1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. David Laboga Custom Audio GR-AC-Connect vs G-AC-Connect

David Laboga Custom Audio GR-AC-Connect vs G-AC-Connect

Opinia 1

Skoro sam Albert Einstein stwierdził, że „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”, to tak na dobrą sprawę mając na koncie wnikliwe testy wpływu konfekcji na finalne brzmienie przewodu Furutech FP-3TS762 śmiało moglibyśmy uznać, że autorytatywnie stwierdziwszy, iż takowe różnice są, to nie ma co kombinować, tylko uznać to za oczywistą oczywistość i przejść nad nią do porządku dziennego. W razie czego, gdyby nasza radosna twórczość byłaby niewystarczająca zawsze moglibyśmy podeprzeć się firmowymi wypustami Oyaide, czyli do niedawna ich jedynym w ofercie przewodem zasilającym TUNAMI GPX dostępnym zarówno z wtykami P/C-046 Special Edition „ITALIAN RED”, jak i P/C-004 Special Edition „ASPIRIN WHITE”. O ile jednak w przypadku Oyaide obie opcje są od siebie pod względem ceny niezbyt odległe (2 490 vs. 3490 PLN), natomiast same wtyki P/C-046 wykonywane są z brązu fosforowego pokrywanego złotem i palladem a P/C-004 z miedzi berylowej pokrytej platyną i palladem, to już we wspominanym Furutechu zmiana konfekcji miała charakter oczywistego upgrade’u. Oznaczała bowiem przesiadkę z dość budżetowych rodowanych FI-28R / FI-E38R na wtenczas topowe piezo-ceramiczne z serii FI-50 NCF (R). Pomijając jednak owe niuanse natury metalurgicznej dziwnym zbiegiem okoliczności ani razu nie poruszyliśmy budzącej zaskakująco silną polaryzację wśród konsumentów przewody zasilające słyszących (na niesłyszących pozwolę sobie w tym momencie spuścić zasłonę milczenia, a na zaprzeczających zdolności usłyszenia czegokolwiek, w dodatku bez prób słuchania … wywrotkę gruzu) kwestii może nie tyle wyższości, co wydawać by się mogło oczywistych różnic pomiędzy wtykami złoconymi i rodowanymi. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze a skoro ostatnimi czasy nawiązaliśmy współpracę, czyli przekładając z polskiego na nasze zaczęliśmy eksplorować portfolio rodzimej – wrocławskiej manufaktury David Laboga Custom Audio, to ciężkim grzechem zaniedbania byłoby udawanie Greka i przymykanie oka na fakt, iż właśnie w tymże katalogu ramię w ramię egzystują obok siebie bliźniacze modele w obu typach konfekcji. Tym oto sposobem nieuchronnie zbliżamy się do finału tego nieplanowanie rozwlekłego wstępniaka, gdyż po miło wspominanych odsłuchach uzbrojonego w rodowane piezo-ceramiczne 48-ki (R) NCF przewodu zasilającego GR-AC-Connect przyszła pora na jego bratobójczy pojedynek z zakonfekcjonowaną złoconymi 46-kami (G) wersją G-AC.

Skoro całą firmową genealogię i opis walorów tak wizualnych, jak i szczątkowych niuansów natury konstrukcyjnej zdążyliśmy już zainteresowanym przybliżyć w ramach testu DLCA (David Laboga Custom Audio) GR-AC-Connect, to wszystkich zainteresowanych stosownymi informacjami odsyłam do ww. źródła, a pozostałym jedynie nadmienię, iż na wrocławskie przewody zasilające nanizano szaro-czarno-brązowy pleciony peszel ochronny (Viablue Stone?) oraz zdecydowanie bardziej rozbudzające zmysły, pełniące rolę antyrezonansowych izolatorów, masywne prostopadłościenne puszki splitterów z nadrukami informującymi o przeznaczeniu, producencie, modelu i długości. Oczywiście w obu przypadkach – u obu pacjentów, różnice dotyczą jedynie nazwy i samej konfekcji, czyli przesiadki z rodowanych 48-ek na złocone 46-ki. Dla świętego spokoju jeszcze nadmienię, iż ani nazwa, ani same wtyki nie mają wpływu tak na walory estetyczne (choć 48-ki są polerowane na wysoki połysk a 46-ki są satynowo-szczotkowane) i mechaniczne – oba przewody pomimo zauważalnego ciężaru dają się nader wdzięcznie układać.

Zanim przejdę do części poświęconej ewentualnym zmianom i różnicom natury sonicznej pomiędzy tytułowymi przewodami pozwolę sobie na dwie, mogące nieco naświetlić zaistniałą sytuację dygresje. Pierwszą jest nawet nie tyle sugestia, co wręcz rekomendacja producenta dotycząca aplikacji G-AC-a do źródeł (szczególnie cyfrowych) a GR-AC-a do sekcji wzmocnienia. Żeby jednak nie było tak różowo czas na dygresję nr. dwa, czyli moje osobiste preferencje i przyzwyczajenia. Jeśli ktokolwiek z grona naszych czytelników zastanawia się cóż mają one do gadania spieszę wyjaśnić, iż całkiem sporo, gdyż przynajmniej w moim systemie lwia część okablowania zasilającego nie dość, że właśnie rodem stoi, to jakby było tego mało dedykowana jest właśnie źródłom cyfrowym, a z kolei we wzmocnieniu mam kabliszcze ze złotymi wtykami. Przechodząc do konkretów z podwójnego, rodowanego gniazda ściennego (osobna linia zasilająca na dedykowanym bezpieczniku) Furutech FT-SWS-D (R) NCF do końcówki Bryston 4B³ „biegnie” wyposażony w złocone wtyki Acoustic Zen Gargantua II, oraz wychodzi do rodowanej listwy Furutech e-TP60ER przewód Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R). Z kolei, z owej listwy do streamera idzie kolejny Furutech FP-3TS762 na wtykach FI-28R / FI-E38R a do CD/DAC-a/Pre Ayona Furutech Nanoflux Power NCF. Krótko mówiąc kompletnie na odwrót i wbrew temu, co zaleca pan David. Zgodnie jednak z tym co swojego czasu wyśpiewywał niejaki Mr.Zoob („Mój jest ten kawałek podłogi
Nie mówcie mi więc, co mam robić!”) uznałem, że taka konfiguracja lepiej się u mnie sprawdza / bardziej mi się podoba i tej wersji będę się trzymał uczciwie przyznając się do przedkładania rodu ponad złoto.
Skoro jednak dysponowałem dwiema równorzędnymi opcjami nie pozostało mi nic innego niż schować własne preferencje w kieszeń i z możliwie otwartą głową spróbować organoleptycznie skonfrontować teorię z praktyką. Początek był łatwy do przewidzenia, gdyż już podczas poprzednich występów GR-AC był na tyle przekonujący, iż ustępująca mu miejsca Gargantua niemalże poczuła ekscytację przed czekającą ją podróżą pokornie uznając jego absolutną dominację. Trudno było o inny werdykt skoro rodowana Laboga oferowała bardziej rozdzielczy, o większym wolumenie i lepszej kontroli dźwięk. Drugi etap pozostawał jednak cały czas wielką niewiadomą, gdyż polegał na zastąpieniu zdecydowanie wyższych od Acoustic Zena lotów Furutecha Nanoflux Power NCF złoconym G-AC-Connectem. Skoro jednaj powiedziało się „A”, trzeba powiedzieć i „B”. Szybka roszada okablowania i … zrobiło się na pewno inaczej, lecz z pewnością nie gorzej. Tak, tak. Sam nie za bardzo wierzyłem w powyższe, wynikające z nausznych obserwacji wnioski, ale tak właśnie było. Oczywiście zmianie uległ charakter narracji, gdyż pojawiły się nader miłe mym uszom akcenty złotej słodyczy i soczystości, lecz ani motoryka, ani timing nic a nic nie straciły ze swej natychmiastowości. Efekt można było porównać do tego, co w większości przypadków daje dekantacja dobrych i ciężkich win (niech to będzie jakiś urugwajski Tannat), gdzie początkowa zadziorność i pikantność płynnie przechodzi w urzekającą krągłość i złożoność bukietu. Co ciekawe, choć kontury kreślone były nieco miększą, podkreślę jeszcze raz – nieco, czyli chodzi o przesiadkę z ołówka dajmy na to 4H na 3H a nie na 2B, kreską , to gros zmian dotyczyło praktycznie średnicy i w nieco mniejszym stopniu góry pasma. Przykładowo na „’Round M: Monteverdi Meets Jazz” wokal Roberty Mameli był bardziej zmysłowy a używając bardziej ogólnych, opartych na własnych, niekoniecznie stereotypowych, skojarzeniach stwierdziłbym, że bardziej … „włoski” – bardziej temperamentny i ognisty. Podobne różnice zaobserwowałem porównując G-AC z GR-AC, więc pozwolą Państwo, że od tej pory dalsze opisy będą dotyczyły właśnie zmian pomiędzy tytułowymi przewodami. Górne rejestry brzmiały bardziej perliście i na swój sposób cieplej. Proszę mnie tylko dobrze zrozumieć – to nie był efekt wycofania, bądź przycięcia pasma, gdyż wolumen informacji pozostał nienaruszony a jedynie suwak temperatury barwowej przesunięto z neutralnego światła studyjnego w kierunku złotego zachodu słońca. Różnica może i natury kosmetycznej, jednak każdy fotograf wie, że właśnie tuż po wschodzie i nieco przed zachodem takie ciepłe i miękkie światło robi najlepszą robotę. I tak też jest w tym przypadku – kontent się nie zmienia a jedynie perspektywa, bądź optyka go obejmująca.
Chcąc jednak mieć pewność, czy przypadkiem owe ozłocenie i zaakcentowanie zmysłowości nie okaże się zgubne dla repertuaru niewiele z ową urzekającą zmysłowością mającego wspólnego nieco przewrotnie sięgnąłem po krążek, któremu nie wiadomo kiedy stuknęło 40 lat, czyli „The Number of the Beast” Iron Maiden. Dla nieobeznanych z klasyką wspomnę tylko, że to dość energetyczne granie oparte na wpadających w ucho riffach, zasuwającej na wysokich obrotach sekcji rytmicznej i zarazem pierwszy album formacji z niejakim Bruce’em Dickinsonem za mikrofonem. Ot radosny heavy metal o dość dyskusyjnej jakości realizacji, po który sięgam najczęściej z pobudek czysto sentymentalnych aniżeli chcąc doświadczyć jakiegoś audiofilskiego misterium. A z G-AC nie wiedzieć jakim cudem do owego stanu niemalże sakralnego uniesienia było zaskakująco blisko. Co prawda cud się nie zdarzył i nie pojawiła się jakże wyczekiwana głębia sceny, gdyż na upartego nadal można było wskazać co najwyżej trzy i to dość płytkie plany, ale już zazwyczaj jazgotliwie cykająca góra i osuszona średnica przeszły wielce udaną metamorfozę dotyczącą ich wyrafinowania i ukrwienia. Pojawiła się przyoblekająca kościany szkielet tkanka, „gary” i blachy, z którymi żegnał się Clive Burr dostały kilka dodatkowych Dżuli. W tym wypadku jasnym stało się, że jest nie tylko inaczej, co po prostu lepiej.

W ramach podsumowania chciałbym tylko upewnić się, że wspominałem o tym, że preferuję rodowane wtyki. Bo wspominałem. Prawda? No i teoretycznie dalej mógłbym iść w zaparte twierdząc, że zdania nie zmienię. Problem w tym, że David Laboga zasiał w mym wydawać by się mogło ugruntowanym przekonaniu ziarno zwątpienia. Ziarno, które na razie kiełkuje małym „ale”, więc na razie postanowiłem nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, choć nie wykluczam, że właśnie złota wersja David Laboga Custom Audio G-AC-Connect koniec końców u mnie wyląduje, lecz nie tyle z przekory, co bądź to przyzwyczajenia, bądź specyfiki posiadanej konfiguracji nie do końca jestem przekonany, czy jej docelowym miejscem będzie zadek lampowego źródła, czy tranzystorowej końcówki mocy. Czas pokaże, a na razie gorąco zachęcam do osobistych porównań, tym bardziej, że w przypadku tytułowych przewodów na pytanie którą wersję statystyczny słuchacz chciałby sobie zostawić najczęstszą odpowiedzią będzie … oba. Nie wierzycie? Posłuchajcie sami – w końcu na tym ta cała zabawa polega.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jeśli choć odrobinę jesteście w temacie, z pewnością wiecie, iż kwestia sonicznego wpływu okablowania na finalne brzmienie zestawu audio u wielu osobników homo sapiens nadal budzi bardzo dużo kontrowersji. Owszem, oponenci zgadzają się w kwestii ich nieodzowności, jednak li tylko jako dostarczyciele prądu, sygnału analogowego bądź cyfrowego, jednak z kategorycznym dementi w temacie ich mniejszego lub większego modelowania brzmienia elektroniki. Niestety nie docierają do nich żadne argumenty, że dla przykładu inny splot oraz grubość przewodnika, jego ekranowanie, czy izolacja finalnie wnoszą swoje „trzy grosze”. Nie i już. Oczywiście to wolny kraj i każdy myśli i robi co mu się żywnie podoba. Jednak gdy nie zgadzają się z nami – czytaj znakomicie zdającymi sobie sprawę z wpływu powyższych zabiegów na nasze układanki – w kwestii wpływu skomplikowania budowy okablowania, to jak myślicie, co powiedzą, jeśli tak jak w dzisiejszym teście sprawy mają się identycznie już na poziomie zastosowania innych wtyczek? Spokojnie, znam ich odpowiedź. Będzie dla nas raczej rozczarowująca. Dlatego pozostawiając ich w błogim szczęściu niesłyszenia owych zmian, znajdujących się po mojej stronie barykady melomanów tym razem zapraszam na zderzenie dwóch rodzajów wtyczek z portfolio japońskiego Furutecha zaaplikowanych na identycznym od strony budowy kablu zasilającym David Laboga Custom Audio. Zainteresowani? Jeśli tak, zatem nie pozostaje mi nic innego, jak zdradzić, iż dzięki zaangażowaniu wspomnianego rodzimego producenta do naszej redakcji trafiły dwie sieciówki. Testowana niedawno na bazie rodowanych wtyków o specyfikacji GR-AC oraz jako kontrpartner wykorzystująca złocone wtyki G-AC.

Naturalnie tak jak w przypadku pierwszego spotkania, również tym razem wiedza na temat wewnętrznej budowy naszego bohatera jest bardzo zdawkowa. Jedyne co wiemy, to fakt wykonania firmowego splotu na bazie różnej czystości i różnej średnicy miedzianych drutów. Zero wiedzy na temat ekranowania, izolacji. Za to wiemy, że zdobiące kable dwie prostopadłościenne puszki nie służą do ukrycia jakichkolwiek układów elektrycznych modelujących dźwięk, tylko schludnej zmiany średnicy z środkowego grubszego na cieńszy wymiar średnicy tuż przez wtykami. Służą za to do nadrukowania nazwy modelu kabla mi logo marki. Tak jak w przypadku modelu z końcówkami rodowanymi, również wersja złocona osiąga w standardzie 1.8 mb długości i pakowana jest w nadającą produktowi ekskluzywności, wyściełaną gąbką, estetyczną drewnianą skrzynkę.

Czy zaproponowane dzisiaj do konfrontacji dwa uzbrojone jedynie w inne rodzaje wtyczek kable sieciowe naprawdę spowodowały zmianę ostatecznego brzmienia tego samego systemu? Niestety lub stety – to zależy od zajmowanego stanowiska, ale ich inną ingerencję słychać było dosłownie od pierwszych nut. To oczywiście nie były zmiany na poziomie zastąpienia kolumn z przykładowych tubowych Avantgarde Acoustic typowymi przedstawicielami brytyjskiej szkoły brzmienia marki Harbeth, jednak nie oszukujmy się, mimo wszystko korekta brzmienia była ewidentna. Gdybym miał ją skrótowo określić, powiedziałbym, że przekaz nabrał dostojności. Jednak nie zwyczajowego zamulenia, tylko często oczekiwanego podniesienia poziomu body słuchanej muzyki. Co istotne, bez jakichkolwiek strat w domenie swobody jej prezentacji i oddechu, tylko jako podkręcenie pod względem nasycenia i ogólnego ocieplenia. Co to oznacza? Niby nic specjalnego, jednak w momencie chęci zwiększenia barwowej estetyki grania swojej układanki temat jawi się goła inaczej. W zderzeniu z wersją rodowaną, czyli już świetnie bilansującą wagę dźwięku, jego rozdzielczość i dobre oddanie ataku, użycie wtyczek złoconych pchnęło zmiany w kierunku podniesienia progu emocjonalności przekazu. Tylko jedna istotna uwaga. Otóż ten proces niczego po drodze nie degradował. Owszem, kreska rysująca źródła pozorne nieco się pogrubiła i atak nie mógł już pochwalić się szybkością narastania spod znaku myśliwca F-16, jednak w połączeniu z większym udziałem muzyki w muzyce odbierałem to jako coś wręcz oczekiwanego. To kolokwialnie mówiąc na „sucho” w starciu z wieloma podobnymi, niestety nieudanymi zabiegami konkurencji może wyglądać na pobożne życzenia, ale zapewniam Was, w realnym zderzeniu okazało się być najprawdziwszą prawdą. Muzyka mieniła się większą feerią barw, poszczególne dźwięki będąc bardziej krągłe dłużej wybrzmiewały, a wokaliza aż kapała od intymnych artefaktów. Nic tylko zatopić się w słuchanym materiale i zapomnieć o Bożym świecie. I muszę się przyznać, że tak też się działo. To jest na tyle narkotyczne sposób prezentacji, że mimo codziennego optowania z bardziej zebranym przekazem, kilkukrotnie złapałem się na oderwaniu ducha od ciała, czyli zamierzając posłuchać jednego utworu do zmiany repertuaru przywoływał mnie dopiero powrót soczewki lasera do stanu zero. I nie było znaczenia, czy słuchałem muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej pokroju Melody Gardot, kontemplacyjnego jazzu, czy rockowego szaleństwa, gdyż za każdym razem system znakomicie się bronił. Z jednej strony czarował paletą barw, a z drugiej nie psuł wrażenia dobrej dynamiki słuchanej muzyki. Jasne, że cały czas mając w głowie swój wzorzec, wiedziałem, ile zaterminowany złoconymi wtykami kabel mnie od niego odsunął. Na szczęście dla niego w sobie tylko znany sposób nigdy nie przekroczył cienkiej czerwonej linii impresjonistycznej nadinterpretacji. Jak to robił, nie ma pojęcia. Ważne, że wyszedł z tego starcia z tarczą. O innym odcieniu i wadze, ale jednak z ze wspomnianym orężem na piersi.

Gdzie widziałbym opiniowany dzisiaj główny punkt programu? Bez problemu praktycznie wszędzie. Jednak ze szczególnym uwzględnieniem zestawów potrzebujących szczypty emocji. I nie chodzi o jakiekolwiek zamulanie przekazu, tylko pozbawione efektów ubocznych podniesienie jego esencjonalności. A jak z resztą populacji melomanów? Spokojnie. Naturalnie wszyscy poszukiwacze ataku i przenikliwości prezentacji ponad wszystko mogą lekko pokręcić nosem, jednak jeśli tylko w ocenie nie będą złośliwi, nawet w momencie nadawania na innych falach z pewnością docenią sens ubrania tytułowego David Laboga Custom Audio w złocone wtyki w firmowej specyfikacji G-AC Connect.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Producent: David Laboga Custom Audio
Ceny (Netto)
David Laboga Custom Audio GR-AC-Connect: 1,8m / 2710 € (wersja EU), 2840 € (wersja UK), 2710€ (wersja US); + 650€ za każde dodatkowe 50cm
David Laboga Custom Audio G-AC-Connect: 1,8m / 2560 € (wersja EU), 2690 € (wersja UK), 2560€ (wersja US); + 650€ za każde dodatkowe 50cm

Pobierz jako PDF