Opinia 1
Z tytułową marką mieliśmy przyjemność spotkać się już kilka razy. I mimo, że były to ciekawe starcia, ze znanego sobie li tylko powodu około pięciu lat temu nasz recenzencki kontakt nagle się urwał. Jaki był tego powód, w praktyce nie ma najmniejszego znaczenia. Za to znaczenie i to bardzo duże mam fakt, że marka nadal świetnie radzi sobie na międzynarodowym rynku, co oznacza, iż minionego czasu nie przespała, tylko wykorzystała na konsekwentne rozwijanie swojego portfolio, a co za tym idzie z dużą dozą pewności również poprawianie walorów sonicznych znajdujących się w nim konstrukcji. Dlatego też gdy podczas niezobowiązującej pogawędki padło pytanie w sprawie przyjrzenia się jednemu z najnowszych modeli, bez dłuższego namysłu, naturalnie biorąc pod uwagę wcześniejsze starcia, z dużymi oczekiwaniami ustaliliśmy termin takowego wydarzenia. Takim to sposobem na dzisiejszym recenzenckim tapecie wylądowały pochodzące z Litwy kolumny wolnostojące AudioSolutions Virtuoso S, których dystrybucją na naszym rynku zajmuje się stacjonujący w Trójmieście Premium Sound.
Aparycja, a w szczególności wymiary i wielodrożność pięknych Litwinek sugerują, iż w tym przypadku mamy do czynienia z typowym przedstawicielem High Endu. To osiągające ponad 110 centymetrów wysokości, mogące pochwalić się około 50 kg wagą, trójdrożne, w wersji testowej wykończone w metalicznym błękicie kolumny podłogowe. Obudowa Virtuoso S w przekroju poprzecznym jest wariacją na temat sławetnej lutni, co jasno daje do zrozumienia, że każda ścianka jest mniejszym lub większym łukiem, co oprócz nadania bryle fajnego kształtu, pozwala na skuteczną walkę z wewnętrznymi falami stojącymi wewnątrz skrzynki. Ciekawostką tego modelu jest fakt przedzielenia bocznych ścianek scalającą dwuczęściową obudowę w jedną całość, pionową kształtką i skonsolidowanie całości od góry licującą z nimi czarną nakładką, a od dołu wystającą poza ich obrys, przez to poprawiającą stabilność na podłożu grubą podstawą kolumn z miękko sadowiącymi je na podłodze stopami. Na froncie znajdziemy cztery lekko zagłębione przetworniki. Patrząc od dołu konstruktor zaaplikował dwa głośniki basowe, nieco powyżej w czarnej kształtce wysokotonowy i tuż nad nim średniotonowy. Jeśli chodzi o plecy, te swoją wielozadaniowością nie odstają od awersu nawet na cal, bowiem począwszy od zaimplementowanej nad podłogą kształtki z podwójnymi terminalami przyłączeniowymi, tuż nad nimi również zdublowanymi otworami bass refleks, mniej więcej w połowie ich wysokości oferują dodatkowo pokrętło regulacji trzech sposobów pracy zwrotnicy. Idąc za informacjami producenta w pierwszej kolejności mamy do dyspozycji opcję maksymalnej czystości przetwarzania dźwięku ze zjawiskową wirtualną sceną. W drugiej nastawy dedykowane maksymalnym obciążeniom kolumn w stylach rockowych i tym podobnych. Zaś w trzeciej propozycję dedykowaną muzyce opartej o wyciszenie, a przez to wzbudzającej w nas najgłębsze emocje. Ja podczas testów, naturalnie po sprawdzeniu wszystkich możliwości, w oparciu o posiadany zestaw docelowo wybrałem ustawienie środkowe, które w testowej konfiguracji okazało się być najbardziej uniwersalnym.
Pierwszy bardzo pozytywny aspekt jaki zapamiętałem z opisywanego testu, to ciekawe, bo w estetyce nasycenia, z dobrą motoryką energetycznego basu granie. To jest gówna myśl przewodnia tych konstrukcji, co w swojej drodze przez zaawansowane audio w pewien sposób osobiście zawsze hołubię. Naturalnie mimo takiego postawienia sprawy nie może być mowy o powodującym otyłość dobiegających do moich uszu fraz nutowych, zbytnim przegrzaniu przekazu. Na szczęście z przyjemnością stwierdzam, producentowi Viruoso S z łatwością udało się tego uniknąć. Owszem, muzyka cały czas tętniła mocnym środkiem pasma i dobrą podbudową niskich rejestrów, jednak w sukurs takiej prezentacji szły wysokie tony. Tylko nie brylujące w eterze w szkodliwym oderwaniu od reszty pasma szpilki, a lekko złotawe i mimo pewnego spokoju bez problemu potrafiące wykreować między kolumnami napowietrzony przekaz muzyczny. A przecież należy pamiętać, iż na czas testu wybrałem opcję dla mocnych obciążeń zwrotnicy z pewnymi ograniczeniami najwyższego rejestru, zatem dodatkową szczyptę jego rozmachu można było tchnąć w muzykę dosłownie jednym kliknięciem przełącznika na tylnym panelu kolumny. Oczywiście to nie jedyne zalety opiniowanych konstrukcji, gdyż dzięki fajnemu, co ciekawe konturowego body generowanego dźwięku źródła pozorne z łatwością określały w eterze swoje kształty, a to natychmiast przekładało się na kreowanie czytelnego spektaklu 3D na szerokiej i głębokiej scenie muzycznej.
Wręcz fantastycznie unaoczniał, a raczej „unauszniał” przywołane niuanse krążek Stephana Micusa „White Night”. To jest świetny miks bardzo niszowych instrumentów. Jednakże na tyle wymownych w swym brzmieniu – duduk i kalimba, że usłyszawszy tak świetnie nasycony, wręcz ociekający wilgocią, drewniany dęciak w rozmowie z kolorowo rozwibrowaną kalimbą, nie mogłem oderwać się od słuchania i napawając się pełnią długotrwałych wybrzmień wspomnianych generatorów dźwięku, nie wiadomo kiedy dotrwałem do końca tego dość egzotycznego, jeśli chodzi o materiał muzyczny, krążka. Przyznam szczerze, nie spodziewałem się tak dobrego występu litewskiej myśli technicznej, a zaliczyłem mówiąc kolokwialnie, przysłowiowy opad szczęki. Będąc pozytywnie zaskoczonym nie pozostało mi nic innego, jak zmierzyć testowo skonfigurowany zestaw z mocniejszą muzyką w postaci produkcji zespołu Deep Purple „Machine Head”. W tym przypadku wynik był podobny do występu z muzyką dla ducha. Mocne gitarowe riffy, pełnia wokalnych popisów frontmena, a wszystko na tle mocnych uderzeń perkusji pokazały, że nawet niezbyt dobrze zrealizowane nagrania, z już lekko dotkniętym muzykalnością systemem mogą sprawić słuchaczowi wiele przyjemności. Naturalnie w odniesieniu do stawiających na atak i szybkość zespołów głośnikowych podane w moim pokoju wydarzenie było minimalnie mniej ekspresyjne, ale zapewniam, naprawdę niewiele, a za to z dużą dawką przyjemności. Dla mnie to był strzał w dziesiątkę, bowiem muzykę tamtych czasów wolę w takim, a nie męczącym, bo z racji słabego masteringu, jazgotliwym wydaniu. Było nadal emocjonalnie, tylko bardziej fizjologicznie, czyli gładziej i soczyściej, co powinien, a nie zrobił odpowiedzialny za ten nie oszukujmy się świetny projekt, producent muzyczny.
Na koniec kilka zdań o muzyce elektronicznej. W tym przypadku do pochylenia się nad Litwinkami posłużyła mi grupa Depeche Mode z materiałem „Exciter”. To starcie będąc bardzo stanowczym wypadło pół na pół, w zależności co komu w duszy gra. Otóż z jednej strony dobra podbudowa niskich i średnich tonów fenomenalnie spełniała założenia muzyków w kwestii niskich, ocierających się o sejsmiczne pomruki i wszelkiego rodzaju buczenia, pasaży nutowych. Ba, bardzo zyskiwały na tym teraz czytelne, przez co dobrze wyartykułowane partie wokalne. Jednak gdy wnikliwie przyjrzałem się zjawiskom w najwyższym rejestrze, czasem, choć nie zawsze, brakowało mi bezwzględności w niszczeniu moich narządów słuchu. Z jednej strony fajnie, gdyż nie lubię brutalnego wciskania się do mojej głowy, ale w wartościach bezwzględnych odczuwalnie mniej agresywnie. Naturalnie całość za sprawą odpowiedniego okablowania można było lekko przekuć na modłę sprawiania sobie bólu i zapomnieć o temacie. Jednak spełniając powierzane mi zadanie, czyli prośbę pokazania jak brzmią dane kolumny w różnych gatunkach muzycznych przy wykorzystaniu jednej konfiguracji, nie mogłem o tym nie wspomnieć. Ale zaznaczam, moje obserwacje należy przepuścić przez swoje preferencje i posiadany zestaw, gdyż posiadany set od początku do końca stroiłem z lekkim sznytem nasycenia, co w przypadku neutralnego zestawu może zniwelować wyartykułowane przeze mnie niuanse.
Jak widać, kolumny Audiosolutions Virtuoso S z bratniej Litwy pokazały, że nieobcy jest im patent na muzykalność. To oczywiście miało swoje reperkusje w sposobie kreowania najwyższych składowych agresywnych projektów muzycznych. Ale przypominam, iż dla testowanych konstrukcji to nie był żaden problem, gdyż konstruktor przewidział podobne sytuacje i na tylnym panelu zaaplikował stosowne pokrętło zmieniające tryby pracy zwrotnic z ostrego, przez wyważony, po mlekiem i miodem płynący. To zaś sprawia, iż nasze bohaterki mają dużo szans na wpisanie się w nawet najbardziej wymagające zestawy audio, co upoważnia mnie tylko do jednego, bezapelacyjnie szczerego zachęcenia będących na rozstaju dróg melomanów do prób na własnym podwórku. Jeśli owe starcie zakończy się sukcesem, wielozadaniowość zwrotnic sprawi, że przez długie lata nawet przez moment nie pomyślicie o ich zastąpieniu. Czego chcieć więcej.
Jacek Pazio
Opinia 2
Dzisiejsza publikacja jest niezbitym dowodem na to, że pamięć ludzka jest nad wyraz zawodnym narzędziem a czas gna w takim tempie, że chęć dotrzymania mu tempa prędzej, czy później kończy się zadyszką. Przesadzam? Bynajmniej, bowiem przynajmniej do niedawna żyłem w przekonaniu, iż co jak co, ale wychodzące spod rąk Gediminasa Gaidelisa kolumny AudioSolutions goszczą na naszych łamach na tyle regularnie, że trzymamy rękę na pulsie. Jednak już zeszłoroczne Audio Video Show pokazało, że najdelikatniej rzecz ujmując nie do końca owe przeświadczenie ma pokrycie w rzeczywistości. Mowa oczywiście o przygotowanej przez Premium Sound i 4HiFi prezentacji na PGE Narodowym, gdzie Virtuoso M nad wyraz udanie zgrały się z monoblokami Shanling A600 i lampowym przedwzmacniaczem LineMagnetic LM-512CA. Efektem poczynionych wtenczas obserwacji były oczywiście nasza deklaracja chęci przetestowania intrygujących podłogówek i wstępne ustalenia co do kwestii natury logistycznej. Czyli zgodnie z logiką powinno być już z górki. I takie też odnieśliśmy wrażenie, lecz gdy emocje związane z unboxingiem nieco mniejszych Virtuoso S opadły a my nieopatrznie zerknęliśmy w kalendarz, to okazało się, że mamy październik a od ostatniej recenzji litewskich kolumn upłynęło niemalże … pięć lat. Tak, tak, dokładnie w grudniu 2015 r. światło dzienne ujrzały nasze obserwacje zebrane podczas wielogodzinnych odsłuchów monumentalnych Vantage. Nie przedłużając zatem już i tak zaskakująco długiej nieobecności AudioSolutions w OPOS-ie ostro bierzemy się do pracy serdecznie zapraszając Państwa do lektury.
Już budżetowe Rhapsody 80 i nieco większe Rhapsody 130 pokazały, że dla Gediminasa Gaidelisa – właściciela i głównego konstruktora marki, idea kolumn głośnikowych bynajmniej nie jest tożsama z „nudną” prostopadłościenną skrzynką jakich nieprzebrany bezlik zalewa światowe rynki. W powyższym przekonaniu utwierdziły nas również Vantage, przy których pan Gaidelis mógł złapać wiatr w żagle a księgowi już nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Podobnie sprawy mają się z Virtuoso S, które choć nieco skromniejsze tak pod względem koniecznych do wyasygnowania nakładów finansowych, jak i gabarytowym, od swoich potężnych poprzedniczek niezaprzeczalnie łapią za oko zarówno niebanalnymi bryłami, jak i odważną kolorystyką. Zacznijmy zatem od tego co widać, czyli wspomnianego dosłownie przed chwilą umaszczenia, o ile bowiem w standardzie dostępne są lakiery pearl white, silver grey, zink grey i black, to prawdziwa jazda zaczyna się w puli rekomendowanych powłok „customowych”, czyli British Racing Green, Glacier blue, gold, Lemon, i dostarczonej na testy Ice blue uzupełnionych płytą górną, cokołem i kilkoma pionowymi wstawkami wykończonymi szarym lakierem poliuretanowym z domieszką kamiennego i węglowego pyłu o wyczuwalnej, szorstkiej strukturze. Kształt samych obudów przywodzi na myśl kubistyczną wariację na temat powszechnie stosowanych przekrojów inspirowanych zwężającą się ku tyłowi lirą. Jednak warto mieć świadomość iż to, co widzimy jest jedynie skorupą zewnętrzną, gdyż Virtuoso mogą pochwalić się autorskim systemem „box in a box”, czyli „pudło w pudle” a przekładając na język zrozumiały dla ogółu chodzi o taką kolumnową „Matrioszkę”, gdzie na jedną obudowę nasunięta jest druga. Wewnętrzny korpus wykonywany jest z HDF-u i posiada szereg dodatkowych wzmocnień, natomiast zewnętrzny, to już klasyczny MDF. Zyskuje się tym samym na sztywności całej konstrukcji a poprzez budowę „kanapkową” niweluje się również pasożytnicze rezonanse mogące wpływać na pracę przetworników. A właśnie, drajwery. Na froncie znajdziemy umieszczoną w niewielkiej tubce (falowodzie) 3 cm jedwabną kopułkę wysokotonową i wykonane z pulpy celulozowej 13,2 cm średniotonowy plus dwa 16,5 cm woofery.
Jeszcze ciekawiej prezentują się będące w dalece posuniętym zaniku plecy, gdzie oprócz ulokowanych tuż przy podstawie zdublowanych, umożliwiających tak bi-wiring, jak i bi-amping terminali głośnikowych WBT Nextgen, oraz podwójnych ujść układu bas refleks, natkniemy się na dość niekonwencjonalne rozwiązanie, czyli masywne trójpozycyjne pokrętło wyboru charakterystyki brzmienia. Od strony ergonomii jest to zdecydowanie wygodniejsze rozwiązanie od „centralki”, jaką mogły pochwalić się Vantage. Słuchacz może żonglować pomiędzy nastawami Balanced – stawiającą na czystość i przestrzenność, dedykowaną długodystansowcom Moderate i podkreślającą szczegóły Enhanced. W dodatku zamiast prostych zworek, bądź filtrów producent zdecydował się na rozbudowanie poszczególnych sekcji zwrotnic. Pociąga to z kolei za sobą dość oczywiste następstwa, czyli pomimo pozornej łatwości (91.5 dB/4 Ω) do ich wysterowania zalecane są mocne tranzystorowe końcówki mocy.
I jeszcze jeden, wielce znamienny drobiazg. O zapobiegliwości producenta i dbałości o kondycję własnych wyrobów najlepiej świadczy iście pancerne opakowanie w jakim Virtuoso docierają. Otóż zamiast nawet podwójnych kartonów Gediminas stosuje masywne skrzynie ze sklejki i płyty wiórowej, którym przynajmniej teoretycznie żadne trudy podróży i destruktywne zapędy firm spedycyjnych niestraszne. Dlatego też decydując się na Virtuoso lepiej zawczasu zaopatrzyć się w odpowiednie oprzyrządowanie w postaci naładowanej wiertarko-wkrętarki (konieczne jest odkręcenie wszystkich ścian bocznych) i wziąć pod uwagę, iż do 50 kg każdej z kolumn należy doliczyć kolejne 30 kg na opakowanie.
Nauczony doświadczeniem zdobytym podczas testów Vantage kwestię konfiguracji potraktowałem nader poważnie, więc bez zbędnych eksperymentów większość odsłuchów prowadziłem z użyciem Gryphona Mephisto, któremu raczej nikt będący przy zdrowych zmysłach braku mocy i wydajności prądowej zarzucić nie powinien. Ponieważ ciężar wygrzania tytułowej pary o nieznanym nam przebiegu na swe barki przyjął Jacek w trakcie własnych sesji odsłuchowych nie odnotowałem już żadnych, wynikających z „układania się” litewskich kolumn zmian. Jeśli zaś chodzi o obserwacje dotyczące ich walorów sonicznych, to śmiało mogę uznać, że Virtuoso nad wyraz zgrabnie wymykają się stereotypom przypisywanym dużym kolumnom. Chodzi bowiem o to, iż patrząc na tak potężne, bądź co bądź mające 1,13 m wysokości i ponad pół metra głębokości, zespoły głośnikowe gdzieś tam podświadomie spodziewamy się adekwatnej, a więc nader spektakularnej, niemalże w hollywoodzkim stylu – z wyraźnie zaznaczonym basem, prezentacji. Tymczasem AudioSolutions grają nadspodziewanie liniowo i wyrafinowanie. Początkowo można wręcz odnieść wrażenie, że skala, wolumen oferowanych przez nie dźwięków są może nie tyle małe, co nieco odstają od naszych oczekiwań. Dopiero po chwili doprowadzamy się do porządku konstatując, iż wszystko jest OK., a jedynie my sami musimy „się ogarnąć” i przestać patrzeć na nie przez pryzmat zakładanego z góry, jak się okazuje całkiem niesłusznie, powiększenia źródeł pozornych i rozdmuchania sceny dźwiękowej. Tutaj wszystko jest bowiem akuratne, dokładnie takie, jakie być powinno. Bardzo łatwo było to wychwycić na niewielkich, kameralnych składach, gdzie każde odejście od znanego z autopsji wzorca jest po prostu oczywiste i bezdyskusyjne. Weźmy na ten przykład niezwykle nastrojowy album „Soulmotion” Natašy Mirković i Nenada Vasilica, czyli wokal i kontrabas. Mało i nudno? W żadnym wypadku, jednak od razu uprzedzam, że nie jest to tzw. muzak stanowiący idealne tło do domowej krzątaniny, czy dźwiękowy wypełniacz irytującej ciszy. O nie. Tutaj nie dość, że owa cisza gra, to stanowi nader istotny środek artystycznego wyrazu, nie tylko będąc „lepiszczem” pomiędzy wokalistką a szarpiącym struny „przerośniętych skrzypiec” instrumentalistą, lecz niejako trzecim bytem scenicznym. Mirković stoi blisko nas, jej głos jest gładki i ciepły ale niezwykle mocny, jednak nie na skutek siłowego „forsowania”, lecz naturalnych predyspozycji i świetnego warsztatu, w tym operowego. W kategoriach bezwzględnych można byłoby dodać, że jest tez nieco dopalony pod względem emocjonalnym i bardziej naturalny aniżeli neutralny, lecz mówiąc wprost taką estetykę lubię najbardziej, więc pozwolę sobie nie klasyfikować tego jako ewentualnego mankamentu a cechę natywną litewskich kolumn. Z kolei kontrabas czaruje głębokim zejściem i równie „analogową” barwą z nieco pogrubionymi konturami poszczególnych dźwięków, choć bez utraty ich zróżnicowania, czy też czytelności.
Powyższa maniera w niczym jednak nie przeszkadza również podczas odsłuchów zdecydowanie bardziej złożonych i naszpikowanych najprzeróżniejszymi efektami pozycji. Mroczna, gęsta i niepokojąca w swym przekazie ścieżka dźwiękowa do „Underworld” autorstwa Paul Haslingera wypadła niezwykle przekonująco. Elektroniczne chrobotania, skrzypnięcia i iście infradźwiękowe pomruki nad wyraz sugestywnie budowały wieloplanowość tła świetnie korespondując z mocno zmodyfikowanymi partiami wokalnymi („Red Tape”) anie przez chwilę nie popadając w nużącą monotonię.
I tutaj pozwolę sobie na małą dygresję spowodowaną dość oczywistym dysonansem pomiędzy tym co widzimy, a tym co słyszymy. Chodzi bowiem o to, że Virtuoso niezaprzeczalnie prezentują się od strony wizualnej nad wyraz nowocześnie, żeby nie powiedzieć, że jeśli nie futurystycznie, to przynajmniej w co bardziej łapiących za oko malowaniach, śmiało wpisując się do obozu Hi-Tech, o tyle brzmieniowo zdecydowanie bliżej im „papierowym” klasykom gatunku przedkładającym czysto hedonistyczną przyjemność odbioru nad laboratoryjną precyzję. Nie oznacza to bynajmniej stawiania wszystkich kart na średnicę, lecz raczej podkreślenie jej walorów, przy niezwykle płynnym i homogenicznym zszyciu ze skrajami słyszalnego pasma.
Góry i dołu bowiem nie brakuje, co nader dobitnie udowodnił odsłuch albumu „Walk The Sky” Alter Bridge, który delikatnie mówiąc do najspokojniejszych nie należy. Gitarowe riffy szyły powietrze jak należy i nie sposób było mówić o jakimkolwiek ich zawoalowaniu, podobnie z resztą jak i partiom blach nie brakowało blasku. Za to z niekłamaną satysfakcją odnotowałem, iż irytująca zazwyczaj granulacja i ofensywność ewoluowały w kierunku przyprószonej złotem gładkości i namacalności. Różnica może i pozornie niewielka, jednak przy wielogodzinnych odsłuchach trudna do przecenienia. Pomijam już fakt, iż ze względu na takie a nie inne preferencje muzyczne, co pociąga za sobą dość ograniczony wybór pozycji mogących uchodzić za „audiofilskie”, nader często eksploatowałem profil „Moderate”, który sprawiał, iż kolumny zamiast pastwić się nad potknięciami realizatorów skupiały się na możliwie najwierniejszym oddaniu aspektów dynamicznych i emocjonalnych reprodukowanego materiału. Proszę mi uwierzyć, że nawet mający na karku trzy krzyżyki „Rust In Peace” Megadeth mógł pochwalić się czymś na kształt soczystości i eufonii, czyli walorami, których zazwyczaj trudno się po nim spodziewać. Cuda? Raczej umiejętność dostosowania się kolumn zarówno do konkretnego repertuaru, jak i oczekiwań odbiorcy. W dodatku jest to świetna propozycja dla wszystkich tych, którym już po kilku tygodniach od dokonania zakupu zaczyna dokuczać nerwica natręctw i audiophilia nervosa, czyli mówiąc wprost znowu zaczynają kombinować. Tymczasem z Virtuoso mamy przysłowiowe 3w1. Mając bowiem parę kolumn dysponujemy tak naprawdę trzy zbliżone, acz w oczywisty sposób nieco odmienne, punkty widzenia. I to bez ekwilibrystyki z zasilaniem, akcesoriami antywibracyjnymi, kablami i całym tym cyrkiem, który stanowi nader wdzięczną pożywkę dla wszystkich mówiąc kolokwialnie „mających bekę” z naszej pasji. Nie wiem, jak Państwo się na taką funkcjonalność zapatrują, ale dla mnie to przysłowiowy strzał w dziesiątkę i pogodzenie wody z ogniem. Ortodoksyjni puryści wybiorą jedno i jedynie słuszne, najlepiej wpisujące się w ich system i ulubiony repertuar, ustawienie zapominając o temacie, a pozostała część populacji będzie z niego korzystać w zależności od potrzeb, sytuacji i chwilowego widzimisię.
Nie wiem, czy to, co teraz napiszę spodoba się tak producentowi, jak i naszemu rodzimemu dystrybutorowi, ale … rozglądając się za high-endowymi kolumnami na lata, czyli za takimi, które po opadnięciu emocji i gdy pierwszy zachwyt minie, nie zaczną nas gdzieś tam „uwierać” sugerowałbym eksplorację portfolio AudioSolutions zacząć właśnie od Virtuoso S a nie Vantage. Oczywiście proszę wziąć pod uwagę, iż powyższe stwierdzenie opieram na doświadczeniach z poprzedzającą odsłonę „5th anniversary” wersją, jednakże przynajmniej na agresywnym, opartym na drajwie i nieraz szaleńczych tempach materiale tytułowe kolumny zdecydowanie bliższe były moim osobistym preferencjom i oczekiwaniom. „Małe” Virtuoso stawiają bowiem na muzykalność i kulturę przekazu, jednak podpięte do wydajnej amplifikacji nie mają najmniejszych oporów by, gdy tego wymagać będzie sytuacja, wgnieść nas w fotel serią potężnych uderzeń, czy też wwiercić się w mózgownicę zajadłym riffem. Pozwalają również po prostu odpocząć przy ulubionej muzyce i to bez prób zdyskredytowania gorszych realizacji, czy też usilnych prób zwrócenia naszej uwagi.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Premium Sound
Cena: 81 000 PLN
Dane techniczne
– Pasmo przenoszenia (w pokoju odsłuchowym): 26-30000 Hz
– Skuteczność: 91.5 dB @ 2.83V 1m
– Impedancja nominalna: 4,0 Ω
– Podział zwrotnicy: 500 Hz; 7000 Hz
– Moc nominalna: 130 W RMS
– Moc maksymalna: 260 W
– Wymiary (W x S x G): 1130 x 391 x 547 mm
– Waga: 50 kg / szt.