Patrząc na nasze ostatnie publikacje wierni czytelnicy mogli dojść do wniosku, że najwidoczniej początkowe ciągoty do przysłowiowego wsadzania kija w mrowisko, uległy widocznemu stępieniu a kontrowersyjne, wywołujące burzliwe dyskusje, tematy zastąpił „bezpieczny” mainstream. Proszę się jednak nie martwić. Z nami wszystko jest OK a chwile przerwy w drażnieniu „śpiącego misia” upłynęły nam bynajmniej nie na błogim lenistwie a kompletowaniu odpowiedniego wsadu. Za swoistą zapowiedź niniejszego testu można bowiem uznać zeszłotygodniową relację z inauguracji cyklu „Odsłuchów z Lampizatorem”, podczas której Łukasz Fikus empirycznie udowodnił, iż sygnał DSD jest … na wskroś analogowy. Co za tym idzie wypadałoby nieco zrewidować kategoryzację przewodów zazwyczaj stosowanych do takowych transmisji a tym samym przejść do porządku dziennego nad ich oczywistym wpływem na finalne brzmienie naszych systemów. Do powyższego tematu podeszliśmy jednak nieco szerzej, gdyż poza dość logicznym sięgnięciem po przewody USB w kręgu naszych zainteresowań znalazły się również nieco po macoszemu traktowane przez prasę branżową łączówki ethernetowe. Tak, tak, ethernetowe, lecz nie pod postacią podstawowej, zalegającej na podłogach marketów budowlanych w kilometrowych szpulach, skrętki, lecz dedykowanych zastosowaniom audio, dopieszczonym do granic, a czasem i poza nimi, przyzwoitości z niezwykłą dbałością fabrycznie zaterminowanych modeli. Ponadto nie będzie to jednorazowy wybryk z naszej strony, lecz swoisty początek kolejnej sagi biorącej pod lupę mniej, bądź bardziej egzotyczne konstrukcje. Na pierwszy ogień postanowiliśmy jednak wziąć na warsztat rodzime specjały i tym oto sposobem w naszej redakcji zagościły sygnowane przez gorlicką Audiomica Laboratory topowe Anort Consequence i Pebble Consequence.
Jak się łatwo domyślić po samym wyglądzie i utwierdzić w przekonaniu nawet po dość pobieżnym pierwszym kontakcie organoleptycznym Anort nie jest ordynarną „skrętką” lecz potrójnie ekranowanym przewodem Ethernet najwyższej kategorii 8.2 / class II. Zanim jednak omówię ekranowanie uważam, iż warto zerknąć nieco głębiej, czyli przyjrzeć się samym przewodom, których budowa opiera się na ośmiu żyłach solid-core 0,70 mm / 0,38 mm² wykonanych z miedzi OCC 7N, zgrupowanych w czterech parach i ułożonych wg. firmowej geometrii. Jeśli zaś chodzi o wspomniane ekranowanie, to jest ono potrójne i składa się z plecionki miedzianej, oraz dwóch warstw folii – jednej aluminiowej, a drugiej metalizowanej. Zewnętrza izolacja antystatyczna produkcji Acoustic Points ma perłowo biały odcień z szarymi refleksami, przy czym odcinki tuż przy wtykach (za mufami elektrostatycznymi) są ciemniejsze – o tytanowo – grafitowym umaszczeniu, nieco cieńsze i bardziej wiotkie, co niezaprzeczalnie ułatwia ich aplikację. I nie są to tylko czcze mrzonki, lecz najprawdziwsza prawda, gdyż Anort, pomimo całego swojego dostojeństwa i masywności okazał się łatwiejszy w aplikacji od moich dyżurnych Neytonów, które choć nie odbiegają przekrojem od standardowej skrętki są jednak dość sprężyste i niezbyt ochoczo się układają. I w tym momencie dochodzimy do istnej biżuterii, czyli konfekcji, której w tym wydaniu reprezentują wtyki RJ45 Telegärtner ze złoconymi pinami.
Równie okazale prezentuje się Pebble Consequence zbudowany z czterech oddzielnie ekranowanych i spiralnie skręconych wiązek, z których każda zawiera trzy równoległe żyły. Taka konstrukcja eliminuje wzajemne indukowanie się prądów przez pola magnetyczne sąsiednich przewodów. Zastosowany został również unikalny izolator FEP o dużej gęstości. Każda z czterech wiązek jest indywidualnie chroniona przed polami elektromagnetycznymi ekranem z folii aluminiowej o 100% pokryciu. Z wielką troską potraktowano również nie zawsze brane podczas projektowania zagadnienie, czyli wiotkość a dokładnie podatność przewodu na układanie. O ile bowiem w przypadku „konwencjonalnych” przewodów dedykowanym stacjonarnym systemom audio temat jest dość znany i okiełznany, bądź nawet sami użytkownicy pamiętają by zostawić przynajmniej pół metra na tzw. kabelkologię, to przy dość ograniczonej przestrzeni nabiurkowej już tak różowo nie jest. Dlatego też pomiędzy miedziane żyły wpleciono tekstylne rdzenie. Najwyższej jakości wtyki USB są oczywiście rodowane, a prawdziwą wisienką na torcie jest to, że są one wykonywane przez Audiomicę na drodze wydruku 3D.
Oba przewody dostarczane są w firmowych, przepięknie wykonanych, wyściełanych gąbką drewnianych szkatułkach, a wraz z nimi nabywcy otrzymują stosowny, potwierdzający oryginalność certyfikat. Na czas podróży ich elektrostatyczne mufy TFSS dodatkowo zabezpieczane są siateczkami z tworzywa sztucznego zapobiegającymi ewentualnym otarciom i zarysowaniom. Jednym słowem nie tyle luksus, co poszanowanie dla Klienta mamy zagwarantowane już od samego progu. I jeszcze jedno, czyli zagadnienie kierunkowości, która w przypadku Anorta zależy niejako od inwencji użytkownika, za to w Pebble od umiejscowienia samego przewodu. O co chodzi? Otóż, gdy wepniemy Pebble pomiędzy dysk a streamer, to wspomniana mufa, czyli filtr TFSS znajdzie się od strony odbiornika, czyli streamera, jeśli natomiast Pebble znajdzie się pomiędzy streamerem a DACiem, to ów filtr będzie po stronie źródła. Wspominam o tym z dość oczywistych względów, czyli obserwacji nausznych poczynionych podczas testów Anorta, którego można wpinać i tak i tak, a co za tym idzie sprawdzić, jaka opcja bardziej nam pasuje. Mi osobiście zdecydowanie bardziej przypadło do gustu umiejscowienie mufy tuż przy odbiorniku sygnału a jakie były ku temu powody, to już wyjaśnię w kolejnym akapicie.
Z serią Consequence Audiomici spotykamy się już po raz … czwarty. Do tej pory mieliśmy bowiem okazję gościć we własnych systemach interkonekty Pearl wraz z głośnikowymi Miamen, dedykowany gramofonom interkonekt Thasso, oraz zasilające Allbit, więc pewne cechy zarówno wyglądu, jak i brzmienia zaczynamy traktować jako oczywistą oczywistość i początkowo nie zwracaliśmy na nie najmniejszej uwagi, bo i po co, skoro spodziewaliśmy się ich a one tam po prostu były. Zanim jednak niniejszy tekst ujrzał światło dzienne zreflektowaliśmy się, iż to, co jasne i oczywiste dla nas, wcale takie być nie musi dla czytelników, którzy po raz pierwszy mają przyjemność z gorlickimi drutami. Dlatego też od razu na wstępie poinformuję iż choć Audiomici mają wybitnie rodzimy rodowód, to odkąd pamiętam wykazywały zaskakująco dużo cech brzmieniowych utożsamianych z wyrobami zza wielkiej wody. Mowa tu o oczywistym iście hollywoodzkim rozmachu, swobodzie, potędze i pewnej wielce przyjemnej w odbiorze odrobinie słodyczy sprawiającej, że to co słyszymy staje się nieco piękniejsze, aniżeli sądziliśmy do tej pory. Mocno generalizując i upraszczając przekaz można lapidarnie określić topową linię produktów wchodzących w skład rodziny Consequence jako grającą „dużym dźwiękiem”, lub jak kto woli „po amerykańsku”. Jest tylko jedno „ale”. Otóż wszystkie powyższe cechy gorlickiej szkoły brzmienia określaliśmy na podstawie „analogowej” części oferty a tymczasem przedmiotem niniejszego testu są przewody umownie uznawane za cyfrowe. Czemu umownie, nie będę po raz kolejny wyjaśniał, gdyż uczyniłem to już we wstępniaku, więc osoby, które świadomie, bądź nie, odpuściły sobie tę część mojej radosnej paplaniny o ewentualne nadrobienie zaległości. Nie chodzi mi bynajmniej w tym momencie o nawet najmniejszą złośliwość, tylko proszę mi uwierzyć na słowo – mając świadomość tego, co tak naprawdę potrafią owe przewody przesyłać powinno być Wam łatwiej przyjąć do wiadomości takie a nie inne rezultaty odsłuchów. Tylko tyle i aż tyle.
No to zacznijmy część właściwą, czyli bardziej szczegółową analizę obu przypadków. Na początek od razu zagram z Państwem w otwarte karty i powiem, iż pojawienie się Anorta pomiędzy NAS-em a routerem, bądź między routerem a streamerami było co najwyżej … ledwo zauważalne. Niby było nieco bardziej rozdzielczo a tło bardziej zaczernione, ale zmiany spokojnie można było uznać za wpływ autosugestii i chęci udowodnienia samemu sobie, że dobrze zainwestowaliśmy bądź co bądź poważną kwotę. Całe szczęście sytuacja poprawiła się, gdy oprócz Anorta pojawiła się druga, równie wysokiej klasy łączówka ethernetowa a tym samym cały tor NAS – router – streamer został odpowiednio okablowany. Problem w tym, że takie rozwiązanie to niestety dodatkowe koszty a jeśli chcielibyśmy pozostać w kręgu Conseqence’ów to robi się cytując klasyka „jakby luksusowo”. Warto mieć jednak świadomość, iż jeśli tylko mamy zamiar na poważnie wejść w pliki, to taką sytuacją można bardzo łatwo uprościć eliminując jeden z elementów powyższej układanki, decydując się na połączenie bezpośrednie, czyli serwer plików – streamer/transport. Opcję taką bowiem nie tylko oferuje, ale i wręcz zaleca np. Fidata w swoim HFAS1-XS20U, czy równie ciekawe serwery Melco. W takim wypadku router ląduje niejako poza torem audio i o jego ewentualnym wpływie będziemy mogli mówić jedynie w przypadku, gdy zamiast zgromadzonych na dyskach ww. serwerów plików zdecydujemy się na dobrodziejstwa serwisów streamingowych. Pech jednak chciał, iż z powodu nie tyle przeciwności losu, co zagadnień czysto logistycznych i stale rosnącego popytu na powyższe urządzenia na czas testu nie udało mi się takowego pozyskać. Jak się jednak okazało nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż korzystając z gościnności warszawskiego salonu Nautilusa urządziliśmy sobie nad wyraz intensywną sesję odsłuchową z wykorzystaniem referencyjnego, dzielonego źródła Accuphase DP-950 / DC-950, które równie dobrze, co z płytami CD radzi sobie również z SACD a do komunikacji między transportem a DAC-iem wykorzystuje magistralę HS-Link opartą, dziwnym zbiegiem okoliczności, na … połączeniu przewodem ethernetowym.
No to jesteśmy w domu, znaczy się nie tyle w domu, ale mamy system, na którym słychać nie tylko ile warstw lakieru zostało położonych na obudowie fortepianu, ale które z nich polerowane były w prawą, a które w lewą stronę. Ok, żarty żartami, ale przed Avantgarde’ami Trio w torze niewiele, nawet najmniejszych niuansów, ma szansę się ukryć, chociaż trzeba byłoby mieć naprawdę poważne problemy natury laryngologicznej, by faktu pojawienia się w torze Anorta nie odnotować. Z mufą od strony napędu dźwięk był nad wyraz spektakularny, potężny i wgniatający w fotel, jednak już po chwili jasnym stało się, że ilość stawiana jest ponad może nie tyle jakość, co niuanse i detale, więc o ile do koncertowego łojenia i dość prostego popu trudno wyobrazić sobie coś lepszego, to już przy nieco bardziej wyrafinowanym repertuarze może już nie być tak różowo. Choć z drugiej strony … przy takiej konfiguracji można było bez większego żalu zrezygnować z pary SHORT BASSHORN-ów i to nawet przy tak lubiącym nisko zejść albumie jak „Elephants on Acid” Cypress Hill, czy odzywających się na „Bryllupsmarsj” z „Kristin Lavransdatter” Arilda Andersena potężnych, wręcz monumentalnych, kościelnych organach.
Zmiana orientacji przewodu pokazała jego drugie, zdecydowanie bardziej uniwersalne oblicze. Oprócz wolumenu i potęgi pojawiła się bowiem sięgająca hen w głąb sceny gradacja planów, aura otaczająca poszczególne instrumenty stała się faktem a i akustyka pomieszczeń w jakich dokonywano nagrań zyskała pełnoprawne miejsce w spektaklu. Warto również wspomnieć o niezwykle przyjemnym dla ucha wypełnieniu soczystą tkanką konturów, które z kolei kreślone były zdecydowaną, mocna kreską przez co o stabilności źródeł pozornych na scenie można było wypowiadać się wyłącznie w superlatywach.
Z Pebble Consequence aż takich przejść nie miałem, gdyż kombinowania z jego kierunkowością, poza tą wynikającą z jego umiejscowienia w torze, nie było. Ponadto, tak prawdę mówiąc jego wpływ najbardziej zauważalny był głównie pomiędzy streamerem / transportem plików i DAC-em i to właśnie w takiej konfiguracji najczęściej u mnie gościł. W dodatku miałem to szczęście, iż z przewodów Audiomici mogłem spokojnie korzystać przez blisko dwa miesiące, więc przez ten czas nie tylko zdążyły się spokojnie wygrzać, lecz również sprawdzić w nad wyraz zróżnicowanym towarzystwie. Grały zatem zarówno z niedawno testowanym Auraliciem ARIES G1, jak i pachnącym jeszcze fabryką Luminem U1 Mini, oraz nie mnie intrygującym i zarazem wszystkomającym Naimem Uniti Nova (recenzje wkrótce) i za każdym razem pokazywał się od jak najlepszej strony. Było to bowiem wielce udane połączenie dynamiki i firmowego rozmachu z przyjemnym dosaurowaniem przekazu i równie wysokich lotów rozdzielczością. Co ważne trudno byłoby mu zarzucić jakiekolwiek znamiona zbytniej narowistości, czy ponadnormatywnej analityczności. To był pełnokrwisty członek rodu Consequence’ów idealnie wpisujący się w firmową estetykę grania.
Niezwykle trudna do zaszufladkowania pierwsza solowa płyta Toma Morello „The Atlas Underground” może i nigdy nie zostanie zaliczona do pozycji stricte audiofilskich, ale proszę ją tylko odpowiednio głośno odtworzyć a będą Państwo wiedzieli czy i gdzie Wasz system cierpi na niedobory motoryki i ewentualnie traci kontrolę nad najniższymi tonami, bo to, co pojawia się u Toma na krążku potrafi wprawić w zadyszkę niejedną high-endową legendę. Jeśli jednak ktoś obawiałby się, że topowa Audiomica ma tendencję do zbytniego hołdowania zbytniej potędze brzmienia, to czym prędzej spieszę z wyjaśnieniem, iż to nie chodzi o sztuczne podkręcanie spektakularności, gdzie jej tak naprawdę nie ma, a jedynie o brak limitacji takowej, gdy jej obecność wydaje się konieczna. Dlatego też wszystkim niezdecydowanym gorąco polecam blisko czterogodzinny maraton z przepięknym symfonicznym wydaniem „The Lord Of The Rings: The Return Of The King – The Complete Recordings” Howarda Shore’a, gdzie znajdziecie Państwo nie tylko potężne orkiestrowe tutti i równie imponujące partie chóralne, lecz również delikatne, prowadzone niemalże na granicy słyszalności, pasaże i równie eteryczne popisy solistów (m.in. zjawiskową Renée Fleming). Podobnie jest z oddaniem barw i gabarytów reprodukowanego instrumentarium, które jest po prostu możliwe bliskie rzeczywistości bez tendencji czy to zbytniego ochładzania, ocieplania, powiększania, czy pomniejszania a wspomniany imponujący wolumen nie jest pochodną dość oszukańczego powiększania źródeł pozornych, lecz jedynie zdolności polskiego przewodu do rozmieszczenia poszczególnych muzyków w takiej odległości, że nikt nikomu nie wchodzi na głowę i to niezależnie, czy mówimy o jazzowym trio, czy o wielkiej orkiestrze.
Jak sami Państwo widzicie, oba tytułowe przewody nie dość, że idą ramię w ramie jeśli chodzi o podejście do tematu dynamiki i szeroko pojętej swobody grania, to z równą atencją potrafią skupić się na pozornie nieistotnych, lecz tak naprawdę tworzących atmosferę nagrań niuansach. Jeśli zaś chodzi o kwestię wyboru pomiędzy Annortem a Pebble, to … takowej nie ma gdyż obie łączówki mają swoje jasno przypisane role i jedna drugiej nie wchodzi w paradę a że niejako pry okazji świetnie się ze sobą zgrywają, to już zasługa ich konstruktor, który wielokrotnie podkreślał, że właśnie po to w każdej linii swoich produktów oferuje pełne spektrum przewodów, by bez najmniejszego problemu można było nawet nad wyraz rozbudowany system okablować nimi od przysłowiowego gniazdka w ścianie po terminale głośników.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Auralic ARIES G1; Lumin U1 Mini
– All’in’One: Naim Uniti Nova
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Producent: Audiomica Laboratory
Ceny:
Anort Consequence Ethernet: 2300 € / 2m, 2700 € / 3m + 400 € za każdy dodatkowy metr
Opcje: 150 € DFSS Filtr, 250 € DFSS Filtr + Smart Couplers, 350 € TFSS Filtr + Smart Couplers
Pebble Consequence USB: 1050 € / 2 m, 1250 € / 3 m + 200 € za każdy dodatkowy metr
Opcje: 150 € DFSS Filtr, 250 € DFSS Filtr + Smart Couplers, 350 € TFSS Filtr + Smart Couplers
Dane techniczne:
Anort Consequence
Przewodnik: Miedź OCC N7 solid-core
Budowa: 8 x 0,70mm/0,38mm2
Średnica przewodu: ~ 8,2mm
Ekran 1: plecionka miedziana o 90% pokryciu
Ekran 2: folia aluminiowa o 100% pokryciu
Ekran 3: folia metalizowana o 100% pokryciu
Wtyki: RJ45 (ze złoconymi pinami)
Filtry: DFSS, TFSS
Pebble Consequence
Przewodnik: Miedź OCC N7
Budowa: 4×0,64mm/0,32mm2
Średnica przewodu:~ 9,6mm
Ekran: folia aluminiowa o 100% pokryciu
Rdzeń rozdzelający: Textile Fiber
Wtyki: USB A/B, rodowane
Filtry (conditioner): DFSS, TFSS