Opinia 1
Niby okres przedświątecznego zakupowo – porządkowego szaleństwa nie sprzyja jakimś głębszym refleksjom, to obserwując sytuację na interesującym nas wycinku gospodarki trudno nie zauważyć, że co jak co, ale pomimo niewątpliwej niestabilności rynków walutowo – paliwowych, a więc głównych czynników wpływających na nasze codzienne życie, High-End ma się lepiej niż kiedykolwiek. Ceny szybują na pułapy do niedawna wręcz niewyobrażalne, co nie dość, że nikogo już nie dziwi, co wręcz napędza wyścig kto krzyknie więcej mając świadomość tego, że i tak i tak znajdzie się na ów stratosferyczny zbytek nabywca. W końcu skoro nie wiadomo ile warte będą środki, które dziś zapewniają nam całkiem komfortową egzystencję, to zamiast bezsilnie patrzeć jak zjada je inflacja, bądź coraz bardziej wymyślnie ukrywane daniny, część szczęśliwców idzie po przysłowiowej bandzie kompletując i modyfikując swoje systemy, które zamiast jak to drzewiej bywało tracić rok do roku swoją wartość podwyższają. Doszło bowiem do sytuacji, gdy urządzenie kupione rok, bądź dwa lata temu obecnie na rynku wtórnym „schodzi” za katalogową cenę z momentu zakupu, gdyż teraz kosztuje 30 – 50% więcej aniżeli wtenczas. Krótko mówiąc ryzyko kolokwialnego „umoczenia” maleje do całkiem akceptowalnego poziomu a tym samym koniunktura na audiofilskie dobra luksusowe nie tyko utrzymuje się na wysokim poziomie, co ma tendencję wzrostową. Nie dziwi zatem fakt, że i u nas, znaczy się w Polsce, coraz częściej pojawiają się produkty mające w swym założeniu spełnić oczekiwania coraz bardziej wymagającej klienteli. Do grona rodzimych wytwórców czujących się w „wyższych sferach” jak przysłowiowa ryba w wodzie należy z pewnością zaliczyć wrocławską manufakturę David Laboga Custom Audio, która jak sama jej nazwa wskazuje oferuje wyroby dalekie od wielkoseryjnej masówki, czyli stawia na ręczną produkcję i adekwatne, wymagające atencji i odpowiedniej troskliwości materiały. Najlepszym przykładem takiego podejścia był zarówno recenzowany na naszych łamach nieco ponad rok temu, przyodziany w czerwoną skórę i przyozdobiony … najprawdziwszym rubinem przewód Ruby Ethernet i takim też są będące zaczynem do niniejszej epistoły topowe interkonekty 3DR Connect XLR.
Jak z pewnością Państwo zauważyliście przywołanie we wstępniaku Ruby Ethernet nie było przypadkowe, gdyż nasz dzisiejszy duet w sposób całkowicie oczywisty nawiązuje swą szatą wzorniczą do ww. Mamy zatem do czynienia z 1,5m (możliwość przedłużenia o 50cm na zamówienie) przewodami przepięknie obszytymi czarną i czerwono-bordową cielęcą skórą, która oprócz niewątpliwych walorów natury estetycznej minimalizuje również efekt mikrofonowania wpływający na pojemność przewodników. Dodatkowo, co z resztą trudno ukryć, na każdej z łączówek pojawiły się ręcznie wykonane i ozdobione firmowymi logotypami oraz oznaczeniami właściwymi danemu modelowi mahoniowe splittery. W każdej takiej kunsztownej szkatułce umieszczono unikalną „kompozycję” naturalnych kamieni mających za zadanie pochłanianie negatywnego promieniowania elektromagnetycznego. Ich obecność łatwo stwierdzić potrząsając owymi splitterami, czyniąc z nich audiofilską odmianę marakasów, bądź przedstawiciela z rodziny Crotalinae (grzechotnikowatych). Pewną niespodzianką jest konfekcja, gdyż David zamiast powszechnie stosowanych w tzw. górnopółkowcach wtyków Furutecha, bądź Oyaide, poniekąd z racji dość poważnych średnic swoich flagowców, zdecydował się na wykonane z miedzi monokrystalicznej UP-OCC rodowane Neotechy NEX-OCC R. I jeszcze jedno – kontynuując rodową tradycję 3DR Connect XLR wykonano z ręcznie plecionych żył z miedzi beztlenowej o wysokiej czystości w autorskiej geometrii. Na tzw. macanta da się jeszcze wyczuć, iż wewnątrz skórzanych oplotów jest jeszcze jakieś wypełnienie o gąbczasto-włóknistej strukturze sprawiające, że poprowadzone wewnątrz przewody nie dotykają ścianek zewnętrznej koszulki. Całe szczęście, pomimo dość zauważalnej średnicy i masy, za którą w znacznym stopniu odpowiadają mahoniowe splittery, 3DR Connect XLR są przyjemnie wiotkie a przez to zupełnie bezproblemowo daje się układać za spinanymi nimi komponentami.
Skoro o samej budowie wiadomo tyle co zwykle u DLCA (David Laboga Custom Audio), czyli niemalże tyle co nic, to nie zaprzątając sobie głowy dywagacjami co i jak może na brzmienie wpływać śmiało możemy przystąpić do odsłuchów.
Na początek do playlisty dodałem dość spokojne i stonowane, przynajmniej jak dla mnie, albumy, czyli doomowo post-metalowy z domieszką gotyku i cold-vawe’u spod znaku 4AD „Celestial Blues” King Woman oraz elegijno – progresywny „Ellengæst” Crippled Black Phoenix. Czyli jest zazwyczaj dość wolno jeśli chodzi o rytm, bądź chociaż o warstwę wokalną, gdyż przynajmniej w King Woman zasiadający za perkusją Joey Raygoza co i rusz stara się zapuszczać w iście hardcore’owe rejony, w których kształtowała się jego muzyczna wrażliwość, ale zarazem niezwykle ciężko i depresyjnie duszno. Spiętrzenia budzących na myśl kakofonię dźwięków w niezbyt rozdzielczych systemach potrafią przytłoczyć niczym lawina brudnego błota i trzeba mieć się na baczności, by dążąc do bezwzględnej muzykalności w ową brunatną melasę nie wpaść. Wspominam o tym nie bez powodu, gdyż DLCA 3DR po pierwsze, zgodnie z firmowym DNA jest muzykalny, po drugie gra niezwykle gęstym i koherentnym dźwiękiem, a po trzecie ma przyjemnie zaakcentowany, obfity dół pasma. Czyli opierając się jedynie na powyższej skrótowej charakterystyce przepis na idealną porażkę. Tymczasem właśnie w ww. repertuarze topowa łączówka Labogi nie tylko się sprawdziła, co złapała wiatr w żagle i jak to piszą w serwisach plotkarskich „zadała szyku na ściance”. Powodem takiego stanu rzeczy jest nic innego jak ponadprzeciętna rozdzielczość wrocławskich przewodów, które operując po eufonicznej i słodszej stronie mocy nie gubią, nie zachowują dla siebie, nic a nic z transmitowanych informacji. Ba, potrafią wręcz wyciągnąć z mroku niuanse, które inne, pozornie bardziej detaliczne i analityczne druty w ferworze walki i epatowaniu bogactwem niuansów dziwnym zbiegiem okoliczności gubią. Jak to robią? Cóż, wystarczy tylko usiąść i posłuchać, by nawet bez wsłuchiwania się odkryć, iż w tym wypadku kluczem do sukcesu okazała się niezwykła umiejętność rozróżniania pasożytniczych szumów, zabrudzeń i artefaktów od zapisanych w materiale źródłowym informacji i eliminując te pierwsze skupienie się na dostarczaniu jedynie tych drugich. I choć na papierze wydaje się to całkiem proste i oczywiste, to już w praktyce zazwyczaj wychodzi „po japońsku”, czyli jako – tako. Całe szczęście 3DR-y tę sztukę opanowały do perfekcji.
Przejdźmy jednak do nieco bardziej może nie tyle minstreamowych, co mniej mrocznych klimatów i sięgnijmy po niesamowicie smakowity orientalny kąsek ze stajni ACT, czyli wydawnictwo „Ahlam” NES, gdzie dwie wiolonczele i szeroki wachlarz perkusjonaliów wespół z wokalem liderki – Nesrine Belmokh tworzą iście magiczną, niezwykle misterną mozaikę delikatnych dźwięków. Sporo w nich swobody, spontaniczności i wyrafinowania, gdzie zamiast bezpardonowego ataku liczy się zaledwie muśnięcie struny i delektowanie się długością wybrzmień. I w takim repertuarze 3DR Connect się odnajdują, z wrodzonym wdziękiem oddając aurę otaczającą muzyków, nie bojąc się budować sceny nie tylko wymiarach poziomych, lecz i w pionie sprawiając, że wysokość kolumn przestaje być wyznacznikiem „szklanego sufitu” pozwalając dźwiękom swobodnie kłębić się pod wirtualnym sklepieniem zawieszonym na pułapie adekwatnym do miejsca, w którym dokonano nagrania. Co ciekawe wspominana wcześniej krągłość najniższych składowych nie powoduje przesunięcia akcentu z pracy strun na samo pudło rezonansowe a jedynie podkreśla „parzyste harmoniczne” i umowną analogowość przekazu, gdzie kluczowy jest obraz całości jako taki a dopiero nań składają się poszczególne elementy misternej układanki, które choć doskonale widoczne/słyszalne są właśnie li tylko składowymi bez zazwyczaj bezsensownego parcia na szkło i wyskakiwania przed szereg. W brzmieniu tytułowych łączówek można zauważyć znany z wysokich modeli Hijiri, czy też ostatnio wizytujących nasze skromne progi Vermöuthów jakiś iście atawistyczny spokój i pewność słuszności podejmowanych decyzji, gdzie brak chociażby chwilowego zawahania nie oznacza wcale niczym nieuzasadnionej podskórnej nerwowości, dzięki czemu, niezależnie od nieoczywistości linii melodycznych i gwałtownych zmian tempa, przekaz cały czas pozostaje spójny i komunikatywny. Serwowana przez 3DR muzyka ma bowiem formę dialogu z odbiorcą a nie li tylko swoistego wykładu, gdzie emocje i feedback się nie liczą. Przesadzam? Bynajmniej. Wystarczy tylko sięgnąć po jakąkolwiek płytę koncertową i proszę mi wierzyć, iż bez znaczenia będzie, czy zdecydują się Państwo na romantycznie nieśpieszną „Live in San Javier 2021” Matthieu Saglio Quartet & Guests, czy wgniatający w fotel i miażdżący trzewia drugi krążek z „The Wrong Side Of Heaven And The Righteous Side Of Hell, Volume 1” Five Finger Death Punch, bowiem za każdym razem staniecie się częścią biorącej w danym wydarzeniu scenicznym publiczności a tym samym wspomniany przeze mnie dialog, czy to poprzez dystyngowany aplauz, czy dzikie wycie będzie ewidentny. Cuda? Nie, to właśnie jest High-End, gdzie intensywność i realizm doznań osiągają taki poziom, że przy co poniektórych wykonawcach lepiej pilnować nie tylko barku, ale i apteczki a interkonekty David Laboga Custom Audio 3DR Connect XLR są jedynie do niego przepustką.
Łączówki David Laboga Custom Audio 3DR Connect XLR są nie tylko dedykowanym majętnym audiofilom cieszącym oko ekskluzywnym, butikowym dodatkiem, gdyż poza walorami czysto wizualnymi pełnią zdecydowanie bardziej istotną rolę. Sprawiają, że spięta nimi elektronika wzbija się na wyżyny swoich możliwości i co najważniejsze gra nie tylko lepiej, co posługując się lapidarnym określeniem, po prostu ładniej. A dokładnie bardziej wyrafinowanym, pozbawionym szkodliwych artefaktów, czystszym i wbrew pozorom prawdziwszym dźwiękiem. Bo w 3DR nie chodzi o lukrowanie i dosładzanie a jedynie przywrócenie natywnej harmonii i spójności, co też robią w sposób bezdyskusyjnie mistrzowski.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Być może wygłoszoną za moment opinią się zdziwicie, ale w moim odczuciu dzisiaj kolejny raz zmierzymy się z marką o rodowodzie pewnej luksusowości. Co mam na myśli? Po pierwsze – znakomitą większością swojej sprzedaży zawojowała szeroki świat. Po drugie – w celu nadania sznytu nietuzinkowości swoim produktom, do ich wykończenia – w tym przypadku wszelkiej maści okablowania – wykorzystuje naturalną skórę. Zaś po trzecie – wszystko pakuje w równie niebagatelnie prezentujące się kuferki. Banał? Być może. Jednak gdy wyartykułowane podejście do wyglądu tak jak w poprzednich przypadkach, idzie na równi z oferowaną jakością brzmienia, nie oszukujmy się, nie wydaje się to przerostem formy nad treścią, tylko stojąc w kontrze do maksymy „nie ważne jak wygląda, ważne jak gra” w moim odczuciu okazuje się być ostatnio niezbyt modną, ale jeśli jest propagowana, bardzo dobrze odbieraną konsekwencją w dbałości o najwyższe standardy. O kim mowa? O producencie okablowania audio David Laboga Custom Audio, który tym razem zaproponował nam spotkanie z kablem sygnałowym 3DR Connect XLR.
Jak przystało na coś z działu luksusu, w przypadku naszego bohatera podobnie do sporej części oferty marki David Laboga otulina zewnętrzna pełnej wiązki sygnałowej wykonana jest z czarnej i czerwonej, ręcznie szytej, oczywiście naturalnej skóry. Być może dla wielu z Was zakrawa to na blichtr, jednak zapewniam, oprócz opinii producenta o pozytywnym wpływie minimalizacji efektu mikrofonowania, w bezpośrednim kontakcie organoleptycznym robi znakomite wrażenie. Idąc dalej, gdy dokładnie przyjrzymy się opiniowanym łączówkom, z natychmiast widać, iż użyta skóra nie jest jedyną znamienną cechą produktów tej stajni. Chodzi oczywiście o prostopadłościenne, ozdobione wypalonym logo marki, ręcznie wykonywane puszki – w tym przypadku ze znakomicie prezentującego się naturalnego drewna Mahoniu. W głównej mierze są li tylko pewnego rodzaju balastami niwelującymi szkodliwe wibracje, jednak w tym modelu znajdziemy dodatkowo autorski wsad z kamieni naturalnych jako przeciwdziałanie promieniowaniu elektromagnetycznemu. Jeśli chodzi o informacje na temat budowy wewnętrznej kabli, te nie są zbyt obfite. Idąc za ze zrozumiałych względów zdawkowymi danymi od producenta mamy do czynienia z beztlenową miedzią o wysokiej czystości splecionej według firmowego przebiegu. Temat wtyków – w przypadku wersji testowej – rozwiązują rodowane terminale Neotecha. Zaś na koniec tak prezentujące się produkty na czas transportu do docelowego klienta pakowane są w dedykowane, oczywiście eleganckie kuferki. Tyle w temacie. Wiem, informacji wrażliwych jak na lekarstwo, jednak w obecnych czasach to pewnego rodzaju zdroworozsądkowy standard, który chcemy, czy nie, ale coraz częściej musimy akceptować.
Gdy dotarliśmy do akapitu merytorycznego, bardzo zasadnym wydaje się pytanie: „Czy tyle estetycznego i konstrukcyjnego zachodu przełożyło się na efekt finalny w postaci ciekawego brzmienia?” Pytanie z jednej strony banalne, bo standardowe, jednak w tym przypadku rozprawiamy o topowej konstrukcji, która ma wycisnąć z zastanej układanki audio tak zwane siódme poty. Każdy przewód jakoś zagra, jednak na pewnym poziomie ma to być pokazanie ekstremum możliwości marki. Czy 3DR Connect XLR spełnił powierzone zadanie?
Będąc szczerym w moim odczuciu jak najbardziej. Wynik fuzji mojego zestawu z owocem działań Davida Labogi okazał się być zjawiskowo spójny. Jednak jak to zwykle bywa, w konkretnej estetyce. Co ciekawe, idealnie wpisującej się w moje preferencje. Jak to dokładnie wyglądało? Po pierwsze – przekaz był bardzo gładki. Po drugie – dobrze osadzony w masie i oferujący świetną barwę. A po trzecie – mając wpisane w kod DNA pokazanie świata muzyki w oparach zjawiskowej magii, bardzo istotnym okazała się być dbałość o jej oddech oraz nieskrepowane zawieszenie w eterze dźwięku pełnego iskier. Z jednej strony było przyjemnie gęsto, a z drugiej swobodnie. Po prostu bajka. Czy w każdym rodzaju muzyki? Teoretycznie tak. Jednak biorąc pod uwagę ortodoksyjnych słuchaczy przykładowego rocka lub elektroniki, z mogącymi być kością niezgody pewnymi niuansami ukulturalniającymi dany nurt muzyczny. Czy to oznacza problem nie do rozwiązania? Nic z tych rzeczy. To jest nic innego, jak odmienne, jakże często oczekiwane i do tego w świetnym wydaniu spojrzenie na ten sam temat. Jakie, postaram się opisać na kilku przykładach płytowych.
Na początek płyta The Dowland Project Johna Pottera „Romaria”. To spokojny materiał ze szczególnym uwzględnieniem poczynań wokalnych pomysłodawcy projektu. Potrafiący być na tyle emocjonalny, że nawet w planach chwilowe włożenie do napędu CD w momencie wspięcia się testowanego zestawu na odpowiedni pułap esencji, barwy i nienachalnej swobody, tak jak w przypadku tej sesji, kończy się zaliczeniem pełnego kompilacji. I nie z racji jedynie fajnego, ale pozwalającego zatracić się w tej muzyce bez ograniczeń odbioru na poziomie oderwania od otaczającego mnie świata. Gdybym miał określić jednym słowem występ podczas wyrabiania sobie opinii, byłaby to po trzykroć powtórzona fraza emocje, emocje i jeszcze raz emocje.
Kolejnym ciekawym przykładem na umiejętne aplikowanie magii w odtwarzanym materiale muzycznym była formacja braci Oleś z Christopherem Dellem w materiale „Komeda ahead”. To fajny, nienużący się projekt jazzowy z bardzo ważnym dla mnie instrumentem, jakim jest wibrafon. Nie wiem co w sobie ma, jednak jego dobre odtworzenie wywołuje w moim duchu coś na kształt ekstazy. Z jednej strony piękno krągłości, z drugiej soczystości, a z trzeciej niekończącego się wybrzmiewania wprowadza mnie w pewnego rodzaju trans. Na tyle bezwiedny, że gdy system nie zniekształca tego instrumentu, a z naszym bohaterem w torze o takim zjawisku nie było mowy, podkręcam poziom głośności do granic dobrze rozumianego bólu. Patrząc na to z boku można odnieść wrażenie ocierania się o masochizm. Być może. Jednak gdy wspomniany wibrafon jest krągły i pełny, dźwięczy i rozwibrowany, a zarazem lekki i wręcz niekończący się, tracę głowę i chcąc zwiększyć ilość endorfin działam bezwiednie, w czym brutalnie pomagał mi rzeczony kabel XLR.
Na koniec mocne uderzenie panów od prądu, czyli kultowego AC/DC „Power Up”. Cel? Pokazanie, że owszem, działanie na rzecz zdroworozsądkowego upiększania świata muzyki niesie ze sobą konsekwencje w domenie jego wyrazistości, jednak gdy przekaz cechuje odpowiednia swoboda i rozmach projekcji, temat opiewa jedynie na minimalne zaokrąglenie krawędzi dźwięku, nadanie mu cech większej plastyki oraz esencji. To źle? Bynajmniej, gdyż po pierwsze – nie zapominajmy, że to często są słabe realizacje, co w najgorszym przypadku pomaga w ich przyjaznym przyswajaniu, a po drugie pewne instrumenty – pomijając wokalizę – bardzo na tym zyskują. Oczywiście piję do będących znakiem rozpoznawczych tego bandu gitar. Po aplikacji w tor polskiego kabla nabrały masy, przez co stały się bardziej wyraziste. Owszem, konsekwencją było lekkie ugładzenie ich ataku, jednak niewiele straciły z tego powodu z cech drapieżców, za to zwiększyły efekt odbioru jako myśl przewodnia tej muzy. To nadal było dobre AC/DC, tylko jakby po lepszym masteringu.
Gdzie ulokowałbym punkt zapalny naszego spotkania? Bez problemu wszędzie tam, gdzie właściciel systemu nie przekroczył linii dobrego smaku w kwestii wagi i szybkości projekcji dźwięku. Układanka może być barwna i dobrze zbilansowana esencjonalnie, jednak co istotne, tak jak w moim przypadku musi być rozdzielcza. Wówczas o kwestii być albo nie być w danym systemie decydować będzie jedynie widzimisię nabywcy, a nie jakikolwiek problem niedopasowania łączówki z resztą elektronicznej zbieraniny. A jeśli tak, to chyba jasnym jest, że w systemach ocierających się o anoreksję 3DR Connect XLR z pewnością okaże się przysłowiową, jakże poszukiwaną deską ratunkową. I to jaką? Pokazującą wyżyny, na jakie dany set może się wspiąć.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora; Gryphon Audio Commander
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Producent: David Laboga Custom Audio
Cena: 5160 € Netto / 1,5m komplet