Opinia 1
Od razu na wstępie wyjaśnię, że to nie tak miało być, gdyż o ile pochodzenie a nawet marka bohaterów niniejszej epistoły się zgadza, to samo urządzenie a właściwie urządzenia już niekoniecznie. Niestety komplikacje związane z pandemią koronawirusa (COVID-19) znalazły odzwierciedlenie również w naszych planach recenzenckich, co w tym wypadku oznaczało kilkutygodniowe opóźnienie dostawy wzmacniacza mocy Chord Electronics Ultima 5 . Okazało się jednak, że nie ma tego złego, co by … itd., gdyż jak podlinkowana przed chwilą zajawka dobitnie świadczy koniec końców ów wzmacniacz do nas dotarł a w tzw. międzyczasie dystrybutor marki – cieszyński Voice, nader zgrabnie zagospodarował powstałą lukę, czym prędzej dostarczając nam dopiero co prezentowany na praskim AUDIO VIDEO SHOW wielce urodziwy zestaw DAC/power czyli reprezentujące linię Choral przetwornik cyfrowo-analogowy Dave i równie kompaktową stereofoniczną końcówkę mocy Étude, wraz z dedykowanymi im ekskluzywnymi standami Choral Ensemble Floor Stand Silv. Całkiem akceptowalny zestaw „na przeczekanie”, nieprawdaż? Jeśli zastanawiacie się Państwo jak tytułowe maluchy sprawdziły się w boju nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do dalszej lektury.
Nie wiem czy to starość, czy zwykłe lenistwo, ale coraz częściej doceniam producenckie zapędy do możliwie daleko posuniętej integracji i związanej z nią minimalizacji, czyli mówiąc wprost redukcji gabarytów i co najważniejsze wagi. Dzięki tym trendom duet Chorda można przenieść za jednym razem i to w niezbyt mocnej torbie, gdyż w sumie ważą nieco poniżej 9 kg. Jeśli jednak w tym momencie spodziewacie się Państwo jakiś, za przeproszeniem wydmuszek, to pomyliliście adresy, gdyż już przy wypakowywaniu widać a przede wszystkim organoleptycznie czuć, że to nie jest tzw. masówka. Oj nie. Masywne, z perfekcyjną precyzją wykończone korpusy ze szczotkowanego aluminium utrzymano w eleganckiej czerni, choć nic nie stoi na przeszkodzie, by zamówić wersję w naturalnym srebrze. Co ciekawe owe obudowy nie są zwykłymi giętymi blachami, bądź skręcanymi aluminiowymi profilami, lecz wyżłobionymi blokami stanowiącymi dół i ściany, uzupełnionymi dokręcanymi od góry pokrywami. Natomiast firmowe stojaki kuszą chromowanymi nogami i czernią ramek w jakie wpasowujemy poszczególne komponenty.
Aparycja Dave’a nie pozostawia nikogo obojętnym. Jest tak futurystyczna, że albo się ją pokocha, albo znienawidzi od pierwszego wejrzenia i nic na to nie poradzimy. Całe szczęście ów zaoblony na bocznych ściankach projekt, przyozdobiony monstrualną, przywodzącą na myśl koperty zegarków dla nurków, tarczą przełom górnej ściany i frontu, oraz chromowane „guzy” manipulatorów, na tyle przypadł mi do gustu, że bez chwili wahania zostawiłbym go w swoim systemie i z radością na niego od czasu do czasu spoglądał. Z elementów dekoracyjnych warto wspomnieć o eleganckim szyldzie wkomponowanym w dedykowane wgłębienie na lewo od intrygującego bulaja i nie mniej designerskim „krzyżaku” z centralną – większą gałką pełniącą nie tylko rolę regulatora głośności, lecz również poprzez naciśnięcie zatwierdzającą wybór odpowiedniej nastawy, oraz cztery mniejsze przyciski ułatwiające nawigację po menu.
Na froncie znajdziemy jedynie ulokowane po prawej stronie 3,5 mm gniazdo słuchawkowe obsługujące obciążenia do 800 Ω a odpowiedzialny za jego pracę układ oferuje trzy różne filtry „Crossfeed” pozwalające modelować generowaną przez słuchawki przestrzeń. Sam wyświetlacz, pomimo okalającego go pierścienia jest już prostokątny a z poziomu menu mamy możliwość wybrania jednej z czterech proponowanych przez producenta kompozycji – od monochromatycznej po zdecydowanie weselszą, gdzie kolory podświetlenia zmieniają się wraz z częstotliwością próbkowania obsługiwanych sygnałów, których dokładne parametry prezentowane są w lewym górnym polu. Oprócz tego zyskujemy dostęp do informacji dotyczących wybranego wejścia, siły głośności, aktywnego filtra cyfrowego, czy też samej kompozycji wyświetlacza.
Pomimo niezbyt imponującej przestrzeni ściana tylna Dave’a jest w stanie wprawić w konsternację niejednego pełnowymiarowego konkurenta, gdyż oferuje nie tylko parę analogowych wyjść w wersji RCA i XLR, lecz przede wszystkim oszałamiający swym bogactwem wachlarz interfejsów cyfrowych obejmujący wejście USB, cztery BNC, AES/EBU i dwa Toslink. Jakby tego było mało Anglikom udało się jeszcze wygospodarować miejsce na … cztery terminale DX BNC (dual BNC dedykowane połączeniom z innymi, jeszcze czekającymi na premierę, urządzeniami Chorda) i pełnowymiarowe, zintegrowane z włącznikiem głównym gniazdo zasilania IEC.
W porównaniu ze swoim cyklopim rodzeństwem stereofoniczna końcówka mocy Étude wydaje się istną oazą spokoju i minimalizmu. Ot pozbawiony jakichkolwiek ekstrawagancji, zaczerpnięty z ww. DAC-a korpus zdobi jedynie drobna perforacja zapewniająca chłodzenie trzewi i tym razem centralnie umieszczony chromowany szyld z firmowym logotypem. Ściana tylna prezentuje się równie minimalistycznie – po parze wejść RCA/XLR i pojedyncze, solidne terminale głośnikowe wyczerpują temat przyłączy a całości dopełnia włącznik główny z gniazdem zasilającym IEC.
Niech jednak nie zwiodą Was nikczemne postury dzisiejszych bohaterów, gdyż to nie jest li tylko lifestyle’owa propozycja dla miłośników desktopowych rozwiązań, co przynajmniej w przypadku Dave’a spokojnie możemy mówić o pełnokrwistym High-Endzie i to we flagowej a przy tym najbardziej zaawansowanej technologicznie odsłonie brytyjskiego producenta. Wystarczy bowiem zerknąć do cennika, by ze zdziwieniem odkryć, iż za to aluminiowe cudeńko Chord Electronics życzy sobie bagatela 47 kPLN. Skoro jednak, przynajmniej zgodnie z materiałami promocyjnymi, mamy do czynienia z „najbardziej zaawansowanym przetwornikiem DAC/przedwzmacniaczem na świecie”, to najwidoczniej taniej byłoby poniżej jego szlacheckiego urodzenia, tym bardziej, że pozornie zwyczajna nazwa DAVE to, i tu znów posłużę się stosownym cytatem, „skrót od „Digital to Analogue Veritas in Extremis” oznaczający skrajne oddanie sygnału cyfrowego poprzez sygnał analogowy”. Krótko mówiąc mamy do czynienia z cyfrowym odpowiednikiem jubilerskiego majstersztyku w stylu jaj Fabergé. Wystarczy bowiem tylko wspomnieć, iż sercem Dave’a nie jest któraś z ogólnodostępnych na rynku kości a autorski układ logiczny Spartan 6 FPGA, którego oprogramowanie zawiera ponad milion linii kodu. Podobnym pietyzmem wykazano się w kwestii mocy obliczeniowej, która w tym przypadku jest tysiąc razy większa niż w masowo produkowanych układach. Ponadto autorskie filtry cyfrowe FIR WTA (Watts Transient Aligned) obsługują 164 000 rejestrów (taps) i pracują z częstotliwości 256fs, a to wszystko dzięki układowi o 166 rdzeniach DSP. Nie dziwi zatem bezproblemowa obsługa sygnałów PCM 44,1 – 768 kHz (2 x DXD) i DSD (do Quad DSD) oczywiście z osobnymi, dedykowanymi filtrami.
Pomimo zdecydowanie bardziej przystępnej ceny Étude jest równie zaawansowaną, w pełni zbalansowaną konstrukcją. Jak to od lat w Chordzie bywa jego zasilanie oparto o trzy, z niezwykłą starannością zaekranowane, moduły impulsowe – jeden dla szyn pomocniczych i dwa obsługujące szyny wysokoprądowe. Równie ciekawie przedstawia się pracujący w klasie AB stopień wyjściowy, w którym co prawda „siedzi” wzmacniacz impulsowy, jednak korzystający z dwóch banków po cztery MOSFETY zdolnych oddać w trybie stereo 150 W przy 4 Ω a po zmostkowaniu nawet 300W. U podstaw tego niezwykłego projektu leżą prace m.in. Dr Malcolma J Hawksforda z Essex University i Boba Cordella z Bell Labs, które do wiadomych potrzeb zaadaptował John Franks z ekipą. Oczywiście tak wysoka moc przy tak kieszonkowych wymiarach wymaga wydajnego chłodzenia, czego sama, nawet pełniąca rolę radiatora obudowa nie ma szansy zapewnić. Dlatego też korpus oprócz gęstej perforacji wspomaga zamontowany wewnątrz ultra cichy wentylator.
Przechodząc do części odsłuchowej, a więc mając już za sobą kontakt organoleptyczny z tytułowymi maluchami, z jednej strony zdawałem sobie sprawę, że pozory mogą mylić, jednak z drugiej ich (Chordów, nie pozorów) niezaprzeczalna kompaktowość jednoznacznie wskazywała na co najwyżej desktopowe przeznaczenie. Trudno jednak wyobrazić sobie dysonans pomiędzy tym, co widzimy – dotykamy, czyli zjawiskami czysto namacalnymi a dźwiękiem, dokładnie skalą, wolumenem i potęgą przez nie oferowanymi. Nie dość, że było to brzmienie bezsprzecznie zarezerwowane dla pełnowymiarowych, górnopółkowych komponentów, to w dodatku część z nich mogłaby mieć problemy z dorównaniu Chordom tak pod względem rozdzielczości, jak i dynamiki. W dodatku słychać było zaskakujący, w stosunku do swojego starszego rodzeństwa, jak daleko nie szukając CPA 3000 + SPM 1200 MkII, progres dotyczący organiczności i wysycenia przekazu. To oczywiste odejście od wcześniejszej analityczności, jednak nie w kategoriach rewolucji a ewolucji, gdy nie tracąc nic z rozdzielczości całość sprawia bardziej plastyczne, analogowe (?) wrażenie. W głównej mierze była to zasługa fenomenalnego Dave’a (swoją drogą całkiem niezły pomysł na tytuł jakiegoś filmu o super bohaterze), co nie omieszkałem zweryfikować zastępując Étude dyżurnym Brystonem, czekającym na swoją kolej, również powstałym pod czujnym okiem Johna Franksa Ultima 5, czy wreszcie A-klasowym rodzimym Abyssoundem ASX-2000. Za każdym razem otrzymywałem niezwykle uzależniającą mieszankę odmienianej w tej recenzji przez wszystkie przypadki rozdzielczości, lecz rozdzielczości niebędącej pochodną odchudzenia i suchej analityczności, lecz wynikającej z wprost niesamowitego ładunku informacji, jakie ten niepozorny DAC jest w stanie z przysłowiowych zer i jedynek wyekstrahować. Może zabrzmi to jak kiepski żart, albo proszenie się o kłopoty, ale w brzmieniu Dave’a było niepokojąco dużo cech, które każdorazowo urzekają mnie podczas odsłuchów gramofonów TechDas, gdzie brak jakichkolwiek zniekształceń pozwala dostąpić zaszczytu dotarcia do sedna muzyki. W dodatku wcale nie musiały to być jakieś wypieszczone i wymuskane, wydane na złocie krążki, gdyż po pierwsze Dave po USB z plików, szczególnie tych natywnie gęstych, potrafił pokazać znacznie więcej, aniżeli z nośników fizycznych, co jego priorytetem był właśnie autentyzm i realizm a nie skupianie się na technicznej stronie realizacji. Dlatego też począwszy od nagranego na totalnym luzie, przez B.B. Kinga, który w wieku 77 lat już od dawna nic nikomu niczego udowadniać nie musiał, albumu „Reflections” poprzez równie leniwie wyśpiewywane przez Dianę Krall frazy na „The Look Of Love” a skończywszy na radosnych porykiwaniach Ozzy’ego na „13” każdorazowo łapałem się na tym, że z wydawać by się mogło twardego postanowienia prowadzenia podczas odsłuchów skrupulatnych notatek wyszły przysłowiowe nici, bo zamiast szukać dziury w całym wolałem po prostu posłuchać ulubionej muzyki.
Niemniej jednak nawet w komplecie oba Chordy zasługują na szczere słowa uznania. Rozdzielczość przetwornika i niezwykła akuratność końcówki sprawiają, że nawet z niezbyt łatwymi do wysterowania kolumnami otrzymamy przekaz pełen energii i kontroli a przy tym na tyle muzykalny, że o ile tylko nie przekombinujemy ze zbyt analitycznym i osuszającym okablowaniem, to naprawdę trudno będzie drzemiący w nich potencjał zaprzepaścić. Étude bowiem potrafi z zadziwiającą skutecznością pilnować timingu nawet najbardziej karkołomnych kompozycji, dzięki czemu ze stoickim spokojem, niczym niepozorny lodołamacz pokonywał piętrzące się przed nim wyzwania, radząc sobie zarówno z patetycznym „Psychotic Symphony” Sons of Apollo, jak i zdecydowanie bardziej kameralnym, co wcale nie oznacza, że mniej krytycznym materiałem z filmu „Whiplash”. Gwoli wyjaśnienia dla niewtajemniczonych tylko dodam, iż w pierwszej formacji za zestawem perkusyjnym siedzi sam Mike Portnoy, czyli człowiek, którego prog-metalowe poczynania niejeden aspirujący do miana High-Endu system potrafiły sprowadzić do parteru. A z Chordami ta ekstremalna, ale pod ciągłą kontrolą jazda z pedałem gazu wciśniętym w podłogę sprawiała nie tylko autentyczną frajdę, co nieustannie motywowała po sięganie po kolejne, jeszcze bardziej zagmatwane i wieloplanowe nagrania. W dodatku bez trudu jesteśmy w stanie nie tylko usłyszeć, ale i poczuć podwójną stopę Mike’a, czy ze zdziwieniem odkryć, że blachy, w które z takim zaangażowaniem „wali” mają wielce przyjemną, ciepłą barwę i równie zaskakująco długie wybrzmienia. Najlepsze jednak w tej nawałnicy dźwięków jest to, że owe smaczki nie wyrywają się przed szereg, lecz stanowią nierozerwalne składowe szalenie homogenicznej i koherentnej całości, w której każdy niuans jest obecny i widoczny a jednocześnie idealnie wkomponowany.
W ramach finalizacji wrażeń nausznych pozwolę sobie skreślić jeszcze kilka zdań o wbudowanym wzmacniaczu słuchawkowym. Otóż już od pierwszych taktów na usta cisnęło mi się stwierdzenie, że konstruktorzy jednak znaleźli sposób na przemycenie brzmienia „starych” Chordów, bowiem to właśnie na nausznikach słychać było akcent postawiony na analityczności i bezwzględnej neutralności. Pół żartem pół serio można było wręcz uznać, że o ile na wyjściach analogowych Anglicy pozwolili słuchaczom czerpać radość praktycznie ze wszystkich nagrań, to już na słuchawkach kończy się błogie lenistwo a zaczyna ciężka praca recenzenta i to nie sprzętowego a muzycznego. Słychać bowiem każdy detal, niuans i potknięcie popełnione tak przez muzyków, jak i zespół odpowiedzialny za samo nagranie, czy mastering. W związku z powyższym odsłuch twórczości Diany Krall, czy Cassandry Wilson nadal sprawiał mi wielką przyjemność a nagrania sygnowane przez 2L, Fim, Mobile Fidelity etc. ustawiały poprzeczkę na pułapie nieosiągalnym dla komercyjnych wydawnictw, to po większość cięższych brzmień sięgałem raczej z sentymentu, aniżeli chęci przekonania się kto i gdzie się potknął, bądź ewidentnie dał ciała. Czy to źle? Wbrew pozorom śmiem twierdzić, że nie, gdyż dzięki temu nad wyraz łatwo można obserwować postępy, bądź ich brak, w sztuce realizatorskiej, oraz artyzmie poszczególnych wykonawców. Ponadto nic nie szkodzi na przeszkodzie dobrać do Dave’a jakieś gęsto, wręcz kremowo grające słuchawki.
W ramach małego résumé przydałoby się ustalić, czy tytułowy duet po pierwsze spełnił pokładane w nim nadzieje, po drugie, czy wart jest nie tylko sporych nakładów finansowych, lecz również nasze uwagi i po trzecie kto powinien w pierwszej kolejności się nim zainteresować. No to jedziemy po kolei.
Dave wraz z Étude nie dość, że wyglądają, szczególnie posadowione na Choral Ensemble Floor Stand Silv, obłędnie, to grają lepiej niż wyglądają, co samo w sobie powinno stanowić odpowiedź na punkt pierwszy. Odnośnie drugiej kwestii zwykło się uważać, że dżentelmeni o finansach nie rozmawiają, jednak akurat w tym przypadku kwestia nie dotyczy dylematu tanio/drogo a jedynie zdolności przełamania własnych wyobrażeń budowanych na podstawie tego co widzimy. Chodzi bowiem o to, że o ile w desktopowych kategoriach tytułowy duet Chord Electronics stanowi swoiste ekstremum i przejaw ekstrawagancji, to z większej perspektywy, gdy pomimo początkowych oporów, zaliczymy go do grona pełnowymiarowych systemów sprawy przedstawiać się będą w zdecydowanie bardziej może nie tyle korzystnym, co potwierdzającym zasadność zakupu świetle. Bowiem Dave z Étude oferują brzmienie właśnie na takim – pełnowymiarowym poziomie i to w dodatku w swej iście high-endowej odmianie. No i na koniec została nam grupa docelowych odbiorców, czyli uwielbiany przez działy marketingu „target”, który akurat w tym wypadku niejako definiuje funkcjonalność Dave’a zdolnego obsłużyć jedynie cyfrowe sygnały.
Jeśli zatem, przynajmniej na razie nie ciągnie Państw do analogu a z plików korzystacie równie często, co z cyfrowych nośników fizycznych i ponadto dysponujecie wysokiej klasy transportem, to prawdę powiedziawszy nie ma co się zastanawiać, tylko umawiać na odsłuch.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini, Melco N1A/2EX
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³, Chord Electronics Ultima 5, Abyssound ASX-2000
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Cardas Clear Reflection
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Finite Elemente Carbofibre SD & HD
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Melco C1AE10
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
Opinia 2
Śledząc ostatnie poczynania Chord Electronics nie da się nie zauważyć, iż od jakiegoś czasu naturalnie nie zarzucając ważnego dla siebie segmentu High End, swoje kroki skierował w kierunku tak zwanego lifestyle’u. Co to oznacza? Określenie jest dość pojemnie, jednak w skrócie można rzec, iż rozprawiamy o palecie urządzeń przenośnych i desktopowych o jednoznacznie designerskich konotacjach. Czyli? Reprezentanci pierwszego obozu są stosunkowo niewielcy, dzięki czemu z łatwością mogą schować się w kieszeniach, umożliwiając tym sposobem słuchanie muzyki w ruchu. Zaś druga grupa mimo, że jest nieco większa gabarytowo, nadal nie osiąga rozmiarów typowych komponentów audio, co oczywiście nie determinuje, ale sugeruje automatyczne przeznaczenie do aplikacji na niewielkich połaciach komputerowych biurek i temu podobnych przybytków, pozwalając w ten sposób zadbać o spokój ducha choćby przykładowego, wiecznie przepracowanego mówiąc kolokwialnie „korpoludka”. Ok. Ale co wspólnego mają ze sobą kierowane przecież do całkowicie innego odbiorcy owe lifestyle’owe produkty poddanych Królowej Anglii? Jak to co – design. Hołdując nowoczesności jest bardzo wyrazisty, dzięki czemu z łatwością łapie potencjalnego zainteresowanego za oko. Tylko tyle? Naturalnie nie, gdyż obecni melomani w kwestii oczekiwań są bardzo wymagający i oprócz wspomnianej wizerunkowej ponadprzeciętności szukają idącego jej w sukurs dobrego brzmienia. Jak to wygląda w praktyce? I to jest najważniejsza fraza tego testowego odcinka, bowiem dzięki cieszyńskiemu dystrybutorowi Voice w tym spotkaniu przyjrzymy się idealnym przedstawicielom konstrukcji desktopowych, w postaci zbierającego świetne opinie w światowej prasie zestawu przetwornika cyfrowo-analogowego i stereofonicznej końcówki mocy Chord Dave + Étude.
Jak unaocznia seria powyższych fotografii, angielscy inżynierowie w kwestii obudów obydwu produktów kierowali się tym samym pomysłem na bryłę. Naturalnie z racji diametralnie innych zadań każda z nich jest inaczej uzbrojona, jednak nie sposób nie zauważyć, iż w omawianych przypadkach mamy do czynienia ze stosunkowo płaskimi, z lotu ptaka przypominającymi prostokąty z zaoblonymi bocznymi ściankami, wykonanymi z grubych szczotkowanych i anodowanych na czarno aluminiowych, kompaktowych skorup. Rozpoczynając miting techniczny od serca zestawu, jakim niewątpliwie jest wielozadaniowy DAC, głównym detalem różniącym go od końcówki mocy jest zaaplikowany skośnie, bo na przecięciu frontu i górnej płaszczyzny obudowy, zagłębiony w niecce, ozdobiony kilkoma kontrastującymi z czernią obudowy srebrnymi śrubami, okrągły wyświetlacz informujący nie tylko o poziomie wzmocnienia, czy wykorzystywanego wejścia, ale również jaką gęstość pliku dostarczamy w danym momencie, jaki jest jego format i kilku innych istotnych dla użytkownika danych, a wszystko czytelnie i wielokolorowo z możliwością wyboru kompozycji. Ale to nie koniec wizualnych fajerwerków. Mianowicie górną i dolną część obudowy skręcono identycznie odcinającymi się od czarnej całości, usytuowanymi na zewnętrznych flankach srebrnymi śrubami. Z lewej strony wspomnianej busoli na górnej płaszczyźnie obudowy w dość solidnym zagłębieniu osadzono mieniące się połyskującym srebrem logo marki. Tuż nad nim w postaci imitacji fali nachodzącej nad wyświetlacz znajdziemy serię maleńkich otworów z diodami wskazującymi świetnie odbierany wzrokowo poziom wzmocnienia sygnału (oczywiście jako designerskie powielenie cyfrowych danych na wyświetlaczu). Zaś na prawej flance również w specjalnych nieckach angielscy wizażyści wkomponowali przypominający krzyż zestaw czterech mniejszych, oczywiście srebrnych guzików funkcyjnych i centralnie pośród nich usytuowaną nieco większą gałkę wzmocnienia. Myślicie, że to przyprawiający o ból głowy miszmasz? Zapewniam, że nie. Powiem więcej, to dzięki nowoczesnemu zderzeniu szczotkowanej czerni z połyskującym chromem dodatków wygląda fenomenalnie.
Przechodząc do opisu oferty przyłączeniowej Dave’a, podobnie do informacji o walorach estetycznych i manualnych mam same dobre wieści. Otóż konstruktorzy Chorda idąc tropem spełnienia oczekiwań nawet najbardziej wymagającego melomana, w swej zapobiegliwości zastosowania wszelkiego rodzaju wejść i wyjść wykorzystali praktyczne jego całą tylną ściankę. To zaś poskutkowało aplikacją wielu wejść cyfrowych w standardach BNC, OPTICAL, AES/EBU, USB, kilku wyjść cyfrowych BNC, po jednym analogowym RCA i XLR, a także niezbędnego do pracy urządzenia zintegrowanego z włącznikiem głównym gniazda zasilania IEC. Wieńcząc opis przetwornika spieszę donieść, iż na froncie znajdziemy jeszcze bardzo często oczekiwane przez użytkowników tego typu produktów gniazdo słuchawkowe i dostarczanego w zestawie startowym pilota zdalnego sterowania. Tak prezentującego się DAC-a posadowiono na ośmiu idealnie licujących z gniazdami w dedykowanych podstawkach dla Dave’a i Étude – o tym za moment – gumowych stopkach.
Jeśli chodzi o końcówkę mocy, zapewniam, iż ta mimo znacznie mniejszej ilości zadań prezentuje się równie zjawiskowo. To oczywiście bliźniacza z przetwornikiem D/A bryła z akcentami srebrnych śrub na tle czerni obudowy na zewnętrznych parcelach i tym razem zagłębionym w środkowej części tuż przy froncie górnej części obudowy, logo marki, jednak jak wspomniałem z kilkoma spełniającymi konkretne zadnia zmianami. Jedną z głównych jest konieczność odprowadzenia ciepła z wewnętrznych układów podczas pracy wzmacniacza – spokojnie, urządzenie unika nadmiernego rozgrzewania – i nawiercenie 2/3 części prawej flanki frontu i zewnętrznych rubieży dachu znakomicie wpisującymi się w estetykę zjawiskowości wizualnej, licującymi z krawędziami wspomnianych płaszczyzn blokami otworów wentylacyjnych. Zaś drugą jest temat pleców, który rozwiązują pojedyncze terminale kolumnowe, po jednym wejściu liniowym RCA i XLR, przełączniki fazy i gniazdo zasilania z włącznikiem głównym. Wieńcząc dzieło opisu wzmacniacza, po spędzonych z nim kilkunastu dniach, omijając dogłębną analizę budowy, nie mogę nie pochwalić konstruktorów za bardzo umiejętne zaprzęgniecie zasilaczy impulsowych i impulsowego stopnia wyjściowego do pracy w klasie AB. Jak wiem, że każdy producent chwali się wybitną aplikacją tego typu układów, jednak w przeciwieństwie do tego wzmacniacza Chorda wynik soniczny ma się nijak do rzeczywistości. Tymczasem tutaj zaliczyłem bardzo pozytywne, nie mogące przejść bez echa zaskoczenie.
Ale to nie koniec oferty Chorda dla tego typu segmentu audio, gdyż analiza zdjęć oprócz głównych bohaterów pokazuje również, iż Brytyjczycy zaproponowali użytkownikowi dedykowane, pozwalające na wykorzystanie jak najmniejszej powierzchni docelowego blatu, segmentowe, oczywiście stawiane jedna na drugiej, idealnie pasujące do elektroniki wyglądem i materiałami z jakich są wykonane, solidne podstawki. Myślicie, że to przerost formy nad treścią? Bynajmniej, gdyż oprócz tego, że świetnie wyglądają, są ciężkie, a przez to stabilne, idealnie komponują się z opisywanymi produktami, to jeszcze w porównaniu do potencjalnej aplikacji na przenoszącym wibracje podłoża komputerowym stoliku, znakomicie wpływają na końcowy efekt soniczny tak usadowionego zestawu, co zapewniam, nie omieszkałem sprawdzić nausznie.
Czym obdarował mnie ten z pozoru przeznaczony dla niezbyt ortodoksyjnie nastawionego do obcowania z muzyką melomana, wyspiarski zestaw? Pewnie się zdziwicie, gdyż podobny stan zaliczyłem również ja, ale wpięcie tytułowej konfiguracji Dave + Étude poskutkowało prezentacją bardzo energicznego, w dobrym tego słowa znaczeniu, świata fonii. Dźwięk był wyczuwalnie twardszy od A-klasowego Mephisto, jednak nadal masywny, dobrze dociążony, przyjemnie ciemnawy i co ważne pełen informacji. Co ciekawe, w przeciwieństwie do większości tego typu prezentacji, owa twardość niosła ze sobą wiele dobrego, bowiem nie powodowała szkodliwego odchudzenia, tylko dawała uczucie zwiększonego, bez przekraczania granicy nadpobudliwości, napowietrzenia przekazu i znacznie dokładniejszego rysowania źródeł pozornych na świetnie rozbudowanej i do tego czytelnej wirtualnej scenie. Tak tak, na tym pułapie cenowym da się zaoferować klientowi ciekawie podaną muzykę. Jak podaną? Proszę bardzo. Zanim jednak przejdę do konkretów, dodam jedynie, iż wszystko-obsługujący w domenie cyfrowej Dave oferuje użytkownikowi również regulację głośności, co w oparciu o pozytywne doświadczenia z posiadanym dCS-em z pominięciem przedwzmacniacza Koda K15 wykorzystywałem podczas całego testu. Ok. Wszystkie karty użytkowo-aplikacyjne są na stole, zatem przejdźmy do clou w postaci kilku reprezentatywnych kompilacji płytowych. Na początek na kilkudziesięciominutowy miting z muzyką w roli głównej zaprosiłem Wojtka Mazolewskiego w najnowszym Quintecie zatytułowanym „When Angels Fall”. Cel? Oczywiście weryfikacja możliwości zestawu na tle mocnego kontrabasu frontmana, świetnego fortepianu, radosnej perkusji i dęciaków – trąbki z saksofonem. Efekt? Cóż. Przy w pełni kontrolowanej dawkce energii zabawa z wielkimi skrzypcami – to ostatnio mój konik – pod każdym względem z szybkością szarpnięć strun i krawędzią tak wygenerowanej nuty włącznie, okazała się wirtuozerskim zjawiskiem. Do tego nie mogę pominąć świetnie nie tylko mocno postawionego w dolnym pasmie, ale ciekawie wybrzmiewającego w wyższych rejestrach fortepianu, korespondujących ze sobą, odpowiednio obdarzonych firmowym nalotem instrumentów wykorzystujących płuca blaszaka i drzewca i mocno, ale z pełnym panowaniem nad najniższymi tętnieniami, grającej perkusji. To nie jest łatwa płyta, a mimo to zaliczyłem ją dwa razy z rzędu od dechy do dechy, a to zdarza się podczas testów bardzo rzadko. Próbując określić mój stan podczas tej sesji, mogę powiedzieć tylko jedno – oj działo się.
Po takim obrocie sprawy w starciu z akustyczną muzą nie pozostało mi nic innego, jak sięgniecie po coś bardziej wymagającego i na płytowy tapet trafił krążek spod znaku Naim Label formacji Sons Of Kemet zatytułowany „BURN”. To jest energetyczny elektro-jazz i nawet najmniejsza utrata rytmu, czy szybkości narastania sygnału sprawia, że zamiast zjawiskowego, bo naładowanego emocjami ostrej jazdy bez trzymanki spektaklu muzycznego, mamy do czynienia z bliżej nieokreśloną dźwiękową papką. I co najgorsze, nie da się tego zrzucić na słabą realizację, gdyż wytwórnia Naim znana jest z przykładania się do tematu masteringu i jeśli pomiędzy muzykami w naszym międzykolumnowym eterze coś nie iskrzy, przyczyna może być tylko jedna – poważne problemy testowanej elektroniki z utrzymaniem PRAT-u. Na szczęście atak i kontrolowana energia to jedne z mocniejszych stron tytułowych Brytyjczyków, dlatego też po kilku latach przerwy od recenzji tej płyty, po raz kolejny z niekłamaną przyjemnością sobie ją przypomniałem.
Na koniec zmieniłem front i z będącego ewidentną wodą na młyn konstrukcji Chorda mocnego uderzenia, przerzuciłem się na muzykę klasyczną. Powód? Banalny. Wiedząc, z jaką łatwością czarni wysłannicy landu znad Tamizy radzą sobie z trzęsieniami ziemi, postanowiłem przekonać się, czym jest to okupione w twórczości dla wyższych sfer. Takim to sposobem w napędzie CD wylądowała pozycja nr. 4 „IL DISTRATTO” serii zatytułowanej Haydn 2032 również dbającej o każdy soniczny szczegół oficyny Alpha. I? Szczerze powiedziawszy wszystko z małym „ale” było w jak najlepszym porządku. Gdy wymagał tego materiał, bez najmniejszych problemów z głośników dobiegała nawałnica pełnego składu orkiestry. Innym razem na przemian spokojne, pełne melancholii, a przez to dość wolne pasaże, niczym grom z jasnego przeplatało natychmiastowe tutti. Czyli tak jak Bóg przykazał. Jednak po wgłębieniu się w brzmienie przecież w znakomitej większości instrumentów z epoki lub ich kopii, okazywało się, iż brakowało im nieco plastyki, a przez to magii i nadającego wyjątkowości sonicznego rozedrgania. Nie wiem, jak to określić, ale pokusiłbym się, że na tle posiadanego wzmocnienia w klasie A, w przypadku testowanego zestawu muzyka była zbyt mocno pilnowana od strony technicznego podania, przy okazji nieco tracąc pierwiastek intymności. Oczywiście należy wziąć pod uwagę dość przypadkowy zestaw testowy, co pozwala domniemywać, iż z trudniejszymi kolumnami i okablowaniem byłoby inaczej – czytaj lepiej, jednak będąc fair w stosunku do potencjalnego zainteresowanego nie mogłem nie podnieść tego aspektu na wokandę. Ale żeby uspokoić wszystkie gorące głowy zaznaczam, to było zaplanowane polowanie na czarownice miłośnika takich klimatów, a nie wyłapanie ewidentnej bolączki zestawu, gdyż patrząc całościowo jej nie było.
Chyba nie zdziwicie się, gdy resume tego spotkania rozpocznę od kolejnej pochwały dla przecież przeznaczonego dla nieco innej aniżeli szukający dziury w całym audiofil, klienteli. Owszem, jak wspominałem, oprócz wyglądu i rozmiarów nurt desktopowy również ma dbać o jakość dźwięku, ale zazwyczaj ta jest jedynie dobra, gdy tymczasem parka Chordów – Dave i Étude – pokazała, iż w tej dziedzinie ma pełne prawo mierzyć się z najlepszymi. Czy to jest oferta dla każdego? Jak wynika z powyższego testu, jedynymi osobnikami, którzy mogliby rzucać kłody pod nogi brytyjskich przedstawicieli świata audio, to zadeklarowani ponad wszystko lampiarze. Niestety nawet namiastki estetyki szklanych baniek w ofercie brzmieniowej naszych bohaterów nie znajdą. Jeśli jednak jesteście otwarci na pełen rozmachu, swobody i energii odbiór ukochanej muzyki, nie to, że nie powinniście zapomnieć, tylko nie macie prawa zapomnieć, wpisać testowanego zestawu na listę odsłuchową. To naprawdę jest mocny zawodnik.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Voice
Ceny
Chord Dave: 46 990 PLN
Chord Étude: 20 990 PLN
Choral Ensemble Floor Stand Silv: 7 590 PLN / szt.
Dane techniczne
Chord Dave
Obsługiwane sygnały cyfrowe: 44.1 – 768 kHz (16 – 32bit), DSD64 – DSD512, natywnie + DoP (w zależności od wejścia)
Wejścia cyfrowe:
4 x 75Ω S/PDIF BNC Coax – 44.1 – 384 kHz
1 x AES XLR – 44.1 – 96 kHz
2 x TOSLINK – 44.1 – 96 kHz
1 x USB Type B – 44.1 – 768kHz (16 – 32bit) – PCM i DSD
Wyjścia analogowe: para RCA, para XLR, gniazdo słuchawkowe
Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz +/- 0.1dB
Zniekształcenia THD+N: 127.5dB (AWT)
Separacja kanałów: >125dB @ 1kHz
Dynamika: 127.5dB (AWT)
Wyjście słuchawkowe: 1% THD 6.8 V RMS z 300Ω (154mW), 1% THD 6.8V RMS z 33Ω (1.4W)
Impedancja wejściowa: 0.0055 Ω
Zasilanie: 90 V AC – 250 V AV, 50Hz – 60Hz
Wymiary (W x S x G): 7,8 x 33,5 x 15,2 cm
Waga: 5 kg
Chord Étude
Moc: 150 W RMS/kanał przy 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 5 – 100 000 Hz +/- 0,5 dB
Wzmocnienie: 30 dB
Separacja kanałów: > 95 dB
Impedancja wejściowa: 100 k Ω
Pojemność wejściowa: <30pf
Impedancja wyjściowa: 0,02 Ω
Indukcyjność wyjściowa: 2.6μH
Wymiary (W x S x G): 6,7 x 33,5 x 17,5 cm
Waga: 3,45 kg