1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Canor Audio Virtus A3

Canor Audio Virtus A3

Link do zapowiedzi: Canor Audio Virtus A3

Opinia 1

Śmiem twierdzić, że czasy gdy jedynie na produkty zza żelaznej kurtyny, ze szczególnym uwzględnieniem tych zza wielkiej wody – amerykańskie i japońskie patrzyliśmy z niemalże religinym uwielbieniem a nasze – „demoludowe” traktowaliśmy jako zło konieczne i wyroby „czekoladopodobne” już dawno minęły. Bez trudu bowiem z centralno – wschodnioeuropejskich marek można skompletować system nie tylko zasługujący na miano Hi-Fi, lecz również High-End. Ba, patrząc na nader obszerną listę wytwórców wszelakich dóbr o audiofilskiej proweniencji ze znaczkiem made in EU bardzo często okazuje się, iż powstały one na obszarach zlokalizowanych na wschód od dawnego muru berlińskiego. Mamy bowiem słoweńskie gramofony Kuzmy i Pear Audio, nasze rodzime Sikory, elektronikę bułgarskiego Thraxa, rumuńskiej Rockny, czeskiej KR Audio, polskie „Cyrkle”, Audio Reveal-e, Fezz-y, RCM-owskie phonostage, węgierskie Qualiton, kolumny czeskiego Xaviana, litewskie AudioSolutions, nasze Esy, Pylony, o bezliku kablarskich manufaktur nawet nie wspominając. Słowem można przebierać niczym w ulęgałkach. I właśnie z owego grona pochodzi sprawca dzisiejszego zamieszania, czyli słowacka manufaktura Canor Audio, która choć na naszych łamach gościła już wielokrotnie, to dziwnym zbiegiem okoliczności jeszcze nie doczekała się spojrzenia na nią z nieco szerszej perspektywy. Dlatego też by przekonać się jak daleką drogę przebyła wypada cofnąć się mniej więcej o ćwierć wieku, gdy jeszcze w barwach powstałej w 1995 r. marki Edgar Słowacy nie tylko oferowali rustykalne, łapiące za oko drewnianymi wstawkami (TP 101 MkII), czy wręcz całymi boazeryjnymi frontami (SH-1, TP 305, CD1) wypieki własne, lecz nader prężnie działali w roli wykonawcy elektroniki dla takich podmiotów zewnętrznych jak m.in. Pavel Dudek (DPA), Vincent, czy Pro-Ject. Potem przyszedł rok 2007 a dokładnie 1 grudnia, wymuszona roszczeniami noszącego taką samą nazwę, lecz zarazem starszego bytu zmiana oznaczenia na Canor i odejście od drewna na rzecz zdecydowanie bardziej hi-tech-owego aluminium. Tzn., trzymając się faktów i niespecjalnie próbując naginać je do pasującej nam narracji warto wspomnieć, że o ile lampowa integra Canor TP-105 VR jeszcze aparycją swego frontu nieco nawiązywała do szuflady eleganckiego sekretarzyka, to już jej następca TP-106 VR, oraz dokooptowany do pary odtwarzacz CD-2 VR z impetem otworzyły drzwi XXI w. designu pyszniąc się aluminiowo-akrylowymi płytami czołowymi i zapoczątkowały nowy rozdział w historii słowackiego Hi-Fi i High-Endu. Przesadzam? Cóż, wszystkim wątpiącym gorąco polecam małą retrospekcję i powrót do naszego testu przedwzmacniacza Hyperion P1 i monobloków Virtus M1, który dobitnie dowodził, iż nasi południowi sąsiedzi coraz odważniej rozpychają się w „Lidze Mistrzów” kusząc nie tylko wspomnianym atrakcyjnym wzornictwem i wysokiej próby dźwiękiem, lecz i relatywnie zdroworozsądkowymi cenami, co jak na audiofilskie realia bynajmniej nie jest standardem.
Tym razem, dzięki uprzejmości białostockiego Rafko, przyszło nam zmierzyć się ze zdecydowanie bardziej skondensowaną i zarazem jeszcze bardziej przystępną cenowo propozycją, czyli definiowanym jako „zintegrowany wzmacniacz all-in-one” hybrydowym modelem Canor Audio Virtus A3, na którego test serdecznie zapraszamy.

Choć na pierwszy rzut oka A3-ka niespecjalnie wyróżnia się na tle swego współczesnego rodzeństwa, to proszę mi wierzyć, że śmiało można ją uznać za zwiastuna może nie tyle rewolucji, co ewidentnej ewolucji w domenie estetyki i ergonomii w słowackim portfolio. Zacznijmy jednak od ogólnego wrażenia i wynikającej z firmowej unifikacji designu rozpoznawalności. Nie da się bowiem ukryć, iż Virtus A3 wygląda jak pełnokrwisty, rasowy Canor i ani myśli temu zaprzeczać. Mamy zatem klasyczną, prostopadłościenną bryłę korpusu wykonaną z solidnych płyt z grubym szczotkowanym aluminiowym frontem przez którego całą długość biegnie pas czernionego akrylu. To właśnie w jego centrum umieszczono otoczoną bursztynową aureolą nowatorską wielofunkcyjną gałkę, w której „licu” osadzono kolorowy, rodem z nowoczesnego smartwatcha, dotykowy ekran z pomocą którego uruchomimy/uśpimy wzmacniacz, wybierzemy źródło, odczytamy parametry reprodukowanego sygnału, czy też będziemy mogli śledzić pracę monitorujących oddawaną moc cyfrowych „wycieraczek”. Jak dla mnie designerski cud, miód i orzeszki pozostawiający daleko w tle np. stosowane przez Pathosa osadzenie w gałce wskaźnika głośności. Brawo! A animacja progresu rozgrzewania lamp po prostu rozbija bank.
Lewą flankę zajmuje oznaczenie modelu oraz duet wyjść słuchawkowych – zbalansowany 4-pinowy XLR i klasyczny, niezbalansowany 6,3mm jack. Z kolei prawą przydzielono szalenie czytelnemu pomarańczowemu diodowemu wyświetlaczowi informującemu o wybranym źródle i sile głośności.
Rzut oka na ścianę tylną i … jasnym staje się, czemu Słowacy wspominają o A3-ce w kontekście „wszystkomania”. Jednak po kolei. Wzdłuż bocznych krawędzi wygospodarowano miejsce dla pojedynczych, dość standardowych terminali głośnikowych pomiędzy którymi wszelakiej maści interfejsy pogrupowano w logicznie rozplanowanych sekcjach. I tak, po lewej mamy reprezentantów domeny analogowej, czyli wejścia RCA na phonostage’a z obowiązkowym zaciskiem uziemienia, dwie pary wejść liniowych RCA i taki sam zestaw XLR-ów. Następnie natrafiamy na duet regulowanych wyjść RCA i XLR oraz interfejsy triggera. Tuż przy górnej krawędzi ulokowano włącznik główny, który zintegrowano z komorą bezpiecznika oraz gniazdem IEC, co z jednej strony ułatwia podłączanie przewodu stojąc z przodu wzmacniacza, lecz z drugiej po aplikacji takowego druciszcza zauważalnie utrudnia dostęp do zlokalizowanej z kolei wzdłuż dolnej krawędzi sekcji cyfrowej z gniazdem USB-C (!?), parą koaksjalnych, para optycznych i pojedynczym AES/EBU. I o ile w kwestii ergonomii ww. ewidentnie kolizyjnie umiejscowienia gniazda zasilającego i sekcji cyfrowej pozwolę sobie na krytykę, to choć początkowo chciałem postawić również minus za raczej niespodziewane na tym pułapie cenowym gniazdo USB-C, to potem przypomniałem sobie rozmowę z reprezentującym Canora Ivanem Bošnovičem , którą obyłem z nim podczas jubileuszu Rafko i wszystko stało się jasne. Chodzi bowiem o to, że Słowacy celują nie tylko w doświadczonych audiofilów, lecz również we wkraczającą w świat wysokiej jakości dźwięku młodzież a jak powszechnie wiadomo to pokolenie zazwyczaj audiophilią nervosą nieskażone, szuflady, bądź wręcz szafy najprzeróżniejszego okablowania nieposiadające. Za to z przyrośniętym do dłoni smartfonem. Krótko mówiąc „drukarkowego” przewodu USB raczej nieposiadające, za to kabelek USB-C zapewne w kilku opcjach długości, grubości i koloru na stanie mające. Czyli na początek powinno starczyć, a jak nie, to dystrybutor marki, znaczy się Rafko również pracę domowa odrobił i wraz z pojawieniem się na sklepowych półkach Virtus-a A3 (i zbliżającej się dostawy DAC-a Verto D4S) przygotował własne, kompatybilne okablowanie Melodiki z serii Purple – MDUAC (<200PLN/2m).
Jeśli chodzi o trzewia i generalnie parametry techniczne, to jak zdążyłem wspomnieć na wstępie mamy do czynienia ze zintegrowaną konstrukcją hybrydową o topologii dual mono z w pełni niezależnymi, wielostopniowymi, regulowanymi zasilaczami dla każdego kanału. Sekcja analogowa jest w pełni zbalansowana i realizowana przez dyskretne symetryczne stopnie wzmocnienia na wejściu wyposażone w podwójne sparowane tranzystory JFET i parę lamp E88CC. Z kolei na wyjściu znajdziemy zestaw pracujących w klasie AB tranzystorów przymocowanych do pokaźnych radiatorów wspomaganych pompą ciepła i wolnoobrotowymi coolerami, które (tranzystory, nie chłodzenie) zdolne są oddać moc 2 x 100W przy 8 i 2 x 150W przy 4Ω obciążeniu. Z podobną atencją dopieszczono sekcję cyfrową, gdzie pracuje para kości ESS 9038 a wejście USB jest galwanicznie izolowane. Warto również wspomnieć, iż zazwyczaj po macoszemu traktowane wyjście słuchawkowe w przypadku Canora obejmuje oparty na elementach dyskretnych w pełni symetryczny, zbalansowany moduł. Jakby tego było mało również phonostage jest w pełni „dyskretny” i obsługuje nie tylko wkładki MM, lecz również MC!

Przechodząc do walorów brzmieniowych naszego dzisiejszego gościa pozwolę sobie na wstępie ogłosić małe dementi nt. opinii „życzliwych” jakoby hybrydy łączyły w sobie wady obu wykorzystywanych przez siebie technologii, czyli lampowe zniekształcenia z tranzystorowym brakiem muzykalności. Wystarczy bowiem kilka taktów pochodzącej z albumu „Para Bellum” Testamentu ballady „Meant to Be” , by zrozumieć, iż Canor Audio Virtus A3 może i łączy w swym brzmieniu wiele elementów, ale żaden z nich wadą, bądź ułomnością nie jest. Szczególnie, kiedy na jednym kawału ww. szarpidrutów się nie poprzestanie. Okazuje się bowiem, że słowacka integra potrafi nie tylko solidnie łupnąć dołem oferując adekwatne do deklarowanej mocy zejście, kontrolę i energię, lecz również wściekle ukąsić ognistą górą aż kipiąca od gitarowych riffów. Bez zbytniego zaokrąglenia, zmiękczenia i przesłodzenia. Ba, jak na konstrukcję mającą na swym pokładzie lampy Canor gra zaskakująco rześko i witalnie sprawiając, że nie tylko ciężkie odmiany Rocka, lecz i spokojniejszy repertuar powoduje, że krew żwawiej krąży w naszych żyłach. Proszę się jednak nie martwić, że A3-ka w jakikolwiek sposób podkręca tempo, bądź wprowadza do nagrań niepotrzebną, podskórną nerwowość, gdyż nic takiego się nie dzieje a wspomniane rześkość i witalność wynikają z niezwykłej troski słowackiego wzmacniacza o właściwą dynamikę reprodukowanych nagrań i to nie tylko w skali makro, jak w przed chwilą przywołanym do tablicy albumie Testamentu, lecz również mikro, jak w wyśmienitym „Possibilities” Herbiego Hancocka czy równie wyrafinowanym „Charlie Watts Meets The Danish Radio Big Band” Charliego Wattsa, gdzie niemalże wystarczy sama obecność, by jeśli nie podrygiwać całym ciałem, bądź kończyną dolną, to przynajmniej wybijać rytm bębniąc palcami po podłokietniku fotela. Tutaj nie trzeba „rozkręcać” wzmacniacza do nie wiadomo jakich poziomów głośności, gdyż pełen drzemiący w materiale źródłowym ładunek energetyczny uwalniany jest od niemalże wieczorno-nocnych dawek decybeli. Jeśli ktoś śmie w to wątpić gorąco polecam odsłuch „FrauContraBass”. Oczywiście w cichości ducha liczę, iż bierzecie Państwo pod uwagę fakt wykorzystywania przeze mnie podczas testów wielce przyjaznych takiej narracji i zdolnych takie niuanse zaprezentować uzbrojonych w papierowe przetworniki AudioSolutions Figaro L2. Jak będzie z aluminiowo-porcelanowo-diamentowymi Gauderami Jacka nie wiem, lecz lada moment będziecie mogli się Państwo o tym przekonać. Wracając do meritum i do kwestii nieprzesadnej saturacji średnicy pragnę jedynie doprecyzować, że środek pasma jest wybornie komunikatywny i namacalny, lecz właśnie o „nieprzesadnej saturacji”. Oznacza to mniej więcej tyle, że z jednej strony dostajemy świetne różnicowanie wsadu tak pod względem jakościowym, jak i samej treści, więc doskonale słychać różnice pomiędzy chrypieniem Toma Waitsa i Leonarda Cohena a jednocześnie karmelowa słodycz wokalu Queen Latifah („Trav’lin’ Light”), dzięki zdolności oddania odpowiedniej artykulacji i „prawdziwości” sybilantów nie jest tak usypiająco lepka i jednorodna. Podobne obserwacje poczyniłem na „Soul on Soul” Palomy Dineli Chesky, gdzie Canor sugestywnie pokazał pazur i „gardłową zadziorność” wielce uzdolnionej córki David-a (tak, tego od Chesky Records i HDtracks). Dodając do tego swobodę i naturalność wybrzmień oraz unikanie zbyt szybkiego wygaszania kłębiących się pod sklepieniami pogłosów dostajemy sugestywnie „napowietrzoną” prezentację z precyzyjnie rozmieszczonymi źródłami pozornymi i rzetelnie oddaną gradacją planów.
Na koniec jeszcze kilka słów o DAC-u, phonostage’u i wzmacniaczu słuchawkowym. I tak, jeśli chodzi o sekcję przetwornika, to z racji niekompatybilnego, znaczy się zgodnego z założeniami producenta „młodzieżowego” portu USB-C zmuszony byłem zrezygnować ze swojego dyżurnego przewodu ZenSati Zorro USB na rzecz mało audiofilskiej proweniencji drucika wykorzystywanego zazwyczaj na potrzeby foto-tetheringu, więc warto brać na ów drobiazg poprawkę. Niemniej jednak nawet na takiej „protezie” brzmienie A3-ki trudno było uznać za w jakikolwiek sposób upośledzone, bądź ułomne. Ot, równowaga tonalna została przesunięta nieco w dół, górę pasma poddano lekkiemu zaokrągleniu a średnicę o pół kroku wypchnięto przed szereg. W rezultacie Canor stał się bardziej humanitarny dla niespecjalnie referencyjnych nagrań przesuwając uwagę słuchaczy z aspektu rozdzielczości w kierunku przyjemnej muzykalności. Podobne wrażenie miałem po przepięciu się na wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy, który po prostu robił swoje oferując zakładam, że oczekiwaną, przez większość odbiorców analogową gęstość i „magię”. Całe szczęście Canor nie grał wszystkiego na jedną modłę i potrafił pokazać różnice tak pomiędzy estetyką i jakością realizacji, jak i samymi tłoczeniami, przy czym niespecjalnie czuł się w obowiązku nazbyt ekstatycznie reagować na wszelakiej maści trzaski zbierane przez śledzącą rowek igłę. Oczywiście nie podlega wątpliwości, że można lepiej, jednak jeśli ktoś zastanawia się ile trzeba za owo lepiej dopłacić, polecam zerknąć ile za karty rozszerzeń życzy sobie np. Gryphon. Generalnie, jeśli nie dysponuje się „luźną 5-ką” kPLN, to raczej nie ma co kombinować i szukać wolnostojących alternatyw bo co najwyżej będzie inaczej a niekoniecznie lepiej. Z kolei wyjście słuchawkowe, przynajmniej na niezbyt wymagających Meze brzmiało w sposób zbliżony do wyjść głośnikowych, więc oferowało sporo radości i energii z zaraźliwą motoryką powodująca rytmiczne bujanie czerepem.

W ramach podsumowania dzisiejszego spotkania nie pozostaje mi nic innego, jak tylko stwierdzić, że udał się ekipie Canora tytułowy Virtus A3. Jest świetnie wyposażony, miły w obsłudze, nieprzeciętnej urody i jeszcze po prostu dobrze gra. A jeśli będzie się tylko pamiętało, że w pierwszej kolejności wpinamy się w jego sekcję cyfrową a przewód zasilający aplikujemy na samym końcu, to i nad dyskusyjną lokalizacją gniazda zasilającego nie ma co biadolić. Trzeba jedynie również pamiętać, by przy USB zorganizować sobie zawczasu jakiś sensowny przewód z końcówką USB-C, bądź po prostu zamówić takowy – MDUAC Melodiki razem ze wzmacniaczem i zapomnieć o temacie.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance + zwory ZenSati Angel
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1; WK Audio TheRed XLR
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRed Speakers mkII + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Furutech Evolution II Power; 3 x WK Audio TheRed Power
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Gdy powiem, że słowackiego Canora zna każdy adept zabawy w zaawansowane audio, to jeśli się pomylę, to naprawdę w minimalnym procencie. I tylko dlatego, że większość tej grupy z pewnością będzie nowym narybkiem naszego hobby. Reszta populacji freaków audio rzeczonego bohatera na bank co najmniej kojarzy. I nawet jeśli nie ze swoich osobistych doświadczeń, to choćby z lektury przeprowadzonych przez nas testów kilku propozycji spod tego znaku towarowego. A trzeba przyznać, że sporo tego było. I co ważne, w większości przypadków były to spotkania z muzyką przez duże „M”, gdyż gro urządzeń w swoich trzewiach wykorzystuje lampy elektronowe. Nie po to, aby coś nudnie ulepiać, tylko nadać muzyce nutkę piękna, dlatego najczęściej są to udanie skonstruowane hybrydy. I pewnie nikogo nie zaskoczy fakt, że dzisiejsza konstrukcja też może pochwalić się szklanymi bańkami w układach elektrycznych. A będziemy zajmować się bardzo kompaktowym w kwestii rozmiaru, do tego mogącym pochwalić się sporą wielofunkcyjnością – na pokładzie znajdziemy nie tylko sekcję wzmacniającą, ale także przetwornik D/A, phonostage i co równie istotne, ciekawym wzorniczo, będącym w dystrybucji białostockiego Rafko wzmacniaczem zintegrowanym Canor Audio Virtus A3.

Jak widać na zdjęciach, Słowak w kwestii rozmiarów jest średniej wielkości konstrukcją. Jednak myli się ten, kto sądzi, że taki jest duchem. Co to to nie. Świadczy o tym wspominane we wstępniaku bogate wyposażenie w funkcje (oczywiście oprócz bycia wzmacniaczem zintegrowanym) przetwornika cyfrowo-analogowego i przedwzmacniacza gramofonowego. W celach uszlachetnienia dźwięku zastosowanie lamp elektronowych. Zaś całości dopełnia fakt designerskiego wyglądu ze znakomicie prezentującą się, wielofunkcyjną gałką obrotowo wzmacniającą sygnał i dotykowo sterującą wyborem wejść na tylnym panelu przyłączeniowym. A najciekawsze jest to, że ma jeszcze jedną fajną funkcję. Chodzi o wyświetlanie się w jej centrum wskaźników wychyłowych oddawanej mocy. Owszem, to gadżet, ale za to jaki pomysłowy i nie oszukujmy się, znakomicie podnoszący poziom wizualnego odbioru urządzenia. Oczywiście na front-panelu oprócz owej gałki znajdziemy jeszcze zorientowane na jego lewej flance dwa rodzaje gniazd słuchawkowych, a na prawej wielki, dzięki temu czytelny z daleka, wykorzystujący odcień pomarańczy piktogramowy wyświetlacz. Jeśli chodzi o zaplecze opisywanej integry, ta realizując sporą ofertę wyposażenia oferuje użytkownikowi zestaw wyjść kolumnowych, 2 wejścia RCA i dwa XLR w domenie analogowej, jedno wejście na phonostage, pełen komplet wejść cyfrowych – USB-C, 2 x Coax, 2 x Optical, AES/EBU oraz standardowy zestaw wejścia prądowego IEC wraz z gniazdem bezpiecznika i głównym włącznikiem. Oczywistą oczywistością jest naturalnie występowanie w komplecie nieprzeładowanego funkcjami, ale zapewniającego pełna obsługę pilota zdalnego sterowania.

No dobrze, kilka ciekawych informacji natury ogólnej mamy już za sobą, zatem przyszedł czas na podobny pakiet danych, tym razem jednak w chyba bardziej interesującym Was temacie, jakim jest oferta brzmieniowa Canora Virtus A3. A muszę z przyjemnością powiedzieć, że będą to bardzo optymistyczne informacje. Dodatkowo ich wagę podnosi fakt bardzo umiarkowanej wyceny tak bogatego w funkcje i świetnie prezentującego się wizualnie wzmacniacza na poziomie poniżej 30 tys. złotych. Jeśli się tak zdarza, naprawdę jest rzadkością. Co mam na myśli? Otóż w pierwszej kolejności chodzi mi o nie tylko muzykalną prezentację, bo lampa pozwala osiągnąć taki stan bez specjalnej napinki, ale przy tym bardzo równe podanie całości, gdyż przy hołdowaniu dobrej esencjonalności przekazu muzyka w żadnym zakresie nie nosiła znamion przegrzania. Owszem, było gęsto – szczególnie w środku pasma, jednak przy tym w dolnych partiach z odpowiednim konturem, a na górze z fajnym oddechem i blaskiem. Naturalnie to ostatnie pasmo nie chadzało swoimi ścieżkami, co może na krótką metę wypadałoby fanie, ale powodowałoby ich oderwanie się od rzeczywistości, tylko oferując dobry blask muzyki cały czas jego ilość zależała od zapotrzebowania słuchanego materiału. Dzięki temu świetnie wypadała namacalność i dobre ogniskowanie źródeł pozornych rozgrywających się w okowach mojego pokoju wydarzeń.
To, co przed momentem wyartykułowałem, znakomicie potwierdzała chyba najbardziej ulubiona przeze mnie płyta Tomasza Stańki „Lontano”. Jej zapisany w kodzie DNA ogólny spokój świetnie podkreślała estetyka brzmienia ocenianej sekcji wzmacniającej. Ogólne nasycenie prezentacji udanie uplastyczniało – bo nie pogrubiało – przyjemnie odbierane przeze mnie podanie takich instrumentów jak kontrabas i fortepian. Zaś mocny dolny zakres nie tylko promował pracę wielkiego kotła bębniarza, ale także wspomnianemu fortepianowi pozwalał uzyskać stosowną podbudowę podczas odgrywania serii pasaży najniższych akordów. Muzyka płynęła niby z wolna, jednak dzięki dobremu zaaplikowaniu lamp elektronowych ich czarującemu rozwibrowaniu średnicy zjawiskowo żyła. Efekt w rozumieniu pozytywnym był dość zaskakujący, gdyż tego typu muza jest bardzo kapryśna i gdy konstruktor podczas projektowania urządzenia przekroczy cienką linię pomiędzy czarem prezentacji, a nadinterpretacją tego aspektu, z kolumn zwyczajnie wieje nudą. Tutaj takiego efektu nie było. Był za to co prawda soczysty, ale jednak wciągający mnie w wir wydarzeń drive.
A jak nasz bohater wypadł w bardziej wyrazistym repertuarze? Do sprawdzenia tego wykorzystałem wściekle brzmiący Sabaton z materiałem zatytułowanym „Heroes”. Jak wypadł? Na wstępie zaznaczę, że to był bardzo przypadkowy wybór, bowiem po tym, co usłyszałem, zanim podjąłem decyzję przewietrzenia pomieszczenia falą rockowych podmuchów, byłem spokojny o wynik tego starcia. Spokój naturalnie był pokłosiem równego grania wzmacniacza w całym pasmie. Bez faworyzowania żadnego podzakresu, tylko lekkie podkręcenie dźwięczności średnicy przez lampy, co w pierwszym rzędzie owocowało intrygującym odbiorem wokalizy, w drugim oczekiwanym uderzeniem mnie bardzo dobrą energią nie tylko pełnego składu muzyków, ale także ich solowych popisów, zaś w trzecim mimo wyczuwalnego, nieco większego od posiadanego na co dzień nasycenia, utrzymanie dobrego timingu brzmienia kapeli. Jak wspominałem, podczas wyboru czegoś mocnego do sesji testowej nie obawiałem się porażki i tak się stało. Owszem, to była nieco inna wersja wydarzeń niż z typowego tranzystora, ale tylko inna, a nie gorsza. A przypominam, rozmawiamy o wzmacniaczy za niecałe 30 tysięcy. Jak to możliwe? Moim zdaniem Słowacy projektują urządzenia, które dzięki dobrej relacji cena/jakość mają się sprzedawać a nie stawać tak zwanymi „półkownikami”, czego powyższy przypadek jest tego dobitnym potwierdzeniem.

Jakiej grupie moich pobratymców poleciłbym tytułowy wzmacniacz Canor Audio Virtus A3? Sprawa jest banalnie prosta. Oczywiście wszystkim kochającym muzykę wielobarwną, odpowiednio nasyconą i do tego z nutą wolnych elektronów w tle. I poza jednym przypadkiem nie ma znaczenia, na jakim poziomie wagi dźwięku jest Wasza układanka. Słowackie wzmocnienie przy swojej estetyce brzmienia bez problemu utrzymuje dobrą kontrolę tak dolnego, jak i dźwięczność górnego zakresu, co powoduje, że aby mieć problem z dogadaniem się z którąś z nich, musi zderzyć się z serią kardynalnych błędów podczas wcześniejszej konfiguracji. Jeśli takowych nie popełniliście, powinno być co najmniej dobrze. Jeśli chodzi zaś o przypadek beznadziejny, ten nie odnosi się do elektroniki, tylko upodobań potencjalnego zainteresowanego. Jeśli szuka tak zwanych „latających w eterze żyletek” z Canorem będzie mu całkowicie nie po drodze. Jednak wiedząc, iż to grupa w ilości osobników oscylująca na granicy błędu statystycznego, tak naprawdę problem nie istnieje. Jeśli zatem z tymi ostatnimi się nie utożsamiacie, droga do spędzenia miłych chwil przy fajnie podanej muzyce stoi przed Wami otworem.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD: Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Commander
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Furutech Evolution II, Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, ZenSati Angel
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna: Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne: Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon: SME 60
– wkładka: My Sonic Lab Signature Diamond
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty: Omicron Luxury Clamp
– przyrząd do centrowania płyty: DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy: Studer A80

Dystrybucja: Rafko
Producent: Canor Audio
Cena: 27 995 PLN

Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 100W/8 Ω, 2 x 150W/4Ω
Napięcie wyjściowe na wyjściu słuchawkowym: 500 mW / 30 Ω, 70 mW / 300 Ω (niezbalansowane – 6.3 mm jack); 500 mW / 30 Ω, 270 mW / 300 Ω (zbalansowane – 4-pin XLR)
Wzmocnienie: 34.5 dB
Czułość wejściowa: 550 mV
Wzmocnienie przedwzmacniacza gramofonowego: MM 40 dB, MM 46 dB, MC 60 dB, MC 66 dB
Współczynnik tłumienia: 180 / 4 Ω, 380 / 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 10 – 35 000 Hz (± 0.5 dB / 5 W)
Impedancja wejściowa: 50 kΩ
Wejścia analogowe: Para RCA (phono), 2 pary RCA, 2 pary XLR
Wyjścia analogowe (regulowane): para RCA, para XLR
Wejścia cyfrowe: 2 x COAX, 2 x OPT, USB-C, AES/EBU
Zastosowany przetwornik: 2 x ESS 9038 (Dual Mono)
Obsługiwane sygnały cyfrowe: PCM do 768 kHz / 32 bits, DSD do DSD512
Zastosowane lampy: 2 x E88CC
Zniekształcenia THD: < 0.005 % / 1 kHz, 5 W; < 0.008 % / 1 kHz, 1 W
Odstęp sygnał/szum: > 90 dB (20 Hz – 20 kHz)
Wymiary (S x W x G): 435 x 130 x 460 mm
Waga: 18 kg

Pobierz jako PDF