Opinia 1
Z reguły ekstremalny High-End kojarzy się z potężnymi systemami wymagającymi iście płacowych wnętrz. Jednak „z reguły” nie oznacza „zawsze”, a skoro nie oznacza, to … wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest jeszcze jakaś „droga awaryjna” i wstęp na audiofilski Olimp nie będzie musiał się wiązać z przeprowadzką, o ile tylko Małżonka nie zauważy ile wydaliśmy na nasze hobby. To oczywiście tylko niewinny żart, choć doskonale wiemy, że nie każdy akolita wyrafinowanych doznań sonicznych ma tyle szczęścia co my i nad wyraz swobodnie może żonglować coraz to nowszymi kolumnami, wzmacniaczami itp.. Niemniej jednak, skoro ów upragniony High-End może, nawet w swej ekstremalnej postaci przybierać nie tylko nieco bardziej akceptowalne, co wręcz kieszonkowe rozmiary, to biorąc pod uwagę sprzyjający podróżom okres letniej kanikuły warto i tą niszą się zająć. Dlatego też, dzięki uprzejmości MiP – rodzimego przedstawiciela goszczących dzisiaj u nas marek, mamy niewątpliwą przyjemność podzielić się z Państwem wrażeniami z odsłuchów właśnie takiego kompaktowego a zarazem zahaczającego o jakościowo – cenową stratosferę zestawu, w skład którego weszły – topowy odtwarzacz plików Astell&Kern A&ultima SP2000SE w limitacji Vegas Gold, oraz trzy pary słuchawek – nauszne ULTRASONE Edition 15 Veritas i OBRAVO HAMT-3 MKII, plus dokanałowe, wyprodukowane jedynie w ilości 750 sztuk Campfire Audio Solaris Special Edition.
Od razu na wstępie, żeby była jasność, warto wspomnieć, iż A&ultima SP2000SE jest nie tylko topowym i najdroższym DAP-em w ofercie koreańskiego Astell&Kern-a, co przynajmniej na razie, najdroższym na rynku. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że wydatek rzędu 17 kPLN na brzydko mówiąc empetrójkę nad wyraz trudno racjonalnie wytłumaczyć, i nie ukrywam, że sam miałem podobne odczucia do czasu aż nie wziąłem go do ręki. I wcale nie chodzi o wrażenia dotyczące unboxingu, czyli drewniane pudełeczko, bądź eleganckie skórzane etui, lecz samą wartość postrzeganą urządzenia i doznania natury organoleptycznej. Bowiem SP2000SE prezentuje się równie oszałamiająco co smartfony oferowane pod marką Vertu, czy „drobny” upominek dołączany przy zakupie Bugatti Veyron. Szczególnie w dostarczonej do testów złotej szacie wzorniczej ciepła tonacja szlachetnego kruszcu (technologia powlekania PVD – Physical Vapor Deposition) stalowego korpusu świetnie kontrastuje z mrocznymi wstawkami carbonowej plecionki. W połączeniu z charakterystyczną, typową dla Astell&Kern-a, kanciastością bryły i 5” dotykowym ekranem efekt finalny jest krótko mówiąc zachwycający. Nie zabrakło również nie mniej kunsztownie wykonanego, umieszczonego w „wyłomie” prawego boku, pokrętła głośności budzącego w pełni uzasadnione skojarzenia z górnopółkowymi zegarkami klasy Girard-Perregaux, czy Hublota. Z kolei podstawowe trzy przyciski nawigacyjne wkomponowano w przeciwległą krawędź. Standardowo wyjścia słuchawkowe umieszczono na górnej płaszczyźnie, przy czym lewe, 3,5mm gniazdo niezbalansowane mini jack zintegrowano z wyjściem optycznym S/PDIF, po prawej mamy 2,5mm – zbalansowane. I w tym momencie mała uwaga natury użytkowej. Otóż korzystając z transferu po optyku (do zewnętrznego DAC-a) sygnały DSD konwertowane są do PCM 16/24 bit z definiowaną częstotliwością próbkowania 48/96/192 kHz.
Spód odtwarzacza to z kolei królestwo portu USB-C odpowiedzialnego za ładowanie i transfer plików do pamięci wewnętrznej – wbudowanej 512GB i slotu kart microSD (max 512GB). Oczywiście, jeśli chodzi o komunikację ze światem zewnętrznym szczęśliwcy mogący pozwolić sobie na SP2000 nie są zdani li tylko na połączenia kablowe, gdyż odtwarzacz bez problemu dogaduje się również po Wi-Fi: 802.11 a / b / g / n / ac (2,4 / 5 GHz), jak i Bluetooth: V4.1 (A2DP, AVRCP, aptX TM HD). Co istotne oprócz zasobów zgromadzonych na lokalnych NAS-ach dzięki możliwości instalowania dedykowanych apek obsługiwane są również serwisy streamingowe, w tym Spotify, Deezer i co najważniejsze TIDAL w jakości Masters (wsparcie dla MQA). Jednym słowem rewelacja. Miłośnicy wszelakiej maści grzebactwa powinni być również zachwyceni zaawansowaną equalizacją o której z obowiązku wspominam, choć sam oprócz sprawdzenia li tylko czy działa, nie uznaję za konieczną.
Od strony technicznej nie sposób nie wspomnieć, iż SP2000 oparto na parze zapewniających natywne odtwarzanie 32bit / 768 kHz PCM i DSD512 (22,4 MHz) topowych przetworników AKM AK4499EQ z oddzielnymi, niezależnymi kanałami audio pomiędzy wyjściami niezbalansowanymi i zbalansowanymi, oraz autorską, zaawansowaną technologią „Current Output Architecture”. W rezultacie na wyjściu otrzymujemy 3.0 Vrms na wyjściu niezbalansowanym i 6.0 Vrms, co pozwala wysterować większość dostępnych na rynku słuchawek.
Skoro wspomniałem o słuchawkach, to jak już zdążyłem we wstępniaku nadmienić, dzięki uprzejmości dystrybutora, wraz ze złotym DAP-em otrzymaliśmy trzy wielce intrygujące pary słuchawek. Pierwsze z listy, czyli limitowane do 999 sztuk ULTRASONE Edition 15 Veritas to wielce ekskluzywne nauszne konstrukcje zamknięte, w których szczotkowana stal przeplata się z przepięknymi wstawkami z drewna wiśni amerykańskiej i naturalnej skóry Merino. Wraz z dwoma przewodami sygnałowymi i firmową szmatką do czyszczenia całość dostarczana jest w skórzanym (!!!) kuferku. To jednak nie koniec atrakcji, gdyż ich źródło jest nieco głębiej – w eleganckich nausznicach skrywających autorskie przetworniki GTC o 40 mm … złoconych mylarowych membranach odpowiedzialnych za reprodukcję średnich i niskich tonów, oraz tytanowej kopułce mającej pod swoją opieką górę pasma. Z kolei za realizm wrażeń przestrzennych i prezentację poza a nie „w głowie” słuchacza dba technologia S-Logic®.
Kolejnymi pełnowymiarowymi a przy tym również zamkniętymi konstrukcjami są tajwańskie OBRAVO HAMT-3 MKII. W ich przypadku dość oldschoolowy wygląd dość mocno kontrastuje z wykorzystywaną technologią, gdyż wewnątrz wykonanych z aluminiowych odlewów i eleganckich akacjowych zaślepek muszli ukryto podwójne, zaskakująco duże przetworniki. Za reprodukcję góry pasma opowiada 40 mm wstęgowy drajwer AMT (Air Motion Transformer), za to obsługa pozostałego pasma przypadła 50 mm klasycznemu przetwornikowi dynamicznemu z napędem neodymowym. Zarówno pady, jak i pas nagłowny wykończono Alcantarą.
Niejako na deser zostawiłem najmniejsze, choć zarazem nie mniej zaawansowane technologiczne – wykonane w technice druku 3D ceramiczne i wykończone zjawiskową wielokolorową masa perłową, amerykańskie dokanałówki Campfire Audio Solaris Special Edition. Wyposażono je w dwa customowe, zbalansowane przetworniki armaturowe, działające w połączeniu z autorskim systemem T.A.E.C. Z równą dbałością potraktowano wykonany z posrebrzanej miedzi odłączany przewód sygnałowy Super Lit zakonfekcjonowany customowymi berylowo-miedzianymi złączkami MMCX (Tuned Acoustic Expansion Chamber™).
Nie ukrywam, iż z jednej strony mnogość słuchawek dawała nam niebywałą szansę weryfikacji realnych możliwości tytułowego playera, jednak z drugiej wymagała niezwykłej mobilizacji i sumienności w równoczesnym ich wygrzewaniu. Skoro bowiem wszystkie elementy dzisiejszej układanki dotarły do nas w stanie fabrycznej nowości doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że czego jak czego, ale takich „świeżynek” lepiej przed upływem kilkuset godzin nieustannego grania na/w uszy nie zakładać. Dlatego też pierwszy tydzień upłynął na działaniach natury akomodacyjnej a następnie sekwencyjnych sesjach odsłuchowych z trzymaniem nieużywanych w danym momencie słuchawek dalej pod prądem i możliwie intensywnej eksploatacji samego odtwarzacza.
Kwestię ergonomii i intuicyjności obsługi pozwolę sobie w pełni świadomie, przynajmniej tym razem odpuścić, gdyż od naszego ostatniego testu duetu Astell&Kern AK380 i A&ultima SP1000 praktycznie nic się nie zmieniło, no może z wyjątkiem płynności animacji podczas przechodzenia pomiędzy ekranami i obsługi serwisów streamingowych, jednak „core” menu pozostał bez zmian a w dobie powszechności smartfonów umiejętnością pobierania aplikacji z dedykowanego „sklepu” mogą pochwalić się obecnie nawet dwulatki, więc nie robiłbym z tego jakiegoś zagadnienia. Po prostu wszystko dzieje się samo i działa od pierwszego kliknięcia, podobnie jak dostęp do zasobów sieciowych po Wi-Fi i bezprzewodowa łączność Bluetooth. Z mniej jednoznacznych niuansów warto zwrócić jeszcze uwagę na zwiększenie gabarytów, wagi w porównaniu do swojego starszego rodzeństwa. Praktycznie niezmienna (różnica 0,01PLN) pozostała natomiast cena, co biorąc pod uwagę panujące na rynku Hi-Fi praktyki i/lub inflację budzi mój niekłamany podziw. Z kolei źródłem konsternacji są rozmiary i waga tytułowego DAPa, który przy już i tak przerośniętym A&ultima SP1000 prezentuje się nieco bardziej okazale – jednak nie poprzez jakiś drastyczny rozrost, lecz raczej delikatną zmianę proporcji pomiędzy szerokością a grubością i o 24 g wzrost wagi do imponujących 411 g, co niejako, przynajmniej w moim mniemaniu, wyklucza traktowanie go jako „przenośnego grajka” o ile nie transportujemy go w plecaku. Noszenie w jakiejś kaburze przy pasku, bądź nie daj Bóg w kieszeni spodni szczerze odradzam.
Jednak ad rem, czyli jak pod względem sonicznym wypadł jeden z dwudziestu egzemplarzy SP2000SE w wykończeniu Vegas Gold, które trafiły na polski rynek. Od siebie tylko dodam, iż podobna limitacja dotyczyła bliźniaczej wersji Onyx Black. Po wspomnianym okresie akomodacyjno-rozgrzewkowym przystąpiłem do odsłuchów, w początkowej ich fazie dość dynamicznie żonglując dostarczonymi wraz z 2000-ką słuchawkami, by z upływem czasu coraz częściej sięgać po te najbardziej wpisujące się w moje gusta. Które? O nie, na tego typu wyznania jeszcze za wcześnie. Na razie skupmy się na samym źródle sygnału. Mając w pamięci możliwości SP1000 (takich doznań nie sposób zapomnieć) liczyłem na co najwyżej delikatny lifting i tak już wyżyłowanych parametrów. Tymczasem nasz dzisiejszy bohater, a tak po prawdzie jego twórcy, nie idzie o krok, bądź dwa dalej, lesz co najmniej o sus i to w siedmiomilowych butach. Proszę mnie tylko dobrze zrozumieć. Ponieważ poruszamy się w obrębie stricte ekstremalnego High-Endu de facto różnice w skali bezwzględnej – odnoszone do ogółu populacji tego typu plikograjów będą oczywiście znikome. Jednakże zawężając pole operacji właśnie do owego topu topów zaczynamy „bawić się” w makro-fotografię, gdzie każdy pyłek jawi się niczym pozostawiony przez lodowiec olbrzymi głaz narzutowy. Rozumiecie Państwo o co chodzi? To tak jakby porównywać Ferrari 812 GTS i Ferrari 812 Superfast z resztą turladełek w stylu Golfa GTI. Niby można, choć warto mieć świadomość dzielącej je przepaści. Dlatego zdecydowanie rozsądniej dokonywać bratobójczego pojedynku, gdyż właśnie dopiero operując na takim pułapie każdy niuans będzie oczywisty a jednocześnie stanowiący o tym czy uznamy go za zaletę, czy też wadę, nie wprawiając nas za każdym razem w niemy zachwyt jak po przesiadce ze wspomnianego Golfa. I tak SP2000SE czerpiąc pełnymi garściami z potencjału i dorobku swojego protoplasty wspina się jeszcze wyżej pod względem rozdzielczości i wyrafinowania oferowanego dźwięku. Tylko uwaga – chodzi o rozdzielczość a nie analityczność, czyli fakt lepszego różnicowania niuansów w obrębie każdego podzakresu, czy też stabilności pozycjonowania źródeł pozornych, jednak bez sztucznego podbijania kontrastu i pocieniania – wyostrzania ich krawędzi. Dlatego też z niekłamaną przyjemnością oddawałem się odsłuchom wielkiej symfoniki szczególnie często sięgając po dokonania Howarda Shore’a, czyli trylogię „Hobbita” („An Unexpected Journey”, „The Desolation Of Smaug” i „The Battle Of The Five Armies”) z racji oczywistej spektakularności a jednocześnie pewnej konsekwencji w unikaniu syntetycznego wspomagania, w którym ostatnimi czasy gustuje Hans Zimmer (vide „X-Men: Dark Phoenix”). I tak zarówno pod względem dynamiki, rozmachu, jak i wglądu w nagranie tytułowy DAP śmiało może konkurować ze stacjonarnymi źródłami i przetwornikami z górnej półki. Oferuje bowiem właściwą im organiczną wręcz naturalność i niewymuszoność swobody z jaką reprodukuje każdy dźwięk usuwając się przy tym dyskretnie w cień i obsesyjnie wręcz dbając o własną transparentność. W dodatku spokojnie możemy zapomnieć o umownej cyfrowości przekazu, gdyż na tym pułapie jakościowym reprodukowane dźwięki są po prostu właśnie organiczne – właściwe ich brzmieniu live. Barwy i faktury poszczególnych instrumentów śmiało można określić mianem wzorcowych a winą za ewentualne odstępstwa bezdyskusyjnie należy obarczyć tak realizatorów, jak i … podłączane słuchawki.
A właśnie, słuchawki, wypadałoby coś o nich napisać. No to pokrótce – ULTRASONE to wymarzone narzędzie „audiofilskiego neurochirurga”. Bezpardonowo pokazują każdy – nawet najmniejszy mikrodetal, jaki znalazł się w materiale źródłowym a czasem można wręcz można odnieść wrażenie, że z punkt honoru postawiły pokazać również ślady po artefaktach, których już momencie realizacji nie było. Ogrom dostarczanych informacji potrafi przytłoczyć i oszołomić, więc kontakt z nimi dobrze początkowo dawkować i sukcesywnie wydłużać sesje, każdorazowo poważnie zastanawiając się nad trafnością wybranego do odsłuchu repertuaru. Tutaj nie ma zmiłuj, tylko bezwzględna prawda i brak nawet śladowych oznak empatii. Mówiąc wprost fenomenalne narzędzie pracy dla realizatorów i recenzentów, za to dość kontrowersyjna propozycja dla melomanów. Oczywiście warto ich na spokojnie posłuchać, jednak zakup w ciemno szczerze odradzam. O ile bowiem pod względem wygody i jakości wykonania nie sposób im cokolwiek zarzucić, tak brzmieniowo dość jasno określają swoje grono odbiorców.
Prawdę powiedziawszy po Ultrasone spotkania OBRAVO HAMT-3 MKII nieco się obawiałem. Świadomość obecności 40 mm AMT w praktycznie pomijalnej odległości od mojego ucha wydawał się niezbyt ciekawą perspektywa. Tymczasem wygrzane HAMT-3 MKII, będąc najtańszymi słuchawkami w testowym gronie bardzo miło mnie zaskoczyły. Z jednej strony niby podążały ścieżką wydeptaną przez bawarską konkurencję, jednak co i rusz starały się przemycić chociaż odrobinę analogowych krągłości i mięsistości. W bezpośrednim porównaniu góra była zdecydowanie bardziej kremowa i zaokrąglona, co z jednej strony nieco ograniczało ilość wrażeń przestrzennych, jednak samo centrum kadru nabierało wielce przyjemnej, soczystej plastyczności. Np. na elektronice reprezentowanej tym razem przez Moby’ego i jego ostatni album „All Visible Objects” nie czuć było obsesyjnej kontroli i najniższe składowe, choć nieco pogubione już tak mechanicznie nie stukały a góra pasma nieco mniej bezwzględnie wwiercała się w zwoje mózgowe.
Z kolei Campfire Audio Solaris Special Edition okazały się prawdziwym objawieniem, idealnie dopasowując się do nie tyle neutralnej, co w pełni naturalnej rozdzielczości oferowanej przez A&ultimę. Może, nie, nie może – bezapelacyjnie, pod względem dostarczanego – reprodukowanego ogromu informacji ustępowały Ultrasone, jednakże akurat w tym przypadku nieco mniej oznaczało po prostu lepiej. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie ogląda filmów na TV/projektorze ustawionym w demonstracyjny tryb sklepowy, bo po kwadransie miałby murowane zapalenie spojówek i potężną migrenę. A z tymi designerskimi dokanałówkami jest po prostu bosko. Scena nawet nie próbuje się do nas zbliżyć, więc przysłowiowe hektary przestrzeni mamy nie tyle na wyciągnięcie ręki, co nieśpiesznie się po nich przechadzamy, gradacja planów jest realizowana niemalże z laserowym dalmierzem a poszczególni muzycy są tak realistyczni, jakbym nigdy nie miał astygmatyzmu, tylko sokoli wzrok. Ponadto pomimo dość zauważalnej wagi po kilku taktach po prostu zapomina się, iż cokolwiek ma się w uszach – wystarczy tylko dobrać odpowiednie gąbki i mamy pełnię szczęścia. Do puli w pełni zasłużonych superlatyw nie sposób nie dorzucić basu, który zachowuje idealną równowagę pomiędzy mięsistością a kontrolą sprawiając, że z jednej strony możemy delektować się delikatnymi dźwiękami perkusjonaliów na „Sounds Of Mirrors” Dhafera Youssefa a z drugiej spontanicznie zafundować sobie ekstatyczną lawinę dźwięków z „The Astonishing” Dream Theater. Im dłużej ich słuchałem, tym bardziej się od nich uzależniałem, koniec końców dochodząc do wniosku, iż to właśnie one stanowią klasę samą dla siebie i punkt odniesienia dla pozostałych konstrukcji. Są „studyjnie monitorowe” – pokazują wszystko, jednak z zachowaniem właściwych proporcji i bez faworyzowania któregoś z podzakresów, potrafią idealnie oddać charakter źródła a jednocześnie nie piętnują słabszych realizacji. Czyli co – ideał? Jeśli nie stuprocentowy, to akurat im jest do niego najbliżej.
Przechodząc do wybitnie subiektywnego resume śmiem twierdzić, iż Astell&Kern A&ultima SP2000 Special Edition Vegas Gold najlepiej zgrywał się z równie designerskimi Campfire Audio Solaris Special Edition sprawiając, iż pojęcie przenośno-słuchawkowego ekstremalnego High-Endu przybrało nader realną postać. Nie neguję jednakże trafności innych wyborów a jedynie sygnalizuję swój własny, dopuszczając inne gusta. Ponadto warto podkreślić, iż wybór flagowego DAP-a Astell&Kern jest dość oczywistym dojściem do umownej ściany i nie wisdomo ile czasu zajmie temu, bądź jakiegokolwiek innemu producentowi zaoferowanie czegokolwiek lepszego. Jeśli zatem w audiofilskich wyborach kierujecie się Państwo bezkompromisowością, to Astell&Kern A&ultima SP2000SE jest właśnie dla Was, a słuchawki dobierzcie sobie wg. własnych preferencji i widzimisię. Osobście do listy wykorzystanych podczas niniejszego testu słuchawek z czystej ciekawości dopisałbym jeszcze Focale Utopia i Final Sonorus X. W końcu jak szaleć to szaleć.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5; Kuzma Stabi S New + Stogi S 12 VTA + Kuzma CAR – 20
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl; Musical Fidelity M6 Vinyl, RCM Audio Sensor 2 Mk II
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak wiadomo, bez względu na status naszego posiadania obecne czasy kojarzone są z jednym, wielkim egzystencjalnym pospiechem – oczywiście mam na uwadze jedynie tych przedstawicieli gatunku homo sapiens, którzy parają się poprawiającym ich byt zarabianiem pieniędzy, a nie trwaniem na bazie obecnie bardzo modnej socjalki. To zaś sprawia, że jeśli jakimś cudem po powrocie do domu mamy jeszcze chęć na cokolwiek, ze słuchaniem muzyki włącznie, z racji zbyt krótkiej doby praktycznie nie ma już czasu na spełnianie swoich przyjemności. Skądś to znacie? Tak tak, w podobnym, co gorsza realnym świecie żyje wielu z nas, dlatego też branża audio widząc w takiej sytuacji spory potencjał rynku, przy okazji nie pozostawiając tego typu melomanów samym sobie z ich ciężkim losem, zaproponowała miłośnikom muzyki tak zwane zestawy mobilne. Oczywiście nie rozprawiam w tym momencie o segmencie wyposażonych w plastikowe „pchełki” wszelkiego rodzaju generujących byle jaki dźwięk smartfonach i innych plikograjkach, tylko zaawansowanych sonicznie, dedykowanych do słuchania muzyki w high end-owej jakości urządzeniach przenośnych. Jakich? Choćby podobnych do dzisiaj opisywanego odtwarzacza Astell&Kern, który oprócz zapewniania nam świetnej jakości słuchanej muzyki jest przy okazji pewnego rodzaju wizualnym dziełem sztuki. Myślicie że bredzę? Zapewniam, że nie, gdyż producenci tego typu gadżetów równie baczną uwagę przykładają tak do oferty brzmieniowej, designu, jak i jakości wykonania konstrukcji ze swojej oferty. Nie wierzycie? Zatem zapraszam na rozprawkę na temat tak zwanego kieszonkowego odtwarzacza muzyki wspomnianej, koreańskiej marki Astell&Kern A&Ultima SP2000SE Vegas Gold, którego w opiniotwórczym boju wspierać będą trzy zestawy słuchawek – limitowana edycja dokanałówek Campfire Audio Solaris Special Edition (USA) i dwa modele nauszne: Ultrasone Edition 15 Veritas (Niemcy) wraz z Obravo Hamt- 3 MK II (Tajwan), a przekonacie się, że wiem, o czym mówię. Zainteresowani? Jeśli tak, to wieńcząc akapit rozbiegowy w trosce o potencjalnych zainteresowanych jestem zobligowany wspomnieć, iż obsadzony tak wyszukanymi konstrukcjami test był możliwy dzięki zaangażowaniu warszawskiego dystrybutora MIP.
Z racji mnogości biorących udział w teście konstrukcji nie będę zbytnio się nad nimi rozwodził, tylko przywołam ich najważniejsze cechy. Rozpoczynając miting od źródła Astell&Kern pierwszą istotną informacją – oczywiście poza kwestią soniczną, o której wspomnę nieco później – jest jego zjawiskowy design połączony z wyśmienitym wykończeniem. W tym przypadku mamy do czynienia z ciekawą, bo bazującą na wariacji na temat prostokąta, stalową, w testowej odsłonie limitowaną, bowiem wykończoną szczerym złotem obudową. Front oprócz cienkiej ramki jest jednym wielkim dotykowym wyświetlaczem, zaś na prawym boku znajdziemy jedyny manualny manipulator, jakim jest wkomponowana w jego ukośne podcięcia, okrągła, poząbkowana niczym nastawnik czasu w zegarku gałka inicjacji pracy urządzenia i sterowania głośnością. Jak można się spodziewać, biorąc pod uwagę fakt wysokiego zaawansowania technologicznego odtwarzacza, a przez to obsługę wszelkich innych funkcji niż uruchamianie i zwiększanie poziomu Volume z poziomu ekranu, to są wszystkie wizualne aspekty tej konstrukcji. Dlatego też kończąc opis aparycji odtwarzacza – wszelkie wrażliwe przed kupnem dane techniczne o jego możliwościach znajdziecie w tabelce pod recenzjami – spieszę donieść, iż obcując z nim na co dzień, musimy wziąć pod uwagę jego sporą wagę – tylko proszę o spokój, gdyż zwykła kieszeń z pewnością z łatwością sobie z tym problemem poradzi – i co istotne, z uwagi na obcowanie jednak z dość drogim produktem – przypominam o użytym do wykończenia złocie – możliwość ubrania go w dedykowane, wykonane ze skóry, wyglądające równie świetnie jak sam grajek etui.
Temat słuchawek rozpoczniemy od stosowanych dousznie Campfire Audio Solaris Special Edition. Jak można się domyślić, jest to rozwinięcie tak zwanych „pchełek”. Jednak myliłby się ten, kto sądzi, że podobnie do wspomnianych żyjątek są nicnieważącymi uprzyjemniaczami życia. Niestety materiał na obudowę, jakim w tym przypadku jest formowana w procesie 3D porcelana, odznacza się sporą jak na takie konstrukcje wagą, co wprost proporcjonalnie może przełożyć się na problemy użytkowe. Jednak uspokajam, owszem, czuć je podczas użytkowania, jednak po doborze odpowiednich dousznych kształtek ów temat jeśli nie staje się całkowicie pomijalny, to najwyżej lekko odczuwalny, a to w starciu ze świetnym brzmieniem słuchawek mocno ewaluuje do statusu marginalności. Co istotnego niosą ze sobą rzeczone słuchawki? Idąc za informacjami producenta wszystkie modele z edycji Solaris produkuje się ręcznie. Bryłę obudowy jak wspomniałem, wykonano w technologii 3D z wysokiej gęstości porcelany, w którą wkomponowano bazujące na stali nierdzewnej lejki dla poduszek współpracujących z naszymi małżowinami usznymi. Tytułowa konstrukcja (Campfire) opiera się na specjalnie zaprojektowanych, poprawiających propagację fal dźwiękowych akustycznych komorach. W ich trzewiach pracują dwa customowe przetworniki armaturowe, działające w połączeniu z autorskim systemem T.A.E.C. Z zewnątrz ubrano je w nadające wyjątkowości, bo niepowtarzalne wzorniczo inkrustowane pokrywki. Zaś w komplecie startowym, jak przystało na ofertę premium, otrzymujemy oferujący najwyższą jakość brzmienia kabel z posrebrzanej miedzi, wykonane ze skóry etui i komplet wkładek dousznych.
Kolejny model słuchawek – tym razem Obrawo Hamt-3 MK II – jest konstrukcją zamkniętą, w której połączono dynamiczny przetwornik z magnesem neodymowym z głośnikiem wysokotonowym AMT. Jeśli chodzi ich o budowę korpusów, mamy do czynienia z mieszanką egzotycznego drewna, aluminium, alcantary padów wokółusznych. Temat połączenia obydwu zespołów głośnikowych realizuje stalowy pałąk i wykonane z aksamitu, od strony głowy wyściełane pokrywającym miękką piankę nylonem, siodło. Jeśli chodzi o akcesoria, w komplecie otrzymujemy dwa kable przyłączeniowe (krótszy i dłuższy), zestaw przejściówek i elegancko wykończone, dopasowane do kształtu rzeczonych słuchawek, transportowe pudełko.
Ostatnią parą nauszników jest konstrukcja zza naszej zachodniej granicy Ultrasone Edition 15 Veritas. W tym przypadku również mamy do czynienia z obudową zamkniętą. Co ciekawe, model Veritas oferuje użytkownikowi swoistą nowość w postaci przetworników łączących złotą membranę z tytanową kopułką, gwarantując tym sposobem niezrównaną transparentność generowanego dźwięku. Nausznice wraz z pałąkiem do swej budowy wykorzystują takie materiały jak: stal nierdzewna, drewno wiśni amerykańskiej i wysokiej jakości skóra Merino. A całość wraz z niezbędnymi dodatkami typu czterożyłowy kabel oraz kilka przejściówek dla spełnienia założenia kompatybilności produktu z zastanymi warunkami pracy spakowano w wyłożony materiałem, odpowiednio wyprofilowany neseserek.
Jak można się domyślać, mając do czynienia z tyloma parami słuchawek podczas jednego podejścia testowego spokojnie udało mi się wychwycić największe walory soniczne źródła, które notabene jest punktem zapalnym dzisiejszego testu. Tak też się stało, czego wynik postaram się za moment wyłożyć. Otóż żyjąc z limitowanym modelem Astell&Kern A&Ultima SP2000SE Vegas Gold przenosimy się w świat bardzo równego, oczywiście zależnego od zastosowanych zestawów słuchawkowych, grania. Gdy wymagał tego materiał, mój ośrodek zarządzania ciałem zostawał poddawany niezbędnej dawce świetnie odbieranych, bo bardzo czytelnych i energicznych wstrząsów. Podążając ku górze nie mogę nie wspomnieć o idealnie wyważonej, pełnej danych o najdrobniejszych niuansach dotyczących nie tylko chadzających w tym pasmie instrumentów, ale również bardzo uwodzicielskich artefaktach mimiki twarzy śpiewających ballady artystek. Ale to nie koniec w dobrym tego słowa znaczeniu, jazdy bez trzymanki, gdyż w sukurs zjawiskowemu oddaniu swobody generowanej muzy szły górne rejestry. Te były zjawiskowo witalne, jednak bez najmniejszego poczucia natarczywości. Co więcej, nie poddawały się jakiejś nadrzędnej manierze typu chłodne w estetyce srebra lub ciepłe w tonacji złota. Oczywiście takie bywały, ale tylko w odpowiedzi na zapisane na płycie informacje muzyczne. Jak to wyglądało w konkretnych przypadkach konfiguracyjnych? Już relacjonuję.
Zabawę rozpocząłem od słuchawek dokanałowych. Efekt? Miałem do czynienia ze fantastycznym zjawiskiem. Maleństwa grały z zaskakującą nawet na tle większych sióstr z testu werwą. Pełne energii, rozmachu budowania sceny i tak lubianego przeze mnie nasycenia muzyki. Gdybym miał określić ich sposób prezentacji, bez najmniejszego naciągania faktów powiedziałbym, że były najrówniejsze. Z łatwością potrafiły odnaleźć się w każdym gatunku muzycznym bez oznak zmęczenia materiału, jakim w tym przypadku był mój ośrodek zmysłów. Po prostu wszelkie niuanse brzmieniowe trafiały w punkt. Gdy słuchałem elektroniki, na dole mierzyłem się z mikrotrzęsieniami ziemi, a na przeciwnym biegunie z planowanymi piekielnymi przesterami. Inaczej sprawy miały się w przypadku zderzenia z muzyką rockową, która umiejętnie prezentowana w domenie rozdzielczości i nasycenia nie kaleczyła moich uszu, tylko z niekłamaną gracją przypominała mi związaną z podobną muzyką pokroju AC/DC, czy Led Zeppelin, dawno pożegnaną młodość. Na koniec nie mogę zapomnieć o muzyce akustycznej z barokową włączanie. To był już majstersztyk. Nasycenie, oddanie dobrych proporcji kubatur kościelnych i wszechobecny spokój były na najwyższym poziomie sonicznym. Choć ambitnie szukałem dziury w całym, ani razu nie usłyszałem najmniejszego potknięcia. Przypadek? Nic z tych rzeczy. To jest domena High Endu.
Nieco inaczej wyglądał temat po podłączeniu słuchawek Obravo Hamt -3 MK II. Oczywiście w żadnym wypadku to podejście nie okazało się być jakąkolwiek porażką, a jedynie nieco innym spojrzeniem na ten sam materiał. Jakim? Otóż muzyka nabrała fajnego body. Tak, zrobiło się gęściej, a przez to nieco wolniej, ale w zamian dostałem bardzo uwielbianą przez wszelkiej maści romantyków szczyptę magii i tajemniczości. Dźwięk nie starał się pokazać wszystkiego w idealnych wartościach rodem spod paryskiej wzorcowni Sevres, tylko lekko tonizując górne rejestry – nie, nie gasząc, a jedynie oferując mniejszy rozbłysk – wespół z przybraniem przez źródła pozorne większej wagi i stępienia rysującej je kreski, zdawały się promować gatunki nastawione na eteryczność i romantyzm. To oczywiście nadal była pełna ochoty do grania prezentacja, jednak już z pewnego rodzaju, co istotne często poszukiwanego przez melomanów w celach uspokojenia skołatanych nerwów całodziennym trudem w pracy, sznytem. Czy akceptowalnym przez każdego? Myślę, że raczej przez słuchacza wiedzącego, czego oczekuje od tego typu wygaszacza złych emocji.
Na koniec zostawiłem sobie nauszniki naszych zachodnich sąsiadów, czyli Ultrasone Edition 15 Veritas. Powód? Idąc za informacjami producenta miały oferować bezkresną transparentność przekazu. Dały radę? A jakże, nawet zjawiskowo. Oczywiście podobnie do poprzedniczek to nie była bajka dla wszystkich, ale jeszcze nie wymyślono konstrukcji, która spełniłaby pełne spektrum oczekiwań wielomilionowej klienteli, dlatego w myśl „dla każdego coś miłego” również taki wynik opisywanego testu zaliczam do spektakularnie pozytywnych. To był czysta analiza dobiegającej do moich uszu muzyki. Jednak nie piski, czy anorektyczne porykiwania, tylko owszem szybkie, raczej stawiające na atak, aniżeli na nadmierne rozciąganie wybrzmień interwały nutowe. Myślicie, że było to męczące? Być może dla orędownika milusiego, a przez to powolnego snucia się muzyki tak, jednak w wartościach bezwzględnych było to przeciwstawne do przed momentem przywołanych słuchawek Obravo, ale nadal w domenie świetnej prezentacji, granie. Naturalnie raczej dla miłośników tego typu doznań, ale z pewnością nie ułomne, tylko pełne zaskakujących niuansów sonicznych.
Jak wynika z powyższego tekstu, miałem przyjemność zaznać trzech różnych prezentacji. Co je łączyło? Pierwszym aspektem jest rozdzielczość, którą oferowało topowe źródło marki Astell&Kern. Czy to w niskich rejestrach, na środku, tudzież w górnym zakresie pasma przenoszenia muzyka nigdy nie okazała się być nieprzyjemnie zamulona lub jazgotliwa. To jest właśnie zasługa wspomnianej czystości dostarczanej do słuchawek muzyki. Naturalnie sznyt materiału ewaluował w zależności od rodzaju zastosowanych nauszników, jednak zawsze był wysokiej próby, co z jednej strony dawało jasny przekaz o fenomenalnej jakości dźwięku oferowanego przez odtwarzacz, a z drugiej o umiejętnym, co ważne dobrym jakościowo wykorzystaniu jego potencjału przez każdy z modeli słuchawek. Jaki zatem wniosek wysnułbym z tej potyczki? Nie mam innego pomysłu, jak wygłosić twierdzenie, że jeśli szukacie czegoś wyjątkowego w sferze generowania ukochanej muzyki, a przy tym odznaczającego się wyszukanym i do tego zjawiskowo wdrożonym w życie designem, nie ma innej opcji jak nabycie będącego clou tego testu odtwarzacza przenośnego Astell&Kern A&Ultima SP2000SE Vegas Gold. Innej opcji na chwilę obecną nie widzę.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E800
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”, Dynaudio Contour 60
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja:MiP
Ceny
Astell&Kern A&ultima SP2000SE Vegas Gold: 16 999 PLN
ULTRASONE Edition 15 Veritas: 12 999 PLN
OBRAVO HAMT-3 MKII: 3 990 PLN
Campfire Audio Solaris Special Edition: 8 999 PLN
Dane techniczne:
Astell&Kern A&ultima SP2000SE Vegas Gold
• Kolor obudowy: złoty
• Materiał obudowy: stal nierdzewna
• Wyświetlacz: 5-calowy (720 x 1 280) dotykowy
• Obsługiwane formaty audio WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF, MQA (wsparcie zaplanowane)
• Odtwarzanie MQA: Serwisy (Tidal Masters), pliki lokalne, zewnętrzne USB, MQA-CD (zgrane)
• Częstotliwość próbkowania: PCM: 8 kHz ~ 768 kHz (8/16/24/32 bity na próbkę) / DSD Native: DSD64 (1 bit 2,8 MHz), Stereo / DSD128 (1 bit 5,6 MHz), Stereo / DSD256 (1 bit 11,2 MHz), Stereo / DSD512 (1 bit 22,4 MHz), Stereo
• Poziom wyjściowy: Unbalance 3.0Vrms / Balance 6.0Vrms (Condition No Load)
• Pasmo przenoszenia: ±0.015dB (Condition: 20Hz~20kHz) Unbalance / ±0.010dB (Condition: 20Hz~20kHz) Balance
±0.050dB (Condition: 20Hz~70kHz) Unbalance / ±0.030dB (Condition: 20Hz~70kHz) Balance
• Stosunek sygnał – szum: 124dB @ 1kHz, Unbalance / 125dB @ 1kHz, Balance
• Przesłuch: -138dB @ 1kHz, Unbalance / -144dB @ 1kHz, Balance
• THD+N: 0.0005% @ 1kHz, Unbalance / 0.0004% @ 1kHz, Balance
• IMD SMPTE: 0.0003% 800Hz 10kHz(4:1) Unbalance & Balance
• Impedancja wyjściowa: Balanced out 2.5mm (1Ω) / PHONES 3.5mm (1.5Ω)
• Procesor: Octa-core
• DAC: AKM AK4499EQ x2 (Dual DAC)
• Dekodowanie: Obsługa odtwarzania bit-to-bit do 32 bitów / 768 kHz
• Zegar:
• Jitter: 25ps (typ)
• Reference Clock Jitter 200 Femto Seconds
• Pamięć:
• Wbudowana: 512GB [NAND]
• Zewnętrzna: microSD (max. 512GB) x1
• Wejście: USB 3.0 typu C (dla PC i MAC)
• Wyjścia: słuchawkowe (3,5 mm) / Wyjście optyczne (3,5 mm) / Zbalansowane (2,5 mm, obsługiwane tylko 4-biegunowe)
• Wi-Fi: 802.11 a / b / g / n / ac (2,4 / 5 GHz)
• Bluetooth: V4.1 (A2DP, AVRCP, aptX TM HD)
• Wymiary (S x W x G); 76,3 x 132 x 15,7 mm
• Waga: 410,8 g
• Udoskonalenia: Obsługiwane aktualizacje firmware (OTA)
• Obsługiwane systemy operacyjne: Windows 7,8,10 (32/64bit), MAC OS X 10.7 lub nowszy
ULTRASONE Edition 15 Veritas
• Konstrukcja: dynamiczne, zamknięte
• S-LogicEX® technology
• MU-metall shielding – ULE technology
• Impedancja: 40 Ω
• Przetwornik/Rozmiar: gold-plated with titanium calotte, 40 mm
• Układ magnetyczny: NdFeB
• Pasmo przenoszenia: 5 – 48.000 Hz
• SPL: 96 dB
• Waga (bez przewodu): 314 g
OBRAVO HAMT-3 MKII
• Przetwornik wysokotonowy: 40 mm AMT
• Przetwornik nisko / średniotonowy: 50 mm, dynamiczny
• Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 45 kHz
• Impedancja wejściowa: 32 Ω
• SPL: 105 dB
• Waga: 398 g
Campfire Audio Solaris Special Edition
• Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 20 kHz
• Czułość: 115 dB SPL / mW
• 10 Ω przy impedancji 1 kHz
• THC: < 1%
• Wytrzymałe obudowy wykończone PVD
• Drukowane 3D komory akustyczne
• Membrany Plasma enhanced Chemical Vapor Depostion (C.V.D.) Amorphous Diamond Like Carbon (A.D.L.C.)
• Podwójne przetworniki wysokotonowe zbalansowane armaturowe + T.A.E.C
• Przetwornik średniotonowy zbalansowany armaturowy
• Specjalnie dostrojony przetwornik dynamiczny 10 mm średnio-niskotonowy
• Złącza MMCX berylowo – miedziane
• Aluminiowa obudowa obrabiana maszynowo
• Tuned Acoustic Expansion Chamber™ (T.A.E.C.)
• Wyloty akustyczne ze stali nierdzewnej
• Final Audio E-type eartips (XS/S/M/L/XL), Marshmallow eartips (S/M/L), Silicon eartips (S/M/L)