Opinia 1
Kiedy miesiąc temu publikowaliśmy recenzję słuchawek Focal Utopia nie omieszkaliśmy, niejako zupełnym przypadkiem i przy okazji nadmienić, że skoro polski dystrybutor marki – warszawski FNCE S.A., powiedział „a”, to jesteśmy tak mentalnie, jak i lokalowo przygotowani na kontynuację, tym razem już kolumnowego alfabetu, ze szczególnym uwzględnieniem jego końcówki, czyli literki „U”, jak … Utopia. Nie chcąc jednak zaburzać firmowej hierarchii a zarazem, wzorem dobrego thrillera, odpowiednio stopniować napięcie przygodę z francuskim hegemonem kolumnowym rozpoczynamy od gorącej nowości, czyli od przeznaczonych dla możliwie szerokiego grona wymagających, lecz niekoniecznie mających ochotę na wydawanie małej fortuny melomanów, czyli dostępnych zarówno w konwencjonalnej, jak i wybitnie lifestyle’owej kolorystyce podłogówkach Focal Kanta N°2.
O co chodzi z tym nie do końca dobrze kojarzącym się audiofilom i niespecjalnie korespondującym z wysokiej klasy Hi-Fi lifestylem? O walory natury czysto estetycznej, gdyż powołana w 1979 r do życia przez Jacquesa Mahula (w Paryżu), a obecnie rezydująca w Saint-Étienne ekipa inżynierów i projektantów uznała, iż najwyższy czas na to, by połączyć przysłowiowy ogień z wodą i pogodzić nieprzywiązujących większej uwagi do takich niuansów złotouchych nie tylko z resztą nieskażonej Audiophilią Nervosą populacji, lecz przede wszystkim mniej bądź bardziej pobłażliwie patrzącymi na nasze hobby paniami domu i/lub dekoratorami wnętrz. Dość bowiem dylematów czy wybrać coś ładnego i pasującego do dywanu, sofy, czy zasłon, czy coś spełniającego nasze nad wyraz restrykcyjne kryteria brzmieniowe, lecz zarazem wywołującego grymas przerażenia u obdarzonych zdecydowanie bardziej wyczulonym zmysłem estetyki przedstawicielek płci pięknej i wykazujących podobne wyczulenie aranżatorów naszej przestrzeni życiowej. Wg. Focala można mieć i to i to, gdyż we Francji, podobnie, jak i Włoszech, od wieków kojarzących się większości z nas z modą i dobrym, wyszukanym smakiem takie pozornie wykluczające się sprzeczności to niemalże codzienność. Nie wierzycie? To spytajcie Panowie swych Piękniejszych Połówek jakie mają zdanie o dostępnym w paryskich butikach obuwiu sygnowanym przez Manolo Blahnika, Jimmy’ego Choo, czy Rogera Viviera a bardzo szybko Wam udowodnią, że może być i szykownie i wygodnie. Dlatego też skupcie się na walorach sonicznych tytułowych podłogówek a sprawę kolorystyki pozostawcie płci pięknej, bo tak będzie i szybciej i łatwiej. O ile bowiem rasowy samiec alfa spokojnie sobie poradzi z podstawową kombinacją czerni (Black High Gloss) i bieli (błyszcząca Carrara White, lub mat Ivory) to pozostałe opcje, chociażby przez same nazewnictwo mogą wprowadzać w lekką konsternację. Do puli bowiem trafia nie tylko orzechowa okleina korpusu, co przede wszystkim wypolerowane na wysoki połysk Gauloise Blue i Solar Yellow, oraz matowe Gauloise Blue, Warm Taupe i Dark Grey. Jakieś pytania? Ano właśnie.
Trójdrożne, czterogłośnikowe Kanty dostarczane są w solidnych kartonach i praktycznie od razu po ich opuszczeniu są w pełnej gotowości do gry. Magnetycznie mocowane maskownice na czas transportu znajdują się w osobnych, ściśle przylegających pudełkach wsuwanych między utrzymujące kolumny w bezpiecznej pozycji sztywne pianki. Zamiast konwencjonalnych cokołów francuski producent zdecydował się na wykorzystanie masywnych, czteroramiennych, zamontowanych na stałe stojaków nadających całej konstrukcji swoistej lekkości i całkiem udanie imitujących zjawisko lewitacji. Na charakterystycznie dla Focali łukowato wygiętym froncie znajdziemy berylowy tweeter umieszczony pomiędzy usytułowanym nad nim, obsługującym środek pasma 16.5 cm przetwornikiem z zawieszeniem TMD (Tuned Mass Damping) i ulokowaną poniżej parą basowców. Do budowy membran średnio i niskotonowców użyto lnu zapewniającego małą masę, wysoką sztywność oraz bardzo dobre tłumienie. Powyższy układ wspomaga podwójny układ bass reflex z jednym wylotem na ścianie przedniej i drugim, rezydującym nieco powyżej pojedynczych, acz solidnych terminali głośnikowych z tyłu korpusu. Jakość i precyzję wykonania skrzyń należy określić jako rewelacyjną a jej walory estetyczne jako ponadprzeciętne. Jako przykład podam pokrywającą korpus pozornie czarną powłokę lakierniczą, która poza iście fortepianowym połyskiem mogła się pochwalić również niewielką domieszką bliżej nieokreślonych drobin mieniących się i skrzących w promieniach słońca a prawdziwą wisienką (lub jak kto woli truskawką) na torcie jest szklana tafla przykrywająca top kolumn.
Pozornie zwyczajne obudowy również mają swoje małe tajemnice. Przykładowo płytę frontową wykonano z wysokiej gęstości polimeru (high density polymer – HDP) charakteryzującego się o 70% większą gęstością, 15% sztywnością i 25% lepszym tłumieniem od powszechnie stosowanego przez konkurencję MDFu a pozostałą część obudowy stanowi monolityczna skorupa wytwarzana ze zmielonych masy drewnianej,
No to teraz najważniejsze z naszego – audiofilskiego punktu widzenia i stanowiące zarazem miły, acz niekoniecznie wymagany dla pozostałej części populacji dodatek do całości, czyli brzmienie. Ponieważ zarówno przed samą wystawą, jak i podczas tegorocznego Audio Video Show dostarczona do nas parka pracowała w pocie czoła proces akomodacyjno – rozgrzewkowy mogliśmy tym razem ograniczyć do niezbędnego minimum i praktycznie po kliku godzinach od wypakowania śmiało można było traktować Kanty całkiem serio. Oczywiście pomimo właśnie wymienionych, niezwykle sprzyjających okolicznościom przyrody daliśmy i im i sobie kilka dni na wzajemne poznanie, stonowanie emocji i minięcie, związanej z pojawieniem się nowych „zabawek” ekscytacji. Nie wiem jak Państwo, lecz my wolimy do bardziej krytycznych odsłuchów podchodzić z możliwie „spokojną głową” i bez zbytniej euforii, która z jednej strony potrafi zarówno wypaczyć wyniki końcowe, jak odciągać uwagę od postrzegania danych konstrukcji jako możliwie spójnej całości a nie kilku wybijających się przed szereg niuansów. Tak więc niemalże ze stoickim spokojem, po kilkudniowych sesjach „zapoznawczych” uczciwie mogę stwierdzić, że Focal wprowadzając na rynek model Kanta No2 doskonale wiedział co robi. Te świetnie wyglądające podłogówki oferują bowiem brzmienie ponadprzeciętnie energetyczne, żywe a zarazem muzykalne i oparte na imponującym fundamencie basowym. I tutaj od razu drobna uwaga natury użytkowej. Otóż choć producent sugeruje, że Kanty spokojnie „zmieszczą się” nawet w 30 metrowych pokojach, to przed podjęciem decyzji o ich zakupie nad wyraz rozsądnym wydaje się sprawdzenie ich w docelowym pomieszczeniu. Czemu o tym wspominam już na wstępie? Powód jest dość prozaiczny, gdyż choć mówi się, że od przybytku głowa nie boli, to nawet w naszym, oktagonalnym czterdziestometrowym OPOSie basu było naprawdę sporo a patrząc na finalne ustawienie kolumn o wspomaganiu najniższych składowych przez ściany mówić nie sposób. Dlatego też warto już na dzień dobry pomyśleć o odpowiednio trzymającej w ryzach dolne oktawy amplifikacji w stylu Vitusa RI-100, Gryphona Diablo 300, lub T+A PA 2500 R a jeśli to nie wystarczy spróbować użyć jakiejś sztywnej gąbki w celu częściowego zasklepienia tylnego otworu bass-reflex. Proszę jednak nie traktować powyższego wpisu jako oznaki ewidentnej dominacji dołu nad resztą pasma, gdyż tak nie jest, a jest to jedynie pewna sugestia i wskazówka dla wszystkich tych, którzy oprócz pudła kontrabasu lubią też pieścić własne zmysły dźwiękami rozedrganych strun tych przerośniętych skrzypiec. Przy czym od razu pragnę nadmienić, iż nawet z naszą dyżurną, odznaczającą się ponadprzeciętną muzykalnością końcówką mocy album „Junjo” zjawiskowej Esperanzy Spalding zabrzmiał niezwykle soczyście, rozdzielczo i z odpowiednim drajwem. W tym momencie, nijako przy okazji i między wierszami wyszło, że ani góra pasma nie jest zbyt ofensywna a i średnicy, czego, jak czego, ale braku saturacji i organiczności zarzucić nie sposób. Gra nieco wyżej i szybciej od isisowego „papierzaka”, ale nadal tam gdzie powinna. Zdziwieni? Zupełnie niepotrzebnie, gdyż czasy się zmieniają, preferencje również i po etapie, gdy „francuskie brzmienie” kojarzyło się większości nas z pewnym utwardzeniem, czy wręcz osuszeniem wspomnianych podzakresów, to zmiana/rozwój technologii i wprowadzenie do produkcji membran nowych materiałów zaowocowało ucywilizowaniem i ukulturalnieniem przekazu. Berylowy wklęsły tweeter stawiał bowiem na ponadprzeciętną rozdzielczość i krystaliczną czystość a konturowość i korespondująca z nim natychmiastowość średnicy sprawiały iż o przestrzenności i iście monitorowej holografii można było wypowiadać się wyłącznie w samych superlatywach. Dlatego też pozostając przy Esperanzie Spalding nie sposób było nie docenić przyjemnego zaakcentowania średnicy i lśniącej perlistości góry pasma. Ze starego, stereotypowego „focalowego grania” do niedawna natywnej wyczynowości całkowicie wyrugować się nie dało, ale właśnie takie podkręcenie tempa i zastrzyk adrenaliny w większości przypadków robił więcej pożytku aniżeli szkody. Dlatego też z dziką rozkoszą zaserwowałem im najpierw ścieżkę dźwiękową z superprodukcji „Iron Man 2”, na którą składała się twórczość AC/DC a następnie zdecydowanie bardziej wymagający, symfoniczny album „S&M” Metallicy. I co? I … O dzięki Wam, konstruktorzy Focala za Kanty N°2! Okazało się bowiem, że im szybciej, mocniej i ciężej miał zabrzmieć materiał źródłowy, tym francuskie podłogówki wrzucały wyższy bieg i szły niczym opancerzony TGV. O ile jednak AC/DC mogły co najwyżej powodować dość rytmiczne podrygiwanie do bądź co bądź niezbyt skomplikowanych melodii australijskich dinozaurów hard-rocka o tyle na „Mecie” z symfonicznym turbo – doładowaniem rozwinęły skrzydła i zaoferowały prawdziwie epicki spektakl z wyczuwalnym w trzewiach rykiem otaczającego nas rozentuzjazmowanego tłumu, feerią potężnych gitarowych riffów i odzywającymi cię co jakiś czas iście apokaliptycznymi partiami waltorni. W tym zatykającym dech w piersiach apokaliptycznym show panował jednak nie tylko wzorowy porządek, co wręcz laboratoryjna precyzja. Gradacja planów i ogniskowanie źródeł pozornych zasługiwały na najwyższe noty a wspomniane we wstępie, pewne uwypuklenie i spontaniczność basu w tym momencie tylko pomagało w drodze do uzyskania typowo koncertowego uczucia czynnego uczestnictwa w wydarzeniu. Warto również zwrócić uwagę na brak nawet najmniejszych oznak kompresji, czy też zadyszki tytułowych kolumn przy niemalże koncertowych poziomach głośności, co z pewnością docenią nie tylko miłośnicy ciężkiego łojenia, lecz i osoby prawdziwie uzależnione od wielkiej symfoniki spod znaku Wagnera, Straussa i im podobnych.
Nic a nic nie wskazywało na to, że niepozorne podłogowe konstrukcje sygnowane logotypem francuskiego Focala i ochrzczone jako Kanta N°2 okażą się tak ukierunkowane na emocje i drajw drzemiące w muzyce. Focale wyciągają bowiem z materiału źródłowego wszystko to, co sprawia, że krew krąży szybciej w naszych żyłach a i troski dnia codziennego schodzą na dalszy plan. Uwielbiają rozmach, spektakularność i … Rocka, choć, gdy tylko ujarzmi się je odpowiednio wydajną amplifikcją, to i na akustycznym jazzie potrafią zachwycić. Spora w tym zasługa berylowego wysokotonowca i najnowszej generacji przetworników obsługujących pozostałe 2/3 pasma, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że same drajwery to dopiero połowa sukcesu a ów sukces zależy przede wszystkim od umiejętnej ich aplikacji a to już jest pochodną wiedzy zespołu za danym projektem stojącego. W tym momencie nie pozostaje mi zatem nic innego, jak szczerze ludziom odpowiedzialnym za pojawienie się na rynku Kant N°2 pogratulować, gdyż dawno podczas testów tak dobrze się nie bawiłem słuchając głównie dla przyjemności a nie z obowiązku. Merci beaucoup!
Marcin Olszewski
Opinia 2
Kogo jak kogo, ale występującego jako główny bohater dzisiejszego spotkania, bardzo mocnego gracza na rynku kolumn nie można nie znać. Nawet jeśli osobiście z jakiś bliżej nieokreślonych powodów nie mieliście z jego konstrukcjami nic do czynienia, z pewnością czytaliście w prasie bądź słyszeliście o nim od podobnie do siebie zakręconych na punkcie audio znajomych. A któż to taki? Sądzę, że jeśli utożsamiacie się z tym pytaniem, to albo w stosunku do mnie jesteście trochę złośliwi, albo naprawdę chadzacie całkowicie innymi niż ogólnie panujący trend rynku ścieżkami, gdyż będziemy rozprawiać o łatwo rozpoznawalnej z choćby od zawsze obecnej odwróconej kopułki wysokotonowej, a obecnie z bycia jednym z pionierów stosowania berylu w przetwornikach francuskiej marce Focal. Tak tak, mowa o brandzie spod znaku skreślonego w pionowej osi “zygzaka”, który jako pierwsze koty za płoty z portalem Soundrebels do testowego boju postanowił dostarczyć kolumny podłogowe model Kanta N°2, a którym na naszym rynku opiekuje się warszawski dystrybutor produktów Focal i Naim FNCE.
Tytułowe kolumny są słusznych rozmiarów, bo osiągającymi około 110 centymetrów wysokości konstrukcjami podłogowymi. W celach podążania za światowymi trendami i na szczęście dla wielu audio-maniaków dla łatwiejszej akceptacji przez ich drugie połówki są dość wąskimi słupkami ze zdublowanymi głośnikami basowymi, pojedynczym średniotonowcem i wysokotonówką. Co w tej konstrukcji dla potencjalnych nabywców jest bardzo ważne, to fakt zastosowania do pracy w górnych rejestrach ostatnimi czasy coraz częściej stosowanego przez najlepszych producentów przetwornika berylowego. Analizując rozkład głośników widzimy, iż ich wyliczanka od dołu przebiega następująco. Najpierw współpracujące z usytuowanymi w dolnej części portaem bass-refleks głośniki niskotonowe, potem celująca w centrum naszych narządów słuchu wspomniana odwrócona berylowa kopułka, a nad tym wszystkim góruje wykonana z podobnych do przetworników niskotonowych (coś na kształt preparowanej trawiastej maty) średniotonówka. Patrząc na opisywany model kolumn z boku wyraźnie widzimy, iż sam front jest pewnego rodzaju w tym przypadku białą (w ofercie jest kilka kolorów) profilowaną nakładką nałożoną na wykończony w technice połyskującej brokatem lakierowanej czarni tylny korpus konstrukcji. Rzut oka z profilu dodatkowo uzmysławia nam, iż francuscy konstruktorzy będąc wiernymi wyrównaniu fazowemu użytych głośników samym usadowieniem ich w stosunku do siebie środkową część przedniej ścianki, czyli miejsce implementacji emitera wysokich rejestrów odpowiednio zagłębili. Po jakiego czorta? To wbrew pozorom jest bardzo ważne, gdyż tym działaniem uprościli mającą bardzo duże znaczenie dla finalnego brzmienia konstrukcję zwrotnicy. Przechodząc do pakietu danych na temat oferty przyłączeniowej Kant 2 wyznawcy karmienia osobnym sygnałem każdej sekcji kolumny będą nieco zawiedzeni, gdyż kolumny oferują jedynie pojedynczy set zacisków. Ja wiem, to gryzie się z ortodoksyjnym podejściem do audio wielu melomanów, ale tak jest od zawsze i albo to akceptujemy, albo szukamy u innego producenta. Wieńcząc ten akapit i może trochę uspokajając wiecznie niezadowolonych malkontentów należy dodać jeszcze, iż dobrą stabilizację na podłożu i niezbędną izolację konstrukcji od jego ewentualnego szkodliwego wpływu zapewnia będący odzwierciedleniem litery “X” przytwierdzony do podstawy, wyposażony w regulowane kolce swoisty pająk.
Dywagując w myślach jak rozpocząć przekazywanie spostrzeżeń na temat testowanych Kant 2 w oparciu o panującą w wielu audiofilskich grupach opinię nonszalanckiej nadpobudliwości produktów tej marki, bardzo łatwą odpowiedź na nurtujące mnie pytanie przyniosła mi już sama ich aplikacja. Owszem, to nie było zwykłe wpięcie w posiadany tor. Natychmiast uspokajając potencjalnych zainteresowanych dodam, iż nie była to również droga przez auddiofilską mękę, tylko zdroworozsądkowa analiza czego oceniane paczki potrzebują i odpowiednie dobranie zgrywającego się z nimi okablowania. Ktoś raczy marudzić? Jeśli tak, niech z ręką na sercu przyzna, że niczego takiego u siebie nie robił, a jeśli faktycznie tak było, oznaczać będzie bezkrytyczne branie świata jakim go stworzono lub bliskie wygranej w Totolotka szczęście. Ok. Wystarczy tych przepychanek słownych. Przejdźmy do testu. Gdybym miał określić sposób prezentacji świata muzyki przy użyciu francuskiej myśli technicznej, powiedziałbym, że pomimo delikatnego uformowania brzmienia Kanty N°2 przez cały czas stawiały na otwartość przekazu. Sam bas był zaskakująco ciekawy, gdyż nawet z dwóch stosunkowo małych w porównaniu do mojego przetworników oferował spory pakiet dobrze wypełnionych, ale i solidnie kontrolowanych niskich rejestrów. Zaś temat ochoczego grania rozpoczynał się już od ciekawie doświetlonej średnicy, co najprawdopodobniej było skutkiem współpracy ze znanym z nieowijania w bawełnę kwestii informacji przetwornikiem wysokotonowym. Na szczęście nie była to oferta latających w eterze żyletek, ale względem moich kolumn miałem do czynienia z przeniesieniem akcentów brzmienia o oczko wyżej. Myślicie, że z tego powodu odczuwałem jakieś mocno doskwierające niedogodności? Nic z tych rzeczy. Naturalnie cała płytoteka zabrzmiała inaczej niż przy użyciu własnej konfiguracji, jednak to był jedynie swoisty sznyt grania, który w kilku przypadkach nawet mnie potrafił pozytywnie zaskoczyć. W jakich i dlaczego? O tym za moment, gdyż o jednym, bardzo ważnym dla tego segmentu cenowego aspekcie chciałbym napisać w pierwszej kolejności. O czym? Niestety, to nie jest regułą i tak po prawdzie potrafią to tylko najlepsi, ale opiniowane Francuzki w kwestii budowania wirtualnej sceny dźwiękowej w wektorach głębokości i szerokości były bardzo bliskie najlepszym prezentacjom znanych z takich umiejętności monitorów. To zaś dla wiedzących jak powinien wyglądać naśladowany przez zestaw audio świat muzyki melomanów w wielu przypadkach jest jednym z główniejszych aspektów podczas decyzji zakupowej. Jak to wszystko wyglądało w warunkach bojowych? Proszę bardzo. Na trudny początek poszła płyta Anny Marii Jopek „Minione”. To jest wymuskania przez artystkę, ale również na tle wcześniejszej twórczości nieco niżej nagrana płyta i od pierwszych nut słychać było, że za sprawą tendencji grania naszych bohaterek tembr głosu pani Ani poszybował delikatnie w górę. Oczywiście natychmiast zwiększył się udział sybilantów, ale na szczęście dla odbioru całości prezentacji owe tchnięcie świeżości średnicy było przy okazji bardzo ciekawym elementem tego starcia, gdyż sam przekaz nie stracił na intymności, a przy tym usłyszałem zdecydowanie większy pakiet danych na temat mimiki twarzy artystki podczas formowania fraz nutowych. Reasumując, było lżej w środku pasma, ale z ciekawym oddaniem audiofilskich niuansów. I wiecie co? Najlepsze w tym wszystkim jest to, że w tej prezentacji bardziej skłonny jestem zwrócić uwagę na nieco zbyt delikatny w graniu w centrum pasma akustycznego fortepian (o basie wspominałem, że był dobry), niż inaczej oddane niuanse samego głosu wokalistki. Było inaczej, ale ciekawie. W podobnym tonie wypadała większość słuchanej w testowej konfiguracji muzyki, aż przyszedł moment na przeciwległy biegun muzyczny, czyli w moim przypadku YELLO z krążkiem „Touch” i coś z wizyty Marcina w postaci zespołu Metalika. Efekt? Postrzeganie opisywanych konstrukcji jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki zmieniło się o sto procent. Mało tego. Wszelkie wymienione wcześniej wtedy odbierane jako niechciane przywary i niuanse były czymś, bez czego ta muzyka nie powodowałaby samoczynnego wybijania rytmu przez postawioną bezpańsko na podłodze nogę. To był bardzo dobrze wpływający na końcowy efekt zastrzyk witalności, który wzmagał efekt zbliżenia mnie do realów tego typu koncertów lub sesji nagraniowych. Mam nadzieję, że nie odbierzecie tego jako łgarstwo z mojej strony, ale zważywszy młodzieńcze przygody z grupami typu AC/DC i rasową elektroniką śmiało mogę powiedzieć, iż oferowany przez testowany zestaw świat był moim drugim ja. Tak, tak, gdzieś w głębi nadal tli się we mnie nutka szaleństwa, którą nie wiem dlaczego w obecnej chwili nie wywołuję do tablicy, a która za sprawą podobnych do Kant 2 konstrukcji co jakiś czas daje o sobie znać.
Jak wynika z powyższego tekstu, pierwsze przed-testowe obawy, czy francuskie kolumny wyjdą z tarczą, czy na tarczy w końcowym rozrachunku okazały się być wyssanymi z palca. Oczywiście nie zagrały w stylu moich uzbrojonych w papierowe przetworniki ISIS-ów, ale patrząc na nie przez pryzmat wykorzystanych podzespołów nie miały na to najmniejszych szans. Dlatego też mocno otwartą była sprawa, jak mocny sznyt brzmieniowy odciśnie na ich finalnym brzmieniu wchodzący obecnie w skład coraz większej ilości konstrukcji berylowy głośnik wysokotonowy. Nie wiem, jak na podstawie moich wytycznych opiniowane konstrukcje odbierzecie Wy, ale dla mnie efekt soniczny był zaskakująco ciekawy. Lubię iskrę w brzmieniu systemu i to dostałem. Bardzo istotnym dla mnie elementem jest również bas i jestem zobligowany stwierdzić, że mimo użycia dwóch małych przetworników gdy był zapisany na płycie, bez szkodliwego wpływu portu bass-refleksu bezproblemowo wypełniał mój przecież spory jak na te kolumny pokój. Czy zatem testowane kolumny są dla wszystkich? Niestety, jak zdecydowana większość komponentów audio nie. I nie dlatego, że to są złe konstrukcje, tylko oferują stawiającą na szybkość i otwartość przekazu szkołę grania, co dla kochających bliski lampie eufoniczny dźwięk może być nie do zaakceptowania. Ale mam i dobre wieści, gdyż pomijając tę mocno nastawioną na ocierający się o przegrzanie muzyki koloryt dźwięku grupę melomanów reszta populacji audiofilów z naszymi bohaterkami spokojnie może się zmierzyć. Pozytywnego finału nie jestem w stanie zagwarantować, ale za fantastyczną przygodę, szczególnie z nieco cięższym brzmieniem jestem w stanie ręczyć.
Jacek Pazio
Dystrybucja: FNCE S.A.
Cena: 39 998 PLN
Dane techniczne
Przetworniki:
– 2x 6½ ” (16.5cm) głośnik niskotonowy Flax z NIC
– 1 x 6½” (16.5cm) głośnik średniotonowy Flax z zawieszeniem TMD
– 1 x 1 1/16″ (27 mm) głośnik wysokotonowy „IAL3” Beryl z odwróconą kopułką
Skuteczność (2,83V/1m): 91dB
Pasmo przenoszenia (+/-3dB): 35Hz – 40kHz
Impedancja nominalna: 8 Ω
Impedancja minimalna: 3.1 Ω
Rekomendowana moc wzmacniacza: 40 – 300W
Częstotliwości podziału: 260Hz – 2,700Hz
Wymiary (WxSxG): 1,118 x 321 x 477 mm
Waga: 35 kg
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA