1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Denon AH-D9200

Denon AH-D9200

Opinia 1

Kiedy we wrześniu, czyli jeszcze przed oficjalnym pojawieniem się na sklepowych półkach, flagowego modelu słuchawek Denona, zaczęły do nas napływać pozornie standardowe materiały prasowe wiedziałem, parafrazując klasyka, „że coś się dzieje”. Standardowa była bowiem jedynie ich warstwa wierzchnia, szeleszczący papierek, na którym skupili uwagę przypadkowi odbiorcy. Ot kolejny, w dodatku jeden z wielu, news do publikacji i bezrefleksyjnego skasowania. W tym jednak wypadku warto było wykorzystać udostępnioną przez dystrybutora marki – stołecznego Horna, okazję i poprosić, zgodnie z resztą z zawartą pod stosowną „gwiazdką” ofertą, o podesłanie wersji dla zaawansowanych, co też kierowani wrodzoną ciekawością uczyniliśmy. Jakież było nasze zdziwienie, gdy w udostępnionym repozytorium odnaleźliśmy ponad 150 (słownie sto pięćdziesiąt) zdjęć w wysokiej rozdzielczości dokumentujących cały proces produkcyjny począwszy od … własnej plantacji (określenie las, z oczywistych względów jest wysoce niefortunne) bambusa na troskliwym pakowaniu gotowych, przetestowanych produktów skończywszy. Po prostu coś niesamowitego, tym bardziej, że nie były to tzw. przypadkowe pstryki, tylko rasowy, połączony ze swoistym „factory-tour” reportaż. A z resztą, co ja się będę rozpisywał. W wolnej chwili proszę tylko na, nieco przeze mnie okrojoną, wersję spojrzeć. Mając już zatem nad wyraz treściwy podkład merytoryczny pod dzisiejsze spotkanie a zarazem świadomość, że nie jest to kolejna „masówka”, lecz dopieszczony w każdym calu ręcznie przygotowany w pełni audiofilski mroczny obiekt pożądania mogę Państwa z czystym sumieniem zaprosić na spotkanie z topowymi słuchawkami Denon AH-D9200.

AH-D9200 wyglądają praktycznie dokładnie tak samo jak ich młodsze i usytuowane oczko niżej w firmowej hierarchii AH-D7200 i nie da się też nie zauważyć podobieństwa do otwierających serię Real-Wood, całkiem przystępnych cenowo AH-D5200. To niezwykle klasyczne połączenie ponadczasowej, iście gabinetowej elegancji, solidnej, inżynierskiej roboty i (przeważnie) szlachetnych materiałów. Przykładem niech będzie taki drobiazg, jak przewód sygnałowy, który w 7200 był wykonany z miedzi OFC o czystości 7N, natomiast we flagowcu ewoluował do wersji z miedzi dodatkowo srebrzonej. Jednak o ile przy 7200 zżymałem się z powodu zastosowania w padach eko-skóry, choć wyściółka pałąka nagłownego wykonana była ze skóry naturalnej – owczej, to tym razem za bardzo nie wiem, co powiedzieć, gdyż o naturalnym materiale nie ma ani słowa, temat tapicerki pałąka wydaje się nie istnieć, a wspomniane „poduchy” pokryto „engineered leather”, czyli ponownie sztuczną skórą. Niby to podobno specjalnie hodowany, bez udziału zwierząt, pomijając oczywiście ludzi dozorujących proces, materiał na bazie kolagenu, ale jakoś osobiście nie mam jeszcze do niego przekonania. Czyżby audio czekały czasy podobne do branży restauracyjnej, gdzie im wyższej klasy „jadłodajnię” odwiedzimy, tym szanse na solidną porcję mięsa, o wołowinie Kobe nawet nie wspominając, topnieją niczym lodowce na biegunach? Oby nie, chociaż … Wracając do meritum, zmiana muszli z wykonanych z drewna orzecha na bambusowe z jednej strony zaowocowała drobną, bo drobną, gdyż wynoszącą 10 g, lecz z pewnością wartą wspomnienia redukcją wagi, a z drugiej jest wyraźnym zabiegiem proekologicznym, gdyż zamiast wiekowych drzew orzechowych do produkcji używa się jakby nie patrzeć piekielnie szybko rosnącej … trawy. Tak, tak trawy, gdyż bambus bynajmniej drzewem nie jest, lecz li tylko trawą o drewniejącej łodydze, co przy jej przyroście sięgającym niekiedy kilkudziesięciu centymetrów na dobę i zbiorze prowadzonym co 5-7 lat, wydaje się spełnieniem najskrytszych marzeń zarówno dbających o środowisko naturalne odbiorców, jak i księgowych. Sercem tytułowych słuchawek są autorskie, 50 mm przetworniki FreeEdge o membranach z biocelulozowych nanowłókien i neodymowym napędzie o wartości 1 T (Tesli).
Do konstrukcji mechanicznej nie sposób się jednak przyczepić. Masywne aluminiowe, perfekcyjnie wygładzone profile z iście japońską precyzją spasowane są z bambusowymi muszlami, miękkimi padami i równie komfortową wyściółką pałąka. Nic nie trzeszczy, nic nie ociera a biorąc je do ręki i zakładając na głowę czuć klasę. Analogia do Grand Seiko może wydawać się nieco na wyrost, gdyż np. SBGE227G ma pasek ze skóry krokodyla, ale ciepłe brązy, czerń i satynowa koperta nasuwają pewne, podobne skojarzenia.
W komplecie znajdziemy dwa przewody sygnałowe – 3,0 metrowy z wtyczką 6,3 mm do odsłuchów domowych, oraz 1,3 metrowy z wtyczką 3,5 mm dedykowany urządzeniom przenośnym i desktopowym. Konfekcja jest wręcz biżuteryjna a sygnał doprowadzamy do każdej z muszli osobno, wpinając się czytelnie oznaczonymi mini-jackami.
Dzięki uprzejmości rodzimego dystrybutora wraz ze słuchawkami otrzymaliśmy elegancką skrzyneczkę z nad wyraz namacalnymi próbkami materiałów z jakich wykonywane są poszczególne, należące do „Real-Wood Series” modele. Znaleźć w niej można było po kawałku bambusa z jakiego wycinane są muszle AH-D9200, obecnego w AH-D5200 zebrano i orzechową, gotową muszlę AH-D7200 plus przetworniki – konwencjonalny, oraz zauważalnie większy – FreeEdge.

Pod względem brzmieniowym już AH-D7200 wywarły na nas jednoznacznie pozytywne wrażenie niezwykłą kulturą i wysyceniem reprodukowanego pasma, więc po modelu wyższym spodziewaliśmy się równie miłych doznań nausznych i … nie zawiedliśmy się. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż zamiast stosowanego podczas poprzedniego testu wzmocnienia w postaci przeuroczego Lebena CS-300F i wszystkomającego Fostexa HP-A8mk2 pozwoliłem sobie użyć zarówno przystępnego cenowo dyżurnego zestawu ifi (Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 + Gemini), jak i ultra high-endowego kolosa Octave V 16. Skoro bowiem sam producent dołącza okablowanie wskazujące, że zarówno w stacjonarnych – pełnowymiarowych systemach, jak i ich zdecydowanie bardziej niezobowiązujących gabarytowo odpowiednikach, japońskie słuchawki powinny pokazać swoją klasę, to logicznym wydawała się empiryczna weryfikacja powyższych zapewnień, co też niniejszym uczyniłem.
Ponieważ przy opisie technicznym nieco popłynąłem z czepialstwem i kręciłem nosem na pewne, dość niezrozumiałe dla zmanierowanego tetryka jak ja, drobiazgi, to podczas odsłuchu obiecałem sobie, że przynajmniej na początku będę grzeczny. Dlatego też zamiast „The Plague Within” Paradise Lost w odtwarzaczu wylądował zdecydowanie mniej problematyczny „Divide” Eda Sheerana. O dziwo nawet na takim, wybitnie komercyjnym wydawnictwie Denony nie tylko nie grymasiły, lecz pokazały co tak naprawdę się na nim znajduje. Oprócz znanej z poprzedników nasyconej i głębokiej średnicy pojawiła się bowiem zdecydowanie lepiej zaznaczona głębia a i sama rozdzielczość przekazu sięgnęła oczko, bądź nawet dwa wyższy poziom zaawansowania. Kompresja stała się praktycznie pomijalna a pierwsze skrzypce grał blisko podany wokal Sheerana a uwagę absorbowały również oddalone, precyzyjnie zaznaczone w dalszych planach akompaniujące mu instrumenty. Skoro zatem na takim, typowo rozgrzewkowym, materiale było co najmniej dobrze czym prędzej sięgnąłem po „Hunt” Amaroka i jasnym stało się, że AH-D9200 potrafi o wiele, wiele więcej od swoich poprzedników. Niemalże floydowska gitara była wycięta z impresjonistycznego, baśniowego tła z niemalże laserową precyzją a scena, pomimo słuchawkowej sesji osiągnęło w pełni trójwymiarową przestrzenność. Szczekający na otwierającym album „Anonymous” pies ujadał z oddali i nie odnotowałem nawet najbardziej zawoalowanej próby wciśnięcia go w moją przestrzeń międzyuszną. Nie mamy zatem wrażenia, że spektakl muzyczny zostaje zredukowany do efektu dioramy, a my zaczynamy się czuć jak Guliwer wśród liliputów.
A jak jest z nieco mniej cywilizowanymi gatunkami muzycznymi? Śmiem twierdzić, że wcale nie gorzej i nawet z użyciem amplifikacji Octave, której co jak co, ale słodyczy i ocieplenia zarzucić nie sposób, spokojnie można było z Denonami na uszach przez kilka godzin w wielce komfortowych warunkach oddawać się metalowym katuszom. Nawet dość szorstkie, żeby nie powiedzieć hałaśliwe „Audio Secrecy” Stone Sour nie powodowało efektu zmęczenia. Bas był piekielnie szybki, świetnie kontrolowany i na tyle zróżnicowany, że bez problemu można było wychwycić moment, gdy do głosu dochodziła stopa, czy szarpana była najgrubsza ze strun. Ponadto próżno było szukać nawet najmniejszych, śladowych wręcz oznak złagodzenia, czy zaokrąglenia ataku, który z natywną, iście garażową surowością atakował nasze receptory słuchu. Warto w tym momencie podkreślić, iż dzięki świetnej izolacji akustycznej na Denonach wcale nie trzeba było słuchać głośno, co z jednej strony oszczędza nasz słuch a po drugie oszczędza naszemu otoczeniu wątpliwej jakości doznań sonicznych repertuaru niekoniecznie mieszczącego się w ich kanonach piękna.

Denon AH-D9200 są bezdyskusyjnie bardziej rozdzielcze i liniowe od swojego młodszego rodzeństwa, przez co dobierając do nich docelowe wzmocnienie warto pamiętać o posiadanej płytotece i preferowanych gatunkach muzycznych, gdyż możemy być pewni, iż japońskie nauszniki zrobią co w ich mocy, by dostarczyć naszym receptorom słuchu dokładnie to, co same dostaną, a jak doskonale wiemy nie zawsze jest to materiał najwyższej próby. Jednocześnie nie demonizowałbym ich zbytniej analityczności, gdyż 9200 wcale takie nie są, lecz ich wyśmienita rozdzielczość powoduje, iż szanse na złagodzenie, bądź naprawę błędów popełnionych podczas procesu realizacji i masteringu są nad wyraz znikome. A w ramach finalnego podsumowania pozwolę sobie na mały koncert życzeń i z czystej ciekawości chciałbym doczekać momentu, w którym na sklepowe półki trafi wersja AH-D9200, w której oprócz standardowych – bambusowych muszli dostępne będą (do samodzielnej implementacji) również orzechowe i zebrano znane z niższych modeli, by w zależności od nastroju i odtwarzanej muzyki móc modelować ich brzmienie.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Lumin U1 Mini
– DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Ifi Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 + Gemini
– Wzmacniacz słuchawkowy: Octave V 12
– Słuchawki: Meze 99 Classics Gold; q-JAYS; Meze 99 Neo
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Nie wiem, czy to dobre, czy złe wieści, gdyż punkt widzenia jak zwykle zależy od punktu siedzenia, ale dla wszystkich zainteresowanych tematem użytkowania słuchawek (powodów takiego stanu rzeczy jest wiele) mam co najmniej pozytywną informację. Otóż do niedawna wydawało mi się, że naprawdę wysokiej klasy dźwięk są w stanie zaoferować jedynie nauszniki plasujące się ze swą ceną na pułapach poza zasięgiem zwykłego Kowalskiego. Tymczasem coraz częściej na rynku pojawiają się konstrukcje, które nie dość, że wyśmienicie oddają skupiony wokół naszego ośrodka zarządzania ciałem świat muzyki, to jeszcze są w stanie zmieścić się w bardzo przyzwoitym w kwestii cena/jakość budżecie. Kogo mam na myśli? Naturalnie tytułowy produkt elektronicznego giganta z Japonii Denona, który w pogoni za wyśmienitą jakością w ostatnim czasie bez popadania w szaleństwo w postaci ilości zer po przecinku wypuścił zaskakująco dobrze wypadający w starciu z konkurencją model słuchawek D-9200. Zainteresowani? Jeśli tak, to pozostaje mi jedynie poinformować poszukiwaczy wymarzonych dla siebie osobistych umilaczy życia, iż poniższa przygoda testowa była możliwa dzięki warszawskiemu Hornowi.

Nie wiem jak Wy, ale w moim odczuciu rzeczone słuchawki w dziedzinie wykonania i designu bez najmniejszych problemów plasują się pośród elity tego działu audio, w skład której bezwarunkowo wchodzą francuskie Focale, czy japońskie Finale. A trzeba zaznaczyć, że wymienione konstrukcje są kilkukrotnie droższe, co jasno daje do zrozumienia, iż najwięksi tego świata nie odcinają kuponów w postaci produkowania byle czego, bo i tak się sprzeda, tylko w wizualnym lokowaniu produktu posiłkują się znającymi się na rzeczy artystami sztuki użytkowej. Jak zatem wyglądają D-9200? Mamy do czynienia z idealnym połączeniem trzech materiałów w skład których wchodzi dbające o niewielką wagę całości aluminium pałąka i obudowy nośnej dla przetworników, ręcznie obrabianego bambusa okalających nasze uszy muszli, a także delikatnej w dotyku z naszym ciałem skóry nagłowia, i padów. Ale to nie koniec walki o dobrą prezentację w domenie postrzegania wzrokowego produktu, gdyż w komplecie startowym znajdziemy dwa kable przyłączeniowe z różnymi rozmiarowo wtykami typu jack (dłuższy do słuchania w domu, a krótszy podczas używania 9200-tek w ruchu z urządzenia przenośnego) i pomagającą utrzymać w nienagannej czystości opisywane nauszniki ściereczkę. Wieńcząc dzieło sztuki wzorniczej opiniowany komplet słuchawek wraz z kablami spakowany jest w zgrabny futerał.

Jak po analizie załączonych fotografii można się zorientować, w procesie opiniowania pięknych Japonek swoje trzy grosze w dziale wzmacniania sygnału miał do powiedzenia niemiecki wzmacniacz Octave V16. Nie wiem, czy akurat takie połączenie mieć będzie miejsce w Waszych realiach, ale ze swej strony zapewniam, że to, co wydarzyło się u mnie, w zdecydowanej większości wniosków powtórzy się z innymi konfiguracjami. Co? Już donoszę. Otóż przygoda z tytułowymi Denonami w głównej mierze zaowocowała bardzo przestrzennym dźwiękiem. To były hektary rozbudowującej się od centrum mojej głowy na zewnątrz głębi. Mało tego. Całość prezentacji aż kipiała od niezliczonej ilości informujących nas o zapisie nutowym alikwot tworzących mikrodynamikę. Słuchana płytoteka w każdym gatunku muzycznym oferowała znakomitą witalność, co bezpośrednio przekładało się na rozmach prezentacji. Ale co w tym wszystkim jest ważne, ani przez moment nie odczułem zbytniej nachalności wyartykułowanych akcentów, co z pewnością jest zasługą co prawda nieograniczającej swobodę wybrzmiewania wysokich tonów, ale jednak gładkości przekazu. Niemożliwe, gdyż nie da się połączyć wody z ogniem? Bynajmniej, czego pochodzące z kraju samurajów piękności są dobitnym przykładem. Weźmy na przykład najnowszą płytę Anny Marii Jopek „Ulotne”. To jest bardzo intymna muzyka, w odpowiednim odbiorze której bardzo pomogła mi konfiguracja testowa. Za sprawą pewnego rodzaju lekkości oddania przez słuchawki najdrobniejszych niuansów wielowymiarowości głosu Pani Ani mogłem dotrzeć do wszystkiego, co swoją gardłową wirtuozerią miała mi do przekazania. Mało tego, to podejście do wspomnianego krążka było znacznie bardziej angażujące niż wcześniejsze przy użyciu zespołów głośnikowych. A zaznaczam, moje kolumny fantastycznie przerysowują tego typu materiał w zakresie środka pasma, czym potrafią zauroczyć nawet zatwardziałego wielbiciela neutralności ponad wszystko. To zaś dobitnie pokazuje, iż w przypadku naszych bohaterek mamy do czynienia z prawdziwym czarowaniem słuchacza zjawiskowym napowietrzeniem środka pasma. Przez cały czas jak profesor na lekcji, ale bez przypisanego tego typu wydarzeniom przymusu, opiniowane Denony artykułowały najdrobniejszą modulację głosu artystki, co przy braku swobody wybrzmiewania alikwot nie byłoby tak spektakularne. I chyba owa bezkompromisowa zwiewność przekazu jest najmocniejszym plusem japońskich konstrukcji. Idźmy dalej. Po wokalnym aksamicie AMJ postanowiłem spróbować głosu stojącego na przeciwległym biegunie wyrazistości. Jakiego? Nie, nie krzyku spod znaku muzyki metalowej, tylko naznaczonego trudami życia prawdziwego bluesmena. Kogo? Jamesa Cottona wespół z Joe Luisem Walkerem i Charlie Hadenem z materiałem „Deep In The Blues”. Efekt? Zaskakująco fantastyczny. Ten wprost pokazujący swoją ocierającą się o chorobę strun głosowych chrypę głos frontmena wypadł fenomenalnie. Mało tego, w sukurs milionom odcieni zdartego wyskokowym życiem instrumentowi wokalnemu przychodziła zjawiskowo grająca, swą przenikliwością stojąca w opozycji do przypominającego papier ścierny głosu artysty przecinająca międzykolumnowy eter wyrazista harmonijka. Ten tandem naturalnie nadaje główny ton tej kilku utworowej opowieści. Jednak gdy przed posłuchaniem tego materiału przez słuchawki wydawało mi się, że na jego temat wiem już wszystko, proces testowy pokazał mi, że jednak nie do końca. To naturalnie była zasługa rozdzielczości D-9200, które pokazują najdrobniejsze niuanse, ale bez najmniejszej szorstkości i krzykliwości, co natychmiast uwydatniłaby wspomniana harmonijka. Dziwne, nie sądzicie? Takie małe ustrojstwo dźwiękowe, a tak bezduszne w pokazywaniu palcem niedociągnięć urządzeń odtwarzających naszą ukochana muzykę. Na koniec testu poleciałem z czystym szaleństwem w postaci naszpikowanej świstami, sejsmicznymi pomrukami i wieloma przestereowanymi wokalizami elektroniki. To był jazda bez trzymanki od pierwszego do ostatniego kawałka. Ale o dziwo pokazała mi jeden prawdopodobnie będący skutkiem takiej, a nie innej konfiguracji testowej, niuans. Mianowicie chodzi mi delikatne przeniesienie ciężaru muzyki w górę w zakresie średnicy. To co prawda słychać było już wcześniej, ale nic a nic mi nie przeszkadzało, a nawet powiedziałbym, że bardzo się podobało. Tymczasem w znanych mi kawałkach modulujących dźwięk od najniższych przez środek pasma po pisk na górze okazało się, że środek nie jest tak mocny, jak dotychczas go odbierałem. Ale zaznaczam, wspomagający test wzmacniacz mimo lamp elektronowych na pokładzie jest bardzo liniowy, a w niektórych zestawieniach jak na lampiaka delikatnie odchudzony, dlatego też ostateczną ocenę, czy za ów aspekt winę ponoszą słuchawki zalecałbym wysnuć na podstawie własnych doświadczeń. Wszytko inne co udało mi się w tym tekście wyłożyć, pewnikiem zaprezentuje każde zestawienie.

Analiza tego tekstu wyraźnie pokazuje, że mimo doświetlania średnicy przez testowaną układankę recenzencki przekaz ze wszech miar jest pozytywny. Dlaczego? Choćby dlatego, że raz: ten aspekt łatwo skorygować odpowiednim doborem toru audio, a dwa: oferowana jakość dźwięku jest bliska konstrukcjom z o wiele wyższych rejonów cenowych, co wyraźnie pokazały przytoczone pozycje płytowe. A gdy do tego dodamy fantastyczny design i jakość gwarantujących długowieczność użytkowania materiałów, okaże się, że mówiąc w żargonie audiofilów prawie łapiemy Pana Boga za nogi. Czegóż chcieć więcej?

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Statement
IC RCA: Hijri „Million”
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dystrybucja: Horn
Cena: 6 999 PLN

Dane techniczne
Konstrukcja obudowy: Zamknięte
Przetworniki: 50 mm FreeEdge, wykonane z nanowłókien
Impedancja: 24 Ω
Skuteczność: 105 dB/mW
Maksymalna moc wejściowa: 1.800 mW
Pasmo przenoszenia: 5-56.000 Hz
Waga bez kabla: 375g

Pobierz jako PDF