich odsłuchu, gdyż może to oznaczać koniec Waszych poszukiwań.

Marcin Olszewski

Pobierz jako PDF