Opinia 1
Jak większość z Was prawdopodobnie zdążyła zauważyć, z tytułową marką Gauder Akustik, że tak powiem, jesteśmy za pan brat. Od lat staramy się brać na recenzencki tapet co ciekawsze ich konstrukcje, co nie oszukujmy się, znakomicie unaocznia nam proces zachodzących zmian w następujących po sobie modelach kolumn tego producenta. Jakich? To oczywiście przy użyciu wyszukiwarki na naszej stronie dość łatwo prześledzić, jednak chcąc potwierdzić obranie dobrego kierunku owej ewolucji przypomnę tylko, że od ponad roku jestem szczęśliwym posiadaczem jednego z zestawów tego wytwórcy. A szczęśliwym dlatego, że kolokwialnie mówiąc zaczęły grać muzykę przez duże „M”. Oczywiście początki tego procesu swoje korzenie miały w topowych nowościach, ale jak to zazwyczaj bywa, nadchodzi czas aby dany pomysł na dobry dźwięk zszedł do poziomu osiągalnego dla zwykłego zjadacza chleba. I z takim, może jeszcze nie z najniższych pułapów cenowych, ale raczej z dolnej części portfolio, przypadkiem mamy dzisiaj do czynienia. Przyznaję, tanio nie jest, ale jak spojrzymy na wykorzystane komponenty – najnowszy projekt głośnika wysokotonowego z berylową membraną według projektu wieloletniego konstruktora znanego chyba wszystkim niemieckiego Accutona – po prostu budżetowo być nie może. Jednak gdy w obecnych szalonych czasach w ofercie tak rozpoznawalnego producenta konstrukcji z segmentu High End za sporej wielkości podłogówki z najnowszymi pomysłami technologicznymi na pokładzie oscylujemy w granicach 100 kzł, chyba nie jest aż tak źle. O czym zatem będziemy dzisiaj deliberować? Otóż dzięki zaangażowaniu logistycznemu katowickiego RCM-u w nasze progi zawitały pachnące syndromem światowej nowości niemieckie kolumny Gauder Akustik Capello 100 Be.
Tak jak Roland Gauder ma w zwyczaju, czyli już na poziomie będących ostoją dla przetworników skrzynek podejmując walkę ze szkodliwymi falami stojącymi, również w temacie obudów naszych bohaterek poszedł sprawdzoną od lat drogą. Chodzi o to, że przy zastosowaniu płaskiego frontu boczne ścianki są zbiegającymi się ku znacznie węższym plecom obłymi połaciami, co przy okazji świetnej prezencji znakomicie niweluje będące wielkim problemem wspomniane fale stojące. A gdy już jesteśmy przy wizualizacji opisywanych konstrukcji, nie można przemilczeć faktu, iż dodatkowego sznytu elegancji w przypadku testowanego modelu nadaje nałożenie nań czarnego lakieru fortepianowego. Jeśli chodzi o zastosowane na awersie przetworniki, wszystkie są swoistą nowością w ofercie Rolanda Gudera i pochodzą z nowej manufaktury czerpiącej z wieloletnich doświadczeń projektowania dla wspominanego we wstępniaku głośnikowego potentata Accutona. Zakres góry obstawia uważana przez LG za lepszą brzmieniowo nawet od głośnika diamentowego, nowo opracowana kopułka berylowa, zaś średnicę i dolny zakres pomalowane na czarno przetworniki z membranami aluminiowymi. Kreśląc kilka zdań o tylnym panelu przyłączeniowym nie sposób nie potwierdzić jego stosunkowo skromnej szerokości. Jednak wystarczającej, aby w jej dolnej części zaaplikować osobne komplety terminali dla kabli kolumnowych dla zakresu góry i środka oraz dołu plus dwóch umieszczonych nad sobą zestawów otworów, dzięki dedykowanym zworom pozwalających dostosowanie do reszty systemu estetyki grania kolumn w zakresie basu. Górny pakiet daje możliwość dodania lub zmniejszenia jego ilości w zakresie +/- 1.5 dB, natomiast drugi moduluje go przy pomocy wprowadzonych do oferty zewnętrznych modułów zmieniających strojenie zwrotnicy – z uwagi na fajne i przy okazji zaskakujące efekty o tym wspomnę nieco później. Kontynuując miting opisujący budowę rzeczonych kolumn jestem jeszcze zobligowany dodać, iż w tym przypadku port bass-refleks konstruktor skierował w dół, zaś jego bezpieczną odległość od podłogi ustalają znajdujące się w standardzie, wyposażone w regulowane kolce, zwiększające punkty podparcia konstrukcji poprzeczne aluminiowe łapy. Jeśli chodzi o przygotowanie smukłych Niemek do procesu logistyki, kolumny po ubraniu w ochronne materiałowe pokrowce i osadzeniu w wyprofilowanych styropianowych wytłoczkach, pakowane są w łatwe w przemieszczaniu i przy okazji minimalizujące nadmierną wagę, solidne kartony.
Jak wypadł najnowszy projekt Rolanda Gaudera w specyfikacji Capello 100Be? Kurde, bez względu na fakt jak brutalnie to zabrzmi, nie mogę powiedzieć inaczej niż – kolejne konstrukcje spod jego ręki grają muzykę. Co to oznacza? Otóż niegdyś nie raz w wystawowych kuluarach słyszałem opinię, że Gaudery często buczą i cykają. I dlatego, gdy od jakiegoś czasu podczas testów „nausznie” zderzam się ze zgoła inną niż przytoczoną estetyką grania, chcąc podnieś odbiór ostatnich działań Rolanda do poziomu przełomu specjalnie tak agresywnie rozpocząłem ten akapit. Tak, tak, obecne propozycje zza naszej zachodniej granicy to całkowicie inna szkoła brzmienia. Pełna energii, esencji i nienachalnej swobody. Żadnego przekraczania dobrego smaku, tylko służba w oddaniu pełnego emocji, dobrze osadzonego w dolnym zakresie, znakomicie pokazującego barwę i pakiet informacji w środku pasma oraz bardzo dźwięcznego i dalekiego od nadinterpretacji przez wysokie tony przekazu muzycznego. I co w tym jest najciekawsze, bez względu na słuchany repertuar od przysłowiowego jazzowego plumkania, przez brutalne popisy rockowe, po miażdżące bębenki uszne elektroniczne pomruki. Naciągam fakty? Bynajmniej, gdyż sam tym faktem jestem pozytywnie zaskoczony. Dawniej wspomniany na początku odbiór konstrukcji spod znaku tytułowej manufaktury raczej forował muzykę z duszą agresora, gdy tymczasem kolejny raz przekonuję się, jak dalece marka odeszła od dawnych standardów. To w dobrym tego słowa znaczeniu zgoła inne, znakomicie odnajdujące się w szerokim spektrum muzyki brylowanie pośród świata dźwięków. Jakie konkretnie? Po pierwsze – mimo solidnej dawki dalekich od nieprzyjemnej twardości, ale również nielejących się niskich tonów, wszystko jest pod pełną kontrolą i kreowane z dobrą kreską. Po drugie – esencjonalny, kiedy trzeba miękki, zaś innym razem odpowiednio informacyjny środek jest zbiorem niekończących się, jak nigdy oddanych w domenie emocji, przez to świetnie pokazanych w projekcji 3D wydarzeń scenicznych. A po trzecie – prezentowana przez najnowszy tweeter góra pasma bez jakiegokolwiek przejaskrawienia pokazuje dosłownie najdrobniejszy niuans brzmieniowy słuchanego materiału. A gdy do powyższej wyliczanki dodamy łatwe znikanie kolumn z pomieszczenia i jako feedback tej cechy znakomity wynik budowania realiów głębokości wirtualnej sceny, okaże się, że Gauder Akustik odrobił lekcję i z konstrukcji stawiających raczej na brutalne nurty muzyczne ewaluował w stronę odpowiedniego podania dosłownie każdego z nich.
Pierwszym z brzegu przykładem na obronę tej tezy była twórczość Jordi Savalla z materiałem „El Cant De La Sibil-La Mallorca-Valencia”. To był swoisty majstersztyk, gdyż całość została wykreowana nie tylko w idealnie oddanej kubaturze kościelnej ale również z będącym istotnym atrybutem tego typu produkcji, wprowadzającym do muzyki nutkę mistycyzmu pogłosem. A to dopiero wstęp, gdyż dzięki tej aurze ze swoim hipnotycznym wokalem znakomicie wypadła nie tylko żona szefa formacji instrumentalnej Montserrat Figueras, ale również mocne partie chóralne i co bardzo istotne sposób zawieszenia w eterze oraz oddanie barwy i namacalność często występującego solo instrumentarium z epoki. Powiem tak. Wspomniana płyta oficjalnie składa się z dwóch kilkuczęściowych pieśni, co z pozoru wydaje się być łatwym tematem do ogarnięcia również dla słuchacza nienadającego na tych samych falach. Jednak jakby na to nie patrzeć, trwa ponad godzinę, co nawet w momencie częstego obcowania z tego typu twórczością przy braku odpowiedniej atmosfery przesłuchanie płyty staje się nie lada wyczynem. Na szczęście w tym przypadku temat wyglądał zgoła inaczej, gdyż po w teorii próbnym włożeniu krążka do transportu nawet nie zauważyłem, gdy po 60 minutach wybudzając mnie z sakralnej zadumy laser CEC-a powrócił do stanu zero. Co było tego przyczyną? Otóż według mnie opisana sytuacja była nie tylko wynikiem podania całości wydarzenia w dobrej jakości, ale przede wszystkim umiejętnego wytworzenia przez system sonicznej intymności. Nienachalnej, ale dzięki plastyce, koherentności i dobrze dozowanej swobodzie wybrzmiewania każdej nuty jakże naturalnie odbieranej. Skąd to wiem? Otóż bez tego nie raz i nie dwa podczas testów elektroniki lub kolumn wielu producentów nie udało mi się dobrnąć nawet do połowy płyty. A tutaj takie miłe zaskoczenie.
Z innej, ale również udowadniającej pozytywne przemiany w konstruowaniu kolumn przez Rolanda G. beczki muzycznej był zespół Yello i jego płyta „Touch”. To pomieszanie przeraźliwie ekspansywnej w górnym paśmie i mocnej w modulację niskich rejestrów elektroniki z intrygującą damską wokalizą, a mimo to cały materiał wypadł wręcz znakomicie. W zależności od pomysłu na dany numer, kolumny potrafiły przeciąć powietrze niszczącym sykiem i piskiem, by przy damskiej partii w drugim numerze nadać jej soczystego, a przez to mocnego w wydźwięku wyrazu. Muzyka raz mnie kopała, a innym masowała, co nie dało się ukryć, było efektem bezproblemowego odnajdowania się kolumn w danym projekcie muzycznym. Nie na jedno kopyto, czyli albo wszystko ostro albo milutko, tylko według specyfikacji zamierzeń artystów. A w dobrym tego słowa znaczeniu najgorsze w tym wszystkim było to, że mimo po latach wręcz nagminnego słuchania tego krążka, obecnego ambiwalentnego stosunku do niego, jak rzadko kiedy kolejny zaliczyłem go od pierwszej do ostatniej nuty. Czym spuentowałbym tak dobry odbiór tego występu? Tym razem nie chodzi o intymność, bo nie o to w przeciwieństwie do muzyki sakralnej w tym repertuarze biega, tylko zdolność do ciekawego oddania diametralnie różnego muzycznie materiału na jednym krążku z wyraźnym pokazaniem innej estetyki każdego z utworów. Da się? Jak widać, da, bo chciał. nie chciał, kolejny raz z przyjemnością przesłuchałem w całości raczej omijaną obecnie płytę.
Gdy dawkę istotnych informacji o odbiorze konkretnego materiału muzycznego podczas testu mamy już za sobą, spełniając wcześniej daną obietnicę wspomnę o działaniu modułów korygujących projekcję niskich tonów. Na fotkach widać kilka oznaczonych kolorami poziomów podbicia tego rejestru. Jednak ku mojemu zaskoczeniu nie zawsze zakładane zwiększenie jego ilości danym modułem powodowało zwykłe podbicie jego udziału w przekazie. Temat często ograniczał się do przesunięcia jego najbardziej odczuwalnego piku, co skutkowało odbiorem go jako mniej tłustego, za to bardziej kontrolowanego lub przeciwnie, czyli jakby mocniej pogrubionego z odczuwalną utratą ostrości krawędzi dźwięku. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w to w wielkim stopniu był efekt odpowiedzi obecnie ogarniętych pułapkami basowymi problemów akustycznych mojego pomieszczenia, ale piszę to informacyjnie, gdyż bazując na podobnym odbiorze tych działań z mniejszym modelem Capello w salonie dystrybutora przekonałem się, że czasem fajnie to wypada. A przecież nie od dzisiaj wiadomo, że co pokój odsłuchowy lub zastana elektronika to nieco inny finał każdego działania konfiguracyjnego, dlatego pomyślałem, że choćby jako ewentualna pomoc warto jest o tym wspomnieć. Dlatego jeśli podejmiecie próbę ożenku z naszymi bohaterkami, nie zapomnijcie te moduły zapytać. Skorzystacie lub nie, warto spróbować. Ja podczas testu z uwagi na brak problemów akustycznych z tym zakresem test przeprowadziłem bez użycia rzeczonych adapterów.
Komu rekomendowałbym tytułowe Gauder Akustik Capello 100Be? Spokojnie oprócz wielbicieli kolumn tubowych bezwarunkowo wszystkim. Niestety nie potrafią osiągnąć specyfiki potomków megafonów. Za to potrafią odnaleźć się w dosłownie każdym repertuarze z dobrym oddaniem jego najbardziej istotnych cech. Zagrają krągło, ostro, magicznie, brutalnie, ale w danej estetyce tylko wtedy, gdy tak będzie wynikać z zapisanego na płycie materiału muzycznego. Jak w wartościach bezwzględnych to wygląda na tle dawnych modeli? Zmiany wydają się być niewielkie, ale jakże dramatycznie przeskalowujące odbiór. Po prostu w odpowiedzi na zarzuty niezbyt usatysfakcjonowanych klientów przestały buczeć i cykać, a zaczęły grać muzykę. Na tyle dobrze osadzoną w równouprawnieniu barwy, wyrazistości i kontrolowanej energii, że gdybym nie obcował na co dzień z Olimpem tego producenta, w momencie poszukiwań byłby to jeden z przysłowiowych pewniaków do walki o laury.
Jacek Pazio
Opinia 2
O ile wszem i wobec wiadomo, że w Gauderze na szczytach władzy karty rozdaje seria Berlina, to jednak nie da się ukryć, że i na nieco innym pułapie nazwijmy to dyplomatycznie „intensywności doznań” dobrze się dzieje, czego próbki dane nam było zasmakować w trakcie minionego Audio Video Show. Było to z resztą nader intrygujące doświadczenie, gdyż słynący ze stricte high-Endowych prezentacji katowicki RCM – dystrybutor marki postanowił zagrać va banque i zamiast czegoś z audiofilskiego Olimpu postawił na niemalże budżetówkę. Otóż mając na podorędziu podstawowe Arcony i najpopularniejsze a zarazem najbardziej „gauderowskie” Ceramici sięgnął po najnowszy przejaw radosnej twórczości dr.Rolanda Gaudera w postaci topowej konstrukcji z dopiero co zaanonsowanej serii Capello – uzbrojone w berylowe tweetery kruczoczarne podłogówki – Capello 100 Be. Powyższą zajawkę zamieszczam jednak nie po to by odświeżyć Państwu pamięć, lecz by zaanonsować sprawozdanie z naszych z nimi kontaktów, co też niniejszym czynimy.
Jak sami Państwo widzicie Gauder Akustik Capello 100 Be, to dość pokaźnych rozmiarów podłogówki, którym pod względem aparycji zdecydowanie bliżej do protoplastów z linii Ceramic i Arcona aniżeli Darc. To wszystko za sprawą nie tyle nawiązujących do kropli wody kształtów obudów, bo to akurat cecha charakterystyczna wszystkich Gauderów, co zastosowanie w roli budulca korpusów giętego MDF-u a nie aluminiowych, bądź wykonanych z jeszcze gęstszych materiałów skręcanych wręg znanych z Darc-ów i Berlin.
Już pierwszy, nawet nader pobieżny rzut oka na nasze gościnie jasno daje do zrozumienia, że mamy kolejnym krokiem ewolucji niemieckich kolumn. Co prawda trójdrożny, klasyczny układ złożony z umieszczonego na szczycie tweetera, średniotonowca i pary basowców jest nam doskonale znany m.in. z Cassiano i Arcona 100 MK II, to jak od dłuższego czasu można było zauważyć dr. Roland raczył był sukcesywnie odchodzić od „standardowych” (oczywiście modyfikowanych pod jego dyktando) porcelanowych Accutonów na rzecz przetworników aluminiowych, które zgodnie z zapewnieniami konstruktora charakteryzują się lepszą odpowiedzią impulsową. I tak właśnie jest w tym przypadku. Ba, aluminium zagościło nie tylko w sekcji średnio i niskotonowej, lecz również na górze pasma (w wersji standardowej) o ile tylko nie zaszalejemy i nie zdecydujemy się na beryl, jak w niniejszej odsłonie, co przełożyło się na niższą masę tak od ceramicznej, jak i diamentowej konkurencji a obecne w dostarczonych przez katowicki RCM egzemplarzach membrany berylowe są jeszcze lżejsze. A jeśli chodzi o same drajwery, to zgodnie z firmową nomenklaturą są to najnowsze odsłony powlekanych od spodu polimerem aluminiowych X-Pulse’ów, które część z Państwa może kojarzyć z nomen omen 100-ek MkII z serii Arcona.
Skoro kwestę ścian przednich mamy z głowy, choć ewentualnie można jeszcze wspomnieć, że ww. przetworniki można osłonić opcjonalną, montowaną na magnesy maskownicą, do czego niespecjalnie namawiam, gdyż ochrona jaką zapewniają jest czysto iluzoryczna a kompromis brzmieniowy bezdyskusyjny. Oprócz monochromatycznych (biały/czarny) lakierów fortepianowych jako opcje dostępne są jeszcze naturalne okleiny – drewno oliwne, orzech włoski (obie poglądowo zamieszczone poniżej na 80-kach) i palisander. Miłą niespodzianką jest obecność poprawiających stabilność kolumn nóżek Spike Extenders wchodzących w skład fabrycznego wyposażenia.
Inspekcja będącej z racji liropodobnego kształtu w zaniku ściany tylnej przynosi kolejne niespodzianki. Chodzi bowiem o nader bogactwo manipulatorów umożliwiających zaskakująco szeroki wachlarz modyfikacji brzmienia Gauderów. Od razu jednak Państwa uspokoić, bowiem sam sposób akomodacji charakterystyki kolumn do zastanych warunków lokalowych i upodobań odbiorcy teoretycznie nie uległ na przestrzeni lat nie uległ zmianie, lecz już ergonomia poprawiła się szalenie. O ile bowiem w łapiących się na okres transformacji (z Isophona na Gauder Akustic) Cassiano umiejscowiony był w podstawie – dokładnie na ścianie dolnej –„od podłogi”, więc dostęp był tam, już po ustawieniu kolumn, dość problematyczny, o tyle w Capello, wzorem wyżej urodzonego rodzeństwa (vide Berlina RC 11) stosowne zworki znajdziemy na szyldzie z tabliczką znamionową i terminalami głośnikowymi (WBT NextGen). I w tym momencie dochodzimy do pewnego novum, gdyż o ile kontrolę basu (22-144Hz) w zakresie ±1,5db znamy od dawien dawna o tyle spektrum nastaw rozszerzono o zworki „Bass Extension” dedykowane właśnie tak oznaczonym modułom kontrolującym bas w podzakresie 30 – 70 Hz o „nominałach” +1,0dB, +2,0dB, +3,0dB i +3,5dB. Warto jednak mieć jednak świadomość, iż takie zabawy nie pozostają obojętne elektrycznym parametrom układu, co mówiąc wprost zgodnie z prawem zachowania energii powoduje spadek impedancji w zakresie 25-35Hz a już nominalnie 100-ki są 4 Ω z minimum sięgającym 2,37Ω przy 97 Hz, co przy 84 dB skuteczności jasno wskazuje, że ze słabowitymi „lampiszonami” szanse na synergię są nad wyraz znikome. Wracając jeszcze na dosłownie chwilę do „podwozia” wspomnę tylko, że znajdziemy tam ujście kanału bas refleks.
Dokonując czysto teoretycznej wiwisekcji Capello ujawnia, że komora mieszcząca przetworniki średnio i wysokotonowe jest zamknięta a wentylacja/wspomaganie w postaci dmuchającego do podłogi układu bas refleks dotyczy jedynie wooferów. Uwagę zwraca nad wyraz rozbudowana, rozmieszczona na trzech osobnych płytkach (każda dedykowana poszczególnej sekcji) 56-elementowa, oczywiście symetryczna, zwrotnica. Dzięki niej nie tylko zachowano bardzo strome nachylenie zbocza (60dB/oktawę), lecz przede wszystkim uzyskano idealne wyrównanie fazowe wszystkich przetworników, które zamiast jak przy układach z klasycznymi zwrotnicami charakteryzującymi się nachyleniem 6-12dB nakładać się w zakresie około trzech oktaw nakładają się jedynie w zakresie zbliżonym do 1/8 oktawy, przez co pomimo swojej 3-drożności brzmią niczym idealne źródło punktowe. Z materiałów firmowych warto wyłuskać jeszcze jeden niuans, czyli opcję Double Vision, pod której dość enigmatyczną nomenklatura kryje się … możliwość zastąpienia standardowych, co wcale nie oznacza, że pośledniej jakości, komponentów zwrotnic ich zdecydowanie wyższej klasy odpowiednikami. Za takowego moda zostaniemy przy kasie poproszeni o wyasygnowanie dodatkowych 2 000€. W roli okablowania wewnętrznego wykorzystano m.in. przewody Van Den Hul Clearwater.
No dobrze, co nieco usłyszeliśmy na AVS, co nieco doszło naszych uszu z Katowic zanim tytułowe kolumny dotarły do OPOS-a, jednak co własne cztery, a w naszym przypadku osiem kątów, to zupełnie inna bajka. W dodatku, nieco uchylając rąbka tajemnicy, bajka nie tylko z morałem, lecz i happy endem. Jednak po kolei. Ustawione na miejscu naszych dyżurnych 11-ek, na granitowych platformach, żeby BR dmuchały w kontrolowaną a nie zmierzwioną jak nasza wykładzina powierzchnię Capello dostały na dzień dobry kilka dni na akomodację, choć katowicki dystrybutor zdążył je odpowiednio rozgrzać i to solidnie, bo znamy jego słabość do twórczości zespołu pieśni i tańca Rammstein. U nas z resztą też nie miały taryfy ulgowej, gdyż już na wstępie dostały strzał w postaci „Battles” In Flames, który choć będąc jednym z najlżejszych w dorobku Szwedów szalenie daleki jest od audiofilskiego plumkania. Gitarowe riffy wściekle tną powietrze z prędkością światła, choć uczciwie trzeba przyznać, że ich schowanie za partiami perkusji wydaje się cokolwiek kontrowersyjne. W dodatku całą realizację oceniam jako mocno dyskusyjną, jednak właśnie taka nieco nieortodoksyjna pozycja pozwala zdefiniować odpowiedni punkt wyjścia. Dlatego też jeśli już mam sięgać po coś z ich dyskografii, to zazwyczaj jest to ostatnimi czasy „Foregone”, gdzie nie ma najmniejszych problemów tak z selektywnością, jak i głębią sceny, co akurat w tej niszy wcale nie jest regułą. Regułą są za to zagmatwane i połamane linie melodyjne, masakrycznie gęste aranże i partie wokalne jedynie okazjonalnie zapuszczające się klasyczną czystość przekazu. Okazuje się jednak, ze nawet taka, pozorna kakofonia potrafi zabrzmieć wręcz wybornie, co tytułowe Gaudery pokazały tyleż bezdyskusyjnie, co wręcz porażająco. Połączenie niczym nieposkromionej dynamiki z krystaliczną czystością i brakiem zniekształceń sprawiły, że In Flames zabrzmieli niemalże po audiofilsku. Separacja i precyzja definicji poszczególnych instrumentów ewidentnie zadawały kłam twierdzeniu, że na wysokiej klasy systemie odsetek akceptowalnych sonicznie płyt niebezpiecznie zbliża się do poziomu przysłowiowego trzypłytowca. Tutaj jednak każdy dźwięk miał swoje jasno określone miejsce i czas tworząc nieco makabryczną, jednakże logiczną i intrygującą mozaikę metalowych doznań. Ponadto przykład dwóch powyższych wydawnictw rozwiał wszelkie wątpliwości odnośnie zdolności niemieckich podłogówek do właściwego różnicowania jakości dostarczanego im materiału muzycznego.
Proszę się jednak nie martwić, bowiem kruczoczarne Capello okazały się nie tylko gustować w siarczano-piekielnych wyziewach, lecz i w zdecydowanie bardziej niebiańskich trelach potrafiły rozwinąć skrzydła. Eteryczny i zwiewny „Passacalle de la Follie” Christiny Pluhar, L’Arpeggiaty i Philippe’a Jaroussky’ego, jak i „How Beauty Holds The Hand Of Sorrow” Ane Brun zabrzmiały z właściwym sobie wyrafinowaniem i oszałamiająca wręcz przestrzennością. Z premedytacją nie użyłem tu zwrotu dotyczącego rozmachu, bo pomimo niezaprzeczalnego rozmachu i potęgi na melodic death metalu tym razem misterne muzyczne instalacje czarowały właśnie trójwymiarową rozłożystością, lecz z racji swej wrodzonej ażurowości sprawiały wrażenie niesamowicie kruchych, przez co stawały się oczywistą antytezą wspomnianych ekstremów. Jak z pewnością się Państwo domyślacie 100-ki nie miały również nic przeciw tzw. graniu ciszą, co szczególnie pozytywnie odebrałem na „anemicznych partiach” wokalnych Ane Brun, gdzie jakikolwiek szum tła i złagodzenie, osłabienie już i tak opartych głównie na niuansach kontrastów podziałałoby na całość mocno zwiotczająco i usypiająco. Tymczasem Gaudery operując na poziomie mikro dynamiki potrafiły tak dopieścić oszczędne instrumentarium, bądź nawet zwykle ukryte daleko w tle orkiestracje, że nawet na iście wieczorno-nocnych poziomach głośności nie traciliśmy nic a nic z audiofilskiego planktonu. W tym momencie dochodzimy do jednej z niewątpliwych zalet tytułowych podłogówek. Otóż aby czerpać pełnymi garściami z drzemiącego w nich potencjału wcale nie trzeba grać nimi głośno, choć i przy iście koncertowych poziomach głośności nie sposób mówić o jakichkolwiek kompromisach. Jednak o ile większość, szczególnie konwencjonalnych konstrukcji o niskiej skuteczności swoje walory jest w stanie ujawnić dopiero przy większych dawkach decybeli, to Capello nawet „szepcząc” niczego nie zachowują dla siebie, na później, bądź nie chowają w cieniu i mrocznych zakamarkach. Jednocześnie nie zaobserwowałem podczas ich kilkunastodniowej obecności tendencji do sztucznego wypychania drugo i trzecioplanowych niuansów przed szereg. Ba, one nawet o centymetr nie przybliżyły się do słuchacza, lecz za sprawą rozdzielczości 100-ek ich obecność z domniemanej ewoluowała do poziomu namacalności a tym samym oczywistości.
Jeśli zaś chodzi o wpływ aplikowanych w zworki „Bass Extension” modułów, to jak widać na załączonych zdjęciach otrzymaliśmy pełen zestaw w firmowym puzderku i mogliśmy bawić się nimi do woli. Cóż jednak z tego, skoro każdorazowa aplikacja takowych ustrojstw z jednej strony zmieniała charakterystykę kolumn, lecz jednocześnie nader wyraźnie majstrowała w równowadze tonalnej. W dodatku aplikacja poszczególnych cartridge’y nie wpływała na najniższe składowe, lecz raczej na ich wyższe rejony i zszycie ze średnicą, co może przy gorzej zaadaptowanym akustycznie pomieszczeniu i/lub bardziej oszczędnych na basie konstrukcjach dawałoby wyraźną poprawę, lecz w naszych warunkach i z 100-kami w torze tego typu manewry ograniczały się li tylko do kroków w boki zamiast w górę, więc finalnie odsłuchy prowadziliśmy już bez nich. Nie oznacza to bynajmniej bezcelowości ich stosowania, lecz po prostu w naszych warunkach nie musieliśmy ingerować w liniowość przekazu i robienie sobie „górki” w danym podzakresie, która w określonych okolicznościach przyrody mogłaby okazywać się wręcz zbawienna i właśnie ową równowagę przywracać rekompensując tym samym niedoskonałości zastanej akustyki.
No to najwyższa pora na finalne podsumowanie, morał i happy end w jednym. Krótko mówiąc jeśli do tej pory z pomimo niewątpliwej fascynacji firmowym brzmieniem wysokich modeli Gauderów z różnych względów z ceramicznymi drajwerami Accutona było Wam nie po drodze a na diamentowe wariacje niespecjalnie mieliście ochotę rujnować domowy budżet, to tym razem żadnych wymówek nie ma. Gauder Akustik Capello 100 Be łączą bowiem gładkość i słodycz ceramiki z rozdzielczością i holografią diamentów bez wad swych protoplastów – są zdecydowanie mniej problematyczne w aplikacji od porcelanowych przetworników a jednocześnie są zdecydowanie tańsze od diamentowych ekstrawagancji.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: RCM
Producent: Gauder Akustik
Cena: 15 000€ (z aluminiowym tweeterem), 20 000€ (z berylowym tweeterem) + 2 000€ Double Vision
Dane techniczne
Konstrukcja: 3-drożna, wentylowana, podłogowa
Impedancja: 4 Ω
Moc: 300W
Wymiary (W x S x G): 114 x 25 x 42 cm
Waga: 28 kg
Gwarancja: 10 lat