1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Ayon Spirit SE

Ayon Spirit SE

Austriackiej marki Ayon Audio z oczywistych, naturalnie związanych z natychmiastową rozpoznawalnością przez praktycznie każdego miłośnika muzyki, względów, chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Mało tego. W moim odczuciu śmiało mogę również podnieść tezę, iż przed momentem wspomniani osobnicy homo sapiens zdają sobie również sprawę nie tylko z jakości oferowanego dźwięku, szerokiego portfolio tego wytwórcy, ale również łatwości wdrażania w życie przez znanego wszystkim z corocznych wystaw AVS w Warszawie właściciela marki Gerharda Hirta, co chwila pojawiających się w jego ośrodku zarządzania ciałem, nowych pomysłów. To jest tak silnie zapisane w jego kodzie DNA dążenie do doskonałości, że gdy z taśmy schodzi pierwsza sztuka jakiegokolwiek komponentu audio, w jego głowie świta już pomysł, jak go udoskonalić. Audiophilia nervosa? Nie, raczej constructoria nervosa, wskutek której po bodajże pięciu odsłonach zbierającego pochlebne opinie nie tylko pośród branży, ale również zadowolonych użytkowników, popularny wzmacniacz Ayon Spirit po raz kolejny stał się bohaterem naszego spotkania. Jednak myli się ten, kto sądzi, iż mamy do czynienia kosmetycznymi poprawkami. Skąd ta pewność? Już zdradzam. Otóż nowy, dostarczony do redakcji przez warszawsko-krakowskiego Nautilusa Ayon Spirit SE jest klasą samą dla siebie, bowiem nie dość, że pracuje w królewskiej klasie „A”, to wykorzystuje do tego oferujące jedynie 15W mocy, pojedyncze triody (KT150) w układzie Single Ended. Co to oznacza, wszyscy wiemy. Jak wypadło? Po odpowiedź zapraszam do poniższego tekstu.

Patrząc na naszego bohatera w odniesieniu do protoplasty ze stricte wizualnej strony, można rzec, iż poprzednik został okrojony mniej więcej o połowę. To zaś oznacza, że po pierwsze wykonana ze szczotkowanego aluminium obudowa jako platforma nośna dla lamp elektronowych i transformatorów, przy standardowej głębokości, obecnie jest znacznie węższa, a po drugie oferta jedynie 15W mocy opisywanego wzmacniacza pozwoliła zmniejszyć ilość lamp mocy do jednej sztuki na kanał, w tym przypadku KT150. Naturalnie nowy Spirit nadal jest bliźniaczo podobny do całej rodziny i wspomniana skrzynka skrywająca elektronikę ma mocno zaokrąglone narożniki, szklane bańki zaaplikowane są bliżej przedniej ścianki, a ubrane w chromowane, przez to świetnie kontrastujące z czernią obudowy transformatory konsekwentnie zajmują tylne parcele górnej płaszczyzny. Front oprócz mieniących się bielą oznaczeń logo marki i nazwy modelu oferuje użytkownikowi usytuowaną z lewej strony gałkę wzmocnienia, a z prawej bliźniacze pokrętło selektora wejść. Jeśli chodzi o tylny panel przyłączeniowy, ten podążając tropem starszych braci, dzięki sześciu zaciskom kolumnowym pozwala podłączyć zespoły głośnikowe o obciążeniu 6 i 8 Ohm. Oprócz tego znajdziemy cztery wejścia liniowe RCA i gniazdo zasilania IEC. Jeśli chodzi o ułatwienia w obsłudze naszego bohatera, niestety pilot zdalnego sterowania dostępny jest na zamówienie. Tak prezentującą się konstrukcję posadowiono na czterech, umożliwiających zastosowanie włącznika głównego na spodzie obudowy, tuż przy przedniej ściance, solidnych stopach.

Jak można było się spodziewać i co naturalną koleją rzeczy postanowiłem maksymalnie wykorzystać, Spirit w specyfikacji SE zagrał ze świetną intymnością. Oczywiście aby wycisnąć z niego maksimum możliwości, musiałem zadbać o dobre dla niego towarzystwo w kwestii kolumn głośnikowych. Trudne w wysterowaniu paczki zabiłyby jego potencjał w zarodku, dlatego też z pełną świadomością zatrudniłem do tego testu jako współpartnera angielskie zespoły głośnikowe Neat Acoustics Ultimatum – XL10, które może demonami skuteczności nie są, ale oferują solidne 88 dB i świetny, bo swobodny, z rozmachem budowany podczas testu spektakl muzyczny. I wiecie co? Opłaciło się. Ba, nawet bardzo, bowiem gdy napędzane duńskim smokiem z piekła rodem – Gryphonem Mephisto Brytyjki chodziły jak szwajcarskie zegarki, nie zbaczając z obranej drogi choćby na cal, to w połączeniu z triodą SE czasem potrafiły fenomenalnie w dobrym tego słowa znaczeniu, przeciągnąć niektóre ważne dla słuchanego materiału dźwięki. W wartościach bezwzględnych było to kolorowanie zapisanego na płytach świata, jednak decyzja o nabyciu podobnego do tytułowego wzmacniacza świadczy o jednym – z pełną świadomością dążymy do wyciskania z muzyki maksimum piękna. Tak, czasem kosztem krawędzi źródeł pozornych, innym razem szybkości narastania sygnału, a jeszcze innym zmianą barwy wysokich tonów ze srebra na szampańskie złoto, ale zawsze z wypisaną na trzymanym w dłoni sztandarze maksymą „Emocje ponad wszystko”. Taką właśnie drogą szedł nasz Austriak. W prawie – o tym za moment – każdej muzyce dało wyczuć się jego zazwyczaj odbierane jako plus, dążenie do pokazania zawartego w niej pakietu intymności i namacalności. Czy to dla przykładu w twórczości mojego guru od wprowadzania w stan sonicznej eufonii, Jordi Savalla na płycie „Balkan Spirit”, gdzie z pozoru stricte energetyczna i często skoczna, jak sama nazwa płyty wskazuje bałkańska twórczość, za sprawą szczypty nasycenia, lekkiego dogrzania i zmiękczenia instrumentów, a przez to procesu ich wybrzmiewania, z utworu na utwór coraz bardziej zadziwiała mnie oferowanymi, oczywiście świetnie wykreowanymi przez austriacki wzmacniacz, z jednej strony ciepłymi, a z drugiej pełnymi tak lubianych przeze mnie wybrzmień, popisami dosłownie każdego źródła dźwięku. I bez znaczenia jest fakt, czy rozprawiamy o instrumencie, czy ludzkim głosie, gdyż na bazie portfolio testowej kompilacji zyskiwało dosłownie wszystko. To naturalnie było oczywistym pokłosiem świetnej realizacji tego rodzaju płyt, ale zapewniam, z mniejszym lub większym tego typu efektem wypadały prawie każde słuchane podczas testu krążki. Ale żeby była jasność, spokojnie zaliczam do tego zbioru nie tylko pełen romantyzmu, bo snujący się powolnie jazz lub muzykę dawną, ale również twórczość rockową spod znaku Sons Of Kemet z płyty „Burn”. Naturalnie okupioną minimalną utratą szybkości, ale za to pełną niepowtarzalnej prawdziwości w momencie spojrzenia na nią nie od strony zawartości pakietu ogólnoświatowego buntu, tylko jakości dźwięku poszczególnych jego generatorów z ich fenomenalną współpracą włącznie. Do tego nie mogę nie wspomnieć o zaskakującej łatwości budowania przez system zjawiskowej sceny dźwiękowej w każdym ze wspomnianych nurtów muzycznych, co nie zawsze, a w szczególności w materiale rockowym udaje się na takim poziomie zrealizować, a czego podczas kilkunastodniowej zabawy kilkukrotnie doświadczyłem.
Reasumując powyżej przywołane aspekty soniczne, aplikacja Ayona Spirit SE w tor zawsze nasycała, a przez to lekko pogrubiała dźwięk. Jednak na tyle ciekawie, że nawet przez moment nie poczułem choćby próby przekraczania dobrego smaku w tej materii. A mówiąc to, mam na myśli również muzykę elektroniczną, która jako jedyna wspomnianymi dobrodziejstwami nie była do końca ukontentowana. Powodem było ocieplenie przekazu. Nawet nie nasycanie, bowiem to w przypadku niskich pomruków wypadało zazwyczaj ciekawie, ale całościowe podgrzanie atmosfery, czego skutkiem była utrata przypisanych jej jako znaki szczególne takich aspektów jak natychmiastowość zmian tempa prezentacji i czasem z premedytacją planowany bólu w odbiorze. Zazwyczaj było dostojnie niczym w angielskim klubie dżentelmena, a to niestety nie oszukujmy się, nie jest świat, gdzie muzyka z komputera czuje się jak ryba w wodzie.

Jak wynika z powyższego wywodu, decydując się na tytułowy wzmacniacz Ayon Spirit SE wkraczamy w świat w założeniu mlekiem i miodem płynący. To oczywiście na potrzeby pokazania jego najlepszych cech mocno przerysowane określenie, gdyż ciężki rock i jemu podobne wrzaski również brzmiały świetnie, ale z grubsza przekaz dryfował w raczej miłą, aniżeli agresywną stronę. To oczywiście już na starcie stawia przed nabywcą pewien pakiet pytań, z których najważniejszym jest dotyczące lubowania się potencjalnego nabywcy w konkretnych gatunkach muzycznych. Jak wynika z testu, obawy choć nie muszą, ale mogą mieć jedynie orędownicy brzmień klubowych i ortodoksyjnej elektroniki. Reszta populacji – według mnie, bez dylematów odnośnie potencjalnej porażki powinna spróbować oferowanego przez austriacki brand świata muzyki pełnego magii. Nic na tym nie starci, a być może zakocha się na zabój.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0 , Melco N1Z/2EX-H60
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Neat Acoustics Ultimatum – XL10
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Nautilus / Ayon
Cena: 13 900 PLN

Dane techniczne
• Typ układu: SE-trioda, klasa A
• Lampy wyjściowe: 2 × KT150
• Impedancja obciążenia: 4-8 Ω
• Moc wyjściowa:2 × 15 W
• Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 40 kHz
• Czułość wejściowa (pełna moc): 330 mV
• Impedancja wejściowa (1 kHz): 100 kΩ
• NFB: 0dB
• Pilot zdalnego sterowania: Tak (opcjonalnie)
• Wejścia : 4 × RCA
• Wymiary (S x G x W): 300 × 430 × 230 mm
• Waga: 22 kg

Pobierz jako PDF