Opinia 1
Jestem pewien, że gdybym nawet początkującemu miłośnikowi muzyki zadał niełatwe, bo z zakresu budowy kolumn pytanie – „Z czego znane są konstrukcje niemieckiego Gauder Akustik?”, bez zastanowienia odpowiedziałby, iż ze stosowanych od wielu lat ceramicznych przetworników Accutona. Tak tak, oparte o porcelanę, białe, w celach bezpieczeństwa przed uszkodzeniem zabezpieczone siatką membrany od lat są znakiem rozpoznawczym tego brandu. Ale to nie do końca cała prawda o tym podmiocie, gdyż po głębszym prześledzeniu jego oferty, okaże się, że w niższych partiach cennika znajdziemy kilka produktów, które jako generatory dźwięku wykorzystują przetworniki z membranami aluminiowymi. Mowa w tym momencie o serii Aercona, która po wielu latach dobrej passy na rynku, doczekała się nowego wcielenia. To wydarzenie zaś, w porozumieniu ze stacjonującym w Katowicach dystrybutorem RCM poskutkowało dzisiaj realizowanym testem najnowszego dziecka stajni Gauder Akustik w postaci modelu Arcona 100 MK II.
Analizując załączone fotografie Arcona 100MK II w konfrontacji z poprzednią wersją gołym okiem widać dwie różnice. Pierwszą i zarazem najważniejszą, gdyż bardzo mocno determinującą zmiany soniczne tej odsłony kolumn jest zastąpienie głośnika wysokotonowego AMT ceramicznym Accutonem. Zaś drugą jest już jedynie wizualne, nadające spójności barwowej projektowi, pomalowanie wszystkich przetworników na podobny do testowych obudów czarny kolor. Przybliżając nieco budowę samych skrzynek, donoszę, iż ich boki podobnie do poprzedniczek począwszy od płaskiego frontu zbiegają się płynnym łukiem do zwieńczonych mocnym zaokrągleniem umownych pleców. Zaś tak uformowane bryły pomalowano na dodającą projektowi plastycznemu szczypty elegancji, wspomnianą przed momentem połyskującą czerń. Jeśli chodzi o pakiet technikaliów, w kwestii podziału obsługiwanego pasma akustycznego mamy do czynienia z konstrukcją trójdrożną, której zadania realizują usytuowane na dole dwa basowce, nad nimi pojedynczy średniak i na szczycie ceramiczny gwizdek. Tak prezentuje się awers. W przypadku rewersu z racji jego obłości celem zapewnienia miejsca dla pojedynczego zestawu terminali przyłączeniowych wraz z gniazdem umożliwiającym korygowanie niskich rejestrów – stosujemy stosowną zworkę – w dolnej jego części wyprofilowano niezbędną płaszczyznę. Wieńcząc dzieło opisu nie mogę również przemilczeć, iż opisane kolumny w standardzie posadowione są na czterech wkręcanych w podstawę kolcach, które czyniąc lekki, jednak solidny w kwestii poprawy jakości dźwięku upgrade (o tym za moment), możemy zastąpić firmowymi, zwiększającymi rozstaw punktu podparcia, a przez to zmieniającymi miejsce przełamywania rezonansów obudowy, wyposażone w regulowane kolce cztery aluminiowe łapy.
Zanim przejdę do konkretów jedna ważna informacja. Jak można wnioskować, jeśli wspomniałem o czymś w poprzednim akapicie, z pewnością nie omieszkałem tego skonfrontować nausznie. Co mam nam na myśli? Otóż poniższy test miał dwie odsłony. Co prawda pierwsza, wykorzystująca dostarczane w komplecie kolce sesja była krótka i służyła jedynie konfrontacji wartości dźwiękowych nowych Arcon w stosunku do starych, to jednak się odbyła i od jej wyników rozpocznę opis. Jak oceniam to podejście? Dobrze. I to nie przez wzgląd na kosmetyczne poprawki generowanego dźwięku, tylko zaoferowanie mi jego bardzo równej, dodatkowo w nowej odsłonie znacznie mniej napompowanej dolnym zakresem inkarnacji. Bas nie był już tak dominujący, jak u poprzedniczek, tylko uzupełniając, a nie wyskakując przed szereg szedł w sukurs reszcie pasma. Szkoda? Spokojnie, konstruktorzy pomyśleli o wszystkim i jeśli ktoś zapragnie więcej niskich rejestrów w MK II-kach, przy pomocy zworki może je sobie skorygować in plus. Ja jednak napawałem się zaproponowaną w tym modelu równowagą tonalną, która oczywiście nie nosiła znamion anoreksji, tylko wiedziała kiedy i jak mocno wspomóc odpowiednim tupnięciem pozostałe zakresy częstotliwościowe. Tak było na standardowych kolcach. Natomiast sprawy nabrały znacznie większej kolorystyki, gdy przyszedł czas na test po przykręceniu łap rozszerzających punkty podparcia kolumn. To znaczy? Być może nie uwierzycie, ale nagle muzyka nabrała świetnej lotności. To nie było już działanie nastawione na bezmyślne, czasem siłowe odgrywanie nut, tylko budowanie znacznie bardziej napowietrzonej, a przez to uwolnionej od napadania na słuchacza wirtualnej sceny. Jednym słowem przekaz dostał przyjemnego w odbiorze zastrzyku witalności, co wprost przełożyło się na znaczne zwiększenie przyjemności z obcowania ze słuchaną muzą. Oczywiście nie twierdzę, że pierwszy występ był porażką na miarę średniowiecznej ciemnoty, tylko lekko przerysowuję efekt w celu pokazania, w którą stronę podążyły i jak duże okazały się być zmiany. Z mojej strony przyznam szczerze, po usłyszeniu co robi upgrade kolumn, w momencie decyzji zakupowej nie wyobrażam sobie przeżywania muzyki w innej konfiguracji. Dlaczego? Choćby z powodu ciekawych odtworzeń muzyki wręcz wymagającej od zespołów głośnikowych dobrej witalności i bliskiego realnemu zawieszenia w powietrzu odtwarzanych zapisów nutowych spod znaku małych składów barokowych. Ale nie tylko, bowiem takich walorów oczekują również współczesne nurty z jazz-em na czele. Dlatego jeśli takowych słuchacie, jestem przekonany, że nawet informacyjne zastosowanie lepszego usadowienia kolumn na podłodze skończy się zakupem dodatkowej opcji. Ok. To była moja opinia na temat zmian oblicza kolumn po upgrade. A jak to wyglądało w oparciu o konkretną muzę? Tutaj sprawa jest prosta. Od zawsze oferta Gauder Akustik była kojarzona ze swobodnym radzeniem sobie z mocnym graniem, co podczas testu po raz kolejny udowodniła formacja Metallica z koncertowym krążkiem „S&M”. I to nie tylko w kwestii wytworzenia dobrze poukładanej ściany dźwięku – zawsze słucham tego dość głośno, ale również dzięki zwiększeniu otwartości przekazu, co poprawiło poczucie bycia na tym wydarzeniu. Nieco inaczej, ale równie dobrze wypadała muzyka elektroniczna. Ta z naturalnych przyczyn powstawania na konsolach komputerów nie mogła oddać realiów imprezy, ale za sprawą wspomnianego otwarcia przekazu świetnie wypełniała całą międzykolumnową parcelę. Było mocno w dole, dobrze w kwestii nasycenia średnicy i wyraziściej niż w starszej wersji na górze. Dlaczego wyraziściej? Otóż to dobrze pokazał lubiany przeze mnie jazz. Chodzi mi o projekcję górnych rejestrów przez pryzmat blach perkusisty. Na AMT zawsze odczuwałem, że talerze wykonane są ze zbyt cienkiej, rzekłbym podobnej do folii aluminiowej, poruszanej nawet przez lekki wiaterek blaszki. Niby wszystko było, ale jakieś takie eteryczne i dziwnie zwiewne. Tymczasem w tym przypadku mamy do czynienia z kawałkiem ciężkiego, bo dość grubego, okrągłego płata blachy, co teraz głośnik Accutona idealnie pokazał. Jak? Zwyczajnie, w każdym dotknięciu talerza było słychać stawiające pałce opór jego body, co przekładało się na większy udział drewna owej pałki w dźwięku i bardziej dostojne jego wybrzmiewanie. Wiem, to są niuanse, ale przecież dla nas bardzo ważne, dlatego tak nad tym się rozwodzę. Oczywiście nie można zapominać o wpływie lepszej stabilizacji kolumn na projekcję obrazu również jazzowym i klasycznym nurcie. To na tle poprzedniczek było pewnego rodzaju przeniesieniem poprzeczki o oczko wyżej, czyli przekładając z polskiego na nasze, odbiło się wyraźną poprawą zawieszenia dźwięku w eterze, co w grającym ciszą jazz-ie i współpracującymi z kubaturą kościoła wydarzeniami sakralnymi jest bardzo istotne, żeby nie powiedzieć niezbędne.
Nie mam pojęcia, jak głęboko nad zwrotnicami podczas projektowania zmian – wysokotonówkę widać gołym okiem – pochylił się właściciel marki i konstruktor kolumn w jednym Roland Gauder, ale jedno wiem na pewno, nowa odsłona kolumn Arcona 100 MK II jest znacznie lepsza od poprzedniczek. I nie chodzi w tym momencie o działania kosmetyczne, ale jak wynika z tekstu, o konkrety pozwalające wierniej niż dotychczas pokazać ulubioną muzykę. Czy to jest oferta dla każdego? Szczerze powiedziawszy nie widzę najmniejszych przeciwskazań dla nikogo. Owszem, jeśli ktoś jest sfokusowany na brzmienie przetworników papierowych typu Tannoy lub tubowych spod znaku Avantgarde Acoustic, być może nie zdecyduje się na zakup opiniowanych dzisiaj, smukłych i krągłych Niemek. Jednak myślę, że nawet on w momencie choćby próbnego starcia z Arconami doceni ich chęć do pokazania świata pełnego energii i rozmachu, o co przecież w muzyce chodzi.
Jacek Pazio
Opinia 2
Niby nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, jednak nie da się ukryć, iż przewrotny los potrafi tak zagmatwać nasze życiowe ścieżki, że albo przeszłość nas dogania, albo historia zatacza koło a my lądujemy w punkcie wyjścia. Taki też, poniekąd zbliżony w swej niespodziewaności, zbieg okoliczności miał miejsce w przypadku naszych dzisiejszych bohaterek, gdyż z jednej strony stał się okazją do mojej prywatnej retrospekcji, o czym dosłownie za chwilę, a z drugiej świetnie wpisał się w poruszoną w naszej poprzedniej publikacji tematykę możności obserwacji ewolucji zachodzącej w obrębie konkretnych marek. Jednak po kolei. Otóż w kwestii retrospekcji – Czytelnicy śledzący moje beletrystyczne poczynania z pewnością odnotowali, mający miejsce w grudniu 2018 r., fakt zmiany dyżurnych Gauderów Arcona 80 na Dynaudio Contour 30. 80-ki były świetne i bardzo miło je wspominam, jednak duńskie kolumny zaoferowały „większe” i bardziej żywiołowe brzmienie, co biorąc pod uwagę moje upodobania muzyczne okazało się strzałem w przysłowiową 10-kę. Minęło jednak blisko półtora roku i w tzw. międzyczasie dr. Roland Gauder przedstawił światu drugą generację otwierających jego portfolio Arcon. Generację, która w dobie powszechnej „optymalizacji kosztów własnych” budzi nie tylko zdziwienie, co właśnie wydaje się świetnym przykładem wspomnianej ewolucji a zarazem nawiązaniem do moich byłych kolumn. Nie przedłużając zatem wstępniaka pragnę jedynie zaprosić Pastwa na spotkanie z usytuowanymi w niemieckiej hierarchii oczko wyżej od 80-ek kolumnami Gauder Arcona 100mk2.
Nie da się ukryć, że oprócz niewielkiej zmiany samej nomenklatury, mogącej wskazywać li tylko na swoisty lifting, nowa odsłona Gauderów ze swoim rodzeństwem zachowała prawdę powiedziawszy jedynie wspólny kształt obudów i układ przetworników, za to cała reszta została poddana istnej rewolucji. Na początku skupmy się jednak na tym co widać gołym okiem. Otóż skrzynie są dokładnie takie same, jak poprzednio, więc nie ma co się zbytnio nad nimi rozwodzić. Wykonano je z 22mm MDFu, przy czym ściany boczne są gięte i zbiegają się ku tyłowi. Zdobiącym front trzem 7” drajwerom wykorzystującym membrany o nazwie X-Pulse zafundowano przejście na ciemną stronę mocy, czyli zmieniono ich umaszczenie z mlecznej bieli na satynową czerń. Dwa dolne przetwarzają bas, natomiast górna jednostka odpowiedzialna jest za średnicę. Piętro wyżej ulokowano przetwornik wysokotonowy i tak naprawdę to właśnie on jest przysłowiową wisienką na torcie, gdyż zamiast skąd inąd świetnego AMT w Arconach mk2 pojawia się schowany za charakterystyczną siateczką … opracowany wraz z Accutonem nowy ceramik. Zmiana tweetera pociągnęła oczywistą konieczność drobnych modyfikacji zwrotnicy, lecz proszę się nie martwić. Tam również nie oszczędzano i nadal mamy do czynienia z w pełni symetryczną topologią o nachyleniu 50dB/okt. i w głównej mierze opartą na komponentach Mundorfa.
Za kolejne novum można uznać umieszczoną nad pojedynczymi, znanymi już z poprzedniej inkarnacji terminalami WBT Nextgen zworę pozwalającą na modulowanie niskich częstotliwości. Jest to rozwiązanie znane z wyższych serii Gauderów, co wydaje się całkiem logicznym krokiem ku pełnej unifikacji niemieckiej oferty i być może zapowiedzią, że w odsłonie mk3 zamiast powlekanych polimerem aluminiowych średnio- i nisko- tonowych X-Pulse’ów zobaczymy rasowe porcelanowe Accutony. No ale dość tych wróżb i pobożnych życzeń, bo najwyższy czas zejść na ziemię, przy której też się sporo dzieje. Jak to tradycyjnie w Gauderach, a przynajmniej w większości modeli, bywa układ bas refleks dmucha właśnie w podłogę a oprócz regulowanych kolców, jako opcja dostępne są Spike Extension, które poprawiają stabilność kolumn i zgodnie z materiałami firmowymi pozwalają na jeszcze lepszą kontrolę reprodukowanego pasma. Powyższe deklaracje producenta, dzięki uprzejmości dystrybutora marki – katowickiego RCM-u. dane nam było zweryfikować nausznie podczas niniejszego testu, gdyż wraz z tytułowymi kolumnami otrzymaliśmy zarówno standardowe kolce, jak i owe rozczapierzone stopki.
Ponieważ w katowickim salonie 100-ki pograły zaledwie kilkadziesiąt godzin do akomodacyjnego przebiegu dołożyliśmy im jeszcze prawie tydzień i dopiero wtedy zabraliśmy się za krytyczne odsłuchy. W dodatku od razu uzbroiliśmy je w Spike Extension-y, żeby w przypadku ewentualnych różnic do firmowych kolców mieć pełen obraz sytuacji. Czemu nie na odwrót? Powód jest prozaicznie prosty – otóż każdy regres odbieramy zdecydowanie silniej od progresu, a co za tym idzie łatwiej jest nam wychwycić zalety i niuanse, których przy konieczności obniżenia lotów zostajemy pozbawieni.
Wracając jednak do naszych kruczoczarnych bohaterek, już od pierwszych taktów wielce energetycznego albumu „Aequilibrium” włoskiej, parającej się progresywną odmianą power-metalu, formacji Noveria jasnym stało się, że nowa odsłona „budżetowych” Guderów czego, jak czego, ale tzw. „łojenia” nie tylko się nie boi, co wręcz w tak morderczych dla ludzkich zmysłów klimatach czuje się jak ryba w wodzie. Nawet bez zaaplikowanej, zwiększającej ilość najniższych składowych, zwory bas schodził niezwykle nisko a przy tym charakteryzowała go wyśmienita równowaga między iście żelazną kontrolą a przyjemną dla odbiorcy krągłością. Dzięki czemu zarówno ekstatyczne perkusyjne pasaże Omara Campitelli’ego wspierane dziko szarpanymi przez Andreę Arcangeli’ego strunami basu mogły zachwycać swoją różnorodnością a nie zlewać się w bezkształtną, papkę. Również soczyste i pełne epickiego patosu gitarowe riffy Francesco Mattei nie miały się czego wstydzić, gdyż za każdym razem Gaudery dwoiły się i troiły by pokazać ich bogactwo i iście dreamową (od Dream Theater) wirtuozerię. Co jednak ważne, w tej pozornie bezpardonowej nawałnicy dźwięków próżno szukać było chaosu. Każda, nawet najbardziej połamana linia melodyczna miała swój sens, każdy akord wpisywał się kontekst a wokaliza nie istniała tylko dla siebie, lecz stawała się dopełnieniem całości. Prawdę powiedziawszy najbardziej obawiałem się góry, gdyż dotychczas używany w Arconach AMT wydawał się nie tyle na miejscu, co po prostu idealnym wyborem. I poniekąd miałem rację, gdyż „wydawać się” okazało się w tym przypadku kluczowe a zamiana żółtej harmonijki na porcelanowy „kapsel” wprowadziła Arcony na zdecydowanie wyższy pułap tak rozdzielczości, jak i wysublimowania. Jeśli ktoś spodziewał się przypisywanego Accutonom zmatowienia, bądź „deficytu” napowietrzenia sceny to bardzo mi przykro, ale nie ty razem. Dr. Gauder bowiem na Accutonach zna się jak mało kto i warto pamiętać, iż to, co aplikuje do swoich kolumn nierzadko jest pod jego dyktando specjalnie modyfikowane. Oczywiście po tytułowych Arconach nie ma co oczekiwać takiej swobody i blasku, co po wyposażonym w diamentowe „gwizdki” sporo mniejszym i znacznie droższym modelu Vescova Mk II, jednak kierunek wprowadzonych przez konstruktora zmian idzie właśnie w tę stronę.
Zmiana repertuaru na nieco spokojniejszy ukazała niemieckie podłogówki od zaskakująco lirycznej strony. Jeszcze ciepły, pełen nastrojowego plumkania suto podlanego elektronicznym sosem, trwający niespełna kwadrans krążek „Bedroom EP” Selah Sue zabrzmiał niezwykle koherentnie i gęsto. Kolumny natychmiast „zniknęły” z OPOS-a, po prostu zdematerializowały się, czyli zachowały się jak rasowe monitory a my pozostaliśmy sam na sam z muzyką. Matowość głosu wokalistki bynajmniej nie wynikała z maniery kolumn a jedynie natywnej barwy jaką dysponuje rudowłosa pannica. Podobnie sytuacja miała się z twórczością jeszcze bardziej chropawej Barb Jungr, która na „Hard Rain [The Songs of Bob Dylan & Leonard Cohen]” potrafi w systemach zbyt bezpardonowo eksponujących sybilanty zdrowo zaleźć za skórę. Tymczasem z Gauderami w torze ww. szansonistka została potraktowana z niezwykłą atencją, jednak bez przekraczania cienkiej linii odgradzającej namacalność od napastliwości.
Kwestię zdolności reprodukcji najniższych składowych załatwił odsłuch naszego dyżurnego „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, który z syntetycznym basem zapuszczał się w rejony, gdzie diabeł mówi dobranoc i nawet z podniesionymi roletami jest ciemno, że oko wykol. W dodatku owe iście infradźwiękowe, ambientowe poczynania nie zakłócały reszty pasma, więc zarówno akustycznej gitary Rogera Ludvigsena, jak i trąbki leadera.
Mała wolta, ustawienie kolumn „na głowie”, zamiana Spike Extension-ów na standardowe kolce, powrót do właściwego ustawienia i … auć. Nie, to nie jest złe granie, gdyż charakter kolumn został zachowany, ale nie owijając w bawełnę całość znacząco straciła na motoryce i rozdzielczości. Śmiało można powiedzieć, że dźwięk „siadał” i nie wiadomo gdzie ulotnił się dotychczasowy, wydawać by się mogło natywny timing. Szybka powtórka z rozrywki, czyli repeta dopiero co opisywanych albumów pokazała, że niby da się z tym dźwiękiem żyć, ale lepiej nie sięgać zbyt daleko pamięcią do tego, jak 100-ki grały uzbrojone w opcjonalne nóżki.
Sytuacja poprawiła się dnia następnego, gdy bezpośredniość porównań nie była tak oczywista i świeża. Mówi się, że czas leczy rany i chyba w tym momencie owa reguła zadziałała, gdyż jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki poprzednia trauma ewidentnie zrobiła sobie wolne. Niemniej jednak, jeśli tylko będziecie Państwo mogli umówić się na dostawę/odsłuch ww. Gauderów, to szczerze sugeruję od razu zainteresować się ich „doposażoną” w Spike Extension-y. Poznacie je wtedy od najlepszej strony i grające niejako na setkę.
Gauder Arcona 100mk2 to duże, trójdrożne, podłogowe kolumny, którym żaden repertuar niestraszny. Są przy tym bezapelacyjnie lepsze od swoich bądź co bądź nader udanych poprzedniczek, co niejako na starcie daje im spory kredyt zaufania, którego nie tylko nie marnują, lecz wręcz rozbudowują o kolejne zalety wynikające z zastosowania ceramicznego tweetera i przeprojektowania zwrotnicy. Jeśli zatem dysponujecie Państwo odpowiednim metrażem, oraz wydajną prądowo i po prostu mocną amplifikacją, to chociażby z czytej ciekawości warto rzucić uchem na nasze dzisiejsze bohaterki.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: RCM
Cena: 37 850 PLN
Dane techniczne:
Konstrukcja: 3-drożna
Impedancja: 4 Ω
Moc muzyczna: 270 W
Wymiary (W x S x G): 114 x 21 x 39 cm
Waga: 29 kg
Dostępne warianty kolorystyczne: czarny/biały wysoki połysk